07.01.2023, 14:43 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 16:11 przez Morgana le Fay.)
Na Merlina, jakie to szczęście, że nie tylko Śmierciożercy niszczą – westchnęła w myślach, pracując nad mugolską kobietą. Gdyby to BYŁ Śmierciożerca – musiałaby zrobić to, czego się brzydziła każdą cząstką siebie, czyli zatrzeć ślady, aby aurorzy nie mogli wpaść nijak na jego trop. Właściwie najprościej byłoby zmienić pracę, ale gdy udawało się, że nadal się było tą samą Alanną, która bez mrugnięcia okiem potrafiła siać terror, najzwyczajniej nie mogła – zwłaszcza że znajdowała się w idealnym miejscu, by utrudniać wszystkim dochodzenie i tropienie popleczników ja-jestem-jebałciępies-Voldemorta.
Stała przed domem, który wyglądał jak każdy normalny dom, w którym wiedziono całkiem przyzwoite życie. Przystrzyżony trawnik, zadbane klomby, a jednak…
… jednak w jego wnętrzu kryły się ślady czarnej magii. A jak na czarną magię przystało – niszczyła, nie budowała. I z tego właśnie powodu ściągnięto tu całą ekipę z Ministerstwa Magii. Bo jeszcze przed chwilą ten dom wcale nie wyglądał „normalnie”, tylko połowicznie praktycznie nie istniał, dodać do tego należało trójkę poważnie rannych mugoli (zostali już złożeni do kupy, a pamięć odpowiednio im zmodyfikowano) i świadków. Może na tym by się skończyło; porozmawiano by, spisano odpowiednie raporty i do widzenia, niemniej od domu wciąż dało się wyczuć czarną magię. Stąd też pofatygowano tu też jeszcze aurora. Co do niego…
- Ej, jest w końcu ten auror czy nie? Jak przywlókł tu swoją dupę, to dajcie mi tu go, bo ona widziała parę rzeczy i nie wiem, może będzie chciał z nią pogadać, zanim ją wyczyszczę? – rzuciła całkiem głośno do współpracowników, nie racząc się choćby obejrzeć przez ramię.
- Spokojnie, jeszcze parę chwil i nie będziesz wiedziała, że tu coś się w ogóle stało – mruknęła do swojej „pacjentki”, omotanej oczywiście zaklęciami. Inaczej zapewne ciężko by było o względnie normalne dogadanie się, zwłaszcza gdy przed oczyma machano magią i coś, co powinno zająć miesiące, sprowadziło się do paru tylko chwil.
Stała przed domem, który wyglądał jak każdy normalny dom, w którym wiedziono całkiem przyzwoite życie. Przystrzyżony trawnik, zadbane klomby, a jednak…
… jednak w jego wnętrzu kryły się ślady czarnej magii. A jak na czarną magię przystało – niszczyła, nie budowała. I z tego właśnie powodu ściągnięto tu całą ekipę z Ministerstwa Magii. Bo jeszcze przed chwilą ten dom wcale nie wyglądał „normalnie”, tylko połowicznie praktycznie nie istniał, dodać do tego należało trójkę poważnie rannych mugoli (zostali już złożeni do kupy, a pamięć odpowiednio im zmodyfikowano) i świadków. Może na tym by się skończyło; porozmawiano by, spisano odpowiednie raporty i do widzenia, niemniej od domu wciąż dało się wyczuć czarną magię. Stąd też pofatygowano tu też jeszcze aurora. Co do niego…
- Ej, jest w końcu ten auror czy nie? Jak przywlókł tu swoją dupę, to dajcie mi tu go, bo ona widziała parę rzeczy i nie wiem, może będzie chciał z nią pogadać, zanim ją wyczyszczę? – rzuciła całkiem głośno do współpracowników, nie racząc się choćby obejrzeć przez ramię.
- Spokojnie, jeszcze parę chwil i nie będziesz wiedziała, że tu coś się w ogóle stało – mruknęła do swojej „pacjentki”, omotanej oczywiście zaklęciami. Inaczej zapewne ciężko by było o względnie normalne dogadanie się, zwłaszcza gdy przed oczyma machano magią i coś, co powinno zająć miesiące, sprowadziło się do paru tylko chwil.
302