• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[04.04.1972] Alanna&Patrick

[04.04.1972] Alanna&Patrick
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#1
07.01.2023, 14:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 16:11 przez Morgana le Fay.)  
Na Merlina, jakie to szczęście, że nie tylko Śmierciożercy niszczą – westchnęła w myślach, pracując nad mugolską kobietą. Gdyby to BYŁ Śmierciożerca – musiałaby zrobić to, czego się brzydziła każdą cząstką siebie, czyli zatrzeć ślady, aby aurorzy nie mogli wpaść nijak na jego trop. Właściwie najprościej byłoby zmienić pracę, ale gdy udawało się, że nadal się było tą samą Alanną, która bez mrugnięcia okiem potrafiła siać terror, najzwyczajniej nie mogła – zwłaszcza że znajdowała się w idealnym miejscu, by utrudniać wszystkim dochodzenie i tropienie popleczników ja-jestem-jebałciępies-Voldemorta.
  Stała przed domem, który wyglądał jak każdy normalny dom, w którym wiedziono całkiem przyzwoite życie. Przystrzyżony trawnik, zadbane klomby, a jednak…
  … jednak w jego wnętrzu kryły się ślady czarnej magii. A jak na czarną magię przystało – niszczyła, nie budowała. I z tego właśnie powodu ściągnięto tu całą ekipę z Ministerstwa Magii. Bo jeszcze przed chwilą ten dom wcale nie wyglądał „normalnie”, tylko połowicznie praktycznie nie istniał, dodać do tego należało trójkę poważnie rannych mugoli (zostali już złożeni do kupy, a pamięć odpowiednio im zmodyfikowano) i świadków. Może na tym by się skończyło; porozmawiano by, spisano odpowiednie raporty i do widzenia, niemniej od domu wciąż dało się wyczuć czarną magię. Stąd też pofatygowano tu też jeszcze aurora. Co do niego…
  - Ej, jest w końcu ten auror czy nie? Jak przywlókł tu swoją dupę, to dajcie mi tu go, bo ona widziała parę rzeczy i nie wiem, może będzie chciał z nią pogadać, zanim ją wyczyszczę? – rzuciła całkiem głośno do współpracowników, nie racząc się choćby obejrzeć przez ramię.
  - Spokojnie, jeszcze parę chwil i nie będziesz wiedziała, że tu coś się w ogóle stało – mruknęła do swojej „pacjentki”, omotanej oczywiście zaklęciami. Inaczej zapewne ciężko by było o względnie normalne dogadanie się, zwłaszcza gdy przed oczyma machano magią i coś, co powinno zająć miesiące, sprowadziło się do paru tylko chwil.

302
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#2
10.01.2023, 15:41  ✶  
To był jeden z tych najzwyklejszych dni, kiedy niewiele działo się w biurze Aurorów. Patrick spędził całkiem owocne przedpołudnie szkicując brzydką, nieforemną wazę na zupę. Przysłał im ją do biura jakiś czarodziej z listem, że akurat ta waza na zupę miała być przeklęta. Zaledwie rzut oka na przedmiot wystarczył by zrozumieć, że ten przeklęty nie był a jedyne dwa przekleństwa, które trawiły rodzinę ślącego czarodzieja polegały na tym, że on był paranoikiem a jego żona nie potrafiła gotować.
Toteż gdy przyszło wezwanie by pojawić się w mugolskiej części Londynu, Steward wystrzelił zza swojego biurka jak z procy. Po pierwsze, musiał rozprostować kości. Po drugie, potrzebował świeżego powietrza by przewietrzyć mózg. Po trzecie, każde wezwanie było lepsze niż przyglądanie się tej przeklętej wazie, z którą nie wiadomo było co należało teraz zrobić. Po czwarte, w odróżnieniu od wielu czarodziejów, Steward lubił mugolską część Londynu, bo lubił mugoli. Lubił anonimowość, którą czuł, gdy przemierzał obok nich ulice, gdy siedział razem z nimi w pubie i gdy gawędził z nimi przy piwie.
Zaraz po aportacji, zaczepił jednego z pracujących na miejscu pracowników Ministerstwa Magii a potem skierował się bezpośrednio ku pochylającej się nad mugolską kobietą czarownicy. Z zaaferowaniem popatrzył na odbudowany naprędce dom. Zastanawiał się, co przywiodło jakiegoś czarnoksiężnika do zajęcia się akurat mieszkającymi w środku ludźmi. Choć mugole byli stosunkowo łatwym celem, zazwyczaj nie budzili szczególnego zainteresowania wśród czarodziei. Nie, dopóki w ich rodzinach nie pojawiał się ktoś, w czyich żyłach płynęła czarodziejska krew. W pierwszej chwili wcale nie powiązał sylwetki Alanny z tą, którą spotkał podczas święta Ostary na cmentarzu. Nawet jej ognistorude włosy nie sprawiły by coś drgnęło w jego umyśle. Ale też tym razem nie poczuł przy niej znajomego zapachu należącego tak naprawdę do kogoś zupełnie innego.
Na krótko, bo sytuacja, do której został przysłany nie należała wcale do wesołych, uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, gdy usłyszał jej słowa.
- Stoję za twoimi plecami – odpowiedział, ale w jego głosie nie dało się już wyczuć błąkającego się chwilę wcześniej na ustach uśmiechu. Tak naprawdę, gdy widział co czarodzieje robili mugolom, którzy zetknęli się z magią, w uszach zawsze miał tę przeklętą maksymę, która jak mantra naznaczyła życie jego rodziców: dla większego dobra. Ale on jakoś nie do końca mógł uwierzyć, że to wszystko naprawdę było dla jakiegokolwiek dobra. I chociaż wiedział, że mugolka zostanie uzdrowiona a jej pamięć oczyszczona ze związanych z magią wspomnień, wciąż jakaś jego część czuła, że kryła się za tym wszystkim zwodnicza niesprawiedliwość i upokorzenie. – Cześć – rzucił w stronę mugolskiej kobiety. Przykucnął obok niej, żeby ich twarze znalazły się na jednej wysokości. W głosie aurora pojawiły się łagodne tony, jakby mówił albo do dziecka, albo do kogoś bardzo bliskiego. – Mam na imię Patrick. Opowiesz mi, co się właściwie tutaj wydarzyło?
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#3
11.01.2023, 22:08  ✶  
Nie był to pierwszy raz, kiedy wzywano aurora na miejsce, w którym sama akurat się znajdowała, żeby posprzątać, zatrzeć magiczne ślady w mugolskim świecie. Na początku wiecznie miała ściśnięte gardło – w końcu doskonale wiedziała, iż Patrick zaliczał się do tej grupy i co za tym idzie - spodziewała się, że się pojawi.
  Nie stało się tak jednak za pierwszym razem, drugim, trzecim, którymś tam z kolei. Aurorów ściągano, on się nie pojawiał, przez co za każdym razem mogła odetchnąć z ulgą – nawet jeśli jednocześnie w jakiejś części była zawiedziona; w końcu zawsze to okazja, by móc znaleźć się bliżej niego, bez wzbudzania podejrzeń – a czujność przygasła.
  Może nawet podświadomie uznała, że skoro do tej pory nie znalazł się na miejscu zdarzenia, to nie pojawi się wcale. Życie niespodziewanie i dość brutalnie – bo ze sporego zaskoczenia – uświadomiło ją, że takie przekonanie, nawet jeśli nieuświadomione, było bardzo, bardzo mylne.
  Aż drgnęła, gdy usłyszała za sobą tak dobrze znany głos , głos, który miała okazję słyszeć tak niedawno, a jednocześnie o wiele zbyt dawno. Nie zwróciła twarzy ku Patrickowi, nie od razu – potrzebowała tych paru drobniutkich chwil, by odzyskać zaburzoną równowagę, opanować rozbuchaną nagle panikę. Był tu. Obok.
  I nadal nie mógł wiedzieć, że jest Clare, choć niczego innego tak nie pragnęła, jak uwieszenia się mu na szyi, wtulenia się cała sobą w niego i to tak, że cały świat poza objęciami mężczyzny naprawdę przestałby istnieć.
  - No proszę, kogo tu przywiało – rzuciła, zmuszając wargi do wygięcia się w dość kpiącym uśmiechu; może nawet by coś jeszcze dorzuciła, niemniej wglądało na to, że praktycznie od razu przeszedł do pracy, czyli do tego, po co się tu pojawił. Przesunęła nieco, nawet ostatecznie wstała, dając Stewardowi przestrzeń na rozmowę z mugolską kobietą – dość młodą i trochę pucołowatą; nie znaczyło to, że spuściła z nich spojrzenie choćby na chwilę, wręcz przeciwnie.
  - Czeeeść – widocznie naprawdę nad nią się napracowano, skoro nie trzęsła się jak osika i jeszcze była zdolna zachować jako taki spokój – Mary. I nie jestem pewna, Mark przyprowadził znajomego, mówił, że spotkał go po drodze, dawno się nie widzieli, akurat Glen nie miał żadnych planów, więc zgodził się przyjść, zwłaszcza że Matt...
  - Mary, to nie jest ważne. Figurka? – wtrąciła zaskakująco łagodnie Alanna, przerywając słowotok. Nie mieli całego dnia na sterczenie tutaj i wysłuchiwanie całej historii od samego początku.
  - Figurka…? Och, tak, Glen w pewnym momencie wyjął posążek wilka, Mark jak to zobaczył to się wściekł, mówił coś o ponuraku, nie rozumiem, to przecież był tylko wilk, a potem było zielone światło i wybuch... – urwała, zaczęła szybciej oddychać, szare oczy się zaszkliły.
  Clare z powrotem przykucnęła, gotowa sięgnąć ponownie po magię, gdyby zaklęcia, jakie na nią nałożyła, miały okazać się zbyt słabe. I nie odpuściła krótkiego spojrzenia, rzuconego z ukosa, wprost na Patricka.

460/1655
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#4
12.01.2023, 02:47  ✶  
Wreszcie, gdy Patrick zobaczył twarz Alanny w jego oczach błysnęło zrozumienie. Zmarszczył brwi, zaskoczony tym, że stanął właśnie twarzą w twarz z kobietą, którą nie tak dawno temu spotkał na cmentarzu. Zapatrzył się na nią odrobinę za długo, by mogło to zostać uznane za niecelowe, ale zaraz po tym wziął się w garść i zaczął zachowywać normalnie.
Tamtego dnia, kiedy wracał z cmentarza trochę myślał o nieznajomej. Zastanawiał się czy widziała kogoś, kto mógłby złożyć kwiaty na grobie jego rodziców. Przez chwilę nawet podejrzewał, że sama to zrobiła. I to dopiero absurdalność tej myśli, otrzeźwiła go.
Kimkolwiek była rudowłosa kobieta, nie miała żadnego powodu, by przyjść na grób jego rodziców. Ten grób odwiedzał głównie on. Czasem jeszcze najwyżej babcia. Wcześniej Clare, ale Clare nie żyła.
Przez pierwsze dwa dni po Ostarze, Patrick czekał. Siedział jak na szpilkach, jakby podświadomie szykował się na coś, co mogłoby przewrócić jego życie do góry nogami. Ale nic się nie wydarzyło. Wszystko trwało dalej, tym samym jednostajnym i uporządkowanym ruchem. Aż wreszcie zrozumiał, że nic się nie stanie. A potem, nie był już wcale pewien, czy rzeczywiście wyczuł przy nieznajomej zapach perfum Clare, czy ich sobie nie wymyślił, czy nie wygłupił się, bo tak bardzo chciał przypomnieć sobie kogoś, kogo już nie było.
- Ach, więc pracujesz w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof – odpowiedział, jakby nie dostrzegając (albo celowo ignorując kpiarski ton, którym do niego mówiła). Przynajmniej wiedział już, gdzie mógłby ją odnaleźć, gdyby kiedyś przyszło mu do głowy, by jej poszukiwać.
W tej chwili jednak bardziej niż Alanną, był zainteresowany mugolską kobietą. Patrzył na nią łagodnie, jakby świetnie się znali i przyjaźnili od lat – choć widział ją po raz pierwszy w życiu. Słuchał jej paplaniny, i pewnie, gdyby nie panna Carrow, wysłuchałby jej do samego końca, może przez to, że jako auror wolał, gdy przy przesłuchiwani mówili sami, w natłoku słów ujawniając więcej niż zrobiliby to, gdyby wiedzieli jak chciwie łowił każde słowo, które padało z ich ust.
- Wiesz co się stało z Markiem? – zapytał, pytanie kierując bezpośrednio do Alanny. Była tu od początku, pewnie mogła wiedzieć, kim były pozostałe ofiary. I czy wśród nich trafił się przypadkiem jakiś czarodziej. Choć równie dobrze Mark-czarodziej mógł w mugolskim świecie korzystać z przybranej tożsamości. Ale jego obecność przynajmniej częściowo wyjaśniałaby, czemu właściwie ktoś zechciał zaatakować kilku mugoli, w tym Mary i jej znajomego Glena. – Znaleźliście na miejscu ślady po rozbitej figurce? – To pytanie również zadał Alannie.
A potem uśmiechnął się i zwrócił pełną uwagę na pucołowatą mugolkę.
- Dzięki, Mary. Niesamowicie mi pomogłaś. A co się właściwie stało z Mattem? Pokłócił się z Markiem? – zainteresował się. I znowu przemawiał do oszołomionej kobiety takim tonem, jakby od wielu lat był jej najbliższym przyjacielem.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#5
15.01.2023, 04:17  ✶  
Spotkanie oko w oko niewątpliwie było swego rodzaju przełomem – o czym Patrick wiedzieć nie mógł żadnym sposobem. Dzień Ostary z perspektywy Clare był jednym wielkim błędem, którego nie powinna była popełniać ze względu na bezpieczeństwo bliskich; teraz bowiem przede wszystkim myślała o nich, nie o sobie.
  Choć o sobie, oczywiście, po części też – jakoś musiała wpasować się w ramy wyznaczone przez ciało i życie Alanny, żeby mieć choćby niewielką szansę na dotknięcie życia, jakie wiodła kiedyś. Pełne wskoczenie na dawne tory było jednak, rzecz jasna, niemożliwe.
  W końcu Kordelia Clarette Crouch leżała od ponad roku pogrzebana, o czym świadczyły litery wyryte na nagrobku.
  Mimo wszystko to przypadkowe – no, nie do końca, w końcu musiała zdawać sobie sprawę z tego, iż Steward również pojawi się na grobach – spotkanie na cmentarzu wywołało uparcie nawracającą falę wspomnień i pragnień. Może powinna była jakoś wyciągnąć rękę do mężczyzny, którego pokochała tak mocno, iż była zdolna powrócić do tego świata. Może jednak nic się nie stanie, jeśli spróbuje się do niego zbliżyć – tylko ostrożnie, małymi kroczkami, tak, żeby nie rzucić się w oczy poplecznikom Voldemorta. Tfu, Lorda Voldemorta, nie mogła o tym zapominać. W każdym razie przekonała się, że nawet coś tak niewinnego jak zapach mogło stanowić detal, przez który maska może opaść; w iście błyskawicznym tempie odkopała perfumy, jakie nosiła pierwotna właścicielka tego ciała. Cięższe, zdające się oblepiać czarownicę, przywodzące na myśl tytoń i orientalną słodycz.
  - Aha. A ty w Przestrzegania Praw Czarodziejów – skwitowała „odkrycie” (w końcu to nie tak, że o tym nie wiedziała) bez specjalnych emocji w głosie. Ogólnie rzecz biorąc nie wtrącała się do przesłuchania, nie licząc sprowadzenia kobiety na ziemię – może to była kwestia tego, że sama historię już znała i nie uważała, by te wszystkie „mugolskie pierdolety” (jak określiłaby Alanna) miały znaczenie dla historii.
  - Doprowadzają go właśnie do stanu używalności – poinformowała krótko Stewarda, nie zagłębiając się w szczegóły. Nie było raczej takiej potrzeby, w każdym razie zdawało się, iż pechowiec nadal znajduje się w pobliżu– Mhm, nie ruszaliśmy tego – dodała. W końcu tykanie czegoś potencjalnie czarnomagicznego lepiej pozostawić osobom, które miały odpowiednie kompetencje.
  - … eee, wyjechał – odparła po chwili, jakby musiała się dobrze zastanowić i sobie przypomnieć; wszak przed chwilą mówiła o czym innym, a tu nagle taka zmiana tematu! - Mogę… mogę ci jeszcze jakoś pomóc?

381/2036
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#6
18.01.2023, 15:22  ✶  
Patrick zmarszczył czoło, słysząc kąśliwą odpowiedź Alanny. Pokręcił głową. Trochę bawiła go ta niechęć zupełnie przypadkowej, młodej kobiety. Nie rozumiał z czego mogła wynikać. Owszem, nie zachował się szczególnie racjonalnie tamtego dnia na cmentarzu, ale też – gdy o tym potem myślał – nie zrobił niczego, czym mógłby sobie zasłużyć na jakąś głębszą niechęć. Nie pamiętał innego spotkania z rudowłosą. Nie kojarzył jej z żadnego porannego biegania lub pubu, w którym mogliby przebywać razem, i w którym siłą rzeczy mógłby zrobić coś, co by ją uraziło. Nawet w Ministerstwie Magii nie zwracał na nią zbytniej uwagi. Tak, mijali się czasem na korytarzu albo widział ją stojącą w jakimś gabinecie, ale tylko tyle. Nie narzucał się jej. Nie próbował jej na siłę podrywać. Nawet nie zaoferował jej koleżeństwa. Nie zrobił nic, by go znielubiła.
A kucając teraz obok Alanny, miał wrażenie, że wyraźnie go nie lubiła. Jakby irytował ją samym faktem, że był i że teraz znajdował się tuż obok niej.
Patrzył na Mary wyrozumiale. Zdawał sobie sprawę, że mugolka zapomni o jego istnieniu za kilka chwil, ale nie chciał by choćby przez ten czas, w którym istniał w jej pamięci, zagnieździł się tam jako ten okropny facet, który na nią krzyczał i przepytywał.
- Nie, ale i tak bardzo mi pomogłaś – zapewnił ją, podnosząc się z kucek.
Jakby na to nie patrzeć, mimo iż wezwano ją tutaj tylko po to, by posprzątała, Alanna była o wiele kompetentniejszym źródłem wiedzy niż naoczny świadek zdarzenia.
- Pokażesz mi, gdzie leżą te… pozostałości? – zapytał rudowłosą. – Dobrze zrobiliście, że ich nie dotykaliście. Chociaż pewnie są już na nic, może uda się odkryć, co było nałożone na tę figurkę.
Gotów był przejść się z Clare a potem – za pomocą magii – zabezpieczyć fragmenty figurki w taki sposób, by potem bezpiecznie przetransportować je do Biura Aurorów. Kiedy szli, odruchowo rozglądał się po okolicy.
Zastanawiał się czy Mark naprawdę będzie potrafił im pomóc. Być może jego przyjaciółka, dziewczyna, narzeczona, kochanka, znajoma, kimkolwiek była Mary, nieopatrznie wskazała jego motywacje, gdy mówiła o Ponuraku. Może nic nie wiedział, tylko był tym przesądnym magiem, który dostawał piany na usta, ilekroć w grę zaczynały wchodzić zabobony.
- A potem do Marka. Obiecuję, że nie zajmę ci więcej czasu niż to absolutnie koniecznie – dodał jeszcze, trochę usprawiedliwiająco, jakby niespecjalnie chciał po raz kolejny wsłuchiwać się w jej złośliwy ton. Tamtego dnia na cmentarzu to tylko przez te perfumy, przez to że nimi pachniała, że pojawiła się na cmentarzu tego szczególnego dnia, tylko dlatego zdecydował się ją zaczepić. Nie był ani jej wrogiem, ani natrętnym absztyfikantem.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#7
22.01.2023, 16:03  ✶  
A może wyjaśnienie było o wiele prostsze niż jakaś wyimaginowana krzywda ze strony Patricka? Może Alanna właśnie taka po prostu była – złośliwa ruda jędza, docinająca na każdym możliwym kroku. Bo mogła, bo chciała, bo taką miała naturę. Tyle że jednocześnie na tyle sprawdzała się w pracy, że nie wylatywała jeszcze z niej hukiem… bądź była to kwestia odpowiednich pleców w Ministerstwie.
  Może po prostu problem wcale nie leżał w Patricku.
  Choć tak po prawdzie, Clare właśnie taką Alannę poznała – cierpką, niechętną wobec niemal każdego, a w przypadku Patricka… och, może nawet przedobrzała, w obawie, iż ktoś mógł się dopatrzyć w jej zachowaniu czegoś alarmującego. Czegoś wskazującego na to, że ona – śmierciożerczyni – brata się z kimś, kto przecież na nich poluje, zwłaszcza że, jak do tej pory, Carrow ze Stewardem wiele wspólnego ze sobą nie mieli.
  Toteż obawiała się, że dość nagła zażyłość może wzbudzić podejrzenia – stąd też obierała ścieżkę, po której kroczenie raniło, jednakże była zdecydowana nią podążać. Wszystko, byleby tylko chronić tego, dla którego wróciła zza Zasłony.
  Ale Steward o tym wiedzieć nie miał jak.
  - Pokażę. – odparła dość rzeczowym tonem – zresztą, jakkolwiek by nie patrzeć, właśnie po to też auror tu był, nie miała więc powodów, by szukać sposobu, jak dociąć mężczyźnie również i na tym polu. Skinęła też głową, akceptując prośbę o wskazanie Marka – Daj mi tylko chwilę, bo rozumiem, że to już wszystko, jeśli o nią chodzi? – spytała, unosząc nieśpiesznie różdżkę. Cóż, nie mogła zostawić Mary tych wspomnień, o czym oboje doskonale wiedzieli. Sama zaś Mary posłała Stewardowi jeszcze w miarę ładny uśmiech.
  Gdy tylko uzyskała potwierdzenie, że w istocie to wszystko – wymamrotała pod nosem parę słów, skupiając się na mugolaczce. Albo i nie, jeśli życzeniem Stewarda było jeszcze zostawić ją w spokoju, bo po oględzinach mógł mieć dodatkowe pytania.
  - Idziemy – mruknęła pod adresem Patricka, kierując się w stronę domu. Potraktowany dużą ilością magii nie sprawiał wrażenia, że stało się tu cokolwiek niepokojącego, cokolwiek, co wymagało jakiejkolwiek interwencji ze strony czarodziejów. A jednak…
  Prowadziła Stewarda w milczeniu, z jednej strony ie widząc potrzeby prowadzenia konwersacji, z drugiej strony – najzwyczajniej w świecie sobie nie ufała. Nie przy Patricku, nie, gdy znajdował się tak blisko, że mogłaby przecież wyciągnąć rękę, dotknąć, przytulić, wyszeptać do ucha, że oto jest, trwa nadal na tym świecie, mimo że w zupełnie innym ciele.
  Poruszała się pewnie, doskonale przecież wiedząc, dokąd należy pójść. Do całkiem obszernego salonu, gdzie obecnie jedynym śladem po minionych wydarzeniach były rozrzucone na podłodze szczątki figurki.
  - Wydaje mi się, że raczej nie powinno być odłamków w zakamarkach, sprawdzaliśmy – rzuciła, przesuwając się na bok, by Patrick mógł wejść do pomieszczenia. Oparła się plecami o ścianę, splatając ręce na piersi – Ewentualnie jeszcze poszukamy, jeśli uznasz, że to nie wszystko – dodała, bez zbędnego wyzłośliwiania się.
  Jakiś cud czy co.


2000<
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
23.01.2023, 04:12  ✶  
Wyraźne zmarszczenie brwi wskazywało na to, że Stewardowi nie do końca odpowiadało to, co się miało za chwilę stać.
- Tak. To już wszystko – odpowiedział cicho Alannie. Posłał jeszcze jedno, ciepłe, przyjazne spojrzenie Mary, ale tylko po to by za moment podnieść się z ziemi i odwrócić.
Nie chciał patrzeć na mugolkę w chwili, w której czyszczono jej pamięć. Nie chciał widzieć tej strony magii. Nie lubił widoku oczu zasłoniętych mgłą nieprawdy. Kiedyś, chwilę po śmierci Clare, gdy siedział na ławce w parku i zastanawiał się nad sobą i swoim życiem, sam chciał zapomnieć.
To był pijacki moment szaleństwa, zalany koszmarną nadzieją, że jedno rozległe obliviate mogłoby wyczyścić mu pamięć ze wszystkich wspomnień, które były związane z kobietą, którą kochał. W ten sposób pozbawiłby się przecież całego bólu, który czuł siedząc tam wtedy w śniegu, w mrozie, bez kurtki i bez nadziei.
Ale opamiętanie przyszło do niego szybciej niż sam chciałby. Jak bardzo smutno i okrutnie by to nie zabrzmiało: ból był dobry, bo oznaczał, że miał po kim aż tak cierpieć i aż tak rozpaczać. I sama świadomość tego, że chociaż przez kilka lat, miał obok siebie kogoś, kogo naprawdę kochał, była warta tamtego cierpienia. Przeżyli z Clare razem masę szczęśliwych chwil. Razem dorastali, razem chodzili do Hogwartu, razem się uczyli, malowali, spacerowali, kombinowali, jak uniknąć szlabanu i razem ten szlaban łapali. Nawet po szkole, kiedy już wiedział, że nie będą mieli szczęśliwego zakończenia, czuł się przy niej dobrze. Sam odwlekał ich rozstanie tak długo, jak długo tylko był w stanie. Nie mógłby tego przekreślić magią. Nawet spokój ducha nie był wart utraty takich wspomnień.
Z Mary to była teraz inna bajka. Alanna modyfikowała jej pamięć w taki sposób, by usunąć z niej wspomnienia o piekle, który potrafiła zgotować magia. Był w stanie nawet dopowiedzieć sobie, co umieszczała w zamian. Pewnie jakieś wspomnienia dotyczące wybuchu butli z gazem albo pijackiej bójki, w której ucierpiał jej znajomy. Jej nowe wspomnienia służyły wyższemu celowi, ale część Patricka wciąż uważała modyfikowanie pamięci za świętokradztwo.
W czasie rzucania zaklęcia, odszedł na bok. Patrzył na pracę reszty ludzi z Ministerstwa Magii, celowo pomijając wzrokiem Carrow. Zastanawiał się przy tym, czy z resztek czarnomagicznej figurki (czy przedstawiała wilka, czy ponuraka, czy kundelka to nie miało znaczenia), uda im się cokolwiek ustalić w biurze. Szanse na to były marne. Pozostawało mnóstwo klątw, które mogły zakończyć się wybuchem.
Uśmiechnął się cierpko, gdy usłyszał głos Alanny. Przewrócił ostentacyjnie oczami, ale ruszył za kobietą. Ta to potrafiła komenderować.
- Zaufam drobiazgowatości czarodziei z Biura Przestrzegania Praw Czarodziejów – rzucił, samemu pozwalając sobie na drobny żart.
Patrick widział sporo mugolskich domów. Ten nie wyróżniałby się na ich tle niczym szczególnym, gdyby nie to, że przed kilkunastoma minutami przypominał raczej pobojowisko niż zwykły budynek mieszkalny. Magia naprawdę potrafiła zdziałać cuda. Z jednej strony, kilkoma machnięciami różdżki potrafiła zareperować cały dom, z drugiej pozbawić kogoś traumatycznych wspomnień.
Mimowolnie rozejrzał się po salonie, do którego weszli. Niby nic szczególnego, a potrafił wyobrazić sobie imprezujących tu mugoli. Przykucnął przy szczątkach figurki. Zmrużył oczy, próbując wyobrazić sobie, jak wyglądała zanim uległa zniszczeniu. I może przez sugestię zawartą w słowach mary, naprawdę dostrzegł w nich pokazującego ostre kły Ponuraka.
Westchnął.
Jako malarz, miał zdecydowanie zbyt wybujałą wyobraźnię. Czarami zabezpieczył znalezione resztki po czarnomagicznej figurce i przeniósł je do specjalnego opakowania.
- To teraz do Marka. Może on będzie miał do powiedzenia coś więcej niż Mary – podsumował, a potem znowu ruszył za rudowłosą zołzą.
Mark wyglądał jak typowy mugol. W dodatku jeden z tych, którzy większą część swojego życia spędzili w dresach, pałętając się bez celu po okolicy. Miał ogoloną na łyso czaszkę i złoty kolczyk w lewym uchu. Na widok aurora spiął się mocno, ale gdy zaczął składać wyjaśnienia, to okazało się, że jest dość bystry. Widać było – a przynajmniej Patrick odniósł takie wrażenie – że bardzo chciał pomóc w ujęciu tego, kto mógł sprzedać jego znajomemu przeklętą figurkę, ale nie za wiele wiedział.
- Glen powiedział, że kupił ją po okazyjnej cenie. Miała mu przynieść szczęście. Jak mi ją pokazał to od razu rozpoznałem Ponuraka.
- Wybuchła sama, czy któryś z was uderzył nią o ziemię?
- Sama, ale czułem, że może to zrobić. Zdążyłem rzucić na siebie i Mary zaklęcie ochronne. Jestem całkiem niezły w magii bezróżdżkowej – wtrącił usprawiedliwiająco. – Cholera, jakbym wiedział wcześniej… - pokręcił głową. – Tego wszystkiego dałoby się uniknąć.
Patrick już nawet nie musiał pytać, czego uniknęłaby Mary, Glen i Mark.
Łączna liczba słów ok. 2100
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Patrick Steward (2088), Alanna Carrow (1649)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa