• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[16.04.1972] Szalona miotła

[16.04.1972] Szalona miotła
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#1
15.01.2023, 22:04  ✶  
wiadomość pozafabularna
Twoja (lub pożyczona) miotła oszalała i nie chce się zatrzymać. Jesteś bardzo wysoko nad ziemią i cały czas lecisz do przodu, nie mogąc kontrolować kierunku, w którym się przemieszczasz. Miotła leci w stronę mugolskiej wioski.

To był bardzo, bardzo, bardzo głupi pomysł.
  Może nawet najgłupszy w życiu, niemniej kilka rzeczy pretendowało do tego tytułu i nie była do końca pewna, który dzierżył palmę pierwszeństwa.
  Ostatni raz siedziała na miotle, gdy odbyły się ostatnie zajęcia na drugim roku w Hogwarcie; później jakoś niespecjalnie miała okazję dosiadać tych wehikułów, a jeszcze później nie musiała praktycznie wcale. Teleportacja rozwiązywała większość problemów problemów logistycznych, a jeśli nie – no cóż, z niezrozumiałych dla czarodziejskiej społeczności powodów fascynowała się mugolskimi pojazdami. I jedna z takich maszyn znakomicie zastępowała ją miotłą – tyle że nie frunęła przez przestworza, a ścigała się z wiatrem, trzymając mocno ziemi.
  Może to trochę o to chodziło; wprawdzie nie zdiagnozowała u siebie lęku wysokości, to jednak wizja, iż mogłaby z takiej miotły najzwyczajniej w świecie zlecieć, bynajmniej nie wzbudzała jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Wręcz przeciwnie.
  Tyle że posiadłość rodową Longbottomów zamieszkiwało – lub przewijało się przez nią – tyle osób, że na spokojnie można było rozegrać towarzyski mecz Quidditcha. Od rozmów o tym do realizacji droga wybitnie daleka, niemniej bynajmniej nie chciała zlecieć z miotły od razu, gdy tylko na nią wsiadła.
  Raz, że wstyd, dwa, urażona duma własna, trzy – no hej, też chciałaby wziąć udział w zabawie i wyjść z tego w jednym kawałku, zamiast skończyć jako naleśnik. Może nie dosłownie, bowiem nie lataliby raczej na aż takich wysokościach, jednakże z pewnością byłyby to większe konsekwencje niż jedynie parę siniaków tu i ówdzie.
  Z tą myślą pożyczyła miotłę, spędziła nad nią dobry kwadrans - a może nawet i więcej, nie była pewna - odświeżając sobie pierwszą lekcję (ach, to „do mnie!” i przekonywanie kupy witek, żeby łaskawie ruszyła swój drewniany kuper), a następnie w końcu na nią wsiadła. W końcu, bowiem nie obyło się bez długiego wpatrywania się w nią wybitnie podejrzliwym spojrzeniem.
  Niebezpodstawnie.
  Same początki nie były takie znowu złe; ot, udało się wznieść na kilka cali, potem na stopę, zrobić mało pospieszne kółko wokół posiadłości. Całkiem znośnie, więc zaczęła zataczać coraz większe kółka i…
  … w pewnym momencie miotła się zbiesiła. Skręt? A gdzie tam, jaki znowu skręt.
  CZAS. LECIEĆ. PROSTO.
  Szkoda tylko, że totalnie wbrew woli Bonesówny. I najwyraźniej wszelkie próby skłonienia do współpracy oraz wykonania skrętu spaliły na panewce.
  - Hej, co ty wyprawiasz, nie lecisz, gdzie trzeba! – trochę spanikowana wydarła się na miotłę. Na ziemi czułaby się pewniej, jednak tu i teraz, w przestworzach, czuła się jak dziecko we mgle. I jedyne, co w tej sekundzie była zdolna wymyślić, to trzymanie się kija jak najmocniej, żeby przypadkiem nie zlecieć.
  Cholera, cholera, cholera, ze wszystkich możliwych kierunków ta miotła musiała sobie wybrać ten, gdzie leżała mugolska wioska!

431
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#2
15.01.2023, 22:25  ✶  
To był bardzo, bardzo dobry pomysł.
Mackenzie, poza trzema najzimniejszymi miesiącami roku, latała na miotle jeśli nie codziennie, to najmniej co drugi dzień. Zwykle jednak te loty związane były z treningami albo meczami quidditcha. Teraz, na początku sezonu i jednych, i drugich miała bardzo wiele: właściwie niemal cały marzec spędziła na boisku, trenując unikanie tłuczków, podania albo grając w pierwszych, ligowych rozgrywkach tego roku.
W kwietniu, po krótkiej i mało przyjemnej wizycie u matki, a potem nieprzyjemnej rozmowie w Londynie, poczuła, że musi uciec. A czy taka ucieczka nie będzie najlepsza na miotle właśnie? Co mogłoby się z nią równać? Ubrała się ciepło, bo na dużej wysokości mogłaby zmarznąć. Wyszeptała przed lustrem najpierw czar mający chronić podczas lotu oczy, a potem zaklęcie kameleona. Kiedy upewniła się, że jej sylwetka przyjmuje kolory tego, co znajdowało się za nią, przywołała miotłę. Oczywiście, to nie tak, że była całkowicie niemożliwa do zauważenia, z bliska każdy by ją dostrzegł, ale nie planowała lecieć nisko. Zresztą z Londynu wystartowała tuż przed świtem, gdy niebo było jeszcze ciemne, okolicę spowijał mrok, a nieliczni przechodnie chodząc pośród mgły nie dostrzegliby jednego punkciku ponad głowami.
Odbiła się z balkonu swojego londyńskiego mieszkania, i wzniosła wysoko ponad budynkami. Świat z tej odległości zawsze zdawał się taki daleki, podobnie jak wszystkie problemy. Mackenzie wydawało się, że zostawia je na ziemi: że tu, w powietrzu, liczy się tylko wiatr, unoszący ze sobą niechciane myśli, pęd powietrza, i nie ma żadnych granic. Green pochyliła się, zmuszając miotłę do szybszego lotu, mknąc nad miastem, tak szybko, że nawet bez zaklęcia kameleona stałaby się tylko rozmazaną plamą. Świszczało jej w uszach, a wiatr szarpał jasny kucyk, i wreszcie znów czuła się wolna. Kochała mecze, ale takie włóczęgi na miotle nie mogły z niczym się równać.
Wyleciała poza Londyn, coraz dalej i dalej. Chłód szczypał policzki i nawet gruba warstwa ubrań nie chroniła Mackenzie w pełni przed przemarznięciem – bo leciała tak wysoko, że chmury miała tuż nad głową, białe opary, a gdyby spojrzała w dół, ludzie byliby tylko małymi istotami, nie większymi od ptaków. Sama dla nich, nawet bez czaru, pewnie mogłaby też uchodzić za takiego ptaka. Tak wysokie loty były szaleństwem, ale Green w powietrzu była szalona, w przeciwieństwie do Mackenzie twardo stąpającej po ziemi.
Ranek zastał ją nie tak daleko od Doliny Godryka. Zwolniła wreszcie, zniżyła też lot, przypatrując się przesuwającej pod nią Kniei. Trochę zakłuło ją serce i pożałowała, że tu przyleciała.
Wykonała gwałtownie zwrot, mając zamiar gdzieś wylądować i się ogrzać – gdzieś z daleka od tego przeklętego lasu, pełnego duchów jej przodków. Ale wtedy jej uszu dobiegł… krzyk…?
Znów zakręciła w powietrzu, i dość szybko wypatrzyła kobietę. Sprawne oko graczki quidditcha wychwyciło szybko, że ta chyba nie czuje się zbyt pewnie na miotle.
W dodatku ta leciała ku mugolskiej wiosce, którą Mackenzie niedawno minęła.
Green wahała się tylko przez chwilę, nim wystartowała w jej stronę.
- Potrzeba pomocy?! – zawołała po chwili, lecąc jakieś trzy metry nad Mavelle. Była widoczna, chociaż przez wzgląd na zaklęcie, raczej słabo: niebiesko – biała, podobnie jak niebo nad nimi, ale w ruchu dało się dostrzec sylwetkę.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#3
17.01.2023, 00:59  ✶  
Z każdą chwilą utwierdzała się w przekonaniu, że na głupszy pomysł wpaść już nie mogła. Zdecydowanie trzeba było pozostać przy swoim motocyklu i nie zdradzać go z powietrzną lafiryndą, nawet jeśli zdrada ta miała mieć miejsce ku chwale dobrej zabawy i zacieśniania więzów rodzinno-lokatorskich.
  Cóż, wyglądało na to, że tym razem magia Brenny na Mavelle już nie zadziała, bowiem Bonesówna właśnie straciła wszelkie chęci do śmigania na drewnianym „rumaku” w pogoni za kaflem. Albo i zniczem. Chociaż chyba jednak raczej kaflem, biorąc pod uwagę, iż daleko jej było do sprawności, przy której nie obawiałaby się przekraczać wszelkie możliwe prędkości, byleby tylko złapać niewielką, skrzydlatą piłeczkę.
  Cóż, Qudditcha najwyraźniej lepiej pozostawić innym; sama po prostu się rozsiądzie i będzie zajadać kiełbaski – dokarmiając przy tym Gałgana, zapewne – oraz dopingować którąś z drużyn. Bo nie ma mowy, żeby Brenna (a przynajmniej tak zarzekała się w tej chwili) zdołała ją namówić do takich rozgrywek. Już prędzej zdecydowałaby się z nią pójść na włam – co oczywiście nie licowałoby nijak z wartościami, jakimi kierowały się w życiu obie kobiety, nie mówiąc już o tym, jakie świadectwo by wystawiły Brygadzie.
  Iście przewspaniałe.
  Co gorsza, nawet nie była odpowiednio ubrana na taką eskapadę. Nie planowała wzbijać się bardzo wysoko w przestworza; to miało być raptem parę rundek wokół domu na przyzwoitej wysokości; tylko tyle i aż tyle. Stąd też nie opatuliła się nie wiadomo jak, bo nie było takiej potrzeby.
  Przynajmniej do momentu, w którym miotła nie oszalała.
  Czyli problemy miała co najmniej dwa, na pierwszy rzut oka: zauważenie przez mugoli oraz potencjalne uświerknięcie na tej cholernej miotle.
  - Czekaj ty, przerobię cię na drzazgi, zobaczysz! – zagroziła jeszcze swojemu „rumakowi”. Rzecz jasna, groźba nie przypadła do gustu, co zaowocowało bryknięciem… ufff, dobrze, że nie puszczała kija ani na moment!
  W bezmiarze ciemności pojawiło się niespodziewane światełko w tunelu; zanim zdążyła dojść do wniosku, że może spróbować kogoś złapać poprzez wysłanie mentalnej wiadomości, okazało się, iż nie ona jedna podbijała przestworza.
  - I to jeszcze jak! Przestała się całkiem słuchać! – odkrzyknęła, nawet nie próbując zadzierać głowy do góry, żeby dojrzeć, kto się oferował. Wolała nie tracić z oczu tego demoniego pomiotu ani na chwilę…

355/786
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#4
17.01.2023, 01:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.01.2023, 01:13 przez Mackenzie Greengrass.)  
Mackenzie być może na ziemi nie byłaby tak skłonna do pomocy, jak w powietrzu. Tutaj, w przestworzach, była jednak całkowicie pewna swego, a w dodatku reagowała niejako odruchowo. Kiedy była w powietrzu, działanie było dla niej czymś znacznie bardziej naturalnym niż odwrócenie się w drugą stronę.
Zniżyła lot, zrównując się z Mavelle. Obserwowała przez chwilę technikę Bonesówny (marną, jak oceniła mimowolnie Green), upewniając się, że zachowanie miotły nie jest skutkiem po prostu braków umiejętności kobiety. Wyglądało jednak na to, że choć niedostatki w tej dziedzinie mogły mieć pewny wpływ to… tak. Kiedy zwolniła nieco, pozwalając się wyprzedzić na tyle, by obejrzeć witki, przekonała się, że miotła najwyraźniej została uszkodzona. Zewnętrzne uszkodzenie mogło wpłynąć na rzucone na nią zaklęcia. Oczywiście, w grę wchodziła też jakaś klątwa albo czarowanie miotły, ale Mackenzie jakoś nie widziała w pobliżu nikogo, kto mógłby odpowiadać za to pierwsze.
- Spróbuję najpierw zatrzymać ją zaklęciem! Postaraj się wyprostować plecy, nie pochylaj się tak! – poinstruowała, mając nadzieję, że przyjęcie odpowiedniej postawy zwolni nieco lot i da im nieco więcej czasu na działanie. Sama odsunęła jedną ręką kieszeń i wydobyła różdżkę. Rzucanie zaklęć z miotły mogłoby być niemądre… ale Mackenzie była ścigającą. Przejęcia kafla i strzelanie goli wymagały puszczania kija, więc utrzymanie się na miotle jedynie za pomocą nóg nie było dla niej czymś nowym.
Poza tym była jedną z Nottów. Nawet jeżeli nie z nazwiska, to na pewno z krwi.
Znów zrównała lot z Mavelle, różdżką celując w miotłę, starając się za pomocą kształtowania ją zatrzymać. Jeżeli to by nie podziałało, mogły przejść do bardziej ryzykownego manewru… z przechwytywaniem w powietrzu. Lepsze to niż rozbicie się na środku mugolskiej wioski.

Rzut N 1d100 - 31
Akcja nieudana
+ 10 (z powodu przewagi Nottów) -> więc wychodzi 41, co oznacza słaby sukces.

Miotła nie zatrzymała się całkowicie, ale zaczęła zwalniać i w tej chwili Mavelle raczej dryfowała niż pędziła nad ziemią. Mackenzie, wciąż wyglądająca nieco zabawnie, bo gwałtownie zmieniała kolory w zależności od "tła", podleciała bliżej.
- Na ile jesteś sprawna fizycznie?
Tak.
Wiele wskazywało, że pozostawała przesiadka w powietrzu. Na szczęście teraz przynajmniej poruszały się raczej wolno.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#5
18.01.2023, 23:02  ✶  
Światełko nadziei zajaśniało nieco mocniej; wprawdzie sytuacja nadal wyglądała beznadziejnie, biorąc pod uwagę, iż miotła nadal nie planowała zmienić zdania i zacząć się słuchać (mimo groźby o przerobieniu na drzazgi; chyba faktycznie powinna była to z nią zrobić. Z drugiej strony – średnio wypadało, w końcu ten przeklęty wehikuł był wypożyczony. Może lepiej oddać ją po prostu w ręce właściciela i niech sobie potem robi z nią co chce. Rzecz jasna, na ten moment nie prowadziła takich rozważań, koncentrując się bardziej na niezleceniu z miotły i niezamienieniu się w naleśnika. Albo raczej omlet), co też wiązało się z ciągłym lotem w stronę mugolskiej wioski.
  Szlag, szlag, szlag.
  - W ten sposób?! – spróbowała się dostosować do wskazówki kobiety; w zasadzie trochę błądziła po omacku, bo nie była do końca pewna, co miała na myśli… ale tak, plecy przestały przypominać kabłąk. Co oczywiście nic nie zmieniło w kwestii zaciskania palców na kiju; tak mocno, to zaczynało boleć samą Mavelle.
  Ale bała się rozluźnić chwyt.
  I z tego samego powodu do tej pory nie odważyła się sięgnąć po różdżkę, by uciec się do zaklęć; zapewne spróbowałaby to w końcu zrobić w momencie „za 5 minut katastrofa”, niemniej jeszcze punkt krytyczny nie został osiągnięty.
  A pomoc się pojawiła; widać Matka tego dnia czuwała nad Bonesówną.
  Do pełni szczęścia tylko brakowało, żeby miotła całkowicie się zatrzymała; ale czy to zaklęcie było za słabe, czy to gadzina po prostu zbyt uparta, skończyło się jedynie na spowolnieniu. Choć może i „aż” – jakkolwiek by nie patrzeć, dawało to dodatkowy czas na przeciwdziałanie katastrofie. Może jednak się uda…?
  Oby.
  Zwróciła głowę ku Mackenzie, przymrużając oczy; zaklęcie spoczywające na kobiecie utrudniało jej dostrzeżenie, co oznaczało, iż w zasadzie dobrze się spisywało. Ale nie o to tu chodziło. Zadane przez nią pytanie podejrzanie zaciążyło, a żołądek najwyraźniej sam postanowił zawinąć się w supeł.
  Tak wysoko nad ziemią…
  … zakrawało niemal o szaleństwo, tyle że jednocześnie było to chyba najrozsądniejsze, co dało się teraz zrobić w obliczu braku widoków na to, iż miotle się odwidzi.
  - Powiedzmy, że są sprawniejsi ode mnie, ale raczej całkiem sprawna – oceniła; tyle że można to było interpretować na wiele sposobów.
  Tak pytanie, jak i odpowiedź, sprawność sama w sobie była wszak dość szerokim zagadnieniem…

367/1153
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#6
18.01.2023, 23:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.01.2023, 23:31 przez Mackenzie Greengrass.)  
Kształtowanie, czar
Rzut N 1d100 - 35
Akcja nieudana
+ 10 = 45, słaby sukces

Aktywność fizyczna, asekurowanie Mav
Rzut PO 1d100 - 68
Sukces!
+ 10 = 78, sukces


- Mogę próbować dalej z czarami. Ale miotły są bardzo odporne na zaklinanie. A ta wydaje się uszkodzona... Albo nawet zaklęta. Możliwe, że czary wręcz pogorszą sytuację - oświadczyła Mackenzie. Leciały teraz na tyle powoli, że rozmowa w powietrzu nie była specjalnie trudna. Dla Kenzie takie tempo to było właściwie stanie w miejscu. Sama tutaj, na górze, była wręcz zgrabniejsza niż na ziemi - mogłaby prawdopodobnie nawet na swojej miotle stanąć i przeskoczyć na inną, gdyby bardzo się uparła.
Chociaż nie była aż tak szalona.
Istniały jednak tylko dwie rzeczy, na których Greengrass faktycznie się znała. Jedną było miotlarstwo. Drugą zielarstwo, choć już w znacznie mniejszym stopniu. I uznała, że miotły nie powinny tak się zachowywać.
Coś w minie Mavelle chyba jednak podpowiedziało jej, że sama Bones raczej nie czuje się dostatecznie pewnie, aby skakać z miotły na miotłę w powietrzu.
- Przesiadłabym się do ciebie, ale wtedy moja ucieknie. W porządku. Próbujemy więc czegoś innego. Trzymaj się przez chwilę mocno, dobrze? - poprosiła, ponownie wyciągając różdżkę. Sama ewidentnie nie miała problemu z operowaniem nią siedząc na kiju.
Z pewnym trudem zdołała użyć zaklęcia, wyczarowującego linę. Nie była asem w takiej magii: zabawna sprawa, że nawet takie czary wychodziło Greengrass lepiej tu, na górze, niż na ziemi. Jeden koniec liny … poleciał w stronę Mavelle, by owinąć się wokół talii. Oczywiście, nie było to idealne rozwiązanie, ale zawsze lepsze niż rozglamażdżenie się na ziemi. Mackenzie schowała różdżkę, drugi koniec przywiązując do własnej.
Oczywiście, nagłe uwieszenie się kogoś na miotle w ten sposób nie było pożądane i pewnie ściągnie ją nieco na dół, ale Greengrass wierzyła w swoje umiejętności na tyle, że była pewna, że utrzyma się dostatecznie długo, aby sprowadzić je obie na ziemie.
- Tak lepiej? – spytała, sama podlatując blisko, tak, że obie miotły dzieliły centymetry. Przesunęła się nieco, robiąc Mavelle miejsce. Wprawdzie najlepiej byłoby, gdyby ta usiadła za nią, ale wtedy nie mogłaby jej asekurować. Jedną dłonią trzymała kij, a drugą wyciągnęła ku Bones, otaczając ją ramieniem, by ułatwić jej utrzymanie równowagi.
Cholernie ryzykowny manewr.
Tyle że Mackenzie na meczach zdarzało się robić gorsze rzeczy, w rodzaju staranowania szukającego przeciwnego teamu, bo trzy rzuty wolne były lepszym rozwiązaniem nie pozwolenie mu zdobyć złotego znicza. Albo przyjęcie na siebie tłuczka, aby ochronić przed nim obrońcę, gdy była za daleko, aby dorwać kafla.
- Po prostu przełóż nogę. Sprowadzę nas na ziemię – obiecała z niezachwianą pewnością. – Nie pozwolę, żebyś spadła – zapewniła jeszcze.
Chociaż mogła nie brzmieć zbyt wiarygodnie teraz, gdy była cała blado niebieska, akurat pod kolor nieba.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#7
21.01.2023, 03:18  ✶  
Próba dalszego czarowania w obliczu takich wyjaśnień wydawała się być wielce bezsensowna, chyba że mowa o spopieleniu cholernej miotły. Tak, dokładnie tak chciała z nią teraz postąpić i to coraz bardziej, z każdą upływającą chwilą.
  Problem jednak polegał na tym, iż siedziała na rzeczonej miotle, wiele stóp nad ziemią. Spopielenie więc nie wchodziło w grę, nie, gdy równałoby się to z piłowaniem gałęzi, na której usadowiło się swoje szacowne cztery litery.
  Tyle że to była wybitnie podbramkowa sytuacja i z którejkolwiek strony by nie spojrzeć, przesiadka na miotłę dziewczyny była najrozsądniejszym posunięciem, zwłaszcza że nie było co liczyć na przybycie przeogromnych orłów, które uchwyciłyby Mavelle w swe szpony i bezpiecznie przetransportowały na ziemię.
  Ewentualnie do swojego gniazda.
  - Nie no, nie ma sensu na moją, skoro nie chce się słuchać – zaoponowała i zadygotała; powoli panujący na górze ziąb zaczął się dawać we znaki – ot, wcześniej nie zauważała… niemniej brak stosownego odzienia teraz się mścił. Szczegół, naprawdę szczegół, że w planach przecież nie było ani osiągania wysokości, ani też lotu tam, gdzie zdecydowanie nie powinno się pojawiać.
  A przynajmniej nie na miotle.
  Skinęła skrzętnie głową – trzymanie się mocno to coś, co z pewnością mogła zrobić. I w zasadzie robiła wciąż, nadal obawiając się puścić kij. Bo a nuż miotle jeszcze bardziej odbije i znowu postanowi bryknąć? Swoją siłę, owszem, miała, jak również nie należała do cherlawych panienek, co można było je złamać w pół jednym tylko palcem, co nie znaczyło, iż znajdowała w sobie chęci do podejmowania naprawdę dużego ryzyka.
  Choć tak po prawdzie, chęci przestawały już mieć znaczenie, pewne czynności stawały się koniecznością, nie zaś dobrą wolą.
  Niemniej trzymała się nadal, obserwując uważnie poczynania Mackenzie, zgrzytając w duchu zębami. Lina, całkiem dobry pomysł – nawet jeśli nie do końca była pewna jej skuteczności, to dawała jakiś komfort psychiczny. I może szansę na spowolnienie potencjalnego upadku, o ile również i druga miotła się nie zbiesi i nie uzna, że ma gdzieś swoją robotę i przeznaczenie, więc najwyższa pora poswawolić.
  - Aha, lepiej – potwierdziła, aczkolwiek nie wiązało się żadną miarą z jakimkolwiek rozluźnieniem, a nawet jeśli, to nie było ono jakoś specjalnie widoczne. Skinęła głową, wzięła głęboki wdech, drugi, trzeci… no, nie było co tego przeciągać w nieskończoność. Albo spadnie, albo cały ten manewr się uda i wróci w jednym kawałku do domu. Stąd też koniec końców zdecydowała się podążyć za wskazówkami blondynki i przełożyć nogę. Starała się to zrobić sprawnie, bez medytowania nad każdym centymetrem przestrzeni, jaki musiała pokonać. A potem i drugą, by całkowicie się przenieść na miotłę prawie-wybawicielki („prawie”, bo do pełnego bycia uratowaną jeszcze trochę brakowało) i uchwycić się nowego kija. Jedną ręką, bowiem drugą sięgnęła za pazuchę po różdżkę, w końcu; teraz poczuła się nieco pewniej.
  - Próba jej zniszczenia też może pogorszyć sytuację? – spytała na wszelki wypadek. Bowiem miotła nadal przecież leciała, a mugole nie powinni być świadkiem takich rzeczy. Tak samo lepiej, żeby nie spadła im prosto na głowy.

483/1636
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#8
21.01.2023, 12:21  ✶  
Na całe szczęście asekurowana w ten sposób Mavelle przedostała się na miotłę bez większego trudu. Kenzie odetchnęła z ulgą, bo chociaż swoich umiejętności była względnie pewna, to o Bones wiedziała jedno wielkie nic. Rok czy dwa były wprawdzie w jednym Domu w Hogwarcie, ale dzieliła je stosunkowo duża różnica wieku, a Greengrass rzadko zwracała dużą uwagę na innych uczniów, jeżeli ci nie grali w quidditcha albo nie mieli z nią jakichś lekcji. W szkole zawsze była raczej samotnicą.
- Postaraj się nie wykonywać zbędnych ruchów, zwłaszcza nogami, ta miotła jest na nie bardzo czuła – poprosiła. Przełożyła jedną z rąk do przodu, przed Mavelle, bo nawet jeżeli wymuszało to pewien kontakt, to w tej chwili Mackenzie interesowało głównie sprowadzenie ich obu bezpiecznie na ziemię. A nie ufała stu procentowo, że obca kobieta da sobie z tym radę, wolała więc osobiście sterować, nawet jeżeli nie było to najwygodniejsze.
Spojrzała za drugą miotłą. Były już bardzo blisko wioski. Leciały tak wysoko, że raczej nikt nie powinien zwrócić na nią dużej uwagi, ale Greengrass świetnie rozumiała obawy.
- Nikt na niej nie siedzi, więc nie ma znaczenia, czy zacznie skakać. Możesz spróbować ją związać linami jak ja nas i spróbujemy ją odholować na ziemię albo zniszczyć – stwierdziła bez wahania. Sama w tej chwili skupiała się na tym, aby miotła zachowała spokój, nie przyspieszyła i nie skręciła w złym kierunku, z powodu jakiegoś ruchu drugiej pasażerki.
Poczekała chwilę, dając Mavelle czas na próby albo spętania, albo zniszczenia nieposłusznej miotły. A potem, niezależnie od rezultatów czaru, wykonała lekki skręt – nie wyszedł aż tak zgrabnie jak wcześniej, ale wciąż bez większych problemów – i zaczęła zniżać lot, kierując miotłę ku lasowi. Miała nadzieję, że tam nie wpadną na żadnego mugola, zaskoczonego tym, że z nieba spada kobieta (jedna, bo Mackenzie dalej miała na sobie zaklęcie kameleona).
Ze względu na podwójne obciążenie i nie chcąc przestraszyć Mavelle, by spanikowana nie zaczęła wykonywać gwałtownych ruchów, Mackenzie kierowała je ku ziemi raczej wolno. Po chwili jednak zawisły tuż nad ziemią, na samym skraju lasu, trawa musnęła podeszwy butów. Bones mogła spokojnie zejść z miotły. Sama Greengrass też to zrobiła, przy okazji ściągając z siebie zaklęcie – od początku planowała chwilę odpocząć na ziemi i – choć nikomu by się do tego nie przyznała – chciała rozejrzeć się po Kniei Greengrassów. Robiła to czasem, pilnując, by członkowie „rodziny” jej nie przyłapali.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#9
21.01.2023, 20:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 21:35 przez Mavelle Bones.)  
„Zbędne ruchy” to pojęcie dość szerokie, zwłaszcza gdy nie było się znakomicie zaznajomionym z miotłami i ich upodobaniem. Stąd też dla Mav zabrzmiało to jak „zamień się w kamień i ani drgnij” – bo chyba tylko to tak naprawdę gwarantowało brak zbędnych ruchów. Tyle że jednocześnie graniczyło z niemożliwością, jeśli wziąć pod uwagę, iż nie można było pozostawić drugiej miotły samej sobie.
  Wręcz strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby odpuścić i pozwolić jej lecieć, gdzie tylko zapragnie. Zwłaszcza że była brygadzistką, wybitnie nie wypadało dopuszczać do zakłócenia ustalonego porządku świata, polegającego na zdradzeniu istnienia magii mugolom.
  - Postaram się – obiecała szczerze; bardzo głupio by wyszło, gdyby okazało się, że przez nieopatrzny ruch, cała ta wręcz akrobatyka okazała się wybitnie niepotrzebna; już pół biedy, gdyby sama kiepsko skończyła, niemniej teraz narażałaby kogoś innego.
  - Dobra, to próbuję, oby tylko nie zaczęła wierzgać jak jakiś koń – mruknęła, po czym wycelowała w miotłę różdżką i wypowiedziała zaklęcie.

wiadomość pozafabularna
rzut na kształtowanie
Rzut Z 1d100 - 6
Akcja nieudana

Ku zdumieniu kobiety niemal wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. Choć tyle, że różdżka nie postanowiła wybuchnąć czy wypuścić kłęby gęstego dymu; zamiast lin, mających za zadanie opleść oszalałą miotłę, pojawiły się jedynie nici – na pierwszy rzut oka kojarzące z tymi, które pomagały dbać o porządek w uzębieniu. Zaklęła cicho pod nosem, mamrocząc też coś o cholernych miotłach – choć może nie powinna, może właśnie kolejną prowokowała do zbieszenia się? - przez które zaklęcia nie chciały wychodzić, jak należy. Właściwie stanowiło to też swego rodzaju ujmę na honorze, no bo jak to – była przecież całkiem niezła w kształtowaniu, a tu taki klops!
  - … jeszcze raz – uprzedziła Mackenzie na wszelki wypadek dając znać, iż nie zamierzała składać różdżki po jednym niepowodzeniu. Po kolejnym zresztą też nie; była gotowa rzucać zaklęcie aż do skutku.
  Lub do wybuchnięcia różdżki. Czy coś.

wiadomość pozafabularna
rzut na kształtowanie
Rzut Z 1d100 - 75
Sukces!

Tym razem wystrzeliły trzy liny, które owinęły się wokół miotły, zdecydowanie utrudniając jej dalszy lot w upatrzoną stronę. Ich końców nie zdecydowała się już związać wokół siebie czy też z miotłą Mackenzie, obawiając się, iż zaklęty – przeklęty – wehikuł zacznie stawiać taki opór, iż związanie wyjdzie kobietom bokiem. Dosłownie i w przenośni. Stąd też uznała za bezpieczniejsze trzymanie ich; w ten sposób mogła w każdej chwili doprowadzić do rozdzielenia.
  Szczegół, że wtedy już nie miałaby skrupułów przed całkowitym zniszczeniem miotły.
  W trakcie lotu ku ziemi mogła trochę odetchnąć, ale tylko trochę – dopiero gdy poczuła pod stopami pewny grunt, kobietę zalała fala ulgi. Przeżyła. Być może kiedyś z tego będzie się śmiać, jednakże w tej chwili po prostu skończył się najprawdziwszy horror. Wcale nie musiała iść – jak widać – do mugolskiego kina, żeby taki przeżyć…
  Zeszła z miotły, choć nie tak od razu – potrzebowała chwili na złapanie paru oddechów – po czym spojrzała na swą wybawicielkę.
  - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem wdzięczna za pomoc – wyrzekła z wdzięcznością w głosie – Widzę ci przeogromną przysługę...


466/2102
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#10
21.01.2023, 22:30  ✶  
Obserwowała, jak Mavelle rzuca zaklęcie, raz, potem drugi. Gdy ta zdecydowała się trzymać nieposłuszną miotłę sama, na wszelki wypadek Greengrass jedną ręką manewrowała miotłą, a drugą była gotowa podeprzeć Bones w tej samej chwili, w której ta miałaby zlecieć na ziemię. Nie była pewna, jak ta zareaguje: podświadomie chyba Green oczekiwała, że miotła zacznie skakać, fikać koziołki i spróbuje zrzucić je także z drugiego środka lokomocji. Na szczęście nic takiego się nie stało. Nawet Mackenzie, mimo pewności, z jaką zachowywała się na górze, odczuła ulgę, gdy wylądowały bezpiecznie. Nie miała dużych problemów z zabraniem kogoś na miotłę, ale kiedy ta osoba siedziała z przodu, naprawdę ciężko było sterować.
- Żaden problem – oświadczyła, kiedy Mavelle jej podziękowała. Miotła już nie leciała w powietrzu, a znalazła się w ręku Mackenzie. Teraz Bones miała okazję przyjrzeć się im obu. Miotle, bardzo reprezentacyjnej, z pewnością niebotycznie drogiej. I jej właścicielce. Dziewczynie młodszej od samej Mavelle o ładnych kilka lat, bladej, szczupłej, odzianej w ciepły, ale znoszony płaszcz. Z kucykiem blond włosów, rozczochranych po długim przelocie i trochę zaczerwienionych policzkach oraz nosie – na skutek długiego przebywania w powietrzu. Szyję owijał szalik w czarno – białej barwie, z niewielką ikonką Srok z Montrose, często noszony przez fanów drużyny.
Twarz mogła zdać się znajoma lub nie – w zależności od tego, czy Mavelle kiedykolwiek interesowały zawody quidditcha, zarówno w Lidze, jak i międzynarodowe. Ona sama nie rozpoznawała kobiety, choć ta na pewno mignęła jej przynajmniej kilka razy przy stole Gryffindoru. Od tego czasu minęły jednak całe lata.
- Sprawdź ją – doradziła, wskazując palcem na miotłę. – I niech nikt na nią nie wsiada. Witki wyglądają na uszkodzone, ale samo zachowanie mogło wynikać z tego i jeszcze dodatkowo zaklęcia – ostrzegła. Miotła, dość duża, chyba na co dzień używana przez kogoś raczej ciężkiego, zdaniem Greengrass nie powinna zachowywać się w ten sposób. Nawet jeżeli Bones nie bardzo potrafiła sobie z nią radzić. – Dotrzesz stąd do siebie? – upewniła się jeszcze.
A potem, po uzyskaniu odpowiedzi twierdzącej, odwróciła się po prostu na pięcie i ruszyła w ciemność lasu. Drobny wypadek w powietrzu był niewątpliwie interesującym urozmaiceniem wyprawy, ale niezbyt wstrząsnął Mackenzie i nie zmienił jej planów ani o jotę. Weszła pomiędzy drzewa, kierując się ku Kniei Godryka, gdzie według legend chowano jej przodków.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (2190), Mackenzie Greengrass (2072)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa