• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
28.04.1972 Cecylka, Gio, Erik i Norka

28.04.1972 Cecylka, Gio, Erik i Norka
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#1
27.01.2023, 11:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:36 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Przy jakimś świstokliku, który miał ich zabrać na wycieczkę po zioło




List, który otrzymała od Idy Moody wzbudził w niej niepokój. Śmierciożercy po raz kolejny uderzyli w kogoś im bliskiego, wspierającego dobrą sprawę. Odczytała bardzo dokładnie instrukcje, starała się wszystko dobrze zapamiętać, w końcu chwilę później się spalił. Rozumiała, że istotne było to, żeby nie trafił w nieodpowiednie ręce, jednak czasem przetrawienie niektórych informacji wymagało kilkukrotnego przeczytania, co nie było możliwe. Miała nadzieję, że dobrze zapamiętała instrukcje.

Była tak podekscytowana tym, że ma wziąć udział w wyprawie, że praktycznie całą noc nie spała. Zastanawiała się, czy uda im się w miarę szybko załatwić sprawę. Wiedziała, że czas w tym wypadku jest bardzo istotny, także była gotowa zrobić wszystko, żeby im się udało. Przekazała cukiernię pod opiekę kotu. Co samo w sobie było chyba desperacją, miała nadzieję, że któryś z jej nowych współpracowników również przyjdzie do pracy. Salem jednak nie powinien jej zawieść. Pożegnała się z nim i krótko tylko powiedziała, że wróci późno, albo jutro. W końcu nie wiedziała kiedy wrócą.

Znalazła się w Dolinie za pomocą sieci Fiuu, towarzyszyła jej Mabel. Odstawiła córkę do babci Lizzy, przynajmniej miała pewność, że nic złego jej tutaj nie spotka. Pożegnała się z wszystkimi i ruszyła w miejsce, w którym miała się spotkać z innymi wybrańcami, którzy mieli wziąć udział w wyprawie. Nie wiedziała do końca kogo powinna się tutaj spodziewać, miała nadzieję, że spotka jakąś znajomą twarz, w końcu wiedziała, że wielu z jej przyjaciół czynnie działało na rzecz Zakonu Feniksa.

Trafiła na miejsce podane w liście chwilę przed umówioną godziną. Przystanęła w miejscu, z koszykiem w ręku, była gotowa zapełnić go całego tym nieszczęsnym ziołem, po które musieli się udać, póki co nie był on oczywiście pusty, nie byłaby sobą gdyby nie wzięła na drogę czegoś z cukierni. Co warto zauważyć panna Figg dzisiaj wyglądała jak nie ona. Wyjątkowo dla siebie założyła spodnie, płaskie, skórzane buty i gruby wełniany sweter, na który narzuciła krótką, skórzaną kurtkę. Miała jakieś resztki zdrowego rozsądku, nie do końca mogła spodziewać się, jakie warunki powitają ich w lesie do którego mieli się udać. Stała sobie więc przy jakimś drzewie, zupełnie niepozornie, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
27.01.2023, 13:18  ✶  

Całe szczęście, Erik przez dosyć spory nawał obowiązków w ostatnim czasie kładł się do łóżka wyjątkowo późno, co pozwalało mu po raz ostatni zajrzeć do swojej korespondencji. Tak jak i w przypadku pozostałej trójki wybranych, tak i on dostał list od Zeneidy Moody z najnowszymi informacjami oraz zaleceniami z dowództwa Zakonu. Nie były one najlepsze i zdecydowanie nie nastrajały pozytywnie względem nadchodzących dni.

Nazwisko Arabelli mówiło mu więcej, niż wzmianka o tym, że jest badaczką i sojuszniczką Zakonu Feniksa. W Ministerstwie Magii pracowało kilka osób z rodu Bulstrode i gościli kilku reprezentantów rodu na ostatnim balu charytatywnym. Czy wiedzieli, w jakim stanie była ich krewniaczka? Czy któreś z nich miało na tyle rozległe znajomości, że skontaktowali się w jej imieniu z organizacją Dumbledore'a? Ciężko było stwierdzić, ale najbardziej i tak liczyły się w tej chwili fakty.

Należało zdobyć antidotum i chociaż Erik nie był zbytnio wyszkolony w sztuce Zielarstwa, tak całkiem nieźle radził sobie w terenie i miał ku temu odpowiednie predyspozycje, jak to łaskawie określiła we własnych słowach panna Moody. Longbottomowi nie pozostawało więc nic innego, jak pojawić się na miejscu spotkania o umówionej godzinie. Skoro mieli się wybrać na tę dosyć nietypową wycieczkę do Szkocji, to należało znaleźć świstoklik i z niego skorzystać.

Po opuszczeniu magicznie zabezpieczonych granic rodzinnej posiadłości, skupił się na lokalizacji spotkania przekazanej mu na odwrocie listu i zniknął z cichym trzaskiem. Mógł wprawdzie przyjść tam na piechotę, ale czemu miałby sobie odmawiać użycia magii, skoro była ku temu okazja? Miał wrażenie, że kiedy wylądują w Szkocji i tak się nieźle namacha, żeby pomóc przy znalezieniu tego kwiatka, zioła, czy cokolwiek było potrzebne eliksirowarom z Zakonu.

Miał przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo innym i ewentualnie dostać się w miejsca z dotarciem do których inni członkowie wyprawy mogliby mieć problem. Pokładał sporą wiarę w umiejętności członków Zakonu, toteż miał wrażenie, że nie będą mieli zbytnich trudności ze zlokalizowaniem głównego składnika antidotum. Prędzej by doszukiwał się trudności w podaniu go Arabelli.

— Wezwanie w ostatniej chwili, co? — rzucił z niemrawym uśmiechem do Nory, kiedy teleportował się zaledwie kilka metrów od niej. Przymknął na moment oczy, co by pozbyć się zawrotów głowy wywoływanych nagłą zmianą lokalizacji.

Na czas misji postawił raczej na wygodny ubiór w ciemnych barwach, co by jak najmniej rzucać się w oczy, jeśli ktoś zwróci na nich uwagę w miasteczku. Wysokie buty, rozchodzone spodnie, ciemny gruby golf we wzór imitujący kratę oraz płaszcz wiosenny. Najlepiej by się chyba czuł w uniformie brygadzisty, jednak skoro nie odwiedzał Szkocji w celach służbowych, to raczej lepiej było sobie darować.

— Mam nadzieję, że podróż będzie jak najmniej bolesna — skomentował, gdy dołączyła do nich reszta zespołu.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Profesor G
Kilku panów w jednym ciele.
175cm. Przeciętna budowa ciała. Brązowe włosy. Piwne oczy. Zarost.

Giovanni Urquart
#3
27.01.2023, 14:11  ✶  

Jak to miał w zwyczaju, do końca dnia zamartwiał się nowym problemem rozkwitającym w tym coraz to bardziej ponurym świecie. Jonathan podsunął mu już kiedyś liścik sugerujący, że rozwiązaniem problemu jest natrzaskanie tych wszystkich Śmierciożerców i on bardzo chętnie się tym zajmie. Ale dla Gio nie było to takie proste.


Siorbiąc herbatkę przeanalizował swój kalendarz i na szczęście nie musiał zmieniać aranżacji, bo na czas misji akurat przypadał dzień wolny.


— Wybornie... — mruknął do siebie.


Myślami do tego wrócił dopiero podczas bezpośrednich przygotowań. Jego doświadczenie w podróżach i sprawne oko zostało uwzględnione podczas wyboru go do tego zadania. Nie wiedział z kim przyjdzie mu współpracować, ale nie miało to większego znaczenia. Ufał Zakonowi, że dokona najlepszego wyboru.


Przywdział swój standardowy ubiór podróżniczy, to jest trapery, wełniane kolanówki, szorty i pasującą koszulę, którą przykrył ciepłą kurtką. Na głowę kapelusz osłaniający przed słońcem, a wszystko to w kolorach beżowego khaki. U paska zwisała mu mała torba, w której schował prowiant, oraz specjalna kieszonka na różdżkę.


Pojawił się w wyznaczonym miejscu i z uśmiechem przywitał załogę.


— Dzień dobry, moi mili. Pogoda powinna nam dzisiaj sprzyjać. Gotowi, do podróży?


Położył ręce na biodrach przyjmując pewną siebie pozycję, bo pomimo przykrych okoliczności, wycieczka w terenie to plan marzenie.


— Jak tam, Erik? Nie miałem okazji pogratulować ci zostania królem balu — mrugnał do kolegi.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#4
28.01.2023, 13:31  ✶  
Kiedy Zakon wzywał, obowiązkiem Cecylki była walka.
Tyle mniej więcej zdążyła zapamiętać, zanim spalił się list. Oczywiście w pełni rozumiała, skąd ten radykalny krok, nie mogli przecież dopuścić, żeby wpadł w niepowołane ręce, a razem z nim wrażliwe informacje. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy od tego zależało czyjeś życie. Niemniej Ceci obecnie czuła się tak, jakby miała gwóźdź w mózgu, bo poza lokalizacją oraz impulsem do nagłej pomocy w głowie nie ostało się nic. Grunt, że udało jej się zapamiętać kluczowe elementy programu ich wyprawy, bo trochę głupio byłoby pisać list o tytule "Ej, Ida, a możesz powtórzyć?".
Przygotowania do wypadu zaczęła już kilka godzin wcześniej, co w sumie było świetnym pomysłem, bo przepakowała swój plecak jakieś osiem razy i na pewno nie wyrobiłaby się na czas, gdyby rozpoczęła całe przedstawienie nieco później. W ostatnim momencie zgłodniała, co przypomniało jej w sumie, że nie zjadła śniadania, a potem myśli powędrowały do tego, że w sumie poszukiwania zielska mogą potrwać dłużej niż się ktokolwiek spodziewa, więc pasowałoby wziąć wałówkę na drogę. No i najpierw zrobiła sobie śniadanie, a potem dla siebie kanapkę, no i w następnej kolejności, jak konsumowała śniadanie właśnie, wpadła na pomysł, że reszta może nie wpaść na pomysł wzięcia jedzenia na drogę. A więc zrobiła kanapki na drogę dla całej grupy.
Sądząc po ilości, Cecylka niechybnie spodziewała się całego Zakonu, razem z dziećmi, zwierzętami i przyjaciółmi rodziny.
Przed wyruszeniem poinformowała Silasa, że jeśli nie wróci, to żeby pamiętał, że go kocha, obiad ma do odgrzania na później oraz żeby czasem rzucił okiem na Cedrica, czy wychodzi ze szpitala raz na jakiś czas. O Camerona się nie martwiła, bo to był zaradny chłopiec i na pewno wyprawi jej piękny pogrzeb. A jak nie, to będzie go nawiedzać z zaświatów i pytać, czy znalazł już sobie jakąś pannę.
Biorąc pod uwagę wszystko powyższe, Cecily dotarła na umówione miejsce niekoniecznie modnie, ale spóźniona. Oraz z językiem na brodzie, bo biegła z wypakowanym po brzegi plecakiem.
- Przepraszam, że czekaliście - zaczęła, ledwo zipiąc. - Dzień dobry, kochani. Dobrze was widzieć. Na Merlina, chyba wyplułam płuca jakieś 200 metrów temu, myślicie, że powinnam po nie wrócić? - Zatrzymała się przy reszcie drużyny, po czym oparła swoje dłonie na ugiętych kolanach i skuliła się nieco, próbując dojść do siebie. Maratończykiem Cecylia nie zostanie nigdy.
- Zrobiłam wam kanapki. A w ogóle, to spociłam się jak świnia, bo ubrałam na siebie za dużo chyba. Myślę, że przegięłam z tym swetrem. Wiecie, ubrałam się na cebulkę, ale wełna na wełnę to chyba nie był mój najświetniejszy pomysł...- Oświadczyła, stojąc tam ubrana w koszulę, sweter, a także sztruksową kurtkę narzuconą na to wszystko, choć teraz już rozpiętą. Miała na sobie oczywiście spodnie, bo po krzaczorach w spódnicach łazić nikomu nie poleca, a także dosyć wysokie buty, żeby żadne zaskrońce jej w łydę nie użarły. Przezorny zawsze ubezpieczony, powiadają. W tym wypadku niestety też nieludzko zgrzany.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#5
29.01.2023, 12:56  ✶  

Pierwszą osobą, która pojawiła się na miejscu był Erik, co było nawet budujące. Był jedną z najbliższych jej osób. Drgnęła jednak niepewnie, kiedy pojawił się tuż obok niej zupełnie niespodziewanie, dobrze, że nie pisnęła ze strachu. Nie znosiła teleportacji. - Na to wygląda, cieszę się, że Cię widzę.- Przytuliła go jeszcze szybko na przywitanie. Zastanawiała się, kto jeszcze się tu dzisiaj pojawi.

Chwilę później dołączył do nich Giovanni - nie znała go. Kiwnęła mu głową na przywitanie. - Oby sprzyjała, w razie niedogodności zabrałam termos z herbatą, żebyśmy mogli się rozgrzać. - Poza herbatą miała w koszyku pączki, ale o tym powie im później. Wiedziała, że słodycze dodawały otuchy w najgorszych sytuacjach postanowiła więc zostawić je na czarną godzinę.

Uśmiechnęła się pod nosem słysząc wspomnienie Gio o balu, myślała, że już wszyscy o nim zapomnieli, zastanawiała się, jak długo Erik będzie musiał pamiętać o tym, że został wystawiony przez siostrę na licytację. Wolałaby nie być na jego miejscu, zresztą sama najchętniej zapomniałaby o tym nieszczęsnym balu u Longbottomów.

Wtedy pojawiła się kolejna osoba. Norka przywitała Cecily uśmiechem, bardzo ją lubiła, zresztą chyba jak wszyscy, zawsze była w dobrym humorze. - Nie czekaliśmy specjalnie długo, nie masz za co przepraszać, dobrze Cię widzieć całą i zdrową Piękna. - Powiedziała jeszcze do kobiety. - Nie wracałabym na Twoim miejscu, skąd wiesz, że nie zdarzy się to drugi raz? - Chyba byli w komplecie, to dobrze, będą mogli się przenieść w las, w którym ponoć miała rosnąć roślina, której potrzebowali, aby pomóc Arabelli.

- Och, kanapki to wspaniały pomysł, mówiłam naszym kolegom zanim przyszłaś, że wzięłam herbatę, mam też coś słodkiego na poprawę humoru.- Najważniejsza była wałówka, w końcu nie wiadomo ile czasu przyjdzie im spacerować. - Wiesz co moja droga, nie rozbierałabym się na Twoim miejscu za bardzo, wiosna jest zdradliwa, zaraz Cię zawieje i będziesz chora. Trzeba uważać. - Wiedziała, że może się wydawać iż jest ciepło, jednak ona nie ufałaby warunkom atmosferycznym. - Dobra, to chyba wszyscy, hej przygodo, co? - Podeszła do starego buta, który miał służyć za świstoklik, czekała aż reszta również się zbliży.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
30.01.2023, 00:26  ✶  

Poklepał Norę po czubku głowy, starając się nie zepsuć jej zbytnio przy tym fryzury.

— Kamień spadł mi z serca, że wysłali tu kogoś, kto faktycznie zna się na tych wszystkich roślinkach — rzucił cicho.

Znając życie, gdyby wysłano by go tutaj samego lub z Brenną, to oboje prędzej by rozdeptali kwiatka, którego tak rozpaczliwie poszukiwali alchemicy z Zakonu Feniksa. W tym przypadku wiedza eksperta była wręcz wskazana. Erik nie zdążył nawet wdać się z Norą w dłuższą dyskusję, gdy dołączyła do nich kolejna osoba.

— Bardziej się chyba nie da — stwierdził z lekkim uśmiechem, po czym pochylił lekko głowę w geście powitania. Po chwili wyciągnął z kieszeni paczkę cukierków, oferując po jednym Norze i Giovanniemu: — Miętusa?

Obdarzył Urquarta ciekawskim spojrzeniem. Sądząc po obecnym składzie grupy, wysłano tutaj osoby o dosyć zróżnicowanych talentach. To z kolei kazało mu się zastanawiać, jaki był klucz doboru uczestników wyprawy. Dowództwo na pewno nie zależało na wysłanie tutaj samych zielarzy. W końcu sam dostał zaproszenie, a list od Idy był dosyć prosty w swym przekazie; polecono mu dołączyć przez doświadczenie w terenie, wieloletni straż w Brygadzie, blablabla.

Podejrzewał, czemu Nora dostała rozkazy. Może była znana głównie ze swych wypieków, ale miała spore doświadczenie w warzeniu magicznych mikstur. Mogła się przydać podczas poszukiwań antidotum. Ale Gio? Jeśli dobrze kojarzył, było mu bliżej do naukowca. Czyżby czegoś nam nie powiedzieli?, pomyślał. Wprawdzie raczej nie okłamali ich w kwestii Arabelli, ale może czekało ich tam coś więcej, niż podróż przez górskie wniesienia czy kwieciste łąki w celu znalezienia ratunku dla badaczki?

— Robię, co w mojej mocy, aby korona mi zbytnio nie ciążyła — odbił piłeczkę, uśmiechając się pogodnie do Giovanniego. Starał się zbytnio nie krzywić na wzmiankę o balu. Minęło już od niego sporo czasu, a teraz miał na głowie dużo większe problemy, niż to, że musiał spędzić kilka upokarzających minut na scenie, będąc świadkiem tego, jak jest licytowany przez przedstawicieli najbardziej znanych rodów czarodziejów w kraju.

Na szczęście niedane mu było wrócić na dłużej myślami do tamtej nocy, gdyż na miejscu pojawiła się ostatnia uczestniczka wyprawy. Na widok Cecylki uśmiechnął się od ucha do ucha i z trudem powstrzymał się przed tym, aby nie wziąć panny Lupin na barana. Gdyby nie ten wielki plecak, to zapewne by to zrobił, oczywiście czysto koleżeńsko.

— Spokojnie, skrzacie. Płuca wrócą na miejsce, jak wylądujemy w Szkocji — odezwał się z miną znawcy. Na wieść o kanapkach zaświeciły mu się oczy: — Wy to wiecie, jak zadbać o prowiant... A skoro już przy tym jesteśmy, miętusa?

Wyszarpnął ponownie paczkę cukierków, oferując jedną sztukę dziewczynie i dopiero na koniec sam wziął jednego do ust. Gdy już przygotowali się do skorzystania z magicznego artefaktu, chwycił za zaklętego buta po odpowiedniej komendzie Nory.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Profesor G
Kilku panów w jednym ciele.
175cm. Przeciętna budowa ciała. Brązowe włosy. Piwne oczy. Zarost.

Giovanni Urquart
#7
30.01.2023, 16:06  ✶  

Przywitał się radośnie z Cecily. No to byli w komplecie. Czas ruszać. Gio był bardziej podekscytowany na tą wyprawę, niż by wypadało.

— Widzę, że nie tylko ja zatroszczyłem się o swój żołądek — odparł i poklepał niewielką saszetkę u paska. — Gdy zrobimy sobie przerwę, to wyjdzie nam niezły pikniczek.

Podziękował za miętusa i poczęstował się. Nie często miał okazję na tego typu przekąski. Przez zabieganie ledwo pamiętał o podstawowych posiłkach, a co dopiero zadbać o ciasteczko do kawy czy cukierki na podwieczorek. Miętus był bardzo odświeżający i dodatkowo zenergetyzował Gio do działania. Czuł, że mógłby przeczesywać las cały dzień i noc.

Roześmiał się przyjaźnie na odpowiedź Erika. Chociaż początkowo licytacja ta wzbudzała w Gio dziwne uczucia i stos podejrzliwych myśli, finalnie pozostało to w nim jako ciekawe i zabawne wspomnienie.


Podszedł do świstoklika. Czas rozpocząć przygodę! Gio był przyzwyczajony do tej formy transportu jako potężny podróżnik, toteż na miejscu wylądował w pozycji stojącej bez najmniejszych śladów ubocznych.

— Hm. Miętówka to naprawdę dobry dodatek do deportacji — podzielił się swoim spostrzeżeniem. — Niweluje te niesmaczne turbulencje żołądkowe.

Rozejrzał się po towarzyszach, czy czasem nie potrzebują pomocy z powrotem do żywych.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#8
02.02.2023, 01:02  ✶  
Musiała przyznać Norze rację w kwestii zguby - miała słuszność, że istniało wielkie prawdopodobieństwo, że zgubi płuca ponownie. Ba, istniała nawet szansa, że zgubi jeszcze więcej niż one, co generowałoby kolejną siatkę problemów.
Aczkolwiek nie była już taka pewna tego, co powiedział Erik.
- Obawiam się, że moje płuca nie są jak bumerang, same nie wrócą, a już zwłaszcza nie do Szkocji - pokręciła głową, mówiąc to; nawet westchnęła w zwątpieniu, co jakiś czas jeszcze mając trudność ze złapaniem miarowego oddechu. - Ale skoro mówicie, że prawie wcale nie czekaliście, to może faktycznie niepotrzebnie biegłam. Chociaż... - zatrzymała się, nagle pogrążona w myślach. - Przecież gdybym nie biegła, wtedy na pewno byście czekali. No po prostu nie byłam w stanie wygrać w tę grę, albo spóźnienie, albo zgubione płuca. Biednemu zawsze wiatr w oczy, chleb masłem do ziemi i ch... Wy już dobrze wiecie, jak to dalej leci. - Nie dokończyła słynnego powiedzonka, nie chcąc gorszyć tutejszego towarzystwa. Dziarsko poprawiła plecak na ramionach, przez chwilę utrzymując w miarę zdrową postawę, ale na powrót zaczęła się garbić, gdy tylko zaczęła zmierzać w stronę świstoklika.
- Miętówkę chętnie wezmę w sumie - oświadczyła, a następnie poczęstowała się cukierkiem. W sumie był to sprytny trik ze strony Longbottoma, bo skoro ssała miętówkę, to nie mogła kłapać jadaczką z prędkością stu mil na godzinę. A więc cała pozostała trójka została zaszczycona chwilą błogiej ciszy, kiedy Cecily zajadała słodycze.
Ale tylko chwilą.
- To co? Komu w drogę temu miotła? Hmm, chyba nie pasuje, bo to w zasadzie świstoklik. Nieistotne, wskakujmy, bo nas Beltane zastanie - W tym momencie jedną ręką złapała się Erika, bo ostatnim razem, gdy użyła tego sposobu teleportacji, nie zaliczyła lądowania z telemarkiem i nabiła sobie guza o ścianę z rozpędu. Wolała mieć asekurację.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
02.02.2023, 22:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.02.2023, 20:03 przez Erik Longbottom.)  

Uśmiechnął się pod nosem. Odnosił wrażenie, że spędzenie popołudnia w towarzystwie Nory, Gio oraz Cecylii przy herbatce i ciastkach byłoby dużo lepsze dla jego komfortu psychicznego, niż kolejne konsultacje z Castielem lub wyrabianie nadgodzin w Ministerstwie Magii, żeby dopiąć stare sprawy na ostatni guzik. Może faktycznie powinni się spotkać na taki piknik lub zaklepać sobie stolik w jakiejś herbaciarni, kiedy już się uwiną z obecnymi obowiązkami? Jeśli dobrze pamiętał, to w Hogmseade był taki jeden lokal. To dopiero by był powrót do przeszłości.

— To nie znaczy, że nie możemy tego przetestować. Wiem, że okoliczności nie sprzyjają, ale gdzie Twoja pogoń za wiedzą, nowymi doświadczeniami, i tak dale? — odezwał się Cecylii, gdy wytknęła, że jej płuca raczej nie przypominają bumerangu. Byli czarodziejami, na litość Merlina, wszystko mogło się stać.

Schował z zadowoleniem resztę cukierków do kieszeni, gdy wszyscy przyjęli od niego smakołyk. Tak się właśnie pogłębiało więzi w grupie! Nie minęło dużo czasu, a cała czwórka zebrała się wokół zaczarowanego buta. Erik spoglądał na niego nieco nieufnie, ale wiedział, że i tak nie mieli innego wyboru. Po upewnieniu się, że wszyscy są gotowi do drogi, grupa chwyciła za buta i... odleciała, dając się ponieść magicznym właściwościom świstoklika. Podróż nie trwała długo, może kilkanaście sekund, ale Erikowi i tak żołądek zdołał zawiązać się na supeł, a głowa zaczęła pulsować od nadmiaru wrażeń. Kiedy jednak otworzył usta, był już na miejscu. Huh, mogło być gorzej.

Cóż, to jest swego rodzaju niespodzianka, skomentował w myślach słowa Giovanniego, starając się jednocześnie utrzymać na obu nogach. To była tylko podróż przy użyciu świstoklika, do cholery, nie powinna być dla niego taka znowuż trudna. Wziął kilka głębokich oddechów, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że Cecylka uczepiła się jego ramienia. Uśmiechnął się do niej krzywo, rozgryzając przy okazji cukierka w ustach na pół, sprawiając, że smak mięty stał się jeszcze bardziej intensywny.

— Zapewniam, że to czysty przypadek, że je dzisiaj ze sobą miałem — zastrzegł Erik, kiedy przestało mu się kręcić w głowie. Korciło go wprawdzie, aby powiedzieć, że od początku wiedział o tych niespodziewanych właściwościach słodkich przekąsek, jednak w tym wypadku wolał postawić na szczerość, niż popisywanie się domniemaną przemyślnością. — Ale to chyba symbol, żeby zacząć je nosić przy sobie na co dzień. Teleportacja wte i we wte bywa... wadliwa. Dzięki cukierkom łatwiej ją przełknąć.

Wykrzywił usta w trudnym do zidentyfikowania grymasie. Ten dowcip był wyjątkowo słaby i mało wymyślny, ale cóż mógł zrobić? W jego przypadku jednak całkiem nieźle oddawał jego ostatnie doświadczenia z teleportacją. Podczas tej podróży świstkoklikiem przynajmniej mieli pewność, że trafili na miejsce. Kiedy miał się spotkać na farmie z Elliottem w celu obejrzenia ratowanego konia, chwilę mu zajęło, zanim dotarł na miejsce, po tym, jak go zniosło z kursu. Erik zerknął kontrolnie po wszystkich uczestnikach wyprawy.

— Wszystko gra? Niczego nie zgubiliście? — spytał, rozglądając się po miejscu lądowania, jakby oczekiwał, że zawartość ewentualnego bagażu mogła się rozsypać po polance. — Cecylia, mam nadzieję, że płuca już są na miejscu?

Uśmiechnął się do siebie, klepiąc pannę Lupin po ramieniu. Kiedy już upewnili się, że niczego nie stracili i nie zgubili, przeszli do ustalenia następnego etapu wyprawy. Dosyć szybko podzielili się na dwa zespoły, gdzie Erik miał towarzyszyć Norze, a Giovanni Cecylii. Tak było najbardziej sprawiedliwie, co by czarownice bardziej obyte w sztuce zielarstwa nie były zostawione same sobie na wypadek jakiegoś niebezpieczeństwa. Nie, żeby Erik uznał, że by sobie nie poradzili, ale tak było po prostu bezpieczniej. Zanim obie grupy ruszyły w obranych przez siebie kierunkach, Longbottom rzucił jeszcze:

— Gdyby coś się działo, niech któreś z was wyśle patronusa, my zrobimy w razie czego to samo. Lepiej nie korzystać z magicznych flar, czy iskier, jeszcze zwrócimy na siebie uwagę kogoś z wioski — stwierdził, dla pewności powtarzając zalecenia dotyczące bezpieczeństwa, zanim zniknął w leśnej głuszy za Norą, która zdążyła już pójść naprzeciw czekającej na nich przygodzie.

W tym samym czasie Giovanni oraz Cecylia udali się w obranym przez siebie kierunku. Na pewno sobie poradzą, pokrzepił się z nadzieją w myślach. Liczył się z tym, że okolica mogła tylko wyglądać na wyjątkowo spokojną i na dobrą sprawę skrywać niezbyt przyjemne sekrety w pobliskim lesie, ale był też świadomy tego, że nie może się poddać tym mrocznym wizjom. Byli doświadczeni, a przede wszystkim on był doświadczony. Ustalili sposób komunikacji na wypadek jakiegoś incydentu, więc w razie czego będą mogli przekazać sobie nawzajem cenne informacje. Co więcej, na tę chwilę nic nie wskazywało na to, aby ich pojawienie się w okolicy wioski Czyściduch przyciągnęło niepotrzebną uwagę. Przynajmniej jeśli chodziło o mieszkańców. Nie można było wykluczyć, że gdy wejdą głębiej między drzewa, natkną się na jakąś miejscową zielarkę lub jakieś dzieciaki. Czy Erikowi faktycznie towarzyszyły jakieś obawy związane z tą konkretną wyprawą, w której brał udział?

Co tu dużo mówić, przede wszystkim wychodził z założenia, że ich małej drużynie przypadła ta łatwiejsza część całej operacji. To nie oni będą musieli zająć się przygotowaniem antidotum i wzięciem pod uwagę całej masy skutków ubocznych, które mogłyby negatywnie wpłynąć na stan Arabelli. W porównaniu z rolą medyków i alchemików Zakonu Feniksa mieli nieporównywalnie łatwiejszą robotę, pomimo tego, że zabrała ich daleko poza znajome terytorium, z jakim obcowali w swoim życiu na co dzień. W końcu byłoby zbyt łatwo, gdyby ta roślina rosła tuż pod naszym nosem w Dolinie Godryka, pomyślał Erik, zagłębiając się coraz dalej w szkocki drzewostan.

Cieszył się też z tego, że nie wysłano ich tutaj tylko we dwójkę. Większa liczba osób znacznie zwiększała szanse na powodzenie ich misji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, reszta członków Zakonu Feniksa dostanie całkiem spory zapas rośliny. To powinno pomóc na wypadek, gdyby pierwsze testy nie wypaliły i potrzebowaliby większej próbki tego mistycznego zielska. Mężczyzna zerknął za siebie, spoglądając w kierunku, w którym zniknął mu z oczy Giovanni w towarzystwie Cecylki. Miał nadzieję, że parze uda się ze sobą dogadać. W gruncie rzeczy, skład tej misji był przedziwny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie potrafił sobie wyobrazić lepszego towarzystwa. Pod względem charakteru byli chyba jednymi z najbardziej niepozornych członków organizacji.

Zerknął na Norę, która szła przed nim. Zbierał się już od jakiegoś czasu na to, aby z nią poważnie porozmawiać, o jakich ustaleniach dokonała w dużej mierze Brenna. Nie mógł jednak się przełamać i faktycznie zacząć rozmowę na ten temat. Kobieta wydawała się powoli wychodzić na prostą, pomimo niedawno incydentu bobrowego, więc czy naprawdę powinni mieszać jeszcze bardziej w jej życiu? Przecież wiesz, że będziecie musieli o tym porozmawiać, przypomniał mu cichy głosik. Obiecał, że to załatwi i nie miał innego wyboru. Był najodpowiedniejszą do tego osobą, jednak nie sprawiało to, że czuł się o wiele lepiej. Reakcja przyjaciółki mogła być nieprzewidywalna, więc musiał się przygotować do tej rozmowy pod wieloma względami. Niedługo nastąpi przełom, na pewno. Musi. Innego wyjścia nie było. Ale najpierw musieli zająć się czymś innym – misją. Erik przyspieszył kroku, aby zrównać się z panną Figg.


Koniec sesji


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2035), Nora Figg (716), Giovanni Urquart (413), Bard Beedle (771)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa