• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna Fontanna Szczęśliwego Losu [28.04.72, zmierzch] Co leży na szali

[28.04.72, zmierzch] Co leży na szali
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
21.02.2023, 00:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:56 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Deja vu.
Brenna ponownie siedziała o zmierzchu przy jednym ze stolików w Fontannie Szczęśliwego Losu. Znów w jej kuflu znajdowało się piwo bezalkoholowe, znów z lokalu wylewała się skoczna, irlandzka muzyka, znów czekała na Norę. Znów przy jednym z sąsiednich stolików siedziała gromada rudzielców – tym razem Brenna była pewna, że pochodzili z Irlandii, bo choć nie rozumiała melodyjnego języka, w którym mówili, nauczyła się rozpoznawać jego brzmienie. Znowu chciała prosić przyjaciółkę o przysługę i znowu było jej z tego powodu równie głupio, co ostatnio, bo odciągała Figg od lokalu, który dopiero zdobywał renomę i od córki, która musiała przyzwyczaić się do życia w Londynie.
Może nawet głupiej niż wtedy.
Bo tym razem nie miała zamiaru prosić o jakiś leczący eliksir czy coś tak prostego, jak mikstura na bezsenność.
Po prawdzie na bezsenność zresztą nie mogła narzekać. Gdy już szła do łóżka, po to, by wstać jakieś pięć godzin później, zasypiała błyskawicznie. Zmęczenie powoli zaczynało ją oplatać. Łączyło się z poczuciem zagrożenia, ze świadomością nadciągającej ciemności i chwytało Brennę w coraz ciaśniejszy kokon, który wciąż jeszcze dawała radę ignorować, ale który pewnego dnia mógł pozbawić ją powietrza. Tego wieczora, nim Nora pojawiła się w pubie, pozwoliła sobie jednak położyć głowę na blacie. Nie zasnęła – nie mogłaby sobie na to pozwolić w miejscu pełnym ludzi, poza tym wokół rozbrzmiewały rozmowy i śmiechy – ale obserwowała świat spod na wpółprzymkniętych powiek, pozwalając, by myśli płynęły leniwie, nie galopowały jak zwykle, planując na pięć kroków do przodu i przewidując wszystkie możliwe i niemożliwe sytuacje.
Myślała o dniu tuż po tym, jak ukończyła Hogwart, gdy też siedziała w tym pubie, otoczona przez znajomych. Kiedy zdawało się jej, że cały świat stoi otworem, kiedy mogła pozwolić sobie na to, aby w kuflu znajdowało się prawdziwe, irlandzkie piwo, kiedy nie musiała się zastanawiać, czy w śmiechu któregoś ze znajomych, siedzących z nią przy stoliku, nie kryje się fałsz.
Podniosła głowę akurat w momencie, w którym Nora zbliżyła się do stolika i obdarzyła ją swoim zwykłym uśmiechem.
- Cześć, Nora – przywitała się. – Mam do ciebie prośbę. Z gatunku rzeczy, o które nie powinno się prosić przyjaciół, ale i tak to zrobię.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#2
21.02.2023, 12:14  ✶  

Cóż, nie był to pierwszy raz kiedy panna Figg i Longbottom miały spotkać się w tym miejscu. Usiąść na uboczu, porozmawiać o czymś, co nie mogło zwlekać. Nora nie odmawiała pomocy Brennie - szczególnie, że miała świadomość iż przyjaciółka aktywnie wspiera pewną organizację. Figg nie wypytywała, pomagała im jak mogła żyjąc raczej w niewiedzy. Miała świadomość, że ze względów bezpieczeństwa nie mogą się dzielić wszystkimi informacjami. Nie przeszkadzało jej to, wiedziała też, że ma ich zaufanie - angażowała się w kilka spraw, o co została poproszona, mogła więc się na coś przydać, mimo tego, że nie była wojownikiem - jak oni. Jak widać każda pomoc była istotna w tym przedsięwzięciu.

Kiedy więc odebrała list od Brenny znalazła chwilę czasu, aby znowu się z nią spotkać. Nie było to dla niej problemem, choć ostatnio czasu zdecydowanie jej brakowało. Miała wiele na głowie, dochodziły do tego wszystkie sprawy poboczne, w które się angażowała. Nie dało się nie zauważyć, że Nora wychudła. Nie miała czasu jeść, jej cera zrobiła się bledsza, a oczy miała podkrążone. Była zmęczona, zwyczajnie po ludzku, nie uważała jednak, że jest to pora, kiedy wypadało narzekać na nadmiar obowiązków. W końcu dookoła umierali ludzie, to było ważniejsze. Ona wyśpi się po śmierci.

Weszła do pubu szybkim krokiem. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przyjaciółki. Dostrzegła ją z głową opartą o stół. Najwyraźniej i ona była zmęczona, im wszystkim należał się odpoczynek, tyle, że nie było na to czasu. Podeszła do Brenny z uśmiechem na twarzy, zawsze było dobrze ją widzieć, choć zastanawiała się, czym spowodowane jest to spotkanie. Domyślała się, że chodzi o jakieś kolejne zamówienie z serii eliksir potrzebny na już. - Cześć słońce. Wszystko gra? - Odparła po czym zdjęła płaszcz i powiesiła go na oparciu krzesła. Figg jak zawsze ubrana była w krótką, kwiecistą sukienkę. Dbała o to, jak wygląda mimo tego, że brakowało jej czasu. - Zaskocz mnie. - Rzekła spoglądając na Longbottom.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
21.02.2023, 12:36  ✶  
- Jasne - zapewniła Brenna, choć zaraz dodała uczciwie jeszcze parę słów. - Na tyle, na ile możliwe to w tych dziwnych czasach, w których żyjemy.
Zmierzyła Norę spojrzeniem. Nie tyleż, by ocenić jej wygląd, choć odnotowała, że Nora jak zwykle dba o to, aby dobrze się prezentować, w swoim ulubionym stylu, ile w próbie sprawdzenia, czy panna Figg się nie przepracowuje. A raczej, czy nie przepracowuje się bardziej niż zwykle. Sama Brenna wyglądała... jak zazwyczaj, gdy chodziła po Londynie. W Dolinie widywało się ją w mugolskich, podniszczonych ciuchach, w pracy w przepisowym mundurze, na oficjalne spotkania wybierała się w eleganckiej, ale skromnej marynarce. Kiedy tak jak teraz, przemykała po ulicach magicznej stolicy, stawiała na coś, co jak najlepiej pomoże zniknąć w tłumie komuś, kto nie był tak w stu procentach anonimowy. Nie rzucające się w oczy szarości.
- Mam nadzieję, że w klubokawiarni wszystko w porządku? Jak ma się Mabel? - dodała jeszcze, chociaż bywała tam dość regularnie. Niekoniecznie na długo, ale jeśli tylko mogła wygospodarować piętnaście minut przed pracą czy po pracy, zaglądała do środka, by zamienić parę słów jeżeli nie z Norą to z Salemem, zostawić jakiś drobiazg dla Mabel, a jeżeli mogła sobie pozwolić na godzinę albo dwie wolnego, zaproponować, że zabierze tę ostatnią na lody albo spacer.
W ostatnim tygodniu jednak o te dwie godziny było trochę ciężko.
- Taaak, chyba faktycznie cię zaskoczę - westchnęła po chwili, przechodząc do sedna, a jej twarz przybrała wyraz powagi. Pochyliła się ku Norze, nie chcąc, by ktoś je podsłuchać, choć po prawdzie w tym tłumie, hałasie, gdy ciężko było usłyszeć co mówi twój towarzysz, kiedy ginąłeś wśród bawiących się, trudniej było nasłuchiwać niż w jakimś podejrzanym, cichym barze. - Potrzebuję trucizny, Nora. Silnej. Szybko działającej. Jeśli to możliwe, jak najmniej bolesnej, ale to nie jest warunek konieczny. Nie wiem, na ile to pomocne, ale nie ma znaczenia smak, zapach, konsystencja ani stopień wykrywalności.
Brenna miała mgliste pojęcie, że te najbardziej pożądane i najtrudniejsze do przyrządzenia trucizny miały mieć jak najmniej charakterystyczny kolor i smak. W tym przypadku nie miało to jednak znaczenia.
- I hm... odtrutka pewnie się przyda, tak na wszelki wypadek - dodała jeszcze z pewnym zastanowieniem. Właściwie nie potrzebowała antidotum, ale jeśli jakimś cudem ktoś wypiłby ją przypadkiem, choć nie wyobrażała sobie, jak mogłoby do tego dojść, lepiej było nie ryzykować.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#4
21.02.2023, 15:53  ✶  

Zabawne jak bardzo się różniły jeśli chodzi o sam wygląd. Nora bardzo dbała o swoją aparycję, była typową dziewczęcą dziewczyna, której zależało na tym, aby zawsze prezentować się dobrze. Robiła to dla swojego pozytywnego samopoczucia, dodawało jej to odwagi w jakiś sposób, dzięki tym ubraniom czuła się pewniejsza siebie. Brenna była jej przeciwieństwem, łatwo można ją było przeoczyć w tłumie, nie zwracała na siebie uwagi.

- Faktycznie, coraz trudniej zaskakiwać, przywyklismy do rzeczy, które kilka lat temu były nie do zaakceptowania.- Sama Nora zaczęła się łapać na tym, że to akceptowała, bo co innego miała zrobić? Musiała się dopasować, jakoś przetrwać w tym wszystkim. Może nie było to wcale takie proste, jej pochodzenie wcale nie ułatwiało sprawy, ale się nie poddawała, próbowała odnaleźć się w tym świecie pełnym zła, w którym przyszło im żyć.

- W porządku, najlepszym, wszystko idzie w dobrym kierunku, jeśli mam być szczera, to się nie spodziewałam tak ogromnego zainteresowania Norą.- Miała ogromną ilość klientów, trudno jej było samej sobie z tym wszystkim poradzić, na całe szczęście zaczęła zatrudniać ludzi - naprawdę ułatwi jej to życie. - Mabel chyba się odnalazła już w Londynie, mam wrażenie, że udało jej się to szybciej niż mi. - Starała się poświęcać córce równie dużo czasu, co wcześniej, choć wcale nie było to takie proste, na całe szczęście mieszkały na zapleczu w kawiarni, więc mogła mieć na nią oko nawet w czasie pracy.

Przyglądała się Brennie z ciekawością, kiedy się nachyliła, aby przejść do sedna sprawy. Nie spotkały się tu przecież po to, aby gawędzić o niczym, była pewna, że chodzi o coś więcej. Słuchała uważnie, kiedy ta zaczęła mówić. Kiedy skończyła odetchnęła głęboko. Spodziewała się, że kiedyś może usłyszeć taką prośbę. Nie dziwiła się Brennie, właściwie to chyba rozumiała skąd wziął się ten pomysł. - Rozumiem, możemy spróbować z jadem bazyliszka? Mogę też Ci stworzyć coś innego, bo z tego co mi się wydaje, chodzi o Ciebie? Nie oceniam Brenna, rozumiem dlaczego.- Zdawała sobie sprawę, w co angażuje się Brenna, wiedziała w jakich sytuacjach może się znaleźć, rozumiała to, że chce mieć wybór, możliwość, w końcu różne rzeczy mogły się jej przydarzyć. - Bezoar jest antidotum na niemalże wszystkie trucizny, musiałabyś nosić go zawsze przy sobie.- Wolałaby, żeby nie sprawdzała, czy działa.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
21.02.2023, 16:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.02.2023, 16:14 przez Brenna Longbottom.)  
- Pieczesz świetne rzeczy, miałaś pomysł na biznes i pewne doświadczenie, dodajmy do tego dobrą lokalizację. Ja nie jestem ani trochę zdziwiona – powiedziała Brenna. Nora miała też znajomych, chętnie odwiedzających klubokawiarnię i polecającą ją innym, choć do tego, gdzie trafiło te kilkadziesiąt kupionych u niej pączków, Brenna nigdy się nie przyznała. – Zostawię prezent urodzinowy albo u nas w domu, albo prześlę ci go pocztą. Niestety, w tym roku nie będziemy mogli z Erikiem pojawić się na urodzinach.
Oboje mieli dyżur. A Brenna nie chciała obiecywać, że przyjdzie kolejnego dnia. Nie, gdy mogła nie dotrzymać słowa: i nawet nie dlatego, że by zginęła, choć nie dało się tego wykluczyć, ale ponieważ bałagan po Beltaine mógł wymagać od niej kolejnego, całodobowego dyżuru.
Kiedy Nora spytała, czy to dla niej, Brenna uśmiechnęła się do niej. To nie był fałszywy uśmiech, naprawdę zdawał się promienny, pozornie tak bardzo nie pasujący do okoliczności, ale po prostu cieszyła się, że Figg się domyśliła, nie zadawała pytań i nie miała pretensji. Brenna nie chciała jej zdradzać przeznaczenia specyfiku, by nie kłaść na barki Nory kolejnego ciężaru.
- Na szali jest nie tylko moje życie – przyznała cicho, usta kryjąc za uniesionym kuflem, by ktoś nie odczytał z nich zbyt wiele. – Jeśli znalazłabym się kiedyś w sytuacji bez wyjścia, nie mogę pozwolić, żeby wzięli mnie żywcem.
Och, oczywiście, że próbowałaby się opierać. Ale dostatecznie wiele cruciatusów i ataków legimencji sprawiłoby, że nim jej umysł zapadłby się pod własnym ciężarem, na pewno wyciągnęliby chociaż część informacji. To oznaczałoby wydanie Crawleyów i Charliego, zdradzenie pozycji Patricka, nie wspominając już o osobach takich jak Nora czy Lupinowie, których raczej nie podejrzewano o walkę z różdżką w ręku. A nie było powiedziane, że gdyby nie było żadnych szans na ucieczkę albo wygraną, dałaby radę zmusić, aby ją zabito. Była dobra w pojedynkach, ale śmierciożercy też byli w nich dobrzy. Przynajmniej ci z wewnętrznego kręgu.
- Co do samych środków, to sama wiesz najlepiej, ale jest chyba trudny do zdobycia? W każdym razie, jeżeli to możliwe, dobrze dać mi kilka minut, ot na zabranie ze sobą, kogo bym zdołała i tyle – dodała pozornie lekkim tonem, chociaż przecież wcale nie podchodziła do tego lekko. Taka wizja, znalezienia się w sytuacji, w której już wie, że nie może wyjść z tego cało, była przerażająca.
I po trochu by choć odrobinę uciszyć ten lęk przyszła do Nory. Gdyby w takiej sytuacji wypiła tę truciznę, wiedziałaby przynajmniej, że to, co tkwi w jej głowie, jest bezpieczne. I że może skupić się na tym, by narobić na zakończenie jak najwięcej huku, gdy ostrożność, by nie dać się złapać, nie byłaby już potrzebna.
- Przepraszam za tę prośbę. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała tego użyć – westchnęła, odstawiając kufel. Może nie będzie miała takiego pecha. A może nie będą nawet się kłopotali, tylko od razu rzucą kedavrę. Ale zawsze istniał mały procent szans, a Brenna lubiła być gotowa na najgorsze. Wyprostowała się, bo nie było już po co się pochylać i mówić na tyle cicho, by słyszała ją tylko Nora.– Chcesz się napić?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#6
22.02.2023, 12:16  ✶  

- Wiesz, na początku trochę się bałam, mimo wszystko. Nigdy nie wiadomo, jak wyjdzie w praktyce, plany przynajmniej mi zazwyczaj mocno się komplikowały. Może dlatego też jestem zdziwiona, że wszystko poszło tak gładko. Nie pozostaje nic innego, jak się cieszyć. - Panna Figg nie była przyzwyczajona, że coś w jej życiu układało się bez żadnych komplikacji. Los zazwyczaj rzucał jej kłody pod nogi, tym razem jednak wszystko szło po jej myśli. Może swoje już po prostu wycierpiała i był to ten moment, kiedy wszystko miało się ułożyć? Nauczona jednak doświadczeniem czekała, aż gdzieś coś pójdzie nie tak. Nie przyzwyczajała się do dobrego, bo wiedziała, że może to być chwilowe.

- Może w weekend po Beltane wpadniecie na tort? Na pewno Mabel by się ucieszyła, właściwie, to można zorganizować takie niewielkie spotkanie dla kilku najbliższych osób, dzieciaki lubią niespodzianki.- Miała świadomość, że wszyscy byli mocno zaangażowani w zbliżający się sabat, warto by było więc zorganizować coś po nim. Nie myślała o tym wczesniej, jednak pomysł na który wpadła przed chwilą wydawał jej się być naprawdę dobry.

Nora była ostatnią osobą, która oceniłaby Brennę. Wiedziała w co się angażuje, miała świadomość też jaka jest Brenna. Zdawała sobie sprawę, że wolałaby umrzeć niż podzielić się informacjami na temat swoich najbliższych. Podczas trwania konfliktu mogły się zdarzyć różne sytuacje, a oprawcy korzystali z obrzydliwych metod i przemocy. Rozumiała podejście Longbottom, wiedziała z czego wynika. - Rozumiem Brenna.- Spojrzenie Nory było smutne, wcale nie tak łatwo przychodziło jej wysłuchiwanie takich słów. W końcu Longbottom była jej przyjaciółką, powinna jej powiedzieć, że to głupi pomysł, jednak przez to, że żyły w takich okropnych czasach czuła, że nie może tego zrobić. Pojawiało się wiele dylematów. - Wiem o tym Bren, wy wszyscy ryzykujecie. Kto wie, co mogliby Ci zrobić, gdyby Cię wzieli żywcem, mam wrażenie czasem, że śmierć jest najlepszym, co może się przytrafić. - W końcu bolesne tortury mogły trwać bez końca, a tego Nora nie życzyłaby nawet najgorszemu wrogowi.

- Poszukam czegoś, jak najmniej bolesnego, działającego z opóźnieniem, chociaż liczę, że nie będziesz musiała jednak z tego korzystać. - Wiedziała, że to była ostateczność, uważała też, że Brenna bardzo rozsądnie podchodzi do całej sprawy. Przemyślała to na pewno bardzo dokładnie. Nora zamierzała jej dać to, czego potrzebowała. Od tego w końcu była, może nie walczyła różdzką, jednak pomagała członkom organizacji w inny sposób, była otwarta na ich propozycje, nawet kiedy dochodziło to takich nie za wygodnych próśb. - Nie przepraszaj mnie, rozumiem, czym się kierujesz, to naprawdę wymaga odwagi, od zawsze tak mocno się troszczysz o innych.- Była w stanie oddać życie, aby strzec tajemnic.

- Myślę, że alkohol może mi dobrze zrobić. - W końcu był lekarstwem na wszystkie problemy i bardzo skutecznie otumaniał choć na moment.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
22.02.2023, 13:58  ✶  
- Gładko? Zaharowywałaś się, Nora – parsknęła Brenna. Miała wrażenie, że nic nie szło tutaj szybko, łatwo i przyjemnie, nie wspominając już o tym, że Nora zainwestowała w lokalizację chyba wszystkie oszczędności. Ten sukces zdawał się okupiony ogromną ilością pracy.
Zastukała palcem w szkło, opuszczając wzrok. Przypatrywała się reszcie piwa bezalkoholowego na dnie kufla – i znów, tak, bardzo miała ochotę napić się czegoś mocniejszego. Miała pewien problem z popatrzeniem Norze w twarz. Bo jak, jak miała powiedzieć, że nie może obiecać, że wpadną na tort, że nie wie, czy wyjdą z Beltaine cali, a jeśli tak, to czy nie będą zajmować się chaosem, który niewątpliwie ogarnie Dolinę Godryka i Londyn po takim ataku? Sięgnęła po kufel i upiła piwo, jakby w nadziei, że dzięki niemu zdoła przełknąć tę wielką gulę w gardle.
- Postaramy się, ale nie uprzedzaj jej, proszę. Mamy braki kadrowe, a nie chcę jej rozczarować. Spróbuję jej to jakoś wynagrodzić – powiedziała w końcu. I nienawidziła chyba Voldemorta w tej chwili równie mocno, jak wtedy, kiedy czytała o kolejnych ofiarach. Bo w zwykłym świecie coś takiego jak braki kadrowe nie sprawiłoby, że byłaby gotowa rozczarować małą, ważną dla niej dziewczynkę. Musiała jednak liczyć się z myślą o tym, że może być ranna, martwa albo zajęta próbami odnalezienia zwłok, wyłapania w lesie infernusów czy jeszcze czymś innym.
- Dziękuję – podsumowała. Nie mówiła już o tym nic więcej, nie komentowała słów Nory, bo nie chciała roztrząsać tematu. Obie najwyraźniej doskonale wiedziały, o co chodziło, a dyskutowanie o tym mogłoby tylko je przygnębić. – W takim wypadku daj mi chwilę. Chcesz coś konkretnego? – spytała, podnosząc się z miejsca. Potem ruszyła do wnętrza zatłoczonego baru, by przy ladzie zamówić dla siebie jeszcze jedno piwo bez alkoholu, a dla Nory to, co sobie zażyczyła. Wróciła do stolika i postawiła przez Figg jej kufel.
- Nasze zdrowia, Norka – stwierdziła, posyłając jej uśmiech i unosząc nieco własne piwo, nim upiła łyk. – Wiesz, mam takie małe marzenie. Żeby jeśli uda się przebrnąć przez początek maja, zgarnąć gdzieś ciebie i Mav na jakiś weekend, w ramach babskiego wypadu. Jeśli nikt znajomy nie zgodziłby się zająć Mav, to jestem pewna, że mogłaby trzy dni zostać u nas. Co ty na to?
Najlepiej z dala od Anglii.
Odpocząć od toczących się spraw, tysiąca drobiazgów, domagających się uwagi i przede wszystkim od złowieszczego cienia mrocznego znaku, który zdawał się spowijać całą Wielką Brytanię.
Nie miała pojęcia, czy dostaną taką szansę, a nawet jeśli wszyscy przetrwają, to czy zdoła się wyrwać, ale… mogła mieć nadzieję. W końcu trzeba było się czegoś trzymać.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#8
22.02.2023, 15:15  ✶  

- Tak, wiadomo, że musiałam, żeby otworzyć cukiernię, ale nie spodziewałam się, że to wszystko dalej będzie przebiegało bez problemów. - Wiedziała, że samo doprowadzenie do otwarcia własnego biznesu będzie ją kosztowało sporo pracy, od wielu lat przecież robiła wszystko, aby wreszcie znaleźć się w tym miejscu. Nie było to wcale takie łatwe i kosztowało ją wielu wyrzeczeń, jednak panna Figg nie narzekała, nie była tym typem człowieka. Szukała raczej pozytywów w każdej sytuacji, która się jej przytrafiała. Pewnie dlatego też czasem brała na siebie zbyt wiele obowiązków, kończyło się to zazwyczaj sporym zmęczeniem, jednak nigdy nie mówiła o tym głośno.

- Oczywiście, zrobimy z tego niespodziankę, przynajmniej nie będzie rozczarowania, jeśli nie uda się Wam pojawić. Rozumiem, że macie dużo pracy, szczególnie, że konflikt się robi coraz poważniejszy, wiem, jak wygląda sprawa. - Norka nie oczekiwała, że Longbottom rzuci wszystko i pojawi się w cukierni, aby świętować z nimi urodziny Mabel. Wiedziała, że ma teraz na głowie zdecydowanie więcej spraw. Stwierdziła jednak, że warto zapytać, bo Mabel na pewno sprawiłoby to przyjemność, szczególnie, że dzieci na pewno też odczuwały to, że coś się dzieje. Dobrze by im wszystkim zrobił taki jeden zwyczajny dzień, kiedy nie musieliby się niczym martwić.

- Gin poproszę z tonikiem najlepiej. - Norka lubiła gorzki smak alkoholu. Wprowadzał równowagę do jej przesłodzonego życia. Odprowadziła Brennę wzrokiem, kiedy ta wstała od stolika.

Nie musiała długo czekać na to, aż panna Longbottom do niej wróci. Uniosła szklankę i posłała uśmiech Brennie. Upiła niewielki łyk, gorzki smak był przyjemny. - Jestem jak najbardziej za tym, tylko prosiłabym tak z tydzień wcześniej o informację, będę musiała zorganizować zmiany w cukierni. Jeśli chodzi o Mabel, to może porozmawiam z Fergusem, pewnie nie miałby nic przeciwko, jak odmówi, to mam jeszcze rodziców, nie powinni miec problemu z opieką.- Norke otaczało sporo osób, które zawsze były chętne pomóc jej z córką, naprawdę była za to wdzięczna, bo bycie samotną matką wcale nie należało do łatwych sytuacji. Dzięki temu, że jej najbliżsi chętnie jej pomagali miała możliwośc znaleźć trochę czasu na swoje przyjemności. - Czy ten wyjazd ma związek z Twoimi zbliżającymi się urodzinami? - Wolała się upewnić, bo pamiętała bardzo dobrze, że ten dzień się zbliża.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
23.02.2023, 12:57  ✶  
- Dzięki – westchnęła Brenna. Nora rozumiała, co było miłe, ona sama też rozumiała, i ogólnie wiedziała, że powinna raczej martwić się nadciągającymi złem, pożogą i ciemnością niż jednymi urodzinami. A jednak, przejmowała się i miała wyrzuty sumienia, których nie potrafiła uciszyć. – Przygotowałam za to świetne prezenty! Mam nadzieję, że Mabel się ucieszy.
Może nawet przesadziła. Trochę. Odrobinkę. Trochę bardzo. Ale po pierwsze, jak zwykle z Erikiem rywalizowali o to, kto da małej lepszy prezent, po drugie, chciała wynagrodzić dzieciakowi, że nie pojawi się w Beltaine osobiście, po trzecie wreszcie…
…po prostu tak na wszelki wypadek.
Uniosła swój kufel. Piwo bez alkoholu zdawało się jej dziś jeszcze bardziej gorzkie niż zwykle.
- Pewnie, potwierdzę wszystko tydzień wcześniej i pokażę wam plan wycieczki – obiecała. Nie zamierzała w końcu ciągnąć kuzynki i przyjaciółki gdzieś, gdzie nie chciałyby jechać. Pomysł wydawał się jej jednak dobry, bo sama nie wyjechała nigdzie tak od… czterech lat, z Mav zawsze trzymała się najbardziej, a Nora też wyraźnie potrzebowała wyrwania się. Nie planowała jeszcze szczegółów, nie chcąc wybiegać zbyt daleko w przyszłość myślami, ale miała pewną ideę.
– I tak, i nie. Myślałam, by wyjechać wtedy, owszem – przyznała. – Bale na moją cześć nie są w moim stylu, a i to nie moment na wielkie przyjęcie, nawet takie niezobowiązujące. A z kolei zrobienie po prostu małego zdaje mi się niemożliwe.
Nie umiałaby zmniejszyć listy gości. Po prostu za wiele osób miało prawo oczekiwać zaproszenia. A Brenna chciałaby zaprosić wszystkich przyjaciół i znajomych, jednocześnie jednak wiedziała, jak ciężko byłoby pogodzić… pewne rzeczy, w dzisiejszych czasach. Nawet pośród jej szkolnych znajomych były osoby, do których wciąż miała wiele sympatii, z którymi ciągle utrzymywała kontakt, a przy tym ilekroć na nich patrzyła, obracała gdzieś w głowie myśl, że pod rękawami może skrywać się mroczny znak. Nie, nie zadawała się raczej obecnie z osobami, które ziały nienawiścią do mugoli, mugolaków i półkrwi na prawo i lewo. Ale nie każdy śmierciożerca dołączał do Voldemorta ze szczerej nienawiści. I nie każda osoba nie cierpiąca pewnych grup społecznych, obnosiła się z tym na prawo i lewo.
- Ale tak naprawdę chyba potrzebuję chociaż trzech dni wakacji.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#10
23.02.2023, 14:10  ✶  

Najwyraźniej obie kobiety po prostu zdawały sobie sprawę, jak się sprawy mają. Nie było co obiecać, w końcu czasy były bardzo niebezpieczne, a takie obietnice mogły przynosić rozczarowanie. Widać obie chciały tego uniknąć. Zdawała sobie sprawę też, że rodzeństwo Longbottom bardzo poważnie podchodziło do swoich obowiązków rodziców chrzestnych. Czasem uważała, że przesadzali z rozpieszczaniem Mabel, jednak z drugiej strony może w ten sposób nie odczuwała, aż tak braku ojca. Czuła, że musi jej to w jakiś sposób wynagrodzić. - Mam nadzieję, że te prezenty są takiej wielkości, że będę w stanie je upchać w naszym małym mieszkaniu.- Czasami zastanawiała się, czy warunki jakie zapewniała córce były odpowiednie, choć jak na razie chyba to wszystko, co była w stanie jej zapewnić wystarczało. Z czasem pewnie będzie musiała pomyśleć o innym mieszkaniu, w tej chwili jednak zaplecze cukierni wydawało się być najbardziej odpowiednie i mogła mieć przynajmniej ją ciągle na oku.

- Kurde, plan wycieczki, Ty zawsze wszystko przygotowujesz dokładnie, musi być dopięte na ostatni guzik.- Podziwiała Brenne za takie podejście, mało kto był w stanie przygotować się na wszystkie ewentualności. Szczególnie, że przyjaciółka miała na głowie wiele spraw. Nora zastanawiała się, czy Bren ma czas na sen, wolała o to nie pytać, bo chyba znała odpowiedź i nie była ona specjalnie zachwycająca, przynajmniej jeśli chodzi o zdrowie. W końcu sen był potrzebny do tego, żeby odpowiednio funkcjonować.

- Muszę przyznać, że po ostatnim balu też podchodzę do takich spotkań nieco sceptycznie, także może nawet i lepiej, że wybrałaś inną formę spędzenia tego dnia. - Miło, że brała ją również pod uwagę w tym wyjeździe. Na pewno dobrze im zrobi wyrwanie się chociaż na chwilę od tego wszystkiego. Będą mogły trochę odpocząć i przestać myśleć o obowiązkach. Zdecydowanie opcja wyjazdu wydawała się jej być dużo bardziej atrakcyjna. W końcu ostatni bal zkaończył się dla niej niezbyt atrakcyjnie. Została zamieniona w bobra, przy wszystkich, całym tłumie najróżniejszych czarodziejów. Nie było to miłe wspomnienie, wciąż na samą myśl o tym miała ochotę zapaść się pod ziemią. Wolałaby tego nie powtórzyć. Zdecydowanie zrobiła się fanką bardziej kameralnych spotkań.

- Na pewno dobrze Ci zrobi wyrwanie się na kilka dni, zresztą mi również, wrócimy pełne energii i nowych pomysłów. - Gotowe do dalszej walki z nieprzyjacielem, tego jednak nie dodała. Wiedziała, że każda z nich angażuje się w pomoc słabszych w sposób w jaki potrafi. Figg nie była na przedzie działających, robiła raczej za tło, pomagała swoimi umiejętnościami, jak tylko mogła, jednak zdawała sobie sprawę, że nikt nie zaakceptowałby, gdyby chciała walczyć w inny sposób. Brenna jednak była bezpośrednio zagrożona, niebezpieczeństwo czaiło się na nią w każdej chwili. Ryzyko było ogromne, w końcu nie wiadomo było, kiedy mogą zaatakować. Dobrze jej zrobi taki wyjazd, odpuszczenie na moment, bez ciągłego odwracania się za siebie.

Kobiety spędziły razem jeszcze dłuższą chwilę. Dyskutowały o planach związanych z urodzinami Mabel, Brenny o tym wszystkim, co miało się wydarzyć po Beltane, miały plany, choć zdawały sobie sprawę, że mogą one lec w gruzach. Dobrze było jednak czasem pogdybać, samo rozmawianie o tym, jak spędzą czas przynosiło pewien spokój. Norka pozwoliła sobie wypić jeszcze tego wieczora dwa drinki. Następnie wyszły z Brenną z pubu. Rozeszły się każda w swoją stronę, wtedy Figg zaczęła zastanawiać się jeszcze nad prośbą przyjaciółki. Musiała znaleść truciznę, którą dla niej przygotuje, zabezpieczenie w razie ewnetualnego ataku śmierciożerców, namiastkę poczucia bezpieczeństwa, że Longbottom będzie mogła odejść z tego świata na własnych warunkach.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2051), Nora Figg (2075)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa