Secrets of London
Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Wyspy Brytyjskie (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=30)
+--- Wątek: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła (/showthread.php?tid=2407)

Strony: 1 2


Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - Eutierria - 11.12.2023

Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła


Na miejsce zderzenia została wezwana Brygada Uderzeniowa, po odczekaniu zaledwie piętnastu minut w okolicę aportowała się Brygadzistka Mavelle Bones, niezawodna tropicielka bullshitu, która dostała od swojego ojca najgorszą zmianę na świecie - zmianę, podczas której dwójka idiotów będzie próbowała przekonać ją, że nie należy im się żaden mandat za przekroczenie prędkości, a najbardziej pożądany kawaler Londynu, Owen Vesper, to ich mściwy brat, który celowo zajechał im drogę.

Ależ tu był niesamowity bałagan! Ale Bellowie dobrze radzili sobie z jego ogarnianiem - nikomu z nich nic się nie stało, ich przeklęty ognistą klątwą krewny został ugaszony dwoma wiadrami wody i kilkoma łopatami piasku. Vesper był po prostu bardzo, ale to bardzo zły no i musieliście podnieść ten cholerny autobus magią, na szczęście w środku nie znajdował się żaden pasażer. Czy trzeba było wzywać tu więcej jednostek?




RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - The Bang - 13.12.2023

"Alex, to jebnie..." Mówiłem, ładując pudło pełne wielokolorowych boa na pakę magicznego wozu. Pakowaliśmy się już ponad dobę, ale wciąż ktoś znajdował coś co nie było dopakowane, nie zostało dobrze zabezpieczone, albo znalazło się w zupełnie innej przyczepie. Przeprowadzka cyrku Bellów zawsze była dla mnie show samym w sobie, tylko o tysiąc procent bardziej chaotycznym niż jakiekolwiek z naszych występów. Połowa osób biegała jak kurczaki z uciętymi głowami, Jim odprawiał jakieś rytuały, egzorcyzmy czy modlitwy nad leżącym pod składanymi ławkami Flynnem, lwy Fiery wyglądały jakby były gotowe pożreć pierwszą lepszą osobę, przechodzącą wystarczająco blisko ich klatki i nikt nie wiedział gdzie co jest, ani kto jest odpowiedzialny za co. Jakim cudem nie zostawialiśmy za sobą całego szlaku pogubionych spinek, części od kostiumów, resztek popcornu - nie byłem w stanie pojąć. Jakimś cudem (poza tym jednym razem, kiedy nikt nie mógł znaleźć Atheny i po pół godziny drogi okazało się, że ktoś zamknął ją w klatce z jej własnymi ptakami kiedy przyjęła formę wróbla) udawało nam się też mieć nienaganny headcount.

Tym razem mieliśmy jednak wjechać do Londynu, stolicy Imperium Brytyjskiego, w biały dzień bez żadnego planu poza oznaczoną magicznie lokalizacją miejsca w które mieliśmy trafić. Nienawidziłem być "tym odpowiedzialnym", ale chyba tylko ktoś zupełnie obłąkany (albo czarodziej, nie rozumiejący mugoli) porwałby się na wjechanie kilkunastoma wozami cyrkowymi do centrum Londynu w godzinach szczytu. Mimo to, jakiekolwiek moje obiekcje zostały uciszone protekcjonalnym "...to się ogarnie.", mocno implikującym użycie magii w bliżej niezdefiniowanych ilościach. Moje kłótnie nie miały więc sensu i kiedy w końcu ruszyliśmy, miałem już nastawienie, że to może być całkiem ciekawa przygoda.

Siedziałem w głównym wozie z Alexem, głównie dlatego, że potrafiłem używać mugolskich map z równą łatwością jak oni tych magicznych i znałem - przynajmniej z grubsza - zasady ruchu drogowego. Poprzedniej nocy trochę zabalowałem, żegnając z czułością Little Hangleton a raczej dwie dziewczyny, które przychodziły niemal na każdy mój występ. Były piękne i tak ulotne, jak resztki wiosennej rześkości, które ustąpiły już miejsca letniemu skwarowi. Zawsze bawiła mnie brytyjska pogoda. Przez 9 miesięcy w roku, pogoda oscylowała między 15 a 15 stopni, w grudniu łaskawie spadała czasem do zera a w lipcu i sierpniu wybijała na prawie 30, sprawiając że noszenie czegokolwiek poza kwiecistymi koszulami z krótkim rękawkiem i głęboko wyciętym dekoltem, sparowanymi z krótkimi szortami, stawało się nieznośne.

Przysypiałem lekko, ciesząc się że wnętrze szoferki zostało przez Overseera zaczarowane, aby panował w nim przyjemny chłód. Nasz wóz przewoził ogromny materiał namiotu i jego stelaż, pozostałymi wozami kierowali inni i większość jechała do celu swoimi drogami. Trudno, jeśli mają się podubić to niech to robią beze mnie. Miałem nadzieję uciąć sobie jeszcze drzemkę, zanim reszta dotrze na miejsce.


Krzyknąłem, kiedy wozem trzasnęło, huknęło i poleciałem prosto na szybę, nabijając sobie potężnego siniaka na głowie. Może zresztą też krwawiłem, bo poczułem na czole coś mokrego?
- Co do kurwy nędzy?! - krzyknąłem, z bólu, ale też zdziwienia. Czy świat stanął na głowie? Przecież mieliśmy się zatrzymać dopiero za pół godziny! Jechaliśmy prostą drogą, co do cholery...?! Kiedy otworzyłem oczy i jako tako wykaraskałem się z wozu, powitały mnie kłęby pary i widok, który zajął dobre kilka sekund, żeby dotarł do mnie co przedstawia. Ogromny, dwu... Nie, trzypiętrowy autobus londyński leżał sobie w najlepsze na boku, jak gdyby postanowił uciąć sobie drzemkę na samym środku drogi. Kierowca siedział bezradnie na ziemi, chyba wyleciał przez szybę, bo ta miała w sobie dziurę mniej więcej wielkości człowieka. Murgałem niepewnie, przecierając stróżkę krwi która jednak ciurkała sobie z mojego czoła i próbowałem ogarnąć co się właśnie wydarzyło, podczas gdy Alexander i inni zajęli się gaszeniem płonącego kierowcy.




RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - The Overseer - 16.12.2023

Ostatnio ani nie czułem się za dobrze, ani za dobrze nie spałem, wciąż spięty, wciąż zestresowany. Nie przepadałem za pełniami księżyca, nie przepadałem również za przeprowadzkami, a kiedy musieliśmy podnieść na nogi cały cyrk, zebrać go we względny, mobilny tabun i przetransportować wraz z inwentarzem całym, z całą naszą rodziną co do każdej jednostki, to można było stracić nerwy ostatnie, zmysły i wszystko. Nie liczyłem wypadniętych włosów, ale trochę ich było. I najlepiej byłoby być przygotowanym na każdą ewentualność, aczkolwiek byłem w takim stanie, że zaglądanie w karty nie powiedziałoby mi nic konkretnego; może jedynie podsunęło jeszcze mroczniejszy, zakrzywiony obraz, czego wolałem na siebie nie zwalać. Nie teraz, kiedy...
Ale nieistotne, bo ruszyliśmy w podróż i wszystko miało się ku dobremu. Starałem się podtrzymywać dobrą, optymistyczną atmosferę w naszej grupie i klepałem Milo po ramieniu, by tak czarnowidztwa nie uprawiał, bo nic nie jebnie, tylko po prostu robimy co trzeba, jedziemy, rozkładamy się i znowu żyjemy sobie jak gdyby nigdy nic. A warto zauważyć, że jak na standardy brytyjskie, to nawet pogoda jakaś szczególnie zła nie była! I musiałem też pochwalić chłopaków, bo Jim z Milo dawali sobie świetnie radę z kierowaniem i nawigowaniem. Skupieni byli nawet bardziej niż ja, więc obserwowałem migające obrazy za oknem, powoli przymykając oczy. Może nawet w którymś momencie przysnąłem, ale raczej nie na długo, bo świat wyrwał mnie z objęć Morfeusza szybciej niż mógłbym się spodziewać.
Próbowałem magią zniwelować uderzenie, ale nie byłem wystarczająco szybki. Polecieliśmy wszyscy do przodu i poobijaliśmy sobie twarze, przedramiona. Niestety, nie miałem jednak czasu i głowy na oglądanie swoich uszczerbków na zdrowiu, bo musiałem ogarnąć sytuację, co się w ogóle stało i... Jim! No Jim to w tym przypadku był najważniejszy, bo na momencie zrobiło się gorąco, a nie chciałem by nam cały namiot poszedł z dymem, a przy okazji też największy z wozów. Zaraz zwołałem najbliższe osoby, a sam wysypałem na niego podręczny piasek przygotowany właśnie na takie sytuacje.
- Jimmi... Kochany, na spokojnie, z Bogiem - mówiłem do niego by się skupił na czymś innym, na spokojnym, a nie gwałtowności sytuacji, w której się znaleźliśmy. A sytuacja była taka, że zaliczyliśmy wypadek drogowy z... Błędnym Rycerzem. Kiedy tylko to zauważyłem, nie byłem w stanie powstrzymać wywrócenia oczu. To nie będzie łatwe w negocjacji.
- Milo! Trzeba podnieść autobus nim ktokolwiek wezwie BUM - stwierdziłem, chcąc nieco namieszać. - Zgarnij każdego, kto jest odpowiedzialny za rozkładanie namiotów. Albo Flynna - powiedziałem do niego rzeczowo, żeby było szybko i sprawnie, bez zbędnych komplikacji. Zapewne zaraz nam tu Owen Vesper wyskoczy z pretensjami, ale mógł się nie wpieprzać na czołowe. Wcisnąłem jeszcze krzyż w ręce Jima, żeby mógł się skupić na czymś innym, nie zaś na ponownym samozapłonie, po czym sam zacząłem podnosić autobus. Nie sądziłem, żebym miał wystarczająco energii na takie porywy, ale kto wie?

Rzucam na translokację, chcąc podnieść autobus do pionu
[roll=O]
[roll=O]


RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - The Bang - 17.12.2023

Kiedy pierwszy szok i oszołomienie minęły, sięgnąłem do wozu po jakąś szmatkę, żeby zatamować krwawienie z czoła. Rana była dość płytka, podejrzewałem, że nie będzie nawet wymagała szycia, ale zdecydowanie nadrabiała ilością krwi, która z niej płynęła. Zapewne wyglądałem już dość tragicznie, przez czerwone smugi rozmazane po twarzy, ale też nie to było najważniejsze.

Chciałem podejść do Jima i z sprawdzić, czy wszystko z nim okay, ale widząc, że Papo Alex ma wszystko pod kontrolą, zamiast tego spojrzałem na rozeźlonego kierowcę Błędnego Rycerza, wygrażającego coś pod adresem nas jako ogółu a w szczególności Overseera. Obserwowałem jak Alex wyciąga różdżkę i próbuje obudzić autobus, ale okazało się to chyba zadaniem ponad jego siły, bo chociaż Błędny drgnął, zadygotał i poruszył się o parę centymetrów to zaraz potem opadł z powrotem na ziemię. Jak Felix, kiedy się go próbuje obudzić. pomyślałem, już nawet lekko rozbawiony całą sytuacją.

W końcu, z niejakim opóźnieniem - może ta moja rana na czole była jednak zwiastunem jakiegoś poważniejszego urazu głowy? - dotarło do mnie, że Alex chciał żebym zawołał innych. I Flynna. Jezus Maria, po co akurat Flynna? Jakby cała ekipa cyrku nie mogła się równać Wspaniałemu Flynnowi, bo on na pewno wszystkiemu zaradzi. Najlepiej wbija jak na swoje, najlepiej robi Alexandrowi (wodę z mózgu), najlepiej włada różdżką... Nie skomentowałem tego jednak na głos, tylko kiwnąłem lekko głowę, obróciłem się na pięcie i pomaszerowałem posłusznie wołać Flynna.

Na całe szczęście przynajmniej nie trzeba go było jakoś bardzo szukać - grzebał przy naszym wozie, sprawdzając czy wszystko w nim bangla i damy radę ruszyć w dalszą drogę, czy trzeba będzie poczynić jakieś poważniejsze naprawy. Stanąłem koło niego, poprawiając trzymany nadal przy czole, prowizoryczny opatrunek z czegoś co okazało się być chustą, lub też szalikiem.
- Alex cię woła. Trzeba podnieść Błędnego. - oznajmiłem. Najmniej słów jak to możliwe, byle przekazać co było do przekazania. Nie czekałem nawet, żeby sprawdzić co odpowie i ruszyłem dalej. Sam wiedziałem, że do takiej roboty sto razy bardziej nada się Ancia, którego znalazłem przy wozie Fiery - najwyraźniej je lwy nie bardzo dobrze znosiły taki nagły postój. Odpowiedziałem na pytania o ranę, że nic mi nie jest i że przydałoby się pomóc z przodu bo Błędny Rycerz ma delulu i poszedł lulu, po czym wróciłem razem z Ancią spowrotem na przód konwoju.

Wcale nie zamierzałem się wtrącać między Edge'a a Overseera, ale przysiadłem na ziemi na tyle niedaleko nich, żeby słyszeć co mówią. Tak na wszelki wypadek. Nie byłem wścibski. Wcale. W ogóle.




RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - The Edge - 17.12.2023

Flynna cała ta sytuacja aż tak bardzo nie przerażała. Nie miał pojęcia, kim był ten Owen i dlaczego nikt go nie lubił, ale nikomu nic się nie stało, a wóz był w stanie naprawić sam, więc zamiast w nastrój paniki wszedł w nastrój „spokojnie, ja to ogarnę”, co zasygnalizował związaniem włosów gumką, a to się działo praktycznie tylko wtedy, kiedy majstrował nad czymś przy stole w warsztacie albo montował elementy sceny. Kiedy znalazł go Milo, wyciągał spod wozu odpadnięte elementy mechanizmu i sprawdzał, czy potrafi z nimi jeszcze cokolwiek zrobić i z radością odkrył, że tak. Brak musu nadwyrężania rodzinnego budżetu to była dobra wiadomość, tak? Ale i tak nie zamierzał przekazać jej Alexandrowi, bo ostatnio wspólne życie wychodziło im trochę kiepsko. Istniała w rodzinie chyba tylko jedna osoba, której nie chciał widzieć tutaj bardziej, niż swojego zajebistego pożal się boże kochanka, przez którego poryczał się kilka dni temu w przyczepie i był to Milo Bell, więc jak to w takich historiach bywa - Milo Bell przyszedł mu powiedzieć, że Alexander potrzebował pomocy w podniesieniu autobusu do pionu.

Oh kurwa.

No ale poszedł tam. Bo to była jego rodzina. Bo go kochał. Trochę też dlatego, że nie miał co zrobić z rękoma poza zbieraniem gruzu i sprawdzaniem, czy Arya nie zgubiła się w lesie, bo przecież jak ona zgubi się w lesie, to nie krzyknie do nich „tu jestem!” i naprawdę przerażała go wizja nieodnalezienia jej już nigdy... No i poszedł. Znaczy się przyszedł. Miał taką markotną minę, ale pierwszym co przyszło mu do głowy, było pocałowanie Alexandra w policzek na powitanie. Przypomniał sobie ich kłótnię. Nie zrobił tego. Nie spojrzał mu nawet w oczy. Jedynie zajrzał pod ten autobus, żeby sprawdzić, czy na pewno nic nie haczy i nie blokuje możliwości uniesienia go w górę. Jeszcze kilka dni i go z nimi nie będzie.

- Spróbujemy. Ty z lewej a ja z prawej - powiedział, bo prawa strona znajdowała się niżej.

[roll=Z]
[roll=Z]
Nie wiedziałam na ile rzutów jesteście umówion toteż daję dwa.


RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - Mavelle Bones - 19.12.2023

Przekroczenie prędkości, jak została poinformowana. Prosta sprawa, zdawać by się mogło, aczkolwiek ciekawe, że jedną ze stron biorącą udział w wypadku miał być niejaki Owen Vesper. Ten sam Vesper, który przecież słynął z bardzo… niekonwencjonalnego stylu prowadzenia słynnego skądinąd autobusu, niemniej! Nie ma co wydawać jakichkolwiek wyroków przed obejrzeniem miejsca zbrodni, nieprawdaż?
  Nawet jeśli się wiedziało, że ani chybi podjęłaby próbę odebrania Vesperowi kierownicy, gdyby tylko jednak wsiadła do Błędnego.
  Ale, ale, zanim się pojawiła na miejscu zbrodni – no dobrze, nie zbrodni; samo przekroczenie prędkości jeszcze zbrodnią nie było. Chyba że kierowcy się wzajemnie, koniec końców, pozabijali, nie mogąc dojść do porozumienia bądź coś w tym stylu – upłynęło trochę czasu. Bo raz, że wezwanie, dwa, znalezienie jele… khe, brygadzisty, który się pofatyguje i wszystko obejrzy (bądź obwącha, całkiem dosłownie), trzy, krótkie wprowadzenie – troszkę to zżerało minuty.
  Troszkę.
  Co się odwlecze, to nie uciecze, a w międzyczasie…
  … jakim cudem Owenowi nie stało się nic poważnego, to zagadka, której nie byłby w stanie rozwikłać najtęższy umysł tego świata. Bo to w teorii nie miało prawa się udać. Nie, kiedy w szybie Błędnego ziała przepotężna dziura, świadcząca o tym, w jaki sposób kierowca opuścił jego wnętrze (ha! Mugolskie pasy bezpieczeństwa nie były takim znowu głupim wynalazkiem!). Choć może w tym wszystkim należało się doszukiwać złośliwego mataczenia przez wszelkie możliwe istoty wyższe. Bo oto Bell powrócił do Bellów, wpadając w ich objęcia… tak jakby.
  Jeśli kiedykolwiek rozważał powrót na łono rodziny, to na pewno nie w ten sposób. Najeżony bardziej niż stado jeży, aż można było zacząć mieć obawy, czy przypadkiem faktycznie nie powyrastają mu kolce, którymi to zaraz zacznie wręcz strzelać i przyszpilać wszystkich w okolicy do czego się tylko da.
  - Czy wy się nigdy jeździć ni nauczycie?! Tak, śmiało, machaj mocniej tym kijem, rozwal mi ten autobus doszczętnie! – bo przecież Alexander, och, dzielny Alexander podjął próbę podniesienia Błędnego, ustawienia go do pionu. Ale jednak trochę brakło mu umiejętności, tej wprawy, która pozwoliłaby poderwać tę piętrową bestię prędkości. Ale zdecydowanie nie brakło jej w tej części, która pozwoliła na ponowne przytulenie się Błędnego do ziemi i… no, tak jakby nie należało liczyć na to, że autobus nie nabawił się właśnie kolejnych rys i potłuczonych szyb. Ostateczny efekt miał się dopiero ukazać, niemniej w myślach chyba można już było sporządzać coraz dłuższy rachunek… i to, zdaje się, robił i Owen.
  Coraz bardziej rozdrażniony i zaczynający wspominać coś o niewypłaceniu się do śmierci za te wszystkie naprawy, jakich wymagał teraz Rycerz, żeby dało się nim z powrotem wyjechać na ulice i przy okazji nie straszyć każdego czarodzieja, który zamówi przejazd.
  Czy Flynn okaże się wybawieniem…?
  Mieli się o tym przekonać za momencik.
  Trzask.
  W całym tym chaosie pojawiła się chyba ostatnia osoba, jakiej tu generalnie potrzebowali, bo tego nie dało się Bellom odmówić: nie byli tacy źli w zaprowadzaniu porządku. Naprawdę. Ale nadal pozostawała kwestia rozgryzienia, kto, co, jak, dlaczego – i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, ukarania winnego.
  - O, kolejny mądry się znalazł! – zapieklił się Owen widząc, iż Flynn się zabrał za magowanie. No normalnie… tylko darcia włosów sobie z głowy brakowało. I pewnie by się jeszcze popieklił, gdyby nie fakt, iż do tej wesołej gromadki dołączyła kobieta w charakterystycznym mundurze.
  - Brygada Uderzeniowa Ministerstwa, brygadzistka Bones – wyrecytowała, obrzucając całe miejsce spojrzeniem. I potencjalnych winnych również. Vespera kojarzyła, ale cyrkowcy… hmm… który to siedział za kółkiem?
  - Ktoś mi raczy wyjaśnić, co się tu się dokładnie stało? – spytała bardzo, bardzo uprzejmym tonem. I nie, w zasadzie to nawet nie dało się nazwać tego prośbą; bardziej zawoalowanym nakazem. I owszem, pewne rzeczy dało się wychwycić przecież na pierwszy rzut oka, to jednak… jednak pozostawała cała masa detali, szczegółów, szczególików, które mogły przechylić szalę sprawiedliwości na jedną lub drugą stronę.


RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - The Overseer - 19.12.2023

- Owen, dajże żyć, zamilknij najlepiej. Gdybyś nie jeździł jak szaleniec, to wszystko byłoby w jak najlepszym porządku - warknąłem do niego, bo się rzucał niepotrzebnie, bo w tym winy Jima ani Milo nie było, choć nie widziałem, bo przysypiałem, ale mogłem dać sobie za chłopaków ręce uciąć. To on zawsze musiał jak ten diablęci pomiot jeździć, się rozbijać po Londynie, myśląc, że te wszystkie drogi należały tylko i wyłącznie do niego.
Na dodatek poczułem niemoc, kiedy autobus tylko drgnął, ale się nie podniósł. Moje umiejętności były niedostatecznie dobre aby działać na taką skalę, więc po prostu plułem sobie w brodę, że nie poćwiczyłem bardziej translokacji przedmiotów. Może wtedy...? Może wtedy, bez niczyjej pomocy, mógłbym naprawiać swój świat?
Zamiast tego opuściłem dłonie, zwisały bezradnie wzdłuż mojego ciała. I niestety nie to było najgorsze, bo pojawił się wraz z Milo i Ancią - Flynn, o którego sam poprosiłem. Chciałem bardzo go zobaczyć, sprawdzić jak się miewa, jak trzyma, mieć też w nim oparcie i... był tu, ale nawet na mnie nie spojrzał, a ja z kolei zapatrzyłem się na niego trochę za długo. O sekundę, może dwie. Więcej? Cóż...
- Dzięki, Milo. Chłopaki, trzeba postawić autobus - rzuciłem, w tym też skinąłem głową Milo, który się prowizorycznie tamował, a potem kiwnąłem głową na leżącą wielką bestię. Huh. Może trzeba było zgarnąć więcej osób...? To jednak był kolos z tego autobusu, ale... Damy radę! Jak nie my, to kto?
Posłuchałem rady Flynna, a właściwie zamierzałem posłuchać jego wskazówek. Zrobiłem też miejsce obok siebie dla Titiana, naszego Anci, żeby lepiej widział obiekt naszych starań, chociaż w sumie to jemu nikt nie był w stanie zasłonić obrazu. Czy autobus stanie na nasze wysiłki, to się okaże... Po ponownym użyciu przez nas translokacji.
Niezależnie od wyniku, pojawiła się brygadzistka, więc trzeba było się do niej uśmiechnąć i opisać zdarzenie. Lepiej było być w tym pierwszym, aniżeli tuż za Owenem, więc...
- Alexander Bell, zarządca cyrku. Przenosimy cyrk i, cóż, mieliśmy nieprzyjemność trafić na naszego dawnego druha... kierowcę tego, o!, autobusu - przedstawiłem się, po czym nadałem ogólnego obrazu dla sytuacji, co właściwie było już widoczne na załączonym obrazku. Chwała, że nasz pojazd w miarę stał bez uszczerbku. - Milo, opiszesz pani szczegóły zdarzenia? Obawiam się, że nasz kierowca aktualnie nie jest w najlepszym stanie. Zajmują się nim inni - odparłem, chcąc wskazać, że również mieliśmy poszkodowanych po naszej stronie. Same krwawiące czoło Milo było tego dowodem.

Nie wiem, czy powinnam, czy nie, ale rzucam raz jeszcze...
[roll=O]
[roll=O]


RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - The Bang - 22.12.2023

Uznałem, że próbując wesprzeć Alexandra, Flynna i Titiana w podnoszeniu autobusu, mogłem narobić tylko więcej szkód. Po co kręcić im się pod nogami, kiedy mogłem jeszcze bardziej oberwać a tak naprawdę niewiele byłem w stanie pomóc? Motyw przewodni mojego życia... pomyślałem z lekką goryczą ... Kochany, poczciwy Milo, ale już zostaw to, magia załatwi to szybciej.


Kiedy usłyszałem charakterystyczny trzask! aportacji, lekko drgnąłem i natychmiast poderwałem się na nogi. Jako Bell miałem chyba już wyrobiony jakiś dodatkowy zmysł, który nawet bez patrzenia na nowo przybyłą pozwolił mi wyczuć, że to bagieta. Wystarczająco dużo razy nas zgarniali, spisywali albo prawie zgarniali, żebym miał wyrobiony w sobie głęboki instynkt, który sam nazywałem "Widzisz BUM, robisz ZIUM" chociaż nigdy nie udało mi się dopasować jakiegoś hasła do drugiego akronimu. Moje oczy rozglądały się już dookoła, szukając najszybszej i najskuteczniejszej drogi ucieczki, kiedy przypomniałem sobie, że Alexander jest z nami i to on za nas odpowiada. Powstrzymałem się więc przed ucieczką, wbrew instynktowi i spróbowałem robić dobrą minę do złej gry.


— Pani władzo, bo myśmy po prostu jechali prosto przed siebie. No i ten autobus on nam dosłownie wypadł na maskę. Ja nie wiem czy Owen ma jakieś myśli samobójcze, może źle mi się w życiu dzieje, ale to nie fair, żeby próbować pociągnąć za sobą pół cyrku? — zacząłem tłumaczyć, dość pospiesznie i odrobinę nieskładnie, ale za to okraszając moje tłumaczenie uprzejmym uśmiechem.
— Naprawdę, mamy wszystko pod kontrolą. A może w zamian za stratę czasu na ten nasz mały wypadek, to byśmy panią zaprosili na nasze show? — pytanie rzuciłem w sumie trochę w stronę Overseera, wiedząc że bilety wcale nie miały być jakoś bardzo drogie, a może akurat kobieta będzie się dała udobruchać lekkim przekupstwem? Nie wszystkiemu BUMgiety były prawolubujacymi sztywniakami z kijem w dupie, to wiedziałem napewno.




RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - Mavelle Bones - 25.12.2023

- Ja jeżdżę jak szaleniec? Ja? Tyle lat jeżdżę i ani razu wypadku nie miałem, dopóki się nie napatoczyłem na was! – zacietrzewił się, gestami dość dobitnie pokazując, jakich „was” miał na myśli. Znaczy się, nie wyglądało, żeby miał zamiar wziąć na siebie choć odrobinę winy. Choć może powinien, biorąc pod uwagę, ze istniały całkiem spore rzesze świadków, którzy mogli potwierdzić, jak wariacko potrafił jeździć Vesper.
  Naprawdę, cud, że jak do tej pory jeszcze się nie rozbił. A chyba jeszcze większy cud, że w Błędnym nie znajdował się żaden pasażer! Delikatnie mówiąc, zapewne nie odbyłoby się wtedy bez większego sprzątania i wzywania kolejnych służb. Bardzo delikatnie mówiąc. Tak że chyba sami bogowie musieli maczać w tym palce.
  Postawienie autobusu na „nogi” nie było takim znowu prostym zadaniem, biorąc pod wagę, że małe to-to nie było i lekkie tym bardziej nie. Ale „odrobina” wysiłku, pracy zespołowej i… koniec końców, udało się Błędnego postawić! Tylko jeszcze kwestia tej przedniej szyby i cyk, można szaleć, jak wcześniej, po drogach. I wpadać na innych podróżników.
  Czujne spojrzenie Bones spoczęło na wszystkich, z którymi przyszło jej rozmawiać; nie omieszkała też ponownie zerknąć na otoczenie. To na wehikuł Vespera, to na pojazd cyrkowców. No tak, oczywiście, jeden będzie zwalał winę na drugiego, czego dowodem były zeznania stojące w sprzeczności. Bo przecież…
  - Ta, tylko po prostu jechaliście, raczej WJECHALIŚCIE mi prosto pod koła! Ne mówiąc już o tym, że znacznie przekroczyliście prędkość! – kolejny dość żywiołowy protest, który bynajmniej nie przybliżał do rozstrzygnięcia sprawy, ani o krok.
  Wyciągnęła notes z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, po czym dość niespodziewanie się uśmiechnęła.
  - Panie… Milo, tak? Rozumiem, że uważa pan to za stratę czasu, ale obawiam się, że to jednak nie jest coś, na co mogę przymknąć oko i pozostawić to wszystko wam – stwierdziła, a w jej głosie przebrzmiały jednak ostrzegawcze nuty. Czy lubiła cyrk? Hm, kto cyrku nie lubił, jak się tak zastanowić? Ale jednak tu wchodziła próba przekupstwa i… nie, coś takiego jednak nie sprawiało, że chciało się odpuścić, wręcz przeciwnie – drążyć jeszcze bardziej.
  Bo to oznaczało, że coś się ukrywa… z drugiej strony, wartość tej łapówki była na tyle niska, że w zasadzie traktowanie tej oferty jako przekupstwa brzmiało wręcz śmiesznie.
  - Co się stało waszemu kierowcy? – spytała już łagodniej, niemalże troskliwie. Generalnie ta wzmianka mocno świadczyła o tym, iż zdecydowanie nie mogła się zawinąć ot tak, już pomijając, że samo przekraczanie prędkości w świetle prawa nie było znowu takie mile widziane – Chciałabym z nim porozmawiać. I dokładniej się przyjrzeć waszym pojazdom – stwierdziła, z wyraźnym zamiarem skierowania się w stronę… hm, wyglądało na to, że wehikułu Bellów. Ot, obejrzeć pojazd, zerknąć do kabiny, popatrzeć na to, co było widać (lub nie) na drodze za nim…
  … chyba że ktoś tu postanowi jednak zatrzymać ją w miejscu?
  - Swoją drogą, pańska wersja, panie Owen? Coś więcej niż „wjechali pod koła”? – zagadnęła kierowcę Błędnego.


RE: Lato 1972, 28 czerwca - Pani Władzo, Błędny Rycerz zabłądził prosto pod nasze koła - The Overseer - 29.12.2023

Starałem się ukryć fakt, że nieco mnie obecność, a bardziej może bardziej zachowanie, Flynna wybiła z rytmu. Odprowadziłem go wzrokiem, kiedy z Ancią zmierzał z powrotem w kierunku wozów, zapewne by naprawić drobne szkody. Tak, tak miało być dla niego lepiej, zajmie się tym, zabierze mu czas, uwolni od nadmiernego myślenia, a ja... Ja miałem też tu niemały ambaras do ogarnięcia.
- Owen, mamy na pace namiot. Gdyby prędkość była przekroczona, to byśmy lecieli, a nie jechali - zauważyłem spokojnie, wyraźnie zmęczony, na te jego plucie jadem. Prędkość to on miał przekraczaną dzień dnia, ale... nie to było tu istotne. Trzeba to było załątwić polubownie, by zmieścić się w czasie, a przede wszystkim nie ciągnąć za sobą jakiś spraw sądowych.
- Milo źle się wyraził. Mamy napięty grafik i zależy nam, żeby dotrzeć na miejsce docelowe w czas, przed zachodem słońca jeszcze rozłożyć połowę namiotów, stąd ten pośpiech, nieostrożność w jego słowach - wyjaśniłem, zerkając na drobną chwilę na Milo, żeby ostrożniej kłapał ozorem. Niezależnie od tego, jak spokojną i dobrą osobą była BUMowczyni, to jednak pozostawała przedstawicielką prawa, więc trzeba było działać ostrożnie. - Jak najbardziej zapraszamy na widowisko, zaraz nam ktoś tu podrzuci bilety dla pani i dla rodziny... - zaproponowałem, kiwając palcem na jednego ze stojących obok cyrkowców.
- Kierowca... się zestresował nietypową sytuacją. Jest świetnym kierowcą, ale wrażliwym człowiekiem - zacząłem, zastanawiając się, czy był w stanie cokolwiek teraz powiedzieć, żeby nie stracić panowania nad sobą...? I to rozmawiać z obcą osobą, w służbowym mundurze...? - Czy moglibyśmy zaproponować spotkanie w innym terminie, kiedy ochłonie? Nie chciałbym go dodatkowo stresować, poza tym zeznania Milo. Nawigował Jima z racji tego, że bardziej zna londyńskie ulice. Siedzieli ramię w ramię, a ja tuż obok, więc również jestem do pani dyspozycji, pani Bones] - zaproponowałem delikatnie, nie chcąc mówić za dużo. Jim miewał piekielnie trudną przeszłość. Nie chciałem mu przysparzać więcej kłopotów niż to warte.
- Zresztą, możemy również pokazać wnętrze pojazdu, bez problemu. Nie mamy nic do ukrycia - odparłem z lekkim uśmiechem, nawet nieco flirciarskim, wskazując drogę w jego kierunku. Miałem aby nadzieję, że Milo nie przetrzymywał tam żadnych używek ani niczego nielegalnego. Wielki namiot wciąż znajdował się na przyczepie i chwała, bo jednak bywał w układaniu bardziej niestabilny niż przy podnoszeniu autobus, szczególnie kiedy warunki atmosferyczne dokuczały naszej ciężkiej pracy. - Mam dokumenty, wszelkie specyfikacje w samochodzie. Całe kartony dokumentów, jeśli trzeba - dodałem też, mając nadzieję, że te papierki mogłyby ją zniechęcić do głębszego wchodzenia w tę sprawę. Mogliśmy się zająć innymi tematami, no nie? Bardziej przyjemnymi.

Powoli odpalam przewagę Kokieteria I.