Secrets of London
Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Wersja do druku

+- Secrets of London (http://secretsoflondon.pl)
+-- Dział: Poza schematem (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=29)
+--- Dział: Retrospekcje i sny (http://secretsoflondon.pl/forumdisplay.php?fid=25)
+--- Wątek: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności (/showthread.php?tid=2415)



Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Umbriel Degenhardt - 11.12.2023

19 listopada 1970
Umbriel & @Lavinia Degenhardt

Kiedy kilka tygodni temu otrzymał informację o zaproszeniu go na wieczorny występ do Luminares, Umbriel nie do końca rozumiał dobór daty. 19 listopada - czwartek. Restauracja i klub były gwiazdą na nocnym niebie kulinarnej sceny Londynu, przyciągała gości niezwykłym blaskiem i wiedział dobrze, że nie będzie ani pierwszym, ani ostatnim muzykiem zatrudnionym, aby umilić czas podczas uroczystych kolacji. Nie podważał też w żaden sposób autentyczności nadanego do niego pisma, prawdę mówiąc poruszył ten temat na przyjęciu odbywającym się w jednej z zaklętych sal w Soho z niejakim panem Pinnsem i spodziewał się otrzymania zaproszenia prędzej czy później, ale ten czwartek...

- Dziewiętnastego listopada jest jakaś rocznica? - Zapytał Lavinii, stając w progu jej pracowni. Jego żona pokręciła głową z lekką konsternacją, a on uśmiechnął się tylko, odwracając twarz w kierunku korytarza. Być może data była ważna dla zamkniętego grona, o którym nie miał pojęcia - prywatne przyjęcie, jakich wiele - zwykle nie zadawał nadmiernej ilości pytań, o ile zleceniodawców było na niego stać. Odpowiedział na tenże list, nie ukrywając swojego zaciekawienia, a kiedy kilka dni później doszło pomiędzy nim i panem Pinnsem do ponownego spotkania, ten wyjaśnił to kolejną zagadką - data nie była ważna teraz, ale dzień ją poprzedzający miał stać się dla wielu czymś istotnym, stąd przyszło pewnej grupie osób zorganizować uroczystą kolację w Luminares właśnie. „Aby uczcić jakieś zwycięstwo”, pomyślał Umbriel naiwnie i w takiej właśnie formie przekazał to swojej żonie, również zaproszonej do uczestnictwa, jako że przed jego wystąpieniem miał im zostać udostępniony jeden ze stolików.

Kiedy dziewiętnastego listopada rano otworzył poranne wydanie Proroka Codziennego, w pierwszej chwili zamarł. W drugiej uśmiechnął się nieco piekielnie. Papierosowy dym okalający jego oblicze zadrżał od zduszonego śmiechu, kiedy dotarło do niego, że pan Pinns być może mówił o tym właśnie - o czasie ciemności ogłoszonym na okładce gazety. Zaczęło go zastanawiać, kim dokładnie byli szaleńcy, którzy zapłacili za usłyszenie go na żywo i jakim przemyśleniom miały towarzyszyć grane przez niego melodie.

- Czytałaś już? - Zapytał, podnosząc artykuł do góry i patrząc na Lavinię znacząco. Wstała wcześniej od niego, ale nie miał pojęcia, czy jej oczy choćby na chwilę spoczęły na treści. - Myślisz, że o to chodziło cały czas? - W jego głosie wybrzmiała lekka drwina. Nie miał w końcu pojęcia, kim Voldemort był, nie znalazł się w szeregach jego popleczników ani nie miał z nimi szczególnego kontaktu. I najwyraźniej nawet mimo sympatii do jego twórczości nie liczono na niego pod tym względem - nikt się z nim w końcu tą rewelacją nie podzielił. - Zrozumiem, jeżeli w świetle tego nie będziesz chciała wybrać się ze mną aż do Mayfair... - bo miejsce docelowe znajdowało się w jednej z mugolskich, historycznych budynków, dokładniej mówiąc w XVIII-wiecznej kamienicy. Jasno dał tym samym do zrozumienia, że tematyka przyjęcia nieszczególnie go poruszała.


RE: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Lavinia Degenhardt - 15.12.2023

Wtedy każdy dzień wyglądał tak samo. Ale to był niezwykle przyjemny rodzaj monotonii - Lavinia codziennie budziła się z rana, wraz z pierwszymi promieniami słońca, które wchodziły przez okna do izby. Czasami też nie mogła przespać całej nocy i po prostu leżała. Miała wtedy okazję do podziwiania osoby, która zajmowała miejsce na łóżku, obok niej. Nigdy się do tego nie przyznawała, ale uwielbiała fakt, że było to jedną z pierwszych rzeczy na jej liście do zrobienia. Potem zazwyczaj wstawała, żeby posprzątać to, co pozostało z dnia poprzedniego; robiła kawę, odbierała gazetę i siadała do sztalugi, aby móc zająć się pracą. Pomimo tego, że prostota przejęła władzę nad jej życiem, to naprawdę się z tego cieszyła - za nic nie oddałaby tego spokoju, który wtedy odczuwała.
Była dumna, że jej mąż jest zapraszany w roli artysty na wydarzenia, ale w związku z tym występem miała złe przeczucie. Różne wątpliwości pojawiały się w jej głowie, nie wiedziała nawet czego konkretnego dotyczą i przede wszystkim przez to, nie chciała się z nim tym dzielić - ważniejsze w takim momencie było okazanie mu wsparcia. Co prawda, kilkakrotnie wracała myślami do dnia, w którym zapytał się jej czy dziewiętnastego listopada jest jakaś rocznica. Wtedy tylko pokręciła głową na jego słowa, chociaż później wiele myślała, czy może faktycznie nic im nie umknęło.
Odsunęła się od sztalugi, słysząc słowa Umbriela i odwróciła się w jego stronę. Trzymał w ręce gazetę, a jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Nie odpowiadając podeszła szybkim krokiem tak, aby stanąć za nim i móc przypatrzeć się nagłówkowi.
I w jej głowie wszystko się rozjaśniło, a wcześniejszy niepokój związany z całym wydarzeniem zaczął mieć sens.
Nie czytałam, nie miałam okazji, tylko ją tutaj odłożyłam — odpowiedziała wymijająco i powróciła do swojego stanowiska. — Najpewniej tak, masz rację.
Poczuła się wyjątkowo niekomfortowo. W głowie zaczęła szaleć myśl, żeby zaproponować Umbrielowi zrezygnowanie z występu. Wydawało się to być najlepszym wyjściem z całej sytuacji, ale wiedziała, że nie będzie się liczył z jej zdaniem. Dla niego to była szansa, której ona chyba nie potrafiła zrozumieć. Ostatnio chyba w ogóle coraz mniej rozumiała postępowanie swojego męża i niekiedy nie wiedziała czy powinna wyrażać swoje zdanie w niektórych kwestiach.
Przecież nie zostawię cię samego — mruknęła, chwytając za pędzel, próbując się uspokoić. — Chyba, że mnie nie chcesz tam, bo jesteś świadom, że zdarzy się coś nieprzyjemnego.
Oczywiście, że nie miała zamiaru zrezygnować z towarzyszenia mu. Nawet jeśli zakazałby jej pojawienia się tam, zrobiłaby wszystko, żeby wyjść naprzeciw jego słowom. Zwyczajnie martwiła się o niego, szczególnie, że złe przeczucie nie opuszczało jej od dłuższego czasu.
A ty… co o tym myślisz? — zapytała, mając na myśli artykuł.


@Umbriel Degenhardt


RE: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Umbriel Degenhardt - 22.12.2023

Nastał czas ciemności.

Takimi słowami podsumowano wydarzenia, do których doszło w wyniku, jak to określił Prorok Codzienny: wybuchu rebelii. Kiedy Umbriel próbował wydobyć ze swojej głowy cokolwiek, co mogłoby wskazać na to, że Pinns przynajmniej starał się do tego zmierzać, nie wiedział nawet gdzie zacząć. Coś tam niby odgrzebał - Pinns wypowiedział to między wierszami, głos miał jak szept, cichy i przyciszony, przez co Umbriel nie był do końca pewny, czy rzeczywiście coś usłyszał, czy tylko dopowiedział sobie resztę. Niestety po tylu dniach, nawet pamiętając ruch jego warg, nie potrafił żadnych pasujących słów do końca w tym wspomnieniu umiejscowić - odbijały się echem, ale gdzieś daleko, jakby poza granicami, jakie były dla niego tego poranka osiągalne. Musiał przyznać sam przed sobą, że nie pamiętał dokładnie, o co mu chodziło, ale skojarzył to zdanie właśnie - nastanie czas ciemności - cóż to kurwa miało wtedy znaczyć? Wtedy nie miał pojęcia. Niektóre rzeczy nabierały sensu dopiero w momencie, kiedy siedziałeś ze wzrokiem zawieszonym na tym kawałku makulatury, a twoja żona zgadzała się z tobą bez pochylenia się nad treścią dłużej niż kilka sekund poświęconych uważnej, ale niewystarczającej lekturze olbrzymiego nagłówka.

- Zgadzasz się ze mną, chociaż tego nie przeczytałaś.

To nie było pytanie. Stwierdził fakt. Jego głos był trochę oschły, ale to nie był karcący ton, nie opływał też niechęcią. Umbriel generalnie dostrzegał naprawdę niewiele powodów ku temu, żeby się na swoją żonę gniewać - jej zachowanie wprawiało go co najwyżej w uczucie głębokiej konsternacji, bo jeżeli ona krążyła myślami gdzieś poza tym pokojem, to i jego niewiele tutaj trzymało, może poza tak przyziemnymi sprawami jak to, że nawet czując się kimś ponad tym, wciąż pozostawał jedynie człowiekiem.

Nie zamierzał dać jej błądzić po omacku.

- Piszą, że - zaczął, nie odrywając wzroku od kartki - czarnoksiężnik nazywający się Voldemortem wypowiedział wojnę czarodziejom brudnej - zabrzmiało to w jego ustach zadziwiająco miękko - krwi i mugolom. Ogłosił się wczoraj ojcem rebelii, chcąc zaprowadzić nowy porządek. Prorok podał listę pierwszych ofiar śmiertelnych. Zadziwiające, że nie ma na niej Leach'a. - Sytuacja ewidentnie nie zmroziła krwi w jego żyłach, jego twarz wyrażała co najwyżej zaciekawienie, może nawet rozbawienie koncepcją, jakoby gdzieś tam w Londynie, kiedy oni spokojnie spali, zadział się tak wielki przewrót. Litery mające streścić to wszystko uginały się od ciężaru idącego za tym dramatu, a jednak - dzisiaj znów wzeszło słońce. Umbriel lubił zauważać tego typu rzeczy.

- Nie wiem, czego mam się po tym spodziewać. - Przyznał. - Po prostu rozważam to, że Pinns naprawdę wrobił mnie w granie koncertu z okazji takiego triumfu.

Wyjrzał zza tego pliku kartek i zawiesił na niej spojrzenie. Nie odpowiedział na zadane przez Lavinię pytanie, bo jeszcze nie wiedział, co o tym myśleć - odgonił je chwilowo wzruszeniem ramion. Ciężko było nie zauważyć, że sytuacja wydawała się absurdalna, może nawet nierzeczywista - jedynym świadectwem tychże czynów był przecież pojedynczy artykuł.




RE: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Lavinia Degenhardt - 02.01.2024

Lavinia wiedziała, że w takich sprawach jej mąż miał rację. Nawet nie tylko w takich, a po prostu, bo zawsze jak wypowiadał się o czymś to czuła, jakby był o krok albo nawet dwa przed nią. Nigdy jej to nie przeszkadzało, czasami nawet postrzegała to w kategorii wybawienia. Gdy nie potrafiła czegoś zrozumieć Umbriel od razu jej to tłumaczył, ale bez pretensji. Nie wyczuwała w jego sposobie bycia, że postrzegał ją za głupią -  głupia nie była, po prostu niektóre rzeczy nie zwracały dostatecznie mocno jej uwagi. Wolała swój artystyczny świat, z którego wyciągał ją jej mąż.
Bo wierzę, że masz rację — odpowiedziała na jego stwierdzenie i wzruszyła ramionami. Najpewniej tamte informacje nie dotyczyły jej dosłownie, więc nie odczuwała żadnej potrzeby, aby się nimi zainteresować. Jeśli jednak się myliła, miała pewność, że mężczyzna wyprowadzi ją z błędu i wyjaśni wszystko krok po kroku. Życie z Umbrielem na tej płaszczyźnie było cudowne i proste.
Próbowała nie dać po sobie poznać, że nagłówek wprowadził w jej głowie zamieszanie. Z każdym kolejnym słowem, które z ust męża brzmiało wyjątkowo miękko, odczuwała coraz większy niepokój. Czuła jakby pochłaniała ją jakaś pustka, której nie mogła zidentyfikować. Wzdrygnęła się, gdy nagły chłód zaatakował jej nagie ramiona i objęła się, aby móc dłońmi potrzeć zziębnięte części ciała.
Brzmi doprawdy przerażająco, ale nas to nie dotyczy, więc chyba nie ma się czym przejmować, co? — mruknęła i chociaż chciała brzmieć lekko i beztrosko, to przy ostatnich słowach jej głos się załamał.
Nienawidziła tego, co działo się ostatnio w świecie. Voldemorta, bezsensownych rebelii i tego, że brzmiało to dosłownie jak początek końca. A przede wszystkim, chociaż ciężko było jej to przyznać przed samą sobą, nienawidziła tego, że Umbriel wydawał się być tym wręcz pochłonięty. Widziała jakąś chorą fascynację w jego oczach, nawet jeśli ta iskierka trwała niecałą sekundę. Znała swojego męża, ale w takich momentach miała wrażenie, że patrzyła na kompletnie obcą osobę. I nie wiedziała czy bardziej bać się siebie, że zaczęła to zauważać, czy męża.
Nieważne czy powód jest taki czy inny… Chciałabym być tam z tobą.
Nie wyobrażała sobie, że wypuszcza go samego na ten koncert. Może jej podejrzenia były błędne, nie było to ważne w tym momencie, czuła, że gdy zostanie sama zwyczajnie oszaleje od wymyślania różnych, niepozytywnych scenariuszy. Może też zwyczajnie chciała wiedzieć, czy to wszystko co dzisiaj przeczytali w Proroku Codziennym jest jakkolwiek zgodne z prawdą.
Posłała do Umbriela swój firmowy uśmiech z nadzieją, że oczaruje go, tak jak zawsze i dojdą do porozumienia w tej kwestii.



@Umbriel Degenhardt


RE: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Umbriel Degenhardt - 06.01.2024

Umbriel głośno wypuścił powietrze nosem. Dźwięk zdradził go w tym, że w reakcji na jej słowa musiał powstrzymać lekki śmiech - bo to było trochę zabawne, ta wiara w jego teorie i opinie, chociaż tak naprawdę nie istniał powód, który narzucałby mu rolę eksperta. Istniało wciąż wiele rzeczy, o których nie miał pojęcia, których w nawet minimalnym stopniu nie rozumiał - nie śmiał jednak dopytywać jak zapatrywała się na to jego żona - obecny stan rzeczy mu pasował. Prawdę mówiąc, chociaż nie miał porównania (wszak to było jego pierwsze małżeństwo), wydawało mu się, że ktoś ciągle drążący w jego wypowiedziach, podważający jego słowo, mógł okazać się skrajnie irytujący. Z drugiej strony - jakże ciekawym uczuciem była irytacja - mógłby jej od czasu do czasu ulec choćby i po to, aby palce dotykające klawiszy fortepianu zagrały na nim melodię w rytm bicia jego poddenerwowanego serca.

- A zataiłaś przede mną mugolską rodzinę? - Zapytał nieco zadziornym tonem, unosząc w górę brew, ale widząc i słysząc jej zmieszanie (nie dało się go nie wyczuć, no, chyba że by się było ślepym, ewentualnie jeżeli się z nią nie mieszkało w jednym domu od kilku długich lat) nie mógł zbyć jej jedynie potencjalnie nietrafionym żartem. Poza tym tego typu dowcipy brzmiały w jego ustach wyjątkowo drętwo - trochę tak, jakby wcale nie żartował, chociaż kąciki jego ust i oczu zaszczycił delikatny uśmiech.

- Uważaj po prostu, z kim się widujesz. Nie wiadomo, w jaki sposób to się rozwinie, a jeżeli spotkasz się sama z osobą na ich czarnej liście, to możesz oberwać rykoszetem tylko dlatego, że znajdziesz się w złym miejscu o nieodpowiednim czasie. Według jego postulatów nie jesteśmy obiektem nienawiści nawet jako imigranci, ale nie zdziwiłbym się, gdyby kiedyś stało się to problemem. - Starał się podejść do tego z rozwagą, którą miał utracić na przestrzeni kilku najbliższych miesięcy. Gdyby Umbriel potrafił spojrzeć w przyszłość i zobaczył to, co miało się z nim dopiero wydarzyć, zdziwiłby się pewnie. Dla Umbriela z przyszłości wszystko, co zdarzyło się po jego wystąpieniu w Luminares było naturalną, zrozumiałą koleją rzeczy. Nawet kiedy nie zdawał sobie z tego sprawy w pełni, w jego duszy rozbrzmiewała ciemność - do stania się nią w pełni potrzebował tylko i wyłącznie okazji.

- Cóż, w takim razie wybierzemy się tam wspólnie. - Nie zaprotestował w żaden sposób, ani nie rzucił choćby drobną myślą dotyczącą ewentualnego odwołania swojego zbliżającego się wielkimi krokami wystąpienia. - Gdyby cokolwiek się tam wydarzyło, wystarczy, że powiesz prawdę. - I z taką informacją ją zostawił. A czym była prawda? Że była dlatego wydarzenia niejako tłem - żoną artysty zaproszonego na miejsce, jej prywatna opinia nie miała większego znaczenia - Lavinia nie okazałaby się problemem ani dla popleczników tegoż szaleńca, ani dla stróżów prawa przypominających biesiadnikom o tym, że przemoc zawsze spotka się z ich oporem.




RE: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Lavinia Degenhardt - 01.03.2024

Pomimo takiego stażu związku niekiedy Umbriel potrafił namieszać w głowie Lavinii. Oczywiście, że potrafiła mieć swoje zdanie, nie była głupia, ale powaga i pewność siebie, która biła od jej męża potrafiła wybić ją z tropu. Gdy łapali kontakt wzrokowy czuła się jakby dosłownie zaglądał w głąb jej duszy. Było to niezwykle dziwne uczucie, ale na tyle pochłaniające, że wszystkie zwątpienia uciekały w niepamięć. Najpewniej to było powodem, dla którego nie potrafiła się z nim kłócić, a zwyczajnie starała się zrozumieć jego podejście i spostrzeżenia na niektóre kwestie. Oczywiście, że wciąż potrafiła mieć swoje zdanie i kurczowo się go trzymać, gdy dochodziło do lekkiej różnicy poglądów pomiędzy nimi.
Na jego słowa lekko uniosła brew ku górze, czując zmieszanie. Rozumiała, że mąż chciał zażartować z całej sytuacji, jednak nie był to ten z kategorii śmiesznych. Posłała mu spojrzenie, a po chwili przeniosła je na swoją sztalugę, na której był obraz, którym się akurat zajmowała.
Jasne, mam jeszcze więcej tajemnic, które od tylu lat pielęgnuje. Chcesz zgadywać dalej? — odpowiedziała mu zadziornie. — Nie wiem jakie masz plany, a pomimo tego, że nie wydaje mi się, aby jakkolwiek nas to dotknęło, po prostu mam jakieś dziwne, złe przeczucie. — Wyjaśniła swoje wcześniejsze słowa, chcąc zakończyć temat. Nie było sensu dyskutować o tym czy faktycznie odciśnie to na nich jakieś piętno. Nieważne jak bardzo chciałby ją uspokoić to nie dałby rady. Czuła niepokój, który kłębił się w jej żołądku i nie dawał spokoju.
Dobrze wiesz, że muszę sprzedawać obrazy — mruknęła cicho, niezadowolona słowami męża. Rozumiała jego przekaz i troskę, ale jakieś irracjonalne wieści w gazecie nie mogły zastopować jej kariery. — Nie kontroluję tego od kogo wezmę zamówienie, ani kto będzie chciał ze mną porozmawiać na wystawie. Nie będę unikać każdego czarodzieja.
Zirytowała się tą wiadomością, a jej słowa w tamtym momencie były za mocne i za dosadne. Całe życie poświęciła na swój rozwój, aby uzyskać jakąkolwiek renomę w artystycznym światku, a mogła wszystko stracić ze względu na jakiegoś szaleńca. Nie miała dostępnej czarnej listy, by unikać nieodpowiednich ludzi. Zresztą nawet jakby miała to nic by to nie zmieniło - jej kariera nie mogła upaść z dnia na dzień. A Umbriel wiedział ile poświęciła by dojść do miejsca, w którym aktualnie była.
Obiecaj mi jeszcze, że wszystko będzie dobrze. — Chociaż te słowa z ust Umbriela wcale nie były dla niej zapewnieniem, to liczyła, że gdy to usłyszy to jakkolwiek jej ulży. Mogło się wydarzyć wszystko, a ona nie miała nad tym żadnej władzy.

@Umbriel Degenhardt


RE: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Umbriel Degenhardt - 08.03.2024

Podniósł głowę znad gazety, żeby spojrzeć jej w oczy. Jego twarz wyglądała martwo - nie wyrażała żadnych konkretnych emocji - jedynie pustkę, tak charakterystyczną dla jego oblicza, przytytą resztką uśmiechu sprzed kilku zdań.

- Ruda matka lub babka. - Odpowiedział tonem niesugerującym żartu, chociaż ewidentnie był to żart. Zwłaszcza że kusiło dodać: bo za rudego faceta żadna o zdrowych zmysłach by nie wyszła, ale tego typu docinki rozbawiłyby Persefonę albo Otto, na Wyspach... Cóż, tutaj żyło zdecydowanie więcej rudych ludzi niż w Szwecji, ale to żadne nadzwyczajne odkrycie.

- Właściwie, to nie musisz. - To by przecież znaczyło, że musiała robić cokolwiek poza wydawaniem jego pieniędzy. - Chcesz, to odpowiednie słowo. - Wraz z zaakcentowaniem chcenia, wspomniany wcześniej uśmiech powrócił na jego usta, a on sam chwycił za stojący na blacie kubek i poruszył nim nieco niezręcznie, zmuszając kawę do zawirowania. Sam do końca nie wiedział, dlaczego tak bardzo zależało mu na poprawieniu jej, bo kiedy o tym myślał, ani to była sprawa honoru, ani coś, co warto było jej pokazać. Czy to był jakiś nawyk, którego wcześniej nie zauważył? Nagła potrzeba uszczypliwości? Może to reakcja na zadziorność, jaka wybrzmiała w jej wypowiedzi? - Nie - potwierdził bez cienia wzruszenia to, co powiedziała - nie możesz kontrolować innych, ale kontrolujesz to, gdzie dojdzie do tych spotkań, jak długie będą, z kim ostatecznie podpiszesz kontrakt. Jeżeli napięte nastroje społeczne utrzymają się po tym dłużej, jeżeli tych ataków będzie więcej, a czarodzieje będą w tym wszystkim tak otwarci jak za Leacha - nawiązywał tu do czasów, kiedy za mugolskiego Ministra Magii wielu postanowiło zrezygnować ze stanowisk urzędniczych w ramach protestu - to będzie miało znaczenie. - Zastukał palcami o kubek, a później upił łyk. - Ale podejrzewam, że nawet najdroższy wróżbita nie przewidzi ci tego, co się stanie.

Czy wszystko miało być dobrze?

- Nie potrafisz wskazać, czego się konkretnie boisz? - Zapytał. Dziwne, złe przeczucie. To ta słynna, kobieca intuicja? Na tym etapie, chociaż sytuacja już teraz przyciągała jego duszę w dziwny, nieco przerażający sposób, Degenhardt nie wiedział, czy i w jaki sposób zaangażuje się w te walki. Teoretycznie nie miała więc czego się obawiać - on sam nie przewidział jeszcze, jak bardzo miało mu odbić przez następny rok, do jakiej podłości, do jakiej zgnilizny doprowadzi się w ten, jaki nadejdzie po nim. - Jeżeli sytuacja się pogorszy, zawsze możemy wyjechać do Stanów. - Nie wymienił Francji ani Szwecji, bo w rodzinnych stronach wcale go nie chcieli, a w jej strony wcale wyjeżdżać nie zamierzał.

Ale oni nigdy nie wyjechali do Stanów, a kiełkujący w niej strach przestawał być dla jej męża powodem to troski - wręcz przeciwnie, chciałby usłyszeć o nim więcej.


RE: Jesień 1970, 19 listopada - Nastał czas ciemności - Lavinia Degenhardt - 17.03.2024

Gdyby ktokolwiek miał okazję do obserwowania ich, podczas takiej rozmowy, być może pokusiłby się o stwierdzenie, że są bardzo niezdrowym związkiem. Te wszystkie spojrzenia, którymi siebie raczyli, albo złośliwe uwagi, które pojawiały się były ich codziennością. Być może zdarza się tak, gdy dwa mocne charaktery się spotykają, ale Lavinii nigdy to nie przeszkadzało, czasem nawet tego potrzebowała, by zostać sprowadzona na ziemię. Umbriel był przy niej przy wszystkich złych momentach, które wydarzyły się w jej życiu, a przede wszystkim pomógł jej się dobrze zaaklimatyzować w obcym kraju. Przy nim czuła się na tyle swobodnie, że mogła pozwolić sobie na kąśliwe uwagi. Zresztą wiedziała, że Degenhardt nie bierze tego do siebie. Miał wyjątkowo wielką pewność siebie, tak samo jak ona, o ile rozmawiało się o przyziemnych sprawach.
Przez tyle lat rudy ci nie przeszkadzał — odpowiedziała, chcąc zakończyć temat, który zaczynał schodzić na dosyć bolesne dla niej tematy. Umbriel z pewnością wiedział, że jego małżonka nie chce słuchać nieodpowiednich uwag na temat rodziców, których nie miała. Mogła sobie jedynie wyobrazić co miał w głowie, gdy postanowił się w język ugryźć. I zdecydowanie jej się to nie podobało.
To czy Lavinia chciałaby czy nie chciałaby było w tym momencie najmniej ważne. Nie znosiła, gdy ktoś jej cokolwiek ograniczał. Było to poza jej strefą komfortu. Wszelka uszczypliwość była poza jej strefą komfortu, to warto zaznaczyć. Ale wszelaką z ust jej męża tolerowała i akceptowała, chociaż gotowała się w środku.
Postaram się rozegrać jak najlepiej potrafię. — W tamtym momencie te słowa wydawały się być wystarczające. Nie wiedziała też sama co dokładnie ma na myśli je mówiąc. Zawsze uważała z kim się spotyka i gdzie, była to zwyczajna kobieca potrzeba. Wolała niekiedy zrezygnować aby czuć się bezpiecznie, bo na świecie wiele niedobrego się działo. Nieco przerażała ją myśl, że będzie musiała mieć to jeszcze bardziej na uwadze. Nie chciała zrobić niczego, co by im zaszkodziło - świetnie jej się tu żyło, zdążyła zauważyć, że Umbriel zaaklimatyzował się tutaj nawet lepiej niż ona. Nie wyobrażała sobie kolejnej wyprowadzki - miała ich w życiu zdecydowanie za dużo, a w końcu zaczął nadchodzić czas, gdzie mieli spokojnie ostać i spłodzić potomstwo.
Nie, nie potrafię — mruknęła cicho, jakby od niechcenia, ale w głębi cieszyła się, że mężczyzna zauważył jej niepewny nastrój związany z całą tą sytuacją. Miała nadzieję, że da mu to coś do myślenia i przed podjęciem jakichkolwiek drastycznych kroków, przypomni sobie o niej i jej odczuciach. — Uciekniemy, jasne. Gdziekolwiek byleby z tobą.
Chwilę później, po tej dziwnej wymianie zdań, Umbriel powrócił do swoich obowiązków, znikając z jej wizji, a Lavinia posiedziała jeszcze przed sztalugą, próbując dokończyć obraz. Jednakże wszystko co było w jej głowie utrudniało ukończenie zamówienia, a nawet doprowadziło do kompletnego zniszczenia wszystkiego, co znajdowało się na płótnie. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że wszystkie marzenia o idealnym życiu, praktycznie legły w gruzach. Do tego stopnia, że nie będzie dało się odbudować tego na nowo.

[z/t] x2

@Umbriel Degenhardt