- Biała tęcza? – zdziwiła się jeszcze. Zresztą, wszystko, co Tia wymieniła, brzmiało… hm, cóż. Nie kojarzyła takich zjawisk w kontekście magii, więc może były znane w ty świecie pod innymi nazwami, ewentualnie – duże być może – niewiele miały (o ile w ogóle) wspólnego z z magią. Tą w rozumieniu czarodziejów.
Dotknęła lekko ramienia Lily, po czym przykucnęła obok, uważnie się jej przyglądając. Bones poczuła, jak zasycha jej w gardle – prościej by było, i to o wiele, gdyby miała przed sobą nieumarłego, którego trzeba eksterminować. A tak… W zasadzie najchętniej po prostu by nią potrząsnęła, ale to nie wydawało się być szczególnie właściwe. Tak samo, jak nie mogła pozwoli po prostu jej umknąć – choć budziło to w niej współczucie.
- Jestem pewna, że w jakiś sposób to wszystko i tak z tobą zostanie – wyrzekła miękko. Trudno orzec, czy tylko próbowała pocieszyć kobietę czy też szczerze w to wierzyła. Z pewnością jednak ludzki umysł to dziwna rzecz, a w połączeniu ze zdolnością tworzenia obrazów... kto wie, co się z tego urodzi? I gdzie, do jasnej cholery, ona patrzyła…? Aż rzuciła okiem w stronę Kniei. Tej samej kniei, o której już wiedziała, że kryją się tam jakieś istoty, tylko… nie dostrzegała nic poza drzewami.
- Widzisz tam coś dziwnego? – spytała cicho, bardzo cicho, aczkolwiek… tak, niekoniecznie mogło chodzić o to, co Lilu widziała (bądź nie) i Mav nawet była w stanie podać powód, jaki nasuwał się jako pierwszy. I na pewno nie były nim tajemnicze widma.
Niemalże się skrzywiła, gdy zrozumiała, że działo się tu coś, co… cóż, nie wypadało tego zignorować, stąd też skinęła lekko głową.
- W porządku, popilnuj jej, zobaczę, co się tam dzieje – odparła cicho, wstając i skierowała się w stronę awantury, czyli Nory i spółki, upewniając się na wszelki wypadek po drodze, czy różdżkę da się bezproblemowo wyjąć.
- W czymś pomóc? – spytała uprzejmie, wodząc spojrzeniem pomiędzy zebranymi. Sama nie należała do pokurczy, aczkolwiek przy trzymetrowym nieznajomym można się było poczuć dość nieswojo… czego starała się nie okazywać, skupiając po prostu na próbie sprawienia, żeby się wszystko rozeszło po kościach.