Gdyby tylko Geraldine dowiedziała się o tym, że uważa jej zachowanie jako ciotkowe, czy babcine. Oj, poznałby wtedy jej gniew. Na całe szczęście tego nie wiedziała, humor więc nadal miała wyśmienity. No, wyśmienity na tyle, na ile dało się mieć dobry humor w takiej sytuacji w jakiej się znaleźli. - Coś Ty, brygadziści też są atrakcyjni. Sama się w jednym kiedyś przez ten mundur zakochałam. - Odpowiedziała z szczerością. Zastanawiała się nawet, co tam u Thomasa, czy żyje i wszystko z nim w porządku, szczególnie, że mugolacy teraz byli niezbyt miło widziani pośród innych czarodziejów. Miała nadzieję, że nic mu nie jest. - Najważniejsze, obojętnie w jakim gównie byś się nie znalazł to trzeba dobrze wyglądać Stanley. - Uśmiechnęła się do niego pokazując niemal wszystkie zęby.
Założenie, że Geraldine się nie bała było dosyć odważne. Faktycznie strach rzadko kiedy jej towarzyszył, gdy szła do lasu, uważała, że ludzie są gorsi od wszystkich istniejących potworów. Tyle, że nie wiedziała też z czym ma do czynienia. Nie znała zagrożenia. - Strach tnie głębiej niż miecze. Nie ma sensu się bać, trzeba stawić czoła zagrożeniu tak po prostu. - Gerry miała to do siebie, że nawet jeśli się bała, to nie dawała tego po sobie poznać. Lubiła sprawiać pozory nieustraszonej, zresztą mierzyła się już w swoim życiu z całą masą potworów. Na każdego znajdzie się jakiś sposób.
Yaxley była nieco dzika. Nieokrzesanie wynikało również z tego, że w jej żyłach płynęła krew olbrzymów. Dodawało to jej trochę tej dzikości i tak patrząc na swoich kuzynów żyjących w górach była naprawdę cywilizowana. - Napaść? Ty chyba nie wiesz, co to jest napaść... - Mogła mu pokazać, ale chyba nie był to odpowiedni moment. Zaciągnęła się dymem, głęboko. Przyjemnie łaskotał ją docierając do płuc. - Tak, trzeba się rozejrzeć. Może coś nas doprowadzi do tych istot. Chciałabym zobaczyć, co to jest i jak wygląda. - Te stwory były dla niej nowością i jej ciekawość powodowała, że bardzo, ale to bardzo zależało jej na tym, żeby zobaczyć je na własne oczy.
- To dobry pomysł, Charlie pewnie dużo widział. - Musiał widzieć, skoro udało mu się przeżyć spotkanie z tym czymś.
Chłopiec jednak nie był specjalnie rozmowny. Nie dziwiło jej to wcale, przeżył swoje. Niestety musieli wyciągnąć z niego więcej. Potrzebowali konkretnych informacji. To, co im opowiedział nie było wystarczające. Spojrzała na Stanleya, który wyczarował koc. Dobry pomysł, no i postanowiła sama się trochę zaangażować w rozmowę.
Przygasiła peta, żeby nie dmuchać chłopcu dymem w twarz a następnie zbliżyła się do niego i przykucnęła przed nim. - Charlie, musimy wiedzieć więcej, inaczej ich nie złapiemy. - Zaczęła mówić. - Chcemy, żeby poniosły konsekwencje za to, co ci zrobiły. - i nie skrzywdziły nikogo więcej, ale tego nie dodała. Nie sądziła, że było to dla niego pocieszeniem, po tym, co mu się przydarzyło.
Charlie podniósł wzrok i spojrzał na Gerry. W oczach nadal miał łzy. - Zrobiło się zimno, bardzo ziiimno.- Dziwnie się patrzyło na dorosłego mężczyznę, który mówił jak dziecko. - Jak w złym śnie, tylko, że to nie był sen. One mnie obserwowały, te potwory. Zacząłem się bać, jak nigdy dotąd, jakby ten strach był w moim całym ciele. Nie mogłem uciec... - Kontynuował nadal bez żadnych konkretnych szczegółów.