Im dłużej przebywał w tym lesie, tym bardziej się cieszył, że akurat Geraldine postanowiła wspiąć się na najwyższy poziom obywatelskiego obowiązku i wyruszyć wraz z grupą funkcjonariuszy na poszukiwania Charliego. Stanley widząc brak własnych postępów w znalezieniu drogi chciał po prostu odpuścić, zawrócić, a może wręcz zakończyć dalsze poszukiwania śladów. Yaxley miała jednak inne zdanie w tej kwestii i chwała jej za to, że nie słucha gadania kuzyna, a gnała niestrudzona do przodu. O ile mamrotanie pod nosem mogło być trochę niepokojące, tak nie sądził, że zrobiłaby mu czy komuś jakąś krzywdę, wszak byli przecież rodziną i to całkiem bliską. Druga kwestia była też taka, że z całej gromady kuzynostwa to właśnie Geraldine była tą najspokojniejszą i najbardziej ułożoną - tak to się przynajmniej wydawało Stanleyowi.
Prawdę mówiąc nie musiała go też zbytnio przekonywać, jedno zdanie wystarczyło aby oddał jej dowodzenie. Kiedy Borgin zorientował się, że ta wie jak, a przede wszystkim gdzie iść, ruszył bez słowa za nią. W wielkim skrócie, Yaxley była odpowiednią osobą o odpowiednim kompetencjach w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Stanley człapał za nią, przyglądając się tym wszystkim roślinom o których nie miał żadnego pojęcia i dopiero kiedy zwróciła jego uwagę, zatrzymał się aby zerknąć na to czego on nie widział - Wow... Z całym szacunkiem Geraldine... Ale świetny z Ciebie pies gończy. Jestem pełen podziwu - przyznał z wielce zaskoczoną miną. Nie znał swojej kuzynki z tej strony ale chyba nigdy nie było za późno aby dowiedzieć się czegoś nowego o własnej rodzinie, czyż nie? - Dopadły go tutaj... - powtórzył pod nosem, kucając przy śladzie na trawie - Rozmiarem to by się nawet mogło zgadzać. Wygląda jakby tutaj leżał człowiek o pokaźnej posturze, zupełnie jak Charlie - stwierdził przymierzając swoją dłoń jako swego rodzaju punkt zaczepny to odmierzenia wielkości - Może uciekał przed nimi tyle ile miał sił w nogach, a tutaj już mu ich brakło albo go osaczyły... - zaproponował, wysnuwając pewną teorię spiskową.
- Teraz mnie zastanawia czy one nie atakują tylko w nocy. Może w ciągu dnia czuć ich obecność ale są niegroźne? - przeniósł wzrok na twarz Yaxley - No bo skoro miałyby też męczyć ludzi w ciągu dnia, dlaczego nie spotkaliśmy żadnego z nich przy Dafoe? Chyba nagle nie wystraszyły się tak licznej grupy, gdzie do tej pory to my się ich baliśmy? - zapytał. Stanley zdawał sobie sprawę, że oczekuje od swojej towarzyszki niemalże cudów, aby odpowiedziała poprawnie na te pytania - A może powinniśmy spojrzeć na to z innej strony... Dzieci w końcu jak się czegoś lub kogoś boją to chowają się za starszymi, dorosłymi, swoimi rodzicami. Ci przecież na logikę są więksi od nich samych i tym samym stanowią lepszą zaporę czy ochronę przed złem czy jakimiś koszmarami. Może... Charlie nie mogąc się udać do nikogo takiego o pomoc, ponieważ zgubił się w lesie, sam jakby "urósł" do takich rozmiarów aby się przed nimi obronić? - rzucił luźną myśl, chociaż sam nie do końca był przekonany co do słuszności tych słów. W końcu zarówno on jak i Geraldine też się bali tego "czegoś" pomimo faktu bycia dorosłymi.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972