Jedyne, na czym jej zależało, to święty spokój. Po prostu nie chciała, żeby ktokolwiek wchodził z buciorami w jej życie i kwestionował jej wybory. Jak na razie całkiem dobrze jej to wychodziło, chociaż matka chyba nie do końca jej wierzyła. Wiedziała, jaka jest Gerry i zdawała sobie sprawę, że robi wszystko, aby uciekać od obowiązków, które powinna spełniać. Na całe szczęście, jak na razie nic z tym nie robiła, chociaż Yaxley czuła, że niedługo może się to zmienić. Póki co jednak żyła pełnią życia w ogóle nie martwiąc się o przyszłość.
- Jak szybko udało ci się uciec, gdy spotkałeś te stwory na swojej drodze? - Miała wrażenie, że Stanley nie radzi sobie z tym problemem wcale. Dlaczego nie chciał połączyć faktów? - Ja zwiałam bardzo szybko, nie widać po nas, że się zestarzeliśmy, bo nie daliśmy im siebie zaatakować. Charlie nie miał tyle szczęścia, był tutaj zupełnie sam, nie zdołał uciec. - Próbowała otworzyć oczy kuzynowi, chociaż czuła, że to trochę, jak walenie głową w ścianę. Nie zamierzała się jednak poddawać. - Ja im uciekłam, Ty też chyba nie dałeś się osaczyć? - Inaczej pewnie nie wyglądałby tak, jak teraz. Nie wiedziała jak do niego mówić, żeby otworzył oczy.
- Stanley, kurwa mać. - Podniosła głos, bo wydawało jej się, że trochę za bardzo odbiega stąd myślami. Musieli się skupić na Charliem, a nie na innych zaginionych. - Wiele osób zaginęło, ale nas interesuje to, co spotkało tego chłopca. To dla niego tu jesteśmy. - Postanowiła mu o tym przypomnieć, bo miała wrażenie, że Borgin myślami był gdzieś indziej, zupełnie się nie skupiał na tym, co było tu i teraz.
- Błagam Cię, skup się na tym, a jeśli nie chcesz, to przyślij kogoś innego. - Jeśli inni brygadziści wykonywali swoją pracę właśnie w ten sposób, to wcale jej nie dziwiło, że osoby trzecie musiały się angażować w poszukiwania, jak to. Nigdy nie przepadała za przedstawicielami służb mundurowych, to co dzisiaj zobaczyła zapewniło ją jedynie, że miała rację, że im nie ufała.
- Jasne, nic więcej tu po nas. Niech te stwory znajdą następnego dzieciaka i zamienią go w dziadka, trudno, nic się przecież nie stało. - Wysyczała przez zęby, bo strasznie irytowało ją to z jaką lekkością przyszło mu stwierdzenie tego wszystkiego.
- Ja pierdole, Stanley, szukaliśmy go tyle, bo nie wiedzieliśmy, gdzie mamy go szukać, naprawdę? Czy gdybyśmy wiedzieli, gdzie mamy go szukać, to czy Twoim zdaniem poszukiwania byłyby w ogóle potrzebne? - Nie wytrzymała i sięgnęła po papierosa, bo zaczynała się trząść, jej kuzyn opowiadał takie bzdury, że nie mogła ich dłużej słuchać.