22.10.2023, 14:59 ✶
– Franky, nawet tak nie mów, bo będę musiała prowadzić cię przez ten labirynt za rękę – zagroziła Brenna z rozbawieniem w głosie. Nie to, żeby sama miała opory – prowadzała za rękę także dorosłych ludzi, rodzinę, przyjaciół i przypadkowe osoby – ale Frank był w takim wieku, gdy mógł uznawać, że to zamach na jego dojrzałość, Brenna więc pilnowała, żeby się z tym nie narzucać.
Po drugiej stronie lustra było…
Więcej luster.
Te stojące najbliższe odbijały ich zniekształcone sylwetki. W jednym z nich sylwetka Franka wyginała się na wszystkie strony, w innym Brenna traciła barwy i stawała się czarno – białą wersją siebie, jak na fotografii prasowej. W kolejnym z nich Frank stawał się nagle dorosłym, a Brenna była nastolatką, w następnym oboje jakby urośli, stając się olbrzymami. Brenna ruszyła w jedną ze ścieżek labiryntu, mając nadzieję, że dobrze pamięta, że tutaj znajdowało się jedno z tych najmilszych zwierciadeł. Zatrzymała się przed nim, dając znak ręką Frankowi, aby się zbliżył.
Lustro wspomnień.
Pokazujące najpiękniejsze wspomnienie.
Kącik ust Brenny drgnął lekko, kiedy sama w nie spojrzała, bo w jej oczach tafla stawała się chaosem, jakby zwierciadło nie mogło się zdecydować, co pokazać. Wirowały w nim kolory, mieszały się ze sobą, aż w końcu z tego szaleństwa wyłoniły się obrazy, jakby walczące o pierwszeństwo, pojawiające się obok siebie, wypełniające całą taflę, każde będące tylko fragmentem. Mała Mabel w jej ramionach. Drobna dłoń młodziutkiej Brenny w uścisku ręki Erika. Śnieżki fruwające po hogwarckim dziedzińcu, pośród kilkorga uczniów. Niektóre obrazy były takie same, jak te, które zobaczyła tu ostatnio, ale dołączyły do nich i nowe.
Mimowolnie sięgnęła ku Frankowi, delikatnie układając dłoń na jego ramieniu. Z myślą, że ona naprawdę jest cholerną szczęściarą, skoro ma tak wiele pięknych wspomnień, że nie da się wśród nich wyciągnąć tego najpiękniejszego.
– Jak ci się podoba? Pokazuje najpiękniejsze wspomnienie. A przynajmniej powinno. W założeniu – stwierdziła z odrobiną rozbawienia, bo sama wprawiła chyba to biedne lustro w konsternację.
Po drugiej stronie lustra było…
Więcej luster.
Te stojące najbliższe odbijały ich zniekształcone sylwetki. W jednym z nich sylwetka Franka wyginała się na wszystkie strony, w innym Brenna traciła barwy i stawała się czarno – białą wersją siebie, jak na fotografii prasowej. W kolejnym z nich Frank stawał się nagle dorosłym, a Brenna była nastolatką, w następnym oboje jakby urośli, stając się olbrzymami. Brenna ruszyła w jedną ze ścieżek labiryntu, mając nadzieję, że dobrze pamięta, że tutaj znajdowało się jedno z tych najmilszych zwierciadeł. Zatrzymała się przed nim, dając znak ręką Frankowi, aby się zbliżył.
Lustro wspomnień.
Pokazujące najpiękniejsze wspomnienie.
Kącik ust Brenny drgnął lekko, kiedy sama w nie spojrzała, bo w jej oczach tafla stawała się chaosem, jakby zwierciadło nie mogło się zdecydować, co pokazać. Wirowały w nim kolory, mieszały się ze sobą, aż w końcu z tego szaleństwa wyłoniły się obrazy, jakby walczące o pierwszeństwo, pojawiające się obok siebie, wypełniające całą taflę, każde będące tylko fragmentem. Mała Mabel w jej ramionach. Drobna dłoń młodziutkiej Brenny w uścisku ręki Erika. Śnieżki fruwające po hogwarckim dziedzińcu, pośród kilkorga uczniów. Niektóre obrazy były takie same, jak te, które zobaczyła tu ostatnio, ale dołączyły do nich i nowe.
Mimowolnie sięgnęła ku Frankowi, delikatnie układając dłoń na jego ramieniu. Z myślą, że ona naprawdę jest cholerną szczęściarą, skoro ma tak wiele pięknych wspomnień, że nie da się wśród nich wyciągnąć tego najpiękniejszego.
– Jak ci się podoba? Pokazuje najpiękniejsze wspomnienie. A przynajmniej powinno. W założeniu – stwierdziła z odrobiną rozbawienia, bo sama wprawiła chyba to biedne lustro w konsternację.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.