24.10.2023, 20:43 ✶
- Za dorosły już jestem na prowadzenie za rękę, ciociu Brenno - zauważyłem, prostując się poważnie i zabijając w sobie pokusy by wybiec do przodu. Postanowiłem być dojrzałym Longbottomem, o ile tacy istnieli, a jeśli nie, to mogłem być pierwszym przedstawicielem teeego gaaatunku... A może jednak nie, bo tu było tyle luster, że w mgnieniu oka te za moimi plecami przestało mieć znaczenie, bo były tu takie, co sprawiały, że moje ciało falowało. Aż nieprzyjemnie się robiło w żołądku od tego widoku. A na jednym byliśmy czarno-biali jak na starych fotografiach...
Ale najbardziej, to mi się podobało te, na którym byłem starszy od cioci Brenny, więc ponownie wyprostowałem się dumnie i nawet wziąłem ją pogłaskałem po głowie. Choć musiałem nieco się wyciągnąć by to zrobić, to na lustrze wyglądało to przezabawnie i realnie, jak najprawdziwiej.
- Czy wyglądam bardziej jak dziadek Jonathan czy pradziadek Godryk? - zapytałem cioci, mając na myśli oczywiście panów z naszej rodziny, kiedy byli młodsi, bo aż tak bym był stary bardzo, to mnie to lustro nie postarzyło. Mogłem być gościem w wieku cioci Brenny... i chyba powinienem poćwiczyć na przyszłość, bo wuj Erik wyglądał zdecydowanie lepiej niż dorosły Frank.
Oglądaliśmy dalej te lusterka. Różne, przeróżne, różnorakie. Widać było, że ciocia mnie prowadzi do jakiegoś specjalnego, więc nie mogłem się doczekać aż przed nim stanę. Nic nie mówiła, ale widać było po jej minie, że bardzo go oczekiwała. Nie zagadywałem więc nas, póki nie stanęliśmy przed właściwym.
Zerknąłem na nie niepewnie, ale zaraz uśmiechnąłem się miło. Byliśmy wszyscy razem przy ogromnym stole zapewne złożonym z całej masy stołów w rezydencji Longbottomów, w której mieszkałem. To było jedno ze świąt. Choinka rozpychała się w rogu pokoju, wszyscy tam rozmawiali, zabawki wokół latały, a ja obserwowałem to sobie z jednej z belek jako mały dzieciak i to było jedno z tych wspomnień, co mnie tata nakrył i właśnie wyciągał ręce w moim kierunku... Aż zapragnąłem by znowu były święta, żeby dom znowu był pełny ludzi i żeby rozmawiali gwarnie, jedli w swoim towarzystwie i śmiali. Ach...
Ale chwila. Obraz się zamazywał i lustro pokazywało mi jeszcze jedno wspomnienie. Aż się przeraziłem, bo nie byłem pewien, czy ciocia Brenna też tego nie widzi. Nie chciałem by pomyślała, że nie jest najważniejsza w moich wspomnieniach, podobnie jak rodzina. I też się przeraziłem, bo to było wspomnienie z Alice... i resztą Gryfonów. Było ognisko, jeden z tych cieplejszych dni. Zbliżał się koniec roku, więc byliśmy w radosnym humorze, a jeszcze udało nam się wygrać mecz i Gryfoni znowu byli najlepsi. Och, i ten jeden z żenujących momentów, gdzie Alice zauważyła plamę na mojej koszulce od sosu. Niby złapała sos na swój palec, chcąc mi pomóc, ale zaraz rozsmarowała go na moim nosie. Niecna. Ale było mi tak... duszno, nawet teraz.
- To powiem ci, ciociu Brenno... - zacząłem nieco zaczerwieniony. - Że ewidentnie czekam na kolejne święta. Jesteśmy tam wszyscy, cała rodzina... Tata mnie przed chwilą ściągnął na ziemię - przyznałem się, wzruszając niewinnie ramionami. No co ja poradzę, że byłem jak ten pająk. - Pokaż mi więcej. Są tu równie miłe lustra? - zapytałem, zastanawiając się, co mogłyby mi jeszcze pokazać. Może że jestem królem Anglii? Co prawda, nie miałem takich zapędów, ale ciekaw byłem jakbym wyglądał.
Ale najbardziej, to mi się podobało te, na którym byłem starszy od cioci Brenny, więc ponownie wyprostowałem się dumnie i nawet wziąłem ją pogłaskałem po głowie. Choć musiałem nieco się wyciągnąć by to zrobić, to na lustrze wyglądało to przezabawnie i realnie, jak najprawdziwiej.
- Czy wyglądam bardziej jak dziadek Jonathan czy pradziadek Godryk? - zapytałem cioci, mając na myśli oczywiście panów z naszej rodziny, kiedy byli młodsi, bo aż tak bym był stary bardzo, to mnie to lustro nie postarzyło. Mogłem być gościem w wieku cioci Brenny... i chyba powinienem poćwiczyć na przyszłość, bo wuj Erik wyglądał zdecydowanie lepiej niż dorosły Frank.
Oglądaliśmy dalej te lusterka. Różne, przeróżne, różnorakie. Widać było, że ciocia mnie prowadzi do jakiegoś specjalnego, więc nie mogłem się doczekać aż przed nim stanę. Nic nie mówiła, ale widać było po jej minie, że bardzo go oczekiwała. Nie zagadywałem więc nas, póki nie stanęliśmy przed właściwym.
Zerknąłem na nie niepewnie, ale zaraz uśmiechnąłem się miło. Byliśmy wszyscy razem przy ogromnym stole zapewne złożonym z całej masy stołów w rezydencji Longbottomów, w której mieszkałem. To było jedno ze świąt. Choinka rozpychała się w rogu pokoju, wszyscy tam rozmawiali, zabawki wokół latały, a ja obserwowałem to sobie z jednej z belek jako mały dzieciak i to było jedno z tych wspomnień, co mnie tata nakrył i właśnie wyciągał ręce w moim kierunku... Aż zapragnąłem by znowu były święta, żeby dom znowu był pełny ludzi i żeby rozmawiali gwarnie, jedli w swoim towarzystwie i śmiali. Ach...
Ale chwila. Obraz się zamazywał i lustro pokazywało mi jeszcze jedno wspomnienie. Aż się przeraziłem, bo nie byłem pewien, czy ciocia Brenna też tego nie widzi. Nie chciałem by pomyślała, że nie jest najważniejsza w moich wspomnieniach, podobnie jak rodzina. I też się przeraziłem, bo to było wspomnienie z Alice... i resztą Gryfonów. Było ognisko, jeden z tych cieplejszych dni. Zbliżał się koniec roku, więc byliśmy w radosnym humorze, a jeszcze udało nam się wygrać mecz i Gryfoni znowu byli najlepsi. Och, i ten jeden z żenujących momentów, gdzie Alice zauważyła plamę na mojej koszulce od sosu. Niby złapała sos na swój palec, chcąc mi pomóc, ale zaraz rozsmarowała go na moim nosie. Niecna. Ale było mi tak... duszno, nawet teraz.
- To powiem ci, ciociu Brenno... - zacząłem nieco zaczerwieniony. - Że ewidentnie czekam na kolejne święta. Jesteśmy tam wszyscy, cała rodzina... Tata mnie przed chwilą ściągnął na ziemię - przyznałem się, wzruszając niewinnie ramionami. No co ja poradzę, że byłem jak ten pająk. - Pokaż mi więcej. Są tu równie miłe lustra? - zapytałem, zastanawiając się, co mogłyby mi jeszcze pokazać. Może że jestem królem Anglii? Co prawda, nie miałem takich zapędów, ale ciekaw byłem jakbym wyglądał.