08.11.2023, 08:08 ✶
Frank zdecydował się pominąć lustra możliwości, od razu biegnąc do tego, które pokazywało upragnione miejsce. Brenna uśmiechnęła się tylko na to, podążając za nim, by stanąć za plecami chłopca.
- W takim razie masz szczęście, bo miejsce, w którym pragniesz się znaleźć, zawsze będzie na ciebie czekać - powiedziała, na moment kładąc mu dłoń na ramieniu. Szczęśliwie nieświadoma, że gdyby było tu lustro, pokazujące możliwe przyszłości, przynajmniej jedna z nich pokazałaby Franka bardzo daleko od domu.
Jeśli jednak istniało takie zwierciadło, nie stało w tym gabinecie.
- Też widzę nasz dom - dodała, uciekając się do drobnej półprawdy. Bo tak, to był ich dom, ale ich dom z przeszłości, sprzed paru lat, rozpoznawała to po drobnych różnicach i... obecności wuja. W tym domu, który widziała w lustrze, Derwin wchodził właśnie po schodach na górę, w salonie wciąż stała waza, stłuczona dwa lata temu, na podłodze leżał dywan, niedawno zniszczony przez psy… To był czas zanim Voldemort rozpoczął swoją wojnę, kiedy życie wcale nie wydawało się Brennie banalnie proste, ale z perspektywy czasu... to problemy, jakie wtedy miała, były nic nie znaczące.
Chyba naprawdę była bardzo nudną osobą. Jej lustra pokazywały tak proste rzeczy. Ale zarazem... wcale nie chciała, by było inaczej.
Uśmiechnęła się do Franka i do tego wspomnienia, zaklętego w lustrzanej tafli, a potem odwróciła się, ruszając za chłopcem do ostatniego lustra.
Nie zdążyła na nie spojrzeć, bo Frankowi wyrwało się imię Greengrassówny, a Brenna musiała dołożyć wszystkich starań, by zachować powagę. Przecież ani trochę jej to nie zaskakiwało. Bywała ślepa, gdy chodziło o nią, ale swoją rodzinę obserwowała bardzo uważnie, a Frank nigdy nie był skrytym chłopcem. Zastanawiała się czasem, ile tej dwójce zajmie, zanim zaczną się spotykać i czy to młodzieńcze uczucie przetrwa, czy rozwieje się za parę lat, gdy dopadnie ich dorosłość.
- Spójrz na napis na ramie - powiedziała, wskazując litery, obiegające górę lustra. - I przeczytaj go od tyłu – poradziła, przypatrując się „nazwie” zwierciadła, w istocie zdradzającej samą jego naturę, wypisanej lustrzanym pismem. – Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby stanąć przed nim i zobaczyć wyłącznie swoje odbicie. Chociaż… właściwie nie jestem pewna, czy można nazwać szczęśliwym kogoś, kto nie ma żadnych pragnień.
W kącikach jej ust wciąż czaił się uśmiech, gdy sama spojrzała w lustrzaną taflę. Przypatrywała się jej przez chwilę z pewnym… namysłem, zamyślona już, nie rozbawiona, zanim znów przeniosła wzrok na Franka.
- Nie myślałeś, żeby zaprosić ją na randkę? - wypaliła w końcu, coś co miała na języku od dobrego roku, ale milczała, bo dostawanie takich rad od ciotki mogło być niezręczne.[/b][/b]
- W takim razie masz szczęście, bo miejsce, w którym pragniesz się znaleźć, zawsze będzie na ciebie czekać - powiedziała, na moment kładąc mu dłoń na ramieniu. Szczęśliwie nieświadoma, że gdyby było tu lustro, pokazujące możliwe przyszłości, przynajmniej jedna z nich pokazałaby Franka bardzo daleko od domu.
Jeśli jednak istniało takie zwierciadło, nie stało w tym gabinecie.
- Też widzę nasz dom - dodała, uciekając się do drobnej półprawdy. Bo tak, to był ich dom, ale ich dom z przeszłości, sprzed paru lat, rozpoznawała to po drobnych różnicach i... obecności wuja. W tym domu, który widziała w lustrze, Derwin wchodził właśnie po schodach na górę, w salonie wciąż stała waza, stłuczona dwa lata temu, na podłodze leżał dywan, niedawno zniszczony przez psy… To był czas zanim Voldemort rozpoczął swoją wojnę, kiedy życie wcale nie wydawało się Brennie banalnie proste, ale z perspektywy czasu... to problemy, jakie wtedy miała, były nic nie znaczące.
Chyba naprawdę była bardzo nudną osobą. Jej lustra pokazywały tak proste rzeczy. Ale zarazem... wcale nie chciała, by było inaczej.
Uśmiechnęła się do Franka i do tego wspomnienia, zaklętego w lustrzanej tafli, a potem odwróciła się, ruszając za chłopcem do ostatniego lustra.
Nie zdążyła na nie spojrzeć, bo Frankowi wyrwało się imię Greengrassówny, a Brenna musiała dołożyć wszystkich starań, by zachować powagę. Przecież ani trochę jej to nie zaskakiwało. Bywała ślepa, gdy chodziło o nią, ale swoją rodzinę obserwowała bardzo uważnie, a Frank nigdy nie był skrytym chłopcem. Zastanawiała się czasem, ile tej dwójce zajmie, zanim zaczną się spotykać i czy to młodzieńcze uczucie przetrwa, czy rozwieje się za parę lat, gdy dopadnie ich dorosłość.
- Spójrz na napis na ramie - powiedziała, wskazując litery, obiegające górę lustra. - I przeczytaj go od tyłu – poradziła, przypatrując się „nazwie” zwierciadła, w istocie zdradzającej samą jego naturę, wypisanej lustrzanym pismem. – Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby stanąć przed nim i zobaczyć wyłącznie swoje odbicie. Chociaż… właściwie nie jestem pewna, czy można nazwać szczęśliwym kogoś, kto nie ma żadnych pragnień.
W kącikach jej ust wciąż czaił się uśmiech, gdy sama spojrzała w lustrzaną taflę. Przypatrywała się jej przez chwilę z pewnym… namysłem, zamyślona już, nie rozbawiona, zanim znów przeniosła wzrok na Franka.
- Nie myślałeś, żeby zaprosić ją na randkę? - wypaliła w końcu, coś co miała na języku od dobrego roku, ale milczała, bo dostawanie takich rad od ciotki mogło być niezręczne.[/b][/b]
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.