17.11.2023, 23:04 ✶
Nie rozumiałem cioci Brenny. Czemu niby miałem jej nie przypominać? Przecież była super niezłomną, bohaterską detektywką, więc każdy chciałby być nią i ja właściwie też chciałbym być, kiedy dorosnę. Nikt tak nie walczył jak ciocia Brenna. Była najprawdopodobniej jeszcze bardziej w tym wytrwała niż wujek Erik, więc nie, nie rozumiałem, co miała na myśli, mówiąc, że za bardzo przypominam i że jeszcze trzeba to koniecznie zmienić? Brzmiało jak kompletna abstrakcja. Nie takiej reakcji się po niej spodziewałem. Może to kolejny wstęp do czegoś, co miało przypominać nasze lekcje fechtunku...? Jakoś tego na początku nie czułem, ale jednak jej entuzjazm sprawiał, że ciężko było mi odmówić, a teraz radziłem sobie momentami nawet super, bym rzekł.
Chciałem wierzyć w słowa cioci Brenny, ale nie przebywała w towarzystwie Alice i chłopaków tyle co ja, a jeszcze inni o tym mówili w szkole, więc nie byłem jedyny, który tak to widziałem. Ciocia była pod tym kątem jakimś ewenementem, co mnie bardzo zaskoczyło, bo przecież detektywem to niezawodnym była. Nie dawała się i zawsze miała rację, więc nie miałem pojęcia, skąd jej się brały te stwierdzenia na temat Alice i Syriusza.
Podrapałem się niezręcznie po ręce. Sam już nie wiedziałem. Przerastały mnie trochę te sprawy, więc może lepiej było uciąć temat? Szczególnie że nie chciałem sobie mieszać w głowie, bo kiedy myślałem o Alice, to robiło mi się tak słabo, a jeszcze jak myślałem o niej i o Syriuszu, to już w ogóle. Wolałem nie myśleć i życzyć im wszystkiego najlepszego. Ja po prostu będę dalej jej przyjacielem od małego, czyż nie? To też zaszczytne miejsce! A w swoim czasie, jak ciocia mówiła, kiedy będę gotowy już, to znajdę kogoś dla siebie. Może. Kiedyś.
- Ty ciociu jesteś największą bohaterką pod słońcem. Wolę zostać albo pozostać takim jak ty - odparłem w miarę spokojnie, patrząc w górę na jej twarz. Byłem z tym zdecydowany. Taki los właśnie zamierzałem sobie zgotować.
Próbowałem się też nie wstydzić przy wyznawaniu tego, ale było ciężko, szczególnie że przypomniało mi się o tych wszystkich wcześniejszych rumieńcach, a kiedy o nich myślałem, to zawsze robiło mi się jeszcze gorzej. Najpewniej zaraz będę wyglądał, jak gdybym miał jakąś wysypkę wstrętną, na którą nie pomoże nawet zwykła maść z glonów.
Przynajmniej gest cioci nieco pomógł. Przygarbiłem się nieco przez te wszystkie rewelacje, ale... chciałem bardzo jeszcze raz spojrzeć na Alice atakującą mnie z zaskoczenia i składającą całusa na mojej szyi. Odwróciłem się w kierunku lustra i obserwowałem. Aż żałowałem, że nie mogłem poczuć tego, co czuł Frank z lustra. Powinienem sobie to zapisać w pamięci już na zawsze, tak.
Przełknąłem ślinę i pokiwałem głową.
- Wracamy. Niebawem pora obiadowa - zauważyłem, odkręcając się do lustra plecami. To by było na tyle?
Chciałem wierzyć w słowa cioci Brenny, ale nie przebywała w towarzystwie Alice i chłopaków tyle co ja, a jeszcze inni o tym mówili w szkole, więc nie byłem jedyny, który tak to widziałem. Ciocia była pod tym kątem jakimś ewenementem, co mnie bardzo zaskoczyło, bo przecież detektywem to niezawodnym była. Nie dawała się i zawsze miała rację, więc nie miałem pojęcia, skąd jej się brały te stwierdzenia na temat Alice i Syriusza.
Podrapałem się niezręcznie po ręce. Sam już nie wiedziałem. Przerastały mnie trochę te sprawy, więc może lepiej było uciąć temat? Szczególnie że nie chciałem sobie mieszać w głowie, bo kiedy myślałem o Alice, to robiło mi się tak słabo, a jeszcze jak myślałem o niej i o Syriuszu, to już w ogóle. Wolałem nie myśleć i życzyć im wszystkiego najlepszego. Ja po prostu będę dalej jej przyjacielem od małego, czyż nie? To też zaszczytne miejsce! A w swoim czasie, jak ciocia mówiła, kiedy będę gotowy już, to znajdę kogoś dla siebie. Może. Kiedyś.
- Ty ciociu jesteś największą bohaterką pod słońcem. Wolę zostać albo pozostać takim jak ty - odparłem w miarę spokojnie, patrząc w górę na jej twarz. Byłem z tym zdecydowany. Taki los właśnie zamierzałem sobie zgotować.
Próbowałem się też nie wstydzić przy wyznawaniu tego, ale było ciężko, szczególnie że przypomniało mi się o tych wszystkich wcześniejszych rumieńcach, a kiedy o nich myślałem, to zawsze robiło mi się jeszcze gorzej. Najpewniej zaraz będę wyglądał, jak gdybym miał jakąś wysypkę wstrętną, na którą nie pomoże nawet zwykła maść z glonów.
Przynajmniej gest cioci nieco pomógł. Przygarbiłem się nieco przez te wszystkie rewelacje, ale... chciałem bardzo jeszcze raz spojrzeć na Alice atakującą mnie z zaskoczenia i składającą całusa na mojej szyi. Odwróciłem się w kierunku lustra i obserwowałem. Aż żałowałem, że nie mogłem poczuć tego, co czuł Frank z lustra. Powinienem sobie to zapisać w pamięci już na zawsze, tak.
Przełknąłem ślinę i pokiwałem głową.
- Wracamy. Niebawem pora obiadowa - zauważyłem, odkręcając się do lustra plecami. To by było na tyle?