11.12.2023, 23:59 ✶
– Odjebało ci, Sherwood? Mojego brata? – Brenna omal się nie roześmiała, ale zaraz skrzywiła się, schwyciła za bok i zdecydowanie odechciało się jej wszelkiego śmiechu. – Co on by tutaj zaradził? Stanął obok i ładnie wyglądał ze zmartwioną miną? – spytała tylko. Erik umiał walczyć, owszem, ale nie zajmować się rannymi. Prędzej przydałby się Charlie ze swoją teleportacją łączoną albo Danielle uzdrowicielka, ale ten pierwszy niekoniecznie był tej nocy w domu. Z kolei Danielle… Nie, jej też nie chciała tutaj ściągać i to nie tylko dlatego, że wciąż w swoim uporze nie chciała, aby kuzynka dzisiaj popatrzyła na jej aurę. Poza tym wszystko zajęłoby za wiele czasu. Dawało więcej czasu tamtym na ucieczkę, a ona z kolei zostałby tutaj sama, a cóż – tamten, który uciekł, mógł wrócić po kolegów. To nie był tylko ślepy upór, Brenna po prostu wiedziała, że w takim stanie sobie z nim poradzi.
Trzasnęło.
Zdołała się teleportować, ale zaraz zaryła kolanami o ziemię. Pod palcami czuła ciepłą krew, a jej zrobiło się cholernie zimno. A już przestała krwawić dzięki temu eliksirowi… Powinna się cieszyć, że ostatecznie nie zostawiła w lesie żadnej części ciała.
– Tylko trochę krwi – odpowiedziała mu, blada jak sama śmierć. Nie, nie umierała, poza tym dalej utrzymywała, że skoro oddycha, to nic poważnego jej nie dolega, ale wolałaby, żeby świat przestał się tak kręcić. – Zapiszę ci adres w pobliżu. Sowa zaniesie wiadomość, a znajomy przekaże dalej informację falami – powiedziała, nawet wyjątkowo nie protestując przeciwko jego pomocy. Żałowała koszmarnie, że nigdy nie opanowała porządnie fal, bardziej zajęta innymi dziedzinami magii. Zwinęła się po prostu w kłębek na tej paskudnej kanapie i przymknęła na moment oczy. – Sherwood? Jeżeli masz tutaj eliksir wiggenowy, to dam ci pieprzone sto galeonów za jedną buteleczkę – obiecała szczerze, bo może i sam eliksir zwykle wart był góra pół galeona, to wartość zależała niekiedy od konkretnego momentu. A w tej chwili dla Brenny ta mikstura była absolutnie warta takiej ceny.
Niemiła teleportacja
Trzasnęło.
Zdołała się teleportować, ale zaraz zaryła kolanami o ziemię. Pod palcami czuła ciepłą krew, a jej zrobiło się cholernie zimno. A już przestała krwawić dzięki temu eliksirowi… Powinna się cieszyć, że ostatecznie nie zostawiła w lesie żadnej części ciała.
– Tylko trochę krwi – odpowiedziała mu, blada jak sama śmierć. Nie, nie umierała, poza tym dalej utrzymywała, że skoro oddycha, to nic poważnego jej nie dolega, ale wolałaby, żeby świat przestał się tak kręcić. – Zapiszę ci adres w pobliżu. Sowa zaniesie wiadomość, a znajomy przekaże dalej informację falami – powiedziała, nawet wyjątkowo nie protestując przeciwko jego pomocy. Żałowała koszmarnie, że nigdy nie opanowała porządnie fal, bardziej zajęta innymi dziedzinami magii. Zwinęła się po prostu w kłębek na tej paskudnej kanapie i przymknęła na moment oczy. – Sherwood? Jeżeli masz tutaj eliksir wiggenowy, to dam ci pieprzone sto galeonów za jedną buteleczkę – obiecała szczerze, bo może i sam eliksir zwykle wart był góra pół galeona, to wartość zależała niekiedy od konkretnego momentu. A w tej chwili dla Brenny ta mikstura była absolutnie warta takiej ceny.
Niemiła teleportacja
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.