- Za ten uśmiech to tak z trzy dni bym ci dała. - Kogo, jak kogo ale akurat Thomasa bardzo potrzebowała na miejscu, to nie tak, że była jakąś okropną siostrą i szefową w jednym, bo w sumie to nawet nie uważała się za jego szefową, ale sam wiedział, jak wygląda sytuacja. Na nim mogła polegać, reszta pracowników, cóż była bardzo specyficzna i nigdy nie wiadomo, co przyjdzie im do głowy, lepiej mieć się na baczności.
- Nom, całkiem ładny kitek, to chyba nie był taki głupi pomysł. - Obejrzała dokładnie to dzieło, które usiadło na jego ciele. Koty to coś, co było charakterystyczne dla ich rodziny, także chyba idealnie wybrali motyw przewodni swoich malunków na ciele. Może to dopiero początek i okaże się, że tak to polubią, że pojawią się w tym miejscu po raz kolejny.
Uiścili opłatę gburowatemu tatuatorowi, a później wyszli na zewnątrz.
- Tak, teraz arbuzy, później reszta owoców i wracamy do cukierni. - Był to jakiś plan, nie mogli wrócić z pustymi rękoma, bo wzbudziło by to podejrzenia. Lepiej więc na szybko jeszcze zorganizować małe zakupy.
Kiedy już kupili wszystko, co było im bardziej lub mniej potrzebne wrócili do cukierni, bardzo szybko dzięki ukrytym talentom Thomasa związanym z teleportacją.