Podczas przedłużającej się ciszy w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję ze strony Martina już chciała w zdenerwowaniu zabębnić palcami o blat stołu. Jego niechęć nie była niczym zaskakującym i Elisabeth doskonale wiedziała jakich użyć argumentów, by go przekonać.
- Oh jestem przekonana, że wszyscy wypytywaliby o twój stan oraz samopoczucie. Nie możemy pozwolić, by ich ciekawość pozostała niezaspokojona - szczebiotała z lekkością i niezachwianym optymizmem. Mało było sytuacji, w których Elisabeth Crouch pozwalała wyprowadzić się z równowagi, zawsze sprawiając wrażenie opanowanej, dobrze trzymającej się w ryzach. - Tobie również przyda się towarzystwo, odrobina rozrywki z dala od szemranych londyńskich barów. - Łypnęła na syna nieco chłodniejszym wzrokiem, wcale-nie-oceniająco. - Dość mam już przyglądania się jak pogrążasz się w marazmie i stagnacji. Mają na ciebie zły wpływ. - Co do tego nie miała żadnych wątpliwości. - Poza tym, jak zapewne zauważyłeś, przedłuża się twój okres kawalerstwa, co nie uchodzi uwadze towarzystwa. Nie przystoi, by czarodziej z tak szanowanego rodu pozostawał bezdzietny.
Na Seamusie postawiła już krzyżyk. Mimo jego chęci i prób dostosowania się do rodzinnych zwyczajów, mocno stracił w oczach matki. Martin miał przed sobą jeszcze całe życie, zwłaszcza że małżeństwo z córą z domu Avery zakończyło się jeszcze zanim ta biedna dziewczyna przedłużyła ich ród. Porozumienie z Averymi nie było złe, wszelkie ustalenia zostały szczegółowo omówione, to ta kobieta zwyczajnie nie potrafiła stanąć na wysokości zadania.
- Na przyjęciu z pewnością pojawi się wiele atrakcyjnych mariażowo panien. Sporządziłam listę, na którą chciałabym, byś po powrocie z pracy rzucił okiem i przemyślał propozycje. - Elisabeth nie pozostawiała niczego przypadkowi, zwłaszcza tak istotnej kwestii, jaką była jej przyszła synowa. W kuluarach śmietanki towarzyskiej panowały istne szarady, których celem było jak najlepsze sparowanie pociech. Niektóre rodziny odchodziły już od tego zwyczaju, dając swym potomkom możliwość samodzielnego podejmowania decyzji. Co za strata czasu, myślała pani Crouch, nie godząc się na tą nowomodę, dostrzegając jej liczne zagrożenia. Nic dziwnego, że rodziny upadają po przemieszaniu się z mugolami. W jej opinii nie było nic gorszego od niekorzystnego małżeństwa.