Lubił tańczyć. Taniec z Kaydenem był odświeżający i absurdalnie wręcz pochłaniający. Lecz we wszystkim należało mieć umiar. Odrobinkę małymi kroczkami, a nie od razu obdzieranie się ze wszystkiego. Nawet jeśli rzeczywiście Laurent nie tworzył z siebie żadnej enigmy, bo nie uważał się za taką. Był otwarty. Dla ludzi, których chciał obdarzyć swoim miodem i anielskim puchem w ten całkowicie nie frustrujący i nie bałaganiący sposób. Zabawne, że Kayden o tym pomyślał, bo jemu tak samo się to kojarzyło w połączeniu, w jakim to zestawił. Ale i tak to powiedział. Kiedy wobec ludzi byłeś otwarty to łatwo ci ufali, jakoś tak to grali. Chyba jeszcze z nikim nie prowadził flirtu w takiej formie, w jakiej robił do Kaydenem. Uskrzydlał go. Chciał się przed nim i dla niego prężyć, bo jego to zabawiało, a on czuł się przez to zabawiony. I nie musiał nawet wypowiadać na głos żadnych komplementów, żeby czuł, jak jego uwaga mu pochlebia, jak go absorbuje. Co do jednego był tutaj całkowicie pewien - gdyby tylko zaczął go nudzić to od razu by się o tym dowiedział. Czuł całym sobą, że Kayden by przestał się od razu starać, że machnąłby na to dłonią i jego twarz przybrałaby ten o wiele mniej przyjazny i przystępny wyraz. Nawet jeśli zachowałby kurtuazję, bo to chyba był ten typ człowieka, który chciał wychodzić z klasą z różnych dziwnych sytuacji. Tutaj by się również dogadali - Laurent również to sobie cenił. Nie chciał i nie lubić robienia scen podyktowanych emocjami. Nie to, żeby nigdy mu się nie zdarzyło, ale nigdy nie zdarzyło mu się robić ich z powodu rozstań. Dusił w sobie ewentualne emocje, dopóki nie można ich było upuścić w komfortowych warunkach poza obrębem drugiej osoby. Ach... jeszcze inna sprawa, że zazwyczaj to nie on był tą stroną, która rozstania najmocniej przeżywała. Wszystko przez to, że nigdy nikogo nie pokochał.
Roześmiał się delikatnie na jego słowa o tym, że nie mógł mu odmówić racji. Czy potrzeba było "robienia czegoś specjalnie"? Często był to odpowiedni dobór słów, odpowiednio ułożone zdanie... nie. W zasadzie to Laurent tak nie uważał. Ta sztuka była potrzebna, żeby ludzie nie byli zniechęceni, żeby nie odebrali tego "że się wymądrzasz". Niekiedy lepiej było po prostu milczeć na wiele tematów, by drugiej osoby nie zrazić do siebie. Kayden był tym typem, do którego najlepiej było mówić o wszystkim w taki sposób, by miało jak najwięcej kolorów. Żeby czuł się tak, jakby miał biżuterię, jaką lubił ewidentnie nosić, przed oczami w najpiękniejszym wydaniu. Że sam chciał kłaść pod nią dłonie, układać te swoje zmysłowe usteczka w formę "o" i błyszczeć tymi srebrnymi oczami, w których odbijałyby się klejnoty. Byleby tylko nie stworzyć z tego kiczu. Byleby nie stworzyć przesytu. Jak na razie miał wrażenie, że brunet bardzo lubił być karmiony, ale to nie ilość tej karmy, tych świecidełek, była dla niego istotna. Chciał każdą dotknąć, sprawdzić w dłoniach, obejrzeć z każdej strony i przekonać się, czy jubiler pozostawił jakiś odcisk na swoim dziele. Swój własny podpis świadczący o oryginalności.
- Nie wiem doskonale, co powiedzieć. - Przyznał całkowicie szczerze. Przecież nie był geniuszem, ludzie wcale nie byli oczywiści. Ten sekret drzemał właśnie w tym, że miał łuk - i strzelał. Nie bał się tego, że spudłuje. - Jest to kwestia doświadczenia. Tworzę kalkulację. Wybieram cechy, które poznałem tej osoby, składające się czasami na najmniejsze, pozorne bzdury i szczegóły, a potem wybieram najbardziej prawdopodobną wersję odpowiedzi, która przypadnie do gustu rozmówcy. Oto cały sekret tego czaru. - Sztuczki magików niekiedy przestawały być zabawne i magiczne, kiedy je zdradzałeś. Przestawały bawić. Natomiast było jedno "ale" - Laurent nie był klaunem i się za takiego nie uważał. Owszem, lubił sprawiać ludziom przyjemności, ale nie zamierzał ich sprawiać swoim kosztem albo czyniąc z siebie jaką karykaturę. Czynić z siebie fałsz. Miał tęczowe łuski - mieniły się jak kameleon. Ale nie tworzył z siebie pozoru innego zwierzęcia. - To prostsze, niż ci się wydaje. Wystarczy patrzeć czymś więcej niż szkiełkiem i okiem. A to ci wychodzi bardzo dobrze. - Tak, Laurent zdecydowanie nie był pieprzonym aktorem o milionach twarzy, nie przed osobami, które były tak sympatyczne i pociągające jak ten mężczyzna idący tuż obok niego. - Zapewniam, że poetą nie jestem. Jesteś jednak muzą dla pięknych obrazów, Kaydenie. Pięknie słowa przychodzą przy tym naturalnie. - Było bardzo miło coś takiego usłyszeć, bo to było docenienie pewnej wrażliwości na zupełnie innym poziomie. A tu miał rację - Laurent był bardzo wrażliwy. Zbyt wrażliwy. Stanowił przez to siwienie włosów na głowach rodziny i przyjaciół. I jednocześnie sprawiało to, że niezwykle dużo ludzi byłoby w stanie stanąć za nim murem i walczyć za niego do upadłego.
- Och, wiem... widzę to. - Uśmiechnął się delikatnie, zamykając pudełko z czekoladkami. Malutkie, takie żeby wsadzić tam parę pralinek porwanych z bombonierki, jaką dostał. Przesunął po niej kciukiem. Tak, to nie było zdrowe, zawsze to powtarzał zresztą ludziom, choć niekoniecznie w takiej "wprost" formie, jak zrobił to Kayden. Wyczuwał pewną rezerwę od tego człowieka, ale nie ze względu na to, że nie chciał faktycznie słuchać, a jego zapewnienie było kłamstwem. Raczej było to wynikiem naturalnej reakcji na to, że nie na co dzień słyszysz o czymś tak makabrycznym. Nie na co dzień masz okazję chodzić obok ofiary czegoś takiego. Nie wiadomo było, jak się nagle zachować, co powiedzieć. Szczególnie, kiedy nie znasz dobrze drugiej osoby. - Dziękuję ci. To bardzo miłe z twojej strony. Gdybym chciał rozmawiać z kimkolwiek innym nie byłoby któregoś z nas tutaj, nie sądzisz? - Uśmiechnął się w ten specyficzny sposób, który sprawiał, że jego twarz, jego oczy - wszystko to zdawało się być pozbawione zła tego świata. Żadnej nienawiści, żalu, żadnych wyrzutów. Tylko ciepło i niewinność. Dobroć. - Haha... mam! Niektóre się nawet ruszają. Ale nie w tym pudełeczku. - Uważał za absolutnie urocze to, jakie akurat praliny dla niego wybrała Victoria. - Miałem to szczęście zostać pobłogosławionym wspaniałą przyjaciółką. Wynikiem tego są te czekoladki i nauka, że czekolada potrafi uspakajać... nie wiem, czy trafi w twoje gusta. Nie jestem wielkim wielbicielem słodkości. Ale te czekoladki rzeczywiście pomagają. Choć może to tylko placebo. - Obrócił pudełko w dłoni, patrząc na nie w zastanowieniu.