• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[12/05/1972 wieczór, rezydencja Longbottomów] już czas Heath i Brenna

[12/05/1972 wieczór, rezydencja Longbottomów] już czas Heath i Brenna
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#1
03.08.2023, 12:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 00:08 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Maj przyniósł pannie Wood wiele niespodzianek. Beltane zakończyło się dla niej tygodniowym pobytem w szpitalu zakończonym trzytygodniową rehabilitacją. Nie znosiła siedzieć bezczynnie, więc było to dla niej bardzo bolesne. Szpital mocno ją wyciszył, zgubiła w tym wszystkim cząstkę siebie, nieco zgasła. Jedynym pozytywem tej sytuacji było to, że widywała Camerona niemal codziennie. Poświęcał jej sporo czasu, opiekował się nią doskonale i dbał o to, aby szybko powróciła do zdrowia. Pomagał jej również w rehabilitacji, dzięki czemu nie czuła się opuszczona.

Bardzo było jej przykro, że nie może się aktualnie zaangażować w sprawy związane ze znalezieniem winnych temu wszystkiemu, co wydarzyło się podczas sabatu. Zdawała sobie sprawę, że nie była w pełni sił, musiała nad tym popracować, aby móc wesprzeć ministerstwo. Rozsądek podpowiadał, że postępuje słusznie - jednak serce, cóż chciało działać od razu.

Ucieszyła się ogromnie, gdy dostała list od Brenny. Już się bała, że partnerka o niej zapomniała. W zasadzie, to wiedziała, że ma teraz wiele na głowie, mimo wszystko czuła tęsknotę. Naprawdę się do niej przywiązała i brakowało jej ich wspólnych patroli.

Skoro więc pojawiła się możliwość, ba Longbottom chciała z nią o czymś porozmawiać. Nie miała pojęcia, co by to mogło być. Liczyła jedynie na to, że nie będzie miała jakichś pretensji o to, że zachowała się nie do końca poprawnie podczas sabatu. Robiła, co w jej mocy, aby złapać popleczników Voldemorta, tyle, że wyszło, jak zawsze... Nie mogła sobie tego wybaczyć, że nie udało jej się dostrzec twarzy tego typa, któremu rozwaliła maskę. Miała teraz jeden cel - znaleźć go, sprawić, żeby poniósł konsekwencje.

Skorzystała tego wieczora z sieci Fiuu - trochę bała się, że mogłaby sobie zrobić większą krzywdę, gdyby wsiadła na miotłę. Brenna wspominała, że rozpalą w kominku, więc zrobiła tak, jak tamta wpisała w liście. Przeniosła się tutaj ze swojego domu przy ulicy Pokątnej. Otrzepała się, kiedy wylądowała u Longbottomów. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, żeby zobaczyć, czy jej partnerka na nią czeka. - Cześć! - Rzuciła z entuzjazmem, chociaż trochę się niepokoiła - nie wiedziała o czym chciała z nią porozmawiać.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
03.08.2023, 13:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.08.2023, 13:50 przez Brenna Longbottom.)  
Posyłasz do walki dzieci.
Złośliwy głosik szeptał to zdanie w jej głowie i nie potrafiła go uciszyć. Ani powtarzaniem sobie, że to Voldemort i śmierciożercy nie oszczędzają dzieci, ani że Heather przecież nie jest już małą dziewczynką i że sama przyszła do pracy w BUM, gdzie walka jej nie minie. Nie pomagała i świadomość, że Wood ktoś już dawno wspomniał o paru sprawach i że była przyjacielem Zakonu, a ze swoim porywczym temperamentem, pewnością siebie i poglądami, nie było mowy, aby nie znalazła się w sytuacji zagrożenia prędzej czy później. Wyrzuty sumienia kłębiły się gdzieś w głębi duszy Brenny. Nie powstrzymały jej jednak. Strach, rozpacz, gniew, wątpliwości, wyrzuty sumienia, to wszystko towarzyszyło Brennie w ostatnich latach nie jeden raz, i ani razu nie pozwoliła, aby te emocje stanęły na drodze.
Podobno czasem pewnymi rzeczami nie powinni się wcale zajmować najodważniejsi, najmądrzejsi ani najbardziej lubiani, a ci, którzy byli gotowi podjąć trudne decyzje.
Mogła mieć jedynie nadzieję, że ta decyzja nie będzie miała przykrych konsekwencji. Że rudowłosa Brygadzistka nie zginie z jej winy, ani że nie powie gdzieś zbyt wiele, bo poniosły ją emocje. Ani że ktoś inny nie powie za wiele o niej. O to, że odmówi, Brenna zbytnio się nie martwiła. W ciągu ostatnich tygodni zdążyła poznać Wood na tyle, że spodziewała się zgody i to wyrażonej bez większego namysłu. Patrick się zgodził, więc…
Brenna poprosiła więc Heather, żeby wpadła do domu Longbottomów. Nie chciała dyskutować z Wood w Ministerstwie albo gdzieś na Pokątnej. To miejsce i strażnica w Wieży Godryka były jedynymi, które uważała za na tyle bezpieczne, aby móc otwarcie rozmawiać o pewnych sprawach.
- Cześć – przywitała się, wstając z fotela, kiedy w kominku zapłonął ogień. Gdy Heather wyszła z płomieni, Brenna odłączyła palenisko od sieci. Zdaniem wielu byłby to zbytek ostrożności, ale od Beltane… po prostu zachowywali podwójną ostrożność. Dwa psy – labrador i mieszaniec, niezbyt piękny – podniosły głowy. Ten pierwszy podbiegł przywitać gościa, ten drugi schował się za Brenną, która pochyliła się, by go pogłaskać uspokajająco.
Na twarzy, a konkretnie na łuku brwiowym, miała ślad po ranie. Wyglądała na gojącą się, jakby powstała jakiś czas temu, choć na pogrzebie jej nie było. Pewnie potraktowano ją magią.
– Chcesz się czegoś napić? Chodź na górę, do mojego pokoju – poprosiła. W salonie, była pewna, zaraz ktoś się pojawi. Nie to, że ktoś nie powinien się dowiedzieć, co i jak, ale po prostu łatwiej było odbyć tę rozmowę bez rozpraszaczy.
Ruszyła do piętro, a potem na lewo. Znajdował się tutaj spory pokój, w którym stały wiekowe sprzęty – duże łóżko, drewniana, ciężka komoda i równie ciężka skrzynia, stara szafa, biurko, z licznymi szufladami i regał, zastawiony książkami. Nie był wielki, bo w domu znajdowała się też biblioteka, ale Brenna trzymała tu swoje ulubione powieści i podręczniki, a wprawne oko dostrzegłoby pośród nich także utwory mugolskich autorów.
Ze zdjęć, ustawionych na komodzie i powieszonych nad nią, patrzyły liczne postacie. Były tam zdjęcia małej Brenny i małego Erika, Bren, Erika i Mavelle już dorosłych, rzucających w siebie zimą śnieżkami i spora fotografia większości licznej rodziny, zapewne z jakiegoś zjazdu rodzinnego. Znalazło się zdjęcie z Norą i małą Mabel, i takie z czasów Hogwartu, na którym piętnastoletnia Brenna z dużym zaangażowaniem starała się ustawić kolegów i koleżanki z roku tak, by wszyscy mieścili się w kadrze. Z jeszcze innego zerkały Danielle i Lucy.
Większość z nich wykonano przynajmniej dwa lata temu. W czasach, gdy świat zdawał się jeszcze… prostszy. O tym, że teraz nie był taki prosty, świadczyła czarna tasiemka, zdobiąca zdjęcie jej wuja.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#3
03.08.2023, 14:06  ✶  

Otrzepała sobie popiół z ramion nim uniosła głowę. Na jej twarzy gościł uśmiech, uśmiech zaczepny ten charakterystyczny dla niej. Dawno nie pojawiał się na jej twarzy, jednak gdy zobaczyła Brennę powrócił. Ciekawa była, dlaczego chciała się z nią spotkać, szczególnie, że jako miejsce spotkania wybrała swój własny dom. Heather gościła tu już wcześniej, kilka razy. W końcu bywała na balach organizowanych w rezydencji, tym razem jednak wizyta nie była oficjalna, a raczej typowo koleżeńska. Miała wrażenie, że ich relacja w tym krókim czasie zmieniła się i nie była już typowo służbowa.

Obserwowała Longbottom, gdy odłączała kominek od sieci. Nie umknęły jej psy, które również znajdowały się w pomieszczeniu. Ku jej radości jeden nawet podbiegł do niej się przywitać. Nachyliła się nad zwierzakiem i zaczęła go głaskać. - Kto jest najsłodszym pieskiem na świecie? - Nie mogła się oderwać od labradora, chociaż wiedziała, że już czas, przecież Brenna nie zaprosiła jej tu po to, aby bawiła się z psem.

Podniosła się na nogi i dotknęła ramię, które znowu dało o sobie znać, nadal nie było w pełni sprawne, a podróż musiała trochę je naruszyć. Spojrzała na Longbottom, zauważyła ranę na łuku brwiowym, nie byłaby sobą gdyby tego nie skomentowała. - Ktoś się rzucał, jak próbowałaś go łapać? - Zapytała uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. - Pewnie wygląda gorzej. - Dodała jeszcze bez zawahania. Nie sądziła bowiem, żeby jej partnerka dała się pokonać w walce.

- Dzięki, nie trzeba. - Odpowiedziała na jej pytanie, a następnie ruszyła za Brenną do jej pokoju. Zastanawiało ja to, dlaczego idą właśnie tam, ale przypomniała sobie o tym, że w tym domu mieszkało wiele osób. Pewnie nie chciała, żeby ktoś im przeszkadzał w konwersacji. Było to całkiem zrozumiałe, chociaż nadal głowiła się nad tym, o czym będą rozmawiać. Już za chwilę się dowie, a wszelkie domysły zostaną rozwiane.

Kiedy dotarły do pokoju Brenny rozejrzała się po nim uważnie. Była tu pierwszy raz, ciekawość ją zżerała, w końcu dzięki temu mogła dowiedzieć się czegoś więcej o swojej partnerce. Wszystko było tutaj raczej proste, bez zbędnych udziwnień, sama Wood ceniła prostotę, więc spodobał się jej wystrój wnętrza. Omiotła spojrzeniem zdjęcia, które znajdowały się na komodzie. Zwróciła uwagę na czarną wstążkę. Przypomniała sobie o tym, że dostała list, informację, wuj Brenny nie przeżył Beltane, nie zdążyła jeszcze złożyć jej kondolencji. - Brenna, przepraszam, zapomniałam, naprawdę przykro mi, że Twój wuj zginął podczas tego Beltane. - Nadal stała w drzwiach. Mina nieco jej zrzedła, przez chwilę wyparła z pamięci to wszystko, co działo się podczas Beltane. Przeżyła kolejne zderzenie z rzeczywistością. Ludzie umarli, one same były bliskie śmierci, powoli docierało do niej, że sprawa jest naprawdę poważna. Czuła jednak, że chciałaby się w pełni w to zaangażować.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
03.08.2023, 15:40  ✶  
- Wygląda podobnie - powiedziała Brenna, a na jej ustach zaigrał uśmiech. Gościa, który zepchnął ją ze schodów, też zepchnęła ze schodów. Ślad po bitce z Saurielem był już szczęśliwie praktycznie niewidoczny - tutaj to ona wyglądała dużo gorzej od niego. - Chociaż on siedzi w areszcie, a ja nie.
Pies z radością przyjął atencję, a kiedy kobiety ruszyły na górę, skierował się tam po prostu za nimi. Chociaż Brenna (i zapewne inni domownicy) próbowali je tresować i nauczyć manier, było jasne, że tu z czymś takim jak przemoc te się nie zetkną - były więc dość śmiałe w pakowaniu się do pokojów. Zwłaszcza młodszego pokolenia.
- Siadaj, proszę - stwierdziła, ręką machając ku fotelowi przy biblioteczce albo krześle przy biurku. Sama podciągnęła się na parapet i przy okazji uchyliła okno. Majowa pogoda ich nie rozpieszczała, ale Longbottom lubiła zapach deszczu, i jakoś... potrzebowała powietrza.
Kiedy Heather zaczęła przepraszać, rzuciła jej nieco zaskoczone spojrzenie.
- Czemu za to przepraszasz? Nie ty go zabiłaś, Heather. I na pewno nie oczekiwałam, że w związku z jego śmiercią, przyjdziesz tu w żałobnym kirze, cała zapłakana - zapewniła łagodnym tonem. Od morderstwa Derwina minęły prawie dwa tygodnie. Za mało, aby otrząsnąć się z żałoby, nie rozmyślać, co można było zrobić inaczej, dojść do siebie. Wystarczająco dużo, aby życie powoli wracało na swoje tory.
Po prostu odrobinę odmienione. A Brenna nie była na tyle naiwna, by oczekiwać, że cały świat zatrzyma się z powodu ich rozpaczy.
– Zginęło tam zresztą sporo osób – powiedziała cicho. – Ale nie chciałam rozmawiać o Beltane… chociaż. Może w pewnym sensie tak.
Nie pierwszy raz rozmawiała z kimś o Zakonie. To jednak jakoś nigdy nie stawało się łatwiejsze. Może dlatego, że Brenna zawsze miała w głowie tysiąc myśli o tym, co może pójść nie tak. Do niedawna sądziła, że przesadza, ale Beltane…
Nawet ona nie oczekiwała, że będzie tak źle.
Sprawę nieco ułatwiał fakt, że Heather co nieco już wiedziała. Może nie wszystko, ale oscylowała w sieci Zakonu, a że oni o Beltane dowiedzieli się więcej niż inni, też mogła się zorientować.
– Mieliśmy pokaz, że Ministerstwo sobie nie poradzi. – Zakon też nie. Bo był za mały. Nie mieli dość ludzi. A większa organizacja z kolei oznaczało większą podatność… Brenna tak bardzo się miotała w tym względzie. – Nie pod rządami obecnej Minister. Krótko mówiąc, Heather? Potrzebujemy ludzi, którzy będą gotowi złapać za różdżki tam, gdzie Ministerstwo wchodzić nie powinno, bo jest zinfiltrowane, albo nie mogą, bo Minister wyśle ich na jakiś wieczorek poetycki.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#5
03.08.2023, 16:04  ✶  

Zaśmiała się w głos słysząc odpowiedź Brenny na jej stwierdzenie. Tego się mogła spodziewać, profesjonalne zagranie. - Ty to potrafisz sobie poradzić. - Odparła z nieukrywanym podziwem, naprawdę była zapatrzona w Longbottomównę jak w obrazek. - Oby został tam jak najdłużej, może się czegoś nauczy. - Dodała jeszcze.

Kiedy Brenna zachęciła ją do tego, żeby usiadła ruszyła do wnętrza pokoju. Pies szedł za nią, co powodowało, że czuła się pewniej. Miała wrażenia, że zwierzęta zawsze rozładowują nieco napiętą atmosferę. Skierowała się w stronę fotela, na którym to posadziła swój zadek. Przeniosła spojrzenie na Brenn, kiedy ta usiadła na parapecie.

- Przepraszam, bo nie było mnie na pogrzebie, nie złożyłam kondolencji, jakoś to wszystko pominęłam, a tak nie wypada. - Nie miała problemu z tym, aby dzielić się swoimi wątpliwościami. Matka starała się ją wychować tak, żeby miała jakieś maniery - jak widać nie do końca jej to wyszło. - Wiem, że nie ja go zabiłam, ale samo to, że gdzieś mi to umknęło... - Miała do siebie żal, że o tym zapomniała.

- Z tego, co słyszałam, to naprawdę dużo osób straciło życie, szkoda, że nie udało się ich uratować. - Mimo, że naprawdę się starała, chciała pomóc wszystkim - to tak się nie dało. Było tam zbyt wielu ludzi, śmierciożercy urządzili sobie festiwal i zabijali niewinnych, okropne uczucie ta świadomość, że była tuż obok, kiedy inni tracili życia.

Przyglądała się uważnie Brennie, gdy ta zaczęła mówić. Milczała przy tym dłuższą chwilę. Miała świadomość, że jest źle, że brakuje ludzi w ministerstwie. Zdawała sobie sprawę, że działa jakaś organizacja, która została stworzona po to, aby walczyć z śmierciożercami. Oczywiście, że Longbottom musiała być jednym z członków, najwyraźniej jednym z ważniejszych skoro się tutaj z nią spotkała i zaproponowała jej dołączenie. - Oczywiście. - Zrozumiała o co jej chodzi. - Jestem gotowa chwycić za różdżkę chociażby dzisiaj. - Odpowiedziała bez zawahania. W końcu była gotowa walczyć z tymi, którzy zabijali niewinnych. Nie miała nic do stracenia, była gotowa poświęcić życie dla innych. Może musiała się jeszcze trochę podszkolić, bo ostatnio okazało się, że nie jest taka dobra, jak się jej wydaje, jednak mogła ruszyć choćby od razu, żeby poplecznicy Voldemorta ponieśli konsekwencje swoich czynów. - Oni muszą zostać złapani, wszyscy po kolei. - Dodała jeszcze.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
04.08.2023, 10:20  ✶  
Ty to potrafisz sobie poradzić.
Przeszło jej przez myśl, że wujek też to potrafił. Radził sobie przez lata, często w sytuacjach beznadziejnych. Aż przyszedł dzień, w którym po prostu nie dał rady.
Ona też pewnego dnia sobie nie poradzi. Ale to nie była myśl, którą Brenna chciała dzielić się z Heather. Derwin zginął, Aurora nie żyła od lat, teraz ich dzieci i bratankowie musieli przejąć pałeczkę. A może za jakiś czas od Brenny przyjdzie ją wziąć pannie Wood.
– To była nieduża, prywatna ceremonia. Wzięli w niej udział tylko najbliżsi krewni, przyjaciele Derwina i najlepsi przyjaciele Danielle – wyjaśniła, by dziewczyna nie miała wyrzutów sumienia, że nie pojawiła się na uroczystości. – Nie chcieliśmy tłumów, gapiów, reporterów. Ani… zwolenników Voldemorta, składających nam kondolencje – mruknęła. Derwin zginął podczas walki w Beltane, gdyby wiadomość podano do powszechnej wiadomości, zapraszano choćby tylko znajomych, zaraz pojawiłaby się prasa. A Brenna nie chciała widzieć w Proroku zdjęć zapłakanych kuzynek. Nie chciała, by ludzie, którzy nigdy Derwina nie poznali, składali kwiaty na jego grobie – obojętnie, czy robiliby to z ciekawości, czy z wdzięczności, bo sami uciekali z Beltane, gdy on walczył.
A nade wszystko nie chciała, by pośród gości znalazł się ktoś, kto popiera Voldemorta. Musieli znać takiego osoby. Obracali się w różnych kręgach, w tym czystej krwi. A najbliżsi zwolennicy Voldemorta, to byli właśnie czystokrwiści. Brenna nie wiedziała kto z osób, jakie widywała na przyjęciach czy wernisażach popiera śmierciożerców, ale wiedziała, że ktoś na pewno.
– Mam nadzieję, że lepiej się czujesz – dodała, spoglądając na Heather. Wydawała się równie energiczna jak zwykle, ale tak długich zwolnień w pracy w Ministerstwie nie wręczano bez powodu. – Tak. Część zginęła przez śmierciożerców. Część przez wichurę – przytaknęła, z trudem zmuszając się do utrzymania kontaktu wzrokowego.
Tyle osób zginęło.
Tyle rzeczy Brenna mogła zrobić, aby ich uratować.
– Tak myślałam, że odpowiesz – powiedziała, wypuszczając powietrze z płuc. Nie, tak naprawdę wcale nie była nikim ważnym w Zakonie. Zaledwie pionkiem na szachownicy, ochraniającym ważne figury. Ale wolała porozmawiać z Heather sama, bo Ida leżała w szpitalu, a Patrick jednak znał dziewczynę słabiej. Jakoś czułaby się nie fair, gdyby zrobił to ktoś inny. – I podejrzewam, że nie zmienisz zdania, ale muszę najpierw ci powiedzieć, że to oznacza ryzyko śmierci. Duże ryzyko. W samych akcjach, ale też że staniesz się celem, jeżeli się o nas dowiedzą. Wyrzucenia z pracy, o ile w Ministerstwie zorientują się, że nie udostępniamy im wszystkich informacji… - …a niektóre nawet wynosili dla Dumbledore’a. – Poza tym w Zakonie Feniksa trzeba słuchać rozkazów. Nie jesteśmy śmierciożercami, ale jeśli Albus Dumbledore albo ktoś w jego imieniu wydaje polecenie, musimy je zrealizować. Jeżeli każdy zacząłby decydować sam…
To już nie byłaby organizacja, tylko zbiorowisko indywidualistów, które nie miałoby szans osiągnąć celów. Między innymi dlatego Brenna słuchała Albusa i Patricka niemalże niewolniczo. Nawet gdy się jej to nie podobało.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#7
04.08.2023, 10:56  ✶  

- Rozumiem, tak tylko głupio, że nie złożyłam jeszcze kondolencji. - Jak najbardziej rozumiała to, że rodzina Longbottom podjeła decyzję o tym, żeby ceremonia była kameralna. Zważając na to, co ostatnio działo się na świecie. Cóż, nie mieli pojęcia, czy ktoś, kto nie stoi obok nich nie służy Czarnemu Dzbanowi. Uzasadniona więc była ostrożność. - Nie wiemy, kto go wspiera tak naprawdę. - Okropnie ją to irytowało, sama myśl, że może to być ktoś z jej otoczenia... Musieli dokładnie weryfikować swoje znajomości, dbać o to, z kim się zadawali. Ostrożność była wskazana w tym czasie.

- Wiesz, bywało lepiej, ale nie mogę narzekać. Wyliżę się, jak zawsze. - Odparła z uśmiechem, bo czuła, że jeszcze trochę i faktycznie wróci do pełni sił. Rehabilitacja przynosiła zamierzone efekty. - Jestem pod naprawdę świetną opieką. - Cameron dbał o nią jeszcze bardziej niż zwykle, więc szybko dochodziła do zdrowia. Wiedziała, że musi poświęcić czas, żeby faktycznie wszystko działało jak dawniej. Musiała dbać o to, żeby jej ciało nie zawiodło jej, kiedy znowu będzie w tarapatach. Od tego mogło zależeć jej życie, dlatego też przykładała się do wszystkich ćwiczeń, jakie zalecano jej wykonywać. Pojawiała się w Mungu codziennie, punktualnie, a do tego w domu wykonywała dodatkowe zadania, które sama sobie narzucała.

- Ta wichura... - Odetchnęła głęboko, przypomniał jej się wiatr, który targał nią niczym kukłą tej pamiętnej nocy. Żywioł był przerażający, nie do powstrzymania. - To było coś okropnego. Straszna jest myśl, że z żywiołem nie masz żadnych szans. - Jeszcze śmierciożerców mogli pokonać, mogli zdać się na swoje umiejętności, z wiatrem było zupełnie inaczej - pozostawało się chować i uciekać, o ile w ogóle był na to czas.

- Kurde, jak widać jestem przewidywalna. - Udała zmartwioną, jednak był to tylko żart z jej strony, może nie do końca stosowny patrząc na sytuację... ale miała nawet nie najgorszy humor.

- Zdajesz sobie sprawę, że ryzko powoduje tylko to, że chętniej w to wejdę? - Brenna poznała już Rudą na tyle, że mogła wiedzieć, że zawsze chętnie igra z ogniem. Uwielbiała niebezpieczeństwo i adrenalinę jaką to ze sobą niosło. - Moja rodzina i przed tym była celem. - Nie było to dla niej nic nowego, przecież już zaatakowali ich sklep, zginęła tam nawet pani Smith, która była dla niej jak babcia. - Umiem grać drużynowo, zawsze słucham kapitana. - Dodała jeszcze, przyrównała to trochę do drużyny quidditcha, chociaż Zakon liczył pewnie więcej członków. Teraz jednak dowiedziała się, że Albus Dumbledore jest dowodzącym, w sumie nie dziwiło jej to. Był potężnym czarodziejem, idealny człowiek do takiej pozycji. - Nie ma samowolki, jest to dla mnie jasne. - Wiadomo, że sytuacje mogą być różne, ale nie zamierzała się wychylać, musiała jedynie wykonywać rozkazy.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
04.08.2023, 11:16  ✶  
- Niestety nie. Nawet taka Walpurga Black, plująca jadem na widok mugolaka, niekoniecznie musi nosić maskę. A najbardziej uśmiechnięty i uprzejmy czystokrwisty może zabijać ludzi w czasie wolnym – przyznała niechętnie. Tacy Borginowie choćby? Niektórzy z nich byli bardzo mili. A Brenna wiedziała, że jeden z nich zamordował córkę, chciał pomordować wnuki i wcale nie zrobił tego sam. Że próbowali rzucić klątwę, przed którąś – jakimś sposobem – obronił ich dziadek.
Nie wiedząc, kogo podejrzewać, zaczęła mieć skłonności do podejrzewania właściwie wszystkich. A to się na niej odbijało. Bo podejrzewała niekiedy i tych, którzy byli jej drodzy: choćby Cynthię, Castiela, do niedawna Victorię.
– Cieszę się. Brakuje mi mojej partnerki. Muszę teraz wciągać przypadkowe osoby w kłopoty, zamiast wołać ciebie. Niedługo pracownicy zaczną przede mną uciekać. Ominął cię na przykład widok mnie spadającej ze schodów, a potem strącającej z nich kogoś innego. A, i rzucającej się na mojego brata w biurze Brygady, żeby ukraść mu koszulę – powiedziała, uśmiechając się, niemalże jak dawniej, trochę łobuzersko. Bo życie jednak toczyło się dalej. Bo mimo wojny, mimo całej tej grozy, musieli jakoś żyć i szukać w tym życiu czegoś pozytywnego. Może teraz nawet jeszcze bardziej niż do tej pory. Choć uśmiech spełzł z warg Brenny, kiedy Wood zadeklarowała, że teraz wejdzie w to jeszcze chętniej.
– Taaaak, zdaję sobie sprawę i wiesz co? Właśnie dlatego jeszcze bardziej się martwię – przyznała z westchnieniem. Wciąż pamiętała nieprzytomną Heather, którą wiatr wyrwał z ramion Charliego. Brenna sama pakowała się na pierwszą linię, ale przynajmniej nie dlatego, że po prostu to lubiła.
Nie chciała, żeby Heather zginęła przez nią. Bo gdyby coś się jej stało, nikt ani nic nie wmówiłby Brennie, że był to rezultat własnych decyzji Heather. W końcu to ona właśnie wciągała ją w coś absolutnie niebezpiecznego, prawda?
Mimo to po kolejnych odpowiedziach Heather, Brenna po prostu zsunęła się z parapetu i wyciągnęła do niej rękę.
– W takim razie oficjalnie witaj w Zakonie Feniksa – powiedziała. Uścisnęła dłoń Heather i przez chwilę wyglądała bardzo poważnie, ale zaraz popsuła to, obdarzając Wood bladym uśmiechem i kontynuując, już w lżejszym tonie. – Płacimy mało, wymagamy dostępności przez całą dobę i narażania życia, ale mamy nielimitowany dostęp do ciasteczek.
Cofnęła się, by oprzeć się o biurko. Domyślała się, że Heather może mieć sporo pytań, ale na większość z nich nie umiała niestety odpowiedzieć.
– Jeszcze nie jestem pewna, co będzie działo się w najbliższym czasie, więc nie mogę udzielić ci żadnych jasnych informacji, ale jestem pewna, że… sporo. Voldemort nie pojawił się na Beltane, by zabić parę przypadkowych osób. Coś tam uzyskał. I pewnie niedługo przejdzie do kolejnych etapów swojego planu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#9
04.08.2023, 12:19  ✶  

- Masz rację, szkoda, że to nie jest prostsze. - Nie miała pojęcia w jaki sposób mogliby wyszukiwać popleczników Czarnego Dzbana, pozostawało chyba jedynie łapanie ich na gorącym uczynku. To jednak nie było wcale takie proste, bo to również byli wykwalifikowani czarodzieje, którzy pracowali w różnych depertamentach w ministerstwie magii. Mieli doświadczenie, byli przebiegli, chociaż jednego udało im się złapać wspólnymi siłami z bratem Brenny, Charliem i resztą. Zapewne Zakon się nim zainteresował i był już przesłuchiwany przez odpowiednie służby.

- Nawet nie wiesz, jak mi brakuje pracy w BUM, ale dajmi moment, wrócę ze zdwojoną siłą, pełna energii, silniejsza, gotowa na wszystkie wyzwania, jakie dla mnie przygotujesz. - Nie mogła się doczekać, aż pozwolą jej wrócić do pracy. Brakowało jej tego, nie znosiła siedzieć bezczynnie. - To musiało fenomenalnie wyglądać, szkoda, że mnie tam nie było. - Z Brenną nigdy nie było nudno, nawet wypisywanie papierów przy biurku jej nie nudziło, kiedy obok była Longbottom.

- Nie musisz się o mnie martwić Brenna. - Powiedziała spokojnym tonem. - Wiesz, że jestem już duża, prawda? - Miała wrażenie, że często jest niedoceniana z racji na swój młody wiek, ale czasy nastoletnie miała już za sobą. Musiała zacząć dorosłe życie. - Wiem, że ostatnio wyszło słabo, wstyd mi za to, że tak się potoczyła ta sytuacja. - Nie znosiła porażek, a nie da się ukryć, że wydarzenia podczas Beltane w jej przypadku zakończyły się sromotną klęską. Straciła przytomność, odpadła, nie mogła pomóc swoim przyjaciołom. Jednak zamiast nad tym rozpaczać zamierzała pracować nad sobą, aby coś takiego nie powtórzyło się nigdy więcej.

Uścisnęła dłoń partnerki z uśmiechem na twarzy. Chcieli, żeby im pomagała, poczuła się doceniona. Ogromnie cieszyło ją to, że obdarzyli ją takim ogromnym zaufaniem. Nie mogła ich zawieść. - Ciasteczka wystarczą, żeby mnie zachęcić. - Nie potrzebowała pieniędzy, miała ich aż nadto. Zresztą mogła w ten sposób również wesprzeć Zakon. - Ciekawi mnie, co chciał zyskać, ale to pewnie się dopiero okaże. Jakbyście potrzebowali czegokolwiek, to moja rodzina jest gotowa wspomóc, wiesz, że mamy pieniądze, mogę porozmawiać z ojcem, żeby stworzył dodatkowe miotły, jeśli tylko będą potrzebne. - Chciała pomóc w każdy możliwy sposób.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
04.08.2023, 13:18  ✶  
- Na pewno coś wymyślę – obiecała Brenna. A raczej świat dla nich wymyśli. Wciąż było kilka niedokończonych spraw, odłożonych na bok przez Beltane, w dodatku wpadały nowe. Cody, Watcher, włamanie do Ollivanderów i cała masa innych… - Duża? Naprawdę? – spytała żartobliwie, mierząc ją spojrzeniem. Rzecz jasna nie piła do tego, że Heather była dzieckiem, a do dzielącej je różnicy wzrostu. Wood była raczej niska, sama Brenna zaś należała do bardzo wysokich kobiet.
- To nie była twoja wina, Heather. Już mówiłam, że dobrze się spisałaś – powiedziała stanowczo, odnośnie walki podczas Beltane. Heather właściwie wcześniej nie musiała często walczyć. Na bagnach, w Lesie Wisielców… ale to nie było starcie z czarnoksiężnikami. De facto po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji i poradziła sobie lepiej niż sama Brenna, która głównie próbowała nie dać śmierciożercy zabić siebie i reszty grupy. I była o to na siebie cholernie zła.
Mogła zrobić więcej. Chociaż zdawała sobie sprawę z przynajmniej jednego. Z tego że…
– Tak naprawdę zawsze mają nad nami przewagę. Uderzają tak, by zabić. Nam nie wolno – mruknęła. I frustrowało ją to. Tańczyła już na samej granicy, poza którą sięgnęłaby po ciemną magię. Przecież podczas Beltane, gdyby te pale sięgnęły celu… na pewno by to zrobiła. – Moc. Voldemort zawsze chce mocy – powiedziała cicho. Mogła się domyślać. Moc ognisk, kamień Shafiqów, o tym jej powiedziano. I wiedziała od Mavelle, co działo się w Limbo. Wiele wskazywało, że Voldemort wykradł coś z drugiej strony.
Nie chciała myśleć, co to oznaczało… a jednak musiała. Powinna. Bo z konsekwencjami będą mierzyć się oni wszyscy. Patrząc po tym, że tuż po Beltane szwankowała magia, a w lesie działy się dziwne rzeczy, nie tylko Zakon, nie tylko Ministerstwo, nie tylko mugolaki. Każdy doświadczy na sobie rezultatu działań tego, który sam siebie obwołał lordem.
– Skoro ciasteczka ci wystarczą, to świetnie. Możemy zejść do kuchni i jakichś poszukać, tak na pierwszą ratę. Mamy chyba jakieś z marmoladą i czekoladą – powiedziała, rozluźniając mięśnie ramion. Ciąg dalszy tej rozmowy o Zakonie, dopiero miał nastąpić. Chwilowo zasadniczo skończyły, ale i wrzucanie teraz Heather do kominka z powrotem, byłoby trochę… niegrzeczne. „Zgodziłaś się ryzykować życie, to cześć”. Brenna mogła poświęcić jej jeszcze chwilę przy herbacie i ciasteczkach, żeby po prostu pogadać – o tym, jak przebiega rehabilitacja, co słychać w pracy i ewentualnie odpowiedzieć na pytania, jakie Wood mogłaby mieć. O ile będzie potrafiła udzielić tych odpowiedzi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2336), Heather Wood (2465)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa