Tym bardziej, że spiker radiowy z rozgłośni Nottów zdecydowanie nie szczędził komentarzy dotyczących przewidywań na następne tygodnie. Jego lekko irytujący głos dochodzący z szeroko otwartego okna na piętrze jednej z kamienic niemalże zapętlił się na powtarzaniu kilku konkretnych słów: deszcz, chłód, ziąb, zimno, wilgoć. Bez wątpienia miał naprawdę szeroki zasób słownictwa, ale jego wypowiedzi sprowadzały się cały czas do tego samego, przez co nie miały zbytnio sensu.
Mimo umiarkowanej pogody, Pokątna jak zwykle tętniła życiem. Wrzesień dopiero się zaczął i choć nieodmiennie oznaczało to lekkie zmniejszenie się liczebności mieszkańców magicznej części miasta, jedną z głównych ulic w dalszym ciągu była niemal tak samo zatłoczona jak pod koniec sierpnia.
Lekko podenerwowani rodzice w dalszym ciągu dokupywali zapomniane przybory szkolne, składniki eliksiralne i różnorodne bibeloty potrzebne ich dzieciom w Hogwarcie. Znając życie, mieli to robić jeszcze przez najbliższy tydzień, góra dwa tygodnie. Co roku nie korzystając z opcji kupienia pociechom najbardziej wymownego akcesorium - przypominajki, która niechybnie od razu zaszłaby czerwoną mgłą.
Rzecz jasna niektóre sklepy cieszyły się znacznie większą popularnością niż inne. Do księgarni sprzedającej podręczniki nie dało się wsadzić małego palca od stopy. Główny sklep zielarski sprzedający prefabrykaty do nauki warzenia eliksirów był oblegany, jakby nagle każdy próbował zostać alchemikiem. Nawet lokal ze sprzętem do Quddditcha miał niemalże pełne obłożenie.
Grupa młodych czarodziejów wyglądających tak, jakby dopiero co ukończyli Hogwart (lub bardziej prawdopodobnie urwali się na pierwsze tegoroczne wagary) zatrzymała się przy jednym ze straganów, gdzie sprzedawano różnorodne magiczne zwierzęta. Jak na oko Ambroisa - najpewniej na pograniczu legalności, zresztą tak samo jak cały wyraźnie prowizorycznie postawiony kramik, którego właściciel co rusz nerwowo rozglądał się dookoła. Mimo to jednocześnie nie przestając reklamować swoich towarów. Wśród nich był mały futrzasty stworek, wypuszczony z klatki na potrzeby robienia reklamy, który nieustannie podskakiwał i wydawał zabawne odgłosy. Zachwyceni jego figlami młodzi ludzie rzucali mu smakołyki a zwierzątko radośnie skakało do góry, łapiąc je w powietrzu.
Mlask! - długi jęzor uderzył o nos stworka.
Trzask! - jego podejrzanie liczne i ostre zęby zamknęły się na kawałku twardej brązowej przekąski ze skóry.
Siorb! - fioletowy futrzak wciągnął ją w całości, ledwo przepychając jedzenie przez wydęty przełyk.
Ambroise zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, po czym profilaktycznie przystanął jak najdalej od podejrzanego stoiska. Wciąż w miejscu, w którym miał się spotkać z Norą, jednak na tyle daleko od neonowej i nazbyt zębatej kulki futra jak to tylko było możliwe. Czekał ze spojrzeniem kierowanym to na zegar na pobliskim budynku, to na potencjalne zagrożenie. Był przed czasem, więc mógł w spokoju wypalić nie jednego a dwa papierosy, opierając się przy tym o ścianę.
W długim wczesnojesiennym płaszczu w kolorze głębokiego brązu zarzuconym na piaskową koszulę i prostych ciemnych spodniach prawie wtapiał się w przybrudzone cegły. Zdecydowanie nie zwracał na siebie zbytecznej uwagi i całkiem mu to odpowiadało. Tym bardziej, że nie chciał paść ofiarą (zbyt wiele powiedziane) nagabywaczy proponujących mu założenie skrytki w najnowszej alternatywie dla Gringotta, nie mając ochoty wdawać się z nimi w zażarte dyskusje.
Czekał na Norę, nie na niepowtarzalną szansę zdobycia bonusowych dziesięciu galeonów dla nowych klientów.
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down