Po czym Brenna ruszyła dalej, wzdłuż Pokątnej.
Kierowała się ku Norze Nory, ale nie gnała tam na łeb na szyję. Sprawdziła miejsce, gdzie zdawało się jej wcześniej, że gromadzi się więcej popiołu – błąd, taki sam jak na samym początku, w niemagicznym Londynie, gdzie zdawało się jej, że coś płonie, ale szybka teleportacja wykazała, że się myliła (i dobrze). A potem… potem po prostu rozglądała się, czego ogień nie ruszył (a przed oczyma wciąż miała runy z notatnika Benny’ego, i zastanawiała się, czy umieszczono je na tych budynkach), i czy tam, gdzie się rozprzestrzenił, ktoś nie potrzebował pomocy. Podbiegła do dwóch Brygadzistów, którzy wyprowadzili rodzinę z jednego budynków, ale w środku nikt już nie został, a oni zaraz znikli z trzaskiem teleportacji: ona zaś poszła dalej. Zdawało się jej, że słyszy krzyki z jednego zaułka, ale gdy tam zajrzała, był pusty: może ktoś się teleportował, a może po prostu znów szumiało jej w uszach.
Heather? – zawołała w eter. Jestem na Pokątnej, w pobliżu sklepu z szatami, powiedziała, spoglądając ku wybitej witrynie jednego z pobliskich budynków. Nie wydawało się, aby uszkodził ją ogień albo doszło tu do napaści śmierciożerców: albo po prostu ktoś na nią wpadł i trochę uszkodził szkło, albo próbował skorzystać z okazji i coś ukraść.
Zakasłała, wyciągnęła z kieszeni kolejną chustę – absurdalnie kolorową – złapaną gdy wybiegała z budynku zawiązała ją na dolnej części twarzy, by chociaż trochę chronić się przed dymem. Chustka była jedynym elementem jej ubrania, który wciąż miał trochę naturalnego koloru: spodnie i marynarka były pokryte popiołami, ta druga nadpaliła się w jednym miejscu, buty były całe w sadzy. We włosach Brenny też osiadł popiół, brud pokrywał część twarzy.
Gdy natknęła się na trochę gruzów, wyciągnęła różdżkę, próbując je przesunąć, by ułatwić sobie przedarcie się dalej – a przy okazji także innym.
Próba przesunięcia kupki gruzów na bok, translokacja
Akcja nieudana
Plus nawołuję do Heather falami.