• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
[wiosna 1972] Beltane - Elliott & Erik

[wiosna 1972] Beltane - Elliott & Erik
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#1
22.03.2023, 03:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 15:02 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Przyszedł tu, aby dobrze się bawić, zapomnieć na chwilę o zmartwieniach, brylując pomiędzy upojonymi rytuałami i amortencją czarodziejami. Beltane było celebracją miłości i choć tej w życiu Elliotta nie było tak dużo, jakby sobie życzył, tak atmosfera festiwalu przełamu kwietnia z majem zadziałała na niego bardzo orzeźwiająco.
Oczywiście, to co Malfoy uważał za wylewność dla większości było zapewne tym, jak okazywali uczucia w dzień powszedni, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. W życiu musiał postępować według ściśle nakreślonych zasad, chłodu powinności, a w tę noc liczył, że tańczące ognie na polanie chociaż częściowo stopią zniewalające go okowy lodu.
Zapach ciepłej, wiosennej nocy przepełniał nozdrza, mieszając się z aromatami kwiatów, doprawionych napojów owijając wszystkich zmysłową wstęgą podniosłości. Zewsząd dochodziły śmiechy, podniesione głosy, dźwięk instrumentów, przygrywających tańczącym wokół pali i zaplatającym wianki. Niektórzy śmiałkowie wciąż trudzili się probując wsunąć zaplecione kwiaty na szczyt, Elliotta aktualnie niezbyt to obchodziło i, mimo ze pierwsza euforia po tym jak Erik zszedł na ziemie już minęła, tak resztki tego uczucia wciąż żywo w nim pulsowały, rozluźniając zazwyczaj spięte, opadającym na nie ciężarem odpowiedzialności, ramiona.
Odprowadził wzrokiem odchodzącą w stronę zagajnika Norę i skupił się znów na Longbottomie, który w idealnie dopasowanym mundurze wydawał mu się jaśnieć na tle ogrzewających polanę ognisk i zawieszonych w koronach drzew lampek. Dzisiaj liczyło się tylko zadowolenie, żałować będzie mógł jutro, gdy obudzi się rano, zażenowany tym, co wypowiedział w stronę drugiego mężczyzny. Słowa na temat koloru oczu, gratulacje i prawie, że wyciągnięte zapraszająco do objęcia ręce, wszystko to przewijało się przez umysł Malfoya i napawało go przedziwną ekscytacją, jaką zazwyczaj by w sobie zdusił. Dzisiaj nie był w stanie, bo jej źródło wydawało mu się tak naturalnie zakorzenione wewnątrz serca i duszy, że czułby się, zamykając ją za mroźnymi ścianami konwenansów, jakby gasił ostatni ognik nadziei.
- Byłem tak skupiony... - na tobie jak wspinałeś się na pal, chciał powiedzieć, ale zamiast tego utkwił intensywne spojrzenie w kielichu z winem - na tym czy uda ci się wsunąć wianek na szczyt, że dopiero później rzuciło mi się w oczy, że twoja siostra też to zrobiła - skomentował i skupił wzrok ponownie na rozmówcy. Nie wiedział co o tym myśleć, Longbottomowie nie byli tak bardzo przywiązani do tradycji, co inne rodziny czystej krwi. Z drugiej strony, on sam zaplótł wianek, może nie bez pomocy Nory, ale wciąż, czy konserwatywność wyniesiona z domu by to pochwaliła? Na pewno nie.
Upił wina, przecież miał się nie zajmować takimi myślami.
- O właśnie - zanurzył dłoń w materiale migoczącej gwiazdozbiorami nocnego nieba szacie - Mam dla ciebie coś, zamknij oczy. - uśmiechnął się pod nosem.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
24.03.2023, 21:55  ✶  

Ta noc postawiła przed nim konkretne oczekiwania. Miał chronić to miejsce i upewnić się, że ludzie bawiący się pośród straganów i majowych pali są bezpieczni. Przynajmniej dopóki wszystko nie pójdzie do diabła, a aurorzy i brygadziści nie będą w stanie zrobić dla postronnych nic poza wykrzykiwaniem instrukcji o natychmiastowej ewakuacji. Nie miał uczestniczyć w zabawach związanych z Beltane i jego tradycjami. A jednak jakimś cudem, zrobił dokładnie na odwrót. Co więcej, udało mu się nawet podtrzymać iluzję, że nadal wykonuje swoją pracę na rzecz Ministerstwa Magii.

To już nie ma nic w związku z pracą, pomyślał, gdy zorientował się, że nagle został sam na sam z Elliottem. Rozejrzał się na boki, przez moment sądząc, że Nora, Perseusz i Vespera tylko na moment zniknęli mu z pola widzenia, jednak szybko zrozumiał, że ci zajęli się już swoimi sprawami i raczej nieprędko wrócą do ich grona. O ile w ogóle. Jakby chcąc zadośćuczynić temu, że dał się oderwać od patrolu, powłóczył wzrokiem po mijających ich czarodziejach i czarownicach, jednak równie szybko stracił nimi zainteresowanie.

Żałował, że przez to, jak potoczyły się sprawy, nie mógł bawić się tu, jak reszta; najlepiej nieświadomy tego, co dopiero miało nadejść. Może wtedy mógłby rzeczywiście poświęcić się rozrywce i spędzaniu czasu z bliskimi, zamiast na bieżąco zwalczyć czarne myśli kłębiące mu się z tyłu głowy. Z zamyślenia wyrwał go dopiero komentarz blondyna odnoszący się do jego siostry. Przygryzł wargę, aby ukryć uśmiech, chociaż niezbyt mu się to udało. Pokręcił z rozbawieniem głową.

— Jestem prawie pewny, że kogoś zaszantażowała, żeby spróbować się tam wspiąć. Ma talent do takich rzeczy. — Zadarł podbródek, kierując swe spojrzenie ku udekorowanym palom. — Do wspinaczki, nie szantażu. Chociaż — przez jego twarz przetoczył się cień — do tego pewnie też byłaby zdolna. Nie martw się, raczej niezbyt szybko padniesz jej ofiarą.

Parsknął śmiechem, trącając Malfoya ramieniem. Dopiero wtedy złapał jego spojrzenie, a szeroki uśmiech wywołany wybuchem śmiechu, wcale nie zszedł mu z ust. Nie był pewny, co takiego dostrzegał w jego oczach. Spokój? Wątpił. To nie było najspokojniejsze miejsce na Ziemi. Zadowolenie? Możliwe, chociaż miał wrażenie, że bliżej było temu do... Komfortu? Tak, to chyba było to. I nawet jeśli tylko rzucał domysłami, ta myśl bardzo ucieszyła Longbottoma. Zasługiwał na to, aby w końcu skosztować trochę relaksu.

— Powinienem się uważać za szczęściarza, skoro nie musiałem uciekać się do tak radykalnych rozwiązań, nie sądzisz? — Uniósł ciemne brwi, poświęcając całą swoją uwagę Elliottowi. Zamarł na dźwięk słowa „niespodzianka”, jednak postanowił nie narzekać. Wolałby wiedzieć, co też dla niego przygotował, jednak wątpił, aby zdołał wybłagać szczerą odpowiedź. Cholerny element zaskoczenia. I jak tu stosować się do alastorowej zasady stałej czujności? — No dobrze. — Stanął prosto i splótł dłonie za plecami. — Powinienem się bać? Tylko nie rób mi krzywdy. Proszę. Mam jeszcze całą noc patrolowania przed sobą.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#3
02.04.2023, 02:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.04.2023, 02:08 przez Elliott Malfoy.)  
- Największego szczęściarza na polanie. - pociągnął ten żart, próbując się nie roześmiać, bo brzmiało to niesamowicie tandetnie. Tekst rodem wyciągnięty z romansideł dla zdesperowanych pań domu wyobrażających sobie swoja romantyczną podróż z najprzystojniejszym czarodziejem, jakiego w życiu poznały (Elliottowi nie pomagał fakt, że mógł bez problemu przypisać ten tytuł Erikowi).
Zadowolenie Longbottoma przysłoniło blondynowi wszystkie inne zmartwienia, wątpliwości i powiewy chłodnych wspomnień mniej szczęśliwych momentów, które jeszcze chwile temu targały jego umysłem. Szybko zapomniał o towarzyszach, którzy opuścili ich nie tak przecież dawno temu, a cała reszta Polany wydawała się jedynie tłem do rozmowy, która prowadzili, do spojrzeń które sobie rzucali.
- Jak sobie wyobrażasz, że miałbym ci zrobić krzywdę, Erik? - dopytał, unosząc brwi, chociaż tego gestu drugi mężczyzna nie mógł już zauważyć. Postawił krok do przodu, zmniejszając dystans pomiędzy nimi.
- Mógłbym ci wbić obcas buta w stopę, ale to wątpliwa krzywda, dałbyś sobie radę, jesteś dużym chłopcem - zagadnął, pozwalając tonowi głosu brzmieć tak, jakby faktycznie zastanawiał się nad wykonaniem takiej akcji - Jakbym wyciągnął różdżkę to może faktycznie nie skończyłoby się to tak wesoło, ale po co miałbym to robić? Nie po nią sięgałem do kieszeni - wyjaśnił zaraz i wyciągnął rękę, sięgając za plecy rozmówcy, aby złapać jedną z jego splecionych dłoni i pociągnąć ją tak, aby wyciągnął ją przed siebie.
- Podaj mi dłoń i nie otwieraj oczu - poinstruował spokojnym tonem i jeżeli jego prośba została spełniona to położył Erikowi na ręce jedna połowę bransoletki z gwiazdką, którą kupił na jednym ze straganów, zanim zaczął zaplatać wianki. Drugą część biżuterii trzymał w ręce, czując się przy tym niesamowicie infantylnie. Takie rzeczy robili zakochani nastolatkowie, a on był po trzydziestce.
Westchnął w duchu.
Nie miał na to czasu w szkole, nie miał też później, wiecznie w strachu, ukryciu, umykając przed okazywaniem czającej się w jego wnętrzu miłości. Nigdy by się nie spodziewał, że potrafił tak otwarcie i bez skrępowania obdarzać drugą osobę, tak jawnie adorującymi gestami, w tak publicznym miejscu.
Beltane wydawało się żyć własnym życiem, płynąć według własnego nurtu.
Jakby nie było jutra, jakby konwenanse życia codziennego nie mogły ich tutaj dosięgnąć.
- Możesz otworzyć - dodał, zadowolony z siebie.
Nie uciekł spojrzeniem, ale jego uśmiech był odrobinę bardziej skrępowany, jakby faktycznie martwił się reakcją Erika. Trudno było to wywnioskować, bo wyraz twarzy nie należał do takich, którymi Malfoy posługuje się na codzień. Był niesawmocie szczery w swojej nieporadności.
- Zobaczyłem ją na straganie - te z serduszkami były zbyt oczywiste, dopowiedział w myślach - i pomyślałem o tobie, bo przecież jesteś. Taką. Dość jasno. Świecącą. Gwiazdą. Dla mnie przynajmniej. Dla mnie na pewno. Nie obchodzi mnie zbytnio co myślą inni. - każde słowo niosło ze sobą więcej ciężaru, bo wraz z wypowiadaniem ich Elliott odchodził od bezpiecznej strefy niedopowiedzenia i braku bezpośredniości. Wyrażanie tego, co czuł zawsze było dla niego trudne, nawet w czterech ścianach, a co dopiero na polanie pełnej festynowiczów.
Cała ta sytuacja wydawała się absurdalna, ale sprawiała, ze serce przyspieszało mu w ten charakterystyczny sposób, jaki nadawał kolejnym dniom i oddechom sens.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
03.04.2023, 23:27  ✶  

— Są gorsze rzeczy od fizycznego bólu — stwierdził tajemniczo, chociaż jego pełen samozadowolenia uśmiech prędko przygasł. Nie powinien wygadywać takich rzeczy na głos. Wystarczyło, że z tyłu głowy krążyły mu najróżniejsze wątpliwości względem tej nocy, a zaledwie parę metrów dalej ramię w ramię maszerowali Brygadziści do spółki z Aurorami. Stanowiło to stałe przypomnienie, że nie powinien się rozpraszać, bo w każdej chwili wszystko mogło trafić szlag. — Wybacz, to nie miało zabrzmieć tak złowrogo. — Uśmiechnął się z ubolewaniem. — Miałem na myśli, że mógłbyś powiedzieć coś niemiłego i wykorzystać okazję, że mam zamknięte oczy, a więc i zaburzoną percepcję i... Kolokwialnie mówiąc, dowalić mi.

Zdębiał nieco pod wpływem dotyku Elliotta, który nieoczekiwanie sięgnął po jego dłoń, jednak starał się ukryć swoje zdziwienie. Nie spinał mięśnie dłoni ani nie próbował się wyrywać, pozwalając blondynowi na ten moment przejąć inicjatywę i pozwolić mu na zrobienie tego, co miał w planach. Przez zamknięte oczy nie wiedział, co wylądowało w jego ręce, ale dosyć szybko wyłapał grzechoczący odgłos. Zacisnął palce na przedmiocie, marszcząc czoło. Wyczuwał poszczególne fragmenty obiektu, które razem tworzyły całość, ale nie był pewny, co to konkretnie było. Magiczny artefakt? Akcesorium do różdżki lub munduru? Jakaś ozdoba na szyję lub nadgarstek? Miniaturowe korale? Sarknął cicho na samą myśl.

— Piękna — przyznał bez ogródek, mrużąc oczy po rozchyleniu powiek, ponieważ zaczynał widzieć mroczki, gdy uderzyły w niego światła festiwalu. — Mówię poważnie. Chociaż nie brałem cię za kogoś, kto wraca z sabatów obładowany takimi błyskotkami. — Uśmiechnął się perliście, nachylając się subtelnie ku blondynowi. — To miły gest. I spora odpowiedzialność. Skoro jestem Twoją gwiazdą, to wyznaczam Ci drogę przez — zająknął się, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów — morze otaczającej nas ciemności oraz wielkiej niepewności dnia codziennego.

Niezły z ciebie poeta, kpił z Erika cichy głosik w jego głowie. Nie był to najbardziej wyszukany komentarz, jaki wypowiedział w swoim życiu, ale brzmiał ładnie. Chyba. Na Merlina, oby brzmiał ładnie. Longbottom momentalnie się zaczerwienił, oczami wyobraźni dostrzegając już, jak Elliott krzywi się i wzdryga pod wpływem jego słów. Odchrząknął cicho, chcąc odwrócić uwagę od swych uchybień.

— Przepraszam — rzucił nagle, klepiąc się subtelnie po kieszeniach munduru. — Nie mam nic, co mógłbym Ci dać. Nie licząc wyjątkowo podejrzanej talii kart z... popularnymi osobistościami. — Zdawał sobie sprawę, że ta chwila była na swój sposób prywatna, więc wolał nie tłumaczyć Malfoyowi, że Loretta Lestrange, z którą zapewne się znał przez męża swojej siostry, wylądowała jako twarz kart do gry. I to nie tych, które można było znaleźć w czekoladowych żabach. — Chyba mam u Ciebie dług. Trzeba będzie to załatwić. Tak jak wspólną kolację i wiele innych...

Jego wzrok padł na bransoletę, z którą jakby nie wiedział, co zrobić. Założyć? Schować do kieszeni? Nie chciał jej w żaden sposób uszkodzić.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#5
04.04.2023, 23:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.04.2023, 00:08 przez Elliott Malfoy.)  
- Owszem - przyznał sucho.
Zdawał sobie sprawę, że ból fizyczny często stawał się jedynie zagubionym między materiałem pościeli okruchem w porównaniu z ogromem rozrywających serce czy umysł uczuć. Gdyby Erik w tamtym momencie nie miał zamkniętych oczu, zapewne spostrzegłby jak pławiące się w iluminacji pozytywnych uczuć spojrzenie Elliotta pociemniało, przez chwilę wracając do swojej zwyczajowej, tajemniczej głębi.
Na określenie 'piękna' zareagował delikatnym, być może zakłopotanym uśmiechem. Nie uważał bransoletki za urodziwą, była raczej tandetna, tania i absolutnie nie pasująca do jakichkolwiek części garderoby, które sam by dla siebie wybrał. Mimo to, przyciągnęła jego spojrzenie, sprawiła, że zawiesił je na niej chwilę dłużej. Sam przedmiot nie był aż tak ważny, liczyły się intencje i uczucia, które nim kierowały podczas wyboru i wręczania.
- Bo zazwyczaj tego nie robię - przyznał bez ogródek - Ale tym razem... - chciał dokończyć, ale kolejne słowa Longbottoma całkowicie strąciły go z pantałyku. Zamrugał, trochę za szybko, aby zostało to odebrane za naturalny ruch powiek. Bardzo szybko wyłapał rumieniec, którym oblał się rozmówca. Sam czuł lekkie pieczenie policzków, więc musiał wyglądać podobnie, jeżeli nie 'gorzej'. Jasne włosy i karnacja miały to do siebie, że każde, intensywniejsze uczucia można było z nich wyczytać jak z otwartej księgi.
Już wcześniej bijące w przyspieszonym rytmie serce ponownie dało o sobie znać, a gardło zacisnęło się, gdy chciał wydobyć z niego choć krztynę sensownej wypowiedzi.
Powinien był skarcić się w myślach, ale wypełniała go euforia, mieszająca się poniekąd ze skrępowaniem i przestrachem, że ta chwila może dobiec końcowi, że odczuwane emocje zanikną, pozostawiając serce i duszę na powrót jałowymi, spragnionymi chociaż powiewu troski.
Wiedział, co chce powiedzieć, ale wyrzucenie z siebie prawdy i bezpośrednich odczuć było trudniejsze niż czarowanie publiki półkłamstwami i osobowością przeznaczoną do wystąpień, spotkań z szerszą publiką.
Pokazał Erikowi taką samą bransoletkę, z drugą częścią gwiazdki, którą zostawił dla siebie.
- Pozostaje tylko mieć nadzieję, że potrafię świecić dla ciebie równie jasno, żebyś nie zabłądził w gęstym labiryncie decyzji. - udało mu się odpowiedzieć bez zająknięcia. Płynnie zgrał znaczenie swojej wypowiedzi z tą Erika, chcąc pokazać, że zrozumiał, co niosą ze sobą te słowa. Przynajmniej taką miał nadzieję.
- Już o tym rozmawialiśmy, do harmonii potrzeba balansu - przypomniał mu, być może wybijając cała tę konwersację z rytmu, wracając wspomnieniami do pogawędki w gabinecie Kanclerza, w Ministerstwie Magii wcale nie tak dawno temu. A jednak, wydawało się, jakby to spotkanie odbyło się przed latami, jakby rzucali sobie ukradkiem spojrzenia, pozostając w statusie Quo. Jakby gra w szachy odbyta w pokoju na piętrze zakończyła się patem i od wtedy lawirowali dookoła takiego rozwiązania. Każde uczucie meandrowało pomiędzy słowami w niedopowiedzeniu, więc trudno było stwierdzić cokolwiek na pewno. Elliott nie potrafił zdecydować czy bardziej go to emocjonuje, czy irytuje, chyba jedno i drugie na raz. Jedno wiedział na pewno: wpadł po uszy, do tego stopnia, że ich kolor zmieniał się na czerwień, za każdym razem gdy Longbottom obdarzał go pozytywniejszym słowem.
- Daj spokój, wystarczy, ze wsadziłeś ten wianek na... - zaczął, ale zaraz urwał, uśmiechając się pod nosem. Cóż. Za szybko mówił, za wolno myślał. Nieczęsto mu się to zdarzało, ale jak już tak się stało, to trzeba było wziąć konsekwencje na barki.
Pomachał ręką, jakby mówił 'nie bierz tego, co właśnie powiedziałem pod uwagę'.
Najchętniej złapałby go po prostu za rękaw i zaciągnął do pobliskiego zagajnika. W mundurze wyglądał naprawdę dobrze, ale bez niego na pewno też niczego sobie (jeżeli nie lepiej).
Uśmiechnął się sam do siebie na tę myśl.
- Dobrze, masz u mnie dług. Zgłoszę się po niego w swoim czasie, nie wiem kiedy, może być tak, że w środku tygodnia, w środku nocy. - wzruszył ramionami, niby niewinnie. Oczywiscie powiedział to żartobliwie, ale... czy na pewno? Ogniki w spojrzeniu niebieskich oczu mogły sugerować coś całkowicie przeciwnego.
- Daj, pomogę ci. To się, chyba, tu zapina, żeby się tak łączyła z tą drugą, co ja mam... - w tym stanie był o wiele skorszy do dotyku, więc bez oporów zajął się bransoletką, którą należało nałożyć na nadgarstek. Skupił na tym całą swoją uwagę, ponieważ zapięcie wydawało się mieć swoją teorię na temat tego, jak powinno być zakleszczone, aby nie spaść z ręki.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
12.04.2023, 22:11  ✶  

Czuł satysfakcję, że przez jego komentarz Elliottowi zabrakło słów. Poniekąd był to dowód, że potrafił mu dotrzymać kroku w tej rozmowie, pomimo jaką dwuznaczności podszyte było praktycznie każde wypowiedziane przez nich słowo. Szybko jednak dano mu znać, że chwilowa niepewność Malfoya nie oznaczała spadku formy, gdyż odpowiedział mu równie elokwentnie. Wtedy to Erikowi zabrakło języka w gębie i przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywał się w blondyna, tonąc w błękicie jego oczu. Miał dosłownie pustkę w głowie i nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Cholera. Ta noc zdecydowanie nie sprzyjało prowadzeniu podniosłych dyskusji, wysiłkowi fizycznemu i jeszcze dbaniu o bezpieczeństwo sabatu. To było za dużo, nawet jak na Longbottoma.

— I zaufania — dodał niespodziewanie, dodając w końcu dwa do dwóch, gdy gdzieś z tyłu głowy rozbrzmiało mu echo ich rozmowy w gabinecie w Ministerstwie Magii. — Chyba jesteśmy na dobrej drodze ku temu, aby osiągnąć całkiem... zrównoważoną... równowagę.

Zmarszczył brwi, niezadowolony z tego, że nie potrafił znaleźć lepszych słów, odzwierciedlających jego przemyślenia.

— Majowy pal — wtrącił usłużnie, interpretując pauzę w wypowiedzi blondyna jako problem ze znalezieniem odpowiedniego słowa. — Poza tym, zasługujesz na to, aby ci się odwdzięczyć. Raczej nie wszyscy dostają wianek, który wyszedł spod palców Elliota Malfoya. — Uśmiechnął się pod nosem, wbijając na chwilę wzrok w ziemię. Wprawdzie wręczył mu go wraz z Norą, jednak ciężko było nie docenić tego gestu. Poniekąd świadczył o swego rodzaju... swobodzie, jaka pojawiła się w ich relacji. — Jak sobie teraz o tym myślę, to pewnie będzie cię ciężej zadowolić, niż moją chrześnicę. Obietnica hipogryfa na siedemnaste urodziny raczej nie zadziała w twoim wypadku.

Chociaż... Elliott w końcu przyjął ostatnio pod strzechy swojej stajni skrzydlatego konia, którego wyratowali. Wprawdzie obiecał już pomoc w przywróceniu zwierzęcia do zdrowia, kontaktując Malfoya z panną Rowle, jednak może mógł spróbować zrobić więcej? Albo znaleźć jeszcze jednego eksperta, tak na wszelki wypadek? W ten sposób mógłby nieco zmniejszyć dług. Z drugiej strony, czy naprawdę tego chciał? Na razie Elliott nie zdawał się naciskać, a jego towarzystwo nad wyraz mu odpowiadało, więc może powinien pójść w zupełnie innym kierunku... I jeszcze bardziej się zadłużyć?

— Odnoszę wrażenie, że ta sytuacja nadzwyczaj ci się podoba — stwierdził nieco oskarżycielskim tonem, chociaż jego twarz wyraźnie wskazywała, że nie mówi tego w złej wierze. Wręcz przeciwnie na jego tańczył nieco figlarny uśmieszek, jakby chciał celowo podpuścić Elliotta. — Parę długów, trochę większy wpływ na mnie i od razu władza uderzyła do głowy, co? — Zacmokał cicho. — W środku nocy? Mógłbyś mieć kłopoty z wyjściem przed wschodem słońca.

Nawet nie mrugnął, wypowiadając te słowa, po raz kolejny dając dowód temu, że ciężko mu wyłapać wieloznaczność własnych słów. W końcu nie chodziło mu wcale o to, że nie pozwoliłby mężczyźnie wyjść. Po prostu, jeśli wypadłby do posiadłości Longbottomów niespodziewanie i to pod osłoną nocy, to nie można było z góry zakładać, że tak łatwo by ją opuścił. Bądź co bądź, budynek był obłożony całą masą magicznych zaklęć zabezpieczających w tym nad wyraz przydatnym czarem pozwalającym na zablokowanie drogi ucieczki potencjalnym gościom. Erik zmarszczył brwi. W gruncie rzeczy nie mógł sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni wykorzystali ten efekt obronny w praktyce. W każdym razie byłoby to nieco komiczne, gdyby przez zupełny przypadek zamknąłby przyjaciela w rezydencji do rana.

— Zazwyczaj nie noszę takiej biżuterii — przyznał, odnosząc się raczej do samego typu ozdoby niż jej tandetności. — Chyba będę musiał zrobić wyjątek.

Widząc, że Elliott ewidentnie nie radzi sobie z zapięciem bransolety, postanowił mu pomóc. Przesunął palcami dłoni po nadgarstku, dotykając elementów biżuterii, zahaczając niby przypadkiem o opuszki palców blondyna. Erik przesunął je w odpowiednie miejsce, ułatwiając tym samym zaobrączkowanie samego siebie w bazarową ozdobę. Może faktycznie przyniesie mi to szczęście, pomyślał, zamierając na moment. Tej nocy przydałby mu się łut szczęścia.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#7
08.05.2023, 18:59  ✶  
Zaufanie.
Elliott nie zmienił wyrazu twarzy i wciąż był upojony przyjemnymi uczuciami, jakimi darzył Longbottoma, aczkolwiek wzmianka o zaufaniu strąciła go odrobinę z pantałyku. Czy Erik mógł mu zaufać? Czy w ogóle powinien mu ufać? Wiedział, że ze strony drugiego mężczyzny jest w stanie dostać kredyt zaufania, że fakt iż rozmawiają tak otwarcie świadczy o tym, że być może już je ma. Ale czy on sam potrafił odwdzięczyć się tym samym? Miał na swoim koncie zbyt dużo akcji, które w oczach Erika skreśliłyby go jako dobrego człowieka. Zdawał sobie z tego sprawę. Czy powiedzenie o planie pozbycia się z życia bliźniaczki, który prawie się dokonał, dałoby jakiś rezultat? Czy wspomnienie o tym, że samobójstwo jego żony wcale takowym nie było, sprawiłoby, że poczułby się lepiej? Raczej nie. Musiał przełknąć wszystkie te słowa, które chciał z siebie wyrzucić. Musiał zaakceptować konsekwencje swoich własnych czynów i ukrywać własne zbrodnie aż do trumny, jeżeli chciał jeszcze kiedyś zaznać szczęścia, satysfakcji i spokojnego życia, do których przecież tak dążył. Droga była po prostu wyboista, a drogowskazy wbite w ziemie ojcowską dłonią sprowadzały na manowce.
- 'Zrównoważona równowaga' - zaśmiał się pod nosem, a widząc że Erik marszczy brwi, przez chwilę chciał sięgnąć doń dłonią,  aby sprawić że skonsternowanie czy zmartwienie własną prezencją wyprostuje się tak samo jak zmarszczki na czole. Nie zrobił tego jednak, stawiając na rozwiązanie słowne - Brzmi tak samo pokracznie, jak nasze starania, więc pasuje idealnie - mrugnął tylko po to, aby zaraz przymknąć oczy, unosząc odrobinę brwi, w bardzo zadowolonym z siebie wyrazie twarzy. Nie miał nic złego na myśli, ot pociągnął żart w pozytywnym kierunku.
Miał zaskakująco wysokie mniemanie o sobie, jak na osobę, która w domu żyła w cieniu idealnej siostry. Mimo to, komplementy Longbottoma, jego absolutna szczerość w ich przekazie i przedziwna lekkość, z jaką to wszystko mu przychodziło, wprawiały Elliotta w osłupienie. Zechciał łyknąć wina, ale przypomniał sobie, że ostatni łyk, którym mogłby się uratować już dawno został wychylony. Zaschło mu w gardle. Chyba po prostu nie był przyzwyczajony do tak bezpośredniego zakomunikowania, że ktoś chce go zadowolić. Oczywiście, w związku z Perseusem było sporo miłości i innych uczuć, ale troska, jaka w tym uczestniczyła wydawała się równie odległa co podróżowanie przez szkolne korytarze w szmaragdowo-czarnych mundurkach. Była tylko wspomnieniem, a w wypadku Erika, wszystko działo się tu i teraz, dziwnie odważnie i szybko. Malfoy nie wiedział co ma na ten temat myśleć. Komplementy zbijały go z tropu. Nie takie w pracy, nie te na spotkaniach z politykami. Takie najprostsze, najbardziej intymne, przypominające swoim dźwiękiem świergot ptaka w wiosennym sadzie.
- Urodziny mam w sierpniu, jak nie spróbujesz to się nigdy nie dowiesz - odparł, jak gdyby nigdy nic. Przecież Hipogryfa nie odmówi, prawda? - Może nie siedemnaste, ale po trzydziestce przestaje się to liczyć. Grunt to czuć się młodo - brzmiał teraz jak stary pryk, który musi sobie udowodnić, ze wciąż potrafi się dobrze bawić. W gruncie rzeczy, trochę właśnie tym był. Poczuł gorzki smak ironii na języku, myśląc o tym, że w wieku lat siedemnastu był okropnie nieszczęśliwy i być może teraz też nie był najbardziej zadowolonym człowiekiem na ziemi, ale delikatne uśmiechy i znaczące spojrzenia mężczyzny stojącego na przeciwko niego znacząco umilały mu czas.
- Powiedziałbym, że zacznę ci pleść wianki regularnie, ale wtedy ten gest straciłby na swojej wyjątkowości. Co za dużo, to nie zdrowo. Jeszcze nabawiłbyś się alergii na pyłki i co wtedy byś począł? Chyba musiałbyś się przenieść gdzieś dalej od sadu, ja teraz mieszkam w mieście - napomknął, nie wiedząc właściwie dokąd dąży tą wypowiedzią. Chyba po prostu poczuł się wystarczająco luźno, aby nie myśleć aż tak mocno nad konsekwencjami swoich podprogowych propozycji. Zwłaszcza, że ostatnie, co by mu przeszkadzało to widywać Erika przy śniadaniu. Kolacji. Może też po prostu, w salonie, czytającego jedną z mugolskich książek. Ten obraz bardzo dokładnie wrył mu się w myśli, był niebezpiecznie namacalny w swoim jestestwie na słowo honoru; jak to marzenia senne, czy te na jawie, miały do siebie.
- Masz mnie, jestem winny, przyznaję się - uniósł delikatnie dłonie, w taki sam, jak podnoszą ci, którzy zgadzają się na pojmanie - Może mnie Pan Detektyw aresztować, nie będę oponował - mimo wypowiadanych słów, w jego spojrzeniu dało się dostrzec filuterne ogniki, które świadczyły nie tylko o satysfakcji, jaka ta wymiana zdań w nim wzbudzała, ale też o tym, że wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku, w takim w jakim chciał, aby zmierzało.
Tak jak przed chwilą ubolewał, ze nie miał przy sobie więcej wina, tak teraz naprawdę się cieszył, że nie wziął kolejnego łyku, bo pewnie by się nim zakrztusił. Zdębiał i mina mu zrzedła, w skonfundowaniu. Nie spodziewał się, że takie słowa wyjdą z ust Erika. Zamrugał, jakby właśnie ktoś mu powiedział, że wygrał wybory i od jutra jest nowym Ministrem Magii.
Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, chyba wolał ta sytuację, w której był teraz, niż tę polityczną.
- Panie Longbottom, mówi Pan, że przytrzymałby mnie Pan przez całą noc? - rzucił mu wyzywające spojrzenie, choć w świetle wcześniejszych słów, o tym, że nie oponował, cała ta część rozmowy złożyła się w niezmiernie harmonijną całość. Uszy Elliotta zapewne zrobiłyby się czerwone, gdyby nie fakt, że na tym etapie postanowił ściągnąć wstyd i zostawić go gdzieś w holu. Ubrania musiały jeszcze trochę poczekać.
Dotyk, choć dyskretny, był bardzo elektryzujący. Nie odsunął się na wcześniejszą odległość, a jedynie zabrał dłoń, gdy bransoletka była już zapięta.
W tle coś zaczęło się dziać, ludzie stali się głośniejsi, muzyka mniej rytmiczna, niektóre z instrumentów wyłączyły się z akompaniamentu, ale Elliott był zbyt pochłonięty konwersacją, aby zwrócić na to uwagę. Byli przecież na festynie, prawda? Na takich zawsze było głośno.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
13.05.2023, 00:23  ✶  

Ludzie mają warstwy, a każda z nich skrywała kolejne sekrety i przemyślenia, które niekoniecznie powinny ujrzeć światło dzienne z wyjątkiem dokładnie określonych okoliczności. Nigdy nie ma się pewności, czy druga osoba jest w stu procentach szczera, a jednak każdy chce wierzyć, że zna swoich bliskich. Mało kto jednak chętnie odkrywał swoje karty i wykładał na stół skrytego w rękawie asa. Lepiej mieć zabezpieczenie na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. To pozwalało na uniknięcie różnych komplikacji. I chyba właśnie dlatego wykonanie pierwszego kroku w stronę obopólnego zaufania było tak ważne. Erik był skłonny go wykonać, tak samo, jak był gotów cierpliwie poczekać, aż druga osoba uzna, że nadszedł czas, aby podzielić się z nim pewnymi informacjami.

Poza tym, tak jak Elliott zmagał się z konsekwencjami własnych decyzji, które ciążyły mu na duszy, tak Longbottom coraz dobitniej odczuwał w ostatnich dniach, że walka o lepsze jutro w tym świecie wcale nie będzie taka łatwa. Nie wmawiał sobie, że będzie to historia jak z bajki, jednak i tak zaskakiwało go to, że droga ta nie była usłana różami. Wręcz przeciwnie. Na każdym kroku czaiły się potencjalne problemy. Nawet teraz, chociaż jeszcze nic się nie stało, na horyzoncie gromadziły się już kolejne pytania, na które wiedział, że nie będzie w stanie odpowiedzieć, o ile dotrwa do rano. Choćby nie wiadomo, jak się starał, nie mógł powiedzieć, że zgrabnie godzi ze sobą współpracę z organizacją Dumbledore'a z pracą w Ministerstwie Magii. Jego szczerość została naruszona i raczej szybko nie wróci do stanu sprzed paru lat. Kolejna rysa na obrazie „perfekcyjnego” detektywa.

— Pokracznie? — powtórzył, odrywając się od własnych przemyśleń. — Wypraszam sobie. W relacjach międzyludzkich radzę sobie wyśmienicie. Wystarczy spytać kogokolwiek. — rzucił z obrażoną miną, aby po chwili parsknąć gromkim śmiechem. Reporterzy, Brenna czy nawet Nora raczej nie podzieliliby tej opinii. Owszem, dobrze sobie radził z ludźmi, jednak zdarzały mu się gafy. Bywał chwilami zbyt obcesowy. Ludzie dopuszczali go do siebie, ale oznaczało to także, że jego nadmierna szczerość (tudzież bezczelność) mogły w nich uderzyć dużo bardziej dotkliwie. I to zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. — Sobie też nie powinieneś umniejszać. To ci nie przystoi. W końcu taki lew salonowy z ciebie.

Gdyby nie to, że z tyłu jego głowy wciąż majaczyło ryzyko tego, że ten wieczór może się skończyć w dosyć niebezpieczny sposób, być może Erik pozwoliłby sobie na uraczenie przyjaciela bardziej wyrafinowanymi komplementami. Jakby wytężył te kilka szarych komórek, które jeszcze pracowały o tej porze, to może nawet wymyśliłby coś, co sprawiłoby, że Elliott faktycznie zrobiłby się czerwony jak burak. Niby taki niepozorny gest, a jaką by sprawił satysfakcję, pomyślał przelotnie.

— Wiem, jakoś pod koniec miesiąca, jeśli dobrze kojarzę — przyznał niewzruszony, starając się stłumić uśmiech satysfakcji. Oczywiście, że wiedział, kiedy Elliott ma urodziny. Bądź co bądź, zdarzało mu się wysłać kilka kartek z życzeniami, paczek z prezentami czy po prostu zjawić się na przyjęciu. Wbrew pozorom jego siostra nie zajmowała się wszystkim. — Zaplanowałem już coś na sierpień. O to się nie martw. — Uśmiechnął się tajemniczo. Miał kilka pomysłów w zanadrzu, które w gruncie rzeczy czekały tylko na odpowiedni moment, aby je zrealizować. Elliott nie musiał jednak wiedzieć, że plany względem jego osoby były dosyć... ruchome w kontekście konkretnych dat. — Wypadałoby też wyglądać młodo. Dobrze, że tym żaden z nas nie ma problemów.

Pokiwał ze zrozumieniem głową. Faktycznie, co za dużo, to nie zdrowo, a nie mógł ryzykować, że znowu się wpakuje w jakieś choróbsko. Wprawdzie wątpił, aby kwiatki z wianków były przeklęte, ale uprzykrzająca życie alergia pewnie grałaby mu na nerwach z równie dużą intensywnością, co ostatnia klątwa. Wzdrygnął się na samą myśl.

— Nie powiem, kusisz — rzucił z przekorą w głosie. — Niestety, nie wsadzamy dziś ludzi do aresztu, więc tylko wypisujemy mandaty. Złe parkowanie, zaburzenia porządku na obchodach, niepokorność względem panujących tu zasad i tak dalej. A chyba nie chcesz mieć takich brudów w papierach, co? — Uniósł pytająco brwi, jakby faktycznie rozważał wlepienie mandatu na życzenie. Zawsze to jakieś podbicie statystyk na tle innych pracowników.

Spiął się minimalnie, gdy spostrzegł, że jego słowa wywołały dosyć osobliwą reakcję. Powiedział coś niewłaściwego. Na pewno. Czyżby pozwolił sobie na zbyt dużą bezpośredniość? Jeśli tak, to powinien się wycofać z obecnej pozycji, oszczędzić sobie wstydu lub, Merlinie broń, krytyki ze strony swojego rozmówcy. Erik już miał na końcu języka dosyć ubogie przeprosiny, w których planował zrzucić zbytnią wolność wypowiedzi na późną porę, wino i niedawny wysiłek fizyczny. A no i stres. Bądź co bądź, dalej był w pracy, Malfoy odwrócił jego uwagę od tego i sprawiał, że zapominał o roli, jaką miał tu odegrać.

— J-ja... — zaczął, jąkając się nieco, jednak nie zdołał nawet sformułować połowy zdania, gdy mężczyzna wszedł mu w słowo. Zamrugał, słysząc jego pytanie, nieco zbity z tropu tym, że Elliott momentalnie odzyskał rezon. — Cóż, ja... Tak. Owszem. Taki zwrot akcji mógłby mieć miejsce. — Uśmiechnął się, lekko unosząc kąciki ust. Uciekł wzrokiem w bok, jednak ten równie szybko wrócił na swoje miejsce. – Powiedzmy, że my – Longbottomowie – mamy swoje sposoby na zatrzymanie w domu ludzi, których chcemy mieć w pobliżu. A ja lub... doceniam, gdy kręcisz się w okolicy.

Powłóczył wzrokiem za dłonią Elliotta, gdy ta się odsunęła od jego własnej.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#9
26.05.2023, 03:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.05.2023, 03:30 przez Elliott Malfoy.)  
Uniesione brwi były raczej wyrazem rozbawienia niż zaskoczenia czy niedowierzania, przynajmniej w tej sytuacji.
Elliott nie mógł sobie przypomnieć kiedy, ostatnim razem, tak dobrze mu się z kimś rozmawiało. Oczywiście, mógłby zacząć wyliczać spotkania z Longbottomem, ale to by się mijało z celem, bo przecież one wszystkie łączyły się, niejako w całość komfortu, w jakim w tym momencie można było się pławić. Ciepło wiosennej nocy podbijane płonącym ogniem, który towarzyszył celebracji miłości odbijało się na bladych policzkach Malfoya odrobiną rumieńca, naturalną czerwonością przypisaną do jego karnacji, która podczas spożywania trunków czy to przy odczuwaniu mocniejszych emocji po prostu wychodziła i nie dało się jej ukryć, zwłaszcza jeżeli w ogóle się nie próbowało.
- Oh, oczywiście, z dziennikarzami na czele - zaśmiał się w akompaniamencie do gromkiego śmiechu Longbottoma, aby po chwili, wręcz automatycznie wywrócić oczyma. Nie było w tym geście niczego złego, ot, naturalna reakcja, na którą przy większje ilości ludzi raczej sobie nie pozwalał, spinając mięśnie twarzy i podczepiając je pod absolutną kontrolę mózgu. Umyślnie nie podał przykładu siostry, nie chcąc, aby temat zszedł na rodzinę. Wątek Eden zbyt długo przewijał się w jego życiu jako motyw przewodni, aby jakkolwiek orbitował wokół niej myślami jeszcze teraz. Rodzinę, jako tako, spychał na drugi plan jeżeli chodziło o emocje, które nie mogłyby skrzywdzić jego, czy właśnie całego rodu, reputacji.
- Dobrze, że przynajmniej ty z naszej dwójki jesteś w stanie wykrztusić z siebie bezpośrednie pochwały, inaczej mogłoby być kiepsko - podsumował, chcąc tym samym dać sygnał, że pomimo braku poetyckości, docenia każde jedne, miłe słowo, jakie jest w jego stronę wypowiedziane. Sam był raczej oszczędny w pochwałach, wzbudzały w nim przedziwny wstyd, powodowały, że każdy mięsień w ciele się spinał, a umysł przeciążał. Zupełnie jakby nie był stworzony do wyśpiewywania tak przyjemnych i dobrych sentencji, jakby jego język miał służyć jedynie fałszywym pochlebstwom i celnym ripostom.
Nie powstrzymał się od kolejnego ruchu i wpierw poklepał Erika po ramieniu, aby zasygnalizować, że docinek o dziennikarzach był jedynie tematyczną kontrą, ot lekkim, zabawnym przyprawieniem złośliwości, którą miał wpojoną od najmłodszy lat i często trudno było mu się bez niej komunikować. Nie zabrał dłoni, czując, że po prostu chce, aby jakkolwiek stykali się fizycznie. Słowa to było za mało, potrzebował znaleźć się bliżej, ale jeżeli wykonałby kolejny krok w kierunku Longbottoma, to prawdopodobnie wylądowałby twarzą w połaciach jego munduru. A, po pierwsze, niezbyt chciał być widziany w takiej pozycji publicznie, po drugie nie chciał tracić jego twarzy z zasięgu wzroku. Podskórny stres wynikający z tego, że drugi mężczyzna musiał wrócić do swoich obowiązków budził się ociężale, wielkimi krokami ściskając żołądek w niemym krzyku: 'jeszcze chwilę, jeszcze moment'.
Ścisnął jego ramie odrobine mocniej, gdy usłyszał o planach na sierpień. Był to raczej dyskretny, acz automatyczny gest, po którym blondyn musiał przełknąć ślinę, aby móc w ogóle myśleć o jakiejkolwiek odpowiedzi na to stwierdzenie. Fakt, że Erik tak po prostu pomyślał o jego urodzinach, że już w maju planował coś, nawet jeżeli luźnego, niezobowiązującego, wydawał się... Nierealny. Cholernie przyjemny, to przede wszystkim, ale Malfoy czuł się jakby śnił na jawie. Atmosfera Beltane nie pomagała mu w złapaniu rzeczywistości w swoje ręce i przypomnieniu sobie o szorstkości świata. Tu i teraz wydawało się aksamitnie gładkie, miękkie, jak jasna pościel w nowo zasłanym łóżku, na która opada się w ramionach ukochanej osoby z jaką za pare godzin oglądać się będzie tańczące na posadzce promienie słońca, z całym ciepłem i komfortem, jaki temu towarzyszył.
- Nie będę - zdołał tylko wykrztusić w zapewnieniu.
Z początku myślał, że 'kusisz', odnosiło się do zmiany miejsca zamieszkania Erika, która podprogowo zaproponował i chciał zamrugać, ale bardzo szybko został wyprowadzony z błędu. Zaśmiał się głośno. Trudno było właściwie stwierdzić czym był ten dźwięk, bo nie przypominał krótkich chichotów czy histeryczności odgłosu, jaki Longbottom usłyszał w gabinecie, gdy rozmawiali o kogutach. Było w tym coś szczerego, ale też przepełnionego nadmuchanym przesądzeniem, że areszt czy jakiekolwiek mandaty go nie dotyczą, że posiada dożywotni immunitet na takie rzeczy, ze względu na swoja rodzine, pieniądze, status i wszystko inne, co składało się na jego osobę. Zwieńczył śmiech odrobinę lisim grymasem, który z (nie)wiadomych względów pasował mu najbardziej.
- Cóż, jedyna okazja do zakucia mnie w kajdanki właśnie przefrunęła ci obok nosa - kontynuował w rozbawieniu i dwuznaczności, nie zwracając nawet uwagi, że rumieniec z policzków przeniósł się odrobinę na czubek nosa i uszy. Nie było to zawstydzenie, a czysta ekscytacja, która wydawała się w tym człowieku uśpiona od wielu lat.
- Zaparkowałem zgodnie z instrukcjami, nic na mnie nie znajdziesz - odgroził się, wciąż czysto przekornie - Perseusa gdzieś zgubiłem, ale nie jestem jego opiekunem, więc to mi można wybaczyć, konsekwencjami zajmę się rano - podsumował, kompletnie ignorując całe tło wydarzeń, w którym ludzie zaczęli zachowywać się o wiele mniej beztrosko, bo powoli zaczęli dostrzegać, ze coś jest nie tak. Malfoy, pomimo swojej całkiem dobrej percepcji, był całkowicie skupiony na Longbottomie - na słowach, które wychodziły z jego ust, na lekkich zmarszczkach, na zakłopotaniu, na głębokiej zieleni oczu, przy której wiosenna trawa przegrałaby konkurs na najpiękniejszy odcień.
Znajomy błysk filuterności znów pojawił się w jego niebieskich oczach.
- Możesz sobie pogratulować, że udaje ci się mnie tak skutecznie zatrzymać - pociągnął, acz czuł, że to stwierdzenie nie wyraziło nawet połowy odczuwanych emocji.
Oh, jakże trudnym było powiedzenie komplementu, który nie był ubrany w warstwy niedomówień.
Kąciki ust odrobinę mu opadły, mimowolnie, bo serce przyspieszyło na myśl, że Erik mógłby poczuć się niedoceniony.
- Chociaż tak naprawdę to ja powinienem być ci wdzięczny, że chcesz spędzać ze mną czas, że-... - przerwał, bo głośnego, panicznego krzyku, który nadchodził z bardzo bliska nie mógł już ignorować, nawet jeżeli tak bardzo chciał.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
29.05.2023, 23:47  ✶  

— Cóż mogę powiedzieć, to przydatna cecha w zawodzie. — Wzruszył niemrawo ramionami. — Gdy ktoś przychodzi ze skargą lub z donosem, zdarza się, że domaga się też pochwał. „Tak, proszę pana, jesteśmy wdzięczni za spełnienie obywatelskiego obowiązku i doniesienia na wandala, który pomalował fasadę pana sklepu. Nawet jeśli zwyzywał go pan wcześniej od „bezczelnych gnojów, którzy niczego w życiu nie osiągną”, a następnie próbował rzucić uprzykrzający życie czar. Dziękujemy. Z całego serca. — Zaśmiał się krótko. — Skłamałbym mówiąc, że w takich sytuacjach jesteśmy w stu procentach szczerzy, ale w stosunku do ciebie mówię całą prawdę. I tylko prawdę.

Gdy jestem w stanie, pomyślał trzeźwo i poczuł nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Kolejne przypomnienie, że wcale nie jest tak szczery, jak mógłby być lub jaki był jeszcze kilka miesięcy temu. Przechodząc jednak do rzeczy istotniejszych... Urlop, nawet krótki, w towarzystwie Elliota był czymś, wokół czego krążyło jego zainteresowanie w ostatnich tygodniach. Przez stres, plany organizacji i Brygady miał poniekąd wrażenie, że tkwi w pułapce, a jedyny moment ucieczki miał miejsce właśnie podczas Beltane. Cokolwiek rozegra się tej nocy, potwierdzi, jaki będzie los i jak ciężkie miesiące ich czekają. A perspektywa odpoczynku u boku blondyna była czymś, co sprawiało, że bardzo chciał sobie wizualizować szczęśliwe zakończenie tej nocy. Oby było im dane to przetrwać.

— To dobrze — stwierdził z zadowoleniem. — Nie powinieneś się zadręczać, a skupić na tym, co ci najlepiej wychodzi. A twoje talenty mogą cię daleko zaprowadzić. — Zamilkł na moment. — Mam nadzieję, że dobrze sobie radzisz ze sterem i węzłami.

Zmarszczył czoło. Faktycznie na aresztowanie o tej porze było za późno, ale kto powiedział, że musiał to robić akurat teraz. Był „panem władzą”. Mógł przeprowadzać czynności służbowe, kiedy tylko mu się podobało. O!

— Mogę wszcząć bardzo skrupulatne śledztwo w sprawie machlojek Departamentu Skarbu — odgryzł się, jakby podświadomie nie chciał pozwolić na to, aby Elliott miał ostatnie słowo w dyskusji. — Gorszy dzień, chęć gwałtownego przyspieszenia śledztwa, a mógłbym cię zaobrączkować i zabrać na przesłuchanie. Może groziłby mi za to wpis do akt, ale twoja mina byłaby niezapomniana. Jak i paru innych osób.

Nachylił się ku niemu, pozwalając sobie na to, aby komentarz blondyna wyciągnął na światło dzienne jego psotny uśmiech. To było niesprawiedliwe. Wprawdzie sam robił niezłą robotę, odciągając go od obowiązków służbowych, gdy akurat wpadał do biura kanclerza, jednak teraz Malfoy dekoncentrował go całym sobą. A to nie przystało, biorąc pod uwagę widmo nie-do-końca-nieuchronnej zagłady, jakie zdawało się unosić nad ich głowami. Więc czemu tak łatwo było ulec pokusie kontynuowania tej rozmowy?

— Raczej nie mam czego sobie gratulować. — Przechylił lekko głowę w bok, mierząc Elliota ciekawskim spojrzeniem. — Może jestem w błędzie, ale nie stawiasz zbyt dużego oporu. Nie uciekasz, nie chowasz się, nie wzywasz pomocy. Prawie jakbyś faktycznie chciał spędzać czas w moim towarzystwie. — Pozwolił mu kontynuować, po czym zasłonił dłonią usta, jakby właśnie uświadomił sobie coś ważnego. — Elliocie Malfoy, czy ty...

Nie zdołał dokończyć pytania z tego samego powodu, z którego jego towarzysz momentalnie zamilkł. Wzrok Erika automatycznie powędrował w dal, ku polanie Beltane, która właśnie zaczęła popadać w chaos. Tu i ówdzie widział przypadkowych gości, którzy na widok pierwszych oznak kłopotów postanowili umknąć w kierunku linii drzew. Wystąpił do przodu, przepychając delikatnie, acz stanowczo Malfoya w tył, aby w razie czego zasłonić go przed niebezpieczeństwem.

— Wiedziałem, że tak będzie — sarknął zaniepokojony, wodząc wzrokiem na prawo i lewo, co by zorientować się w sytuacji. — Nic nigdy nie może pójść według planu. — Odwrócił się do Elliota, a jego napięte rysy twarzy minimalnie zelżały, jakby nawet teraz nie chciał, co by ten niepotrzebnie się martwił. — Musisz stąd iść. Teraz. W Dolinie może być bezpiecznie, ale na twoim miejscu bym nie ryzykował. Za Londyn też nie mogę ręczyć. Najbezpieczniejszy będziesz wśród swoich.

Nie mógł go odeskortować w bezpieczne miejsce. Nie zrobiły tego nawet, gdyby był tutaj tylko jako wysłannik Ministerstwa Magii. Nawet wtedy miałby na głowie zajęcie się główną ewakuacją i odparcie ataku. A teraz, gdy na głowie miał dodatkowe zadania, niezwiązane z obowiązkami służbowymi, tym bardziej musiał się skupić. Już teraz wzdrygał się na samą myśl, że resztę nocy spędzi, zastanawiając się, czy Malfoy zdołał bezpiecznie umknąć. Wyszarpnął różdżkę zza pazuchy, upewniając się, że dalej ma przy sobie otrzymany przed chwilą prezent.

— Znajdę cię, gdy to się skończy — obiecał twardo, zaciskając palce na ramieniu niższego mężczyzny. — Naprawdę. — O ile oczywiście dożyje poranka. — Obiecuje.

Zamarł na moment, walcząc sam ze sobą, żeby nie pociągnąć go w kierunku przeciwnym do całego tego chaosu, który rozgrywał się pośród uczestników uroczystości. Wtedy od strony polany dobiegł ich kolejny przeraźliwy krzyk. To już naprawdę nie wróżyło dobrze.

— Przepraszam ja... — spojrzał na niego błagalnie, mając nadzieję, że Elliott ruszy się jako pierwszy. Naprawdę nie mógł już dłużej czekać, musiał dołączyć do reszty. Do Patricka, Brenny, Heather i innych. Każda chwila zwłoki wiązała się z coraz większym niebezpieczeństwem, którego niestety nie mógł już dłużej ignorować.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (3241), Elliott Malfoy (4437)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa