• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 14 Dalej »
[23.12.1971, Ulica Pokątna] Opowiem ci bajkę o samolubnej księżniczce - Darcy & Daisy

[23.12.1971, Ulica Pokątna] Opowiem ci bajkę o samolubnej księżniczce - Darcy & Daisy
Wścibska dziennikarka
Granica między fantazją, a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.
Daisy to ładna dziewczyna o rozmarzonych, zielonych oczach. Kiedy na kogoś patrzy, tej osobie może się wydawać, że nagle stała się całym światem dla młodziutkiej dziennikarki. Na tle innych czarownic wyróżnia się gęstymi, kręcącymi się rudo-brązowymi włosami. Chętnie nosi je zaplecione w kucyk. Nie jest ani przesadnie wysoka (mierzy ok. 165 cm wzrostu), ani krzepko zbudowana. Choć lubi ładnie wyglądać, ceni sobie wygodę. Zazwyczaj można ją spotkać albo z aparatem fotograficznym u szyi, albo z notatnikiem i piórem w ręku. Pojawia się na większości istotnych, publicznych uroczystości w Ministerstwie Magii.

Daisy Lockhart
#1
16.04.2023, 00:00  ✶  
wiadomość pozafabularna
W ciemnej alejce, w magicznych dzielnicach, twoją drogę zaszedł duch małej dziewczynki, która musiała niegdyś sprzedawać tu zapałki. Smutna i zmarznięta nie zdawała sobie sprawy z tego, że umarła. Za każdym razem, kiedy odpalała jedną z zapałek, którymi ogrzewała drobne dłonie, czułeś nagły ból głowy i wraz ze swoim towarzyszem przenosiliście się do jednego z twoich wspomnień. Musieliście obserwować je oboje, nie mogąc wpłynąć na dziejące się tam wydarzenia. Nikt was nie widział. Po wypaleniu trzeciej zapałki duch zniknął.

To był jeden z tych wieczorów, które Daisy z nieznanych sobie powodów szczerze lubiła. Na dworze było dość zimno. Padał drobny śnieg. Idąc, trzeba było uważać by nie pośliznąć się i nie wyrżnąć na chodnik. Ale po wyjściu z pracy, mogli wstąpić do herbaciarni by wziąć na wynos herbatę świąteczną. Przepyszną, bo z pomarańczą, goździkami, cynamonem i kardamonem. Mocno osłodzoną miodem. Kubek przyjemnie ogrzewał dłoń, gdy tak bez celu wędrowała.
- Jest najlepsza – tłumaczyła towarzyszącemu jej Darcy’emu. – Spróbuj. Jestem więcej niż pewna, że będziesz tak samo zachwycony jak ja – obiecała.
Daisy uśmiechnęła się ładnie. Płatek śniegu spadł jej na nos i zamienił się w kropelkę wody. Normalnie takie rzeczy ją denerwowały, ale jakoś nie tym razem. Tym razem to pasowało. Grudniowa, zimowa noc. Sypiący z nieba śnieg. Blask latarni, który rzucał długie cienie na mijających go przechodniów. Poczuła się prawie tak, jakby była bohaterką jakiejś książki, może nawet napisanej właśnie przez Darcy’ego. Książki, w której byłaby oczywiście główną bohaterką i za moment miała trafić prosto w ramiona księcia na białym koniu. W alternatywnej wersji, to Daisy była księciem na białym koniu i za kilka minut miała uratować jakąś zrozpaczoną księżniczkę. W sumie w wersji, gdzie trafiała na księcia jego również ratowała z opresji. Ostatecznie mogłaby ocalić jakąś księżniczkę dla brata a potem dopilnować by wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie. Bo Daisy, tak ogólnie, lubiła na siebie patrzeć jak na kobietę czynu, nawet jeśli tak naprawdę była dość leniwa i nieszczególnie skora do najmniejszych poświęceń.
I może przez to, że miała tak dobry humor tego wieczoru, zamiast kierować się prosto do punktu aportacyjnego wyciągnęła Darcy'ego do herbaciarni i na spacer po zaśnieżonych ulicach magicznego Londynu. Szli dalej, ku jednej z ciemniejszych alejek w magicznych dzielnicach Londynu. Na swoją obronę miała tyle, że nigdy nie była szczególnie refleksyjna i nigdy szczególnie nie zastanawiała się nad tym, że takie miejsca mogły okazać się średnio bezpieczne po zmroku dla młodej i całkiem ładnej dziewczyny (dla jej ładnego i młodego brata również). Zresztą, był grudzień, ludzie – nawet ci źli – z pewnością mieli inne, superważne rzeczy do zrobienia aniżeli czatowanie w ciemnej alejce na rodzeństwo Lockhartów. No bo w sumie skąd mieliby wiedzieć, że Daisy Lockhart tego dnia postanowi tam zajrzeć? No nie mogli. Ona sama nie miała zielonego pojęcia, że po pracy najdzie ją ochota na spacer i pociągnie za sobą brata.
Pojawienie się ducha małej dziewczynki nieco zburzyło ten idealny wieczór.
- Hej, mała! Nie powinnaś być już w domu z rodzicami? – zapytała Daisy, początkowo nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że gada do zjawy. – Widziałeś, jak ona jest ubrana? Zamarznie tutaj – zauważyła rozsądnie i pociągnęła Darcy’ego w stronę ciemnej alejki.
Uniosła skonsternowana brwi, gdy dotarło do niej, że dziewczynka siedziała przy ścianie, na twardym kartonie. Co jest? Była bezdomna albo z jakiegoś powodu bała się wrócić do domu? Nie mogła wrócić? Młoda dziennikarka nie miała szczególnie wrażliwego serca, ale było coś nieprzyjemnego w myśli, że bezdomne dziecko błąkało się nocą po magicznym Londynie.
- Mała, czy wszystko w porządku? – rzuciła, zbliżając się do niej. – Wiesz, późno już, powinnaś zmykać do domu. Twoi rodzice na pewno się niepokoją. No i… za zimno jest na taką sukienkę i kocyk na ramionach, wiesz? Jak nie masz gdzie się podziać, to… - urwała, zdając sobie nagle sprawę z tego, że mówiła do ducha. Ducha małej dziewczynki.
Ducha, który właśnie spojrzał na nią smutnymi oczyma i podpalił pierwszą zapałkę.
Widmo
Około 175 centymetrów wzrostu. Jasnobrązowa czupryna, latem łatwo rozjaśniająca się od słońca. Młodzieńcza twarz, sprawiająca raczej przyjazne wrażenie. Dość szczupły, choć nie wymizerowany.

Darcy Lockhart
#2
16.04.2023, 00:19  ✶  
Darcy bardzo lubił takie noce. Ciemność, ziąb szczypiący w nos i policzki, płatki śniegu wirujące w powietrzu. Panująca wokół cisza i pustka. Mdłe światło latarń. O tak, lubił takie noce… opisywać. Albo czytać o nich w książkach. Wtedy wszystko było piękniejsze. W takie noce działy się najcudowniejsze sceny, te miłosne i te pełne załamania oraz smutku. Ale przeżywać je osobiście? Sam, w przeciwieństwie do siostry, wcale nie był zachwycony. Marzł i myślał, że chociaż w swoim nowiutkim płaszczu wygląda bardzo dostojnie, to jednak ten jest trochę za lekki i nie chroni przed chłodem angielskiej zimy wystarczająco. Dwa razy omal nie wyrżnął na śliskim chodniku. (Na szczęście zdołał ustać: gdyby stało się inaczej, to na pewno ugodziłoby w jego dumę, nawet gdyby świadkiem tego wydarzenia była wyłącznie jego siostra.) Poza tym ostatniego miesiąca słyszało się to i owo o jakimś Voldemorcie i jego zwolennikach, więc nerwowo zerkał na boki. Ale poszedł za Daisy, ponieważ jego mała siostrzyczka zażyczyła sobie wieczornego spaceru, a Darcy lubił, kiedy Daisy była szczęśliwa i przecież nie puściłby jej samej w mrok.
Przynajmniej herbata była ciepła, pachniała wspaniale i gdy wziął łyk, zgodnie ze słowami Daisy, okazała się bardzo smaczny.
- Masz rację – zgodził się z nią. Robił to zresztą dość często. I nawet trochę się ożywił, zerkając na dekoracje jednej z kamienic, należącej do bogaczy. Przez okno dostrzegł ogromną choinkę, ustrojoną wspaniałymi bombkami. – Może powinniśmy taką samą wstawić do nas do domu? – zastanowił się głośno. Przez „wstawić” rozumiał „wysnuć historię Lockhartów”. Ich dom był absolutnie wspaniały, wypełniony magią i odgrywał ogromną rolę w tym, jak bardzo zapatrzony w siebie był panicz Lockhart.
- A poza tym może lodowisko na podłodze i… - zaczął, po czym urwał, a jego usta ułożyły się w literę „o”.
Co tutaj robił ten dzieciak?
To nie tak, że w magicznym świecie nie zdarzały się sieroty. Ale jednak, następowało to dość rzadko. Istniał zresztą dla nich sierociniec i to na całkiem przyzwoitym poziomie, ponieważ ci wszyscy bogacze lubili się chwalić darowiznami dla biednych sierotek – a przynajmniej tak postrzegał to Darcy. Czyżby rodzina zmuszała ją do żebrania? Albo wyrzuciła z domu? Nawet narcystycznemu Darcyemu robiło się przykro na… może nie na myśl, bo myśląc o takich rzeczach nie przejąłby się za bardzo, ale na widok. Wiedzieć, a widzieć, to jednak dwie różne rzeczy.
Kiedy jednak przyjrzał się dziecku nieco uważniej dostrzegł, że jej bladość nie wynika wcale z chłodu. I że jej ubrania wcale nie są bardzo wyblakłe i przyprószone śniegiem: one były na wpół przezroczyste. Płatki śniegu opadały przez nią, nie na nią. Jak w przypadku hogwarckich duchów. A chociaż z nimi miał sporo do czynienia i nigdy się ich nie bał, to atmosfera grudniowej nocy sprawiła, że po plecach panicza Darcyego przeszedł dreszcz. Pośpiesznie ruszył za Darcy, chcąc złapać ją za ramię.
- D…Daisy! – zawołał, chwytając siostrę, chcąc ją odciągnąć, chociaż przecież duchy nie mogły nic zrobić żywym… A przynajmniej tak mu się zdawało.
Zamarł w bezruchu, ze zdumieniem obserwując zapalaną zapałkę. Ogień zdawał się prawdziwy, nie widmowy i to sprawiło, że przez chwilę patrzył na niego jak zahipnotyzowany. Nieświadom, że w pewnym sensie było już za późno, aby mogli wyrwać się spod wpływu tego zagubionego ducha…
Wścibska dziennikarka
Granica między fantazją, a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.
Daisy to ładna dziewczyna o rozmarzonych, zielonych oczach. Kiedy na kogoś patrzy, tej osobie może się wydawać, że nagle stała się całym światem dla młodziutkiej dziennikarki. Na tle innych czarownic wyróżnia się gęstymi, kręcącymi się rudo-brązowymi włosami. Chętnie nosi je zaplecione w kucyk. Nie jest ani przesadnie wysoka (mierzy ok. 165 cm wzrostu), ani krzepko zbudowana. Choć lubi ładnie wyglądać, ceni sobie wygodę. Zazwyczaj można ją spotkać albo z aparatem fotograficznym u szyi, albo z notatnikiem i piórem w ręku. Pojawia się na większości istotnych, publicznych uroczystości w Ministerstwie Magii.

Daisy Lockhart
#3
16.04.2023, 01:02  ✶  
Daisy poczuła ostry ból głowy, gdy duch małej dziewczynki zapalił zapałkę. Nie miała pojęcia czemu, ale skupiła uwagę na płomieniu (tak, jakby ten zadziałał na nią hipnotyzująco). Wszystko przestało mieć znaczenie. Nawet wielka choinka ozdobiona mnóstwem bombek, którą mogli sobie wymyślić w domu obok gigantycznego lodowiska, jeśli tylko jej brat miał taką ochotę – a to przecież były doskonałe plany. Wprost idealne.
Nagle nie była w ciemnej alejce, gdzieś niedaleko Pokątnej w magicznym Londynie. Nagle znajdowała się na łące. Stała z kubkiem gorącej herbaty w ręce, okutana szalikiem, w zimowej kurtce. Obok niej pojawił się Darcy, wyglądający równie niepasująco do tego miejsca co ona. Było ciepłe lato. Na niebie nawet jednej chmurki. Nie padał śnieg, ale świeciło gorące słońce. Idealny dzień na naukę latania.
- Zaraz, co? Na Merlina, Darcy, pamiętasz? – zapytała oszołomiona, ale nawet nie patrzyła na brata.
Patrzyła na samą siebie, maksymalnie sześcioletnią Daisy Lockhart, która latała na dziecięcej miotełce. Tuż obok niej unosił się całkiem uroczy sześcioletni Darcy Lockhart. A odwrócony do nich plecami, skupiony na swoich dzieciach, stał ich ojciec.
- Dobrze Darcy, doskonale, nie pozwól, żeby miotła przejęła nad tobą kontrolę – instruował syna.
Sześcioletnia Daisy w tym samym czasie poderwała miotełkę do góry. Wzniosła się wyżej i roześmiała głośno, wyraźnie zachwycona, że latanie szło jej aż tak dobrze. Dorosła, dwudziestoletnia wersja przełknęła nerwowo ślinę.
- Kochanie, tylko uważaj! – ostrzegł ją ojciec. – Poczekaj na Darcy’ego!
- Ale ja nie chcę na niego czekać! – zawołała zachwycona z siebie sześciolatka. – Jestem gwiazdą Quidditcha! Jestem najlepsza! Jestem doskonała! Łiii! – wykrzykując ostatnie słowa uniosła trzonek wyżej.
Najpierw wcale nie było tragedii. Miotła pozostawała posłuszna sześcioletniej Daisy. Przez kilka chwil naprawdę była gwiazdą Quidditcha, najlepsza i doskonała. Gdy te minęły, kompletnie straciła panowanie nad miotłą. Ta wystrzeliła do góry niemal w pionie, do niedawna piszcząca z radości Daisy zaczęła piszczeć, ale ze strachu. Dziecięca miotełka latała po niebie jak narowisty kucyk i to taki, który próbował zrzucić swojego jeźdźca z siodła.
Dwudziestoletnia Daisy pozieleniała ze strachu.
- Czemu on mnie nie upilnował?! – zapytała ze złością.
Tak jakby nawet jako dorosła kobieta, wciąż nie widziała swojej winy w tym, co się właśnie rozgrywało na ich oczach. Ojciec rzucił się, żeby ją ratować. Biegał po łące, próbując czarami ściągnąć na ziemię, ale bezowocnie. Wiązki magii śmigały wokół szamoczącej się na miotle i wrzeszczącej histerycznie Daisy. Już nie była gwiazdą Quidditcha. Nie była najlepsza i doskonała. Była tylko przerażonym dzieciakiem, święcie przekonanym, że za chwilę straci swoje życie.
Dwudziestoletnia Daisy sama wyciągnęła różdżkę i próbowała sobie pomóc, ale bezskutecznie. Tak. Udało jej się nawet trafić w samą siebie, ale magia nie zadziałała. Nie mogła uratować samej siebie. Mogła tylko stać i patrzeć, jak jej sześcioletnią wersję opuściło szczęście i grzmotnęła o ziemię z wysokości dobrych siedmiu metrów.
- Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! – krzyczała sześciolatka, szlochając w niebogłosy. Trudno było określić, czy nienawidziła miotły, czy nadbiegającego ojca lub drepczącego za nim Darcy’ego.
Zapałka zgasła.
Znowu znajdowali się w ciemnym zaułku. Daisy otworzyła usta, żeby głośno zaprotestować.
- To nie było tak... – zaczęła się usprawiedliwiać.
Duch małej dziewczynki w tym czasie odpalił drugą zapałkę a wzrok panny Lockhart jak zahipnotyzowany powędrował w kierunku płomienia.
Widmo
Około 175 centymetrów wzrostu. Jasnobrązowa czupryna, latem łatwo rozjaśniająca się od słońca. Młodzieńcza twarz, sprawiająca raczej przyjazne wrażenie. Dość szczupły, choć nie wymizerowany.

Darcy Lockhart
#4
16.04.2023, 13:38  ✶  
Było za późno.
Jego też rozbolała głowa. A potem nie byli już na ulicy Pokątnej w grudniową, chłodną noc, a stali na łące. Wspomnienie. Wspomnienie ich obojga. W jego pamięci niemal zamazane, tak że kiedy Daisy spytała, czy pamięta, odruchowo pokręcił głową… Dla niego to była zwykła lekcja latania na miotle, coś, co nie szło mu tragicznie, ale też w czym nie był mistrzem (i nie chcąc tego przyznać, po pierwszych lekcjach w Hogwarcie więcej na miotłę po prostu nie wsiadał, twierdząc, że szkoda mu czasu na takie bzdury).
Szybko jednak zaczął sobie przypominać (choć w jego wspomnieniach to wszystko wyglądało odrobinę inaczej, zniekształcone po latach.) I chociaż wiedział, że Daisy ostatecznie nic się nie stało, to i tak serce skamieniało mu ze zgrozy, kiedy obserwował małą Lockhartównę, która nie mogła opanować miotły. Wypuścił z ręki kubek, a reszta gorącej herbaty rozlała się po trawie, kilka kropel prysnęło mu na buty. Żal mu było Daisy: żal mu jednak było także ojca. Dopiero teraz, jako dorosły mężczyzna, widział, jak ten był przerażony, próbując ściągnąć swoją córkę na ziemię. I też dopiero teraz wiedział, jak blisko było tego, aby dziewczynka nie przeżyła. Upadek z takiej wysokości dla tak małego dziecka mógł zakończyć się tragicznie. Daisy miała mnóstwo szczęścia.
Nie próbował jednak nic zrobić. Trochę, bo sytuacja sprawiła, że skamieniał. Trochę, bo jakaś jego część pojmowała: to było tylko wspomnienie. Nie mógł go zmienić. Mocniej tylko zacisnął rękę na ramieniu Daisy, po które sięgnął, gdy chciał odciągnąć ją od ducha. O moment za późno.
A gdy Daisy spadła, i zaczęła krzyczeć…
…do głowy Darcyego przyszła absolutnie absurdalna myśl.
Musiał to opisać.
Po prostu musiał umieścić w swojej książce podobną scenę: ducha dziewczynki na ulicy, odpalającą się zapałkę, wspomnienie, w które zanurkuje główny bohater u boku siostry albo ukochanej (oczywiście tylko to będzie bardziej ekscytujące wspomnienie niż spadanie z miotły, może jakieś, które odebrano mu lub jej za pomocą obliviate, na przykład pokazujące, że znali się już w dzieciństwie).
Objął Daisy odruchowo. Nie tak? Pewnie, że nie tak, skoro tak twierdziła, to na pewno tak było.
– Już dobrze, już w porządku – wymamrotał, niby echo własnego ojca, który to samo mówił tamtego dnia do małej Daisy, kiedy przerażony sprawdzał, jak mocno ucierpiała jego mała córeczka w wyniku upadku.
Wzdrygnął się, kiedy znowu znaleźli się w zaułku. Herbata leżała już nie na trawie, a na śliskim bruku. Gorący napój sprawił, że odrobina śniegu stopniała. Darcy chciał pociągnąć Daisy, bo mimo ogromnej fascynacji całym fenomenem, czuł się trochę przerażony przedziwną magią, jaka tutaj działała. I ogromnymi, smutnymi oczyma martwego dziecka. (Ta dziewczynka była martwa. Musiała tutaj zamarznąć. Ta myśl uderzyła Lockharta dopiero teraz.)
Nie zdołał jednak zabrać siostry. Nogi miał jak skamieniałe. Kolejna zapałka przyciągnęła jego wzrok tak, jak ogień przyciąga ćmę. Może został zauroczony. A może chodziło o to, że mimo całego strachu, gdzieś w nim tkwiła ciekawość, co takiego zobaczą tym razem.
Wścibska dziennikarka
Granica między fantazją, a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.
Daisy to ładna dziewczyna o rozmarzonych, zielonych oczach. Kiedy na kogoś patrzy, tej osobie może się wydawać, że nagle stała się całym światem dla młodziutkiej dziennikarki. Na tle innych czarownic wyróżnia się gęstymi, kręcącymi się rudo-brązowymi włosami. Chętnie nosi je zaplecione w kucyk. Nie jest ani przesadnie wysoka (mierzy ok. 165 cm wzrostu), ani krzepko zbudowana. Choć lubi ładnie wyglądać, ceni sobie wygodę. Zazwyczaj można ją spotkać albo z aparatem fotograficznym u szyi, albo z notatnikiem i piórem w ręku. Pojawia się na większości istotnych, publicznych uroczystości w Ministerstwie Magii.

Daisy Lockhart
#5
23.04.2023, 02:47  ✶  
Znaleźli się w Hogwarcie. Wspomnienie nie mogło być zbyt stare, bo stojąca przy ścianie Daisy wyglądała niemal dokładnie tak samo, jak ta która biegła ku zaułkowi, by dowiedzieć się czegoś o duchu małej dziewczynki. Uśmiechała się osobliwie, dokładnie tym samym zawziętym uśmiechem, który pojawiał się na jej twarzy ilekroć zrobiła coś nie do końca uczciwego. Z otwartej klasy do eliksirów dochodził głośny głos Slughorna.
- Panno Studwick – mówił protekcjonalnie. – Czy ty właśnie próbujesz mi wmówić, że najpierw ktoś trzy razy w ciągu dwóch miesięcy podmienił twój eliksir a teraz ten sam ktoś zalał twój egzamin niezmywalnym tuszem, którego w żadnym wypadku nie powinnaś mieć przy sobie?
Stojąca przy ścianie Daisy uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a potem przewróciła ostentacyjnie oczami.
- Darcy to też nie do końca tak – burknęła pod nosem rzeczywista Daisy.
Tak jak i wcześniej, podczas wizyty w poprzednim wspomnieniu, mieli na sobie zimowe stroje a on nawet ściskał ją za ramię. Przewróciła oczami, obserwując samą siebie. Poczerwieniały jej mocno policzki. Raczej nie od mrozu, który w tę grudniową noc panował na dworze.
- Denerwowała mnie od lat. Wcale nie chciałam, żeby Slughorn wstawił jej Nędzny z tego egzaminu. Nie pomyślałam, że to jej może potem stanąć na przeszkodzie w karierze uzdrowicielki. Po prostu… - urwała, nie do końca potrafiąc znaleźć właściwe słowa, które przedstawiłyby ją w odrobinę lepszym świetle. Po prostu wtedy nie pomyślała aż tak daleko do przodu. Chciała jej dopiec, coś udowodnić (może nawet bardziej sobie niż tamtej) a wyszło jak wyszło. Trochę głupio. Nie miała pojęcia, że nauczyciel od eliksirów aż tak się wścieknie. – Kretyńsko to się skończyło, ale to trochę była wina Studwick. Gdyby się przede mną nie wywyższała… - zaczęła usprawiedliwiająco wobec samej siebie.
A potem odwróciła głowę, nie za bardzo chcąc patrzeć na własną rozpromienioną z radości twarz.
Znowu znaleźli się w zaułku. Daisy przewróciła oczami. O, teraz już wiedziała, że nie powinna patrzeć na ducha małej dziewczynki. I w żadnym razie na tę przeklętą zapałkę.
Ale z jakiegoś powodu znowu tam spojrzała.
Widmo
Około 175 centymetrów wzrostu. Jasnobrązowa czupryna, latem łatwo rozjaśniająca się od słońca. Młodzieńcza twarz, sprawiająca raczej przyjazne wrażenie. Dość szczupły, choć nie wymizerowany.

Darcy Lockhart
#6
23.04.2023, 12:44  ✶  
Darcy z początku niczego nie rozumiał.
W Hogwarcie nie poświęcał Studwick wiele uwagi. To znaczy najpierw owszem, bo raz czy dwa dzięki uśmiechowi czy komplementowi udało mu się uzyskać od niej pomoc z pracą domową z eliksirów, poza tym wydawała się inteligentną dziewczyną, mającą przed sobą wielką przyszłość. Kiedy jednak okazało się, że Daisy jej szczerze nie cierpi… nie, Lockhart nie zaczął być dla niej paskudny, nie udawał, że nie dostrzega jej istnienia, dalej mówił „cześć na korytarzu”, ale nie szukał specjalnie towarzystwa, bo przecież Daisy Na Pewno Miała Swoje Powody.
Nie zorientował się nawet, ze ktoś podmieniał jej eliksiry (albo że coś z jej eliksirami było nie tak), a sprawa oblanego egzaminu uszła jego uwadze – jak wszystko, co nie dotyczyło jego lub nie nadawało się do napisania jakiegoś zabawnego, anonimowego tekstu, który mógłby w kilku egzemplarzach zostawić w Pokoju Wspólnym.
I nigdy nie skojarzyłby słów Slughorna i uśmiechniętej Daisy z tym, że to panna Lockhart posunęła się do czegoś takiego. Wbrew wszelkim oczywistym dowodom, a i temu, że on zdradził kilka razy podsłuchane tajemnice, zachowując się nie do końca fair, po prostu nie był skłonny do podejrzewania Daisy o cokolwiek, co w swoich książkach opisałby jako „coś złego”.
Dopiero kiedy Daisy zaczęła się tłumaczyć, odpowiednie puzzle w jego głowie wreszcie wskoczyły na swoje miejsca.
- Och – powiedział. Z jednej strony zrobiło się mu trochę żal Studwick, skoro coś takiego przekreśliło jej karierę uzdrowicielki. Z drugiej… był pewny, że musiała bardzo nieprzyjemnie zachować się wobec Daisy, skoro ta posunęła się do czegoś takiego. Przecież nie zrobiłaby tego bez powodu. – Rozumiem – zapewnił. Nie był, przynajmniej na obecnym etapie życia, po prostu zdolny do zganienia siostry i wyjaśnienia jej, że zrobiła absolutne świństwo. Chyba oboje niezbyt wobec siebie to potrafi, podobnie jak rodzice, i w konsekwencji wyrastali na trochę gorszych ludzi niż ci, jakimi mogliby się stać. – To było w szkole. Każdy w szkole czasem zrobi na złość komuś innemu. Poza tym chyba i tak wyjechała do Francji. Jestem pewny, że we Francji bawi się dużo lepiej niż bawiłaby się na kursie uzdrowicie… - zaczął urwał, gdy znów świat rozpłynął się, a oni znaleźli się w zaułku.
Spojrzał na trzecią zapałkę jakby z rezygnacją.
Wścibska dziennikarka
Granica między fantazją, a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.
Daisy to ładna dziewczyna o rozmarzonych, zielonych oczach. Kiedy na kogoś patrzy, tej osobie może się wydawać, że nagle stała się całym światem dla młodziutkiej dziennikarki. Na tle innych czarownic wyróżnia się gęstymi, kręcącymi się rudo-brązowymi włosami. Chętnie nosi je zaplecione w kucyk. Nie jest ani przesadnie wysoka (mierzy ok. 165 cm wzrostu), ani krzepko zbudowana. Choć lubi ładnie wyglądać, ceni sobie wygodę. Zazwyczaj można ją spotkać albo z aparatem fotograficznym u szyi, albo z notatnikiem i piórem w ręku. Pojawia się na większości istotnych, publicznych uroczystości w Ministerstwie Magii.

Daisy Lockhart
#7
08.05.2023, 20:41  ✶  
Trzecie wspomnienie było już zupełnie świeże. Najwyżej sprzed dwóch lat. To był Marsz Praw Charłaków. Daisy pojawiła się na nim jako korespondentka Proroka Codziennego. Jej kręcące się, puszyste, rudo-brązowe włosy luźno opadały na plecy i wplątywały się w pasek zawieszonego u szyi aparatu fotograficznego. Rozmarzone, ogromne oczy wpatrywały się w tłum ze szczerym zdziwieniem, jakby zaskoczone ilością ludzi, którą widziały. Miała na sobie zwykłe ubranie – dokładnie takie, które nosili mugole, a które miało w sobie tę cudowną właściwość, że było wygodne, ciepłe i nie krępowało jej ruchów. Daisy było nawet trochę za ciepło, więc rozpięła zielony płaszcz i pokazała światu brązowy golf i plakietkę, z akredytacją dziennikarską.
Od czasu do czasu przykładała aparat do oka by zrobić zdjęcia biorącym udział w marszu. Nie fotografowała nikogo szczególnego. Jedno z jej pierwszych prawdziwych zleceń. Chciała pokazać się w redakcji z najlepszej możliwej strony.
- To będzie straszne – wymamrotała stojąca obok Darcy’ego Daisy.
Nagle pokojowy marsz zamienił się w arenę walki. A ona znalazła się w jego epicentrum. Z aparatem przytkniętym do oka pstrykała zdjęcia jak zaklęta. Trwała w jednym miejscu, w jednej pozycji, prawie się nie poruszając. Fotografowała. Dokumentowała ścierające się dwa światy. Kilka razy została popchnięta, ludzie mijali ją w biegu, krzyczeli. Ale ona, nawet w chwili, w której otyły mężczyzna popchnął ją wyjątkowo mocno, aż się zatoczyła, nie przestała robić zdjęć.
I może przez to, że była tak skupiona, tak kompletnie oddana swojej roli, nie dostrzegła nadbiegającego, i przeciskającego się między uciekającymi mężczyzny w kapturze. Czarodzieja, który dla patrzących z boku bliźniaków od razu wyglądał na takiego, który chciał ją zaatakować.
- Jaka ja byłam głupia – wymamrotała pod nosem zimowa Daisy. – Z deszczu wpadłam pod rynnę.
Na całe szczęście dla stojącej jak słup soli dziennikarki, niebezpieczeństwo zauważył inny czarodziej i z głośnym krzykiem ruszył jej na odsiecz. Spacyfikował drętwotą napastnika.
- Wszystko w porządku?!
Daisy z wtedy pobladła przerażona.
- Zabierz mnie stąd – poprosiła szybko. – Ja… ja jestem dziennikarką, ja… - mamrotała.
A potem na jej twarzy pojawiła się wściekłość. Uniosła aparat by zrobić zdjęcie leżącemu na ziemi mężczyźnie. Jej zachowanie rozwścieczyło człowieka, który ją uratował. Jeśli Darcy spotkał kiedyś Trevora Yaxleya to właśnie mógł go rozpoznać.
- Ty chyba jaja sobie robisz. To naprawdę nie jest dobry moment na robienie zdjęć temu nędznemu bękartowi. Sięgnij jeszcze raz po ten aparat i będziesz musiała się z nim pożegnać albo zostawię cię na łasce przerażonego motłochu i tych jebanych szczurów – grzmiał wściekły.
Wspomnienie rozpłynęło się. Znowu stali w ciemnym zaułku. Dziewczynka z zapałkami zniknęła. Daisy wzdrygnęła się.
- Potem mnie okradł. Myślałam nawet, że chyba się zmówił z tym pierwszym, który mnie zaatakował, ale… ale tu widzę że jednak nie – wzruszyła ramionami. – Och, Darcy, teraz musisz myśleć, że jestem nie dość, że bardzo podłą, ale jeszcze bardzo głupią kobietą – wymamrotała.
I za co ją to spotkało? Za to tylko, że zechciała uratować jakąś małą zjawę?
- Chodźmy stąd. Mam dość - zamarudziła.
Dość spacerów. Dość pysznej zimowej herbaty. Dość wszystkiego.
Widmo
Około 175 centymetrów wzrostu. Jasnobrązowa czupryna, latem łatwo rozjaśniająca się od słońca. Młodzieńcza twarz, sprawiająca raczej przyjazne wrażenie. Dość szczupły, choć nie wymizerowany.

Darcy Lockhart
#8
14.05.2023, 16:05  ✶  
Darcy i Daisy pod pewnymi względami bardzo się różnili. Istniało jednak między rodzeństwem wystarczająco wiele punktów wspólnych, aby Lockhart przeglądał się w niej nieomal jak w lustrze: nie mogło więc być tak, że kiedy na nią spojrzy, dostrzeże podłość czy głupotę pewnych zachowań. Musiałby wtedy przyznać, że sam nie jest wiele lepszy.
O nie, Lockhart skupił się na czymś zupełnie innym.
- Poznałem go! – oświadczył z oburzeniem, obserwując jak Trevor przeciska się przez tłum. Zapomniał nawet na chwilę o duchu, o tym, że to tylko wspomnienie, i o tym, że Daisy groziło straszliwe niebezpieczeństwo. – Opowiadał mi o Marszu! Jak to uratował tutaj jedną dziewczynę! I tak się wywyższał, och, ach, bo on potrafi walczyć i każdy powinien to potrafić! Chociaż pewnie nie umie napisać dwóch słów bez błędów i nie potrafi masy innych przydatnych rzeczy, to skoro on coś umie, to jest najważniejsze! A tu się okazuje, że cię okradł?! Nic nie warty złodziejaszek! To on jest podły i głupi, a nie ty...
Darcy płonął świętym oburzeniem. I mimo tego, że sam nigdy nie był najlepszy w pojedynkach, a już na pewno nie w walce na pięści, obiecał sobie solennie, że jeżeli kiedykolwiek jeszcze wpadnie na tego człowieka, którego imienia nie poznał, to On Już Mu Pokaże! Zwiąże i oddać Brygadzistom! Albo pozna jego nazwisko i obsmaruje najpierw w gazecie, a potem w książce! Och, on już znajdzie sposób na okrutną zemstę…
Otrząsnął się, kiedy znów znaleźli się na uliczce. Jego wzrok powędrował ku miejscu, gdzie wcześniej był duch dziewczynki… ale nic już nie dostrzegł. Znikła i byli tu tylko oni, sami grudniowej, zimnej nocy.
– Teleportujmy się do domu – zgodził się Darcy. On też bardzo chciał już stąd zniknąć. Znaleźć się w ciepłym domu, we własnym pokoju, chwilowo wedle życzenia panicza Darcyego urządzonym na podobieństwo królewskiej sypialni.
Poczekał aż Daisy zniknie pierwsza, po czym aportował się z cichym trzaskiem w ślad za nią.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Daisy Lockhart (2021), Darcy Lockhart (1698)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa