16.04.2023, 00:00 ✶
wiadomość pozafabularna
W ciemnej alejce, w magicznych dzielnicach, twoją drogę zaszedł duch małej dziewczynki, która musiała niegdyś sprzedawać tu zapałki. Smutna i zmarznięta nie zdawała sobie sprawy z tego, że umarła. Za każdym razem, kiedy odpalała jedną z zapałek, którymi ogrzewała drobne dłonie, czułeś nagły ból głowy i wraz ze swoim towarzyszem przenosiliście się do jednego z twoich wspomnień. Musieliście obserwować je oboje, nie mogąc wpłynąć na dziejące się tam wydarzenia. Nikt was nie widział. Po wypaleniu trzeciej zapałki duch zniknął.To był jeden z tych wieczorów, które Daisy z nieznanych sobie powodów szczerze lubiła. Na dworze było dość zimno. Padał drobny śnieg. Idąc, trzeba było uważać by nie pośliznąć się i nie wyrżnąć na chodnik. Ale po wyjściu z pracy, mogli wstąpić do herbaciarni by wziąć na wynos herbatę świąteczną. Przepyszną, bo z pomarańczą, goździkami, cynamonem i kardamonem. Mocno osłodzoną miodem. Kubek przyjemnie ogrzewał dłoń, gdy tak bez celu wędrowała.
- Jest najlepsza – tłumaczyła towarzyszącemu jej Darcy’emu. – Spróbuj. Jestem więcej niż pewna, że będziesz tak samo zachwycony jak ja – obiecała.
Daisy uśmiechnęła się ładnie. Płatek śniegu spadł jej na nos i zamienił się w kropelkę wody. Normalnie takie rzeczy ją denerwowały, ale jakoś nie tym razem. Tym razem to pasowało. Grudniowa, zimowa noc. Sypiący z nieba śnieg. Blask latarni, który rzucał długie cienie na mijających go przechodniów. Poczuła się prawie tak, jakby była bohaterką jakiejś książki, może nawet napisanej właśnie przez Darcy’ego. Książki, w której byłaby oczywiście główną bohaterką i za moment miała trafić prosto w ramiona księcia na białym koniu. W alternatywnej wersji, to Daisy była księciem na białym koniu i za kilka minut miała uratować jakąś zrozpaczoną księżniczkę. W sumie w wersji, gdzie trafiała na księcia jego również ratowała z opresji. Ostatecznie mogłaby ocalić jakąś księżniczkę dla brata a potem dopilnować by wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie. Bo Daisy, tak ogólnie, lubiła na siebie patrzeć jak na kobietę czynu, nawet jeśli tak naprawdę była dość leniwa i nieszczególnie skora do najmniejszych poświęceń.
I może przez to, że miała tak dobry humor tego wieczoru, zamiast kierować się prosto do punktu aportacyjnego wyciągnęła Darcy'ego do herbaciarni i na spacer po zaśnieżonych ulicach magicznego Londynu. Szli dalej, ku jednej z ciemniejszych alejek w magicznych dzielnicach Londynu. Na swoją obronę miała tyle, że nigdy nie była szczególnie refleksyjna i nigdy szczególnie nie zastanawiała się nad tym, że takie miejsca mogły okazać się średnio bezpieczne po zmroku dla młodej i całkiem ładnej dziewczyny (dla jej ładnego i młodego brata również). Zresztą, był grudzień, ludzie – nawet ci źli – z pewnością mieli inne, superważne rzeczy do zrobienia aniżeli czatowanie w ciemnej alejce na rodzeństwo Lockhartów. No bo w sumie skąd mieliby wiedzieć, że Daisy Lockhart tego dnia postanowi tam zajrzeć? No nie mogli. Ona sama nie miała zielonego pojęcia, że po pracy najdzie ją ochota na spacer i pociągnie za sobą brata.
Pojawienie się ducha małej dziewczynki nieco zburzyło ten idealny wieczór.
- Hej, mała! Nie powinnaś być już w domu z rodzicami? – zapytała Daisy, początkowo nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że gada do zjawy. – Widziałeś, jak ona jest ubrana? Zamarznie tutaj – zauważyła rozsądnie i pociągnęła Darcy’ego w stronę ciemnej alejki.
Uniosła skonsternowana brwi, gdy dotarło do niej, że dziewczynka siedziała przy ścianie, na twardym kartonie. Co jest? Była bezdomna albo z jakiegoś powodu bała się wrócić do domu? Nie mogła wrócić? Młoda dziennikarka nie miała szczególnie wrażliwego serca, ale było coś nieprzyjemnego w myśli, że bezdomne dziecko błąkało się nocą po magicznym Londynie.
- Mała, czy wszystko w porządku? – rzuciła, zbliżając się do niej. – Wiesz, późno już, powinnaś zmykać do domu. Twoi rodzice na pewno się niepokoją. No i… za zimno jest na taką sukienkę i kocyk na ramionach, wiesz? Jak nie masz gdzie się podziać, to… - urwała, zdając sobie nagle sprawę z tego, że mówiła do ducha. Ducha małej dziewczynki.
Ducha, który właśnie spojrzał na nią smutnymi oczyma i podpalił pierwszą zapałkę.
- Jest najlepsza – tłumaczyła towarzyszącemu jej Darcy’emu. – Spróbuj. Jestem więcej niż pewna, że będziesz tak samo zachwycony jak ja – obiecała.
Daisy uśmiechnęła się ładnie. Płatek śniegu spadł jej na nos i zamienił się w kropelkę wody. Normalnie takie rzeczy ją denerwowały, ale jakoś nie tym razem. Tym razem to pasowało. Grudniowa, zimowa noc. Sypiący z nieba śnieg. Blask latarni, który rzucał długie cienie na mijających go przechodniów. Poczuła się prawie tak, jakby była bohaterką jakiejś książki, może nawet napisanej właśnie przez Darcy’ego. Książki, w której byłaby oczywiście główną bohaterką i za moment miała trafić prosto w ramiona księcia na białym koniu. W alternatywnej wersji, to Daisy była księciem na białym koniu i za kilka minut miała uratować jakąś zrozpaczoną księżniczkę. W sumie w wersji, gdzie trafiała na księcia jego również ratowała z opresji. Ostatecznie mogłaby ocalić jakąś księżniczkę dla brata a potem dopilnować by wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie. Bo Daisy, tak ogólnie, lubiła na siebie patrzeć jak na kobietę czynu, nawet jeśli tak naprawdę była dość leniwa i nieszczególnie skora do najmniejszych poświęceń.
I może przez to, że miała tak dobry humor tego wieczoru, zamiast kierować się prosto do punktu aportacyjnego wyciągnęła Darcy'ego do herbaciarni i na spacer po zaśnieżonych ulicach magicznego Londynu. Szli dalej, ku jednej z ciemniejszych alejek w magicznych dzielnicach Londynu. Na swoją obronę miała tyle, że nigdy nie była szczególnie refleksyjna i nigdy szczególnie nie zastanawiała się nad tym, że takie miejsca mogły okazać się średnio bezpieczne po zmroku dla młodej i całkiem ładnej dziewczyny (dla jej ładnego i młodego brata również). Zresztą, był grudzień, ludzie – nawet ci źli – z pewnością mieli inne, superważne rzeczy do zrobienia aniżeli czatowanie w ciemnej alejce na rodzeństwo Lockhartów. No bo w sumie skąd mieliby wiedzieć, że Daisy Lockhart tego dnia postanowi tam zajrzeć? No nie mogli. Ona sama nie miała zielonego pojęcia, że po pracy najdzie ją ochota na spacer i pociągnie za sobą brata.
Pojawienie się ducha małej dziewczynki nieco zburzyło ten idealny wieczór.
- Hej, mała! Nie powinnaś być już w domu z rodzicami? – zapytała Daisy, początkowo nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że gada do zjawy. – Widziałeś, jak ona jest ubrana? Zamarznie tutaj – zauważyła rozsądnie i pociągnęła Darcy’ego w stronę ciemnej alejki.
Uniosła skonsternowana brwi, gdy dotarło do niej, że dziewczynka siedziała przy ścianie, na twardym kartonie. Co jest? Była bezdomna albo z jakiegoś powodu bała się wrócić do domu? Nie mogła wrócić? Młoda dziennikarka nie miała szczególnie wrażliwego serca, ale było coś nieprzyjemnego w myśli, że bezdomne dziecko błąkało się nocą po magicznym Londynie.
- Mała, czy wszystko w porządku? – rzuciła, zbliżając się do niej. – Wiesz, późno już, powinnaś zmykać do domu. Twoi rodzice na pewno się niepokoją. No i… za zimno jest na taką sukienkę i kocyk na ramionach, wiesz? Jak nie masz gdzie się podziać, to… - urwała, zdając sobie nagle sprawę z tego, że mówiła do ducha. Ducha małej dziewczynki.
Ducha, który właśnie spojrzał na nią smutnymi oczyma i podpalił pierwszą zapałkę.