• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »
[14.06.1971] Pierwsze ataki śmierciożerców

[14.06.1971] Pierwsze ataki śmierciożerców
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#1
01.11.2022, 00:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.11.2022, 23:33 przez Dora Crawford.)  

[14.06.1971]
Szpital św. Munga

Cedric Lupin & Menodora Crawley



O zajęcie w szpitalu wcale nie było ciężko. Sale pełne były chorych, a nawet jeśli stały puste, to szybko znajdowały lokatorów. Z jednej strony sugerowało to więcej możliwości do zgłębiania tajemnic medycyny, z drugiej jednak przyprawiało o zmartwienia i bóle głowy.
Dora od pewnego czasu miała wrażenie, że na oddziale zatruć pojawiało się więcej osób. Sale pozostawały puste o wiele krócej, a pełnoprawni uzdrowiciele, starsi i młodsi stażem, zdawali się jednakowoż utyskiwać i załamywać ręce nad tym faktem. Wszyscy chcieli nieść ulgę potrzebującym, ale kiedy nie mieli czasu otrzeć nawet potu z czoła, wszystko zdawało się o wiele bardziej kuriozalne.
Kiedy kolejny pacjent z ciężkim zatruciem znalazł się na oddziale, Crawley była jedną z praktykantek, która została do niego wysłana. Pełnoprawnym uzdrowicielem, który miał sprawować pieczę nad całym procesem leczenie był Lupin. Znali się dobrze, bo Cedric nie raz nie dwa, dawał sobie wejść na głowę Brennie, która z ochotą zapraszała go do domu Longbottomów. Lubiła go, ceniła jako kolegę zarówno w życiu prywatnym, jak i po fachu. Wszelkie pozytywne uczucia nie zmieniały jednak faktu, że widok wijącego się z bólu pacjenta, który powoli zdawał się zmieniać kolor, nie napawał jej przesadnym optymizmem.
Starała się jednak zachować pozory. Być 'dzielną dziewczynką', jak to czasem mówiła jej mama, chociaż często miała wrażenie, że kobieta mówiła to bardziej do siebie, jak do córki. Z czasem uświadomiła sobie, co było tego powodem. Teraz jednak nie był czas na to, by rozpamiętywać takie drobnostki.
Zerknęła kątem oka na Cedrica, pozwalając mu przejąć inicjatywę, samej podchodząc do półki z zestawem jakichś standardowych eliksirów, które przydawały się w nagłych przypadkach, przynajmniej do tego, by załagodzić sytuację.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#2
02.12.2022, 01:24  ✶  
Nie zareagował dobrze na wieść, że w mieście odbyły się ataki. Jego myśli momentalnie poleciały w stronę bliskich, ale przede wszystkim Danny. Wiedział, że jeśli działo się coś tego typu, z pewnością była już na miejscu. Czuł ogromną, mimowolną potrzebę wybycia ze szpitala. Tylko po to, żeby ją znaleźć, upewnić się, że jest cała. Najlepiej by było, gdyby przy okazji zabrał ją ze sobą gdzieś, gdzie będzie bezpiecznie. Wiedział, że ludzie potrzebują pomocy, ale nie chciał tego robić kosztem jej bezpieczeństwa. I chociaż przez krótką chwilę chciał pobiec do gabinetu, zabrać swoje rzeczy i ruszyć na miasto, ostatecznie zrezygnował. Nie mógł ot tak wyjść i zostawić tych wszystkich ludzi. Ostatnimi czasy i tak mieli problemy ze zbyt wielką ilością pacjentów w porównaniu do lekarzy. Każda para rąk była na cenę złota. Gdyby teraz wyszedł, naraziłby wiele niewinnych istnień, a przecież nie mógł sobie na to pozwolić. Nigdy nie wybaczyłby sobie takiego zaniedbania.
Właśnie dlatego zacisnął zęby, wziął kilka głębszych oddechów i wrócił na powierzchnię. Jęki, krzyki, rozmowy — wszystko zaczęło na nowo do niego docierać. Rozejrzawszy się, dostrzegł Menodorę. Posłał jej lekki, nieco niemrawy uśmiech, po czym ruszył w jej stronę. Fakt, że pomagał mu ktoś znajomy, komu ufał, sprawiał, że czuł się nieco pewniej.
— Będzie tylko gorzej. Przygotujmy zapasowe składniki i eliksiry — rzucił, po czym ruszył w stronę schowka na leki i inne przybory do eliksirów.
Skupiając się na tu i teraz, starał się wyrzucić na tył głowy zmartwienia. Nie mógł teraz wyjść, mieli zbyt dużo pacjentów, którymi ktoś musiał się zająć. No i zaczęli przybywać nowi. A Danny przecież na pewno da sobie rade.
Większość pacjentów była w dość stabilnym stanie. Podawał im standardowe dawki odpowiednich leków, stabilizując ich stan. Tutaj jednak zaczęły się robić schody.
Gdy na salę wniesiono nowego pacjenta, od razu wiedział, że święci się coś większego.
— Skąd przyjechał? Co się stało? — rzucił w stronę pracowników, którzy go przynieśli, ale ci jedynie pokręcili głowami, dając do zrozumienia, że nie wiedzą. Zdenerwowany Lupin minął ich i podszedł do pacjenta. Wyciągnął różdżkę i zaczął mamrotać pod nosem inkantacje. Czubek różdżki lekko się zaświecił, mężczyzna lekko się uspokoił... co jednak nie trwało zbyt długo. Jęki na nowo wypełniły salę, a gdyby tego było mało, jego skóra zaczęła zmieniać kolor.
— Cholera jasna, to coś poważniejszego... - zaczął, w głowie kompletując rzeczy, których będą potrzebowali. — Potrzebujemy eliksiru uspokajającego. Nie dam rady nic zrobić, jeśli będzie się rzucał. Przynieść też wiggenowy. Potrzebujemy też dyptamu. I mieszankę łagodzącą objawy zatrucia. Tę zieloną. I beozar. Na wszelki wypadek... — dokończył, po czym wrócił do poszkodowanego. Raz jeszcze przyłożył różdżkę do jego ciała i zaczął mamrotać zaklęcia. Bo chociaż wiedział już, że to nie pomoże, miał nadzieję, że zatrzyma w ten sposób działanie tego, czymkolwiek to było do czasu, aż przyjaciółka dostarczy mu medykamenty.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cedric Lupin (466), Dora Crawford (279)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa