• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
[02.05.72, tuż po południu] Rachunek sumienia - po wielkiej wichurze, Sam i Bren

[02.05.72, tuż po południu] Rachunek sumienia - po wielkiej wichurze, Sam i Bren
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
29.06.2023, 10:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:20 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

wiadomość pozafabularna
Zgodnie z informacją od MG: możliwe do przeszukania 1 pole + za aktywność fizyczną 3 = 4. Odejmuję jedno, za inną sesję w lesie = 3.

To był długi dzień. I nie zanosiło się na to, że szybko się skończy.
Brenna miała za sobą też długą noc, poranną wizytę w lesie, szybkie rozesłanie kilku wiadomości, a potem dwie godziny, które spędziła na szybkiej drzemce, by zregenerować chociaż trochę siły. Kiedy się z niej obudziła, czuła się trochę, jakby wstała z grobu, ale i tak miała wyrzuty sumienia, że w ogóle poszła spać, kiedy inni przeszukiwali Knieję. Znała to miejsce, była Brygadzistką, umiała przemieniać się w wilka, powinna siedzieć tam, w puszczy, a nie wypoczywać.
Dlatego znów przewinęła się pod namiotem, meldując, że wchodzi do lasu i prosząc o wskazanie kierunku, w którym nie ruszyło jeszcze zbyt wiele grup. A ponieważ urzędniczka bardzo upierała się, że nie puści tam nikogo samego – dostała do pary Samuela Carrowa. (Powinna mu podziękować, że „się nawinął”, inaczej prawdopodobnie weszłaby do Kniei sama, narażając nie tylko swoją głowę, ale przede wszystkim – spokój, bo potem ta miła pani wszystko notująca pewnie byłaby na nią bardzo wściekła.)
Mdlące uczucie niepokoju wciąż ją prześladowało. Kiedy ostatnio zaglądała do namiotu uzdrowicieli, koło dziesiątej, usłyszała, że na razie ma nie przeszkadzać, nie była więc pewna, co dalej z Mavelle, Patrickiem i Victorią. Udało znaleźć się Norę i Camerona, Brenna trzymała się więc nadziei, że być może niedługo w lesie namierzą także wujka, Idę i innych zaginionych. Spychała to wszystko gdzieś na bok, skupiając się na tym, że las był dziś niebezpieczny i że jej nieuwaga mogła sprawić, że przegapią jakiś trop.
Po lakonicznym przywitaniu, niewiele mówiła. Zwłaszcza jak na siebie. Nie odzywała się, gdy wchodzili pomiędzy pierwsze drzewa, z których część została uszkodzona wichurą, kiedy przechodzili pośród paproci, po miękkim mchu. Knieja Godryka, tak dobrze znana, tak kochana, tego dnia wydawała się jej obca i straszna. W dłoni wciąż trzymała różdżkę, rozglądając się uważnie, szukając zagrożeń, ale i śladów wskazujących na niedawną obecność ludzi. Rano niosło ją do przodu, szukała tropów jako wilk, ale teraz, przynajmniej na razie, pozostawała w ludzkiej postaci – może uspokoiła się dość, by nie pędzić jak wariatka.
Wciąż miała na sobie mundur uwalany ziemią, przypalony na rękawie. Włosy też dalej były rozczochrane i odrobinę przypalone. Poza paroma zadrapaniami Brenna nie była jednak ranna. Wyszła z polany cała i zdrowa. Powinna się z tego cieszyć, a zamiast tego miała tylko wrażenie, że najwyraźniej działała za wolno albo była w złym miejscu o złym czasie, skoro wielu innych skończyło w tak złym stanie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Trickster
Come with me now,
I'm gonna take you down.
Samuel mierzy jakieś 185 centymetrów wzrostu. Jest bardzo wysportowany, lubi wszelkie aktywności fizyczne. Włosy ma jasne, zawsze czesane wiatrem, często zbyt długie i roztrzepane, pojedyncze kosmyki nachodzą mu na jasnoniebieskie oczy. Na jego twarzy zazwyczaj maluje się beztroski uśmiech. Pachnie smarem i tytoniem.

Samuel Carrow
#2
29.06.2023, 10:44  ✶  

Samuel nie zamierzał dzisiaj siedzieć w domu. Musiał pomóc osobom, które tego potrzebowały. Wczoraj z racji na to, że siostra chciała z nim porozmawiać wybrał się wcześniej do siebie, co okazało się być wielkim szczęściem, chociaż czy aż tak? Nie umknęło mu to, że na dworze szalał dziwny wiatr, bardzo silny. Zastanawiał się, czy nie rozniesie im chałupy, wraz z Jackie nawet pomogli kilku osobom uciekającym z polany. Próbował się teleportować, bo martwił się o Danielle - jednak mu się to nie udało, a siostra skutecznie wybiła mu z głowy pomysł, aby polecieć tam na miotle. Jakoś przeczekał do rana, chociaż nie było to wcale takie łatwe. Na całe szczęście Danielle odezwała się do niego nad ranem - żyła, mógł być spokojniejszy.

Kiedy tylko wzeszło słońce wyszedł z domu, aby udać się do Kniei, gdzie jeszcze dzień wcześniej panowała przyjemna atmosfera, ludzie celebrowali Beltane. Jak widać nawet to zostało im odebrane. Był w szoku, przeraził go ogrom zniszczeń. Ciała, ranni - było to naprawdę wiele.

Znalazł się przy namiocie, w którym mógł dowiedzieć się jak pomóc, miał wyruszyć do lasu. Nie sam, co podkreślała urzędniczka rozdzielająca zadania. Jakoś tak wyszło, że nawinęła się kuzynka Danielle, był to całkiem szczęśliwy traf. Wiedział bowiem, że Brenna jest brygadzistką, to zresztą ona spotkała go przy tym nieszczęsnym posągu, który nagle się poruszał. Pamiętał, że myślała, że to on zrobił krzywdę niewinnej dziewczynie, na całe szczęście udało mu się wytłumaczyć, że znalazł się tam przypadkiem.

Longbottom wyglądała na zmęczoną, chciał się jej zapytać, czy jest pewna tego, że chce iść do lasu, jednak znając charakter Dani, mógł podejrzewać, że nie odpuści tak łatwo, jeśli już sobie coś założyła - pewnie to rodzinne. Wolał więc milczeć, szedł tuż obok niej, całkiem syzbkim krokiem. Nie bardzo wiedział, co powinien powiedzieć, ta sytuacja, te ataki do których doszło to było wiele.

Samuel trzymał w dłoni różdżkę, w końcu kto wiedział, co właściwie czaiło się w tym lesie. Rozglądał się przy tym uważnie - szukając nie do końca wiadomo czego.


!B1
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
29.06.2023, 10:44  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście na zagubionego mugola. Jest lekko pijany, co zapewne pomogło mu przetrwać liczne zderzenia z drzewami - na jego ciele widnieje wiele siniaków i otarć, ale jest w stanie iść. Niestety kompletnie nie wie, gdzie się znajduje i co tutaj właściwie robi. Dostał się do Doliny świstoklikiem i jak się domyślacie, nie ma pojęcia o tym, czym ten cały świstoklik jest - chciał wybrać się dzisiaj do baru na promocję lanego piwa, ale ulotka wyniosła go w powietrze aż na Polanę Ognisk, skąd musiał uciekać wraz z innymi. Mężczyzna jest skonfundowany i chce wrócić do domu, ale nie ufa każdemu - ktoś z was musi posiadać charyzmę na poziomie przynajmniej ◉◉○○○ i nie możecie posiadać zawad czyniących was niezręcznymi społecznie, jeżeli chcecie, żeby mugol wrócił z wami do Doliny dobrowolnie. W przeciwnym wypadku musicie zaciągnąć go tam siłą lub porzucić.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
29.06.2023, 11:03  ✶  
Szelest.
Brenna poderwała różdżkę instynktownie, natychmiast celując nią pomiędzy drzewa. I nie opuściła jej także wtedy, gdy okazało się, że to nie żaden potwór, nie śmierciożerca, a człowiek.
Nie miała rentgena w oczach. Nie wiedziała, że to mugol, chociaż jego ubiór ją zdziwił. I nie mogła być pewna, że nie był to jeden z tych, którzy wczoraj w maskach na nich napadli – oni zapewne też nie wszyscy zdołali uciec bezpiecznie. Omiotła człowieka uważnym spojrzeniem, ale nie dostrzegła żadnych obrażeń.
- Brenna Longbottom, Brygada Uderzeniowa – powiedziała, wciąż celując w mężczyznę. Ten na ich widok zatrzymał się dość gwałtownie, w pierwszej chwili chyba ucieszył, potem spojrzał z obawą na różdżkę… a potem zdał raczej skonfundowany. – Szukamy ocalałych po wichurze. Pańskie nazwisko proszę.
- Michaelson… - odparł powoli, trochę niewyraźnie. Musiał być wczorajszego wieczora pijany, bo chociaż trochę wytrzeźwiał do tej pory, w nozdrza Brenny po chwili uderzył zapach alkoholu. – Kim… kim wy jesteście? Co to za Brygada Uderzeniowa? Gdzie my jesteśmy? I czym ty we mnie celujesz?
Nieprzyjemne podejrzenie wkradło się do głowy Brenny. Pamiętał nazwisko, nie rozpoznawał różdżki. Miał na sobie mugolskie ubranie, jakiego żaden rozsądny czarodziej nie założyłby na Polanę. Bardzo powoli opuściła nieco różdżkę, chociaż dalej jej nie schowała.
– Brygada to… oddział policji – powiedziała, obserwując jego twarz. Zdawało się jej, że w jego spojrzenie wkradła się ulga, ale wciąż nie podchodził do nich, wyraźnie nieufny. – Wczoraj doszło do… ataku terrorystycznego. Szukamy ocalałych…
– To… to nie był sen? – spytał, najwyraźniej nie dając wiary Brennie tak od razu. Omiótł spojrzeniem jej ubranie, a potem skupił wzrok na Samuelu. Był skonfundowany, przestraszony. – Nie był, prawda? – dodał zaraz, jakby bardzo chciał, aby wszystko okazało się snem, ale wiedział już, że nie jest rzeczywiste.
– Jak pan się tutaj znalazł, panie Michaelson?
– Ja… poszedłem do pubu. Z ulotką. A potem ta ulotka… pomyślicie, że jestem szalony. Ta ulotka mnie porwała. Wylądowałem na tej polanie, a tam działy się straszne rzeczy. Jestem szalony? A może wy…
Cofnął się nagle, ulga została zastąpiona zaniepokojeniem.
– Spokojnie, panie Michaleson. Prawdopodobnie ktoś dolał panu czegoś do piwa. Jesteśmy całkiem blisko przejścia do Doliny Godryka. To wioska, tam zajmą się panem uzdro… lekarze i wszystko panu wyjaśnią.
Mugol nie wyglądał na przekonanego. Spojrzał na Samuela, jakby spodziewał się, że on doda coś od siebie.
– Chcę wrócić do domu – wyszeptał, ale wciąż nie ruszył się z miejsca. Nieufny, niepewny. Jego umysł rozpaczliwie szukał jakiegoś wytłumaczenia tego wszystkiego, ale ulotka porywająca go z Londynu do lasu… to było za wiele. – Bardzo chcę wrócić do domu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Trickster
Come with me now,
I'm gonna take you down.
Samuel mierzy jakieś 185 centymetrów wzrostu. Jest bardzo wysportowany, lubi wszelkie aktywności fizyczne. Włosy ma jasne, zawsze czesane wiatrem, często zbyt długie i roztrzepane, pojedyncze kosmyki nachodzą mu na jasnoniebieskie oczy. Na jego twarzy zazwyczaj maluje się beztroski uśmiech. Pachnie smarem i tytoniem.

Samuel Carrow
#5
29.06.2023, 11:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2023, 11:37 przez Samuel Carrow.)  

Usłyszał jakiś dźwięk, biorąc za przykład swoją towarzyszkę uniósł różdżkę - w końcu nie wiadomo, co mogło czaić się w lesie.

Z pomiędzy drzew wyłonił się człowek - to skłoniło go do opuszczenia różdżki. Nie chciał nikogo przestraszyć, być może to było nieco bezmyślne, ale Samuel zakładał raczej, że będzie to ktoś, kto potrzebuje pomocy.

Uważnie przyglądał się mężczyźnie, wyglądał mu na takiego, co trochę wczoraj zabalował, jego ubiór przypominał mugolski - Samuel znał wielu mugoli i dokładanie wiedział jak się noszą, zresztą sam często ubierał się podobnie, bo często przebywał wśród nich. Tylko skąd wziął się mugol w Kniei? Zastanawiało go to.

To, że mają doczynienia z mugolem potwierdziła jego reakcja na widok Brenny z uniesioną różdżką. Widać było, że mężczyzna jest skonfundowany. - Samuel Carrow. - Dodał od siebie. Wypadało się przedstawić, chyba?

- Zostaliśmy wysłani do lasu, jako misja ratunkowa dla tych, którzy się w nim znaleźli. - Postanowił wyjaśnić. Ton jego głosu był spokojny. Wyglądał schludnie - jak na siebie, chociaż nie spał zbyt wiele, jednak przy Brennie, która przeżyła noc w lesie prezentował się naprawdę dobrze. Można mu było zaufać.

Słowa mężczyzny wzbudziły w Samuelu zdziwienie. Jakie ulotki? Ktoś musiał stworzyć świstokliki aby przenieść tu Merlina winnych mugoli. Co za nieodpowiedzialne zachowanie, ale nie mógł się więcej spodziewać po poplecznikach Voldmerota, bo podejrzewał, że to ich sprawka. Ciekawe jak wielu mugoli znalazło się na polanie. To mogło być dla nich bardzo niebezpieczne.

- Możliwe, że jakieś substancje zostały wczoraj dodane do pańskiego trunku. Spokojnie, odprowadzimy pana w bezpieczne miejsce, już niedługo znajdzie się pan w domu, panie Michaelson. Obiecuję to panu. Chodźmy. - Powiedział nadal bardzo spokojnym tonem, nie chciał wystraszyć mężczyzny, zależało mu na tym, aby wzbudzić jego zaufanie.

Widać było, że mugol się wahał, jednak jakie miał wyjście? Posłusznie ruszył za nimi do wyjścia z Kniei. Szli w milczeniu, kiedy znaleźli się na obrzeżach lasu przekazali go odpowiednim służbom.

- Idziemy dalej? - Zapytał, chociaż wiedział, że na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź. Ruszyli z Brenną ponownie do Kniei, aby kontynuować poszukiwania.



wiadomość pozafabularna
Sam ma charyzmę na 2
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
29.06.2023, 11:43  ✶  
Odetchnęła z prawdziwą ulgą, kiedy Michaelson po chwili wahania podszedł do Carrowa. Nie mogliby go tutaj zostawić, więc gdyby się opierał, musiałaby go oszołomić i przenieść całą drogę na magicznych noszach, a wolała, aby spacerował dobrowolnie. Nie skomentowała sprawy ulotki. Nie mogli o tym rozmawiać: nie przy nim. Niemagiczny tylko jeszcze bardziej by się zestresował.
Nie było specjalnie zaskakujące, że to Samowi ostatecznie udało się przekonać mugola. Brenna niekoniecznie była najbardziej charyzmatyczną jednostką pod słońcem, a to zdecydowanie nie był jej dzień. Mugol widział przed sobą śmiertelnie bladą kobietę o zaciętym wyrazie twarzy w pobrudzonym, porwanym ubraniu, i chłopca o normalnym wyglądzie i sympatycznej aparycji.
Brenna ukradkiem, gdy Sam i mugol ruszyli przodem, obróciła się jeszcze i wyczarowała na jednej z gałązek wstążkę, zaznaczając, że tu byli. A potem poszła, dość pośpiesznie - by na skraju lasu ich wyprzedzić.
- Poczekaj chwilę - poprosiła Samuela, po czym rzuciła się biegiem do najbliższego pracownika Ministerstwa, jakiego dostrzegła. Przez chwilę szeptali coś pomiędzy sobą - Brenna szybko tłumaczyła, że mają tu do cholery mugola, którego najwyraźniej porwał świstoklik, sprawę trzeba zbadać, a jemu samemu zmodyfikować pamięć i załatwić transport do Londynu. Zajęło to chwilę, ale po jakichś trzech minutach wróciła do Carrowa i Michaelsona. Po kolejnych pięciu minutach pojawiła się przy nich niska czarownica, która poprosiła, aby Michaelson poszedł z nią, obiecując, że obejrzą jego obrażenia, zbiorą zeznania i niedługo zabiorą z powrotem do domu. Brenna odprowadziła go spojrzeniem, marszcząc brwi.
- Cholera jasna - podsumowała tylko krótko całą sytuację. Samuela znała za słabo, aby dzielić się z nim przemyśleniami na ten temat, chociaż myśli ich obojga dryfowały w podobnym, przykrym kierunku.
Voldemort postanowił porwać mugoli i wrzucić ich w samo centrum Polany Ogni. Gdzieś w Londynie pozostawiono nielegalne świstokliki. Chyba po to, aby mieli dziś rano więcej do sprzątania w Ministerstwie Magii - żaden inny powód nie przychodził Brennie do głowy. Przecież wczoraj było dość jasne, że Brygadziści i Aurorzy nie rzucą się pomagać mugolom: nie wiedzieli nawet, że ci są na polanie, a w pierwszej kolejności musieli walczyć z pojawiającymi się wszędzie śmierciożercami.
W tym lesie byli zapewne nie tylko ranni i martwi czarodzieje, ale także mugole, którzy znaleźli się tutaj, nie mając pojęcia, co się dzieje. Pozbawieni magii, jakiej mogliby użyć do swojej obrony. Na samą myśl mdłości, jakie i tak czuła od samego rana - do licha, chyba powinna była coś zjeść, dopiero teraz przyszło jej do głowy, że mogło mdlić ją też z głodu... - nasilały się.
Dlatego odpowiedź na pytanie Sama mogła być tylko jedna.
- Ja jeszcze wracam - dorzuciła po prostu, pozwalając by z jej ust wydobyło się westchnienie. A potem obróciła się i znów ruszyła w Knieję, w ciemność lasu. Odgłosy Doliny, gdzie kręcili się czarodzieje, powoli zanikały, w miarę jak podążali w kierunku, z którego przyprowadzili mugola, by ponownie podjąć poszukiwania w punkcie, w którym je przerwali. Brenna znów zaciskała palce na różdżce, a jej spojrzenie przesuwało się pomiędzy drzewami.

!B2


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#7
29.06.2023, 15:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2023, 15:05 przez Eutierria.)  

A więc zdecydowaliście się przemierzać knieję...


Natrafiliście na grób nieznanego czarodzieja. W takich miejscach zagrzebywano najczęściej samobójców, zdziwiło was więc pewnie na widok nawiedzającego grób ducha. No bo jeżeli chciał odejść - dlaczego nadal tu był? Siedział na tym porośniętym mchem nagrobku, samiusieńki w tej paskudnej Kniei. Na wasz widok uśmiechnął się przyjaźnie.

- O, przysłali tu wreszcie ludzi z ministerstwa... - powiedział, po czym zaciągnął się dymem z fajki. - Dwójka was tylko, a tylu potrzebujących. Na północ stąd umierają właśnie małe dziecko i piesek, co za rozpacz dla waszych serc pewnie, a na południu czeka was najpewniej śmierć. Sugeruję wam więc udać się na południe, to będzie świetna zabawa, jeżeli zginiemy tu wszyscy razem. Może moja prawnuczka przyniesie nam tutaj planszę do go...
Trickster
Come with me now,
I'm gonna take you down.
Samuel mierzy jakieś 185 centymetrów wzrostu. Jest bardzo wysportowany, lubi wszelkie aktywności fizyczne. Włosy ma jasne, zawsze czesane wiatrem, często zbyt długie i roztrzepane, pojedyncze kosmyki nachodzą mu na jasnoniebieskie oczy. Na jego twarzy zazwyczaj maluje się beztroski uśmiech. Pachnie smarem i tytoniem.

Samuel Carrow
#8
29.06.2023, 22:56  ✶  

Cóż, Sammy potrafił przekonywać, może nie był mistrzem negocjacji, jednak Michaleson go wysłuchał i zrobił to, o co go prosił. Ułatwiło im to transport mężczyzny na polanę, dobrze się stało, mogli obejść się bez używania magii na nieszczęsnym mugolu.

Dotarli na polanę. Skoro Longbottom poporosiła, aby na nią poczekał - zrobił to. Odpalił przy tym papierosa i zaciągnął się dymem, nałóg okropna rzecz, jednak nie zamierzał z nim walczyć. Potrzebował mieć jakąś przyjemność z życia. Wyciągnął jeszcze paczkę w kierunku mugola, który stał tu z nim, może też miał ochotę uraczyć się dymkiem. Michaleson skorzystał z okazji i wziął jednego papierosa, palili je w milczeniu. Carrow obserwował przy tym, jak żywo Brenna tłumaczyła coś pracownikowi ministerstwa.

Zdążył spalić zanim Longbottom pojawiła się ponownie obok nich. Nie odezwał się słowem, chociaż wiele myśli chodziło mu po głowie. Nie powinni jednak o tym dyskutować przy tym mugolu, w ogóle nie sądził, że był to odpowiedni moment na to, żeby dzielić się tym, co sądził o tym wszystkim.

- Tak, cholera jasna. - Powtórzył jedynie to, co mówiła jego towarzyszka, bo trochę brakowało mu słów, aby to skomentować. Źle się działo, bardzo źle. Brakowało im jeszcze tylko na głowie tego, żeby mugole zaczęli pojawiać się w ich świecie. Musieli przecież dbać o to, żeby nie wiedzieli o ich istnieniu, bo to mogłoby dopiero spowodować zamieszanie, że też poplecznicy Voldemorta nie pojmowali takiej elementarnej wiedzy.

Kiwnął jedynie głową, kiedy usłyszał słowa Brenny. Spodziewał się, że nie skończyła jeszcze działać. Ruszył więc za nią ponownie do Kniei, mieli spory teren do przeczesania, szkoda było czasu na niepotrzebną dyskusję.

Dotarli do miejsca, w którym wcześniej zakończyli poszukiwania i udali się jeszcze głębiej w las. Może uda im się kogoś uratować? Miał nadzieję, że los nadal będzie im sprzyjał.

Trzymał różdżkę gotową do ewentualnego ataku, chociaż nie sądził, żeby mieli kogo atakować. Winni tym wydarzeniom na pewno dawno już ulotnili się z tego miejsca. Wtedy jego uwagę przykuł grób, ktoś musiał zostac tutaj pochowany. Nie było to jednak najdziwniejsze, bo tuż obok znajdował się duch. Dlaczego tutaj siedział? Takie miejsca typowe były dla samobójców, co więc jeszcze trzymało go na tym świecie. Czuł, że nie uzyska odpowiedzi na to pytanie.

Przyglądał się mu dość niepewnie, nic nie mówił, jednak duch sam ich zagaił. Słuchał uważnie tego, co miał im do powiedzenia. Małe dziecko i piesek Umierają. Nie brzmiało to dobrze, przeniósł wzrok na Brennę, wtedy też duch kontynuował swoje słowa najpewniej czeka śmierć - zaciekawiło go to. Nigdy nie należał do rozsądnych osób i bardzo chętnie poszedłby to sprawdzić, jednak w tym czasie dziecko mogło umrzeć. - Szkoda czasu, chodźmy to sprawdzić! - Powiedział i szybkim krokiem ruszył na pólnoc - tak jak zasugerował im duch, później będzie mógł się zająć południem. Co chwila odwracał się za siebie, aby sprawdzić, czy Brenna nadal jest tuż za nim.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
29.06.2023, 23:06  ✶  
Brenna zwolniła, spoglądając na ducha. Już, już otwierała usta, by spytać, czy kogoś nie widział - bo w tej chwili bardziej niż okoliczności jego śmierci i to, dlaczego nie poszedł dalej, interesowali ją żywi, nie zastanawiała się nad tym nawet - gdy ten przemówił sam.
Dziecko i piesek.
Albo pewna śmierć.
Gdyby duch wspomniał o samej pewnej śmierci, Brenna bez wątpienia poszłaby prosto tam, bo to oznaczało, że w Kniei Godryka było coś, co trzeba zabić i to możliwie szybko. Zanim dorwie kolejne osoby. To był jej dom. Powinien być bezpiecznym miejscem. Ale nie byłaby sobą nawet gdyby zostawiła w lesie umierającego psa, nie mówiąc już o umierającym dziecku. Na litość Merlina, nawet cholernego śmierciożercę, któremu życzyła, by zdechł w męczarniach, ratowała, niszcząc dłoń golema, a potem oddając mu jeden z cennych eliksirów.
Carrow nie musiał oglądać się często. Brenna już parę sekund później nie była za nim: była przed nim.
Nie myślała nad tym nawet. Nie zdążyła choćby pomyśleć o tym, co przyszło jej do głowy później – że Samuel Carrow to naprawdę dobry człowiek, skoro nie zawahał się w takiej sytuacji, chociaż w głębi lasu mogło im coś grozić. W jednej chwili obok Samuela stała kobieta, w następnej – jednym susem minęła go wilczyca. Zagłębiła się w pobliskim gąszczu, kierując się na północ. W tej formie mogła poruszać się szybciej. I miała znacznie czulsze zmysły: jeżeli dziecko lub ten pies będą krwawić... to Brenna powinna to wyczuć. Nie mogła biec z pełną szybkością, więc nie zostawiła go za sobą, ale i tak zmusiła go do przyspieszenia kroku.
Wiedziała już doskonale, że żadne modlitwy nie przyniosą skutku. Szeptała jej słowa tamtego wieczora przed Beltane i jej prośby nie zostały wysłuchane. Nie zwracała się więc do Matki Księżyca, a jednak gdzieś po wilczej głowie tłukła się ta sama myśl, prośba, na podobieństwo modlitwy.
Proszę.
Proszę, niech nie będzie za późno.

Zawiodła już tak wielu ludzi, nie chciała, nie mogła, zawieść tego dziecka, porzuconego samotnie gdzieś w Kniei.

!A2


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#10
29.06.2023, 23:06  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście tam na zbłąkanego ducha małego dziecka. Jego wiek oceniliście na około dziewięć lat. Siedzi pod drzewem i płacze, ubolewając nie nad utratą życia, lecz zgubieniem swojej matki - najpewniej nie wie nawet, że nie żyje. Możecie uświadomić je w tym, że spotkał je koniec, wygnać za pomocą egzorcyzmów lub porzucić w rozpaczy - każda z tych akcji będzie miała swoje konsekwencje. Duch nie jest w stanie opuścić tych terenów. Krew na drzewie buduje wrażenie, jakoby miało zginąć tutaj, lecz nigdzie nie dostrzegacie jego ciała - czyżby zostało stąd wywiane?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3023), Samuel Carrow (2147), Pan Losu (367), Eutierria (2)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa