• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[lato 1972] Miłość niczego nie przebaczy

[lato 1972] Miłość niczego nie przebaczy
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#11
28.08.2023, 13:45  ✶  

Laurent lubił takie osobowości, które promieniały siłą i pewnością siebie. Ciągnęło go do nich jak lep przyciągał muchy (choć muchy przyciągało też coś innego), tak i zupełnie nie przeszkadzało mu to, o ile starsza jest Persefona. Wręcz przeciwnie, starsza, bardziej doświadczona, bardziej dojrzała, promieniała wręcz swoim seksapilem. I być może nawet poddałby się temu czarowi, gdyby nie fakt, że bardziej niż kobiety, tak się składało, kochał złoto. Więc tylko na momencik jego kąciki ust uniosły się, zaświecił oczkami, ale zaraz po prostu się odsunął i dał kobiecie przejść. Na ten krótki momencik nawet zmartwienie zniknęło o jej córkę, wszystko przygasło. To była sekunda, tak mi się wydaje. Może pięć. Nieodpowiedni moment na myślenie o nieodpowiednich rzeczach. Zaraz obrócił wzrok na drzwi i chciał się odezwać, że się martwią, tak prawdziwie, bo kobieta nic a nic nie odpowiada... nie powiedział nic. Zamiast tego zakrył swoje usta dłonią i podparł się niepewnie ściany, gdy zniosło go na momencik na bok. Tak, to zdecydowanie była sekunda, nie pięć. Ale sekunda, w której świat zawirował, jakby chciał go pokarać za jego grzeszne i próżne myśli. Potem ten smród, który sprawił, że chciało mu się wymiotować. Zrobiło mu się absolutnie niedobrze. Zamiast na plecy kobiety i na kabinę spojrzał na korytarz - ale żadnego śladu po wodzie, którą wyraźnie słyszał, tam nie było. Żarówki teraz fałszywie nie migotały, ale Laurent w swojej wyobraźni prawie to widział. Co oni dodali do tej potrawki... Przeszedł go zimny dreszcz. Racjonalne się wydawało, że pewnie się czymś struł i jego ciało zaczynało źle reagować na bodźce wewnętrzne - bo żołądkowe. Pani Persefona nagle przestała być atrakcyjna. Laurent się bał, że kiedy na nią spojrzy, to zobaczy obrośniętego muszlami i glonami topielca.

Miał wielką ochotę zatrzymać Anthonyego, żeby nie wchodził za tą kobietą do środka.

Nie zrobił tego.

Wszedł na końcu, nagle trochę się bojąc tego, co tu zobaczy i zastanie. Albo bojąc się, czy nie będzie miał jakichś kolejnych halucynacji. Różne choroby dotykały na morzu, może on był ofiarą jednej z nich? Rozejrzał się po apartamencie Marianne, spoglądając na szczegóły tego miejsca. Przynajmniej dopóki nie usłyszał krzyku, a potem nie zobaczył, kto znajduje się w wannie. Wtedy już naprawdę złapał się szafki z myślą, że zaraz zemdleje. Zabiła się. Marianne się zabiła jako jedna z tych wizji, jaką wysnuł stojąc przed jej pokojem. Przez co chciał siłą wejść tutaj, bo przecież może można jej było pomóc. Chyba było za późno. Pokiwał głową do Anthonyego i niekoniecznie w pełni sprawnie umysłowo złapał kobietę za ramiona, żeby zaprowadzić kobietę na drugi koniec pokoju, skąd nie było widoku na łazienkę i posadzić ją na krześle.

- Już dobrze, dobrze... - Mamrotał, chociaż sam w to nie wierzył.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#12
29.08.2023, 19:14  ✶  

Również ukłonił się do pani Fawley, czym prędzej puszczając ją do drzwi od jej własnej kajuty, tym bardziej, że ta miała klucz do środka i mogła rozwikłać trapiącą ich zagadkę. Sam Pemberton nie miał zamiaru wchodzić do środka, wszak pilnował tylko dwójki niesfornych mężczyzn i o ile Marianne rzeczywiście nie była ze złota (i nie mogli jej ukraść), tak nie należało się niczym martwić. Kolejny dobry uczynek spełniony, można wracać do pracy Pomyślał, wyjmując spod pachy swoje notatki, chcąc powrócić do kolejnych "inspekcji" na piętrze.

Stanley nie odszedł jednak za daleko, pozostał w bliskiej odległości od pokoju, w którym przed chwilą było całe zgromadzenie. Przyjrzał się za to kolejne lampie, o której nie omieszkał zanotować trzech kresek na kartce. Tyle informacji wystarczyło aby potwierdzić poprawność działania tejże lampy, oficer nie potrzebował nic więcej zapisywać, ponieważ nie była to nawet prawdziwa kontrola.

Dopiero słysząc krzyk ze środka pokoju, szybkim krokiem wpadł do środka, rozglądając się na to co miało miejsce. O ile pierwszy pokój nie wzbudził w nim żadnych emocji, tak widok z łazienki już owszem. Czyli jednak trup, nosz dlaczego Ciężko westchnął, zdając sobie sprawę, że jego najgorszy sen się ziścił - Na Boga... Co tu miało miejsce - odparł, przyglądając się panience Marianne. Dostrzegł jak Anthony próbuję na nawoływać, co chyba nie przynosiło zamierzonego skutku. Dziewczyna była blada - musiała być już martwa, nie podlegało to żadnej dyskusji. Pemberton zastanawiał się tylko czy powinien mu to teraz powiedzieć czy raczej powinien być to jakiś lekarz, specjalista w tej dziedzinie.

- Proszę tutaj pozostać, są państwo świadkami tych wydarzeń. Nikogo nie wpuszczać do pokoju bez pozwolenia kogoś z załogi - poinformował znajdujących się tutaj pasażerów, a następnie ruszył na górny pokład ile sił w nogach. Zamierzał wezwać lekarza i może kogoś wyższego stopniem czy pozycją na statku, składając pokrótce raport o zaistniałej sytuacji. O ile zależało mu bardzo aby znaleźć jakiegoś doktora, tak nie zamierzał teraz biegać po całym statku i go poszukiwać, a zostawić wiadomość reszcie załogi aby wysłali medyka do pokoju Fawleyów, który znajdował się w części statku dla drugiej klasy. Stanley chciał co najwyżej poświęcić 5, może 10 minut na poszukiwania tejże osoby, a następnie czym prędzej wrócić na dół do kajuty z Marianne i resztą podejrzanych.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#13
30.08.2023, 01:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.08.2023, 01:59 przez Norvel Twonk.)  

Anthony, Laurent, Stanley



Marianne przelewała się Anthony’emu przez ręce, gdy ją podnosił. Chociaż sama była dość drobna i raczej lekka, jej ubranie stało się ciężkie od wody. Pozostawała chorobliwie blada, a jednak – gdy ją tulił, gdy sprawdzał puls, wydawało mu się, że ten jeszcze bił. Był słaby, ledwo wyczuwalny, dziwnie powolny – jak jego własny puls, jakby obydwa się w jakiś zadziwiający sposób zsynchronizowały. To nie był najwłaściwszy moment, ale przez chwilę, znalazł na to nawet odpowiednie porównanie: jak wtedy, gdy świat zwolnił, bo padał na pokład. Ale czy kiedykolwiek padał na pokład?
Persefona Fawley ucichła. Nie protestowała, gdy Laurent złapał ją za ramiona. Jej poczerwieniała z szoku i bólu twarz zastygła w trudnym do opisania grymasie. Zacisnęła usta w cienką linię, drgała jej brew a oczy… oczy nabrały jakiegoś szczególnego wyrazu. Pokiwała powoli głową.
- O tak, już dobrze, dobrze – zgodziła się a w jej głosie pojawiły się jakieś ciemniejsze nuty. – Proszę nigdzie nie iść, panie Burkes! – zawołała, mając chyba nadzieję, że zatrzyma Stanleya w pół kroku. Ten zaś, gdy tylko wypadł z pokoju poczuł, jak zrobiło mu się słabo aż musiał się zatoczyć. Przez sekundy miał przebłysk, że statek przechyla się, staje prawie w pionie a do środka schodami wlewa się zimna, morska woda. Lampy skwierczą, gdy pada elektryka. Światło zamigotało, sprawiając, że przebłysk zniknął. -  Proszę jeszcze nigdzie nie iść – doprecyzowała pani Fawley, strącając ręce Laurenta ze swoich ramion. – Albo proszę iść i sprowadzić mi Howarda. Tak, czy inaczej, nikt nie może się dowiedzieć o Marianne. Życie za życie to uczciwa cena, prawda?
Machnęła ręką w stronę szafy a ta otworzyła się sama. I Laurent, ze zdziwieniem, mógł dostrzec że w środku wcale nie było sukienek, halek i innych damskich rzeczy. To znaczy były, ale nie tylko i nie zajmowały aż tak wielkiej części garderoby, jak powinny. Po pierwsze wnętrze szafy wydawało się o wiele większe niż powinno być. Po drugie, w środku był kocioł i schowana w klatce sowa. Po trzecie znaczną część zajmowało więcej dziwnych, dziwacznych przedmiotów, które może można by i było znaleźć w jakimś sklepie z badziewiem ezoterycznym, ale najwyraźniej pani Fawley traktowała to wszystko nad wyraz poważnie.
W nos Laurenta znowu uderzył zapach słonej wody, zgniłych ryb i wodorostów. Światło w kajucie przygasło a w jego głowie pojawiła się myśl, że sowa nie powinna siedzieć w szafie, że trzeba ją było przynajmniej od czasu do czasu wypuścić, by sobie polatała. Usłyszał dźwięki wydawane przez uderzające o pokład rybie ogony i widział wyłupiaste rybie oczy, zamykające się i otwierające rybie usta i duszące się rybie skrzela. A kiedy podniósł wzrok na Anthony’ego Burkesa, obraz mężczyzny też zaczął się zmieniać. Zniknął Burkes, którego jak mu się wydawało dobrze znał, a pozostała sylwetka Anthony’ego Borgina. Przypomniał sobie jak płynął na łodzi ku statkowi widmo, jak w jego uszy uderzyły dziwne, rozpaczliwe głosy, jak upadał na pokład.
I już wiedział, że nie był żadnym Laurentem Thomsonem. Był Laurentem Prewettem. Zawsze nim był.
- Anthony, kochasz moją córkę, prawda? Zrobiłbyś dla niej wszystko, prawda? – zapytała tymczasem pani Fawley. - Jest sposób, by znowu żyła.

Tura trwa do 02.09.2023 roku do godziny 21.00
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#14
30.08.2023, 15:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.08.2023, 15:18 przez Laurent Prewett.)  

Poczytalność była czasem bardzo niepewną rzeczą.

Przeszedł go kolejny dreszcz, kiedy Persefona powtórzyła jego słowa. Przyłapała go na kłamstwie? Tylko co mówić matce, która właśnie straciła córkę? Jak ją pocieszyć, co powiedzieć? Laurent sam prawie panikował, a w drugiej części siebie niedowierzał chwilowemu widokowi. W jego umysł wkradła się poprawka, że może jednak nie jest za późno, może dziewczyna żyje! Tylko potrzebny był szybko medyk, który jej pomoże! Ale ten ton był czymś innym. Pojęciem "dobra", które wypaczało się u swych podstaw jak gnijące mięso, które roztacza potem mdlący, słodki zapach.

- J-jak to nie iść? - Otworzył szerzej oczy, patrząc w szoku na kobietę. Słowa: przecież pani córka potrzebuje pomocy! ugrzęzły mu jednak w gardle i go nie opuściły. Nie próbował znowu jej złapać, kiedy odepchnęła jego ręce. Zawiesił je w przestrzeni między nicością a tym, jak przed momentem były oparte na kobiecie, która rozpaczała. A teraz... co teraz robiła właściwie Persefona Fawley? - Jak to... nie dowiedzieć się? - Może ktoś uznałby te pytania ze bzdurne, ale słowa tej kobiety go mroziły. O pytanie, które zadała pytać nie chciał. Bał się odpowiedzi. Przesycały go tylko mocniej strachem i tym poczuciem, że to, co się tutaj dzieje, jest absolutnie popierdolone. Tak wykolejone, że nie układało się nawet w głowie. Coś było nie tak. Ale to normalne, tak, przecież to normalne... oczy Laurenta powędrowały ku otworzonej szafie. Tak, tak, to też było normalne. Kociołek, przecież czasami się takie nosiło... na pewno się nosiło... Persefona mogła być z daleka, z jakiejś... egzotycznej rodziny. Chociaż wyglądała po prostu na angielkę. To normalne, że człowiek niedowierzał, gdy działa się tragedia. Tak chciał sobie to wszystko usprawiedliwiać.

Laurent obrócił się do ściany, podparł rękoma o drewno i zwymiotował od widoków i smrodów, jakie go zupełnie opętały. Jego żołądek skurczył się i wymusił na nim wyplucie swojej zawartości. Albo tylko mu się tak wydawało. Podniósł wzrok na Antyonyego, swojego przyj... na... na kogo? Kim był ten człowiek? Kim był ten drugi człowiek? Oni byli osobami, które... moment.

Laurent spojrzał w kierunku lustra, szukając odbicia swojej twarzy. Czy to sen? Czy to znów jakiś upiorny sen, jak wtedy, z tamtym mordercą. Panicznie przeszukał swoje kieszenie w poszukiwaniu różdżki, a kiedy jej nie znalazł... złapał lampkę stojącą na stole i z całej mizernej siły, jaką miał, uderzył nią w głowę stojącej do niego tyłem Persefony.

- Anthony! Ocknij się! Nie jesteś żadnym Burkesem! - Jeśli jego imię było takie samo, to może tamtego też? Nie miał pojęcia, zresztą teraz nawet nie było to ważne! Jakkolwiek w rzeczywistości na imię miał ten człowiek, Laurent chciał tylko, żeby się wybudził. Bo, o zgrozo, przecież nie poradzi sobie sam... bez różdżki. Laurent nie czekał na ruch kobiety i spróbował też walnąć kobietę tym stoliczkiem, na którym lampka stała.


I hyc o babę lampką..?
Rzut O 1d100 - 53
Slaby sukces...


... stolikiem?
Rzut O 1d100 - 86
Sukces!


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#15
02.09.2023, 13:26  ✶  

Stanley był zawzięty do tego, aby rozwiązać tę sprawę i przede wszystkim pomóc biedaczce. Może lekarz mógłby coś zadziałać w tej sprawie? Nie był pewien. Nie znał się na tym za bardzo - nic więc dziwnego, że wolał po kogoś pójść.

Pemberton zdziwił się, co nie miara, kiedy Persefona poprosiła aby Burkes nigdzie nie szedł. Ten w końcu chciał chyba tkwić przy dziewczynie, próbując zrobić cokolwiek aby jej pomóc. Czy matka Marianne doznała takiego szoku, że zaczęła reagować nieracjonalnie? Brzmiała jakby w ogóle się nie przejmowała tym co tutaj się wydarzyło. O tak, już dobrze, dobrze... To nie brzmiało jak najbardziej przejęty rodzic na świecie...

Nie miał jednak czasu, aby się zbytnio nad tym zastanawiać. Musiał działać, dbać o dobrą opinię "Perły Morza", dbać o swoją przyszłość. Młody oficer wypadł z kajuty i już miał się kierować na górę, kiedy to zamiotło nim na bok. Momentalnie poczuł się gorzej, trochę słabo. Z tego wszystkiego musiał się złapać ściany. Stanley tak jak reszta pasażerów też był człowiekiem, a jak to wiadomo - człowiek jak wielbłąd, napić się musi. Nie przypominał sobie jednak, aby mocno wczoraj przegiął z ilością spożytego alkoholu, wszak zawsze starał się trzymać jakiś fason i kończyć wieczór po jednym, maksymalnie dwóch drinkach. Był też święcie przekonany, że wczoraj postąpił tak samo, chociaż to co się wydarzyło przed chwilą, dało mu do myślenia czy aby na pewno tak było...

To nie było najgorsze - wizja, która go zaatakowała znienacka, była dużo gorsza, wręcz tragiczna w skutkach. Dlaczego ze wszystkich statków, które akurat pływały po otwartych zbiornikach wodnych, to "Perła Morza" miała zostać stracona? Nie rozumiał tego. Nie wiedział też dlaczego to akurat on miał mieć tę wizję. Czy to był początek jego końca? Na szczęście to była tylko wizja, a przynajmniej wszystko na to wskazywało - pod nogami nie było żadnych hektolitrów wody, a po za migotaniem światła, elektryka zdawała się działać poprawnie - Do diaska... Co to było... - zapytał sam siebie, przyglądając się całemu korytarzowi. O ile w swojej pierwotnej wizji chciał biec ile sił w nogach, tak teraz podszedł do ściany i przy jej wsparciu ruszył dużo wolniejszym krokiem na górę. Obraz zalewanego statku spowodował, że ten utracił trochę pewności siebie, bojąc się, że to rzeczywiście może się stać.

Zanim się oddalił, usłyszał słowa pani Fawley dotyczących Howarda. Kim on był aby jej odmówić, zwłaszcza kiedy ten zdawał się być kimś ważnym dla panienki Marianne. Zgodnie z zaleceniem, prośbą, a może nawet rozkazem Persefony, udał się w priorytecie po sir Jamesa. Dopiero później chciał powiadomić resztę załogi o tym co miało miejsce na pokładzie drugiej klasy.

Docierając do kajuty tego dostojnika, zapukał czym prędzej do jego drzwi. Robił to nerwowo i szybko, zupełnie jakby się paliło - Panie Howard! Panie Howard! - nawoływał trochę błagalnym tonem - Jeżeli jest pan w środku, proszę otworzyć drzwi. Pani Persefona Fawley prosi aby pan czym prędzej udał się do jej kajuty - wytłumaczył przez drzwi, nie wiedząc czy ten się w ogóle tam znajduje. Pemberton postanowił zaczekać tam minutę, może dwie i ruszyć dalej, jeżeli nie otrzymał żadnego znaku życia ze środka.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#16
02.09.2023, 22:29  ✶  
Anthony nie była w stanie pojąć, że Marianne mogła być martwa. Przecież czuł, że jeszcze żyła, ledwo, ale coś się działo z jej sercem. Jej ciało momentami delikatnie drżało. Wszystko to, co działo się przed kajutą — nawet lampy w kształcie tulipanów i dyskusja o brzydkich sposobach na zarobek były mglistym wspomnieniem w obliczu tragedii, która dotknęła jego serca. Miał delikatne zawroty głowy, ciepłe i zimne poty naprzemienne rozchodziły się po jego ciele, serce waliło niczym oszalałe, pełne przerażenia. Dziewczyna w jego ramionach była zimna i blada, nie reagowała zupełnie na jego słowa. Wiedział, ale jednocześnie wcale nie chciał wiedzieć. Zaschło mu w gardle, przed oczami przemknęła wizja planów, które snuł dla niej i dla siebie, małej piekarni i artykułów do gazet w Stanach. Jak miał jej pomóc? Jego palce zaciskały się na jej ramieniu oraz na ręczniku czy innym gównie, które miało powstrzymać krwawienie. Czuł się tak, jakby stał obok siebie i spoglądał w formie ducha na to, co się działo. Jak słuchali jego słów, jak Laurie zabrał jego niedoszłą teściową, jak oficer miał niezadowoloną minę. Czas zdawał się stać w miejscu, a Tony nie chciał jej puścić, nie chciał przestać próbować. Bo miał
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Mógł przyjść wcześniej. Mógł za nią wyjść. To była jego wina.
Nie był świadomy tego, co działo się w kajucie, co było w szafie. Dopiero głos kobiety sprawił, że podniósł głowę i spojrzał przez otwarte drzwi, wciąż trzymając mocno jej córkę w ramionach. W oczach miał zaskoczenie, rozchylił nawet usta, biorąc głębszy oddech.
- Jest sposób? Jaki sposób, Pani Fawley? Jak mogę ją uratować? - zapytał w końcu, podnosząc się z trudem z dziewczyną w ramionach. Była lekka, nawet gdy jej ciało okryte było mokrą i ciężką sukienką. Spojrzał na jej bladą twarz, poprawił ją w palcach i ruszył w stronę kajuty. - Proszę mówić. - jego głos był w połowie szeptem, a w oczach zalśniła tym razem determinacja. Gdy Laurent uderzył kobietę - DWA RAZY - zapowietrzył się nieco zszokowany, nie tylko zdziwiony.
- Pojebało Cię Laurent? Co Ty ćpałeś? I jak mam teraz uratować Marianne? Można ją uratować. Oczywiście, że jestem Burkesem. Obudź ją, zanim będzie za późno. Laurie, błagam Cię, jesteś moim przyjacielem. Wiesz, że nie mogę jej stracić. - spojrzał na niego, robiąc kilka kroków w jego stronę. Pomimo słów, w jego głosie był raczej rozkaz, aniżeli prośba. Czyżby odwaliło mu od podróży statkiem, nieświeżych małż lub z powodu krwi w łazience? Zawsze był delikatny. - Jak ją zabiłeś idioto, to Marianne umrze!
Syknął wściekle, czując, jak się w nim gotuje. Bolała go głowa, serce wciąż waliło, jak dzwon, a jego oczy co rusz spoglądały na słabnącą dziewczynę. Musiał ją ocalić.
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#17
04.09.2023, 01:08  ✶  

Stanley


Przez krótki moment wszystko wróciło do normy. Korytarz znowu był tylko korytarzem. Z elektryką nie działo się nic zaskakującego. Numerki na drzwiach prowadzących do kajut bogatych podróżujących złociły się w świetle lamp.
A potem w Stanleya uderzyło kolejne wspomnienie. Pływająca łódź i on na tej łodzi, sporo ludzi i majacząca na horyzoncie Perła morza. Ale dlaczego miałby płynąć z obcymi, dziwnie ubranymi ludźmi na Perłę morza? Czemu właściwie był przekonany, że płynął razem z nim Anthony Burkes? Czemu przypomniał sobie jego dowcipkujący głos i kompletnie bezsensowne zdanie: W takim razie, nie mogę ominąć następnego balu. Twoja siostra w sukience i z ograniczoną wolnością? To może być bezcenne.
Jaka siostra? Przecież Burkes uganiał się za Marianne, jakby się regularnie opijał amortencji. Amortencji?
Stanleyowi znowu zakręciło się w głowie i znowu przypomniało mu się, że to nie pierwszy, nawet nie drugi raz na tym statku, bo przecież zakręciło mu się w głowie i na pokładzie, kiedy… kiedy co…? Kiedy upadał. A Anthony Borgin upadał razem z nim. I Prewett upadł. I…
I nie był żadnym Pembertonem. Owszem, Stanley Pemberton istniał. Żył prawie siedemdziesiąt lat wcześniej. Miał ojca, który wykupił mu patent oficerski. Był młody, ambitny, całkiem przystojny. Miał karierę i zginął podczas katastrofy statku. A on, Stanley Borgin, teraz jakimś cudem przeżywał jego wspomnienia, tkwił w jego głowie i jeśli się nie wydostanie, jeśli wszyscy się nie wydostaną to… to podzielą los tamtych.

Laurent, Anthony


Samuel wszedł do pokoju Marianne i jej matki jako ostatni. A gdy zrozumiał co się stało, po prostu zamarł i stał jak kołek, nie za bardzo wiedząc jak powinien zareagować. Tak, zawsze źle radził sobie z kobietami, ale tu sytuacja była fatalna. Jedna nie żyła a druga oszalała. I Laurent chyba też oszalał, skoro podniósł lampę i uderzył nią w panią Fawley.
Ale najdziwniejsze nie było nawet zachowanie brata Anthony’ego, ile to co w chwili ciosu lampą stało się z Persefoną Fawley. Bo najdziwniejsze było to, że…
…że kobieta wcale nie upadła, nie odpowiedziała atakiem na atak, nawet się nie zatoczyła, ani tym bardziej nie krzyknęła, ale zamieniła się w kałużę morskiej, słonej wody, która chlusnęła na Anthony’ego i leżącą w jego ramionach Marianne.
- Wydaje mi się, że… - zaczął Samuel i na oczach Anthony’ego i Laurenta również on zamienił się w kałużę wody.
Marianne tymczasem, jakimś przedziwnym sposobem, znalazła się na łóżku. Leżała na nim na wznak, z rękoma splecionymi na piersiach. Jej klatka piersiowa opadała i unosiła się ledwo dostrzegalnie.
I jeśli krzyk Laurenta to wciąż było za mało dla Anthony’ego, to wszystko, co właśnie wydarzyło się na jego oczach, musiało coś odblokować w jego umyśle. Przypomniał sobie łódź, niecierpliwą Brennę Longbottom, która zawsze pchała się w tarapaty i nigdy nie dała się zaprosić na prawdziwą randkę, przypomniał sobie wreszcie usiany nieprzytomnymi pokład statku widmo i to, kim był naprawdę.
Teraz już pamiętali kim są i wiedzieli, że najprawdopodobniej śnią cudze sny a wcześniej przeżywali cudze życia. Ale co musieli teraz zrobić, by oprzytomnieć naprawdę?

Tura trwa do 08.09.2023 roku do godziny 21.00
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#18
04.09.2023, 14:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.09.2023, 14:28 przez Anthony Ian Borgin.)  
Wszyscy oszaleli, cały tej rejs był przeklęty, a Anthony obwiniał siebie za to, że nie przyszedł do niej wcześniej. Bo co on niby zrobi, jak Marianne umrze, skoro oczyma wyobraźni widział już gromadkę dzieci, mały domek na przedmieściach z pięknym ogrodem i swoje nazwisko pod artykułem z pierwszej strony New York Times? Trzeba przyznać, był ambitny.
- Co jest do chuja Pana? Co to za jebane sztuczki? Laurent, zabiłeś Panią Fawley! I to jeszcze zmieniłeś ją w wodę? Co Ty, Czarodziej? - krzyknął już, będąc w szoku przez ciąg wydarzeń, który jawił się przed jego oczami. Instynktownie przytulił Marianne bardziej do siebie, odwracając się nieco na bok, aby nie oberwała pozostałościami swojej nieszczęsnej matki. Bo co, jeśli to były jej wnętrzności? Cofnął się pół kroku od przyjaciela, szczerze zaniepokojony tymi szatańskimi sztuczkami, kiedy jego brat również zamienił się w kałużę. Zamrugał, przeklął tak brzydko, że szkoda o tym wspominać i miał ochotę wybiec z przeklętej kajuty ze swoją umierającą przyszłą żoną, a potem rzucić się na szalupy ratunkowej i opuścić ten głupi statek. Musiał ją przecież uratować.. I wtedy poczuł, że zrobiło mu się dziwnie lekko w ramionach, a spoglądając w dół, Panny Fawley tam nie zauważył. Zacisnął kilkakrotnie palce, jakby sprawdzał, czy nie stała się niewidzialna, a potem spojrzał pod nogi. - Jeśli zamieniłeś Marianne w kałużę, to Cię kurwa wrzucę do oceanu. - zakomunikował Laruentowi, grożąc palcem, ale chwilę potem dostrzegł ją na łóżku, więc mógł nieco odetchnąć. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała. Nogi go poniosły na krawędź mebla, przysiadł, kładąc dłoń na jej dłoni i wtedy..
Pstryk.
- Brenna.. - mruknął pod nosem, bo obraz dziewczyny zatańczył mu przed oczami, przez co przestał zaciskać palce na dłoni Marianne, chociaż ręki nie cofnął. Faktycznie, łódka, statek, Ministerstwo i ona, która zostawiła wszystkich w tyle, rzucając się na Perlę. Pewne rzeczy się nie zmieniają, zawsze była odrobine lekkomyślna, chociaż to też było w niej urocze. No dobrze, ale gdzie Atreus i ... Wytrzeszczył oczy, podrywając się z miejsca i rozejrzał się po kajucie. - Gdzie do chuja jest Stasiek? Widziałeś go? I dlaczego w ogóle trzymałeś Brennę za rekę? - zwrócił się do Prewetta, lustrując go wzrokiem, podejrzliwym trochę. Był ze Staszkiem w dormitorium, był Ślizgonem i chociaż byli skrajnie różni, zdarzało się im razem bywać tu i ówdzie. Atreusa był w stanie znieść, ale co do Lauriego, nie był przekonany. Anthony dopadł do drzwi, wychylił głowę i krzyknął, gdy nie uzyskał sensownej odpowiedzi od swojego towarzysza. - Stanley? Stasiek kurwa, gdzie jesteś?
Już tam kij z nim, mógł się utopić czy zmienić w kałuże, ale nie mógł przecież pozwolić, żeby coś się stało jego bratu. Przetarł dłońmi twarz, wciąż były wilgotne, koszula — niegdyś śnieżnobiała, miała czerwone plamy. Był komornikiem, nie poszukiwaczem przygód, ale nie był też jakimś kompletnym idiotą. Myślał, analizował, kontemplował nad wszystkim tym, co się wydarzało. - Skoro oni wszyscy się, no, wiesz, rozpłynęli.. Czy to znaczy, że mamy zginąć na tym statku i zmienić się w wodę? Czemu Marianne nie zginęła? Dlaczego mam wrażenie, że to ona jest kluczem do tego szaleństwa..
Mruczał na tyle głośno, aby Laurent słyszał, ale patrzył to na kobietę, to na drzwi, to gdzieś w przestrzeń. Jego głowa wyjrzała na korytarz raz jeszcze. - Stanley chodź, mamy problem!
Oznajmił bardzo bystro - krzykiem, całemu chyba statkowi, po czym podszedł do łóżka i przysiadł na jego krawędzi, sprawdzając puls dziewczyny. Spróbował poprawnie obwiązać jej rany, nie miał przy sobie różdżki i żadnego eliksiru, aby ją postawić na nogi.
-Znasz się na ... eeee uzdrawianiu bez magii? I w ogóle jak się czujesz? Krzyczałeś i byłeś zielono blady, trochę, jak ryba. Nie jesteś rybą, nie? Nie zmienisz się w morską wodę? - zapytał Laurenta całkiem poważnie, okrywając zmarznięta dziewczynę też kocem. No przecież był gentlemanem, nie mógł pozwolić jej umrzeć. - Kałuża mówiła, że życie za życie. W baśniach, to książę całuje księżniczkę i jest załatwione, tyle tylko, że Anthony lub raczej ja - nie jestem jej księciem.
Gdybał głośno, wiążąc bandaże. Westchnął, przyglądając się dziewczynie. Rzuciła klątwę w rozpaczy i złości za złamane serce, a historia ciągle toczyła się na nowo, tyle, że z nowymi aktorami? - A może Marianne pobiera życie z ludzi, których wciąga i dlatego statek wrócił? Bo ona trwa w takim letargu, pomiędzy światami?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#19
04.09.2023, 15:52  ✶  

Lampka uderzyła, ale nie było oporu. Nie było tego, czego Laurent się spodziewał i czego się bał - że skaleczy człowieka. Zdanie sobie sprawy, że coś tu nie pasuje, że coś nie gra, wcale nie usprawiedliwiało jego reakcji. Nie chciał kobiecie zrobić trwałej krzywdy, chciał ją ogłuszyć! O ile w ogóle była kobietą. Ten obrzydliwy smród od niej - Laurent przez te chwile, kiedy zareagował, sądził, że to potworów, który... chyba był potworem. Bo zamiast oporu, pojawiła się cuchnąca woda, która rozpryskała się na podłodze. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Blondyn zamarł aż, patrząc, jak Marianne znika z ramion lamentującego, nieprzytomnego Anthony'ego (którego po drodze okazało się, że jednak zna, tylko był pijany albo pod wpływem zaklęcia), a jego domniemany "brat" rozpływa się i... rozpływa sie. Tak samo jak ta wiedźma przed momentem. Było mu aż gorąco od adrenaliny, która buchała w jego żyłach, gdy wielkimi oczami spoglądał na cały ten plac zabaw, na którym zostali uwięzieni. Przez kogo? Przez co? Czary? Statek był na pewno zaklęty, ale dlaczego czuł jego zew? Co wzywało? Kto wzywał? Wzywali do wspomnień czy może do statku samego w sobie? I był przez moment tak przerażony tym, co się dzieje jak i samym Anthonym, który groził mu śmiercią. Po prostu śmiercią. Nie miał pojęcia, czy on też oprzytomnieje. Na to liczył. A jeśli nie to...

Oprzytomniał. Znajome imię wysunęło się z jego ust.

- To... to cię teraz najbardziej interesuje? - Był w szoku, aż lekko potrząsnął głową niepewny, czy w ogóle dobrze usłyszał. Akurat trzymanie Brenny za rękę? Przecież to był jakiś absurd! Puścił stolik, który jako drugim gotów był się bronić przed wiedźmą i spojrzał na szafkę. Skoczył w zasadzie zaraz do niej, chcąc ją przekopać, poszukać różdżki. A jeśli nie tam, to... kobieta! Jeśli nie było różdżki w szafie to ruszył od razu do Marianne. Czy kobieta w ogóle żyła? Teraz go tknęło. Oddychała... i nie była ranna? Nie broczyła krwią?

- Nie wiem, Anthony, uspokój się, proszę... - Mówił lekko drżącym, mocno napiętym głosem. Sprawdził najpierw, czy kobieta nie ma przy sobie różdżki, skoro jej życiu nic nie groziło... Ale moment. Anthony miał trochę racji. Jeśli przeżywali wspomnienia, jeśli to był sen... to co ta różdżka w zasadzie zmieni? Czy to, co tu robili, miało jakiś wpływ na rzeczywistość? - Anthony, uspokój się! - Nawołał do niego ostrzej. Ręce mu lekko drżały, próbował myśleć, próbował jakoś... próbował robić cokolwiek! Odnaleźć się w tym, a bezsensowny słowotok mężczyzny niczego tu nie ułatwiał! - Zbiera mi się na wymioty co jakiś czas i kręci mi się w głowie. Nie wiem, dlaczego. - Odpowiedział już trooszkę spokojniej.

Życie za życie... Jeśli to był sen to chyba nie byłoby nic złego? Ale cokolwiek się tutaj działo mogło przenosić nie tylko ich umysły, mogli odbywać znacznie bardziej skomplikowaną podróż. Po Zimnych już wiedział, że nawet odwiedzenie Limbo nie było nieprawdopodobne. Zresztą sam został zaatakowany we śnie i prawie w nim zabity. Nie. Nie wolno im tutaj było popełnić błędu.

- Nie... nie potrafię czarować bez różdżki i nie jestem uzdrowicielem. - Tylko czy potrzebowali tutaj różdżek, skoro to nie był sen? Laurent usiadł obok kobiety i wyciągnął do niej dłonie, kładąc je na jej policzkach. Chciał sprawdzić, co się stanie, jeśli przeleje w tę kobietę energię - świadomie. Czy to w ogóle możliwe. Czy magia zadziała, a może zadziała tylko ta konkretna rzecz, albo stanie się coś innego? - Zobacz, czy coś ci się stanie, jeśli spróbujesz się czymś zaciąć. Być może osoby nadal żywe zachowują się jak Marianne. Jest z nimi fizyczny kontakt. To, co nam się dzieje, może się nawet przenosić na nasze ciała. Zjawy tego statku, osoby, które już nie żyją, zamieniają się natomiast w wodę. - Ale to taka bardzo wczesna teoria i może kompletnie nietrafiona. Laurent znał się na duchach, miał do czynienia z Zimnymi, miał do czynienia z magią, która pozwalała wchodzić do snów i przenosić obrażenia na ciało.


Rzut na kminienie co to za magia - z nekromancji
Rzut PO 1d100 - 29
Akcja nieudana


Rzut na próbę obudzenia Marianne
Rzut PO 1d100 - 10
Akcja nieudana


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#20
06.09.2023, 23:16  ✶  

Bogaci to jednak mieli dobrze. Nie dosyć, że kajuty mieli full wypas to jeszcze działała u nich elektryka bez żadnego zarzutu. Zapewne gdyby Pemberton żył w innych czasach mógłby powiedzieć, że sąsiad złodziej i to wszystko ukradł dlatego teraz tyle ma. Na całe szczęście nie musiał tym martwić, ponieważ miał poważniejsze problemy.

Za wszelką cenę chciał sprowadzić sir Howarda na dolny pokład, zgodnie z wolą jednej z pasażerek. Sęk w tym, że nie bardzo ktoś mu chciał odpowiedzieć. Może spał? Albo... też mu się coś stało? Nie. Tej myśli do siebie nie dopuszczał, chociaż wiedział, że nieszczęścia chodzą parami.

Chciał zapukać raz jeszcze, ale nie było mu dane - powróciło to "coś". Ta cała "prorocza" wizja odnośnie Perły Morzy. Tylko dlaczego teraz płynął na ten statek skoro się na nim znajdował? Rozumiał, że może ktoś z załogi dopływał, aby wejść na pokład, ponieważ mógł nie zdążyć wsiąść w porcie czy coś w ten deseń... Ale Anthony Burkes? W życiu. On nawet nie był członkiem personelem w żadnym stopniu. Nie zmieniał pościeli. Nie naprawiał elektryki. Nie robił nic innego, niż myślenie o tym jak ukraść to całe złoto.

Jednak czy to na pewno był Burkes? Interesowała go czyjaś siostra? A to nie tak, że on kręcił z Marianne? Nie wiedział... Znaczy wiedział, bo widział jak ten zareagował na dziewczynę w wannie, ale po prostu nie był już pewien chyba niczego. Stanley był już gotów, aby podjąć dyskusję z samym sobą na ten rozległy temat, ale znowu zakręciło mu się w głowie. Poczuł się słabiej, zupełnie jak na dole,  aż się musiał złapać co by przypadkiem nie upaść... I wtedy doznał olśnienia. Co najmniej jakby był żarówką, którą ktoś wkręca do zasilanego źródła. Wszystko stało się jakby... niedorzeczne?

Co jest... Przecież dopiero byliśmy na górze... Weszliśmy na pokład i jestem tutaj? Zastanawiał się, rozglądając wokół siebie. Miał tyle pytań na które nie znał odpowiedzi. Tutaj było tyle nie jasnych rzeczy, że nie wiedział od czego powinien zacząć. Gdzie był Anthony? Gdzie Laurent? Geraldine? Danielle? Atreus? Nawet... Ta cała Brenna Longbottom do której przecież pałał czystą niechęcią. I to nie tak, że chciał, aby jej się nic nie stało, wszak było mu to całkiem obojętne. Bardziej chodziło o spokój ducha i nerwy, które zostałyby zniszczone przez załamanego młodszego Borgina... Niedorzeczne, jednak nie było to teraz ważne.

Borgin chciał wrócić do domu w jednym kawałku. Tylko tego brakowało, aby dokonał żywota na jakimś statku gdzie został wezwany z Ministerstwa. Było tu też wystarczająco dużo osób na których mu zależało, aby wejść na najwyższe obroty - Będziesz chciał to kiedyś przyjdziesz. Ja nie mam czasu teraz - rzucił na od chodne w kierunku drzwi, odwracając się na pięcie, chcąc tym samym odnaleźć z powrotem swoich kamratów... Albo kogokolwiek. W tym momencie, ten cały Howard czy inny Jacek nie był już tak ważny jak jeszcze kilka minut temu. Można by rzecz, że momentalnie znalazł się na samym krańcu listy priorytetów - Anthony? Laurent? Geraldine?! Atreus! - nawoływał, obmacując się po ubraniu w poszukiwaniu swoich fantów. Tych jednak nie odnalazł, co wcale, a wcale mu się nie podobało. W końcu bez różdżki to jak bez ręki. Prawdę mówiąc to nie tylko tego poszukiwał - papieroskiem też by nie pogardził.

Stanley postanowił powrócić w miejsce, które opuścił jakiś czas temu kiedy to ruszył na poszukiwania sir Jamesa. Jego docelowym miejscem był pokój Marianne i Persefony - Laurent? Anthony! Geraldine? - szedł, nawołując wszystkie imiona po kolei. Chcąc, nie chcąc - głównie z PRZYPADKU - powiedział też pewnie z raz czy dwa "Brenna?"... No ale to już musiało mu się wymsknąć z tego wszystkiego.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Norvel Twonk (3226), Anthony Ian Borgin (4183), Laurent Prewett (3513), Stanley Andrew Borgin (3462)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa