Z aktówką ściskaną zakoronkowaną rękawiczką, Peppa weszła do budynku Ministerstwa Magii. Odebrała plakietkę gościa i przyczepiła jej do idealnie wykrochmalonej koszuli. Oto ten dzień. Dzisiaj znajdzie sobie godną pracę.
A jeśli nie, to zawsze czeka ją miła posadka w rodzinnej firmie.
Pożegnała się z przyjaciółmi i swobodnie ruszyła w przypadkową stronę. Już wcześniej zaplanowała sobie, że na targach będzie poruszać się indywidualnie. W końcu nie szukali pracy dla grupy. Każdy z nich jest osobną jednostką, z innym repertuarem umiejętności i zainteresowań zawodowych. W przypadku Peppy — była gotowa wziąć wszystko, o ile nie wiązało się to ze zbyt ciężką pracą, nieelegancką nazwą stanowiska albo marną płacą. Chociaż to ostatnie gotował była przyjąć w zamian za inne atuty.
Bufiaste rękawy koszuli skryła pod lnianą, skrojoną na miarę marynareczką. Myślała, by przyjść tutaj bez takiego okrycia — z powodu pogody i wyglądu lepiej odzwierciedlającego jej kwalifikacje — lecz pomysł odrzuciła. Marynarka nadaje większego prestiżu. Dopasowana spódnica szeleściła na każdym kroku, a spod skromnej, jak na Peppę, falbany pobłyskiwały wypastowane buciki. Idealnie spięte włosy, uniesiony pewnie podbródek i wzrok wyłapujący najlepsze kąski w okolicy.
Aż w końcu wpadła na niego. Nie wiedziała, czy był pracownikiem przydzielonym do zajmowania się targami, czy po prostu tędy przechodził. Nie miał plakietki interesanta, więc na pewno nie był przypadkowym Marianem idącym na rozprawę o alimenty. Wyglądał na poważną i szanowaną jednostkę. A w dodatku był brzydki, czyli musiał być dobry w tym, co robi. To nie tak, że koneksje w świecie czarodziejów robiły robotę i Peppa dobrze o tym wiedziała.
— Dzień dobry — zaczepiła mężczyznę swoim uroczym, ale silnie brzmiącym, głosikiem. — Jestem Penelope Potter, tegoroczna absolwentka.
Uśmiechnęła się delikatnie i pewnie wyciągnęła dłoń do uścisku. Była kobietą biznesu, a tak się witały kobiety biznesu.