Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Fabuła pod ZF, Catherine Barlow, etap I. Sesja nr 1.
Do ataku na kryjówkę Catherine Barlow, ochranianej przez Jasona Meadowesa, doszło późnym wieczorem 22 czerwca. Aurorzy pojawili się na miejsce koło drugiej w nocy, zaalarmowani przez mieszkańca Doliny, który zobaczył na niebie Mroczny Znak. Znaleźli zrujnowany salon, kompletnie zniszczoną sypialnię, ciało Meadowesa, potraktowane avadą (i kilkoma innymi zaklęciami) na progu oraz ani śladu kobiety, którą mieli za zadanie ochraniać.
Koło szóstej nad ranem oględziny miejsca zbrodni wciąż trwały. Ciało Jasona chwilę temu zabrano, ale trzech aurorów wciąż przebywało na miejscu i usiłowało znaleźć jakiś trop. Coś, co pozwoliłoby ustalić, kto to zrobił, jak ich znaleziono albo co spotkało Barlow.
Brakowało jakichkolwiek wskazówek, przynajmniej na razie, bo śmierciożercy posprzątali po sobie bardzo dokładnie.
- ...informację prawie na pewno przekazał ktoś od nas. Podobno zaklęcia ochronne na miejscu są nie złamane, a dezaktywowane. A to tak szybko mógł zrobić tylko ktoś, kto wiedział, co postawiono. Auror albo ktoś z sądownictwa sypnął - poinformowała partnerkę, kiedy o świcie stały razem na wzgórzu, spoglądając na dom położony u jego stóp. Znajdował się niemal na skraju Doliny, był podniszczony i wyglądał na niezamieszkany. W istocie do niedawna ktoś jednak w nim przebywał: Catherine Barlow i Jason Meadows, którego trupa aurorzy przetransportowali do Ministerstwa trzy godziny temu.
Jase.
Brenna go znała, jak właściwie każda bojówka Zakonu. Dołączył do nich kilka miesięcy temu, i chociaż w samym Biurze oficjalnie nie mieli ze sobą nic wspólnego, co najwyżej wymieniając ukradkowe uśmiechy, to po godzinach miała z nim do czynienia dostatecznie wiele, aby go zwyczajnie polubić. Żal skręcał ją teraz od środka, i mogłaby przysiąc, że ciemne nici rozpaczy zapuszczają się gdzieś w jej duszę. Kolejny miesiąc, kolejna strata. Myślała o jego uśmiechu, rzadko schodzącym mu z twarzy - i... to po prostu bolało.
Cathy.
Czy Catherine Barlow, informatorka Zakonu, która była taka młoda i taka dzielna, jeszcze żyła?
Nie mieli ciała. Była nadzieja. Nawet jeżeli bardzo blada.
- Może ktoś pracuje dla nich, może oberwał imperio albo legimens, może ktoś dodał mu veritaserum do herbaty albo wygadał coś kochance, ale tak czy inaczej, ufać nikomu nam nie wolno, bo ktoś przydzielony do tej sprawy miesza. Zwłaszcza, że już raz ją zaatakowano i musieli zmienić kryjówkę - poinformowała Brenna Wood, cicho, chociaż w pobliżu nikogo nie było. Przy samym domku kręciła się ekipa, wciąż jeszcze zbierająca ślady, ale były jeszcze poza zasięgiem głosu. Mówiła rzeczowo, dbając o to, aby nie pokazać po sobie ani tego, jak mocno wstrząsnęła nią śmierć Jasona, ani jak mało nadziei na znalezienie Catherine miała. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej nie wolno było jej takich rzeczy demonstrować.
Jeśli ona się zachwieje, inni też mogą to zrobić.
Chociaż bogowie, chwiała się. Rozmowa z Dumbledorem była jak cios kamieniem w potylicę, a teraz doszło do wszystko... Tyle że po prostu nie wolno jej było tego pokazać: nikomu z rodziny i nikomu z Zakonu. Już nigdy więcej.
- Czyli... jeśli cokolwiek zauważysz, mówisz to mnie, nie im. Jeżeli ja cokolwiek zobaczę w kręgu, milczę jak grób. A gdyby to było coś bardzo ważnego... szepcę ci o tym na ucho i lecisz z informacją do wujka Erika. Chyba że... upewnimy się, że zginęła. Wtedy to już bez znaczenia.
W takich sytuacjach liczył się czas. Musieli działać szybko, jeżeli Catharine wciąż żyła, a nic, co się dowiedzieli, nie mogło trafić ani do Ministerstwa, ani do śmierciożerców. Bo ktoś pracujący przy tej sprawie zdradził.
Na całe szczęście, widmowidze nie rośli na drzewach, nawet jeżeli Brenna przypadkiem dość często po takich chodziła. I najpierw w nocy obudziła ją nieoficjalna sowa z informacją o całej sytuacji, a potem przyszła sowa oficjalna, bo Harper błyskawicznie załatwiła, aby na miejsce wezwano właśnie Brennę i jej partnerkę. Nie ich śledztwo, ale odrobina "współpracy", by dać aurorom wskazówki...
Akurat.
Wysunęła dłonie z kieszeni spodni - nie miała na sobie munduru, a zwykłe, mugolskie jeansy i ciemną bluzę, by z racji na to, że Heath nie mogła się teleportować, wylądowała na miotle w ich sadzie i resztę drogi przeszły piechotą, przez Dolinę - i ruszyła w dół, ku budynkowi i kręcącym się tam ludziom.