• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[17.06.1972] This is a man's world

[17.06.1972] This is a man's world
Pan i Władca Prewettolandu
los chce ze mną grać w pokera
Elegancki, dumny, nienaganny. Wysoki (ok. 184 cm wzrostu), warzący ok. 85 kg. Dobrze zbudowany, co z reguły ukrywa pod markowymi ubraniami. Nie nosi niczego, co nie pochodziłoby od projektanta. Twarz ma zwykle bez wyrazu, chyba że w jego otoczeniu jest bliska rodzina - wtedy pogodny, dowcipny. Z resztą wedle uznania. Ocieka charyzmą na poziomie półboga. Pies na baby. I nie tylko. Włosy siwe, długie, w artystycznym nieładzie. Broda pedantycznie przycięta.

Edward Prewett
#1
06.10.2023, 21:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.06.2024, 09:09 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Czytałem dzisiejszą korespondencję, ale jakoś nie potrafiłem się na niej skupić. Przybycie jednego z moich dzieci zawsze wytrącało mnie z typowego trybu pracy, a jeszcze te rewelacje z Lorkiem i jego niedoszłym mordercą tym bardziej wytrącały moje myśli z właściwego toru, ale prawda była taka, że nie mogliśmy być spokojni, póki sprawa się nie rozwiąże i ten psychopata nie zostanie schwytany. Niestety, najgorsze było to, że w tym Ministerstwie nie garnęli się do pracy. Mimozowate jędze i inne kapuśniaki, a tę babkę od Biura Aurorów to już kompletnie wcięło.
Dobra, ten list to nieistotny był. Po co mi w ogóle przysyłano takie rzeczy. Chyba żeby tylko dupę zawrócić, myśląc, że się uśmiechnę przychylnie. Niestety, panie D., pański list wywołał we mnie olbrzymią niechęć, ale nie dowie się pan tego, gdyż nie chce mi się panu odpisywać. Sajonara!
Siedziałem więc sobie za ogromny, zdobionym ewidentnie nie tylko złotem, a też innymi szlachetnymi kruszcami biurkiem z wysokiej klasy dębu, czytałem to gówno i czekałem na syna, gdyż miał się u mnie zjawić popołudniu. Teraz miałem go mieć bardziej dla siebie, skoro sypiał w posiadłości Prewettów i cieszyłem się niezmiernie, bo zaniedbał mnie przez ten ostatni czas i on sobie doskonale zdawał z tego sprawę, dlatego też zamierzałem to zmienić. Wymienimy się informacjami, pogadamy od serca i może czegoś się napijemy. Będzie fajnie, przyjemnie. Może zacznę go wprowadzać w tajniki naszego biznesu. Aydayi jeszcze nie było, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał... Choć patrząc na ten New Forest mojego syna, to mogłem być dumny. Zbudował coś z niczego, więc z nieco większą zagrodą i trochę bardziej większym domostwem też da radę. A te inne sprawy też ogarnie, ale to może na inny czas sprawy.
Postukałem w blat, po raz setny czytając kolejny list. Odłożyłem go na gromadę do odpisania dla Winstona. Nie wszystko przecież musiałem robić sam. Kiedy tylko miało się rozbrzmieć pukanie, to od razu krzyknąłem: Wejdź, wejdź. Chyba że Lorek woli z buta wjechać, to niech śmiało wjeżdża.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
07.10.2023, 11:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2023, 11:14 przez Laurent Prewett.)  

Dłoń Laurenta zamarła przed drzwiami, kiedy miał kostkami już cicho w nie zapukać. Edward miał swoej sposoby, ale i tak z lekkim zdziwieniem blondyn spojrzał na prawo, lewo, spodziewając się, że ktoś go obserwuje, dlatego zaproszenie pojawiło się, zanim dobrze stuknął w te wrota prowadzące do jaskini Lwa. Och, bo nie było wątpliwości, że Edward Prewett lwem był. Albo nawet kimś więcej? Lew wydawał się wręcz zbyt mało królewski jak na to, co prezentowała sobą głowa ich rodu. Brakowało mu tylko prawdziwej korony na głowie, żeby upodobnić się do tego "króla zwierząt", jak go to nazywali. Bzdura, było wiele bardziej niebezpiecznych stworzeń od lwów - leniwych w swojej naturze stworzeń, za które wszystko robiły... kobiety. Zgoda, akurat budowanie haremu było tutaj naprawdę bliskie jego niepoprawnemu ojcu. Ale niedaleko padało jabłko od jabłoni, co? Krew była gęstsza niż woda, nie mogła wypłynąć i opuścić ciała, nie dało się jej oszukać. Nawet jeśli Laurent wyglądał jak męskie wydanie swojej matki i serce również po niej w dużym stopniu odziedziczył.

Zamknął za sobą drzwi, kiedy wszedł do środka, spoglądając na mężczyznę za biurkiem. Ewentualnie mężczyznę na swoim tronie. Kiedyś miała tutaj zasiadać Pandora, choć on sam nie wiedział, jak to miało wyglądać. Co zrobią z nazwiskiem, co zrobią z... wieloma rzeczami. Włącznie z tym, że Pandore bardziej interesowało poznawanie sekretów tego świata niż tkwienie tutaj. To była mieszanka ulgi i zarazem jakiegoś poczucia... poczucia czegoś niedobrego. To, co dotyczyło rodziny, zawsze mu się plątało w sprzecznych odczuciach, sprzecznych ze sobą chęciach. Niezmienne było to, że ich kochał. Wszystkich.

- Dzień dobry, ojcze. - Uśmiechnął się do mężczyzny, przechodząc przez cały pokój, przyzwyczajony już do jego przepychu. Komnata, która miała krzyczeć o bogactwie, przepychu, o sile i władzy. Jak cały ten zamek. Zatrzymał się przy fotelu po drugiej stronie biurka, żeby na nim usiąść. - Widzę, że w tych dniach nie możesz się nacieszyć moją obecnością. - Laurent wyglądał i brzmiał zdecydowanie lepiej, o wiele spokojniej niż w dniu, kiedy tutaj przyjechał. - A skoro o obecności mowa to słyszałeś o otworzonej w Londynie Norze Nory? Wystrój nie przypadłby ci do gustu, ale robią tam najlepsze wyroby cukiernicze, jakie kiedykolwiek jadłem. Kiedyś zamówię coś u niej i przyniosę na drugie śniadanie do herbaty. - Zagaił tak całkowicie neutralnie, tak całkowicie lekko, bo też nie bardzo wiedział, czego się spodziewać po Edwardzie. Jak zawsze. Potrafił mieć naprawdę zadziwiające i szokujące pomysły, za którymi Laurent starał się nadążyć. Różnie to wypadało. Ale też chciał zacząć rozmowę o czymś całkowicie trywialnym, co nie dotyczyłoby tego morderstwa i nie byłoby nudnym wstępem "a jak interesy?". Gdyby szły źle to Edward miałby zdecydowanie gorszy humor, a skoro szły dobrze - nie warto było pytać, prawda? Przynajmniej na razie. Bo chętnie słuchał porad i chłonął doświadczenie ojca.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Pan i Władca Prewettolandu
los chce ze mną grać w pokera
Elegancki, dumny, nienaganny. Wysoki (ok. 184 cm wzrostu), warzący ok. 85 kg. Dobrze zbudowany, co z reguły ukrywa pod markowymi ubraniami. Nie nosi niczego, co nie pochodziłoby od projektanta. Twarz ma zwykle bez wyrazu, chyba że w jego otoczeniu jest bliska rodzina - wtedy pogodny, dowcipny. Z resztą wedle uznania. Ocieka charyzmą na poziomie półboga. Pies na baby. I nie tylko. Włosy siwe, długie, w artystycznym nieładzie. Broda pedantycznie przycięta.

Edward Prewett
#3
07.10.2023, 18:40  ✶  
Ach, ten chłopak olśniewał niezależnie od okazji i stanu. Nawet wtedy taki przerażony i zapłakany, jak i teraz taki swobodny, ale wciąż elegancki. Miał w swoim wyglądzie wiele z matki, czym mi ją przypominał na każdym kroku, ale to nie było nic złego. Cieszyłem się, że nie dane będzie mi jej zapomnieć. To z kolei mogłoby mnie przerażać, że upływ czasu mógłby... Ale Lorek był owocem naszej miłości, więc miała pozostać ze mną do końca mojego świata. O ile Lorek zmieni nastawienie do ojca i nie będzie mnie unikał, chowając się za bramą New Forest.
- Witaj, witaj - przywitałem się z nim, zaraz od stołu wstając. Miałem już szczerze dość tego siedzenia i czekania na syna. Ba!, czułem nawet takie zdrowe podniecenie na myśl o rozmowie z nim, oglądaniu go, pocieszaniu czy cokolwiek nam się wywiąże z tego spotkania.
- Próbuję złapać każdą wolną chwilę, nim ponownie uciekniesz, sami bogowie wiedzą gdzie - przyznałem mu się z uśmiechem, po czym machnąłem ręką by nie siadał tam. - Chodź, usiądź tu. Ja potrzebuję rozprostować kości... - odparłem, robiąc krok w bok i klepiąc oparcie fotela, na którym właśnie przesiadywałem większość swoich dni. Oto przed Laurentem stał tron rodu Prewettów, najbardziej decyzyjne stanowisko w tym zamku. Nawet w wychodku tyle myśli i pomysłów się nie zrodziło, co tu.
- Skoro polecasz, synu, to chętnie spróbuję. Na drugie śniadanie pomysł jak znalazł... Rozumiem, że to niszowa cukiernia? - dopytałem, biorąc poprawkę na to, że jej wystrój miał mi nie przypaść do gustu. Tak też obstawiałem, że faktycznie mogło mieć to rację bytu, skoro sama nazwa prawiła, że to była NORA. NORA NORY. Poniekąd zabawne, poniekąd żenujące. Nie dałbym swojej potencjalnej cukierni podobnej nazwy. Prędzej może... Słodka Próżności? Zdawało mi się, czy może już podobny przybytek miał gdzieś miejsce?
Kiedy Lorek sobie zasiadł wygodnie na fotelu, poklepałem go po ramieniu, po czym ruszyłem w trasę po gabinecie, a do przejścia, cóż, miałem całkiem spory kawałek. Nie spieszyłem się i nie zamierzałem się spieszyć, niby to zainteresowany tomami na regałach albo jednym z obrazów.
- Powiedz, słońce ty moje, są jakieś wieści z Ministerstwa na temat mordercy...? - zapytałem, obstawiając, że to Laurent najszybciej otrzyma jakąś wiadomość. - Nie wystosowałem jeszcze listu do Ministerstwa, czekając na wieści od pewnej ważnej persony, która niejednokrotnie dobrze mi radziła. Aczkolwiek... Powiedz mi, co sądzisz o tym pomyśle? Pisałbyś na moim miejscu czy nie pisał do tej Ministry leniwej?
Lorek był na kapitańskim stanowisku, więc ewidentnie przyszedł czas na podejmowanie pierwszych, strategicznych decyzji. Nawet odwróciłem się w jego kierunku oczekująco. Zestaw do pisania był. Nic nie stało na przeszkodzie. Nawet te listy zewsząd. Pozostawiłem je na biurku, więc Lorek mógł sobie swobodnie rzucać na nie okiem. Niestety, nie było tam nic ciekawego, oprócz lizodupstwa i błagania o przysługi.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
07.10.2023, 21:58  ✶  

To prawda, nosił się elegancko, z wyprostowaną głową, starał się trzymać swój podbródek wysoko. Ale bardzo często go zniżał. Nie miał tej siły, co miał jego ojciec, dlatego zamiast na siłę starać się utrzymać swoje plecy prosto zginał je, żeby brać ludzi podstępem. Wiedział, że niektórych z tych zgięć by Edward nie poparł. Że byłby zły, zirytowany, że by pogonił zapewne tych, którzy go przypierali do ściany, a jego potem opierdzielił, że nie przyszedł wcześniej, albo... na pewno nie byłoby to dobre. Laurent nie przyznawał się do bardzo wielu rzeczy. Zbyt wielu. Nie tylko przed ojcem, ale i przed całym światem. Wszystko po to, żeby wypaść jak najlepiej. Jak ten doskonały syn Prewettów, żeby ludzie widzieli w nim coś więcej, żeby swoją bezradność mógł wykuwać w broń, albo przynajmniej tarczę.

- Bóg może nie wiedzieć, ale ty nie będziesz wiedział? - Zapytał, uśmiechając się enigmatycznie. Zazwyczaj uśmiechał się tak do osób, które zaczynał czarować. Które zaczynał wplątywać w swoją sieć, żeby ich do siebie przyciągnąć i żeby... ach. Ale z ojcem to była gra, może zabawa. A może zwykły żarcik. Laurent był pobożny. Wierzył w Boga - przynajmniej jeśli o to chodzi. Powiedzenie tego w taki sposób było w pewien sposób niepoprawne, ale Laurent zawsze był Diabłem przebranym za Anioła - nie inaczej. Z tym, że diabłem o niezwykle dobrym sercu. Prawdopodobnie tym, który Niósł Światło. Samą Jutrzenką. Otworzył szerzej oczy, kiedy Edward się podniósł i poklepał swój... tron. Mistyczne siedzisko zawsze podziwiane z daleka, albo co najwyżej z ojcowskiego kolana. Spojrzał na srebrzystowłosego szukając jakiegoś... żartu. Ale nie. Edward leniwie minął biurko, tak i minęli się po jego przeciwnych stronach. I Laurent rzeczywiście usiadł w tym siedzisku, w którym świat wyglądał zupełnie inaczej. Jakbyś miał go w garści. Założył nogę na nogę, muskając bogate obicie i skórę. Ale zamiast władzy czuł się tu po prostu mały. I strasznie, ale to strasznie kruchy. Nie zmieniło to jednak tego, że motylki prawie rozleciały się po jego brzuchu i oczy rozbłysły. To był niby taki prosty gest od strony ojca, ale dla Laurenta to było coś więcej. O wiele, wiele więcej.

- Niszowa... tak, dobrze ujęte. - Nie przyszłoby mu nawet do głowy tak gładko wiązać Norę z czymś GORSZYM przez jej nazwę, ale Edward jak zwykle nie zawodził. Natomiast powtórzył to słowo klucz z lekkim zastanowieniem. Tak, brzmiało odpowiednio. Odpowiednio dyplomatycznie. Szczególnie, że Nora dopiero została otworzona.

- Nie ma żadnych wieści. Śledztwo jest zresztą utajnione, żeby nie wzbudzać paniki. I żeby aurorzy mogli swobodnie działać. - Innymi słowy - żeby też niekoniecznie wzbudzać uwagę mordercy, że ten jest poszukiwany. Zdaniem Laurenta to było całkiem sprytne, chociaż jego potrzeba ochrony ludzi raczej nie pozwoliłaby mu ukrywać takiej informacji. Myślał, żeby iść z tym do gazet, ale rada Victorii to od niego odsunęła. - Uważam pisanie do Minister Magii za ruch podobny do złego dziecka rzucającego lizakiem, żeby zyskać uwagę rodzica. - Skoro Edward chciał szczerości to proszę bardzo. Laurent przestał oglądać nową perspektywę świata i spojrzał na głowę rodu. - Gdybym był na twoim miejscu... zapewne zamiast rzucać tantrum na świat i czekać na aurorów wynająłbym osoby, które same mogłyby go szukać i go... - wyeliminować. Ale to już nie przeszło przez jego gardło. Natomiast dopowiadało się samo. - Ale ja ufam aurorom. - Nie sądził, żeby taki pomysł nie przeszedł przez ojcowską głowę, o którym powiedział - inaczej by go nie podjął, żeby takich pomysłów mu nie podsuwać. No ale to "co by było gdyby". Laurent siedział w New Forest, na tym fotelu miała siedzieć Pandora, a teraz siedział tutaj Edward. Więc Laurent jedynie teoretyzował.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Pan i Władca Prewettolandu
los chce ze mną grać w pokera
Elegancki, dumny, nienaganny. Wysoki (ok. 184 cm wzrostu), warzący ok. 85 kg. Dobrze zbudowany, co z reguły ukrywa pod markowymi ubraniami. Nie nosi niczego, co nie pochodziłoby od projektanta. Twarz ma zwykle bez wyrazu, chyba że w jego otoczeniu jest bliska rodzina - wtedy pogodny, dowcipny. Z resztą wedle uznania. Ocieka charyzmą na poziomie półboga. Pies na baby. I nie tylko. Włosy siwe, długie, w artystycznym nieładzie. Broda pedantycznie przycięta.

Edward Prewett
#5
08.10.2023, 18:32  ✶  
Och, Lorek to mnie przeceniał z tym nadbogiem, aczkolwiek z drugie strony... Kto tam mnie wiedział? Może w ostatecznym rozrachunku byłem w stanie dojrzeć i wywnioskować więcej aniżeli sam bóg? Cóż, schlebiało mi to, więc Lorek to chłopak, co to wiedział jak podbić czyjeś serducho czy też ego. Krew z mojej krwi. Uśmiechnąłem się do siebie na tę myśl, po czym robiłem swoje.
Śledztwo było utajnione, żeby nie wzbudzać paniki - toć to wołało o pomstę. Uciszali to by pismaki ich nie zżarły żywcem, taka oto była prawda, a niedoszły morderca mojego syna panoszył się po ulicach i po snach, i kto wie, co tam dalej sobie planował.
- Mądrze synu. Moje kontakty zostały już uruchomione tydzień temu, więc czekam na wieści o rozwiązaniu naszej sprawy... - przyznałem Laurentowi, po czym postanowiłem odnieść się do tej całej Minister Magii. - W jakichkolwiek relacjach międzyludzkich, to pani Minister jest wspomnianym przez ciebie dzieckiem. Synu, czy miałeś okazję poznać ją kiedykolwiek osobiście? Nie polecam - odparłem, wspominając sobie ten nieszczęsny dzień, a potem późniejsze. Miałem biznes, który wymagał ode mnie pewnych zezwoleń, a urzędnicy postanowili mi robić pod górkę, a bo to zmienił się Minister, a bo to ona nie wie, bo ma wątpliwości, bo ma okres czy jeszcze inną przypadłość. Właściwie to chyba czekała jedynie na to by jej przyszły zastępca wziął wszystko na własną pierś.
- A powiedz mi synu, co powoduje, że ufasz aurorom? Masz jakieś znajomości wśród tych młodzików? Ja tam ich spamiętać nie jestem w stanie, tych nowych twarzy - przyznałem, po czym zrobiłem przystanek przed regałami. Przetarłem palcem jeden z nich. Test białej rękawiczki, który skrzat zdał. Mały skurwiel, świetny był. - Ale to takie przekleństwo starzenia się - zaśmiałem się, wkładając swoje ręce do kieszeni i obracając się na jednej pięcie w kierunku Laurenta. Swego czasu był ze mnie niezły tancerz na parkiecie, ale to jak miałem w sobie tyle życia, tyle wigoru co Lorek, a teraz to już... nieco inne czasy, ale wciąż czasy.
- Swoją drogą, warto mieć uwagę na to, że może auror pracuje wedle procedur, zgodnie z prawem i to jest w porządku, ale wiążą go tym samym ograniczenia, którymi nie będzie się przejmował najemnik... Jeśli sprawa jest nagląca, nie ma co czekać. Niech pracują równolegle - zauważyłem i podskoczyłem w miejscu by ze skrzyżowanych nóg, stanąć stabilnie na dwóch wyprostowanych nogach. Pomyślałem tym samym, że stepowanie również miało swój urok, ale w niektórych momentach bywało uciążliwe, przy nieodpowiedniej choreografii.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
08.10.2023, 22:48  ✶  

Czasami wydawało mu się, że zdolność powiedzenia tego, co druga strona chce usłyszeć było jedną z jego niewielu jego zalet. Czymś na tyle mocnym, co rzeczywiście mógł zaoferować światu, mógł to zaoferować innym ludziom. Mógł to również zaoferować ojcu, żeby połechtać jego ego, które i tak ten zamek nie mieścił. Rzeczywiście, tego tylko mu brakowało, żeby zaczął siebie nazywać Bogiem. Bo o pobożność akurat jego nie podejrzewał, nigdy nie przejawiał w każdym razie jakichś gestów w kierunku jakiegokolwiek z wierzeń. Nieciężko było tutaj też zaobserwować, że spodobało mu się to, co usłyszał. Nie wymagało to więcej komentarza, bo w końcu od strony Laurenta to było ledwo złapanie jednego słówka, by potraktować go jak szklankę i zmieszać w niej miód z mlekiem.

- Jestem tylko hodowcą abraksanów i posiadaczem rezerwatu. Spotkania z Minister Magii nie zawierają się w konieczności mojego funkcjonowania. - Co ten Edward knuł? O co chodziło z tą... z tym gestem, że zaprosił go do swojego fotela, a teraz jakby... zmieniał perspektywy? Czy może starał się mu wyperswadować, że to, co robił, robił tylko i wyłącznie dla niego i dla jego dobra? Może wszystko na raz? A może to nie miało żadnego głębszego znaczenia i mężczyzna chciał po prostu spędzić czas z synem? Jeśli tak, to wybrał sobie bardzo specyficzny temat i jeszcze bardziej specyficzny sposób. Jak dotąd chodzili na przejażdżki, czy, jak to Edward czasami mówił, "odchamiali się" w kabaretach czy teatrach, albo gdziekolwiek indziej, zażywając kultury. I widoku smukłych, damskich nóg. Nie zamierzał na pewno mówić tego, że dziecko w metaforze było akurat Edwardem głównie dlatego, żeby go nie denerwować. Głównie, bo nie tylko. Kim on w zasadzie był, żeby kwestionować jego wolę? Szanował go przede wszystkim - jego doświadczenie i to, co utrzymywał w swoich rękach. - Ale jesteś mi coś winien, więc mam nadzieję, że ją poznam w dogodnym dla mnie czasie. - Tu już się uśmiechnął z zadowoleniem, bo on dobrze pamiętał, że to, co było tutaj 12 czerwca było transakcją wiązaną.

Laurent skupił spojrzenie, kiedy zaczął się temat jego zdaniem niebezpieczny. Czy znasz aurorów... Innymi słowy - czy były tam dojścia? Nie podobało mu się wcale, gdzie to skręciło. Może to o to chodziło od początku? Żeby się przestał pilnować, rozluźnił, żeby sprowadzić temat do tego, czy Edward mógłby w końcu wcisnąć swoje wpływy do działu Harper Moody? W przypadku własnego ojca nie do końca potrafił wierzyć w przypadki, choć nie raz i nie dwa go zaskakiwał zwyczajną troską i ojcowską miłością. Niedocenianie tego człowieka było jednak jednym z największych błędów, jakie można było popełnić w życiu. Czasami nawet ostatnim błędem.

- Owszem, mam. - Zaczął ostrożnie, zastanawiając się bardzo uważnie, czy kontynuować. - Atreus jest przecież aurorem. Poza tym moja przyjaciółka bliska tam pracuje. I nie, nie tego rodzaju przyjaciółka. Takie relacje już nas nie łączą. - Dodał od razu, bo znał swój tok rozumowania, znał tok rozumowania Edzia, Edzio wiedział, że on wie, on że... rozumiecie, o co chodzi. Znali siebie wzajem i nie było co się tutaj czarować, że kiedy padało słowo PRZYJACIÓŁKA to od razu było "aha, aha, spałeś z nią tylko raz?". W każdym razie ich myśli bardzo gładko zbaczały na jeden temat. Nie chciał tutaj niedomówień. - Victoria Lestrange. O niej słyszałeś na pewno. Jest jedną z Zimnych, ofiara ognisk Beltane. - doprecyzował, bo może od razu nie zaskoczy mu imię i nazwisko, ale Zimnych było paru, niewielu W tym zresztą Atreus. Prychnął śmiechem, patrząc z miłością na ojca, który stanął do niego przodem, przystojny i w każdym wieku robiący tak samo fenomenalne wrażenie. - Przestań, kogo ty chcesz oszukać... Twój umysł jest ostry jak brzytwa, a srebro włosów tylko dodaje ci powagi. Jestem pewien, że znajdujesz na nie mnóstwo wielbicielek, inaczej dawno wróciłbyś do dawnego koloru. - W końcu w świecie czarodziei to nie był problem, żeby sięgać po zmiany kolory włosów, choć zabieg na pewno należałoby powtarzać i byłby sporo płatny. Na biednego jednak nie trafiło. - Co ty... - Przerwał samemu sobie śmiechem, robiąc duże oczy, kiedy ojciec nagle ni stąd ni zowąd podskoczył. - I gdzie ta starość? Tak wygląda dla ciebie prostowanie kości? - No nie... ten człowiek był po prostu niemożliwy! Pokręcił głową, niedowierzając temu, co zobaczył. I to Edward zazdrościł wigoru Laurentowi? Laurent zazdrościł tej ilości energii, jaką w sobie mieścił Edward! Prewettowie jeszcze zobaczą, że Edward będzie jak Elżbieta II. On po prostu przyrośnie do tego tronu i żadne licho go nie zabierze!

-



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Pan i Władca Prewettolandu
los chce ze mną grać w pokera
Elegancki, dumny, nienaganny. Wysoki (ok. 184 cm wzrostu), warzący ok. 85 kg. Dobrze zbudowany, co z reguły ukrywa pod markowymi ubraniami. Nie nosi niczego, co nie pochodziłoby od projektanta. Twarz ma zwykle bez wyrazu, chyba że w jego otoczeniu jest bliska rodzina - wtedy pogodny, dowcipny. Z resztą wedle uznania. Ocieka charyzmą na poziomie półboga. Pies na baby. I nie tylko. Włosy siwe, długie, w artystycznym nieładzie. Broda pedantycznie przycięta.

Edward Prewett
#7
09.10.2023, 15:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.10.2023, 15:04 przez Edward Prewett.)  
Można się pokusić nawet o stwierdzenie, że jednakże byłem wierzący, aczkolwiek centrum mojej wiary, jak i powodem jej posiadania były pieniądze, fortuna, bogactwo, sukces, chwała. Piąłem się tak wysoko, najwyżej, że w tej chwili faktycznie mogłem znajdować się na piedestale niczym same bóstwo. Patrząc na listy, które mi wysyłano, większość tych marnych istot miała we mnie cudotwórcę, a ja, cóż, nie miałem tyle czasu i motywacji by się bawić w jakieś drobnostki. Czy to już czyniło mnie bogiem? Czy zmora konkurentów?
- Lorczeku, słoneczko... Nie używamy wobec siebie takich słów jak tylko. Możesz to podmienić na aż albo na słowo doskonały. Adekwatnie, jesteś niesamowitym hodowcą abraksanów i posiadaczem rezerwatu. A to zdanie o Minister bardzo piękne - poinstruowałem, ale też pochwaliłem z domu. Machnąłem ręką na tę kobietę, bo szkoda było faktycznie sił i walki o jej uwagę, skoro i tak nie potrafiła nic zorganizować, pociągnąć od początku do końca. - Jeśli już mam cię komuś przedstawiać, to możemy kiedyś się umówić na podwieczorek z Królową Elżbietą, ale to poważna, zapracowana mugolka, więc jak już potwierdzi spotkanie, to wypada tam być... Poza tym to jaki dług mam u ciebie, synu? - zapytałem trochę zbity z tropu, bo nic sobie nie przypominałem bym zadłużył się w jakikolwiek sposób u Lorka. Ogólnie rzadko stosowałem metodę przysługową, chyba że już faktycznie musiałem się do takowej ukorzyć, to tak, Niestety, nie podobało mi się bycie czyjąś osobą zrób-przynieś-pozamiataj. Wolałem rozdawać karty. Właśnie, dawno mnie nie było w którymkolwiek z naszych kasyn. Może należało to zmienić?
Cóż, wszelkie figle odeszły chwilowo w niepamięć, bo na mej twarzy wykwitło najszczersze w swojej postaci zaskoczenie. Uśmiechnąłem się zaraz pod nosem zadowolony.
- Jak ten czas leci! Artreusek to już aurorem jest? Toć jeszcze nie tak dawno szedł do szkoły, a teraz już taka kariera... Oby tam na siebie uważał, bo szkoda by było tak dobrych genów - stwierdziłem bez zawahania, dumny z pociechy mojej rodzonej siostry. Enida to kobieta niezwykła, jak zresztą my wszyscy, więc nie dziwić się, że miała też takie mądre dzieciaki. Za wyjątkiem tej Florence przebrzydłej dziewuchy. Wszystko musiała robić pod prąd. - W sumie jego brat chyba również, prawda? Jest aurorem? Czy bumowcem? Gdzież to ich diabli ponieśli, zamiast w biznesy, to w ganianie za łotrami - zauważyłem, wzruszając ramionami, wdzięczny losowi, że przynajmniej nie miałem tego problemu z Pandorką i Lorkiem. Z tą jedną drobną nieprzyjemnością związaną z seryjnym mordercą...
Ale chwila! Czy Lorek coś mówił o jakiejś przyjaciółce? Postąpiłem tych kilka kroków by usiąść w fotelu dla interesantów. Aż się zdziwiłem, że taka dziwna perspektywa stąd była. Tak jakoś nisko i daleko... Cóż, nieistotne. Założyłem sobie nogę na nogę i zamierzałem posłuchać więcej ploteczek o ewentualnych pannicach mojego syna.
- Prawdziwe prostowanie kości odbyłoby się w klubie, ale ostatnimi czasy tak wciągnęła mnie praca, że zdziadziałem - zaśmiałem się z tego hermetycznego dla siebie żartu, bo wcale taki stary nie byłem. Mieliśmy bardziej dojrzałe persony w swojej rodzinie i miewali się doskonale, więc mi tym bardziej ostatniemu było do grobu. - Po prostu pan bóg stara się być bardziej skromny, a pan półbóg mógłby być nieco mniej skromny - zaśmiałem się, choć tak się zawahałem, bo dziecko boga i selkie to dalej jednak musiało pozostawać bogiem, hehe.
- Może jednak młodszy bóg Lorek, bóg światła, siedmiu mórz i rezerwatów - zaproponowałem, dla podkreślenia wyciągając dłoń przed siebie. Grubą linią wyobraźni to podkreśliłem by przypadkiem nie umknęło Laurentowi. Ale ja byłem boskim przewodnikiem! - Ale nie po to siadłem by nam prawić komplementy, Lorek. Powiedz mi lepiej... To z tą Victorią miałeś te bliższe relacje...? - zapytałem z nieskrywaną ciekawością. U mnie w domu to ostatnio tylko małżeńskie pożycie, ale nie będę opowiadał o plecach jego macochy Aydai, wiedząc, że nie przepadają za sobą. A teraz jeszcze wysłałem ją na dalekie lądy, więc usychałem z braku kobiety. Puste, chłodne łóżko.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
09.10.2023, 17:13  ✶  

Ludzie byli niezwykle skomplikowanymi istotami - tak się mówiło. Większość ludzi była jednak nad wyraz prosta - tak by powiedział Laurent. Łatwo było przewidzieć i wyczuć, czego chcieli i potrzebowali, dawać im to, albo wodzić ich za nos. Odsuwać pokusę, którą im przedstawiałeś, tylko po to, żeby słodki czas wyczekiwania stał się wręcz mdlący. Pieniądze w tym świecie ludzi prostych czyniły bogiem. Nie potrzebowałeś niczego więcej prócz inteligencji, która pozwoli ci nimi (tak, zarówno ludźmi jak i pieniędzmi) pokierować i obrócić na swoją korzyść. Laurent może i miał wielkie, dobre serce, może i był naiwnym marzycielem. Nie był jednak tak naiwny, żeby przysłoniło mu to rzeczywistość zupełnie. Jak co do tego, jaki jego ojciec był i jakie biznesy prowadzili od pokoleń Prewettowie. Usłyszenie tej poprawki z ust tego człowieka, który przechadzał się po swoim gabinecie, było jednak pokrzepiające. Laurent odruchowo powiedział to słowo "tylko", a dopiero kiedy Edward zwrócił na nie uwagę w jego głowie zabrzmiało wieczyste no tak. Kto miałby to zauważyć jak nie on? Uśmiechnął się tylko, czując ciepło na sercu - bo i miłe było, że ktoś tak myśli o tobie samym za ciebie, skoro ty nie potrafisz.

- Z wielką przyjemnością, aczkolwiek ona nie wyda pozwolenia na posługiwanie się białą magią, którego potrzebuję. - Więc herbatka z Królową Elżbietą mogła poczekać. Pokrzepiało go to, że Edward nie miał takiego uczulenia na krew mugolską, że mimo swoich zapędów trzymał się z daleka od konfliktu Śmierciożerców i nie popierał postulatów Czarnego Pana. Naprawdę go to cieszyło. - Obiecałeś mi, że mi pomożesz kilka dni temu, jeśli ci opowiem dokładnie, co się działo. - Odświeżył mu pamięć, bo nie zamierzał wypuścić tej szansy i okazji ze swoich rąk - za bardzo mu na niej zależało. W takiej sytuacji naprawdę gotów był bardziej zaciekle i zacięcie walczyć - ale słowem. Tylko i wyłącznie słowem.

- Edwardzie... - W głosie Laurenta zabrzmiał śmiech i odrobina niedowierzania w to, co słyszał. Dobre geny - och, to już brzmiało źle i strasznie, ale wszystko przykryła cała reszta wypowiedzi. - Przecież jesteśmy w tym samym wieku z Atreusem. - Najwyraźniej o tym też mu się zapomniało. W zasadzie Edward chyba nie utrzymywał bliskich relacji z Bulstrodami? Na pewno nie tak bliskie, jak Laurent, który ostatnio bywał tam częściej niż we własnym domu. O wiele, wiele częściej. - Owszem, Orion również jest aurorem. - Ano właśnie, czyli jednak Edward nie miał tak dziurawej pamięci, po prostu jego głowa biegała po innych drogach niż ewidentnie skupiała się na kuzynostwie. Przez moment się zastanowił, czy pamięta jeszcze, gdzie pracuje Florence, ale że dla Laurenta ta dwójka była jak tytani, którzy nie powinni się znajdować na jednej przestrzeni, w jednym pomieszczeniu, to sobie darował.

- W takim razie koniecznie musisz się oderwać od tego fotela na parę chwil. - Pogładził oparcie ojcowskiego tronu i odpowiedział również śmiechem. Był ostatnią osobą, która powinna osądzać wybryki Edwarda. - Półbóg? - Powtórzył. Potem nadeszła reszta tej wypowiedzi z wręcz teatralnym wskazaniem jego osoby, co sprawiło, że znowu się roześmiał bajecznie, przymykając na moment oczy. - Zmierzasz w bardzo niebezpiecznym kierunku, ojcze. Bóg światła? Gwiazda Zaranna, Niosący Światło? - Zaraz dotrzemy naprawdę do aniołów, a przecież o aniele przy nim myśleli ludzie równie często co o poetach, kierując te myśli ku niemu, pięękne epitety. Szkoda, że nieprawdziwe, bo nie był żadnym aniołem. I mizerny był też z niego poeta. Co jednak fakt, to fakt, że przewodnikiem Edward był wybitnym, nie dało mu się tu ujmować. A przynajmniej blondyn bardzo szybko podłapywał te jego dziwne pomysły i... ach, może to stąd w ogóle wzięły się jego skłonności do snucia tych wszystkich bajek z prostej rzeczywistości, jak się teraz nad tym zastanowił? Kiedy znalazł to podobieństwo? - Miałem, ale to przeszłość. Pozostała między nami przyjaźń. - Zrobił lekki ruch ręką sugerujący, że nie ma tutaj czego roztrząsać. Natomiast... - Ostatnio chodzą mi po głowie tylko jedne oczy, ojcze. - Odetchnął i oparł się o podłokietnik, spoglądając z rozmarzonym niemal uśmiechem na bok. - Piękne, stalowe oczy okolone czarnymi jak noc włosami... są moją zmorą, nie mogę o nich zapomnieć. - Wrócił spojrzeniem do ojca z rozbawieniem. - Ale co ważniejsze - Pandora ci się chwaliła, że ma, hm... chłopaka? A przynajmniej swojego adoratora, któremu poświęca całkiem sporo swojego czasu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Pan i Władca Prewettolandu
los chce ze mną grać w pokera
Elegancki, dumny, nienaganny. Wysoki (ok. 184 cm wzrostu), warzący ok. 85 kg. Dobrze zbudowany, co z reguły ukrywa pod markowymi ubraniami. Nie nosi niczego, co nie pochodziłoby od projektanta. Twarz ma zwykle bez wyrazu, chyba że w jego otoczeniu jest bliska rodzina - wtedy pogodny, dowcipny. Z resztą wedle uznania. Ocieka charyzmą na poziomie półboga. Pies na baby. I nie tylko. Włosy siwe, długie, w artystycznym nieładzie. Broda pedantycznie przycięta.

Edward Prewett
#9
10.10.2023, 21:29  ✶  
Do tego pił Lorek z tymi spotkaniami z Ministrą Magii... Faktycznie trzeba było męczyć w tej sprawie jakiegoś wysokiego urzędnika ministralnego, ale nie sądziłem by to miała być akurat ONA. Choć, kto wie, może nasze dwie persony by ją na tyle oczarowały, że kobieta kompletnie straciłaby rozumy, czyniąc wszystko, co nam się rzewnie rozmarzy. Chciałbym, ale może spróbować nie szkodziło.
- Fakt, to spotkanie by się tu przydało. Zastanawiam się jednakże, czy nie lepiej byłoby z jej zastępcą... Jak najbardziej ci w tym pomogę, nie pomyślałem, że do tego właśnie pijesz z panią Ministrową. Aczkolwiek zastanawiam się, bo to kobieta nierozgarnięta jest, czy byśmy jej we dwoje papki z mózgu nie zrobili, ale wiesz, tak na naszą korzyść... Może miałaby słabość do któregoś z nas albo do nas obu jednocześnie - stwierdziłem, wzruszając niewinnie ramionami, po czym uświadomiłem sobie, jeśli o piciu mowa, że by się coś lekkiego na spierzchnięte usta przydało.
- Zgrzebek! - krzyknąłem za plecy, po czym odwróciłem się do syna. - Napijesz się herbaty? Czy może czegoś mocniejszego? - zapytałem go, bo może miał już dość tych ojcowskich herbatek. Zioła, ziółka, ziółeczka. Młodzi to chcieli się bawić na całego, a nie zażywać zdrowotnych naparów.
- Laurencie, ale ty nie ganiasz za łotrami - zauważyłem, bo nie wiem, skąd te jej porównania z Atreusem. Zarówno on, jak i Pandorka wybrali własne drogi edukacyjne mniej lub bardziej, ale nie brali poważnych staży by potem ryzykować własnym życiem pod banderą Ministerstwa Magii. I chwała! - Ale to dobrze, dobrze. Nie zmieniaj zdania, mi to odpowiada... Szczególnie ten pomysł z New Forest. Nauczysz się zarządzania obejściem, finansami... - kontynuowałem, jakby pijąc dalej do czegoś, ale niczego nie mówiąc, tylko tak sobie obserwując i nieco rozmarzając się o kostkach Królowej Elżbiety. Delikatne dziewczę. I niezwykle mądre. To zdecydowanie jeden z tych moich typów, ale niestety nie mogłem sobie pozwolić na podobne skandale by nam Elunię bałamucić. Niestety-niestety.
Chciałem tu już - wyrwany z zamyślenia, skuszony plotkami - powiedzieć Laurentowi, że jak pozostała przyjaźń, to nic straconego... Że trzeba się otaczać pięknymi, mądrymi kobietami, bo to tylko dodaje blasku życiu. I chciałem dopytać też o te oczy, co to mojemu synowi siedziały w głowie. Tylko że chciałem, póki na scenę nie wszedł prawdziwy, potężny kaliber. Mianowicie moja Pandorka i słowo chłopak w jednym zdaniu. Aż zamrugałem kilkukrotnie usilnie nim to przyswoiłem.
- Pandora mi nic nie mówiła. Co to za mężczyzna? - zapytałem nieco wzburzony, cholernie zazdrosny. Plany takie nie były, plany tego nie obejmowały, żeby moją małą Pandorkę jakieś obce ramiona... Po moim trupie. To święta dziewczyna była!
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
10.10.2023, 23:08  ✶  

W miłości i na wojnie ponoć wszystkie chwyty były dozwolone, chociaż Laurent nie wyznawał tej zasady. Wszystko musiało być robione ze smakiem i tak, by nie skrzywdzić drugiej osoby. Bardzo o to dbał. To kończyło się jednak tam, gdzie pojawiały się pieniądze. Interesy. Miał przykład, jaki miał - Edwarda Prewetta. Jego wrażliwość była blokadą, by osiągnąć tę samą skalę, jaką osiągnął on, ale też ta wrażliwość pozwalała mu osiągać więcej innymi sposobami - empatią. Tej Edwardowi brakowało, ale on nadrabiał zupełnie innymi przymiotami. Tak to bywało, że nie było ludzi doskonałych, choć jego ojciec by temu z pewnością zaprzeczył. Już w sumie zaprzeczał, nawiązując jednak do bóstw z błyskiem w jasnych oczach. Wyglądał wtedy jak prawdziwy król - brakowało mu tylko korony. Nie, jak prawdziwe bożyszcze, dla którego nie ma niemożliwego. Lubił to. Lubił to uczucie, że ojciec zrobiłby dla swojej rodziny tak wiele, choć dla świata potrafił być tak zimny.

- Jesteś bardzo krytycznie wobec niej nastawiony. - To nie była przygana ani pochwała, ot zauważenie oczywistości, bo co rusz, kiedy tylko była wspominana, to Edward albo ją ganił, albo wolał zmienić temat, żeby rozmawiać o, podkreślając, osobach ciekawszych i bardziej wartościowych. W takich okolicznościach spotkanie z nią razem z ojcem wydawało się bardziej utrudnieniem niż pomocą. Chyba że te komentarze by się skończyły. Pewnie tak. Edward zawsze sobie pozwalał na o wiele większą otwartość, kiedy rozmawiali razem, sami w bezpiecznych czterech ścianach i nie było wokół świadków. Zaśmiał się na jego słowa o tej słabości, choć zabrzmiało to wręcz niepokojąco, szczególnie kiedy płynęło z jego ust. Zepchnął to na bok. - Jeśli by tak się stało to tylko na naszą korzyść, ojcze. - Oznajmił z zadowoleniem. Dokładnie tutaj się kończyło bycie miłym i zaczynało to, że wszystkie chwyty były dozwolone. Prawie wszystkie. Laurent starał się nie przekraczać pewnych granic, które by potwierdziły niektóre paskudne plotki, jakie za nim chodziły. To było... to był jakiś tam zarys szanowania się.

- Herbaty. - Laurent nie mógł pić alkoholu - jak każda zresztą selkie. Jeden kieliszek potrafił je od razu zwalić z nóg. Syreny nie przyjmowały dobrze procentów w swojej krwi i tak jak odziedziczył po matce wiele rzeczy, tak i ta część krwi była w nim silna. Odbierając trochę wygód życia, co fakt to fakt. Ale trudno. Nie żywił wobec tego wielkiego żalu, bo w zamian dostał wiele bogactw. - Uczyłem się od najlepszego. - Zarządzania i zarządzania majątkiem. Może nie zawsze bezpośrednio, ale uważał samego siebie za świetnego obserwatora. Potrafił też dobrze słuchać. I jakoś zawsze myślał, że jednak będzie musiał tutaj pracować. Na szczęście do tego wszystkiego było jeszcze bardzo, bardzo daleko, bo Edward cieszył się wybitnym zdrowiem. - Nie zmienię zdania. Staram się ciągle rozwijać. - Tylko nie potrafił spoglądać na świat biznesu aż tak bezdusznie, jak jego ojciec, żeby być gotowym na zupełnie nieczyste i niemoralne zagrania.

Reakcja ojca go zdziwiła. Najpierw było to zdziwienie połączone ze zmieszaniem, bo to znaczy, że nie pisnęła słówkiem. A potem... jakoś... wróciło wszystko do tej samej codzienności, w której Pandora zawsze była na pierwszym miejscu.

- Odpowiedni dla niej, jestem pewien, że matka się ucieszy. - Laurent podniósł się z ojcowskiego tronu, żeby minąć biurko i usiąść w fotelu obok niego. - Bardzo miły, sympatyczny człowiek. Żartowałem z tym "chłopakiem". Jego ojciec tak określił ich relację. Powinieneś się cieszyć, jeśli naprawdę łączy ich coś głębszego. - Łączyło na pewno, Laurent to widział gołym okiem. Przynajmniej od strony Pandory, a i jakoś wcale mocno Hjalmar nie zaprzeczał swojemu ojcu... - Sam z nią o tym porozmawiaj. - Bo on nawet niewiele wiedział.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (2377), Laurent Prewett (9638), Edward Prewett (8119)


Strony (5): 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa