Dobra, ten list to nieistotny był. Po co mi w ogóle przysyłano takie rzeczy. Chyba żeby tylko dupę zawrócić, myśląc, że się uśmiechnę przychylnie. Niestety, panie D., pański list wywołał we mnie olbrzymią niechęć, ale nie dowie się pan tego, gdyż nie chce mi się panu odpisywać. Sajonara!
Siedziałem więc sobie za ogromny, zdobionym ewidentnie nie tylko złotem, a też innymi szlachetnymi kruszcami biurkiem z wysokiej klasy dębu, czytałem to gówno i czekałem na syna, gdyż miał się u mnie zjawić popołudniu. Teraz miałem go mieć bardziej dla siebie, skoro sypiał w posiadłości Prewettów i cieszyłem się niezmiernie, bo zaniedbał mnie przez ten ostatni czas i on sobie doskonale zdawał z tego sprawę, dlatego też zamierzałem to zmienić. Wymienimy się informacjami, pogadamy od serca i może czegoś się napijemy. Będzie fajnie, przyjemnie. Może zacznę go wprowadzać w tajniki naszego biznesu. Aydayi jeszcze nie było, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał... Choć patrząc na ten New Forest mojego syna, to mogłem być dumny. Zbudował coś z niczego, więc z nieco większą zagrodą i trochę bardziej większym domostwem też da radę. A te inne sprawy też ogarnie, ale to może na inny czas sprawy.
Postukałem w blat, po raz setny czytając kolejny list. Odłożyłem go na gromadę do odpisania dla Winstona. Nie wszystko przecież musiałem robić sam. Kiedy tylko miało się rozbrzmieć pukanie, to od razu krzyknąłem: Wejdź, wejdź. Chyba że Lorek woli z buta wjechać, to niech śmiało wjeżdża.