Czy można było tak od razu? Oczywiście, że tak. To też nie było tak, że nie był szczery, ponieważ był szczerze przestraszony na samą myśl o tych stworach... Ale już nie warto tego roztrząsać skoro udało im się dojść do wspólnego języka i nie pożarli się jak dwa dzikie koty.
- Hmm... Tutaj coś widzę ale to są chyba nasze ślady albo jakiejś innej grupy... - przyznał, zatrzymując się w miejscu gdzie było co najmniej kilka, jeżeli nie kilkanaście różnych śladów butów - Obawiam się, że mogli zatrzeć pozostałe ślady na ziemi i więcej drogi nam się nie uda odtworzyć - westchnął, sięgając po papierosa, by po chwili skierować paczkę w kierunku Geraldine. Ot, taka fajka pokoju na pogodzenie - To będzie najbardziej pojebany raport jaki w życiu pisałem - stwierdził zaciągając się papierosem - Widzisz coś tutaj jeszcze? - rozejrzał się mimo wszystko wokół, aby może coś dostrzec ale nic nie przykuło jego uwagi - Tyle informacji ile byliśmy w stanie zebrać z terenu, tyle zebraliśmy - westchnął. Stanley wierzył, że już nie byli w stanie więcej wyciągnąć z tego lasu. Aby dowiedzieć się czegoś więcej to już naprawdę musieliby albo stanąć na drzewie albo przesłuchać te zjawy... Co było niemożliwe.
Borgin chciał już wracać. Musieli jeszcze odprowadzić chłopaka do rodziców i spróbować im to jakoś wyjaśnić... A później jeszcze ta cała papierologia - tragedia. W tym momencie zazdrościł swojej kuzynce, że tej nic nie łączy z Ministerstwem i jak tylko wyjdą z tego lasu, tak będzie mogła dać dyla jakby jej tutaj w ogóle nie było. Nie zmieniało to faktu, że mimo małego niesnasku, całkiem nieźle im się współpracowało, a przynajmniej tak by to ocenił Stanley. A tą małą niezgodę nazwałby po prostu pierwszą, wspólną robotą w terenie - nie mogli się po prostu dograć tak jak to bywa w kwestii partnerów w Brygadzie. Należało też wspomnieć, że był jej wdzięczny, ponieważ bez pomocy Yaxley, na pewno siedzieliby w tym lesie jeszcze z dwie doby.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972