Jackie gratulując Laurentowi nie miała na celu połechtania jego ego, była przekonana, że on tego nie potrzebował. Mogłaby nawet założyć się, że ktoś wychowany w takiej rodzinie mógł dużo prędzej cierpieć na nadmiar ego, niż jego niedobór. Tym niemniej uważała, że gratulacje były po prostu wyrazem jej uprzejmości i kultury. Taką miała nadzieję, bo do końca nie była pewna jak Laurent je odbierze. Nie wyglądał jednak na takiego, co chiałby się przechwalać. Nie podjął rozmowy na ten temat, a przecież mógłby zacząć wymieniać zdobyte trofea i wygrane zawody, a Jackie słuchałaby go z uprzejmym zafascynowaniem. Trochę dlatego, że faktycznie interesowały ją te sporty, ale głównie dlatego, że interesowała ją jego osoba.
Abraksan, którego Jackie starała się obłaskawić zareagował na jej próby dość dobrze. Wiedziała, że jeśli abraksany choć w niewielkim stopniu przypominają swoich dziobatych kuzynów, to są dumnymi, pewnymi siebie stworzeniami. Zważywszy jednak na to, że nie miały w sobie pierwiastka drapieżcy, prawdopodobnie mogły być nieco spokojniejsze i bardziej wyważone, a więc ryzyko konfrontacji nie było tak duże. Michael, jako przywódca stada, czuł się jednak odpowiedzialny za bezpieczeństwo innych abraksanów, więc gdyby uznał ją za zagrożenie, nawet by go nie winiła za próbę obrony pozostałych.
Sekundy mijały, a ona obserwowała zmieniającą się mowę ciała zwierzęcia. Widziała, choć tylko kątem oka, każde napięcie mięśni, każdą zmianę w postawie i ułożeniu łba i szyi.
Drgnęła lekko, kiedy Laurent znów się odezwał, po prostu dlatego, że tak mocno skupiona była na Michaelu, że prawie zapomniała, że jej potencjalny przyszły pracodawca nadal obok nich stoi. Bardziej niż słowa Prewetta interesował ją teraz abraksan i to w jaki sposób zareaguje na jego słowa i jej próbę przekupstwa. Weź to jabłko, proszę… Jest pyszne… Zaklinała go w myślać i… Jej trick wydał się faktycznie podziałać, bo koń z nieufnego i gotowego na konfrontację z nią, stał się teraz zainteresowany podarkiem w jej ręku. Powoli, centymetr po centymetrze łeb abraksana znajdował się coraz bliżej i bliżej je dłoni aż w końcu “haps!” i po jabłku zostało tylko wspomnienie.
- Ależ mój wspaniały, nie śmiała bym śnić o próbie podejścia tak inteligentnego stworzenia jakimiś tanimi sztuczkami. My ludzie lubimy jednak wyrażać swój szacunek poprzez ofiarowanie podarków. - odpowiedziała, utrzymując swój ton głosu perfekcyjnie w ryzach. Wewnętrznie jednak śmiała się w głos razem z Laurentem, podskakując i klaszcząc w dłonie. Czyli jednak abraksany nie różniły się aż tak bardzo od hipogryfów, z którymi miała okazję pracować wcześniej.
Jej ekscytacja przygasła nieco, kiedy Michael zdecydował się na głos wyrazić to co oboje czuli od początku spotkania. Była inna. Była tylko po części człowiekiem. Pod pewnymi względami miała więcej wspólnego z Michaelem i innymi stworzeniami zamieszkującymi rezerwat, niż ze stojącym obok niej czarodziejem.
Nagła myśl przyszła jej do głowy - wyobrażenie siebie samej w wilczej postaci, biegającej po lasach rezerwatu i pilnującej porządku pomiędzy resztą stworzeń… Już na zawsze. Czy to byłby taki zły sposób na spędzenie reszty życia? Byłaby pośród magicznych zwierząt, które tak kochała. Byłaby w miejscu, gdzie byłaby pod opieką, nie musiała by się tułać po obcych lasach, obawiając się złapania, uwięzienia czy zabicia przez jakiegoś łowcę trofeów. Samuel mógłby ją odwiedzać, napewno Laurent by mu pozwolił.
Nadzieja i ból odmalowały się na jej twarzy, kiedy uśmiechnęła się i spojrzała prosto w oczy abraksanowi, pozwalając mu odkryć ją całą i jej naturę. Jeśli miał jej zaufać, nie mogła niczego ukrywać. Nie przed nim. Przed Prewettem? Możliwe. Obawiała się, że Laurent zareagowałby na te wieści o wiele gorzej niż Michael. Jej oczy zdawały się mówić Tak, jestem inna, ale nie jestem zła. Nie jestem zagrożeniem dla ciebie, ani twoich więc proszę, zaakceptuj mnie taką jaka jestem.
- Jestem, kim jestem. - odpowiedziała po prostu na głos.
Kiedy abraksan zadał jej pytanie, Jackie nie musiała długo zastanawiać się nad odpowiedzią.
- Posiadam wiedzę, ale nie tak wiele ja ty. Ludzie uczą się przez całe życie, a ja chętnie nauczę się więcej o tobie i wszystkim co wiesz. - oznajmiła, spokojnym i pewnym siebie tonem głosu.
Proszę, proszę, proszę. myślała w duchu, mając nadzieję, że Michael nie oznajmi zaraz, że zmienił zdanie o niej i w sumie to nie chce jej znać, nie ufa jej i może spadać. Nie sądziła, żeby abraksan był zmienny w swoich opiniach, ale wciąż nie była pewna jak idzie jej rozmowa, szczególnie zważywszy na tą wtopę z zacięciem się na samym początku. Potrzebowała akceptacji Michaela, żeby wypaść przynajmniej tak dobrze, jak inni kandydaci do pracy.