• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
1972 | Lato | 5 czerwca | Warownia Longbottomów

1972 | Lato | 5 czerwca | Warownia Longbottomów
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#1
21.09.2023, 11:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.07.2025, 16:56 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Dora Crawford - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Wieczorna rozmowa w łóżku Menodory
Sarah Macmillan & @Menodora Crawley

Za oknem już się ściemniało i chociaż Sarah w takich momentach siedziała zwykle przy parapecie i wpatrywała się w niebo, chcąc zobaczyć na nim pojawiający się powoli księżyc, dzisiaj nie podeszła do niego ani razu. Leżała na łóżku Menodory, z głową opartą o jej uda i próbowała znaleźć w sobie odwagę, aby opowiedzieć jej o tym, co spotkało ją przez kilka ostatnich tygodni. Było tego sporo, bo „przez kilka ostatnich tygodni” wydarzyło się między innymi Beltane i chociaż większość rozterek młodej Macmillanówny dotyczyła skutków wydarzeń tej nocy, nie udało jej się ukryć, że tę największą bolączkę ukrywała pod grubą warstwą opowieści o tym, kto odwiedził w ostatnich dniach kowen i jak bardzo zaczytywała się ostatnio w grubych tomiskach dotyczących zaświatów. Nawet największa pasja do religii, której Sarah oddała swoje życie, nie mogła przecież ukryć tego, że dziewczyna od zawsze czuła się trochę wybrakowana, a sytuacja pomiędzy nią i Rookwoodem utwierdziła ją jeszcze bardziej przekonaniu o własnej mniejszości - no bo skoro mu nie wystarczała... Ciężko było wyrzucić to z głowy.

- Blenna Longbottom - zaczęła nieco ściszonym głosem, bo przecież znajdowały się teraz w jej domu, a ściany miały uszy, co nie... w kowenie absolutnie każdy trzymałby teraz szklankę przy ścianie i podsłuchiwał, o czym rozmawiają, dlaczego tutaj miałoby być inaczej - napisała do mnie list w sprawie tego rh'ytuału... ph'óbowałam bszmieć poważnie, ale chyba wyszło tlochę oschle.

Nie mówiła tego takim tonem, jakby tego żałowała. Bardziej jakby próbowała podzielić się z Menodorą jakąś historią.

- W każdym rhazie... - dodała po chwili, przechodząc wreszcie do sedna tego, po co w ogóle poruszyła ten wątek - ten list dał mi tlochę do myślenia. Nawet nie ten list, ten cały rhytuał Beltane uświadomił mnie w tym, że nawet najsilniejsza na świecie magia, taka płynąca z wnętrza natuly, nie jest w stanie wpłynąć phrawdziwie na czyjeś uczucia.


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
26.09.2023, 18:51  ✶  
Dora siedziała na łóżku, wsparta o strategicznie ułożone poduszki, z głową Sarki opartą o swoje uda. Przeczesywała palcami jej jasne włosy, co chwila splatając je w grubsze i cieńsze warkoczyki, by potem rozplątać je i zacząć pracę od początku.
Nie spodziewała się, że z ust Sarah usłyszy imię akurat Brenny. Brenny, która chyba nawet gdzieś w tym domu teraz była, a może nie? Może znowu gdzieś zniknęła, zajmując się sprawami ministerstwa albo zakonu? Dora tylko na moment zatrzymała rękę, zaraz jednak znowu oddzielając pasma włosów, by zacząć powoli je zaplatać. Tutaj na szczęście, nikt nikomu do drzwi szklanek nie przystawiał.
- Jestem pewna, że nie przejęła się tym zbytnio - postanowiła ją zapewnić, nawet jeśli Sarka nie wyglądała, jakby szczególnie ją to dotknęło. O ile w ogóle.
- To chyba dobrze? - zapytała, zabierając się za kolejny warkoczyk. - Mam na myśli, że nawet sama natura nie jest w stanie działać przeciwko samej sobie. - ściągnęła nieco usta, nie będąc w sumie do końca pewną, czy aby dobrze wyraziła to, co miała na myśli, ale nie miała nic przeciwko temu, żeby w razie czego spróbować bardziej, gdyby tylko koleżanka tego potrzebowała. Ludzkie emocje były dla niej czymś no... naturalnym. Jedną z esencji istoty człowieka, występujące tak samo jak deszcz padający z nieba czy słońce zachodzące każdego dnia. Były częścią cyklu i gdyby sama Natura była w stanie się im sprzeniewierzyć, to tak jakby zadawała kłam samej sobie.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#3
06.10.2023, 22:19  ✶  
Panny Macmillan nie można było określić mianem kogoś złego, to nie ulegało nawet najmniejszej wątpliwości, ale dziwaczność jej listy priorytetów była momentami zatrważająca. Nie, nie przejmowała się wcale listem wysłanym Brennie. Nie dlatego, że jej nie szanowała, lub nie darzyła sympatią (nawet jeżeli nie posiadały żadnej głębszej relacji... cóż, Sarah miała swoje powody, aby znać Longbottomów bardzo dogłębnie), po prostu nie uważała się za na tyle istotny element układanki, ażeby ta się nią w choćby minimalnym stopniu przejęła. Bycie duchem kowenu miało swoje wady i zalety. Tak - szkoda jej zawsze było istnieć w cieniu kuzynek, bo to ją obdzierało z pewności siebie. Nie - nie lubiła być wynoszona ponad nie, bo zawsze kiedy tak się stało, podejmowała decyzję tak głupią, że Isobell musiała walczyć z jej skutkami zdecydowanie zbyt długo.

- No niby tak, jeżeli ci zależy na halmonii i tak dalej...

Westchnęła, zamykając oczy. Dotyk Menodory należał do tych kojących. Opiekuńczość przychodząca kobietom z taką łatwością była czymś, do czego Macmillan dosyć świadomie lgnęła, a ciepło jakie oferowała jej Crawley działało na nią nie od wczoraj. Przeszło jej przez myśl, że chciałaby tak zasypiać - otulona uwagą, z delikatnymi palcami przesuwającymi się po jej głowie, z widokiem na spokojną twarz przyjaciółki...

- Błagam, Dolly, nie mów o tym nikomu - powiedziała zupełnie tak, jakby Menodora miała zdradzić to komuś poza jakąś kolekcją paprotek. - Pewnie zabrzmię thr'ochę pusto, ale po plostu przydałaby mi się jakaś pomoc z nieba albo wnętrza Ziemi. Wszyscy ciągle pisali do kowenu, jak to ich ten rhytuał Beltane zmienił, że nie mogą odelwać oczu od tej osoby, co go z nią dopełnili. Jak było Beltane, to ktoś do kogo od dłuższego czasu czułam miętę, spędził ze mną wieczó'h na polanie, a następnego dnia powiedział mi jak gdyby nigdy nic, że on się tak przywiązuje do wielu osób jednocześnie i generh'alnie ma więcej niż jedną na oku. Wiesz, co sobie pomyślałam: że jest fhraje'em, każda by tak sobie pomyślała, ale potem się okazało, że absolutnie każdy stał się na punkcie swojego paltnela z tej nocy whręcz obłąkany, tylko nie ten, co ja się z nim gździłam. To jest już absurhdalne.

@Menodora Crawley


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
31.10.2023, 03:35  ✶  
Dora gdyby tylko mogła, zamknęłaby Sarkę w swoich objęciach i nigdy nie puściła. Gdyby tylko wiedziała, że w jakikolwiek sposób pomoże to jej chociaż nieco ukoić wszelkie wątpliwości i strapienia, jakie ją męczyły. Jakkolwiek jednak często tuliła ją do siebie, nie mogła niestety robić tego wiecznie, bo było to zwyczajnie niewykonalne. Na przeszkodzie stały im ograniczenia począwszy od tych zwykłych jak gospodarowanie ludzkim czasem, ale także takie jak rodziny i środowiska w jakichś się obracały i wychowywały. Crawley ufała Macmillan w ten bezgraniczny, naiwny wręcz sposób, dostrzegając w niej całe dobro, jakie tylko mogła, ale nie pozostawała ślepa na fakt że kowen był pełen osób, które zrobiłyby jej taką samą krzywdę jak chcieli zrobić Borginowie. I czasem, ale tylko czasem, kiedy miały swoje małe momenty błogości i spokoju, przychodziło jej to do głowy i nieco smuciło.
teraz jednak na szczęście, myślała o czymś zupełnie innym, swoją uwagę w całości przekierowując na to co przyjaciółka do niej mówiła. Uśmiechnęła się do niej lekko, przykładając palec wskazujący do ust, nie mówiąc jednak nic i czekając na ich kolejną tajemnicę.
Sarah ze swoimi miłosnymi rozterkami trafiła chyba do najgorszej możliwej osoby pod słońcem. Jej przyjaciółka dobrze wiedziała czym jest miłość, na czym polega Beltane i jak to jest darzyć kogoś nawet jeśli nie pełną miłością to silniejszym uczuciem, ale była to wiedza książkowa lub wynikająca z obserwacji. Czuła się w pewien sposób wybrakowana, bo najmocniej kochała co najwyżej swoją rodzinę i nigdy nikogo nie pragnęła, nie tak jak Macmillan chciała, żeby jej pragnięto. Dlatego wiec kolejny raz przeczesała palcami srebrzyste włosy, nie bardzo wiedzieć co właściwie powinna powiedzieć w tym momencie.
- Jeśli chcesz, możemy rzucić na niego klątwę - zaproponowała, nie wiedząc co powinna w tym momencie powiedzieć, bo cała ta sytuacje, dokładnie tak jak podsumowała ją Sara, była absurdalna. - Taką małą i niegroźną. Na przykład, za każdym razem jak spędza z kimś noc, dostaje czkawki - szkoda tylko że nie wiedziała, że rzekomy pożal się boże amant mieszkał niemalże w pokoju obok. - Gdybyś mogła i gdyby nie powiedział tych rzeczy, chciałabyś go mieć tylko dla siebie? - zapytała delikatnie. Rozumiała jak działały związki i jak uwaga kierowana na kogoś innego mogła boleć, ale sama, nawet jeśli tego nie szukała, niekoniecznie widziała coś złego w tym by odnajdywać zaspokojenie w więcej niż jednym miejscu.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#5
02.11.2023, 16:45  ✶  
Propozycję nałożenia na kogoś klątwy chciała szybko skwitować pokręceniem głową, ale ta czkawka... Kiedy tylko wyobraziła sobie Charles'a z takim problemem, to zachichotała delikatnie, zasłaniając usta dłonią. To było głupkowate, jak takie pomysły ze szkolnej szatni, strugane po tym, jak któraś z koleżanek płakała przez urazę majestatu (czytaj - ktoś pociągnął ją za kiteczki).

- Zaśmiałam się, ale znasz moją odpowiedź.

Ona się nigdy na takie rzeczy nie zgadzała. Wątpliwe było, aby zgodziła się na dosypanie komuś jednej więcej łyżki cukru do herbaty, bo jeszcze zepsują mu się zęby. Była przecież istotą czystą i niewinną... Przynajmniej przy Menodorze. Nie przyzna się przecież ściganej przez Borginów dziewczynie do tego, że była wciąż córką swojej matki i nie była to Pani Księżyca, tylko ta okrutna matka, która wydała ją na ten świat wraz z klątwą. Jej ciemne myśli były olbrzymim zagrożeniem dla każdego, kto znajdował się w Warowni Longbottomów, ale Macmillan wciąż samolubnie wydawało się, że może rozdzielić te dwa światy.

- Tak... - Przyznała, ale w głośnie zabrakło jej pewności. - Nie wiem, jak sobie poradzić z myślą, że się nie jest dla kogoś wystalczającym.

Prawda była nieco bardziej gorzka. Bo kiedy sobie wyobrażała Charles'a pomiędzy nogami jakiejś dziewczyny, to nie bolał jej wcale ten akt, ale bolał ją ten rumieniec, bolał ją ten uśmiech.

- Wiesz, jakiego męża zawsze chciałam mieć? Takiego, któhy niezależnie od tego co rhobi na swoich wyphawach - bo to przecież zawsze był rycerz - zawsze whaca do mnie i mnie wspieła, kiedy naphawdę powinien to zhobić. Dziewczyny w Hogwalcie zawsze się mahtwiły, że ich chłopak pocałuje inną, a mnie zawsze prze'ażała taka myśl, że on się z kimś będzie bawił o wiele lepiej niż ze mną. Że będę tą dhrugą.

Wypowiedzi nie kontynuowała, chociaż jeszcze wiele cisnęło się jej na język. Przemilczała to, bo... Coraz mocniej widziała w obrazie tego swojego wyśnionego męża zastępcę Murtagha. Ta zazdrość nie była po prostu pragnieniem posiadania oparcia?

- O Matko przenajświętsza, przecież tacy faceci nie istnieją. Oni się nami nudzą po chwili.

@Menodora Crawley


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
03.12.2023, 04:31  ✶  
- Tak, wiem - uśmiechnęła się do niej miękko, równie delikatnie wypowiadając te słowa. Dora sama daleko była od nakładania klątwy na kogokolwiek jej znanego czy też nie, nieważne z której strony. W oczach niektórych pewnie miałaby absolutne prawo, by szastać klątwami na Borginów do dziesiątego pokolenia, ale zamiast tego decydowała się na największą karę w swoich oczach, czyli niemyślenie o nich na co dzień. Dzięki temu spała spokojniej.
- Chce mieć dla siebie cały świat, zamiast uczynić cię całym swoim - odgarnęła jej delikatnie włosy z czoła, tylko po to, by zaraz powoli przeczesać ponownie pasma. - Myślisz, że mogłabym ci jakoś pomóc? - zapytała, na moment przestając bawić się jej kosmykami, by zajrzeć jej w oczy. Chciała jak najlepiej, ale nie posiadała w swoim arsenale żadnych narzędzi, którymi mogłaby się teraz posłużyć, by ulżyć w cierpieniu Sarce. Nie wiedziała nawet o kim blondynka mówiła, chociaż raczej świadomość w tym temacie niewiele by jej pomogła, bo przecież nie pójdzie gniewnie zapukać do drzwi Charlesa i go wyjaśnić. Ani to by niczego nie naprawiło, ani nie było w jej naturze.
- To brzmi trochę podobnie - przyznała po chwili zastanowienia. - Jakbyście martwiły się o to samo, ale nieco inaczej. Bo skoro jeśli chłopak całuje inną to nie znaczy to, że może bawić się z nią lepiej? W ich głowach w sensie. Koleżanek. - chętnie zamknęłaby teraz Macmillan w swoich objęciach i przytuliła ją tak mocno. Tak strasznie i okropnie, że wszelkie te bolączki i żale zlękłyby się i uciekły z niej, zostawiając tylko spokój i nadzieję na lepsze jutro. Leżały jednak tak, że ciężko było jej to robić, zamiast tego więc sięgnęła po jej dłoń i ścisnęła ją pokrzepiająco, splatając z nią palce.
- Kto mówi, że kogoś takiego nigdy nie znajdziesz? Może rycerz na białym koniu jest ci przeznaczony, a ten o którym teraz mówisz to tylko smok, który strzeże twojej wierzy i musi zostać pokonany? - zasugerowała i pewnym błyskiem w oku i nieco szerszym uśmiechem.
- No nie wiem... Erik wydaje się porządny? Ale jest stary - zasugerowała, chyba przez moment całkiem poważnie.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#7
04.12.2023, 01:52  ✶  
Świat byłby lepszym miejscem, gdyby składał się w większości z takich osób jak Menodora. Tak przynajmniej uważała Sarah, która w dotyku przyjaciółki odnajdywała głęboki spokój. Pierwszy raz od dawna mogła bez cienia strachu zbierać nachodzące ją zewsząd myśli i zastanawiała się jak właściwie młoda Crawley to robiła - skąd brała w sobie siłę, aby po tym wszystkim, co ją spotkało w młodym wieku, być bezpieczną przystanią dla kogoś pokroju Macmillan. Ułożenie sobie w głowie sprawy Charles'a Rookwooda nie należało do najłatwiejszych spraw i chociaż głęboko w duszy wiedziała, że część tego co czuła było fikcją - przecież wszyscy pisali do kowenu w sprawie tych przeklętych wianków - zdawała sobie też sprawę z prawdy drzemiącej gdzieś w głębi roztrzaskanej duszy: lubiła go od dawna.

- Powiedziałabym laczej, że chce korzystać z tego świata, zamiast patrzeć na mnie w chwilach, kiedy naplawdę tego potszebuję.

Czy Menodora mogła jej jakoś pomóc? Co innego miałaby zrobić poza tym co już robiła?

- Już mi pomagasz. Dając mi obok siebie być.

Bo to chyba była ta najgłębsza potrzeba duszy, jakiej doświadczała nieustannie. Pocałunek? Bawieniem się lepiej? Nie, jej się to w ogóle nie kojarzyło z bawieniem się lepiej. Wychowała się jako kapłanka kowenu i może nie była jedną z charakterystycznych na sabatach tancerek, ale ciężko było odmówić jej uroku osobistego i popularności - gdzie człowieka wpędza takie myślenie jak nie w to, że skoro wszyscy się na niego patrzą, to widocznie ma coś do zaoferowania? Ale co? Skoro nigdy przy tobie nie zostawali, skoro nigdy nie tworzyli z tobą więzi na miarę tej, jaką widziała u swoich znajomych, jeżeli dla nikogo nie była na tyle ważna, aby wziąć ją pod uwagę przy planowaniu swojego życia - co ona miała do zaoferowania poza tym ciałem? Nic. Tylko to. Wolałaby chyba być nieco cichsza, ale mądrzejsza. Nieco brzydsza, ale chciana dla czegoś więcej ulotna zabawa na sabacie.

- Jakoś za dużo w mojej histohii smoków, a za mało lycerzy - odparła smutno, ale ledwie sekundę później zaśmiała się, takim lekkim, dziewczęcym chichotem. - Jak byłam młodsza, to się w nim kochałam. - Tak naprawdę to kochała się w nim nadal. Nie w takim sensie, w jakim kocha się swojego chłopaka, ale w takim sensie, w jakim wzdychasz do ulubionego celebryty. - Ale nie mów mu tego, okej?


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
06.01.2024, 09:28  ✶  
Dora nigdy nie zastanawiała się na poważnie dlaczego taka była i jak do tego doszło, że mimo wszystkiego co się stało, zdawała się zachowywać niepoprawny wręcz optymizm i ciepło, które rozpościerała dookoła siebie niczym cieplutką kołderkę. Może gdyby poświęciła temu odrobinę czasu, to wyplułaby z siebie zużyty frazes: dobro, które dostajesz przekazujesz dalej. Brzmiało to może tanio i tandetnie, ale w jej przypadku się sprawdzało, bo gdyby nie Longbottomowie, to skończyłaby najpewniej zupełnie inaczej.
W której wersji wydarzeń na pewno martwa, ale w innej? Pewnie pełna goryczy i żalu do otaczającego ją świata i nienawiścią czającą się w oczach, wznosząc pięści ku niebu i pytając dlaczego. Ale kiedy jej świat się zawalił otrzymała pomoc i wsparcie ludzi, którzy mimo że jej nie znali to o nią dbali. Dali jej dom i stali się drugą rodziną, lecząc rany w sposób, w który się nie spodziewała.
Jej dobroć padała też na żyzną glebę, bo przecież sama Sarka była wrażliwa na tego typu aurę i Menodora zawsze uważała, że wystarczyło żeby była sobą. Że nie musiała się przesadnie starać, żeby podzielić się tym co w sobie nosiła, ale nie dlatego że była w tym niechlujna, a dlatego że stało się to jej naturą.

- Może jest ślepy - zawyrokowała spokojnie. - A może nikt nie nauczył go patrzeć - a ty nie masz w obowiązku uczenia go, jak postrzegać świat.

- Cieszę się - odpowiedziała cicho, jakby przesadny entuzjazm jej sukcesem miał ogołocić go z całej możliwej magii i uroku.

Mogła nie rozumieć czyjejś potrzeby by ktoś brał cię w ramiona w ten konkretny sposób, ale wiedziała co to znaczy pragnąć, by ktoś rozumiał cię i dostrzegał, kiedy wszyscy inni patrzyli gdzie indziej. Co to znaczyło, żeby ktoś w pomieszczeniu pełnym tych ładniejszych albo mądrzejszych wybierał właśnie ciebie.

- Jestem trochę zdania, że jeśli księżniczki zawodzą i smoki i rycerze, to powinny zwyczajnie cieszyć się swoim towarzystwem. Ale wiem, że nie o to chodzi - westchnęła tylko, przeczesując jej dalej włosy. Potem jednak na moment znieruchomiała, otwierając szerzej na nią oczy. - Naprawdę? - zapytała, chichocząc zaraz pod nosem. - Nie martw się, nie powiem. Brzmi to strasznie dziwnie, ale jak się nad tym zastanowię, to jestem w stanie zrozumieć dlaczego. Erik trochę przypomina rycerza, ale czasem jest strasznie... - niemądry. - za rycerski. - zacmokała, nie chcąc precyzować. - Kto jeszcze? W kim się jeszcze podkochiwałaś? A może w kim się podkochujesz dalej?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#9
02.02.2024, 02:07  ✶  
- Albo po plostu widzi piękno w czymś innym niż ja... - Może tamci ludzie, którzy byli dla niego ważni, byli dla niego ważni tak, jak dla niej ważny był księżyc? Tak jak ona egzystowała po to, aby kochać nocne niebo, tak on był spokojnym, ciepłym miejscem dla ich serc. Próbowała uśmiechnąć się do tej myśli, ale nie mogła nic poradzić na to, że była piekielnie zazdrosna. To, co czuła do Charlesa od Beltane ją zabijało - z tym uczuciem zapominała oddychać, dawała się porwać zrozumieniu tego, dlaczego poeci tak uwielbiali porównywać miłość do śmierci. Bo to była śmierć, przynajmniej w jakimś stopniu. W snach przestała widywać nieistniejące planety i krajobrazy nieznane temu światu - był tam tylko on. Zagnieżdżony w jej myślach pazurami. Tak długo jak nie zerwie tej więzi, pewnie nie poczuje się wolna.

Dziwactwo. Czuła się mniej samotna, zanim zbliżyli się do siebie tak bardzo.

- Cieszyć się... to jest chyba mój phroblem, wiesz? Nie pamiętam już kiedy ostatnio śmiałam się w ten sposób, kiedy nie możesz przestać, chociaż już blakuje ci tchu. W ten kompletnie nieelegancki, dziefczyński sposób. - A niedawno zachwyciła beztroską tego młodego Croucha... ale no dobra, on był tak pieruńsko smutny, że wystarczyło się uśmiechnąć, aby stać się światłem jego codzienności. - Eh. - Nie chciała wchodzić na temat Rookwooda. A jej romanse poza nim były nieistniejące... przynajmniej póki nie zaczniesz liczyć pocałowania koleżanki po pijaku, albo wysłania listu miłosnego do Bertiego Botta. - Jest... - Mogła ją przynajmniej rozbawić. Zanim wejdą do bagna jej aktualnego stanu - do ciemności, do sideł, w jakie wpadła. Do tego ile teraz piła i jak mało pomagało to na te piekielne podszepty, coraz mocniej przypominające o tym, że gdyby była prawdziwie dobrą przyjaciółką, wymazałaby sobie wspomnienia Menodory i Charliego z pamięci. - Jest jedna osoba, o któlej mogę ci powiedzieć, ale nie wiem, czy mi w to uwierzysz. - Podniosła się do góry. Nie wstała z łóżka, nie usiadła, po prostu zadarła głowę i oparła się ręką o pościel, żeby spojrzeć Menodorze prosto w oczy. - Jak byłam mała, to kochałam się w Nobbym Leachu. - Tak, w panu Ministrze Magii. - Uważałam, że jest taki odważny, wychodząc na mównicę... W Ploloku zlobili z nim taki wywiad, w któlym nalobili mu masę zdjęć i ja wycięłam je wszystkie i wkleiłam do swojego pamiętnika, a później tszymałam go pod kluczem, żeby żadna Ślizgonka tego nie znalazła.


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
13.02.2024, 03:02  ✶  
Może Sarah miała rację. Może jej wybranek faktycznie dostrzegał piękno w czymś innym, ale to stwierdzenie w pewien sposób Dorę bolało. Bo dla niej Sarah była piękna w każdym, nawet najmniejszym calu. Na zewnątrz i wewnątrz, nawet jeśli Crawley najpewniej nie znała wszystkich tych fragmentów układanki, które składały się na całą Macmillanównę. Wiedziała jednak, że jej przyjaciółka była dobra, łagodna i posiadała w sobie światło, które ją samą przyciągało w pewien czarujący sposób.

I bardzo chciała, żeby przestała się martwić. Ale niestety, czasem cokolwiek się nie zrobiło, trzeba było pozwolić tej drugiej osobie przejść przez smutki. Pozwolić im wybrzmieć i w naturalny sposób rozmyć się.

- Jeszcze kiedyś się tak zaśmiejesz, jestem tego pewna - powiedziała cicho, przeczesując jej włosy tak, jak naturalnie się układały, cofając jednak wreszcie rękę, kiedy Sarka uniosła się na ręce i spojrzała na nią. Zmrużyła lekko oczy, słysząc jej deklarację. Akurat z wierzeniem, Dora nie miała większych problemów, bo bywała czasem zwyczajnie naiwna. A kiedy wreszcie usłyszała kto skradł jej serce, uśmiechnęła się lekko, a potem parsknęła śmiechem. - Oh, pan Leach. Pamiętam jak czytałam w szkole o jego przemówieniach. W sumie... wcale ci się nie dziwię - uśmiechnęła się do niej nieco, podsumowując.

Otoczyła ją ramionami znowu, kiedy porzuciły dawne sympatie i Crawley postanowiła zmienić nieco taktykę, rozwodząc się nad ostatnimi wydarzeniami w Warowni, chcąc już całkiem odbiec od nieprzyjemnych, ponurych tematów i dać Sarce szansę na wyciszenie się.

Koniec sesji


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Sarah Macmillan (1801), Dora Crawford (1607)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa