• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 9 Dalej »
[10/06/1972] Okazja czyni złodzieja

[10/06/1972] Okazja czyni złodzieja
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#1
07.12.2023, 04:14  ✶  
Dora wrzuciła resztę monet do portmonetki i uśmiechnęła się dziękczynnie do sklepikarza, kiedy chowała ją do kieszeni. Była niewielka, na zatrzask, ale spełniała swoje funkcje, a przede wszystkim - wyglądała obłędnie. Dostała je na piętnaste urodziny i od tamtej pory nigdy się z nią nie rozstawała (i to wcale nie dlatego, że nosiła w niej pieniądze), ale dlatego że przypominała żabkę. Z wierzchu ziela, z wyhaftowanymi oczami, łapkami, ale też dla urozmaicenia - drobnymi kwiatuszkami, które dodawały jej uroku. Kiedy się ją otworzyło, w środku okazywała się wyłożona czerwonym materiałem, co w całości przypominało otwierającą buzie żabę. Nie raz, nie dwa wyciągała ja z kieszeni tylko po to, żeby się komuś nią pochwalić i kochała ją całym swoim serduszkiem.
Teraz jednak, uwolniwszy się od niej, złapała za właśnie zakupione przedmioty. Przez ramię miała już przewieszoną torbę, z której wystawały jakieś zielone kłącza przygarniętej dzisiejszego dnia rośliny, ale była ona tak spora, że nie chciała pchać obok niej więcej rzeczy. Z resztą, i tak miała już wracać, więc wystarczyło tylko znaleźć punkt sieci Fiuu i teleportować się do domu. Złapała więc za dwa opasłe tomiszcza, za które właśnie zapłaciła zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy, dociskając je przedramieniem do piersi i pożegnała się z właścicielem, cała w skowronkach wychodząc z księgarni i ruszając wesołym, podrygującym krokiem w dół ulicy. W głowie już układała plany na resztę dnia, w pierwszej kolejności ustawiając doglądnięcie ogródka, a potem... potem będzie miała już nieskończenie wiele czasu, żeby przejrzeć dzisiejszy nabytek w postaci pozycji traktujących o zastosowaniu teorii alchemicznych a praktyce. Może i nie były to pierwsze tego typu księgi jakie posiadała, ale już dawno odkryła, że różne wydania zróżnicowany sposób podchodzą do zadanego tematu, a różne punkty spojrzenia poszerzały wiedzę i zwyczajnie sprawiało jej to wszystko przyjemność.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Forget shit and move on
180 wzrostu, 75 kg. Ciemno brązowe włosy jaśniejące w słońcu, brązowe oczy. Wysportowana sylwetka sprawiająca wrażenie tej bardziej zwinnej niż silnej. Porusza się lekko, swobodnie. Sprawia wrażenie kogoś z kim łatwo i chętnie się rozmawia, otwartego. Spojrzenie ma pełne ciekawości, entuzjazmu. Sposób i to co mówi często intryguje, bawi. Choć jest wilkiem to niewątpliwie jest w nim coś lisiego.

Lucky Luke
#2
07.12.2023, 20:04  ✶  
Zaczesał opadając na oczy włosy palcami do tyłu. Zaśmiał się kilka razy. Nonszalancko strzepał na chodnik papierosa by w kolejnej chwili pożegnać się ze znajomymi. Jeszcze się dziś wieczorem z nimi spotka. Miał w końcu interes do dogadania. Zatłoczona Pokątna nie była do takich rzeczy odpowiednim miejscem do pogawędek. A może właściwie wręcz przeciwnie? Kto by w końcu podejrzewał, że ludzie umawiają się na przemyt w biały dzień między stoiskiem z warzywami, a straganem z magicznymi wyrobami kaletniczymi. Śmiałość popłacała. Czasem.
Po domknięciu tego co domknięte na dziś zostać powinno wolnym krokiem kierował się w stronę Nokturnu. Zagrałby może partyjkę pokera? Nie brzmiało to źle. Myśląc o tym podrzucał w jednej ręce skradzione jabłko rozglądając się z zaciekawieniem po okolicy. Jego oczy nigdy nie potrafiły ustać w miejscu, tak jak on. Szybko ulegająca rozproszeniu uwaga oddawała się co rusz bardziej dominującym bodźcom - śmiechowi dwójki mężczyzn na uboczu, krzykom naganiających klientów sprzedawców, połyskującym w słońcu lekko chyboczących się szyldom, płaczący dzieciak wlepiający lizak we włosy kołyszącej go w ramionach matki... No i była smukła dziewczyna wkładająca coś do wnętrza żaby. Tak przynajmniej początkowo ocenił. Przekrzywił głowę - w dwóch kolejnych krokach zdał sobie sprawę, że był to nietypowy portfel. Całkiem zabawny. Minął ją kiedy zbierała klamoty i.... ręce miała zajęte, portfel z tego co widział włożyła do tylnej kieszeni... Ech. Czemu go tak kuszą...?! Po co mu ta żaba?! Nie wiedział, lecz zwolnił i przystaną przy śmietniku by wyrzucić ogryzek. Pozornie, ponieważ zrobił to by blondynka go wyprzedziła. Prawie nawet zreflektował się nad swoim postępowaniem, lecz w drugiej chwili był już za nią, dłoń zręcznie śmignęła do tylnej kieszeni by sięgnąć po porponetkę. Oj... Zmarszczył brwi zauważając, że postąpił nieco niedbale i dziewczyna mogła poczuć jego ruch. Może przez impulsywność, może przez to że specjalnie nie starał się uznając ją za banalny cel. By zamarkować swój błąd w trzeciej sekundzie wymierzył jej psotnego klapsa w pośladek. Szokująco, dezorientująco. Wyprzedził ją potem odwracając się by posłać jej szelmowski uśmiech jak ostatni creep by potem wtopić się tłum i kierować się w stronę Nokturnu. Nie uciekał. Jak na razie. Była szansa na to, że dziewczynę mimo wszystko zatka w zniesmaczeniu oraz oburzeniu i nim się otrząśnie oraz zda sobie sprawę co się zadziało to będzie już podczas drugiego rozdania w pokera.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#3
08.12.2023, 04:49  ✶  
Podrygiwała sobie lekko, do melodii która leciała jej w głowie i słów, które momentami bezgłośnie poruszały się usta. Był to jeden z ostatnich hitów czarodziejskiego świata muzyki, które katowało od tygodnia magiczne radio. Melodia wlatywała w ucho zanim ktoś zdążył się obejrzeć i tkwiła tam, zagnieżdżając się bezwzględnie.
Oj.
Czy to było szturchnięcie? Czy może znowu wpadła na kogoś, kiedy zgubiła na moment krok, potykając się o te kocie łby, którymi wybrukowana była Pokątna? Ale potem doznała czegoś, na co nikt nigdy w jej życiu się nie odważył, bo powiedzmy sobie szczerze - Dora obracała się w takich kręgach towarzyskich, gdzie nikomu nigdy takie zagrania raczej nie przeszły w stosunku jej osoby.
Pisnęła, a może raczej spróbowała, bo jednocześnie zatchnęła się całym tym niedowierzaniem, którego właśnie doświadczyła. Obróciła się i tak jak przed chwilą jeszcze gotowa była z całego serca przeprosić kogoś, kogo nieostrożnie zaczepiła, tak teraz równie skora była do zrugania go od góry do dołu, a potem jeszcze zgłoszenia jego rysopisu do Brenny.
Kiedy jednak wykonała ten swój oburzony obrót o 180 stopni, trzymając się jednocześnie za ten zbezczeszczony pośladek, jakby złoczyńca miał jej zaraz ponownie w niego strzelić, nikogo tam nie było. Tylko cień, który przemknął obok niej (bo Dora oczywiście obróciła nie przez to ramię, obok którego Charles przeszedł). Odwróciła się za nim, finalnie zwyczajnie obracając się dookoła własnej osi, jak nakręcony bączek, w porę jednak by wyłapać ten szelmowski uśmiech.
Jeśli o dezorientację panu chodziło, to obrał jak najlepszą metodę, bo sama nie wiedziała co powiedzieć i ją wmurowało dosłownie w miejsce, ale myśli już pędziły nie ku sielankowej poczytance w Warowni, a do momentu jak absurdalnie oburzona składa Brennie rysopis jegomościa. Ale chwila. Zmarszczyła brwi, kiedy nagle sobie uświadomiła, że coś jej tutaj nie pasuje, bo jak się tak za ten pośladek trzymała, to nic jej nie przeszkadzało. Nic nie ciążyło w kieszeni i nie wypychało jej nieco, a to znaczyło, że...
- Chwila moment - krzyknęła za chłopakiem, w pośpiechu pakując te swoje książki do torby i w myślach przepraszając te roślinę, która już tam siedziała i której pędy zaraz się pogniotą, liście porozrywają i w ogóle trzeba będzie ją w domu ratować, ale nie było to teraz aż tak ważne. Nie w perspektywie tego, że właśnie ją okradziono i w sumie to pal licho te galeony, to co liczyło się najbardziej to żaba-portmonetka. - Stój! Stój mówię! - wrzasnęła już, rozgorączkowana, kiedy już wepchnęła tomiszcze do paszczy torby i rzuciła się biegiem za złodziejem.

biegne niczym szczała, zara cie złapie
Rzut O 1d100 - 77
Sukces!


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Dora Crawford (709), Lucky Luke (379)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa