• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[27.07.1972] Shhh...

[27.07.1972] Shhh...
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
16.12.2023, 20:10  ✶  
I'm a good boy, I don't talk shit
But I'ma tell everybody what you fucking did
I'm a wild card, your mama raised a bitch
Wanna hear you crying when I talk my shit

Zatrzymanie się wczorajszego dnia przy odpowiednim punkcie picia tej słodkiej margarity było dobrym wyborem. A mimo to miałeś wrażenie, że zrobiło się gorzej z samego rana tylko dlatego, że wczoraj tego alkoholu było więcej niż samo umoczenie usteczek. Ranek był nie taki, podniesienie się nie to, zebranie z łóżka upierdliwe. Na pewno wstałeś lewą nogą, nie ma innej możliwości. Albo to wczorajszy dzień był na lewą nogę. Niby przyjemny, a niby to nie. Niby dobrze spędzony, bo razem z Victorią, a potem były elementy rozrywkowe, które podsycały niepokój. Właściwie w New Forest nie dało się teraz wstać na prawą nogę. Czary by tu nie wystarczyły - nawet jak stajesz na prawą, to okazuje się ona odwróconą lewą. Rozumiesz? Trzeba się stąd wyprowadzić - gdzieś... do jakiegoś miłego miejsca. Może naprawdę do Włoch. Niee, nie. We Włoszech może być domek, a może i nawet cała wyspa. Czemu nie? Jeśli tylko ktoś by takową sprzedawał...

Powoli wszystko zmierzało do tego, żeby móc zdać główne obowiązki na skompletowany zespół i być od nich wolnym. Ba - już lwia część została zdana. Rezerwat, stajnia, hodowla smoczogników... zadowalało go to. Przynajmniej powinno cię zadowalać. Do tego było to dążenie i staranie się, żeby w końcu mieć więcej czasu na odetchnięcie. Przypomnienie sobie, jak się żyje nie z minuty na minutę, a chociaż z dnia na dzień. Teraz wizje bardziej spontanicznych wakacji, takich jak te, które odbył z Victorią, były możliwe do realizacji, bo nie siedziało mu ciągle na głowie, że musi przypilnować New Forest, żeby nic się nie zawaliło. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie istniała w nim potrzeba ciągłego doglądania wszystkiego. Jak to każdy człowiek - miał swoje małe przyzwyczajenia, niemal manie, nawet z jego skłonnością do tego, żeby słuchać, wprowadzać zmiany, to niektóre rzeczy powinny być wykonywane według pewnych prawideł. Dopiero wtedy były dobre, gdy nie robiono ich po łebkach. Kiedy wszystko było dopilnowane i nikt nie zawalał swojej roboty. To jeden powód, dla którego nie mógłby się od tego miejsca odlepić. Drugim było to, że nadal był tego miejsca twarzą - tak i spotkania z większością poważnych klientów, którzy chcieli czegoś więcej niż przejechać się nad morzem, przyjmował osobiście.

Poprawił wyuczonym ruchem okulary na nosie, kiedy wyślizgnął się z biura z samej stajni, żeby wyjść na zewnątrz, kiedy przyszedł po niego Aleksander. Klient przyszedł, oczywiście. Wziął pod pachę teczkę z abraksanami, którymi mężczyzna mógłby być potencjalnie zainteresowany i wyszedł na zewnątrz razem z czarnoskórym mężczyznom, który tylko gestem wskazał mu stojącego przed samą stajnią mężczyznę, nim poszedł w swoją stronę.

- Dzień dobry. - Zwrócił się do nieznajomego i wyciągnął dłoń na powitanie. Uśmiech, jaki dzisiaj posiadał w zanadrzu, był dawkowany - nie dlatego, że nie chciał. Raczej dlatego, że nie do końca potrafił z siebie wykrzesać coś więcej na ten moment. - Laurent Prewett, właściciel New Forest. Byliśmy umówieni.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#2
16.12.2023, 23:55  ✶  

Mężczyzna, jaki czekał na zewnątrz, nie był kimś, kto wyróżniałby się z tłumu. Średniego wzrostu, o ciemnych włosach zaczesanych i pociągniętych ulizanną. Był dobrze ubrany, nie w te śmieszne szaty wyjściowe czarodziejów z koronkami, które mogłyby tylko wzbudzić uśmiechy politowania wśród kolegów i pogardy wśród koleżanek. Ciemna koszula, ciemne spodnie w kancik, ciemny krawat… To był dość ciepły poranek, nawet pomimo chłodniejszej bryzy, która ciągnęła znad morza – trzymał więc marynarkę w rękach.

Rozglądał się akurat, chociaż nie ruszał się z miejsca. Jego szare oczy podążały za ruchem głowy, gdy czekał na ciemnoskórego Aleksandra i jego pracodawcę – główną gwiazdę tego poranka, Laurenta.

– Dzień dobry – głos miał trochę zachrypły, przywodziło to na myśl, jakby wczorajszego wieczoru sporo wypił i to niekoniecznie wody, a czegoś mocniejszego; to był nieco przepity głos. Może nawet przepalony? Dało się czuć od niego delikatny zapach tytoniu, choć próbował być zamaskowany jakąś mocną wodą kolońską obficie wylaną na szyję. – Kieran Avery – przedstawił się, jak grzeczność nakazywała i wyciągnął dłoń, by uściskać tę Laurenta. Uścisk miał mocny, pewny, dłonie nie tak delikatne i wypielęgnowane jak te od Prewetta. – Bardzo się cieszę, że znalazł pan dla mnie czas. Piękne miejsce. Póki się tu sam nie zjawiłem, to nie sądziłem, że zrobi na mnie takie wrażenie – pochwalił i powiedział z uznaniem, a nawet pokiwał głową. Zerkną znowu w stronę stajni, skąd dochodziły jakieś odgłosy, zapewne końskiego (czy raczej abraksańskiego) rżenia. – To tu? – zapytał z ciekawością.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
17.12.2023, 00:20  ✶  

Mężczyzna był mu całkowicie obcy. Kontrastował z jego ubraniem swoim jasnym - jasnobłękitną koszulą, dość luźną, letnią, przez to łapała każdy podmuch wiatru studzący ich tutaj z miejskiego zaduchu. Do tego białe spodnie, równiutko wyprasowane dzięki błogosławieństwu skrzata domowego, bez którego... cóż, bez którego nie wyobrażał sobie funkcjonowania. Ale niektórzy się funkcjonować uczyli bez skrzatów. Według Laurenta Victoria po prostu powinna znaleźć nowego, na pewno nie będzie problemem zorganizowanie jej takowego w biurze. Aczkolwiek przyzwyczajenie robiło swoje. Skrzat to nie przedmiot, to nie jest rzecz, którą można ot tak wymienić. Przynajmniej on tak nie uważał. Tak samo jak nie dało się zastąpić człowieka. Mógł wypełniać rolę powierzoną, ale nigdy nie będzie tym samym. Nigdy nie przyniesie ze sobą identycznego ładunku emocjonalnego.

Uścisnął męską dłoń, spoglądając w szare oczy zza swoich okularów przez parę chwil. Przytrzymywał teczkę pod ramieniem, ale po wymienieniu się uprzejmościami i uściskiem ujął ją w palce, zamierzając zaraz zaprezentować ją samemu mężczyźnie. Zaraz, albo potem. Może nawet potem, zważywszy na to, że ludzie lubili oglądać te stworzenia tak po prostu. Nawet jeśli nie do końca mieli intencję kupować cokolwiek. Wcale go to nie dziwiło. Chwilowo jednak oba mankamenty straciły na znaczeniu, kiedy wychwycił woń, która rozpierzchała jego zmysły i przyciągała do siebie permanentnie. Ratowało tylko to, że tej wody zostało wylane za dużo, stanowczo za dużo i miała maskować przepalony tytoń, który przyczepiał się do jego odzienia. I tak wystarczyło, żeby Laurent przez parę chwil zapomniał języka w gębie i musiał pozbierać swój mózg, swoje myśli.

- Tak... cieszę się, że przypadło panu do gustu. - Poprawił się po odzyskaniu rezonu i błysnął teraz o wiele cieplejszym uśmiechem. - Większość abraksanów jest na wybiegu, ale kilka mamy akurat pod ręką. - Wskazał gestem stajnie (ręką z teczką) i sam wkroczył do środka. - Przygotowałem dla pana zestawienie rumaków, jakie byłyby możliwe do negocjacji sprzedaży. - Kontynuował, kiedy wkroczyli do ogarniętej półmrokiem stajni. Wewnątrz była gigantyczna. Ogromne boksy dla abraksanów i wysoki strop. Pod sufitem były zamykane klapami okna - co drugie było otworzone, dlatego panowała tutaj taka... niemal senna atmosfera, chciałoby się powiedzieć.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#4
17.12.2023, 00:52  ✶  

Przyzwyczajenia na pewno robiły dużo, nietraktowanie żywych istot jak przedmioty – również. Laurent, jako osoba, która zajmowała się zawodowo i prywatnie magicznymi stworzeniami, który był tak lubiany, delikatny – na pewno doskonale zdawał sobie sprawę z siły uczuć i emocji. Z siły przywiązania… Bo jeśli coś oswoisz, to jesteś za to odpowiedzialny. Na pewno nie raz i nie dwa przeszło mu to po głowie i to w obu kierunkach, prawda? Czy myślałeś o tym, co się z tymi wszystkimi stworzeniami stanie, po twojej śmierci? Nie nagłej, nie. Spodziewanej, ze starości, takiej, która spotyka każdą osobę, czy była czarodziejem, czy nie…

Mężczyzna przez moment przyglądał się Laurentowi, który wyraźnie rozkojarzył się na kilka chwil – co było powodem? Czy zaprzątało mu to myśli? Zaraz jednak poszedł za blondynem, który wskazał mu odpowiedni kierunek, zamachał teczką, wkroczył do środka, a Kieran za nim.

– Chętnie je zobaczę i posłucham, co ma pan do powiedzenia – potwierdził i poprawił swoje dłonie, podrzucając też odrobinę swoją marynarkę i poprawiając jej ułożenie na przedramieniu. Przez moment obserwował wnętrze stajni, zdawało się, że chłonął jej spokój i tę senność, jaka tutaj panowała. Było to jednak najwyraźniej tylko wrażenie, zaś jeśli Laurent zastanawiał się, czy Avery zwrócił uwagę na to jego dziwne zawahanie wcześniej – to owszem, zwrócił. – Ciężka noc? – rzucił od niechcenia. – Wczoraj był ten cały pojedynek, był pan popatrzeć? – zagaił, zerkając jednak na ogromne boksy, w większości jednak puste.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
17.12.2023, 01:14  ✶  

Śmierć była bardzo odległa młodym ludziom. Jeszcze 10 lat temu wydawało mu się, że jest nieśmiertelny. Żyjesz w pięknej posiadłości, przy człowieku, który sam jest jak Bóg i potem mówi ci, że przecież jesteś sam półbogiem. Aniołem. Łatwo uwierzyć w bajki, które kolorowały naszą rzeczywistość. Bajki, które sprawiały, że tą codzienność rozumiałeś inaczej. Czy prawda była tu ważna? A ja owszem, królowała. Ale to była twoja prawda. Twoja jedna. Twoja własna. Fałsz przybrany w odpowiednią suknię mógł zostać nawet prawdą nazwany. Kwestionować mógł tylko ten, który zrozumiał głębię problemu - i nauczył się jej przeczyć. Tej fałszywej Prawdzie. Dziś nie było mowy o poczuciu nieśmiertelności. Zbyt wiele razy otarł się o tą przerażającą istotę zwaną Kostuchną, żeby tak sądzić. Nawet Edward zwątpił, spanikował - jak więc on miał zachować spokój? Ale nie myślała o umieraniu, bo chciał żyć. I chociaż było ciężko to chciał przy tym żyć jak najlepiej. Nie chowając ciągle głowy w piach i nie truchlejąc przed każdym kolejnym dniem. Chciał... Po prostu żyć. Wierzył, że byli ludzie, którzy zajęli by się tymi końmi i wszystkimi stworzeniami w rezerwacie. Nie pozwoliliby temu umrzeć nawet gdyby jego samego zabrakło. Bo z jakiegoś powodu bardzo dużo ludzi miało do jego słabość. I chyba zrobiliby to chociażby po to, żeby uhonorować jego pamięć.

Przyjemny głos. Mężczyzna miał przyjemny głos, Laurent takie naprawdę uwielbiał. Mógł słuchać godzinami tych pomruków, które brzmiały jak kocie zadowolenie, a tymczasem to była zwykła rozmowa. Przywodził na myśl tych wszystkich nieszczęśliwych, małych artystów ulicznych, którzy chcieliby grać na wielkich scenach a zostawała im whiskey i stołek w podrzędnych knajpkach. Rzadko, bardzo rzadko miał okazję już słyszeć takie tony. Nie chodził w miejsca, gdzie posiadacze tych hipnotyzujących głosów chodzili.

- Słucham? - Zapytał bardziej ze zdziwienia pytaniem, a nie dlatego, że nie usłyszał. W dowód tego od razu kontynuował, nie dając okienka do odpowiedzi. - Nie, całkiem spokojna, dziękuję... - To nie była do końca prawda, ale uśmiechnął się delikatnie, zsuwając okulary, żeby spojrzeć znów na mężczyznę, zamiast skupić się na koniach. - Naturalnie, byłem. - Potwierdził, łapiąc ten small talk. - Zakończył się remisem, więc niektórzy spodziewają się dogrywki. Osobiście wolę jednak pozostać przy oglądaniu koni i butelek wina w odpowiednich dłoniach niż pokazów pojedynków na parkiecie. - Oderwał wzrok od mężczyzny, żeby spojrzeć na mijane boksy i zatrzymać się przy jednym z nich, gdzie wylegiwał się właśnie jeden z abraksanów o perłowym ubarwieniu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#6
17.12.2023, 04:09  ✶  

Czy to był naprawdę tak odległy temat? Czy Śmierć nie krążyła wokół Laurenta, nie zataczała coraz większych kół? Czy sam nie był na skraju śmierci, czy nie próbowano odebrać mu życia w ostatnich dwóch miesiącach… kilka razy? Czy jego bliscy byli bezpieczni? Laurent być może nie zdawał sobie z tego sprawy, ale śmierć czyhała bliżej, niż sądził. Może nie koniecznie w tej chwili nad nim, ale ktoś mu bardzo bliski z pewnością miał podpisany pakt z Kostuchą. Niektórych rzeczy po prostu się nie mówiło, by nie martwić, lecz czy to też nie była forma egoizmu? Czy bliscy nie mieli prawa wiedzieć? Nie mieli prawda się przygotować na najgorsze? Myślę, że mieli. Problem ze śmiercią był taki, że najczęściej była ostateczna i nieodwracalna, a nawet jeśli od dwóch lat masz świadomość, że po kogoś przyjdzie – to zawsze przychodziła zbyt szybko. Zawsze bolało. I nie była to żadna bajka, nie było w niej bogów, ani półbogów, nie było nawet aniołów. Była piękna, rudowłosa, obsypana piegami kobieta, której ciało śmiertelnie ranione porastało mchem, jakby leżało tam od dwóch tygodni. Jej usta poruszały się i mówiły, że oto przyszedł na ciebie czas, pora wrócić do cyklu. Mało kto tak naprawdę chciał umierać. Jakoś podświadomie ludzie czuli, że życie jest cenne, często nawet jeśli próbowali z sobą skończyć, to i tak było to po prostu wołanie o pomoc… W większości. Laurent chciał żyć – i bardzo dobrze. Miał przecież tak wiele do zaoferowania światu. Swoje dobro, swoją łagodność, swoje piękno – niekoniecznie to powierzchowne, ale ono również, swój głos, siebie.

– Zawiesił się pan wcześniej. Pomyślałem, że to przez ciężką noc – wyjaśnił mężczyzna, tym swoim mrukliwym głosem. Nie miał jak schować oczu za okularami, bo ich nie miał na nosie, dlatego tylko zerkał, chociaż wcale nie kątem oka, a teraz już całkiem otwarcie spoglądał wprost na Laurenta, zamiast oglądać się na puste boksy. – Wygląda na to, że żadna z tych gwiazd nie miała wystarczająco szczęścia, żeby pokonać przeciwnika. Trochę szkoda, miałem nadzieję, że ten absurdalny konflikt będzie miał swój finał – podjął Kieran, na nowo zainteresowany zwierzętami, gdy Laurent zatrzymał się przy jednym z boksów. Milczał chwilę, patrząc na abraksana, który ewidentnie zażywał relaksu… – Piękny okaz. Wszystkie z pańskiej stajni mają takie umaszczenie, panie Prewett? – zagaił, na nowo taksując szarym spojrzeniem biednego Laurenta. Biednego, bo to nie było jedno z tych płochliwych spojrzeń, a takie, które trochę jakby… przewiercało duszę? Jakby chciało się dobrać do tych najgłębiej skrywanych sekretów… – Niby stworzenie nieba, a kolor jak z największych głębin morza – powiedział spokojnie. Perła…

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
17.12.2023, 11:09  ✶  

Ponieważ Śmierć zaczynała krążyć jak sępy nad padliną i kruki nad polem bitwy - temat był odsuwany tym dalej. Nie myśl o niej. Po prostu o niej nie myśl i się nią nie przejmuj. W końcu bardzo łatwo było odwrócić od czegoś wzrok, wystarczyło tylko mieć odpowiedni argument, żeby to zrobić. Albo siłę przekonywania, że tak należy, choć żaden argument nie padł. Laurent miał tych argumentów wiele: bo tak będzie prościej, bo nie można się tym przejmować, bo ona jest częścią życia - ale nie trzeba na nią przez to spoglądać. Nie trzeba tym bardziej samodzielnie wyciągać palców do rudych włosów, żeby sprawdzić, czy naprawdę są takie miękkie, na jakie wyglądały. Jeżeli zaś nie dotykała jego, to wyciągała dłonie po bliskich. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak intensywnie to robiła. Nie przez złośliwość, a jednak miałby do niej żal i byłby zły, że znów kogoś przygarnęła w ramiona, chociaż nie nadszedł jego czas. Dożyć i doczekać starości - nie każdy miał tę możliwość. Szczególnie w tych ponurych czasach. Laurent nie chciał myśleć o dotyku jej dłoni na swoich jasnych włosach, który pozostawiał siwe pasma z nerwów. O tym, jak potrafiła zaciskać te kości na jego gardle. odmawiał spojrzenia na pewną nieodłączną część życia, bo spoglądanie jej w twarz mogłoby go przerosnąć.

Jak odpowiedzieć na niektóre pytania? Najlepiej - szybko. Zazwyczaj tak było najlepiej. Bez zawahania, z całą pewnością i stanowczością siebie samego. Laurent cichutko i delikatnie odetchnął, unosząc te kąciki ust na parę sekund wyżej. Sięgnął dłonią do kołnierza swojej koszuli, żeby zawiesić na dekolcie okulary za jedną z rączek z braku futerału na nie, który pozostał w biurze.

- Zostałem zauroczony pańskim głosem i zapachem. - Och, to mogło zostać odebrane na wiele sposobów, a w dzisiejszej kulturze co najwyżej jako niezobowiązujący komplement. Ale mogło zostać odebrane tak całkowicie bezpośrednio, jak blondyn o tym myślał, kiedy znów przeniósł swój wzrok na Kierana skupionego chwilowo na leżącej na ściółce klaczy. Ta uniosła właśnie swoje powieki z długimi rzęsami, żeby spojrzeć na niego mądrymi, jasno-czerwonymi ślepiami, poruszając wielkim skrzydłem, by dla własnej wygody nieco bardziej je rozłożyć. - Rozumiem, że nie kibicował pan żadnej ze stron? Czy może uwaga o absurdalności jest od tego niezależna. - Ni to pytanie, ni to zdanie twierdzące... to, co Laurent lubił robić - strzelał. Strzelał, że mężczyzna gotów był powiedzieć "w chuj to mam", chociaż jemu samemu by takie zdanie przez gardło nie przeszło. Chyba by nie przeszło. - Nie, nie wszystkie. Przechodzą przez wszystkie odcienie beżu, pereł, szarości aż do śnieżnej bieli. - Podobnej jednorożcom, choć z tymi to żadne stworzenie nie mogło się równać. W ich blasku. W ich czystości. Odwrócił wzrok od konia i napotkał to Kierana. Zaskoczony. Intensywnością tego spojrzenia, które wydawało się przybijać do desek kolumny podtrzymującej strop za jego plecami. Tym bardziej zaskoczony słowami, które wypłynęły z jego ust dalej.

Chciałoby się aż zapytać, czy na pewno mówi dalej o abraksanie. Duże, zaklinające piękno morskich fal oczy spoglądały na Kierana, a na karku poczuł dreszcz. Odrobinę napięcia.

- Och, ależ dziękuję za komplement... abraksan jest rzeczywiście niebiańsko piękny. - Choć w swojej śmiałości potraktował to jako komplement dla siebie samego. Przy czym niekoniecznie maskarada musiała być obdzierana z jej kurtyn.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#8
17.12.2023, 16:08  ✶  

Niestety samo odsunięcie tematu i problemu nie sprawiało, że ten zniknie. To byłaby najpiękniejsza magia na świecie – znikające problemy. Rozwiązujące się same… Śmierć jednak… Hah. W pewnym sensie taką magią była. Osoba, która znikała, przestawała mieć problemy i tematy, które musiałaby od siebie odsuwać.

– Ach tak… – mruknął do Laurenta, najwyraźniej całkowicie niespeszony jego słowami. Nie odpowiedział jednak na nie tak bezpośrednio, jak zrobił to selkie – właściwie w ogóle tego nie zrobił. Chrząknął tylko, obserwując piękną, perłową klacz, która chyba też okazała mu zainteresowanie. Przynajmniej umiarkowane. – Kibicowałem, by sprawiedliwości stało się zadość – odpowiedział po chwili, chyba nie do końca łapiąc haczyk, jaki na wędce zarzucił Prewett. – Ale przy remisie trudno jej oczekiwać – dodał i pokiwał zaraz głową, kiedy Laurent opowiedział co nieco o umaszczeniu abraksanów, jakie miał w stajni i jakie hodował.

Czy na pewno dalej mówił o abraksanie? Ha – faktycznie, można było mieć wątpliwość, kiedy tak intensywnie wpatrywał się w Laurenta. Tak jak można było wątpić, czy wcześniejsze słowa, które tak zignorował, faktycznie do niego nie dotarły. Czy mu przeszkadzały… a może Laurent robił dokładnie to, czego sobie Kieran zażyczył?

– Abraksany kojarzą mi się z wolnością, to chyba przez te skrzydła – powrócił ponownie spojrzeniem do klaczy, ale tylko na chwile. – A panu, panie Prewett? To dlatego zdecydował się pan na hodowlę?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
17.12.2023, 16:32  ✶  

Och, no proszę... sprawiedliwość. Ze wszystkich odpowiedzi pojawiło się słowo wzywające Temidę, nakłaniającą ją do uniesienia wagi, zwrócenia głowy w ich stronę. Albo raczej - w stronę Kierana. Śmierć nie była zainteresowana tą boginką. Traktowała wszystkich po równo. W jej oczach nie było bogaczy ani biedaków, nie było winnych i niewinnych. Ginęli ci, co mieczem wojowali, by od miecza zginąć, jak i ci, którzy z Panem Bogiem na ramieniu służyli ojczyźnie, dobru i tym niewinnym dziatkom potrzebującym pomocy. Zabierała wcześnie, tych nowonarodzonych jak i tych całkowicie starych. Nie było reguł i zasad, bo to nawet nie działało tak, że człowiek człowiekowi gotował taki los. To był czasem... po prostu pech. Zwykłe nieszczęście znalezienia się w złym miejscu, o złym czasie. Bycie ofiarą, postronnym świadkiem dramatycznych wydarzeń. Pojedynek daleko miał do dramatyzmu, był bardzo ułożony, bardzo grzeczny. Każdy pilnował przestrzegania zasad i nie wychodziło się ponad normy. Nie szukano użycia zaklęć, by zranić. Mało byłby to wtedy "honorowy pojedynek".

- To sugeruje, że jednak którąś ze stron pan obrał. Temida ma w końcu zawiązane oczy. - Więc mogła być sprawiedliwość po stronie obrońcy honoru Loretty, a mogła być po stronie "fałszywie oskarżonego". Albo właśnie sprawiedliwie oskarżonego. Wszystko zależało od tego, przez czyj pryzmat spojrzysz. Jak patrzyłeś na tę sprawę. Gdzie leżała ta sławna prawda, kto tak naprawdę bronił swojego honoru? - Rozumiem, że lubi pan klarowne sytuacje. - Czy naprawdę przy remisie nie było mowy o sprawiedliwości? Właściwie... to pokazywało, jak bardzo ta sprawiedliwość potrafiła być ślepa. I że czasami waga była po prostu równa. Przecież to też było sprawiedliwe. Ale Laurent nie zwykł zagłębiać się z obcymi w swoje własne przemyślenia, kiedy szukał schematu myślenia drugiej strony i próbował do niego przylgnąć jak druga skóra.

Klacz parsknęła cicho, zgięła nieco mocniej nogi i ułożyła łeb na pachnącej świeżym sianek ściółce. Skrzydło znów się poruszyło - przysłoniło jej łeb. Zupełnie jak welon panny młodej, która wstydzi się spojrzeć wybrankowi prosto w twarz, nim nie stanie przed księdzem razem z nim.

- Pyta pan, czy kojarzą mi się z wolnością? Nie. - Odpowiedział gładko. Słyszał już wiele takich porównań. Tak samo jak o tym, że ptaki się z wolnością kojarzyły. - Jestem Prewettem z urodzenia, to było całkowicie naturalne przejąć rodzinny interes. - Nie miało znaczenia, jaka była prawda. Ważny był obrazek kierowany w oczach innych. Chociaż te słowa musiał nieco siłą wypchnąć ze swojego mózgu, by przeszły na gardło. Ostatnio za często walczyła w nim chęć tego, by już przestać mówić to, co się powinno i mówić to... to, co jest tą przeklętą prawdą.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Only the dead have seen the end of war.
Celtycka bogini magii, podziemi, wojny, płodności i zniszczenia. Łączona również z przeznaczeniem i przepowiedniami, zwłaszcza tymi mówiącymi o zagładzie, śmierci i wygranej w bitwie. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony. Podżega wojowników do walki i może pomóc w zwycięstwie nad ich wrogami. Morrígan zachęca wojowników do odważnych czynów, wzbudza strach w ich wrogach i jest przedstawiana jako piorąca zakrwawione ubrania tych, którym przeznaczona jest śmierć. Najczęściej jest postrzegana jako bogini bitwy i wojny, a także jako manifestacja bogini ziemi i suwerenności, głównie reprezentująca rolę bogini jako strażniczki terytorium i jego mieszkańców. Morrígan jest często opisywana jako trzy siostry, zwane „trzema Morrígan”. W mitologii członkostwo w triadzie jest przyznawane boginiom Badb, Macha i Morrígan, która może mieć na imię Anand. Uważa się, że wszystkie te imiona były imionami tej samej bogini.

Morrigan
#10
17.12.2023, 17:20  ✶  

Tak, sprawiedliwość była ślepa. A łaska pana na pstrym koniu jeździła. Los był przewrotny, wydawało ci się, że pewne rzeczy masz już za sobą, że to rozdział zamknięty i wtedy… ktoś pukał do tych zaryglowanych drzwi. Zatrzymywałeś się wtedy z przestrachem – nie wiedząc, czy to jakie majaki, czy pomyłka, zbierasz się długi czas, by wyjrzeć przez oko judasza… i nie było tam nikogo. Pusto. Cicho. Ciemno. Oddychasz z ulgą, sprawdzasz, czy rygiel i łańcuchy są na swoim miejscu. Są. Za jakiś czas znowu słyszysz pukanie, a może drapanie? Zaglądasz – pusto. Leciuteńko otwierasz drzwi, bo coś ci się nie zgadza, na tyle na ile pozwala ci rygiel i łańcuch. I wtedy czyjaś dłoń, do tej pory czająca się w cieniu, w tym mroku, przeciska się przez szparę i zaciska na gardle.

To była właśnie sprawiedliwość i przewrotność losu.

– Wszystko mi jedno – odpowiedział. Nieco grzeczniej niż „w chuju to mam”, ale znaczyło to ni mniej, ni więcej właśnie tyle samo. – Każdy z nich ma swoje za uszami. Ta cała pannica też. Wszyscy coś mają – a ty, Laurencie? Co ty miałeś za uszami? Może nawet to zdawała się sugerować wypowiedź Avery’ego, jednak nie rozwinął tematu głębiej, bardziej. Kiedy zaś klacz abraksana zasłoniła łeb skrzydłem, skryła się przez spojrzeniem szarych oczu, on też stracił nią zainteresowanie i rozejrzał się jeszcze krótko po stajni, nim na nowo zaogniskował się na Laurencie. Słuchał, co miał do powiedzenia. Czy uwierzył, czy nie… a czy miało to jakieś znaczenie?

Może powinno mieć.

W stajni było sennie, ciepło, cicho… świadkami były tylko równie senne abraksany, których tez nie było zbyt wiele, skoro większość była na wybiegu.

– Pytałem o ten pojedynek, bo tak mi się wydawało, że pana widziałem. Nie byłem pewien – powiedział cicho i mrukliwie, dokładnie tak, jak to mówił cały czas. – Był pan z damą, prawda? Chyba kojarzę ją z gazet, było o niej sporo, jej rodzina jest bogata – i ona sama pewnie też… – Jej fortunę też chcesz wykorzystać, a potem mówić, że to całkowicie rodzinny interes...? Panie Prewett? – nie uśmiechał się. W ogóle cały czas tego nie robił. Nic się nie zmieniło… może oprócz tematu rozmowy. I jej ciężkości.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (4049), Morrigan (2677)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa