Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
Było coś zabawnego w tym, że przed pełnią to chyba Brenna była bardziej niespokojna niż jej brat. W kilka godzin przed zachodem słońca nie była w stanie sobie znaleźć miejsca, zastanawiając się, o której skończy się ten cały pojedynek, czy czy wróci z pracy dostatecznie wcześnie, by być tutaj zanim wróci Erik i jednocześnie uciekając też myślami do przodu – do dyżuru w BUM, do jutra, do spotkania z Edwardem Prewettem i do późniejszej pracy.
I do tysiąca drobnych spraw, które powinna przemyśleć, ogarnąć i uporządkować, a jakoś wymykały się z rąk, przeciekały między palcami niby woda, bo nie umiała ich odpowiednio chwycić, a przynajmniej tak zdawało się Brennie. Jeszcze parę miesięcy temu nie uwierzyłaby, że w jej głowie może zapanować taki zamęt, a tymczasem pojawił się, z różnych powodów, i jakoś wszystko zdawało się jeszcze trudniejsze niż ledwo na początku tego roku.
Jedną z tych drobnych spraw była rozmowa z Morpheusem.
Z jednej strony czuła, że porozmawiać z nim powinna, a z drugiej tę rozmowę odwlekała, bo przecież wuj nie był ślepy: wręcz przeciwnie, poza dwojgiem zwykłych oczu miał jeszcze to trzecie, spoglądające w przyszłość. Nieważne, jak dużo czasu spędzał w ciemnych salach Departamentu Tajemnic, musiał przeczuwać, jeżeli nie wiedzieć, że jego krewni zaangażowani są niekoniecznie tylko w oficjalne działania Ministerstwa. A jednak milczał – mogło to oznaczać, że wolał pozostawać z boku, nie angażować się i nie wtrącać. Ojciec wychowywał ją nie na księżniczkę, a na żołnierza, którym był sam. Morpheus zaś, choć był dzieckiem Godryka, zdawał się zawsze przede wszystkim synem swojej spokojnej, obdarzonej trzecim okiem matki.
I chyba wcale nie podeszłaby do niego tego popołudnia, gdyby nie to, że zastała go w salonie, gdy weszła do środka z kubkiem herbaty w ręku.
– Cześć – przywitała się, spoglądając to na niego, to na karty. Jakoś zawsze, gdy myślała o Morpheusie, widziała go z tymi kartami w ręku, choć to przecież nie tak, że nigdy się z nimi nie rozstawał. I może dlatego, że nie była pewna, jak właściwie rozmowę zacząć, a może bo naprawdę czuła się teraz bardziej zagubiona niż kiedykolwiek, zadała nagle pytanie, jakie nigdy z jej strony nie padło. Zwłaszcza, że w ostatnich dwóch latach spodziewałaby się, że w jej przyszłości wuj może zobaczyć tylko zielone światło albo dużo krwi, gdzieś tam, na końcu drogi. – Masz ochotę mi powróżyć?