• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 … 14 Dalej »
[1 XII 1970] I just see the truth | Neil & Morpheus

[1 XII 1970] I just see the truth | Neil & Morpheus
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
11.01.2024, 18:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 22:10 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty
wiadomość pozafabularna
Scenariusz: Pierwsze Ataki Śmierciożerców

Morpheus spoglądał w niebo częściej, niż zwykle.

Nie dlatego, że szukał odpowiedzi w gwiazdach, przeczesując konstelacje i ciała niebieskie, licząc ich położenia, kreśląc linie zodiaków na mapach, ale w obawie przed ujrzeniem tuż nad budynkami znaku Czarnego Pana, czaszki z wijącym się wężem, która oznaczała, że w tamtym miejscu nastąpił atak śmierciożerców. Ledwie osiemnaście dni wcześniej Lord Voldemort proklamował swoje założenia i plany, siejąc zamęt oraz śmierć pośród czarodziei oraz mugoli. Jako pracownik Ministerstwa Magii, Morpheus miał pełne ręce roboty, nawet jeśli jego Departament był nieco oddzielony od działań rządowych. Morpheus wróżył. Jak się dało, kiedy się dało, starając się określić następne ataki popleczników czarnoksiężnika, który wstrząsną magiczną Anglią.

Mokra chlapa pryskała spod jego butów, gdy przemierzał ulice mugolskiego Londynu, w obrzydliwej mżawce, zamarzającej w ślizgawcę. Bardzo chciał już się teleportować, trzymając za pazuchą paczkę z frytkami, smażoną rybą i surówką na wynos, licząc, że nie rozmoknie, zanim znajdzie się na nowo w Ministerstwie i zasiądzie do swojego posiłku. Interesujący go zaułek znajdował się ledwie kilkanaście metrów, miejsce umieszczenia śmietników dla baru, w którym niczego nieświadomi mugole oglądali mecz i pili piwo, owinięci szalikami z symbolami, których Morpheus nie znał.

Nie przebrał się z magicznych szat, zima sprawiała, że nawet głęboko niebieski materiał, udrapowany w płaszcz, wpasowywał się w to, co mugole nazwaliby garderobą na koniec roku. Wełna grzała go przyjemnie, tylko wystający znad szalika nos robił się coraz bardziej czerwony, jak po spożyciu alkoholu.

Trochę tęsknie spojrzał w stronę baru, w którym panowała radosna atmosfera. Dawno nie nadarzyła się okazja, żeby mógł napić się, postawić komuś drinka, albo dostać od kogoś jednego, poflirtować. Nie jego zwykły typ pryzbytku, ale w tym momencie odczuł szarpiącą trzewia potrzebę, aby trochę odpuścić, wyluzować się. Rozluźnić szczękę, poruszyć ramionami, opuścić gardę chociaż na sekundę.

Pokręcił głową sam do siebie. Ruszył dalej i wtedy wdepnął w kałuże. Woda wlała mu się do butów, lodowata, brudna, błotnista. Zazgrzytał zębami, spojrzał w dół i wtedy ujrzała w jej odbiciu płomienie, które wydostawały się z baru oraz zielone światło i postać w masce, wchodzącą do środka. Zerwał głowę w górę, lecz nic się nie zmieniło w budynku, spoglądał więc jak szalony w górę i w dół, płomienie i ich brak.

Wizja przyszłości. Tylko kiedy to nastąpi?

Chciał określić ramy czasowe, aby wysłać patrol BUM-owców w tę okolicę, ale do tego potrzebował suchej przestrzeni. Wyrzucił jedzenie do śmietnika, licząc, że znajdzie je ktoś bezdomny i wszedł do ciepłego pomieszczenia. Podszedł do lady i usiadł na stołku, na w miarę odludnym krańcu.

— Frytki i piwo poproszę — powiedział, po czym zaczął się zastanawiać, czy ma jeszcze jakieś mugolskie pieniądze, ale znalazł jeszcze kilka funtów. Wystarczy.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#2
11.01.2024, 21:00  ✶  
Stłuczony kufel rozjechał się szklanymi kawałkami w każdy kąt kuchni wywołując w niej poruszenie jakiego dawno tu nie było. Dzisiaj był TEN mecz, dużo klientów się zeszło, serwowanie alkoholu odbywało się niemalże cały czas, chyba, że akurat w telewizji odbywała się bardziej wyjątkowa akcja lub było blisko gola, wtedy spojrzenia wszystkich kierowały się na...
-Dopiero tu sprzątałem, nie będę znów zamiatać po tobie!-krzyknąłem na palanta co zamiast brać rozsądną liczbę kufli w łapy, brał w zęby pod pachy i jakby mógł to by sobie na głowę stawiał.
-Ja to ci zaraz zamiotę ryj. Pilnuj swojego nosa. Będzie mnie jakiś żółty pouczał!-odkrzyknął, odstawiając z huknięciem naczynia na blat i zaraz oberwał w pierś miotłą jaką rzuciłem w jego kierunku. Kolejny raz mam jego syf sprzątać, ja podziękuję. Może i ciężko mi rozmowę utrzymać, ale na pewno nie dam sobą aż tak pomiatać, skończyły się czasy Akademii, już nie mówiąc o tym, że dopingowała mnie cała masa stresu, bo życie jak to życie raz pogłaszcze, raz w dupę kopnie.
Mężczyzna podwijał już rękawy, ja rzuciłem ścierkę na szafkę i wtedy i on i ja jak te dwa wściekłe psy zostaliśmy wyciągnięci z chęci walki jednym krótkim krzykiem szefa.
-Tej! A won mi na bar, jak tu burdy chcesz robić!-pchnął mnie w ramię w stronę drzwi. Zgarnąłem na szybko kolejną, czystą ścierkę i ruszyłem do wyjścia na salę.-A ty sprzątaj ten burdel. Kolejny stłuczony, z wypłaty ci odliczę.-usłyszałem jeszcze tylko kątem ucha i z krzywym uśmiechem pod nosem wylazłem do ludzi.
Zerknąłem na dziewczynę, co właśnie uciekała do kuchni.
-Facet z nosem piwo. Idę po frytki, rozlicz go.-mruknęła zostawiając mnie samego z tłumem co właśnie się zerwał do wiwatu zakończonego zawiedzionym pomrukiem. Nie tłum jednak przyciągnął moją uwagę, a facet, który został dość dobrze opisany przez dziewczynę. Nos, później oczy i usta...
Westchnąłem ciężko, pociągnąłem nosem i podszedłem do lady.
-Frytki i piwo, tak? 6£.-rzuciłem mu cenę, gotów przyjąć zapłatę i jeśli tylko podał mi pieniądze, schowałem je bezpiecznie.-Chłodzone?-zapytałem się jeszcze, po czym podałem mu takie jakie chciał. W tym samym czasie przybyły również frytki i mogłem je elegancko zaserwować klientowi prosto pod sam nosek. A zapach aż mi przypomniał o tym, że pominąłem obiad.
Moja ukochana ścierka dalej przy mnie była, więc zwinąłem ją i przetarłem na szybko blat, opierając się o niego obiema rękoma i patrząc na telewizor, który zbierał się do kolejnych krzyków. Raz... Dwa... Trzy... I darcie mordy. Aż skrzywiłem się na taki hałas.
-Komu Pan kibicuje?-zapytałem mężczyznę sam nie wiem po co i na co, bo czy to moja sprawa? Może to przez nerwy i skoro nie mogłem się wyżyć przy sprzątaniu i zamiataniu, to chociaż zajmę sobie czymś uwagę.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
12.01.2024, 16:57  ✶  

— Zimne — odpowiedział prędko, skupiając się na wyciągnięciu z przepastnych kieszeni czarnego, aksamitnego woreczka, z którego wyjął karty tarota. Z wprawą iluzjonisty zaczął je tasować. Karty z wyglądu były przetarte i zużyte, a swoim rozmiarem odstawały od klasycznych do gry, będąc większe prawie dwukrotnie. Podczas gdy koszulki jeszcze nie wzbudzały podejrzeń, ot granatowe ze złotą lilijką, to obrazki nie należały do francuskiej szkoły kart i nie przedstawiały kierów, trefli, pików i karo, a zupełnie inne dwory. W Tarocie pulę stanowiło również więcej kart, bowiem oprócz pięćdziesięciu dwóch odpowiedników, dochodziły jeszcze dwadzieścia dwie Wielkie Arkana oraz cztery rycerze, po jednym na każdy dwór.

Potrzebuję Cię bardziej niż kiedykolwiek. Rogaty Boże, usłysz mnie. Twoje gwiazdy, pełne odpowiedzi, schowały się za chmurami. Daj mi oczy, bym mógł zobaczyć, jak mogę unieść ten ciężar, gdy sam potrzebuję, abyś mnie niósł. Wezwał w modlitwie męski aspekt natury, mało popularny, ale czuł jego obecność w tym miejscu najbardziej. Mnóstwo testosteronu, agresji, marsjańska energia, o krok od destrukcyjnych sił, stojących w zajadłej opozycji do łagodniejszej Matki. Mógłby powołać się na moc Marsa konkretnie, ale obawiał się go nawet po tylu latach pracy z magią. Mars, który karmi się krzywdą i w pogardzie ma szczęście. Szczęścia zaś potrzebował bardzo dużo.

Karty przemykały między jego dłońmi, szmer znikał zupełnie wśród głośnych rozmów, szkła stukającego o szkło, o blaty i napięcia. Ktoś ryknął w tle przyśpiewką, aż zadrżało szkło, gdy dołączyli się, paskudnie rycząc i fałszując, inni. Morpheus przyjmował to z zadowoleniem, magia pulsowała w ziemi, tak do odczuwał, może jednak udzielała mu się tylko atmosfera tego miejsca? Odłożył na świeżo wytarty blat talię, koszulkami do góry, nie zauważając barmana, chociaż wylądowały tuż obok ręki młodzieńca. Sięgnął po pierwszą kartę.

— Harpiom z Holyhead — odpowiedział bezmyślnie, podając nazwę słynnej drużyny Quidditcha, której kibicuje Erik, ale zaraz się zreflektował: — To znaczy... — rozejrzał się po kolorach i logotypach w barze oraz ogólnym reakcjom kibiców zebranych przy malutkim ekranie, których najpewniej nie było stać na własny telewizor i wybrał ten, który popierali. — Chester.

Złapał frytkę z koszyka, zamoczył ją w ketchupie i zjadł. Sięgnął po drugą kartę, ułożył je obok siebie, a następnie odwrócił jednocześnie. Jego oczom ukazał się złocisty rydwan oraz płonąca wieża. Znów ogień, znów, znów płomienie. Czuł w ustach smak spalenizny, który szybko przepłukał piwem. Wypił prawie połowę pinty, zanim wrócił do kart. Nerwowo postukał w blat stołu, rozejrzał się. Schował karty do woreczka.

Rydwan i Wieża. Nagła tragedia. Pośpiech. To miało się wydarzyć już, za chwilę. Powinien kogoś ostrzec? Nikt nie weźmie go na serio, a jeśli weźmie, wezwie mugolską policję. W panice zapomniał protokołu, co powinien zrobić. Wiadomość, wezwie BUM-owców. Tak. Potrzebował tylko chwilki, żeby wyciągnąć mały amulet z portrecikiem Winony Ackemarn, która skontaktuje się z Departamentem Przestrzegania Praw Czarodziejów.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#4
12.01.2024, 21:13  ✶  
Facet był totalnie skupiony na sobie i w jakiś sposób mi to przeszkadzało? A cholera z tym. Po prostu zaserwowałem mu to co chciał, przyjąłem wypłatę i trwałem tak za barem, patrząc to na niego, to na tłum przy telewizorze, chociaż coraz częściej patrzyłem jednak na niego, szczególnie, jak zaczął wyjmować karty. Dziwny typ, ktoś by mógł powiedzieć, ale widziało się dziwniejsze rzeczy na przykład a akademii, czy w odbiciu lustra, ach te czasy nastolęctwa. Jednakże styl kart i to, że nie był to zwykły pasjans zasugerowały mi jasno, że chłop jest... Uśmiechnąłem się pod nosem na jego odpowiedź. ...czarodziejem.
-Ani tych, ani tych nie znam.-wzruszyłem ramionami zgodnie z prawdą i tym sposobem zamordowałem nam rozmowę. Nie było to moim celem, ale jakoś tak wyszło i po sekundzie trochę tego pożałowałem, bo swojak, to można by i o czymś pogadać, ale jak tu tak, jak on zajęty jedzeniem i kartami? Z resztą co ja chcę o sporcie gadać? Pobiegać i poćwiczyć lubię, ale żeby wymieniać grupy? Wiem tylko tyle, że można grać w Quiddich, jest jeszcze Turniej Trójmagiczny.
Westchnąłem ciężko i odszedłem na bok do innego klienta, co podleciał i zamówił trzy kufle, dla siebie i kolegów. Wprawne łapki moje nalały, podały i odebrały zapłatę, którą znów wrzuciłem pod ladę przy czarodzieju.
-To co tam wywróżyłeś?-rzuciłem z uśmiechem nieco głupim, bo nie do końca chciałem pytać w tonie żartu, ale już go trochę wymęczyłem, więc wyszło dziwnie i wymuszenie. Zerknąłem też na jego dłoń, w której coś trzymał. Czy wypadało go tak zagadywać? Wyglądał jakby coś się stało. Może ktoś z nim zerwał? Problemy w pracy? Z drugiej strony nie należy zostawiać nikogo samego ze swoimi problemami chyba, prawda?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#5
12.01.2024, 22:06  ✶  

Poszarzały na twarzy spojrzał na chłopaka, musiał być młody, pewnie ledwie miał dość lat, aby obsługiwać go w barze, a delikatne rysy twarzy jeszcze to uwydatniły. Nie mrugając w ogóle, zaciskając dłoń na medalionie z portrecikiem, przyglądał się młodemu mężczyźnie, przypominając w tamtym momencie jelenia na światłach, zbyt wystraszonego lub bojowo nastawionego, aby uciec, sprowadzając na siebie klęskę. Zmysły, wzmocnione adrenaliną, niemal namacalnie odbierały obecność tamtego, zupełnie jakby próbował zakotwiczyć się w sytuacji. Jeszcze kilka dni wcześniej, gdy rozmawiał z Florence, wojna nie wydawała mu się do końca realna, nawet pomimo chaosu w Ministerstwie.

— Że powinniśmy... — w tym momencie szyba witryny pękła z hukiem. — Uciekać!

Jego okrzyk stłumiły wybuchające od czerwonego zaklęcia butelki za plecami barmana. W całym lokalu zapanował chaos.

Zawsze tak było. Starał się trzymać na uboczu, on, progenitura rodu wojowników, jednakże tak na prawdę syn swojej matki, myśliciel, filozof, profeta, nie rycerz na białym koniu. Nigdy nie rozmawiał wielce ze swoim ojcem, nie poświęcali sobie wielu chwil, ale obecność milczącej postaci Godryka Longbottoma u jego boku, sprawiała że czuł spokój i pewność. Teraz nie miał obok siebie nikogo.

Spadł z barowego stołka w dół, chowając głowę przed ciskającymi kufle kibicami oraz odzianymi w czerń i maski na twarzach Śmierciożercami, którzy nie wahali się przed używaniem zaklęć niewybaczalnych. Trzech, zobaczył trzech krwiożerczych czarnoksiężników, gotowych smagnąć go pejczem czarno magicznej mocy, zielonym światłem Avada Kedavry i zakończyć jego życie.

— Ej! Ty! — zawołał do młodzieńca, próbując przekrzyczeć płomienie, które nagle rozchulały się po sali, łapiąc w swoje jęzory dekady rozlanego alkoholu, który wsiąkał w parkiet za każdym rozlaniem oraz wiekową, wysuszoną na wiór boazerię. — Podaj adres!

Nie był odważny, koniec końców trafił do Ravenclawu, nie Gryffindoru, ale ciepło wstąpiło na jego poliki. Nie umrze jako bezbronna ofiara, nie sprzeda tanio swojej skóry i jeśli ktoś będzie próbował go zabić, zabierze go ze sobą. Zagryzł zęby, otworzył medalion i położył otwarty na blacie, aby mieszkanka portretu usłyszała dane i widziała armageddon, który rozpętał się w barze.

Osłonił swoją twarz kapturem szary i wstał, trzymając pewnie różdżkę i rzucając pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy, Arresto Momentem. W końcu był synem swojej matki i czas musiał być mu posłuszny.

Nagle część pomieszczenia zamarła. Dwóch Śmierciożerców i cześć płomieni spowolniła, jakby zalał ich w kisielu. Galareta rzeczywistości zabierajaca im refleks i przewagę.

Mugole uciekali, krzyki roznosiły się na wszystkie strony, ogłuszają. W tym spanikowanym tańcu okrzyki pomocy zlewały się w roztrzaskane symfonie, a tłum, jak utracona strona powieści, szamotał się, okadzany dymem bezsilności oraz tragedii. Zapach krwi i spalonych włosów wdzierał się w nozdrza, tak samo jak iskry magii. Taka piękna, taka brutalna i bolesna magia, która wstrząsnęła światami.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#6
13.01.2024, 13:37  ✶  
Facet na mnie spojrzał i chyba ewidentnie nie miał ochoty na rozmowę. Cóż... Co teraz? Zadałem pytanie, odpowie? Uciekłem wzrokiem na bok, lekko odchyliłem się do tyłu, jak się tak na mnie patrzył. Palnąłem coś głupiego? Może to i jego sprawy, a bo ja wiem? Zaraz zmarszczyłem brwi na jego pierwsze słowa. No co powinniśmy?
I zaraz się wydało co powinniśmy.
Odruchowo skuliłem się za barem słysząc pękające szkło witryny. Samochód w nią wjechał? Fani przeciwnej drużyny się wkurzyli? Błyski czerwieni i zieleni jednak uświadomiły mi to, że niektórzy roszczą sobie prawa do władzy nawet w świecie mugoli.
-Bryward 14!-krzyknąłem przez hałas spanikowanego tłumu i zgrzytającego pod nogami szkła. Bar na pewno straci trochę w opinii publicznej, a tak dobrze się trzymał.
Zaraz widząc, jak drzwi od kuchni się ruszają, popędziłem w ich stronę, wpadając na szefa i wpychając go głębiej na zaplecze coby brońcie bogowie nie wychodził na bar.
-Po pomoc dzwoń.-rzuciłem mu rozkaz zaraz pędząc do swojej torby, w której była różdżka. O ile jestem bezużyteczny jeśli chodzi o magię, tak mogę porobić trochę sztucznego tłumu w razie czego. Tylko czemu to akurat na mojej zmianie musiało być? Raczej ja ich tu nie przyciągnąłem sobą, nie mam aż takiego ego, żeby tak myśleć.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#7
13.01.2024, 15:05  ✶  

Skrył się za ladą, gdy wszystko przygasło. Nie dosłownie, bo ogień rozprzestrzeniał się coraz bardziej, hucząc. Ktoś próbował go ugasić, odpalił gaśnicę i wtedy rozbłysło kolejnie zielone światło. Biały duszący dym, ogień, ludzie kryjący się za stolikami. Morpheus widział przed sobą mężczyznę, który jeszcze chwilę temu ekscytował się tym, co na ekranie, a teraz leżał przed nim, szklane spojrzenie utkwione w jego twarzy, bez życia, ale z wyrzutem.

— Taś taś zdrajco, nie ochraniaj tych szmat, a może nic ci nie zrobię... — powiedział jeden z zamaskowanych, którego nie objął czar Longbottoma, jego głos zniekształcony przez strój nie do rozpoznania. Morpheus zadrżał, włoski stanęły mu na karku w przerażeniu. Ścisnął mocniej różdżkę w dłoni, przyłożył ją pionowo do czoła. Teraz, teraz potrzebował Marsa, boga okrutnego wojny. Nie, potrzebował Ateny, patronki wojny w słusznej sprawie.

— Bryward 13, trzech śmierciożerców, bar pełen mugoli — powiedział cicho  do portreciku. Dama na nim, w klasycznej spiczastej czapce, z bardzo zaciętą miną, podkreśloną przez trzy blizny po szponach jakiegoś potwora na policzku, zniknęła z niego, aby poinformować drugi swój portret, który wisiał w biurze brygady uderzeniowej Ministerstwa Magii. Morpheus liczył, że znajdą się, aby mu pomóc najszybciej jak się da, zaklęcie wstrzymania nie potrwa zbyt długo.

— Tu jesteś.

Morpheus zamknął oczy. Ktoś rzucił w śmierciożerce kuflem, rozbite szkło leżało wszędzie. Ateno o stalowoszarych oczach i stałym spojrzeniu, bogini, która widzi całe pole bitwy, która zna każdego żołnierza, która szepcze do ucha każdego generała, która słyszy każdego, kto trwa w domu i czeka na wieści z nadzieją i lękiem oraz desperackimi modlitwami, wzywam cię. Ateno, bogini, która doskonale zna wojnę i wszystko, co powoduje, usłysz moje modlitwy, usłysz słowa tego, którego wiara jest pelna. Wziął głęboki wdech. Dobrze, że tamten chłopak zdążył uciec.

Skupił się na magii i rzucił szybko zaklęcie ochronne na resztę mugoli, na co w odpowiedzi otrzymał tylko okrutny rechot. Zaklęcia trafiały w barierę, jeden za drugim, a Morpheus nie miał dość siły, aby utrzymać ją samemu przeciwko trójce.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#8
13.01.2024, 21:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.01.2024, 22:20 przez Neil Enfer.)  
Panika i śmierć nie były do końca tym na co przygotowały mnie bezpieczne mury Akademii. Była mowa o niebezpieczeństwie i odpowiedzialności, ale szczeniackie pojedynki ni jak się mają do rzeczywistości w której faktycznie, ktoś obcy chce cię zabić.
Ucieczka na zaplecze pozostawiła bar na pastwę Śmierciożerców, ale bez różdżki nie byłem tam i tak potrzebny. Dlatego musiałem się do niej dostać. Czy wolno mi walczyć w ten sposób? Nikt się nie będzie czepiać? Zaraz, to walka w słusznej sprawie. Zmarszczyłem brwi, a facet z nosem był chyba jedynym, jaki mógł spróbować pomóc mi ogarnąć sytuację, której ani trochę nie chciałem ogarniać. Żałuję, że wziąłem tę zmianę.
Machając różdżką na szafki przebiegłem przez kuchnię i wypadłem z chmarą kruków na salę przez przejście z wyrwanymi w walce drzwiami. Głośne skrzeki towarzyszyły atakowi ptactwa na Śmierciożerców. Odciągnąć uwagę, zerwać maski, wydłubać oczy! Proste polecenia odpowiednie dla transmutowanych talerzy.
Wziąłem zamach, a trzymany w mojej dłoni czarny kocur gdy tylko zobaczył omotanego czernią przeciwnika zasyczał agresywnie, jakby tylko czekał na wskazanie celu, w stronę którego został rzucony z impetem. Różnica pomiędzy rzuconym kuflem, a kotem jest taka, że kot nie wybacza. Uderz go, a chwyci się pazurami jeszcze mocniej. Zabij go magią, a rozpryśnie się na milion kawałków szklanej butelki i zaleje podłogę czerwienią wina. Czy to pomoże mężczyźnie? Liczyłem, że chociaż odrobinę. Chwytałem już kolejną butelkę ze stojącego jakoś w tym chaosie stolika, gotów czarować kolejnego kota, którego zadaniem, zupełnie jak poprzedniego kocura, było ranić jak tylko się da, gdzie tylko łapy sięgną.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#9
14.01.2024, 22:44  ✶  

Lecący w stronę kot zaskoczył Morpheusa, który musiał prędko dać nura za stolik przed zaklęciem, które poleciało w jego stronę od Śmierciożercy, który wyzwolił się spod jego spowolnienia. Serce łomotało mu w klatce piersiowej. Czy tak właśnie umrze?

Bohaterska śmierć, tego dla siebie nie przewidział. W obronie mugoli, których kulturę znał jedynie antyczną, daleką od tego, co reprezentowali. Czy Morpheus był dobrym człowiekiem? Wątpił w to wielokrotnie, jednakże nigdy nie sięgnął dna, jak ci, którzy podążali za Voldemortem. Oni mogli nazywać słabymi tych, którzy trzymają się strony światła i dobra, ale tak naprawdę to zło stanowiło słabość ducha. Zło było tak bardzo banalne, brakowało w nim czegokolwiek, żadnej wartości, żadnego wyzwania. Longbottom mając kilka lat i czytając kilka książek, mógł wymienić setki sposobów, aby pozbawić kogoś życia. Jego nastoletnie lata życia przypadły na II Wojnę Światową, najbardziej makabryczną z mugolskich konfliktów, nie potrzebował wielkiej wyobraźni, aby być złym.

Gdy Morpheus był bardzo młody, opowiadał innym, że planuje umrzeć młodo. Skończył czterdzieści lat i nadal nie kopnął w kalendarz, ba, uniknął wielokrotnie anihilacji we własnej pracy, mocami znacznie przekraczającymi ludzkie, czarodziejskie pojmowanie, nieokiełznanymi, które nadal czasami wypełzały z czarnych kątów Departamentu, pozostawione tam w niemożności poskromienia przez poprzednie pokolenia czarowników.

Rozejrzał się prędko i ujrzał młodzieńca, który przemieniał talerze w koty i kierował je w stronę atakujących. Mimowolnie uśmiechnął się do niego, niczym słońce, które rozprasza całkowicie burzowe chmury, tak szczerze i promiennie.

— Wezmę tego po prawej i środkowego, zabierz się za lewą stronę. Musimy wytrzymać, aż do zjawienia się bumowców!

Dwa na trzech nie brzmiało już tak źle, a magia nadal śmigała. On i barman stanowili jedyną osłonę dla grupy mugoli za ich plecami, którzy nie mieli szans na ucieczkę tylnym wyjściem i schowani za przewróconymi stołami, próbowali zrozumieć, co się dzieje. W tle zabrzmiały syreny radiowozu albo straży pożarnej, nie wiedział. Cholera.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#10
15.01.2024, 21:56  ✶  
Głupi pomysł wpadł mi do głowy szybko, dlatego zdziwiłem się, że w ogóle podziałało, ale wychwalać będę ten dzień po wszeczasy, szczególnie, że walka zajmowała cały mój umysł, bez uciekania w powody, przywiązanie. Obrona drugiego człowieka, obrona mienia, chęć zemsty i ukrócenia komuś smyczy. Wewnętrzne pożądanie spokoju i bezpieczeństwa zapewniało wystarczającą motywację, by rzucić kolejnego kota by nie przejmować się krukami pękającymi na masę ceramicznych kawałków.
Zaraz jednak spokój został zburzony przez proste polecenie. Ja sam mam się zająć mężczyzną po lewej? Cały jeden śmierciożerca dla mnie? Nawet nie udało mi się obezwładnić go z użyciem elementu zaskoczenia! Porzuciłem wiarę w siebie i naszą sytuację, do tego skończyły mi się pod ręką, za to otoczony byłem kawałkami szkła, których spora część po chwili powstałą z ziemi i popędziła na krótkich czterech nóżkach w stronę przeciwnika. Demoniczne białe kulki z długimi ogonami, w które zaraz poleciało nieprzyjemnie zaklęcie gruchoczące połowę z myszy. Wyłapawszy moment skupienia na gryzoniach, rzuciłem w śmierciożercę zaklęcie zaklęcie transmutacji w leniwca.

Czy przemiana śmierciożercy rozprosznego myszami i krukami w leniwca się uda?
Rzut Z 1d100 - 55
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (2976), Neil Enfer (2028)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa