• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[12.06.1972r.] 3... 2... 1... Wydech...

[12.06.1972r.] 3... 2... 1... Wydech...
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#1
20.01.2024, 02:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.03.2024, 00:25 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Siedziałem na fotelu i noga latała mi jak szalona. Wywietrzyłem pokój, posprzątałem wszystko w mieszkaniu. Starałem się, żeby otoczenie było jak najbardziej neutralne. Nawet pościel zmieniłem, chociaż dalej pachniała ziołami, ale samą dobrą mieszanką, na sen, więc to tylko pomoże, jak zawsze. Wierzyłem w moc ziół i nie był w tym sam. Ludzie i czarodzieje koniec końców nie różnią się od siebie aż tak. Dawne metody stosowali i jedni i drudzy, tak jak ja. Dlatego miałem już przygotowane kadzidła i zioła na herbatę, taką jak zawsze, z jednym dodatkowym składnikiem, żeby organizm nie przyzwyczajał się do ten samej substancji tylko dostał raz na jakiś czas coś nowego.
Fotel również był gotowy, duży, miękki i rozkładany. Kupiłem go po tym, jak mi Morpheus przysnął raz na kanapie, która co jak co była średnio wygodna i nie uważam, żeby odpowiadała standardom kogoś takiego, jak on. No, ale nic. Tak czy inaczej wszystko było gotowe, a ja lampiłem się za okno, jak pies wypatrujący wiewiórki. Przyjdzie metodą tradycyjną, czy się teleportuje. Ja jak nic bym pod jego dom rowerem podjechał, bo ja to ani fan mioteł, ani rozrywania siebie na kawałki nieudaną magią przerzucania ciała z jednego miejsca w drugie. Głupio o tym gadać, ale naprawdę się cieszyłem na jego przyjście, bo taki gość jak on był czymś czego mim w życiu było trzeba. Chwila rozluźnienia w dobrym towarzystwie jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Będę musiał się tylko pilnować, żeby go nie zagadać na śmierć jak zawsze. No i muszę powstrzymać emocje, jak mi zacznie opowiadać coś o jakichś lafiryndach w pracy czy na mieście. Gdybym tylko mógł je wszystkie w ropuchy pozamieniać, to bym to zrobił od razu i nawet bym wyrzutów sumienia nie miał, a później kto wie, może i bym zrobił z nich mikstury.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
20.01.2024, 21:08  ✶  

Nie było go bardzo długo. Ostatnie pół roku spędził daleko od mglistego Londynu, od deszczowej Anglii. Zima minęła bez jego narzekania na sól na chodnikach, która niszczy jego skórzane podeszwy i moczy brzegi szaty. Ostatni raz, gdy Neil widział starszego czarodzieja, otulała go kaszmirowa sjena palona, w tym toksycznym cynamonowym kolorze ekscytacji i egzotyki. Pomiędzy zimą i wiosną, napisał kilka listów, niemal enigmatycznych, pachnących słoną wodą, które przebyły tak długą drogę, że nie pozostawiły już ani śladu zapachu jego wody kolońskiej i duszy. Pisał o płytkich rzeczach, jego listy należały do tych kwieciście o niczym. Nie mógł mówić o pracy, a poza pracą nie było zbytnio innych tematów. Morpheus był typem myśliciela, który swoje ekscentryzmy wolał wokalizować, niż zapisywać.

Gdy zmaterializował się w Alei Horyzontalnej, wyglądał jak cień, kir spowijał go od góry do dołu, nienaturalny dla niego kolor, nie wiosną, gdy dni są już długie, gdzie powinna królować dookoła niego świeża zieleń i kwiecisty haft. Nie wszyscy dobrze znosili teleportację, wymiotowali po niej, wyglądali na zdezorientowanych, Morpheus zaś pojawił się, uniósł głowę w górę, gdzie znajdowało się okno Neila, jakby wiedział, że będzie tam czekał, poprawił mankiety czarnej koszuli i wszedł do klatki schodowej. Kroki, kilka razy przerywane, w końcu ciche pukanie do drzwi, bardziej anonsujące, niż w oczekiwaniu na otwarcie. W końcu byli umówieni.

Wieszcz nacisnął klamkę i wszedł do domu Neila. Poza światłem zmierzchu, z bliska, wyglądał nieco lepiej, jego twarzy została smagnięta greckim słońcem, nawet zadyszka wchodzenia na piętro nie dokuczała mu tak bardzo po pół roku wspinania się po stromych uliczkach Simi.

— Na Rodos jest plaża, nazywa się Prasonisi. To miejsce, gdzie Morze Śródziemnomorskie spotyka się z Morzem Egejskim. Dotykają się, ale nie mieszają, niesamowity widok — zaczął od wejścia, zdejmując wiosenną, czarną pelerynę. Uważał, że nie do twarzy mu w tym kolorze, ale żałoba zobowiązywała, jego brat został zamordowany miesiąc wcześniej. .



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#3
20.01.2024, 21:42  ✶  
W końcu się pojawił! Spojrzał na niego! Twarz od razu mu pojaśniała w promienistym uśmiechu. Tyle czekania, wszystkie listy ma w pudełku z pamiątkami, żadnego nie wyrzucił i w końcu ma swojego wybranka przed sobą.
Zerwał się się z miejsca, zaczynając latać po pokoju, jak wariat, bo czy na pewno wszystko jest dobrze, ale na 100%? Już sam nie wiedział kiedy zgubił tyle czasu. Aż w końcu rozległo się pukanie i skrzypnięcie otwieranych drzwi. Poderwał się do klęku po sprawdzaniu czy na pewno pod kanapą nie leżą jakieś dziwne rzeczy, a zaraz poderwał się cały w górę, słysząc jego cudowny głos mówiący o zwykłych rzeczach, ale czy na pewno zwykłych? Zawsze doszukiwał się w nich drugiego dna, podtekstu, wskazówki, dlatego teraz gdy tak mówił o stykających się morzach, wypadł na korytarz i kilkoma długimi krokami, dopadł do niego, skacząc na niego płynie, obejmując rękoma za szyję, nogami za biodra. Ścisnął go od serca, ze śmiechem, licząc, że nie doprowadzi do ich wspólnego upadku, z resztą co mu tam, jak upadać, to tylko z nim.
-Tęskniłem.-zaszeptał mu do ucha, wtulając się w niego jeszcze mocniej, dopiero po chwili wracając nogami na ziemię. Przejechał dłońmi z jego karku na szczękę, ujął jego twarz, przyjrzał mu się.-Do twarzy ci z opalenizną.-skomplementował go, powoli zsuwając ręce niżej, na jego koszulę, żeby ją poprawić.-Chcesz herbatę tą co zwykle?-od samego początku chciał zacząć spełniać jego zachcianki, co tylko powie, to dostanie.-Napijemy się i powiesz mi więcej o tych morzach.-zaproponował, patrząc mu w oczy z uśmiechem. Nie mógł się już doczekać dalszej części spotkania.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
20.01.2024, 23:33  ✶  

Koala w postaci Neila nie była czymś, czego się spodziewał w połowie zdejmowania wierzchniego okrycia. Pogoda nadal nie należała do najcieplejszych, daleko jej do letnich upałów, a wraz ze zmierzchem nadchodziła zimna wieczorna rosa. Poklepał lekko niezręcznie młodszego czarodzieja jedną ręką po plecach; nawet Brenna nie zwaliła go z nóg, a tymczasem tutaj musiał przytrzymać się wolną ręką, aby nie przewrócić się ani na swojego gospodarza, ani na drzwi wejściowe, które ledwie się za nim zamknęły. Pomimo tego jednak uśmiechnął się szczerze; robił to rzadko ostatnimi czasy i nawet jeśli wyglądał zdrowiej niż zwykle, to w przepastnych głębinach ciemnego spojrzenia kryła się głęboka żałoba. Powrót do domu był bardziej bolesny, niż się spodziewał, chociaż powinien był to przewidzieć. Dlatego wolał iść do Enfera, niż do Warowni.

— Przyniosłem wino, ale poproszę. — Morpheus pił Earl Graya, krótko parzonego, bez cukru, z mlekiem. Kawę za to pijał czarną, ale robił to rzadko, zwykle z rana lub gdy musiał pozostać trzeźwym przez dłuższy czas. Cienie pod jego oczami, przy bliżej inspekcji, były znajome, bezsenność, która go dręczyła, ujawniła się bardziej, niż zwykle. O ilości zażywanych specyfików nasennych też wiedział francuz oraz tym, że części eliksirów Longbottom odmawiał. Ze swoich przepastnych kieszeni szaty wyjął butelkę czerwonego, greckiego wina oraz małe pudełko; gdy oczywiście drugi czarodziej już go uwolnił.

W kilku krokach dotarł do znajomego fotela i rozlał się w nim niczym ktoś, kto stracił kręgosłup. Zaraz jednak powrócił do siedzenia na brzegu fotela. Na stolik kawowy położył pudełeczko, odkrywając wieczko i ukazując regionalne greckie słodycze. Sam nigdy nic nie jadł u czarodzieja, ale co jakiś czas coś przynosił, w ramach nienadużywania gościnności. I tak obawiał się, że młody mężczyzna za bardzo nad nim skacze i to z powodu samego słynnego nazwiska.

— Woda jak woda, słona. Co ty robiłeś przez ten czas?



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#5
21.01.2024, 00:26  ✶  
Nie przejmował się tak utrata równowagi, bo wierzył, ze mężczyzna ich utrzyma, w końcu czemu by nie miał? Obecnie on i praca w kawiarni były dwoma najstabilniejszymi rzeczami w jego życiu. Już nawet rodzina nie była taka pewna, szczególnie teraz. Masa pyłków, upały, duszno. Ojcu nie było łatwo i bywały dni, że leżał cały czas w łóżku z kotem. Ale nie o tym mowa!
-Już się robi.-uśmiechnął się, odbierając wino, żeby chociaż trochę mężczyznę odciążyć. Zniknął za chwilę w niewielkiej kuchni, gdzie wyjął filiżanki oraz kieliszki. Cały czas w jego głowie toczyła się walka do czego użyć magii, a do czego sposobów mugoli i koniec końców wygrała magia. Powinien bardziej się z nią oswajać, więcej jej ćwiczyć, bo skoro może sobie nią ułatwić życie, to czemu nie?
Wrócił do pokoju z kieliszkami i winem w rękach i z dwoma filiżankami z gorącą herbatą lewitującymi za nim. Odstawił wszystko na stolik przy fotelu mężczyzny, wszystko poza winem, które otworzył i nalał im do kieliszków.
-To i owo. Ciężko mi powiedzieć tak naprawdę. Dalej wytwarzam świece i kadzidła, ostatnio zebrało mi się trochę stałych klientów. Dużo mugoli ma urodziny w czerwcu.-zaczął, sięgając filiżanki i siadając z nią na krawędzi łóżka, przodem do Morpheusa.-No i znalazłem pracę. Otworzyła się kawiarnia Nora Nory, magiczna tym razem, więc nie muszę się z niczym kryć, nie to co kiedyś. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zwolnią, bo póki co chyba na mnie nie narzekają.-zaśmiał się trochę zakłopotany swoimi wcześniejszymi niepowodzeniami.-Mm, bym zapomniał. Tak się cieszę, że tu jesteś, że nie wiem co mam ze sobą robić.-kolejny śmiech rozbrzmiał w pokoju i zaraz za nim podążył dźwięk odstawianej na blat herbaty.
Usiadł przy biurku, otworzył szafkę i wyjął w niej cienkie patyczki. Obrócił krzesło dookoła, aby spojrzeć na swojego gościa tajemniczo.
-Wybierz zapach od 1 do 10. Zobaczymy, co ci los przyniesie.-poprosił go z zaczepnym uśmiechem. Świerk, pomarańcza, lawenda, goździk?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
21.01.2024, 00:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2024, 13:17 przez Morpheus Longbottom.)  

Kiedy kupował wina w Grecji, pomagał mu jeden z lokalnych magiarcheologów. Ioannis początkowo był bardzo negatywnie nastawiony do zagranicznych badaczy, zwłaszcza że Imperium Brytyjskie ukradło bardzo dużo artefaktów należących do innych kultur, ale po dwóch miesiącach nawiązali z nim nic porozumienia i zaczątki koleżeństwa. To on zresztą zapoznał Morpheusa ze swoją kuzynką, co do której czarodziej miał dużo różnych teorii, a z którą relacja należała głównie do fizycznych. Był wieszczem, nie trupem. Carissa pokazała mu za to najlepsze temperatury picia wina i od teraz preferował je w temperaturze pokojowej, więc zamierzał poczekać, aż dojdzie do siebie w kieliszku, a zamiast tego wziął do rąk filiżankę z herbatą.

— Świat jest mały — uznał, kręcąc głową nad naczyniem, wdychając przyjemne opary połączonych woni gładkiej, aksamitnej laktozowej słodyczy oraz aromatycznej, cytrusowej bergamotki i w końcu ciężkiej herbaty. — Znam Norę odkąd była taka... — pokazał dłonią wysokość mniej więcej metra z groszem w powietrzu obok siebie. — Moi bratankowie są rodzicami chrzestnymi Mabel. Jeśli będziesz pracować ciężko i nie będziesz miał krzywej miny, wszystko będzie dobrze.

W dni jak te, kiedy sen przychodził tylko jako krótkie drzemki, kiedy świat okrywa się tragedią i chaosem emocji, zerkanie w to co nadejdzie stanowiło przekleństwo. Pomimo nauki i kontrolowania swojego daru tak wiele lat, to bogowie uwielbiali dręczyć swoje ulubione dzieci, a Apollo był szczególnie okrutnym w swoich decyzjach. I na chwilę, na moment, rozmył się jego wzrok, tak zwykle skupiony na rozmówcy.


Rzut PO 1d100 - 78
Sukces!


Pytanie o kadzidło wywołało przebłyski przyszłości. Zobaczył przed oczami rozgałęzienia przyszłości i falę zapachów, widział jak Neil kontempluje zapach słodyczy, jakie przyniósł, zobaczył następne piętnaście minut opowieści o tym, co nadejdzie, plątaninę wyborów, każda dawała inne efekty.

— Piątkę. Miętę. Olejek na skronie też się przyda, skoro już proponujesz. — Neil jeszcze tego nie zrobił, ale wieszcz wiedział, że zamierza, a skoro dla niego to pytanie już padło, mógł na nie przedwcześnie odpowiedzieć. Czasami zarzucano mu, że umie czytać w myślach, gdy tak na prawdę znał intencje drugiej osoby, słyszał wypowiadane zdania, zanim rzeczywiście padły.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#7
21.01.2024, 13:48  ✶  
Spojrzał na niego uważniej. Cóż, po przeprowadzce z Francji świat wcale taki się nie wydawał. Choćby nie wiedział jak mocno chciał, to długo nie spotkał żadnej znajomej twarzy. Dopiero z czasem zaczął nawiązywać nieśmiało nowe relacje, zaburzane wyjazdami do Akademii Magii. Ale uśmiechnął się na wyobrażenie małej Nory. Jego szefowa dalej była dzika i rozbiegana, a jednocześnie niezwykle poukładana i zorganizowana. Może i zajadała stres ciastkami, ale jakby miał jej zaufać co do biznesu, to poleciłby jej wszystko co ma.
Zaśmiał się na jego radę.
-W takim razie chyba jestem bezpieczny.-nie krzywił się w pracy, ale na pewno zdarzały mu się miny sugerujące, że za tymi dużymi, ciemnymi oczyma nie ma ani jednej mądrej myśli. Wychodził jednak z tego obronną ręką, głównie dzięki życzliwości klientów i wsparciu współpracowników. Wszystko da się wyćwiczyć, wierzył w to.
Jednak należało przejść dalej, bo w końcu czym jest sesja aromaterapii, bez aromatów? I...
Spojrzał na niego, lekko marszcząc brwi, ale tylko na sekundę.
-Zatem mięta.-skinął mu głową i odpalił kadzidło, odpowiednio umieszczając je na podstawce. Wyjął tez olejek i odstawił na szafkę przy łóżku, żeby przypominał o sobie.
Sam wrócił na krawędź łóżka, uprzednio zgarniając swoją herbatę i sięgając po słodycz, którą wpakował sobie do ust. Westchnął cicho, zerkając za okno, przymknął oczy. Przy nim mógł sobie pozwolić na relaks. Czuł się przy nim dobrze i swobodnie, co zdecydowanie pomagało zachowywać się jak człowiek, a nie jak speszony życiem wypłosz. Uśmiechnął się do siebie i wrócił do niego wzrokiem.
-Wydajesz się zmęczony. Aż tak cieżko tam było, czy podróż cię wykończyła?-zapytał, trącając jego łydkę swoją nogą dla zaczepki. Mięta powoli zaczynała rozchodzić się po pokoju.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
21.01.2024, 16:48  ✶  

Bezpieczny. To słowo w tym kontekście słuszne, zabrzmiało w uszach Morpheusa głucho, jak cedrowy dzwon świątyni, który opadł dzwonnicy na proch ziemi, zamiast zagrzmieć wezwaniem do modlitwy i celebracji. Pamiętał, że Neilowi nigdy do końca nie udało się zasymilować z magicznym społeczeństwem i jeszcze dwa lata wcześniej pracował w mugolskim barze, zamiast szukać możliwości na magicznym rynku pracy. Może nie wiedział, dlaczego Morpheus był ubrany na czarno, może nie widział nekrologu w Proroku Codziennym. Tak się spodziewał, czemu miałby zwracać w ogóle na to uwagę. 

Zamilkł, strapiony, podmuchał herbatę, wprawiając jej lustro w drgnienia, lecz nie pijąc jej wcale. Widział siebie odbijającego się na mlecznej tafli okrągłego naczynia. Pierwsze oznaki siwienia pojawiły się na jego skroniach już jakiś czas, widocznie głównie przez jego bardzo ciemną oprawę, pierwsze srebrne nitki zauważył już około trzydziestego roku życia, ale po wyjeździe wyraźnie wszyscy widzieli, ile ich przybyło na skroniach. Chociaż na twarzy nie starzał się właściwie wcale, to stres odznaczał się na nim, malowany księżycowymi pocałunkami.

— Podczas Beltane mój brat został zamordowany przez śmierciożercę i nie mogłem być nawet na pogrzebie. Nikt nie jest bezpieczny.

W nawyku dawnych lat i akceptowalnych społecznie zachowań, wyciągnął z kieszeni paczkę cameli, wyjął jednego i resztę zostawił na stoliku. Zapalił go mugolską zapalniczką, pozwalając, aby ogień na chwilę wyciął jego rysy w ostrzejsze formy. Mięta i Merkury, niosący święty kaduceusz, patroni komunikacji, intelektu i myśli. Mięta i skrzydlate sandały, żywioł powietrza, mięta lecząca i oczyszczająca. Niosąca spokój i bezpieczeństwo. Dym papierosowy i ciężkie powieki Morpheusa ze sobą pasowały. 

— Wszyscy myśleliśmy początkowo, że nie tkną czystej krwi, ale najwidoczniej jest inaczej. Status krwi niczego nam nie daję. Wiesz, Neil... to ja miałem umrzeć pierwszy z mojego rodzeństwa. Nie powinienem pracować w Departamencie Tajemnic tak długo ze zdrową psychiką. Co to o mnie mówi? — Był synem milczących kamiennych statuetek śpiących w grobowcach, ślepych wieszczy i kobiet krzyczących bluźniercze proroctwa w ogień swoich krzywd. Jego różdżka śpiewała pieśń o śmierci i czarnoksięstwie. Tak łatwo się stoczyć.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#9
21.01.2024, 21:27  ✶  
Dołowało go w duszy zmęczenie Morpheusa, ale w pełni je rozumiał, w końcu nie jechał na wakacje, które może i by mu się przydały, a raczej nie może, tylko na pewno. Gdyby to nie było dziwne, to by mu zaproponował jakiś wyjazd, tylko nie wiedział gdzie, pieniędzy też nie miał zbyt wiele, ale może wyjazd do jego domu rodzinnego by starczył? Tylko czy mężczyznę interesowałoby oglądanie jak ścina się kwiaty i karmi zwierzęta? Możliwe. Nie wyglądał na kogoś kto gardzi takimi rzeczami, a raczej na kogoś, kto w czymś małym i zwykłym umie znaleźć piękno.
Jeśli chodzi o nowiny i gazety, to nie czytał ich nawet jeśli chodzi o mugolskie. Nie miał czasu, nie miał głowy. Większość informacji zdobywał kiedy jechał do domu, tam miał okazję porozmawiać z bliskimi o zmartwieniach, podejrzeniach i tym co się dzieje w świecie. A czerń była atrakcyjnym, eleganckim kolorem dla ludzi wysoko postawionych. Pasowała do mężczyzny.
Zaczął tłumaczyć, a Enfer od razu zdał sobie sprawę z powagi jego słów, z resztą było to oczywiste. Śmierć bliskiej osoby, rodziny, kogoś kogo się znało od zawsze, kto miał żyć obok nas wiecznie i umrzeć dopiero za kilkadziesiąt lat. Do tego znowu śmierciożercy, znowu oni. Pamiętał atak wtedy w barze i pamiętał jeszcze wiele innych, nie we wszystkich brał udział, ale trafiło się kilka gdzie był ich blisko lub w centrum. Może miał pecha i przyciągał kłopoty?
W milczeniu opuścił wzrok, dając mu czas na oddech, na ogarnięcie myśli o odpalenie papierosa. Nie podobał mu się zapach dymu, ale nie zwrócił mu na to uwagi, nie tym razem. Da radę chwilę się pomęczyć.
Zaraz przyszło dalsze tłumaczenia, na które zmarszczył brwi. Krew nie miała znaczenia, owszem, nic dla nich nie miało znaczenia, bo albo jesteś z nimi i zabijasz ludzi, albo jesteś przeciw nim. Innej drogi niestety nie ma.
Spojrzał na niego i westchnął cicho na jego słowa.
-Nie podchodź tak do tego. Nie każdy musi być zniszczony psychicznie, żeby być godnym twojej posady. Może to dobrze, to jakiś zwiastun, że będzie lepiej...-albo wręcz przeciwnie, że nawet najgorsze okropieństwo nie robi już na nas wrażenia.-Myślę, że jesteś dobrą osobą i robisz co możesz żeby świat stał się chociaż trochę lepszy niż był.-wyciągnął się i sięgnął do niego ręką, kładąc dłoń na jego kolanie i żeby dać mu otuchy i żeby zwrócić na siebie jego uwagę.-A twój brat by zrozumiał i na pewno nie miałby ci nic za złe. Może nawet zgodziłby się ze mną, że jesteś dla siebie zbyt surowy.-wyprostował się.-Branie na siebie ciężaru całego świata sprawi, że się pod nim załamiesz i już nikomu nie pomożesz.-może to była sugestia do tego, żeby bardziej się dzielił i obowiązkami i tym co siedzi mu w głowie i zatruwa myśli. Był gotów go słuchać lub po prostu przy nim być gdyby tego potrzebował.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
22.01.2024, 15:31  ✶  

Gorzki śmiech, w którym nie było ani grama poprzedniej wesołości odbił się od ścian małego mieszkanka, gdy Morpheus oparł głowę o zagłówek fotela, odsłaniając szyję i jabłko Adama. Dym buchnął przy tym z nozdrzy i z płuc, jakby fakt, że w jego różdżce znajdował się rdzeń z serca smoka, upodobnił go do tego dzikiego i niebezpiecznego stworzenia. Śmiech brzmiał niemal okrutnie w ciepłej przestrzeni wieczora, gdy niebo nadal nieco błękitne, zaczynało pysznić się fioletami oraz pierwszymi iskrami gwiazd, niczym cekinami z sukni panny młodej. Grupa wesołej młodzieży posłała w niebo fajerwerki śmiechu, słyszane z wnętrza mieszkania. Dwa tygodnie później przestrzeń zapełni się jeszcze absolwentami Hogwartu, wkraczającymi w nowe życie oraz tymi, którzy korzystali z letnich wakacji. Latem świat zdawał się tak beztroski, że jedyne, czego się pragnęło, to miękki koc na polanie oblanej słońcem oraz lodowate jezioro.

— Neil, ja nie ratuję świata. Ja kataloguję przepowiednie i testuję techniki zakrawające na tortury, aby je wymusić. Nie ma znaczenia nawet ich treść. To śmieszne. Nie można zmusić bogów, aby mówili. 

Wypił do dna herbatę, chociaż była nieco za ciepła. Nieprzyjemne uczucie zostało mu na języku, oparzenie. Herbata okazała się gęsta od pogardy do siebie samego, gorzka od poczucia winy, które gniło na dnie jego żołądka. Mógł to na chwilę wyłączać, mógł o tym nie myśleć, gdy skupiał się na innych rzeczach, jak podczas naprawy różdżki, gdy wyolbrzymił problem nieznacznego odgniecenia na drewnie do rangi nieużywalności tego wyjątkowego narzędzia.

Troskliwy, pełen wsparcia gest sprawił, że Morpheus się załamał. Oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach. Wplótł palce w swoje własne włosy, zaczepiając się o skalp jak pazurami i niszcząc zawsze idealną fryzurę pociągniętą brylantyną. Nie odsunął się od ciepłej bliskości drugiej osoby, która wahała się na szali pomiędzy przyjacielską, a nieco bardziej... zagmatwaną.

— Derwin, on utożsamiał znaczenie swojego imienia. Ukochany. Zawsze był dobrym bratem, zawsze mnie chronił. Chronił wszystkich, pracował w grupie uderzeniowej i... zginął na służbie. A później widma z Kniei desakrowały jego ciało, jakby był tylko zwykłą padliną. Oczywiście, już go nie potrzebował, lepiej ciało niż ktoś żywy, ale nadal...  — z rozpaczą, której nikomu nie pokazywał, spojrzał na Neila, w zaczerwienionych obwódkach oczu czaiły się krystaliczne łzy, które nie spłynęły, ale otarł je ręką. Mężczyźni nie płaczą. — Wszyscy piszą o kochankach jako o połowie duszy, ale to samo tyczy się rodzeństwa. Fragment jego był we mnie i mnie w nim. Część jego nadal we mnie żyje i część mnie razem z nim umarła.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Neil Enfer (6283), Morpheus Longbottom (6426)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa