Rosie złapała za butelkę, ewidentnie opuszczoną i porzuconą, potrzebującą przez to czyjegoś towarzystwa. Wydała się chyba całkiem nienaruszona, co blondynka przyjęła z wyraźnym, szerokim uśmiechem zadowolenia, swoje kroki jak gdyby nigdy nic kierując dalej, w stronę samotnej męskiej sylwetki, malującej się przed nią.
- Cześć przystojniaku - rzuciła zaczepnie, chociaż trzeba było jej przyznać, że słowa te rzucała raczej na wyrost, zaledwie żeby złapać dobrą passę i tylko po pobieżnym zapoznaniu się z jego plecami i tyłem trochę rozczochranej czupryny. - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - zaintonowała poufale, stawiając na stole flaszkę goblińskiej wódki i bez pytania dosuwając sobie krzesło. Dopiero teraz spojrzała na jego twarz, z pewną rezerwą zauważając, że wyglądał młodo. Bardzo młodo, jeśli miała być szczera, ale jak kto kiedyś mądrze powiedział, kto nie zadaje pytań, ten nawet nie wie że błądzi, więc tylko uśmiechnęła się do niego wesoło.
- Co powiesz na mały konkurs picia wódki? Wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje odrobinę rozrywki, więc absolutnie nie możesz mi teraz odmówić - pokiwała głową, przysuwając do nich dwa puste kieliszki, które wydawały się relatywnie czyste i sprawnym ruchem odkręciła flaszkę, rozlewając napitek.
Musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie, a picie z nieznajomym, szczególnie na weselu, wydawało się wręcz wspaniałym pomysłem. Kiedy tak na niego patrzyła i nie kojarzyła jego twarzy, to szybko dochodziła do wniosku, że musiał być to ktoś od strony Persephony, co tylko zachęcało ją do działania. W końcu przez dzisiejszy dzień stawali się rodziną, a rodzina powinna się znać bardziej jak mniej.
- Ambrosia. Ale możesz mi mówić Rosie - mrugnęła do niego, wciąż z tym samym, wesolutkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Dobry humor trzymał się jej przez cały wieczór, ale zdecydowanie poprawił się jej przez ostatnie dwadzieścia minut, bo jeszcze przed chwilą patrzyła, jak Alexander daje w mordę Otto, kiedy ten próbował się do niej zalecać. Tego typu wybuchy Mulcibera wciąż sprawiały jej satysfakcję, ale tak to przystało na nią, kiedy tylko na nią spojrzał, uniosła tylko na niego brwi z politowaniem, a potem odwróciła się i odeszła. Pewnie zaraz ruszyłby za nią, ale usłyszała na odchodnym, jak dopadają do niego jakieś rozwścieczone ciotki i babcie, osaczając skutecznie.
- Na zdrowie? - zapytała jeszcze siedzącego obok niej chłopaka, łapiąc za przydzielony sobie kieliszek i spoglądając na Borgina zaczepnie.
sort of horror