• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 14 Dalej »
[lato 1960] Kto z nami nie wypije, tego we dwa kije

[lato 1960] Kto z nami nie wypije, tego we dwa kije
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#1
05.02.2024, 05:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.02.2024, 05:30 przez Ambrosia McKinnon.)  

Rosie złapała za butelkę, ewidentnie opuszczoną i porzuconą, potrzebującą przez to czyjegoś towarzystwa. Wydała się chyba całkiem nienaruszona, co blondynka przyjęła z wyraźnym, szerokim uśmiechem zadowolenia, swoje kroki jak gdyby nigdy nic kierując dalej, w stronę samotnej męskiej sylwetki, malującej się przed nią.
- Cześć przystojniaku - rzuciła zaczepnie, chociaż trzeba było jej przyznać, że słowa te rzucała raczej na wyrost, zaledwie żeby złapać dobrą passę i tylko po pobieżnym zapoznaniu się z jego plecami i tyłem trochę rozczochranej czupryny. - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - zaintonowała poufale, stawiając na stole flaszkę goblińskiej wódki i bez pytania dosuwając sobie krzesło. Dopiero teraz spojrzała na jego twarz, z pewną rezerwą zauważając, że wyglądał młodo. Bardzo młodo, jeśli miała być szczera, ale jak kto kiedyś mądrze powiedział, kto nie zadaje pytań, ten nawet nie wie że błądzi, więc tylko uśmiechnęła się do niego wesoło.
- Co powiesz na mały konkurs picia wódki? Wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje odrobinę rozrywki, więc absolutnie nie możesz mi teraz odmówić - pokiwała głową, przysuwając do nich dwa puste kieliszki, które wydawały się relatywnie czyste i sprawnym ruchem odkręciła flaszkę, rozlewając napitek.
Musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie, a picie z nieznajomym, szczególnie na weselu, wydawało się wręcz wspaniałym pomysłem. Kiedy tak na niego patrzyła i nie kojarzyła jego twarzy, to szybko dochodziła do wniosku, że musiał być to ktoś od strony Persephony, co tylko zachęcało ją do działania. W końcu przez dzisiejszy dzień stawali się rodziną, a rodzina powinna się znać bardziej jak mniej.
- Ambrosia. Ale możesz mi mówić Rosie - mrugnęła do niego, wciąż z tym samym, wesolutkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Dobry humor trzymał się jej przez cały wieczór, ale zdecydowanie poprawił się jej przez ostatnie dwadzieścia minut, bo jeszcze przed chwilą patrzyła, jak Alexander daje w mordę Otto, kiedy ten próbował się do niej zalecać. Tego typu wybuchy Mulcibera wciąż sprawiały jej satysfakcję, ale tak to przystało na nią, kiedy tylko na nią spojrzał, uniosła tylko na niego brwi z politowaniem, a potem odwróciła się i odeszła. Pewnie zaraz ruszyłby za nią, ale usłyszała na odchodnym, jak dopadają do niego jakieś rozwścieczone ciotki i babcie, osaczając skutecznie.
- Na zdrowie? - zapytała jeszcze siedzącego obok niej chłopaka, łapiąc za przydzielony sobie kieliszek i spoglądając na Borgina zaczepnie.


she was a gentle
sort of horror
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#2
05.02.2024, 21:17  ✶  

Nuda. Jedna, wielka nuda. Dlaczego dorośli ludzie musieli mieć takie nudne hobby? Jakieś wesela, śluby? Po co to komu było? Nie mogli ganiać się po podwórku albo po prostu cieszyć się wakacjami? Bez sensu.

Trzeba było jednak się stawić i to głównie dlatego, że Anne postawiła ścianę w miejscu na dyskusję i stwierdziła fakt dokonany - Stanley, przypominam, że za dwa tygodnie ślub Twojej kuzynki Persephony. Czy młody Borgin miałby czelność zapomnieć o tym święcie? Jak najbardziej, bo to zrobił i tylko przypomnienie matki sprawiło, że pojawił się tutaj w dniu dzisiejszym.

Kuzynka wyglądała jak prawdziwa dama wieczoru ale nie potrzebowała przecież jakiegoś nudnego ślubu, aby tak wyglądać. Chodziła kiedyś do fajnej szkoły... Miała fajne przedmioty... Nie to co ten nudny Hogwart. Tam tylko jakieś zielarstwa i inne wróżenie z fusów - tragedia! Zamartwiał się nad własnym losem, myśląc jaki to ciężki los spotkał Stanleya Borgina. Dodając do tego fakt, że jego ulubiona kuzynka odchodziła po części z rodziny, a raczej musieli się nią zacząć dzielić z jakimiś nieznanymi typami... Dramat.

Te i pewnie setka inna myśli przeszłaby przez głowę młodego Ślizgona, gdyby nie radośnie brzmiące słowa, które nadeszły zza pleców. Słysząc komplement na swój temat, wyprostował automatycznie barki jakby chciał urosnąć te 2, może 3 centymetry. Nie mając zbyt wielkiego wyboru, a na pewno lepszego towarzystwa w tym momencie, odwrócił się w jej kierunku. Pozwolił sobie też na mały wytrzeszcz zębów.

Propozycję nie odrzucenia? Mama mówiła, aby się słuchać starszych udzielił sam sobie rozgrzeszenia z tego co miało nastąpić później - Ok - odparł krótko i zwięźle bez przeciągania, widząc szansę i okazję na spożycie tego czystego trunku. Pamiętał jak na któryś wakacjach, starsze kuzynostwo dawało popróbować młodszej części rodziny trochę alkoholu, lecz skończyło to się wielką chryją kiedy o wszystkim dowiedzieli się ich rodzice i nawet dziadek nie był w stanie zapanować nad sytuacją, pomimo że zawsze to robił - Eee... J-Jasne - zgodził się, przyglądając się temu jakże ciekawemu zajęciu, którym parała się właśnie jego nowa rozmówczyni. Tak się zaczyna alkoholizm? zastanawiał się, lustrując bacznie obcą sobie kobietę.

Była bardzo ładna i nie zamierzał się z tym kłócić, a nawet mógł przyznać rację. Może powinna za mnie wyjść skoro te wszystkie zwroty grzecznościowe mamy już za sobą? poddał to rozważaniom. W końcu już nazwała Borgina "przystojnym", co było więcej, niż konieczne do zawarcia drugiego małżeństwa podczas jednego wesela - Stanley. Może być też Stan - przywitał się, podając jej dłoń. Musiał się przecież dobrze zaprezentować jeżeli chciał walczyć o jej względy. Nie zamierzał być jej dłużnym, wszak sam się uśmiechnął w jej kierunku.

- Yy... T-Tak! - niemal wykrzyczał na całą salę, ale harmider był tak wielki, że i tak nikt by chyba tego nie usłyszał - Na zdrowie - uniósł swój kieliszek, podstawiając bliżej tego, który dzierżyła w swoich dłoniach Ambrosia. Stanley obserwował salę od początku wesela i wiedział, że w ten sposób należy postąpić, wszak wszyscy wujkowie, dziadkowie, ciocie i cała reszta osób, których nawet nie znał, tak robiła. Zaraz zwymiotuje... Przeszedł go dreszcz, a w jednym oku zagościła mała łezka. Stanley weź się w garść. Nie przy damie Poklepał się po klatce piersiowej, łapczywie biorąc kilka wdechów.

- Dobre całkiem... - dodał, odkaszlując, po czym chwycił szklankę z sokiem pomarańczowym, aby to przepić, wszak prawie wypaliło mu przełyk - Zachłysnąłem się lekko ale już dobrze - stwierdził z ulgą. Nie mógł przecież powiedzieć, że prawie go to zmiotło z planszy, bo jeszcze odwołałaby swoje słowa z początku ich znajomości - Pewnie jesteś od strony pana młodego...? - spojrzał na nią pytająca, chociaż nagroda za spostrzeżenie roku już do niego należała za te właśnie słowa - Henryka? Hektora? Helmuta? - strzelał, wymieniając wszystkie imiona na "H" jakie tylko znał - Hermana? - wzruszył ramionami, robiąc małą podkówkę ze swoich ust, bo za nic w świecie nie pamiętał imienia wybranka swojej serdecznej kuzynki Persephony.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#3
06.02.2024, 05:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.02.2024, 05:29 przez Ambrosia McKinnon.)  
Rosie uśmiechnęła się leciutko, ale próbując jednocześnie ten uśmiech jakoś spacyfikować, kiedy zobaczyła jak zaczepiony przez nią młodzieniec prostuje się, nadrabiając stracone przez garbienie i nudę centymetry. Nie ważne czy faceci byli młodzi, w jej wieku czy kompletnie stetryczali, ale kiedy tylko słyszeli zainteresowanie swoją osobą, to natychmiast puszyli się, niczym kolorowe ptaszki. Ten tutaj zwalczał skrzywienie kręgosłupa, a inni napinali mięśnie za każdym razem, kiedy baba ich dotknęła.

- Stanley - obróciła to słowo z namysłem, ale szybko pokiwała głową, jakby w pełni je akceptowała. - Stan. Bardzo ładnie, podoba mi się - zawyrokowała, z tym lekkim, figlarnym uśmiechem czającym się gdzieś w kącikach oczu. Uścisnęła wyciągniętą do niej dłoń bez zawahania. W końcu skoro już postanowiła pozawracać mu głowę to nie mogła być przy tym niegrzeczna. Kiedy też tak na niego patrzyła, szybko doszła do wniosku, że faktycznie, był całkiem przystojny. Przede wszystkim był wysoki, a to w jej oczach było bardzo ważnym atutem u mężczyzn. Miał te swoje brązowe włosy, które także wpasowywały się w jej gusta, tylko szkoda, że oczy miał ciemne, a nie takie jak lubiła najbardziej, czyli niebieskie. Chociaż to wcale przecież nie było tak, że zamierzała teraz go rozpatrzeć w kategorii przyszłego towarzysza życia. Na całe nieszczęście dla samego Staszka, któremu wyraźnie podobał się komplement i jej uśmiechy, aktualnie przeżywali z Alexandrem wyjątkowo spokojny okres w ich życiu i nie miała mu zamiar robić na złość.

Kiedy alkohol spłynął jej po gardle, zacisnęła mocno oczy, jakby miało jej to w czymkolwiek pomóc. Nie była mistrzem picia. Ba! Była wręcz naprawdę w nim tragiczna, biorąc pod uwagę jak bardzo unikała zarówno alkoholu, jak i wszystkich używek, zwyczajnie bojąc się że jeśli w takim stanie znajdzie ją Limbo, to zwyczajnie postrada zmysły. Okazja jednak była taka, a nie inna i postanowiła przynajmniej na jeden wieczór nie przejmować się ewentualnymi konsekwencjami. Bo to by było zbyt okrutne ze strony losu, żeby wywinął jej taki numer dzisiejszego dnia.

Mimo tego, że jej ta goblińska wódka prawie łzy z oczu wycisnęła, to zainteresowała się swoim nowym kolegą, kiedy ten zaczął się klepać po klatce piersiowej i chyba jej tu właśnie schodził na brak tlenu. Poklepała go lekko po plecach, ni to chcąc mu pomóc w walce, ni to udzielić moralnego wsparcia, samej przy tym krzywiąc się niemożebnie.
- Dobry z ciebie kłamca - zaśmiała się, palcami przecierając dolne powieki, chcąc uniknąć zdradzieckiego działania łez na tusz do rzęs. - To było obrzydliwe - zachichotała , zerkając na niego porozumiewawczo, bo nieźle się dobrali z tym swoim konkursem picia, kiedy oboje wydawali się tak źle zaznajomieni z alkoholem. - Tak, tak - przyznała, z pewnym złośliwym zaciekawieniem słuchając, jak wylicza kolejne imiona. - Hadesa - poratowała go, bo jeszcze by jej całą Wielką Księgę Imion wylistował spod litery H. - Jestem jego młodszą siostrą - rzuciła, spojrzeniem jednak wodząc po stole, kiedy znowu złapała za flaszkę, ewidentnie czegoś szukając. - Powinna tu gdzieś... - mruknęła pod nosem, trochę tej wódki rozlewając, kiedy zagapiła się zwyczajnie, ale szybko się zorientowała, roniąc tylko parę kropel. - Tak, przegryzka - odstawiła flaszkę i różdżką przywołała półmisek kiszonych ogóreczków. - Może nam to nieco pomoże - wskazała na talerz, zachęcając go do zaopatrzenia się. - Jesteś z Borginów, czy jakaś dalsza część rodziny? Muszę przyznać, że jeśli to pierwsze, to macie wspaniałą posiadłość. Super na imprezy, nadaje odpowiedniej atmosfery. Widziałam, że ktoś się już tu zdążył pobić, a wesele bez dobrej bitki to stracona sprawa - złapała kieliszek w jedną rękę, a ogórka w drugą, oczywiście nie mając w ogóle zamiaru wspominać o tym, że to ona była powodem tej bójki, bo jeszcze chłopak by się przestraszył, że był następny w kolejce. - Oby im się ta bójka, znaczy Persefonce i Hadesowi, przysłużyła do szczęścia. Dostał Otto, więc podejrzewam, że w sumie to faktycznie się nawet ucieszą - zakończyła, wyciągając do niego kieliszek, żeby się stuknąć, a potem jak przystało na damę oddaną sprawie (schlania się), wychyliła jego zawartość.


she was a gentle
sort of horror
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#4
06.02.2024, 21:44  ✶  

Młody Stanley nie wiedział, że komplement od Ambrosii wpłynie na całą resztę życia Borgina i spowoduje jego zwiększone zainteresowanie własnymi kuzynkami. W końcu nie była to jego wina i nikt nie był w stanie przewidzieć takiego obrotu spraw. Czy powinien być wdzięczny, a może się złościć na taki obrót spraw? Nie wiedział jeszcze, chociaż patrząc na to jak rozwinęło się jego życie, nie powinien mieć tego bardzo za złe.

Kolor oczu nie był żadną wymówką, ponieważ dało się coś na to zadziałać. Jedyną przeszkodą do tego, aby żyli długo i szczęśliwie był jakiś Alexander, chociaż pewno i to szło jakoś obejść. Może mógłby poprosić Persephonę, aby zrobiła jakąś sztuczkę magiczkę i zniknęła tego jegomościa? Wiedział, że mógł na niej polegać i pewnie by się zgodziła albo załatwiła kogoś innego, aby mu w tym pomógł. Mógłby to zrobić, gdyby tylko wiedział, że jego miejsce jest już dawno zajęte. Bo tak naprawdę to miała wszystko - była ładna, urocza, wychowana, komplementowała Stanleya, a przede wszystkim miała długie, blond włosy. No po prostu marzenie. Czego człowiek mógł chcieć więcej?

Od razu zakładała, że był z niego dobry kłamca. Stanley był po prostu graczem. Trenował, ćwiczył, odbywał praktyki. Zdobywał cenne umiejętności, które miały pomóc mu zdobyć te wszystkie niewieście serca po powrocie do Hogwartu we wrześniu. Mógłby wtedy rzecz - Ślizgonki uważajcie, nadchodzę. Nie zmieniło to też tego, że kiwnął jej głową z podziękowaniem za okazaną pomoc. Mało brakło, a rzeczywiście by się tutaj przekręcił na niedobór tlenu.

- Zmieniam zdanie... Obrzydliwe - zgodził się jednak po chwili, widząc, że Rosie nie zgrywa twardziela i tym samym on nie musi tego robić. Mogli teraz pić dalej, marudząc na to jak bardzo jest to ohydne, by za chwilę polać kolejny kieliszek - O! Wiedziałem! - nie wiedział - Hades miał być kolejnym imieniem, które miałem właśnie wymienić. Miałem je już na końcu języka - zapewnił swoją rozmówczynie, która okazała się być siostrą pana młodego. Ten, nie ukrywając, był kurwa gargantuiczny. Jakiś olbrzym czy co? Czym oni go karmili?! Jeszcze by tylko brakowało, aby mu powiedziała, a ten przyszedł się zemścić na nim... Nie, nie To była okropna wizja.

Drugą rzeczą, której nie przewidział w swoim dalszym życiu był fakt zostania ogórkowym fanatykiem, niejako Baronem, dążącym do tego, aby przejąć cały rynek tego wspaniałego warzywa. W wieku 14 lat nie spodziewał się, że za kilkanaście lat będzie tłumaczył swoją wspaniałą wizję grupce swoich zaufanych ludzi, biorąc ich jako wspólników do biznesu. Nie wiedział też, że te niewinne spożywanie alkoholu z Ambrosią, spowoduje to, że w przyszłości zacznie walić wódę na potęgę wraz ze swoim szkolnym przyjacielem Atreusem... chociaż nie tylko w czystych trunkach mieli zacząć się lubować.

Nie odmówił ogóreczka, skoro już się przy nim znalazły. Chrup Były bardzo dobre i idealnie maskowały gorzki smak ich trunku - Dobre - przyznał, kusząc się na jeszcze jednego - Z Borginów - odparł w akompaniamencie chrupania - Kiedyś to wszystko będzie Tosia - wyjaśnił, bo mogła o tym nie wiedzieć, a według niego warto było to wiedzieć. Tosiek to miał ustawione życie - Dużo miejsca. Dziadek zawsze dba, aby wszystko było pod dostatkiem. Kiedy Persy oznajmiła, że będzie brała ślub to nawet nie dał jej dojść do głosu, a od razu oświadczył całej rodzinie, że wesele odbędzie się tutaj - kontynuował - Cóż... Czasami tak się zdarza, że się ludzie pobiją, nie? - dodał, łapiąc kieliszek w swoją dłoń. Skoro zrobiła to Rosie, zrobił to i on - nie mógł być przecież gorszy. Po drugie nie chciał odpaść w przedbiegach, nawet jeżeli nie bardzo mu to smakowało.

Wychylił zawartość, krzywiąc lekko twarz, chociaż zniósł to mężniej, niż poprzedni kielon - Oby, oby... - zgodził się, łapiąc czym prędzej ogórka, aby zakamuflować to piekło, które właśnie działo się w jego przełyku - Kim jest Otto? - zapytał z taką prostą, trochę dziecinną ciekawością. Nie znał osoby o której wspomniała. Nie znał tak naprawdę nikogo z nowej części swojej rodziny - Ummm... prośba... - rozejrzał się wokół nerwowo wokół, upewniając się, że pana młodego nie ma nigdzie w okolicy najbliższych dwudziestu siedmiu i pół metra - Mogłabyś nie mówić Hadesowi, że zapomniałem jego imienia? - poprosił ściszonym głosem, pochylając się lekko w jej kierunku - Wygląda trochę strasznie, a ja nie chciałbym mieć z nim na pieńku... No i jest wielki jak brzoza... - uniósł dłoń tak wysoko jak tylko był w stanie, aby zobrazować Rosie wysokość jej brata, gdyby nie była pewna jak bardzo wysoki on był. Bo jeżeli nie wiedziała, to właśnie po to był tutaj Stanley, aby jej to wytłumaczyć.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#5
17.02.2024, 04:42  ✶  

Pewnie doceniłaby zaangażowanie swojego nowego kolegi, jeśli chodzi o przyszłościowe myślenie o ich związku, szczególnie jeśli chodziło o tę zmianę koloru oczu. O takich mężczyzn nic nie robiła - gotowych poświęcić się i zmienić nawet swój wygląd, żeby wpisać się w ogólnie pojęty ramy jej upodobań. Szkoda tylko, że dalsza część jego przemyśleń miała już pewne wady, bo gdyby Stanley pozbył się Alexandra, to po pierwsze byłoby jej cholernie przykro, a po drugie to nigdy by mu nie wybaczyła, zaraz po tym jak skończyłaby jego życie swoimi własnymi rękami.

Uśmiechnęła się do niego, może odrobinę protekcjonalnie, tak jak dorośli uśmiechają się do dzieciaków, kiedy ich zachowanie wydaje im się naiwne, ale z drugiej strony nie chcą tego komentować, bo w gruncie rzeczy jest to słodkie. A te jego próby przypodobania się właśnie takie były. Uniosła delikatnie brwi, jakby była pod wrażeniem jego pomyślunku.
- Następnym razem - zaczęła, wciąż uśmiechając się do niego słodko. - Powiedz, że tylko się tak droczyłeś. Nie będziesz brzmiał na kogoś, kto właśnie próbował wymienić cały alfabet imion. Odrobina przekory jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a niektóre dziewczyny to lubią... - przyjemny wyraz twarzy ani na moment nie stracił na wyrazistości. Sama znała całkiem wiele przypadków, które łapały się na tego typu ignorancję, chociaż ona sama lubiła mówić, że był to tylko i wyłącznie przejaw arogancji, na który sama często wywracała oczami. Nie zmieniało to jednak faktu, że potem często chichotała gdzieś razem z koleżankami, bo przystojny chłopak się do nich odezwał. Na całe szczęście jednak, było to dawno temu i nie prawda.

- Mm, idealne. Postarali się - skomentowała ogórka, wgryzając się zaraz w swojego z wyraźnym zadowoleniem. - Tosia? - zapytała między jednym chrupnięciem, a drugim. Nie wiedziała niestety, kim był owy Tosiek, tak samo jak jeszcze pięć minut temu nie miała pojęcia o istnieniu Stanleya, głównie dlatego że nie przygotowywała się do tego wesela zacięcie, śledząc drzewo genealogiczne Persephony. Jak się jednak okazało, zaraz po tym jak wychylili kolejnego, siedzący obok niej Borgin nie znał nawet swojej własnej rodziny.
- No... Otto...? - zaryzykowała, jakby powtórzenie tego imienia miało pobudzić w Staszkowej głowie jakąś uśpioną komórkę. - Brat Persephony? Jest ona, Umbriel i Otto. Otto to ten taki... niewydarzony... - zmrużyła lekko oczy, nie będąc pewną czy ten opis jakkolwiek będzie do jej towarzysza przemawiał.
- Spokojnie - mrugnęła do niego porozumiewawczo. - To będzie nasza taka mała tajemnica. Z resztą, nie martw się, też czasem zapominam jego imienia, ale raczej po to, żeby go specjalnie zdenerwować. Jeśli cię to pocieszy, to jest tak samo głupi jak wysoki, ale może to właśnie jego problem? - przyłożyła palec do ust w zastanowieniu. - Najpierw bije, rzadko myśli, więc trzeba uważać co się mówi. Ale też wyglądasz na bardzo wysokiego, jestem prawie pewna, że miałbyś z nim szanse, tym bardziej że jesteś o wiele bardziej inteligentny - nawet nie musiała gdzieś tam wpychać 'wydaje', bo umysł Stana, nawet po tak krótkiej rozmowie, na tle Hadesa dosłownie błyszczał.


she was a gentle
sort of horror
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#6
19.02.2024, 00:05  ✶  

Tu po prostu rozchodziło się o walkę na równych zasadach. Stanley był przecież dorosły i chciał być tak odbierany. Fakt - nie był ale średnio go to obchodziło. Większość gawiedzi tego wydarzenia stanowiły jednak osoby pełnoletnie, więc i on chciał być jedną z nich. Niestety to tak nie działało... a może?

- Jasne - odnotował poradę od Rosie w swojej pamięci - W takim się tylko droczyłem - zapewnił, wykorzystując otrzymaną przed chwilą strategie. McKinnon pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy ale młody Borgin szybko uczył się z takich porad, a następnie implementował je w swoich taktykach. Kto wie, może powinien podpytać o kilka więcej protipów? Tak, aby mógł zwojować Hogwarcką szkołę?


Ogóreczki prima sort. Najlepsze jakie mogły się trafić. Dodając do tego fakt, że tłamsiły smak tego ohydnego trunku, były jeszcze smaczniejsze - Tak! Tosiu! Tosiek! - odparł, unosząc zdziwioną brew - Nie znasz Antka? - zapytał. To było dziwne. Każdy znał Antka. Każdy z kimś dzisiaj rozmawiał znał młodszego Borgina, więc dziwne, że Rosie go nie znała. W końcu miała bajerę jak ta lala. Potrafiła kupić chyba każdego, a nawet jeżeli nie kupić, to chociaż znaleźć punkt zaczepienia, aby od razu zacząć ją lubić. Po chwili jednak dostrzegł, że rzeczywiście mogła go nie znać. Ehh... Jak do tego doszło? - No dobrze. Już tłumaczę - zapewnił - Tosiu to mój brato-kuzyn. Wychowywaliśmy się razem bardzo długo. Jest synem Bartholomeusa, który jest bratem mojej mamy. To też kuzyn Persy - wyjaśnił pokrótce. Nie bardzo wiedział co może być ważną informacją, a co nie - Taki wiesz. O głowę niższy ode mnie i ma włosy podobne do moich... Chyba... Siedzi... - wyjął lekko język, mrużąc oczy, aby rozejrzeć się po sali w poszukiwaniu Antoniego - Tam? - kiwnął głową w kierunku kogoś kto mógł wyglądać jak Tosiek. To chyba on Nie miało teraz znaczenia. Nie mógł pójść się upewnić bo jeszcze by mu Rosie uciekła i co on by biedny z tym faktem zrobił? Pewnie nie za dużo.

- Aaa! - złapał się za głowę - No tak. Otto. Jak mogłem o nim zapomnieć... - mógł i to właśnie zrobił - Jakoś Umbriel mi bardziej zapadł w pamięć... Ciągle zapominam o tym drugim bracie... Może przez to, że zawsze ma jakieś ciekawsze rzeczy do roboty? - wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru usprawiedliwiać Otta. Był jaki był i wszyscy to widzieli, a że był specjalnej troski to już całkowicie inna sprawa. Młody Borgin nie miał przecież na to żadnego wpływu. Może za młody go jakąś ciężarówka przetrąciła albo Umbriel? Kto wie?

- Na mały palec? - upewnił się, wyciągając wspomniany palec od prawej dłoni. Musieli podpisać umowę wieczystą, a każdy wie, że ten typ wiązał na wieki - Chyba nie lubisz Otto za bardzo, co? - zapytał ale ściszonym głosem. Stanley nie chciał, aby w razie czego wszyscy się dowiedzieli zwłaszcza kiedy właśnie zawierali zmowę milczenia - Ale ja... Nie chcę skończyć jak Otto. Wolę być niższy ale mieć coś tam w tej głowie, nie? To chyba nie tak źle... - dodał. W tym momencie rzeczywiście zaczął się obawiać tego, że skończy jak on. Za wszelką cenę chciał przestać rosnąć.

Kiedyś usłyszał, że to prawdziwy gentleman powinien zadbać o to, aby damie przy stołu nie zabrakło trunku. Ambrosia oczywiście wpisywała się w tą regułę, więc pochwycił butelkę i polał im po jeszcze jednym kieliszku - Też chodziłaś do Durmstrangu? Tak jak Persy i Hades? - zapytał z zaciekawieniem podczas tego trudnego procesu jakim było nalewanie alkoholu. Dłoń mu trochę zadrżała ale udało mu się wykonać tą misję. Dlaczego się zapytał? Borgin chciał po prostu wiedzieć czy Rosie też skończyła tą fajniejszą szkołę. Może umiała jakieś fajne rzeczy? Jakąś magię, która była zakazana w jego szkole?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#7
19.02.2024, 02:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.02.2024, 02:05 przez Ambrosia McKinnon.)  
Miło było mieć takiego pojętnego ucznia jak Stan. Przez moment nawet zaczęła zastanawiać się, jakich jeszcze rzeczy mogłaby mu nawkładać do głowy. Jakie głupotki byłby w stanie uznać za najprawdziwszą prawdę, jeśli tylko by je przedstawiła w odpowiedni sposób? A może powinna zacząć mu wyliczać 10 najciekawszych miejsc w Hogwarcie do podrywania dziewczyn, na miejscu pierwszym umieszczając biblioteczny dział transmutacji pod literą L, bo rzadko kiedy ktoś tam zaglądał i regały były ustawione w dobry sposób?

- Nie... - zabrzmiało to w sumie tak, jakby powinna i przez moment faktycznie intensywnie zastanawiała się nad tym, jakie Antki w ogóle zna i czy jakieś, ale nawet jeśli jakiś jej przyszedł do głowy, to brakowało mu dość istotnego elementu, czyli nazwiska Borgin. Może nawet trochę tej swojej niewiedzy zawstydziła, ale tak przed nim, żeby na pewno mógł to zobaczyć i żeby jeszcze chętniej pośpieszył z pomocą i wyjaśnił jej tutaj wszyściutko. Tak naprawdę jednak, pewnie nie umarłaby, gdyby dalej nie wiedziała kim jest ten sławetny Tosiek.

Przysłuchiwała mu się z największą uwagą, zagryzając swojego ogóreczka. Strasznie to wszystko było skomplikowane, bo w sumie coś jej się tutaj nie zgadzało, a może jej się po prostu coś przewidziało, czy tam przesłyszało i wyciągnęła jakieś pochopne wnioski. Obejrzała się nawet, kiedy wskazał jej potencjalny kierunek gdzie to mógł sobie Antoś siedzieć, ale przecież nie pójdzie się teraz do chłopaka witać, za dobrze jej się ze Stanleyem siedziało.
- Hm, myślałam, że masz na nazwisko też Borgin? - zaryzykowała, chrupiąc przegryzkę. - Ale skoro jego tata to brat twojej mamy to jak mam do Ciebie mówić? Wiesz, gdybym na przykład chciała ci wysłać laurkę na walentynki to do kogo adresować? - uśmiechnęła się słodko, nieświadoma że być może wchodzi na jakiś mniej przyjazny grunt.

- Umbriel ma to do siebie. Ma te swoje oczy i nimi patrzy. Czasem trochę strasznie - przyznała cicho, jakby to że Briel tak działał, to było faktycznie trochę niepokojące. Uosabiał po prostu całym sobą określenie 'Upiorny Pianista' i Rosie jeszcze nie wiedziała, jak się z tym czuje.

Wyprostowała się nieco, widząc wyciągniętą w jej stronę rękę, marszcząc delikatnie nosek w uśmiechu, jaki mu posłała. Zaraz wysunęła w jego stronę dłoń, pieczętując obietnicę, która była bardziej wiążąca niż wieczysta przysięga.
- Na mały palec - przytaknęła, uśmiechając się jednym ze swoich najpiękniejszych i najszczerszych uśmiechów. - Cóż... próbował mnie już podrywać i jakoś mnie nie oczarował - powiedziała, wzruszając ramionami i nalewając sobie soku. - Dlatego w sumie dostał w twarz, ale należało mu się. Mam wrażenie, że facet jest mocno odklejony od świata rzeczywistego - w każdym tego słowa znaczeniu. To jednak, że był całkiem przystojny i oprócz głupoty miał w sobie to coś, to akurat miała zamiar przemilczeć.
- Oczywiście, że nie źle! To bardzo dobrze! - zapewniła go ochoczo. - Z pełną głową dalej zajdziesz, a w parze z twoją przystojną twarzą to podbijesz cały świat. Ale nie martw się, można być i mądrym i wysokim. Tobie przepowiadam taką przyszłość - mrugnęła do niego porozumiewawczo.

- Nie, nie. Poszłam do Hogwartu i byłam w Ravenclawie. Obawiam się, że nie przeżyłabym Durmstrangu. Uwierz lub nie, ale nie należałam do zbyt popularnych dziewczyn - uśmiechnęła się do niego, ale było w tym nieco zakłopotania i o wiele mniej radości niż w każdym poprzednim, który mu do tej pory posłała. Szybko też złapała za polany kieliszek, unosząc go lekko ku góry, ku niemu, a potem szybko wypiła co w nim było, bo aż na samo wspomnienie tych przebrzydłych gnojków, co ją w szkole męczyły, to jej się gorzej zrobiło. - A ty? - zapytała jeszcze, krzywiąc się odrobinę po alkoholu i szybko sięgając po zagryzkę.


she was a gentle
sort of horror
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#8
20.02.2024, 00:48  ✶  

To właśnie były informacje na wagę złota. Takie, który powinna była się dzielić z młodszymi rocznikami. To była ceniona wiedza, której nie można było skazać za zatracenie. Na zapomnienie. Trzeba było puścić ją ponownie w obieg, a nie zostawiać za drzwiami Hogwartu, ponieważ samemu się już tę szkołę opuściło. Szkoda tylko, że Stanley tego nie wiedział, wszak mógłby zacząć terroryzować Rosie, aby mu o tym powiedziała.

Ambrosia podeszła go jak jakiegoś króliczka w lesie. Była niczym ten rasowy myśliwy, a Borgin dawał się złapać w jej pułapki. Tańczył tak jak mu zagrała. Podpuszczała go odrobinę, a on w tym tonął. Dramat. Stanley był jednak młody i zarazem głupi - to szło niestety w parze.

Jej kolejne słowa trochę wybiły go z rytmu, lecz mimo wszystko, starał się zachować dobrą minę do odrobinę złej gry. Kiedy jeszcze chwilę temu ganiała go po lesie, teraz wbiegli na ruchome piaski. Takie, po których potrafił poruszać się on, nie ona. Andrew nienawidził tego tematu. Unikał go jak ognia. Często też się złościł na osoby, które go podejmowały. Ale jak miał się złościć na Rosie? Po tych wszystkich komplementach i ten przepięknej wizji? Bez szans.

- Bo mam - odparł pewnie, chociaż sprawne oko mogło dojrzeć zawahanie przez ułamek sekundy. Starał się jednak brzmieć na takiego, który mógłby wyprzeć się swojej ręki w imię zasady - "to nie jest moja ręka" - To proste. Stanley. Stanley Borgin - wyjaśnił - A chciałabyś? - upewnił się, że to nie jest żadna głupia gra. Zrobił to też trochę, aby zmienić temat rozmowy. Znał już trochę tych dorosłych i wiedział, że często oszukiwali swoich młodszych braci, siostry, kuzynów - wszystkich. Liczyli, że uda im się coś obiecać i tego nie spełnić. Niestety nie na warcie Borgina, a już na pewno nie jeżeli rozchodziło się o laurkę od McKinnon. Atreus i reszta jego bandy w życiu mu nie uwierzy od kogo taką dostał. Przecież z zazdrości to by chyba zaczęli grać na poważnie w Ślizgońskiej drużynie quidditcha, aby móc to sobie jakoś zrekompensować.

Pokiwał głową na zgodę. Miał w sobie to coś. Przez krótką chwilę zastanawiał się, który z nich jest straszniejszy - Umbrel czy ten na H... Henryk... Horacy... HADES! Tak, właśnie. Hades. Zapamiętał to przecież, aby się nigdy więcej nie pomylić.

Umowa została zawarta. Nikt nie mógł ich z niej zwolnić. Nawet pięści McKinnona, które mogłyby za 12 lat próbować dowiedzieć się czegoś o swojej siostrze od Borgina. Nie tędy była droga. Stanley był lojalny i prędzej wolał zginąć, niż się wysypać na swoich przyjaciół czy sojuszniczkę Rosie. Zresztą co, Andrew miałby nagle otworzyć sobie jakiś lokal w piwnicy przybytku Ambrosii, zostając niejako wspólnikami? No kto by o czymś takim w ogóle pomyślał?

Nie pozostał jej dłużny. Może nie potrafił uśmiechnąć się tak ładnie jak ona i zmarszczyć przy tym nos. Potrafił za to zrobić wyszczerz jak jakiś koń na wybiegu i to też uczynił. Był po prostu sobą - Rozumiem, rozumiem - zapewnił - To dobrze, że ktoś go sprowadził na ziemię - przyznał. Jeden z konkurencji odstrzelony. Ilu jeszcze? zastanawiał się, snując ambitne plany dalszej walki podczas ślubu Persephony. Nie mógł się poddać bez walki - Hehe... Dzięki za przepowiednię. Zapamiętam ją sobie i skorzystam z niej - poczuł jak robi mu się trochę gorąco. To chyba od tego całego alkoholu. Czy ktoś mógł uchylić jakieś okno?

- Cooooooo...?! - odparł zawiedzionym, otwierając szeroko swoje usta. Stanley był w szoku. Dobrze, że już zdążył polać i odstawić butelkę, wszak inaczej naraziliby się na straty trunkowe - Też byłaś w Hogwarcie?! - ręce mu opadły z bezradności. Nie kontynuował jednak na razie swojego wywodu, a poszedł w ślady starszej koleżanki i też wypił zawartość kieliszeczka. Sięgnął również po jakiś mały zapitek, co by tutaj nie zejść w dalszym stopniu. Mieli jeszcze trochę imprezy przed sobą - Czyli jakbym był trochę starszy to byśmy chodzili razem do szkoły? - upewniał się, że dobrze to wszystko rozumie - I jak to możliwe, że nie byłaś popularna? Blefujesz! - wskazał na Ambrosię palcem, a następnie założył ręce, doszukując się jakiś oznak, że rzeczywiście robiła go w bambuko - To nie możliwe, że nie byłaś popularna... Przecież no... Jaaa.... - dalej w to nie wierzył - Nie chcesz może wrócić jeszcze na rok do Hogwartu? Mogę spróbować załatwić miejsce w naszej klasie - zapewnił, chociaż obiecywał jej trochę gruszki na wierzbie. Nie mógł tego zrobić. Nikt nie mógł tego zrobić. McKinnon była absolwentką i nawet jakby zatrzymali ruch słońca, to nic się nie dało wykombinować, aby zrealizować plan Borgina - Ja jestem Ślizgonem ale mama nie była zadowolna. Bardzo chciała abym został Krukonem - wyjaśnił - Za to dziadek był bardzo dumny. Z Tośka też był dumny bo on też jest z domu Salazara! - dodał z dumą w głosie. Stanley był ewidentnie dumny z tego, że tak się właśnie stało. Tiara przydziału się w końcu nie myliła - Wróc proszę na rok. Możesz nawet wrócić do swojego domu ale musisz... Na... Emm... - podrapał się po głowie, licząc to na który rok się teraz udaje - Na 4 rok. Proszę? - przechylił odrobinę głowę, starając się zrobić najładniejszą minę jaką tylko potrafił. Jakby miał taką koleżankę na roku jak Rosie to przecież Atreus by chyba zszedł tam na zawał serca i błagałby o to, aby i on mógł się z nią kolegować. Borgin jednak nie miał zamiaru się nią dzielić ze swoimi kolegami. Jeszcze też by zaczęła ich komplementować, a to nie mogło mieć miejsca.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#9
22.02.2024, 05:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.02.2024, 06:41 przez Ambrosia McKinnon.)  
Mógł tylko zapytać, a wtedy Rosie z ochotą zdradziłaby mu wszelkie tajemnice Hogwartu i okolic. Chociaż prawdę powiedziawszy, to może powinna mu polecić adres korespondencyjny do Alexandra, bo to on był tutaj specjalistą od uwodzenia dziewczyn podczas szkolnych czasów. Jeśli Stanleyowi zależało na dziewczynie ładnej, ale nie takiej która na każde jego głupkowate pomysły wywracała oczami, krzywiła się, biła go, albo specjalnie na złość, dawała buziaki innym, akurat kiedy patrzył, to chyba nie powinien przyjmować akurat jej rad.

- Oh - rzuciła, wpatrując się w niego z ogórkiem przytknięty do buzi, bo właśnie go sobie odgryzała. Zwyczajnie nie spodziewała się, że przy przypadkowej rozmowie nad wódką może zapędzić się na tego typu tematy. Nie była co prawda pewna jakie miała z tego wyciągnąć wnioski odnośnie genezy tego całego zamieszania z jego nazwiskiem, ale wchodzenie na grząskie grunty nie było tutaj jej zamiarem. - Przepraszam, to nie moja sprawa - podsumowała niby to gładko, a trochę się przy tym rumieniąc, bo przecież nie chciała robić u przykrości. Szybko jednak przeskoczyła nad tym zakłopotaniem. - Oczywiście - zapewniła go pewnym siebie głosem. - Mogę ci wysłać jakąś ładną. Taką, żeby ci wszyscy zazdrościli. Ze szminką na kopercie - zachichotała, wyraźnie zadowolona ze swojego pomysłu. Bo wysłanie liściku to akurat nie była dla niej żaden problem.

Powiedzieć, że Rosie była dorosła to... dla niej samej trochę dziwna rzecz. Oczywiście, za taką się uważała, ale było to przekonanie i pewność siebie osoby, która lata młodzieńcze spędziła z utęsknieniem wyglądając dnia, kiedy skończy się szkoła i będzie można ruszyć na podbój świata. Bo pomimo faktu, że Hogwart skończyła już jakiś czas temu, były w niej bardzo duże pokłady zwyczajnej dziewczęcości, którą wręcz emanowała. Śmiała się w ten radosny, szczery sposób, o wiele częściej niż przychodziło jej robić w ten zupełnie dojrzały lub wyliczony co do joty i dostosowany do sytuacji. Promieniała, kiedy posyłała mu psotne uśmieszki znad zagryzanych ogórków czy przechylanych kieliszków wódki. Ale prawda była taka, że posiadała pewien komfort życia, który pozwalał jej nie zachowywać się w ten sztywny, poważny sposób. No i co najważniejsze, była zakochana. A miłość podobno zmieniała ludzi.

Pewnie gdyby przyszło mu zobaczyć ją na szkolnych korytarzach, kiedy ponuro snuła się po nich, unikając niektórych miejsc i konkretnych ludzi, spojrzałby na nią inaczej. O ile w ogóle, bo Ambrosia dość szybko podłapała, że jeśli zachowywało się w konkretny sposób, to ludzie zwracali na ciebie mniejszą uwagę. Dopiero kiedy zaczęła przyjaźnić się z Alexandrem, nabrała pewnej pewności siebie, a może na swój sposób poczuła, że wymierzane w nią niesprawiedliwości nie pozostaną bezkarne. Jeśli ktoś ją wytykał palcami, dostawał w zęby i ta prawda szybko stała się przestrogą.

Jeśli miałaby natomiast wytypować, kogo miałaby bać się bardziej, to po zastanowieniu wskazałaby chyba Umbriela. Hades był agresywny i brutalny, ale jego wybuchy dotykały ciała. Pozostawiały siniaki, które znikały szybko. Umbriel natomiast... on dotykał umysłu, a to sprawiało że czuła się niepewnie. Jego melodie napełniały nastrojem, często zupełnie niezgodnym z tym, co tliło się w człowieku jeszcze chwilę wcześniej, a Rosie nienawidziła wszystkiego co mieszało w głowie.

- Zgaduję, że tak - pokiwała głową, chociaż nie wyglądał przecież aż tak młodo. A może się myliła? - Słowo! - położyła rękę na sercu w geście przysięgi. - Jakoś tak wyszło - wzruszyła ramionami, nieszczególnie teraz nad tym bolejąc i uśmiechając się do niego, rozbawiona jego reakcją. A potem już roześmiała się w głos, kiedy zaproponował jej powrót do szkolnej ławki. - Przepraszam, doceniam twoją ofertę, ale obawiam się że jest to niemożliwe. Nie słyszałam jeszcze o ani jednym takim przypadku. A Slytherin to też fajny dom, co tylko też potwierdza, że umiesz myśleć, a nie lecisz jak w dym, jak na przykład tacy Gryfoni. - chociaż szczerze, to personalnie nie miała nic do nikogo na podstawie przynależności do domu.

- Na czwarty? - uniosła lekko brwi w jakimś rozczulonym wyrazie. - Gdyby to chociaż było możliwe, to mogłabym się zastanowić, a tak... - rozłożyła bezradnie ręce. - Ale jestem pewna, że znajdziesz sobie jakieś inne, równie urocze koleżanki co ja - pokiwała głową. - Powiem więcej, nawet dam ci coś na szczęście, żeby się spełniło - zakomunikowała, a potem uniosła się z miejsca, nachylając na moment w jego stronę i jak ujęła jego twarz w dłonie i ucałowała go w policzek. Zaraz też zachichotała i cofnęła się na swoje miejsce, wyraźnie z siebie dumna. Przez chwilę jeszcze mu się przyglądała, ale zaraz zmarszczyła brwi, jakby się na czymś łapiąc i zaczęła coś liczyć na palcach, nawet się z ty nie kryjąc. - Wiesz co... jak tak sobie liczę... to chodziliśmy do Hogwartu w tym samym czasie. Jak byłam na siódmym, to ty na pierwszym... Co tylko potwierdza moje słowa, że nie byłam popularna. Inaczej być na pewno o mnie usłyszał! - rzuciła, absolutnie przekonana o swojej racji i równie tym faktem rozbawiona.



she was a gentle
sort of horror
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#10
11.03.2024, 22:24  ✶  

Stanley machnął ręką. Nie mógł się na nią złościć, zwłaszcza kiedy ich ślub był na wyciągnięcie dłoni. Nie mogli przecież pokłócić się przed zawarciem takiego aktu, a dopiero po nim. Każda bystra głowa wiedziała, że to działa dokładnie w ten sposób, a nawet nie.

Sprawa jego nazwiska była tak zawiła, że momentami on sam się gubił. W teorii mógłby jej to wszystko wyjaśnić ale to nie był temat na pięć czy dziesięć minut. Na pewno nie widzieli się dzisiaj ostatni raz, więc na pewno przyjdzie czas, aby to jej opowiedzieć.

- Nie przejmuj się - pokiwał przecząco głową - Nic takiego - zapewniał. Nie mógł się tutaj rozpaść na kawałki pierwsze przed Ambrosią - No i super - skwitował. Temat przyklepany. On dostanie super walentynkę, a chłopakom pękną tyłki z zazdrości. Wilk syty, a owce martwe... czy coś takiego. Byle tylko nie wpadła kiedyś na pomysł, aby powysyłać reszcie jego kumpli bo wtedy mógłby być lekko zły.

To, że Rosie była zakochana, nie było jakkolwiek podważalne. Spotkała właśnie Stanleya Borgina - miłość swojego życia, a przynajmniej miłość swojego życia we wzajemnym denerwowaniu się w najbliższej przyszłości. Ta relacja była jednak budowana tak fundamentalnie, że za kilka lat mogli na siebie liczyć - w kwestii podnoszenia ciśnienia ale i wsparcia, jeżeli wymagała tego sytuacja. Nie wiedzieli też jeszcze, że Ci "uprzykliwi sąsiedzi" Ambrosii to właśnie Stanley ze swoim genialnym pomysłem.

Gdyby było mu dane spotkać McKinnon na szkolnym korytarzu to w zasadzie nie wiedziałby jak się zachować. Po pierwsze - najpewniej nie uwielbiałby wtedy blondynek. Po drugie - najpewniej nie miała by zostać jego szanowną małżonką. Po trzecie - najpewniej by się jej przestraszył, wszak była to dziewczyna, a wszyscy wiedzieli jak to bywało w młodzieńczych latach. Dziewczyny były afe, a chłopacy byli spoko. Tej właśnie zasady trzymał się Stanley. Lekko ją naginał w tym momencie dla Rosie, ale kto by tego nie zrobił?


Ambrosia zrobiła bardzo smutno dla Stanleya. Liczył, że jego kalkulacja może okazała się błędna i nie mieli okazji, aby wspólnie pokonywać Hogwarckie korytarze, a prawda była taka, że z liczenia nie był, aż tak zły jak z zielarstwa. Trochę to zrządzenie losu, patrząc na to, że Anne była bardzo utalentowaną zielarką i twórczynią eliksirów, która mogła poszczycić się sukcesami w tych tematach. Jak widać, Borgin, musiał odziedziczyć co innego po swojej mamie.

- Jak to nie możliwe... Na pewno się jakoś da, a jak się nie da to trzeba zrobić, aby się dało - oparł głowę o krzesło, a następnie odrobinę się zsunął, tracąc nadzieję na realizację swojego pomysłu za miliard galeonów. To już nie był pomysł za milion, ani nawet za dwa. Ten był warty majątek - No z Tobą byłby jeszcze fajniejszy. Gwarantuję - zapewnił i momentalnie się gdzieś tam zamyślił. Jakby tak mieli Rosie w swojej paczce? No świetna sprawa.

- Ale ja nie chcę żadnych innych koleżanek - oburzył się - Ja chcę taką koleżankę jak Ty. Nigdy nie znajdę przecież takiej koleżanki - marudził. Borginowi nie podobał się taki obrót spraw. Podobało mu się za to prezent, który otrzymał od Rosie. To był tylko kolejny dowód na to, że w życiu nie znajdzie takich koleżanek. Która z nich miała mieć takie ładne blond włosy, komplementować i dawać mu całusy w policzek? No żadna. Tylko Ambrosia była do tego zdolna. I jak tu człowiek miał się nie zakochać?

Stanley się rozpłynął. Może nie dosłownie, wszak byłby to trochę problem, ale tak wewnątrz siebie, gdzieś tam w duchu. Czuł się jak największy wygrany tego wieczora. Gdyby ktoś się go zapytał - kim jesteś? Odpowiedź byłaby jedna - JESTEM ZWYCIĘZCOM. Nie chodziłoby mu też o jakiegoś mężczyznę, który dodaje po chwili "wstaniesz, podniesiesz się, będziesz biec dalej", ponieważ to też się de facto tyczyło Borgina. Miał się zaraz potknąć o fakt, że Rosie była zakochana w jakimś Aleksandrze, który był jego krewnym... ale to historia na kiedy indziej.

- To może masz siostrę bliźniaczkę, która nadal chodzi do szkoły? Najlepiej jakby szła na czwarty rok? - zapytał, odprowadzając ją wzrokiem. Jak widać - nie poddawał się, chociaż biologia nie była jego mocną stroną, stąd też pewnie ta cała siostra bliźniaczka. Nie był to też jedyny przebłysk inteligencji, który zagościł w jego głowie. Miał jeszcze jeden pomysł, który mógł sprawić, że McKinnon pojawi się od września w Hogwarcie - WIEM! Zostań w takim razie profesorkom w Hogwarcie. Co Ty na to? - zaproponował - Tylko nie bierz zielarstwa. Błagam. Nie chciałbym Cię znienawidzić - dodał, robiąc małą, smutną podkówkę. Nie byłby w stanie jej nienawidzić i uwielbiać na raz. Musiałby wtedy pęknąć albo eksplodować, wszak nie byłby w stanie się rozdwoić. Chyba, że Stanley by ją wielbił, a Andrew nie cierpiał? Uczciwe podejście.

- Nie, nie, nie, nieeeeeeeee... - zaprzeczał. Nie chciał o tym słuchać. Nie mogło tak być. Na pewno był to jakiś blef z jej strony - Persephona nigdy nie wspominała, że Hades ma siostrę w Hogwarcie... Przecież gdyby mi powiedziała to bym Cię znalazł - zapewnił. Należało jednak wrócić do 1957 kiedy zaczynał naukę w tejże placówce i wszystkie dziewczyny były "afe". Teraz jednak mógł mówić co innego i zgrywać gieroja przed Rosie.

- To co... - spojrzał to na Ambrosie, a to na butelkę - Po jeszcze jednym i pójdziemy zobaczyć co się dzieje na sali? Może będzie można się z kogoś pośmiać albo porobić coś innego - zaproponował. Jeżeli wyraziła chęć, to kim on był, aby damie nie polać alkoholu. Musieli zbierać wprawę, aby móc kiedyś przerzucić się na czysty spirytus.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Ambrosia McKinnon (3494), Stanley Andrew Borgin (5003), Alexander Mulciber (844)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa