16 czerwca 1972
Przyjęcie na dachu Euston Tower, Penny & Renigald
Jeszcze kilka dni temu, o pojawieniu się na tym przyjęciu, mogła jedynie marzyć. Tacy jak ona nie otrzymywali eleganckich, starannie zapisanych zaproszeń. Dane im było co najwyżej przeglądać rubryki towarzyskie w Proroku, Czarownicy bądź innych gazetach, które o tym wydarzeniu pisały. Pisały całkiem sporo, jako że było to jedno z najważniejszych wydarzeń początku lata.
Kiedy na początku miesiąca, w Zaczarowanych Różnościach pojawił się Renigald Malfoy, nie spodziewała się tego dokąd zdoła ich ta wizyta doprowadzić. Ich znajomość była dość... specyficzna. I jest to określenie dość łagodne. Nigdy nie było im ze sobą po drodze. Jeszcze w czasach szkolnych, niejednokrotnie wchodzili sobie w drogę. Robili sobie na złość. Zajęli miejsca po przeciwnych stronach barykady. Nigdy nie miała na jego temat dobrego zdania - niezależnie od tego ile razy zdecydował się wyciągnąć w jej stronę pomocną dłoń. Może dlatego, że wcześniej sam wpychał ją do tego samego bagna, z którego następnie pomagał się jej wydostać?
W pierwszym odruchu, chciała go wyprosić. Chciała mu powiedzieć, żeby opuścił lokal. Chwilę później, przypomniała sobie jednak o tym, że potrzebowali pieniędzy. A Malfoy pieniądze posiadał. Byłaby głupia, gdyby z tej okazji zrezygnowała.
Gdyby odesłała Reginę do konkurencji.
Nie trafiłaby też na to przyjęcie.
Ubrana w niebieską sukienkę na szerokich ramiączkach, przewiązaną w pasie czarnym paskiem, trzymała w rękach niewielką kopertówkę. Choć starała się odpowiednio do wszystkiego przygotować, ledwie tylko znaleźli się na dachu wierzowca, nie mogła pozbyć się z głowy myśli o tym, że kompletnie tutaj nie pasowała. Zamiast metki z różą, na jej sukience widniał Rozier. Torebka i buty również nie zaliczały się do markowych. Fryzurę oraz prosty makijaż wykonała własnymi rękoma, zamiast podobnie do tych wszystkich panienek pochodzących z dobrych rodzin, odwiedzić jeden z salonów na Pokątnej.
Nie było jej na to stać.
- Ładnie tutaj. - zamiast użalać się nad sobą, a powodów miała naprawdę wiele, postanowiła spróbować robić dobrą minę do złej gry. Może przy odpowiednim nastawieniu, będzie nawet cieszyć się z obecności Reginy? Z tego, że przyszło jej być jego partnerką. - To zawsze tak wygląda? - zadała pytanie, zapewne robiąc przy tym oczy wielkości dwóch galeonów. Chłonęła to wszystko, podziwiała.
I pomyśleć tylko, że dla większości obecnych tutaj osób, stanowiło to normę. Codzienność, do której zdołali przywyknąć już lata temu. Nie robiło to na nich większego wrażenia. Jakiegokolwiek wrażenia?
- Szampana? - im dalej w las, tym więcej ludzi, a pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, liczni kelnerzy. Wszyscy ubrani tak samo. Czarne spodnie, białe koszule. Łatwo było ich wypatrzyć. Znaleźć. Kiedy jeden zatrzymał się tuż przy nich, Penny posłała pytające spojrzenie w kierunku Malfoya. Nie chciała popełnić tutaj jakiegoś faux pas. Czy to on powinien sięgnąć po wysokie lampki wypełnione alkoholem, czy może jednak mogła obsłużyć się w tym przypadku sama? Czemu kompletnie się do tego nie przygotowała? Nawet o tego typu kwestiach wcześniej nie pomyślała.
A przecież każdy wiedział, że jeśli wchodzi się między wrony, należy krakać tak jak one.