6.08.1972, po ósmej rano
Nie minęły 24 godziny od sytuacji w windzie i Peppa wciąż była niezwykle pobudzona. Nie wyjaśniła rodzinie powodów swojego uśmiechu. Złapała koszyk i wyszła do piekarni, by zaopatrzyć gospodarstwo domowe w najwyższej klasy pieczywo. Czasami lubiła się tym zajmować. Nie lubiła monotonii w jedzeniu, dlatego chętnie wybierała nowe rodzaje bułek i chlebów, jednocześnie nie dając głosu nikomu innemu w tym temacie. Nie, żeby komukolwiek zależało. Bułka, jak bułka. Peppa do jedzenia akurat miała dobry gust, więc niczym przykrym rodziny nie zaskoczy.
Tego dnia miała ochotę na bułeczki maślane i crossainty. A może zawijane drożdżóweczki z jabłkiem i cynamonem? Ojciec je uwielbiał. Gdyby się pospieszyła, zdążyłby zabrać jedną do pracy... Ale że pracował dwa piętra poniżej ich mieszkania, szybkość nie miała znaczenia.
Niewiele myśląc nad strojem, przywdziała różową sukienkę. Białe koronki wirowały przy każdym jej ruchu. Pogrążona w snach na jawie, nie przywitała się z sąsiadką mijaną na ulicy, do czego normalnie nigdy by nie dopuściła. W głowie miała tylko jego zmieniające kolor włosy...
Musiała się zatrzymać, by przepuścić handlarza z wózkiem pełnym różności. Dopiero wtedy rozejrzała się po otaczającym ją świecie. Akurat stała przy Alei Horyzontalnej. A co by było gdyby... gdyby poszła zerknąć, ale tylko zerknąć, jak się sprawy mają na Nokturnie? Było wcześnie rano. Wszelkie podejrzane jednostki na pewno jeszcze śpią o tej porze.
Na pewno.
Nie zmieniając tempa, skręciła na Aleję Horyzontalną tak, jakby od początku planowała iść tą trasą. Udawała zainteresowanie mijanymi wystawami, aż doszła do krzyżówki z Nokturnem. Dopiero teraz zwolniła tempo. Przecież była już tu dwa razy i nic się nie stało. Przecież samo postawienie stopy na granicy ulicy do niczego nie doprowadzi. Tak się uspokajała w myślach, a jej nogi posuwały się naprzód po chodniku najmroczniejszej ulicy w Londynie. Teraz nie spoglądała na wystawy, a na przechodniów. Oczywiście ostrożnie, nie ostentacyjnie. Musiała zachować wszelką ostrożność... ale w końcu krzyknęła, gdy poczuła, jak coś łapie ją za kraniec sukni.
— Panienko, panienka taka ładna, sypnie może panienka knutem...
Żebrak siedzący przy wejściu do kamienicy niemal zlewał się z otoczeniem. Jego ubranie przeżarte było brudem, a mydła nie widział tygodniami. Peppa była oburzona jego skandalicznym zachowaniem, ale aż zabrakło jej słów. A brudna łapa wciąż ściskała biało-różowe koronki.