• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 14 Dalej »
[1969] Wieki Marsz

[1969] Wieki Marsz
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#1
27.02.2024, 21:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 11:57 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty
1969

Londyn

Powiedzieli – samo przejdzie.

W tym wszystkim najbardziej chyba było frustrujące czekanie. Bo to nie chodzi o to, że jakiś zawszony gówniarz jebnął w nią drętwotą i ona nie rozproszyła tego zaklęcia na czas. O nie. To nie był problem. Problemem był fakt, że on zrobił to źle. Zaklęcie zamiast jebnąć raz a dobrze, pojawiało się i znikało, paraliżując losowe partie ciała na losowy, co prawda niedługi, ale jednak czas. W każdej chwili mogło jej jebnąć palce, w każdej chwili wygiąć nadgarstek, w każdej chwili mogła być bezbronna i sparaliżowana. A te kutasy w Mungu, banda niedoruchanych gryzipiórków powiedziała – samo przejdzie. Lepiej nie ruszać, bo mogą tylko skomplikować sprawę. Minie. Energia musi po prostu się kurwa rozejść.

Energia jak na razie była skumulowana w sercu panny Moody i za chiny ludowe nie zamierzała się rozchodzić. Milles była wkurwiona, bo wszyscy, absolutnie wszyscy obsadzali dzisiaj Wielki Marsz Jebanych Charłaków. Ona też miała być na tej imprezie, czekał ją patrol z góry, poszukiwanie podżegaczy i pacyfikowanie ich jednym skutecznym teleportem. Miała tam być i obstawiać dupę charłakom i charłakolubom. Ale leżała w łóżku, gdy inni pracowali.

AGHR!

Mimo zrywnego charakteru i – nazwijmy to uprzejmie – nadprędkości działania w stosunku do myślenia, Moody nie była kretynką. Wiedziała, że niekontrolowanie pojawiająca się drętwota mogła sprawić, że innym będzie przeszkadzać. Mogła innych narazić, sprawić, że sami staną się celem, opiekując się ułomną na ciele (i z pewnością umyśle, jakby była na akcji w tym stanie) Mille.

– Pierdolone gówno! – radosny okrzyk i stukot ciśniętej o ścianę zapalniczki powitał wchodzącego do niewielkiego mieszkania rodzeństwa Moodych. Kilkukrotny stukot (najprawdopodobniej walenia głową o drewnianą framugę łóżka) a potem westchnienie pełne wściekłej rezygnacji. Nie mogła wstawać, bo w każdej chwili mogło walnąć jej w rdzeń kręgowy. Na chwilę, ale co jeśli walnie się w jakiś chujowo niefartowny sposób i Alastor po powrocie do domu zastanie leżące na podłodze warzywo, zamiast swojej sfrustrowanej klnącej siostry? Poza tym musiała żyć. Musiała żyć, żeby skopać Alikowi dupsko, gdyby coś mu się na tym obstawianym marszu stało...

– Nie potrzebuję niańki. – bąknęła z niezapalonym petem między wargami, złociste oczy były wciąż wściekle utkwione w ścianie, a czarne leiste włosy jak dwie zasłony okrywały jej ramiona i barki. Wyglądała jak równie żałosny, co wściekły kot po wizycie u weterynarza. Naturalnym byłoby raczej zobaczyć ją pod łóżkiem, właściwie tylko parę wpatrzonych w intruza wrogo oczu. Tymczasem na pół siedziała w wyciągniętej, podziurawionej koszulce brata, przykryta kraciastym kocem. Prawa ręka leżała bezładnie na pościeli, lśniąc energią uwolnionego zaklęcia. W pokoju unosił się swąd przepalonych już tego dnia fajek, kadzideł oraz parującej z jej młodej głowy irytacji.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
05.03.2024, 13:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2024, 09:41 przez Morpheus Longbottom.)  

Teleportował się w okolice mieszkania Moodych z cichym pyknięciem, charakterystycznym dla tej formy podróżowania. Odstawał od otoczenia, jak kwitnący krzak róż pośród pola łąkowego kwiecia. Nie piękniejszy, ale inny. Zbytnio ministerialny, a jak wiadomo, urzędnicy istnieli tylko w przestrzeni Ministerstwa, nigdy poza ną. Szybko wszedł do klatki schodowej, aby uniknąć ciekawskich spojrzeń i plotek, cóż to nabroiło znów mieszkające tam rodzeństwo. Morpheus większość dnia spędził właśnie w Departamencie Tajemnic, więc jeszcze metaforycznie śmierdział urzędasem.

— Nie przyszedłem jako niańka — powiedział, przysuwając sobie zaklęciem stołek do boku jej łóżka. Mógłby zapytać z uniesionymi brwiami: wy tak żyjecie?, ale nie był jeszcze totalnym snobem. — Jestem tutaj w ramach misji Departamentu Tajemnic, nad zachowaniem prawidłowego biegu wydarzeń. Komnata Czasu wyznaczyła cię jako potencjalnego czarnego konia utrzymywanego kontinuum. Mogłaś dostać mnie lub jakiegoś obcego, zadufanego w sobie czystokrwistego dupka, który dostał tę robotę dzięki układom. Na mnie przynajmniej miło popatrzeć.

Mówiąc to, teatralnie zamrugał, wachlując przestrzeń niemoralnie długimi rzęsami, których zazdrościły mu koleżanki w Hogwarcie. Nie było wiadomo, czy mówił szczerze i rzeczywiście nie tylko przyszedł po to, aby wyświadczyć przysługę Alastorowi, albo został wysłany przez Brennę, czy rzeczywiście na marszu miało zdarzyć się coś, co musiało się wydarzyć i Millie stanowiła zagrożenie dla pomyślności całego procesu, wywróżone podczas współpracy Komnaty Przepowiedni i Komnaty Czasu. Morpheus często śmiał się, że jest bardzo kiepskim kłamcą i wielu mu wierzyło. Diabeł tkwił jednak w szczegółach oraz niedopowiedzeniach. 

Oberżynowa szata czarodzieja zaszeleściła, tak jak jedwab ma w zwyczaju, szelestem jesiennych liści, skrzypieniem śniegu pod butam, przebiśniegami wybijającymi się z czarnej gleby i oraz łamaniem się gałązek podczas letnich podróży przez Knieję. Nigdy nie był zbyt przywiązany do zagadkowego obrazu Niewymownych, zazwyczaj właśnie w czerni, chociaż rzeczywiście gdy chadzał po ministerialnych korytarzach, ubierał ciemniejsze tony kolorów, brązowo-czerwony mahoń, purpurę, fiolety, wpadające w iskrzący romans z kirem. Dokładnie tak samo było w tym przypadku.

Wyciągnął ku Millie zapalniczkę, aby podpalić jej papierosa. Wyjął całą paczkę przyziemnie mugolskich Cameli, która miała jeszcze fabryczne zamknięcie; musiał kupić ją po drodze, gdy skończył mu się poprzedni zapas. Zapach palonego tytoniu odznaczał się na nieco żółtym śladzie między wskazującym i środkowym palcem, na ubraniach, splatając się z nutami perfum i jego wody kolońskiej.

— ⁣ Chyba, że wolisz jakiegoś Mulcibera, zaraz mogę się po niego aportować.

Wszyscy wiedzieli, że wspomniana rodzina czarodziejów czystej krwi należała niemal do opozycji w stosunku do postawy, jaką przedstawiali Longbottomowie, wierząc w wyższość rasy czarodziejów nad mugolami i chlubiąc się swoją genologią. Oczywiście Morpheus w głównej mierze tylko naigrywał się z poszkodowanej dziewczyny, którą obaliła, ze wszystkich możliwych zaklęć, właśnie pospolita drętwota. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#3
07.03.2024, 20:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.03.2024, 23:23 przez Millie Moody.)  
Odgłos przetaczających się złocistych oczu przypominał turlające się złote galeony, choć turlające się z pewnością nie w tym domu przez wzgląd na krzywizny podłogi oraz zasobność portfela jego mieszkańców. Milles odchylając się i patrząc na fancy wdzianka swojego gościa, na pieprzące się kolory w ombriańskiej wymianie płynów ustrojowych, była przekoanana, że przybicie Morpheusa do ściany z pewnością zwiększyłoby wartość rezydencji rodzeństwa Moody. Żywego, czy martwego. Coś jej mówiło, że martwy Morpheus wyglądałby równie pięknie jak żywy.

– Czekaj, czekaj... – wyciągnęła głowę bojową nią podrygując, jak młoda kurka na densflorze – Zadufany w sobie czystokrwisty dupek, który dostał tę robotę dzięki układom. Panie Longbottom, nie spodziewałam się po panu takiego autokrytycyzmu. – prychnęła, ale ogień przyjęła z ulgą i momentalnie zaciągnęła się tak, że 1/3 papierosa... no cóż, poszła z dymem.

Potylica stuknęła jeszcze raz o ścianę, tym razem w wyrazie ulgi, a nie frustracji. Przymknęła oczy, inhalując się dymem z takim samym zaangażowaniem, z jakim ignorowała ciąg dalszy jego wypowiedzi.

– Aportować to może Twój... – zmrużyła oczy zastanawiając się nad rozgałęzieniami drzewa genealogicznego Longbottomów. Wiedziała, że Morpheus był starszy, jakoś jednak to tak wychodziło, że trzymał się z jej "pokoleniem" przez co kuzyn, pasowałoby bardziej... z drugiej strony wygodnie było tak się wozić na nieletnich (nieważne że spokojnie zbliżała się do trzydziestki) i podbijać sobie ich energią swoją własną – Erik. Jop, pies do kwadratu. – Fakt, że jej brat też był wilkołakiem, nie powinien obchodzić kogokolwiek, ale i tak pointa rozmyła się nieco. Znak, że Milles tonęła we frustracji, a cięty język był znacząco przytępiony przez przykucie do łóżka.

– Wiesz, jak jest na ulicach? Już zaczęli? – zapytała nagle poważniej, próbując podnieść rękę i jednak wyciągnąć sobie peta z ust, aby nie popielić koszulki Alastora. – Also... masz bimber? – jedna brew poszybowała ku górze zadziornie. Żaden z lekarzy nie powiedział, że bimber może zaszkodzić. Palenie w łóżku tak (jakby ją sparaliżowało), ale alkohol? Nada, ani słowa!

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
13.03.2024, 17:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2024, 09:41 przez Morpheus Longbottom.)  

— Pytasz, jakbym przyszedł tu na piechotę — niemal żachnął się, założył nogę na nogę i zapalił własnego papierosa, dużo mniej łapczywie, niż czarodziejka. Ze swobodą wyjął z kieszeni talię kart i bez specjalnych upiększeń zaczął je tasować. Karty szeptały do nich swoje sekrety, a on wprawnie wydobywał je jeszcze bardziej na wierzch. Ani jedna karta nie uciekła z jego rąk. Z pewnością, że karty opowiedzą wszystko, czego potrzeba, Morpheus sięgał po nie zawsze, gdy umysł potrzebował zajęcia, gdy niepewność wsiąkała w umysł jak deszcz w przesuszoną glebę, zamiast wnikać, tylko tworzył błoto na powierzchni. — Nie wiem, czego się spodziewasz, Mildþryþ, to tylko protesty charłaków.

Zdanie nie brzmiało przekonywająco, zresztą Morpheusowi wystarczyło przejście się korytarzem i jazda windą, aby wyczuć, jak napięta atmosfera wpływała na wszystkich pracowników Ministerstwa. Burzowe chmury niemal dosłownie zbierały się nad ich głowami, a coraz silniejsza polaryzacja społeczeństwa nie pomagała w rozwiązaniu żadnego problemu. Większość zresztą udawała, że takiego problemu w ogóle nie ma. Longbottom nie poszedłby na protest, nawet gdyby chciał, jego obecność, jako członka czystokrwistego domu, mogłaby zostać uznana za prowokację, a on aż tak mocno nie szafował swoimi poglądami pośród obcych; w pracy miał dostatecznie wiele konserwatywnych osób, z którymi chciał utrzymać pozytywne stosunki, że wolał to przemilczeć. Prawdę zresztą mówiąc, dużo częściej pochylał się nad sprawami czarujących, bez magicznego pochodzenia, a charłaki nigdy nie zaprzątały mu specjalnie głowy.

Nie zatrzymując tasowania, spojrzał na zegarek na ścianie.

— Zaraz zaczną. I nie, nie mam. Muszę być trzeźwy, gdyby mnie potrzebowali do jasnowidzenia, a tobie powinno zależeć na najszybszym powrocie do zdrowia.

Panna Moody nie musiała wiedzieć, że drugi Morpheus trwał w głębinach Departamentu Tajemnic, przeglądając różne nieklasyfikowane przepowiednie i wykluczając jeden po drugim omeny, mogące świadczyć o fatum, wiszącym nad przedsięwzięciem marszu. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się aż takich rozmiarów protestu, zapowiadało się jednak, że charłactwo jest silnie ukrywanym tabu, niebędącym aż tak rzadkim fenomenem, jak mu się wydawało. 

— Zadaj pytanie.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#5
14.03.2024, 21:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.03.2024, 00:14 przez Millie Moody.)  
Morpheus miał fantastyczną zdolność do tego, aby oczy Millie były jak dwa złote, toczące się po stole galeony.
– Kurwa naucz Ty się kłamać tak, żebym Ci chociaż raz uwierzyła co? Nie charłaków się boję, a tych jebanych snobów czyściuchów, którzy lubią tak jak jest, że brak magii w rodzinach jest zamiatany pod dywan. – sarknęła, wyraźnie zniesmaczona, zupełnie tak, jakby poczuła swój własny zapach leżącej kolejny dzień kaleki, którą nie ma się kto zająć, ani kto nade wszystko zagonić pod prysznic.

Kolejna wzmianka na temat trzeźwości nie polepszyła sytuacji. Dziewczyna najchętniej zachlałaby tak, żeby urwał jej się film do czasu zakończenia statusu małego kociaka Schroedingera. Teraz niby było wszystko ok, ale przecież wcale nie było. Tkwiła ubezwłasnowolniona w stazie, wkurwiając się na cały świat. Razem z nim spojrzała na zegarek na ścianie i przełknęła ślinę, dopuszczając poza wkurwem i strach. Gniew był prostszy, ale czas trzeba było pozwolić sobie na lodowaty, oślizgły dotyk przebiegajacy po kręgosłupie. Normalnie nie pozwalała sobie na to przy innych, tylko przy bracie, ale teraz brata nie było. Brat mógł oberwać.

W normalnych okolicznościach zapytałaby tasującego Morpheusa o sprawy sercowe i które z nich prędzej zarucha. Albo o to kiedy w końcu wyjdzie za mąż (banalnie proste pytanie, nie trzeba było być jasnowidzem, żeby znać na nie odpowiedź). Ale teraz... teraz jej myśli skupiły się na zegarze, a miodowe oczy nie mogły już przestać śledzić pojedynczej sekundowej wskazówki tnącej czas na plastry jak ostrze kostuchy.

– Co... co mogę zrobić... – podjęła nagle ochryple, zapominając o papierosie, zapominając o tym, że za moment się przypali. – Co mogę zrobić, żeby mu pomóc. Teraz, w takim stanie. – wypuściła resztkę powietrza i boleśnie zagryzła policzek, by przypadkiem się nie rozbeczeć przy Longbottomie jak mała dziewczynka. Beczenie jest dla słabych. Ona musiała być silna, przecież chciała nade wszystko, żeby brat był z niej dumny.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
19.03.2024, 11:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2024, 09:41 przez Morpheus Longbottom.)  

Kiedy był w Hogwarcie, nad światem rozpędziła się II Wojna Światowa, mugolski konflikt, który pożerał zarówno ludzi, jak i czarodziei. Pamiętał, jak budził się z krzykiem, mówiąc w obłąkańczym bełkocie o śmierci i bombach, spadających na głowy Londyńczyków. Chociaż Dolina Godryka była bezpieczna, wypełniona magią, która chroniła ją przed nalotami, nawet jeśli mugole narzekali, że tak trudno dojechać, gdy odwiedzali swoich innych mugolskich krewnych, chroniąc swoje dzieci, aby mogły odkrywać przygody w szafach, z lwami i czarownicami, to jego bracia coś knuli, wyjeżdżali, a on wiedział, gdzieś w posmaku magii, że dotyczy to Grindewalda i powstrzymania jego postulatów oraz działań. Był jednak za młody wtedy, aby robić coś innego, niż pobierać naukę.

— Moja rodzina też tam jest, Mildþryþ — przypomniał jej cicho, pozwalając na wzajemność obawy przebić się przez czarującą maskę beztroski. Trochę jak powiedzenie, że są w tym razem, dwie kaleki, które mogą jedynie siedzieć i patrzeć. Nie przestawał tasować, gdy wstał, aby rozejrzeć się po mieszkaniu. Zaglądał w różne kąty, zniknął w drugim pomieszczeniu. Kilka huków i trzasków później wrócił do Millie z dużą stolnicą pod pachą, zdecydowanie nie używaną, o czym świadczyły kiepsko starte pajęczyny i gładka powierzchnia, która nie wiedziała, jak wygląda mąka. Ułożył cienką deskę na nogach Millie, aby zrobić z niej stolik i wrócił do mieszania w kartach.

— Co Mildþryþ może zrobić, aby pomóc Alastorowi w takim stanie... — sparafrazował szeptem, stając się jeszcze bardziej niematerialny, jakby brzegi jego istnienia zostały rozmazane. Oto pozwalał przemawiać bogom przez swoje ciało, przestawał być tu i teraz, lecz jedną nogę zanurzał w nurcie czasu, przyszłości. Poczuł namacalnie agresywną, męską energię Marsa. Bardzo pasującą do sytuacji.

O, Aresie, wojowniczy strażniku, słysz mój wołanie. Wodzu bitewny, prowadź nas w męstwie i sprawiedliwości. Niech twoja moc przemieni strach w odwagę, a gniew w determinację. Otocz nas swoją opieką na polu walki, niech twoja tarcza ochrania nas przed niebezpieczeństwem. Ucz nas sztuki walki. Pomóż nam pokonać nasze wewnętrzne przeszkody i triumfować nad złem. Niech twój gniew będzie naszą siłą, a twa łaska naszym przewodnikiem.

— Mały krzyż. Karta, która utożsamia ciebie oraz twoją przeszkodę. — Wyjął dwie pierwsze karty, krzyżując je w centrum stolnicy, najpierw światło padło na odwrócony księżyc, a następnie na dziesięć mieczy. — Odwrócony księżyc może tu oznaczać, że stoisz w obliczu niepewności, które wprowadzają zamęt w twoje myśli lub działania. Jakieś ukryte problemy wychodzą na jaw i przynoszą zamieszanie lub chaos. Musisz pamiętać, że jest to również czas, aby zaufać swojej intuicji i głębokim instynktom. Może to oznaczać, że powinnaś być bardziej świadoma swoich emocji, aby móc poradzić sobie z trudnościami, jakie napotykasz. I nie pić. 

Druga karta.

— W kontekście tej pozycji, oznacza to, że jesteś w punkcie kulminacyjnym, gdzie sytuacja, z którą się borykasz, osiąga swój szczyt lub kończy swój cykl. Ta karta może przynosić poczucie utraty, rozczarowania lub nawet bólu, ponieważ symbolizuje koniec czegoś ważnego lub istotnego w twoim życiu. Przypomina, że nawet w najciemniejszych chwilach istnieje nadzieja i możliwość odrodzenia się na nowo.

Nie musiał tak mocno opisywać, bo panna Moody znała tarota i czekał na jej kiepskie, złośliwe docinki i komentarze, aby ukryć swoją słabość.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
20.03.2024, 22:57  ✶  
Prychnęła pogardliwie, puszczając mimo uszu, że Morpheus, jako jeden z nielicznych nazywa ją pełnym imieniem i w pełnej złośliwości wymawia je poprawnie. Nawet ojciec tak na nią nie mówił. Zasadniczo ojciec mało do niej mówił, od czasu kiedy ostentacyjnie dziewczyna zaczęła mu odpyskowywać.

Przez moment trwała w napięciu, patrząc jak urzeczona na taniec kart między palcami swojego starszego, z braku lepszego określenia dla ich relacji, przyjaciela. Morpheus nie był do końca w ich grupie wiekowej, nawet jeśli bardzo się starał i gdy tylko osiągnęli wiek zapotrzebowania na zakazane owoce, wujek który pilnował, żeby sobie ryja nigdzie nie zdewastowali nazbyt nagle stał się dostawcą używek. Przede wszystkim dostawcą wiedzy, bo bez niego całe to wróżbiarskie hobby w ogóle by nie odpaliło. Z drugiej strony nie latali razem, nie pracowali razem, nie nadstawiali karku w podobny sposób. Tyle, że jeśli zestawić by kolegę i tego konkretnego maga, to człowiek mógł się zakrztusić własnym śmiechem, nawet jeśli robił to tylko w swoich myślach. Ryzykowne.

Gdyby Mills przez moment była ze sobą szczera, to mogłaby przyznać, że chciałaby mieć takiego ojca jak Morpheus. Może ojczyma, gdyby jej matka nie zdechła gdzieś po drodze, porzucając dwójkę latorośli na los brudnych dzieciaków aurora, kochającego pracę bardziej niż swoich bliskich. Na szczęście dla nich obojga, Mills bywała szczera ze sobą zaskakująco rzadko.

– Ja pierdole... – to nawet nie było subtelne, litery obijały się o zęby, podbite uderzeniem głowy o ścianę. – Na chuj pytałam dziesiątka mieczy serio? Jeszcze wieżą mi jebnij w twarz, za trzeźwa kurwa jestem na Twoje karty, też, Ty nie możesz pić, ale mi od tego klątwa wolniej nie będzie schodzić. W kuchni jest czysta. – sarknęła kręcąc głową z niedowierzaniem nad układem. Chciała się uspokoić, chciała sobie powiedzieć, że nie będzie tak źle. Morpheus patrzył zwykle krótkim dystansem, godzinami, dniami, góra miesiącem. Ona w kartach, zwłaszcza tych dla siebie widziała szerokie łuki wpierdolu, a odwrócony księżyc był gorszy niż naplucie jej w twarz. Nie oskarżała w żaden sposób Morpheusa o podkłądanie kart, ufała mu. Nie ufała tym szeleszczącym kurwom.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
25.03.2024, 12:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2024, 09:40 przez Morpheus Longbottom.)  

On za to ufał kartom aż za bardzo, przynajmniej zdaniem wielu. Wygodnie rozkładało się dla kogoś, kto sam znał się na wróżbiarstwie, chociaż rodziło pewien niepokój oceniania. Ostatecznie jednak przeważał komfort skupienia się na energii, a nie tłumaczenia, że gwiazda musi być naga i jakie jest jej powiązanie z cesarzową. Dlatego tak cenił sobie pracę w Departamencie Tajemnic, gdzie nic nikogo nie dziwiło, wszyscy coś wiedzieli na temat jakichś form dywinacji, przynajmniej w Komnacie Przepowiedni.

— Spodziewam się, że nie będą zbyt łagodne — przyznał i przy tym uprzedził dziewczynę, zastanawiając się, czy jej słowa wywołały znajome ciepło ognia i grzechot sypiących się kamieni oraz pomruk burzy czy miała rację i wróżbiarski zmysł podpowiadał jej, co jeszcze mają w planach karty. Nadal sprawiał wrażenie nieco nieobecnego, trochę tutaj, trochę tam, jeśli tam mogło znajdować się nie w przestrzeni, tylko w czasie.

Kolejne karty pojawiły się na stolnicy. Najpierw jedna pod wewnętrznym krzyżem.

— Korzenie, to co znajduje się w ziemi naszych narodzin. Siódemka pentakli. Dwór materialności. Praca. Chcesz upewnić się, że skupiasz swoją uwagę na tym, co trzeba,  zamiast marnować czas i wysiłek to, co nie ma żadnej wartości. To zaproszenie do odsunięcia się od codziennych zadań i spojrzenia na szerszy obraz. Abyś nie działała pochopnie i nie zmarnowała swojej energii.

Druga karta, nad krzyżem, korona problemu. Odwrócony As kielichów. Tego dnia karty były bardziej niż oczywiste.

— Blokady emocjonalne, trudności w wyrażaniu uczuć lub brak spełnienia. Może to oznaczać niepewność w relacjach lub trudności w odnalezieniu radości życia.

Traktował karty z namaszczeniem, zupełnie inaczej niż czarodziejka obok niego, ale kusiło go westchnąć i wywrócić oczami. Oczywiste oczywistości.

— Relacja między nimi jest interesująca. Korzenie wskazują na stateczną cierpliwość, pozwolenie na to, żeby wrosnąć i zbierać owoce. To korona cierpi najbardziej. Może to sugerować, że chociaż odnajdujesz progres i chęci w praktycznych kwestiach, emocje wymagają twojej atencji dla prawdziwego spełnienia i sukcesu.

Zastanawiał się w którym momencie skandowanie protestujących będzie słychać w mieszkaniu Moodych.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#9
25.03.2024, 15:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.03.2024, 08:12 przez Millie Moody.)  
Morpheus kiedy podtapiał się w wiadrze egzaltacji i mistycznych uniesień, był takim Morpheusem którego jednocześnie uwielbiała i nie znosiła. Całe to nabożeństwo wokół kart, brakło jeszcze kadzidełek i modlitwy do Appollinna na wejście. Wierzyła w to, że karty mówią prawdę. Wierzyła również, że mówią ją bez względu na to czy dławią się smrodem trociczków, ułożone na atłasie wypranym w świetle wzrastajacego księżyca otoczone przez lśniące kamienie za miliony, czy też być może po prostu ktoś je wyciągnął z pudełka, przetasował i walnął na stolnicę uwaloną mąką sprzed dwóch lat. Może to był kurz? Zabawne, sproszkowane martwe ciało zdecydowanie lepsze dla tarota od atłasów.

– Łoł, jesteś niecierpliwa, bo chciałabyś już być zdrowa i wkurwianiem się nie pomagasz. Proszę, już... Kielich też sugeruje w oczywisty sposób, że powinnam się napić wódki w oczekiwaniu jak te kurwy z krzaka w końcu będą nadawać się do zerwania. – burknęła i sięgnęła po różdżkę. To było niebezpieczne tylko trochę, ale serio, żałowała że zapytała o Alastora, bo ten zajebany gostek w czerwonym płaszczu mimo swojej przynależności do małych arkanów był w chuj niepokojący.

– Myślisz w ogóle, że ten marsz, że te protesty cokolwiek zmienią? Że to nie zostanie znowu zamiecione pod dywan jak zawsze? – Charłaki miały przejebane, żyć w świecie zaprojektowanym przez i dla czarodziejów. Mieli gorzej niż kobiety i emigranci. To pewne.

Cmoknęła kilkukrotnie zbierając energię, przywołując w głowie wyobrażenie butelki na której jej zależało. Powinno zostać jeszcze pół butelki...
– Accio wóda – spróbowała w końcu. Cóż, jeśli jej niańka nie umiała zadbać o jej podstawowe potrzeby, to sama musiała się tym zająć.

Translokacja – wybieram gorszy wynik ze względu na klątwę
Rzut PO 1d100 - 22
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 78
Sukces!


ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
04.04.2024, 15:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.04.2024, 09:39 przez Morpheus Longbottom.)  

Chwila nieuwagi, brak trzeciego oka i butelka rozbiłaby się o głowę Longbottoma. Uchylił się jednak, a ta z hukiem roztrzaskała się o drewnianą część łóżka, rozlewając swoją zawartość. Liczył, że Moody nie zwlecze się ze swojego tymczasowego więzienia i nie zacznie zlizywać trunku z podłogi, chociaż kto ją tam wie. To rodzeństwo wymagało dużo więcej opieki, niż kiedykolwiek dostało. Brenna mogła być dzika, ale oni, oni byli po prostu nieokrzesani, niewychowani i nieodpowiedzialni. Żal mu było tych dzieciaków. Chyba dlatego nigdy nie myślał o tym, aby ją podrywać. Tak jak z Norą, miał wrażenie, że patrzy na dziecko. Bardzo zagubione dziecko.

— Mildþryþ — skarcił ją, strzepując z szaty okruchy szkła, które odprysnęły z rozbitej butelki.

Zatrzymał następną kartę w powietrzu, w początku ruchu, nie odkładając jej jeszcze, nie widzieli, żadne z nich, co na niej było. Zastanowił się chwilę nad tym, o co go zapytała. Usiadł wygodniej, odłożył kartę ponownie na wierzch stosiku, ale nie mieszając jej z niczym innym.

— Koło fortuny. Zmiana jest jedyną stałą tego świata. Nie sądzę jednak, aby zmieniło się coś za naszego życia... może twojego, o ile wódka nie zabije cię pierwsza, bo wiem, że z czarnoksiężnikami sobie poradzisz. Niechaj brzmię jak młody rewolucjonista, ale nienawidzimy wszystkiego, jako społeczeństwo, co jest nowe i co odstaje od tego, co nazwaliśmy normalnym. Patrz na Grindewalda, ilu miał popleczników. Na mugolskie wojny i pogrom Żydów, Cyganów i pedałów. Zabijano za mniejsze rzeczy. Charłaki i Mugolaki to tacy nasi Żydzi i reszta. Nie analizujemy sposobu ich życia, bo nie chcemy go znać. Ci, którzy blokują zmianę, nie widzą ich jako ludzi i nie chcą. I obawiam się, że jeśli będą zbyt głośno, ktoś może próbować powtórzyć na nich działania kolegi z Austrii.

Jakby na chwilę zapomniał o kartach, z zatroskaną miną, czekał na odpowiedź dziewczyny.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (2123), Millie Moody (2151)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa