Chciałby móc jakoś logicznie to wytłumaczyć. To, że wczoraj zachlał pałę i nie pamiętał, jak znalazł się w mieszkaniu. To, że tak mocno uderzyła go informacja o zaręczynach Penny z Malfoyem i to, jak bardzo wkurwiony był na nich oboje. Nigdy by nie oskarżył rudej o to, że leci na kasę Reginy - Penny miała swoje za uszami, była zdrowo pierdolnięta ale nigdy by się aż tak nie poniżyła. Dlatego chciał to z nią wyjaśnić: zapytać co tak naprawdę między nimi zaszło. Mógł się wokół niej kręcić, wypytywać, być może nawet przypadkiem pojawiać się gdzieś obok niej, ale przecież nie był w stanie jej pilnować 24/7. Czy to możliwe, że jego najlepszy kumpel, rodzina po kądzieli, naprawdę zdobył serce tej rudej zołzy? Czy może, co było bardziej prawdopodobne, szantażował ją czymś? Zażądał, żeby potwierdziła jego chory plan, a w zamian on jej w czymś pomoże? Cholera, nie zdziwiłoby go to.
Lubił Malfoya, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, jakim typem człowieka był Renigald. Śliski jak glony, a z tymi swoimi pieniędzmi cholernie niebezpieczny, bo ten kto miał kasę, miał władzę. Może pod tą blond czupryną mu się coś poprzestawiało? Albo po prostu dostał w pysk o raz za dużo? Lub za mało. W jego głowie pojawiało się zbyt dużo pytań, a Penny nie była skłonna do wyjaśnień. Być może miał w tym swój udział, ale kurwa mać - ile można było dawać sobą pomiatać? Znowu jej pomógł a ona nawet nie podziękowała. Zupełnie tak, jakby spodziewała się, że pstryknie palcami, a on się pojawi i będzie jej bronił. Niedoczekanie! I chociaż wiedział, że owszem - tak dokładnie będzie - to teraz przekonywał sam siebie, że jakoś to zmieni.
Dopalał papierosa. Chciał się trochę uspokoić, zanim nie wpakuje się do jego mieszkania. Być może powinien zacząć od krótkiego "cześć" zanim mu przywali w tę głupią gębę. W sumie to powinien. Więc palił już drugiego ćmika, chociaż nikotyna przynosiła odwrotny skutek. Ale sam rytuał unoszenia papierosa do ust i zaciągania się dymem uspokajał. Akurat bezlitośnie rozcierał żar peta podeszwą buta, gdy zza rogu wyłoniła się sylwetka Reginy. Aidan uniósł brew. Wywołał wilkołaka z lasu, czy ki chuj?
- Mamy do pogadania - powiedział, wciskając dłonie w kieszenie. Jak nigdy wzrok miał poważny, ale tak jak zawsze szczęki były zaciśnięte, a na szyi pulsowała mu żyłka. Widać było po jego postawie, że jest wytrącony z równowagi - ktoś, z kim się znali tyle lat, od razu by to dostrzegł. Aidan zdążył się doprowadzić do porządku. Wziął kolejny prysznic, umył zęby i nawet zmienił ubrania na czyste. Zwykłe jeansy i koszulka, na to skórzana kurtka. Wypił eliksir i mgła, przesłaniająca mu umysł, opadła. Jedyne co teraz odczuwał z porannych dolegliwości, to zmęczenie fizyczne. No i złość, ale to chyba było oczywiste.