31.03.2024, 21:19 ✶
Przerwa świąteczna minęła, a wraz z nią rozpoczął się nowy rok i drugi semestr ich trzeciego roku nauki. Za oknami zamku panowała zawierucha, obrzucająca otaczające Hogwart błonia grubą warstwą śniegu i zniechęcając do jakiegokolwiek włóczenia się po korytarzach. A mimo to, dwie pierwsze lekcje Ambrosia przesiedziała w zakątku za biblioteką, z rozleniwieniem gapiąc się przez okno w przerwach od uzupełniania wypracowania na popołudniową lekcję transmutacji. Trzecimi zajęciami było jednak wróżbiarstwo, a tego nigdy nie opuszczała, nawet kiedy miała najgorszy dzień pod słońcem.
Teraz siedziała sama przy swoim stoliku, podparta łokciem i blat i wspierając się na dłoni, wpatrywała się w leżące po przeciwległej stronie sali okno pustym wzrokiem. Dziewczyna, która zazwyczaj siedziała z nią na zajęciach z wróżbiarstwa, spadła poprzedniego dnia z trybun i wylądowała w skrzydle szpitalnym, połamana w paru miejscach i Rosie pewnie nawet by jej współczuła, gdyby nie fakt że sama ją stamtąd zepchnęła, za gadanie jakichś okrutnych głupot, które ślizgonce podsunęły jej głupie koleżanki. McKinnon czekał za to tydzień siedzenia w kozie, ale ciężko było jej powiedzieć, że tego jakkolwiek żałowała.
- Mulciber! - nad salą przetoczył się nerwowy głos nauczycielki. - Dosyć tego. Zabierz swoje rzeczy, usiądziesz tutaj.
Znowu. Pomyślała tylko blondynka z pewną goryczą, bo nawet nie musiała patrzeć na nauczycielkę, by wiedzieć które miejsce wskazuje chłopakowi. Z niechęcią sięgnęła po swoje rzeczy, spychając je nieco bliżej siebie, tak żeby zrobić mu miejsce na stoliku i przez cały ten czas, ani na moment nie mając zamiaru na niego spojrzeć. Uzupełnianą przez siebie rolkę pergaminu zwyczajnie zwinęła, żeby jej do niej nie zaglądał, bo znajdowało się na niej zadanie na numerologię, dotyczące wyliczenia własnego portretu numerologicznego, a własną filiżankę z fusami, będącą już obiektem dzisiejszych zajęć, też odsunęła tak, żeby za łatwo nie było mu w nią patrzeć z jego miejsca. Po chwili zastanowienia jednak, zwyczajnie przykryła ją spodkiem, całkiem zakrywając jej wnętrze.
Teraz siedziała sama przy swoim stoliku, podparta łokciem i blat i wspierając się na dłoni, wpatrywała się w leżące po przeciwległej stronie sali okno pustym wzrokiem. Dziewczyna, która zazwyczaj siedziała z nią na zajęciach z wróżbiarstwa, spadła poprzedniego dnia z trybun i wylądowała w skrzydle szpitalnym, połamana w paru miejscach i Rosie pewnie nawet by jej współczuła, gdyby nie fakt że sama ją stamtąd zepchnęła, za gadanie jakichś okrutnych głupot, które ślizgonce podsunęły jej głupie koleżanki. McKinnon czekał za to tydzień siedzenia w kozie, ale ciężko było jej powiedzieć, że tego jakkolwiek żałowała.
- Mulciber! - nad salą przetoczył się nerwowy głos nauczycielki. - Dosyć tego. Zabierz swoje rzeczy, usiądziesz tutaj.
Znowu. Pomyślała tylko blondynka z pewną goryczą, bo nawet nie musiała patrzeć na nauczycielkę, by wiedzieć które miejsce wskazuje chłopakowi. Z niechęcią sięgnęła po swoje rzeczy, spychając je nieco bliżej siebie, tak żeby zrobić mu miejsce na stoliku i przez cały ten czas, ani na moment nie mając zamiaru na niego spojrzeć. Uzupełnianą przez siebie rolkę pergaminu zwyczajnie zwinęła, żeby jej do niej nie zaglądał, bo znajdowało się na niej zadanie na numerologię, dotyczące wyliczenia własnego portretu numerologicznego, a własną filiżankę z fusami, będącą już obiektem dzisiejszych zajęć, też odsunęła tak, żeby za łatwo nie było mu w nią patrzeć z jego miejsca. Po chwili zastanowienia jednak, zwyczajnie przykryła ją spodkiem, całkiem zakrywając jej wnętrze.
she was a gentle
sort of horror
sort of horror