• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[15.06 | Apartament A.J. Shafiq'a] W pajęczynie wielkiego mrozu

[15.06 | Apartament A.J. Shafiq'a] W pajęczynie wielkiego mrozu
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
04.04.2024, 20:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:43 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—15/06/1972—
Anglia, Londyn, Aleja Horyzontalna
Violet Shafiq & Anthony Shafiq
[Obrazek: qVdt9OC.png]
W pajęczynie wielkiego mrozu
wysysa gwiazdy czarna wdowa.
Odnóża ma długie, styczniowe
i jest nieskończenie szalona.

Tedy bierze kogoś ze sobą
na świadectwo mroźnych wojaży,
jak widoczek, kartkę pocztową,
plus do kartki imię jak znaczek.

Nim je wszystkie pośle do diabła,
od lat kreśli te same słowa:
"Rozglądałam się aż do rana.
Śpij spokojnie - nie było boga!"



Tydzień po tym, jak zapuściła korzenie w Banku Godryka przyszedł list. Właściwie bilecik. Elegancki, zapisany  znajomym pismem, atramentem o przenikających się pigmentach głębokiego amarantu i fioletu, z domieszką złotej miki. Równie złocisty lak zabezpieczający treść listu nosił na sobie smoczą pieczęć. Papier pachniał żywicą południowo-amerykańskiego drzewa sangre de drago:

Najdroższa Vi,

moje serce niepomiernie cieszy wieść o Twoim powrocie. Rad jestem niebywale, że ostatecznie znalazłaś w sobie odwagę i powróciłaś w rodzinne strony. Spotkajmy się. Na odwrocie zapisałem adres, będę do Twojej dyspozycji o 17.00, 15 czerwca.
A.
Zatem o 17.00 drzwi apartamentu umieszczonego nad obszerną biblioteką Parkinsonów otworzyły się, ukazując biało-szarą, minimalistyczną przestrzeń. Mieszkanie było niemalże martwe, chłodne, ascetyczne, pozbawione kolorystycznych akcentów i zdobień. Żadnej zieleni, żadnych obrazów, kolorowych poduszek. Żadnych zdjęć, rzeźb, pozostawionych na wierzchu bibelotów. Apartament był rozległy, pachniał świeżością i otwartym niebem. Kobieta znała swojego byłego już szwagra na tyle, żeby wiedzieć, że z pewnością nienawidzi tego miejsca. Wystrój tego miejsca kłócił się z jego osobowością kolekcjonera i podróżnika, pasjonata wielu kultur, które udało mu się doświadczyć w ramach licznych podróży dyplomatycznych.

– Moja droga Vi... – powitał ją z troskliwym uśmiechem, jego szare oczy przepełnione były rzewnością, której mogła zupełnie się nie spodziewać, ponownie jak uścisku, serdecznego przytulenia jej do siebie, które nastąpiło chwile później. – Już bałem się, że nie przyjdziesz. Chodźmy proszę do biblioteczki, tutaj podejmuje petentów, którzy nie potrafią zapamiętać w jakich godzinach działa moje biuro... – finezyjnie zawijanym gestem wskazał na pokój, z wystudiowanym lekceważeniem do prostego, ale ociekającej luksusem wnętrza.

Poprowadził ją sporym, równie białym korytarzem z kilkoma jednakowymi drzwiami, wprost do ostatnich, lekko uchylonych drzwi dających temu dziwnemu miejscu odrobinę koloru. Biblioteka, jego własny prywatny zbiór koił mocno kontrastującą z wcześniejszą przestrzenią przytulnością. Strzelisty sufit przywodził na myśl wieże Ravenclaw, białe ściany złagodzone były granatowym nieboskłonem upstrzonym odwzorowaniem nieba północnej półkuli. Drewniane regały uginały się od książek we wszystkich nowożytnych językach, zaś po środku na miękkim perskim dywanie czekał na nich niewielki kawowy stoliczek z przygotowanym porcelanowym imbrykiem i dwoma już napełnionymi filiżankami oraz dwa głębokie fotele. Na jednym z nich pozostawiony był szary pled, który mimo braku wzoru odznaczał się bogatą fakturą.

– Spocznij proszę, odłożę tylko książkę i już jestem cały Twój... – wskazał jej miejsce bez pledu, a ze szklanego blatu zabrał niewielki tomik francuskiej poezji Marceline Desbordes-Valmore. Sam był ubrany w raczej wygodne, nieoficjalne odzienie, które wciąż obejmowało białą koszulę i garniturowe dopasowane spodnie z wysokim stanem trzymane nominalnie przez eleganckie granatowe szelki o złotych zapięciach. Jego nadgarstek zdobił złocisty zegarek, zaś mankiety spinki w kształcie magnolii. Na jego najmniejszym palcu lewej ręki błyszczał sygnet z symbolem departamentu, w którym piastował urząd. Próżno szukać było obrączki, pochował ją wraz ze swoją przedwcześnie zmarłą żoną.

– Wyobraź sobie... chyba będę musiał kupić sobie okulary, coraz dalej muszę odsuwać od siebie strony by cokolwiek przeczytać, zwłaszcza w takie dni jak ten. Ale ale... opowiadaj jak w nowej pracy. Jak się odnajdujesz? – Gdy tylko książka trafiła na właściwą półkę, przekierował ku niej całą swoją uwagę, powracając na swoje ugrzane już miejsce.
Widmo
Some people are artists. Some, themselves, are art.
175cm wzrostu, nienagannie ułożona fryzura, czarne oczy. Zawsze elegancko ubrana i z ustami uszminkowanymi na czerwono. Stosuje perfumy o głębokim zapachu piżma.

Violet Shafiq
#2
05.04.2024, 08:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.04.2024, 08:56 przez Violet Shafiq.)  

Próg apartamentu przestępuje pewnym i zdecydowanym krokiem, rozglądając się po ascetycznej przestrzeni. Musi przyznać, że ta absolutnie nie trafia w jej gusta, nie mając nic ze zdobiennictwa, miłej dla oka kolorystyki, czy jakiejkolwiek, gościnnej miękkości. Jest jednak gotowa, aby skomplementować pokój, mając już na końcu języka kilka zawoalowanych w komplementy słów, po których tylko wytrawny rozmówca zorientowałby się, że w istocie za nim nie przepada. Anthonego jednak karmić tym nie zamierza, bo za dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że jego wyczulone oko dostrzega na tym obrazku liczne skazy. Już ma zapytać o to, dlaczego ten pokój w ogóle jest w użyciu, kiedy twarz zastanego mężczyzny rozświetla się w promiennym uśmiechu, o jaki go w życiu nie podejrzewała.

- Miałabym odmówić sobie przyjemności spotkania z tobą? - pyta retorycznie, również przywdziewając serdeczny uśmiech, nieznacznie spinając się, gdy czarodziej bierze ją w objęcia. Zachowania szwagra jest zastanawiające, w niczym niepokrywające z oczekiwaniami, jakie wobec niego ma Violet. W przeszłości, szczególnie w latach, gdy dopiero co opuściła Anglię, młody Shafiq nie pałał do niej sympatią, wcale tego nie ukrywając. Mimo to nie wahała się, gdy przysłał zaproszenie, gdyż związani w jedną rodzinę, powinni się wspierać, nawet jeśli zachowują wobec siebie względny dystans.

Pozwala poprowadzić się długimi korytarzami do drugiej części apartamentu i tu wreszcie oddycha z ulgą, widząc, że mimo wszystko Anthony nie został pozbawiony resztek zdrowego rozsądku, jak i własnej osobowości.

- Może zamiast okularów, potrzebujesz kogoś, kto mógłby ci je czytać? - podsuwa z delikatnym, uśmiechem, bo szwagier wdowcem jest od kilku już dobrych lat. Jest nadal w świetnym stanie, przystojny, dobrze sytuowany - a mimo to wywołuje w Violet pewien dystans, którego na pierwszy rzut oka nie potrafi zinterpretować.

Zajmuje miejsce we wskazanym sobie fotelu. Długa, przyzwoicie sięgająca połowy długości łydki spódnica w kolorze głębokiej czerni podsuwa się nieznacznie ku górze pod napięciem materiału. Kobieca bluzka w tej samej barwie zapinana jest rzędem zdobionych złotem guzików, a wycięty łagodnym łukiem dekolt odsłania wyłącznie szyję i zawiązany nań naszyjnik z kamieniem. Złote włosy zostały upięte w prostą, acz elegancką fryzurę, podkreślającą drobne kolczyki, jak i błyszczącą czerń oczu kobiety. Minęły już czasy, kiedy wstydziła się ich barwy, jakże wymownie wskazującej na targającą nią chorobę. Wprawdzie zapewne mało kto wiedział o jej objawach, w ogóle sobie tego faktu z chorobą nie kojarząc, jednak dla młodej panny Mulciber był to niegdyś powód do wstydu.

- Miło było przypomnieć sobie, jak wygląda tutejsza placówka banku, jednak to nie w tych przesyconych złotym blichtrem salach przyszło mi pracować. - Zakłada jedną nogę na drugą, subtelnym gestem wygładzając materiał spódnicy. - Biura i pracownie są zdecydowanie mniej widowiskowe, ale za to świetnie wyposażone i zabezpieczone, co przydaje się w przypadku kontaktu z zaklętymi artefaktami. Na ten moment nie mam na co narzekać. - Do Gringotta nie trafiają dziesiątki osób dziennie, by zdeponować swój majątek. Przebywając w Anglii już któryś tydzień z kolei, miała okazję, by zidentyfikować kilka przedmiotów, obecnie pracując nad rozszyfrowaniem run na wygrzebanym na czyimś strychu zegarku. - Kusi mnie, by powrócić do nauki języka goblideguckiego, by uszczknąć nieco z ich sekretów. - Puszcza mu figlarne oczko; niech się zastanawia, na ile kobieta mówi szczerze, a ile z tego jest wyłącznie towarzyskim żartem. - A ty? Jak się miewasz w ostatnich dniach? Czy jako szef wydziału narzekasz na nadmiar pracy? - Spodziewa się, że tak; im wyższe stanowisko, tym większa odpowiedzialność. Jak bardzo Anthony zawierza swoim pracownikom, a ile, w swej panicznej manii panowania nad sytuacją, pragnie robić sam?

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
06.04.2024, 15:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.04.2024, 15:08 przez Anthony Shafiq.)  
Nie musiał długo czekać, by zaczęła roztaczać swój czar, aurę dusznej tajemnicy skrywającej się za przyjemnym, eleganckim obliczem. Przyjemnym było myśleć o wspólnym ich mianowniku, o jej słodkim wyrachowaniu, ażurowych koronkach kłamstewek sączonych do uszu wielu, ale też determinacji i woli przetrwania. Smoczyca która zasiadła na jego fotelu straciła swój skarbiec, ale nie straciła duszy. Przez moment patrząc na nią zastanawiał się jak sporym nietaktem byłoby poproszenie jej o pozowanie dla rzeźbiarza, któy byłby w stanie w marmurze utrwalić jej boski profil, patrzące z wyższością oczy i piękne loki opadające na łabędzią szyję. W swojej piwnicy chciałby móc zamknąć matkę Grendela na zawsze, móc patrzeć na nią, kiedy tylko zapragnie, dotykać niespiesznie opuszkami chłodnej linii rozchylonych ust.

Rzeźba zdawała się być doskonałym kompromisem.

Źle by to wyglądało mieć w piwnicy własną bratową.

– Sądzę, że mój duch złamie się, w chwili, gdy preferować będę brzmienie cudzego głosu, nad treść którą mogę zdecydowanie szybciej przyswoić samym skanem stronnicy. To zwyczajnie strata czasu poddawać się linii czasowej nadawanemu tempu przez lektora. Co prawda w przypadku muzyki wolę słuchać niż studiować zapis nutowy, ale w przypadku literatury... Moja droga, zbyt wiele jest książek, zbyt mało czasu. – odpowiedział jej lekko, jakby nie dostrzegając drugiego dna tej propozycji, pierwszej nitki, którą czarna wdowa rozpięła między ich dwójką. Nie żeby się tego nie spodziewał. Schlebiało mu to zwłaszcza po tym, jak któryś z jego gości sarknął za jego plecami "któż byłby zainteresowany losami starego wdowca". Bardzo ciężko znosił przekroczenie czterdziestki, zdecydowanie ciężej niż chciałby się do tego przyznać.

Zajął miejsce w fotelu, wspierając brodę przez moment na opartym swobodnie ramieniu i przypatrując się jej z uśmiechem, gdy mówiła o swojej nowej pracy. Była doskonała, zakres jej umiejętności aż nazbyt odpowiadał temu co potrzebował, zwłaszcza teraz, zwłaszcza wtedy kiedy z Kambodży miały przylecieć nie tylko lecznicze zioła i kilka szklanych koralików. Idealnie zdąży dobrze ukorzenić się w Gringocie. Jaka szkoda, że nie wróciła do panieńskiego nazwiska.

– Ach u mnie... nic nowego, wiesz przecież, że mój wydział tkwi głównie w kolumnadzie absurdalnych liczb, procedur i zażaleń na te. Nazywamy się dumnie, ale tak na prawdę kilku księgowych i dobre kalkulatory wystarczyłyby... A tak...? Tona papierów, co dzień walczę z biurokracją, ot taki los. – ujął filiżankę i upił pachnącego goryczą bergamotki Earl Grey'a, doprawionego nieznacznie ziarnem kardamonu i błękitnym kwieciem chabru. Napar był przejrzysty, ale wrażliwe podniebienie mogło rozpoznać tony specjalnie przygotowanej mieszanki na dzisiejszy dzień. Gościnności i... wierności oraz dobroci. Szydził z niej czy wyciągał oliwną gałązkę istot zbyt podobnych do siebie, by mogły nie podjąć współpracy?
Widmo
Some people are artists. Some, themselves, are art.
175cm wzrostu, nienagannie ułożona fryzura, czarne oczy. Zawsze elegancko ubrana i z ustami uszminkowanymi na czerwono. Stosuje perfumy o głębokim zapachu piżma.

Violet Shafiq
#4
11.04.2024, 12:34  ✶  

Czy zgodziłaby się pozować rzeźbiarzowi? Niewykluczone. Jest świadomą siebie kobietą, pewną zarówno swojej urody, jak i umiejętności. Podobna propozycja byłaby dlań łechcąca ego, dodatkowo podkreślająca wartość, pozwalająca się puszyć. Nic w tym złego, Violet nie towarzyszyłyby przy tym żadne wyrzuty sumienia, czy skrępowanie. Do momentu, w którym musiałaby obnażyć nieco więcej, niż kark. Nie jest idealna, posiada na swoim ciele elementy, których się wstydzi, i których odsłaniać nie lubi, lecz od tego tematu ucieka skrzętnie, przybierając na twarz maskę niezachwianej pewności siebie.

Im dłużej lustruje twarz i sylwetkę Anthony’ego, tym bardziej utwierdza się w przekonaniu, że przypomina jej Thomasa. Nieco młodszego, przystojniejszego, zachęcającego do odkrywania go kawałek po kawałku, poznania każdego drobnego sekretu. Ostrożnie, nienachalnie, delektując się każdą okazją do uszczknięcia choć odrobiny. Nawet nie gani się za te myśli, tylko uśmiecha doń niewinnie, zastanawiając, na ile może sobie pozwolić.

- Ma to swój pewien urok. Zresztą, wszystko zależy, czego poszukujesz. Jeśli jest to pochłanianie jak największej ilości wiedzy, to oczywiście, muszę się z tobą zgodzić. - Kiwa głową na znak, że słucha i rozumie. - Są jednak momenty, gdy wspólna lektura jest prawdziwie interesująca. Pozwala w ciekawy sposób zacieśnić więzi, osadzić się w przyjemności, o jakiej niewielu sądzi, że może zadziałać. Polecam spróbować. - Nie przyzna się, że doświadczała tego w towarzystwie kochanków, wylegując się w miękkości pościeli, zaczytując w powieściach, które nierzadko można było wspólnie przedyskutować, bądź zwyczajnie się zainspirować. Przy Thomasie nie mogła na to liczyć, gdyż mało w nim było z romantyka, a przynajmniej w późniejszych latach małżeństwa. Towarzysząca im z początku pasja zeszła na dalszy plan, pozostawiając przestrzeń na szarość codzienności. Mimo iż nadal go kochała, tak pozostawiał po sobie niedosyt, który zmuszona została zagłuszyć w innym miejscu.

- Ja nie potrafiłabym długo usiedzieć w jednym miejscu - rzuca rozbawionym tonem, bo choć przez lata parała się głównie jedną dziedziną magii, tak spełniała się podczas podróży i przy różnorodnych projektach. - Nie napawa to optymizmem, lecz wydajesz się być względnie zadowolony z takiego obrotu spraw. Stabilność w pracy oznacza bezpieczeństwo w życiu - wnioskuje luźno, choć w żadnym zdaniu Shafiq nie wspomniał, że jego zajęcie sprawia mu przyjemność. Czy pozostaje przy nim ze względu na wygodę czy w obawie przed sprzeciwieniem się starszyźnie? - Zastanawiałeś się kiedyś nad zmianą? - pyta nagle, przechylając lekko głowę na bok, jakby miało jej to pomóc w lepszym zrozumieniu. Szwagier nie wydaje się należeć do grona spragnionych wyzwań ryzykantów, ale kto wie, może trzyma ukryte w głębi serca pragnienie, jakie domaga się ośmielenia, wyciągnięcia na wierzch, delikatnego popchnięcia? - Na tak wysokim stanowisku raczej trudno o awans. Kolejnym krokiem jest chyba tylko fotel ministra. - Uśmiecha się kącikiem ust, jakby wyzywająco, chcąc podpuścić go do puszczenia wodzy fantazji.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
12.04.2024, 16:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.05.2024, 06:49 przez Anthony Shafiq.)  
– Nie omieszkam kiedyś, jeśli będzie w moim życiu tak okazja... nie omieszkam się spróbować, skoro tak bardzo zachwalasz tego typu rozrywkę. – Mówił powoli, ważył słowa również w widoczny dla niej sposób, wplatając pauzy w miejsca w których chciałby je widzieć w linię dialogu, którą dawno już obmyślił w swojej głowie.

Zamarzył nagle, by zagrać z Violet w szachy, by móc patrzeć jak smukłymi palcami wydaje rozkazy swoim pionom, posyłając je na rychłą śmierć. Zamarzył nagle, by zobaczyć jej twarz, gdy goniec przyłoży ostrze do gardła białej królowej. Zdawał sobie sprawę doskonale, że to nie poddanie korony przez króla wzbudziłoby w niej największą trwogę. Niedołężny władca poruszający się ledwie o krok, zmuszany do ucieczki przed zabójcami w żałosnej pogoni jego własnych ograniczeń. O nie... strata królowej byłaby dla niej o wiele bardziej dotkliwsza i chciałby wiedzieć ile pokazałaby na alabastrowej twarzy, czy jej słodki uśmiech i lśniące błękitem oczy zadrżałyby, a może dumnie uniosłaby podbródek, niczym Kleopatra gotowa przyjąć swój los na barki.

– Schlebiasz mi niebywale, choć mało we mnie macbethowskiej ambicji, a i za moimi plecami nie stoi żona pchająca mnie ku chwale. Stopni jest jeszcze kilka po drodze, prestiżowe placówki dyplomatyczne, zastępca szefa departamentu w końcu i sama teka należąca do lidera wszelkich spraw międzynarodowych, nie tylko tych związanych z handlem. Cóż... Dobrze jest mi w miejscu w którym jestem, prędzej zdecydowałbym się na szybszą emeryturę i życie na walizkach, niż powrót do wygryzania sobie drogi. To był wartościowy czas w moim życiu, należy jednak już do przeszłości. – Zdecydowanie Anthony nie darzył go sentymentem, może ze względu na to, że dla niego ów wyścig nie zaczął się po ukończeniu szkoły, ale wiele lat przed. Pierwszy mundurek, pierwsza lektura, pierwszy guwerner, pierwsza porażka okraszona gorzkimi komentarzami ojca, który tyleż razy stawiał mu Thomasa za wzór. Teraz Thomas nie żyje, a Anthony mimowolnie odliczał dni do pogrzebu tego, który uczynił z ich dzieciństwa piekło. Lubił zarządzać majątkami. Również cudzymi.

Filiżanka brzęknęła o podstawek, gdy w połowie opróżniona odstawiona została ponownie na stół. Anthony westchnął i utkwił spokojne spojrzenie w kobiecie, która według wszelkiej jego wiedzy zamordowała jego starszego brata, a teraz kto wie na kogo ostrzyła sobie zęby. Jej uroda, jej głos, prezencja... Zdawała się mu chodzącym dziełem sztuki, starożytną boginią, a tacy ludzie przyciągali do siebie jak płomień przyciąga pozbawione rozumu ćmy.
– Rozmyślałem o tym, jak możliwie ułatwić Ci powrót do stolicy. Nie dałaś znać wcześniej, ale teraz skoro rozmawiamy... Chciałbym zaoferować Ci moją radę, w razie konieczności polecenie, czy to zaufanego magimedyka, czy innych specjalistów. Moja asystentka Lisa jest również do Twojej dyspozycji w sprawach prawnych i administracyjnych. – Przerwał, aby wyciągnąć z wewnętrznej kieszeni kamizelki dwie podłóżne koperty, które podał swojemu gościowi na moment wychylając się przez obszyty miękkim welurem podłokietnik. Jedna z nich zawierała imienne zaproszenie wraz z osobą towarzyszącą na ślub Perseusa Blacka i Vespery Rookwood, który miał mieć miejsce w sierpniu tego roku. Druga z kolei skrywała złocisty bilecik, będący zaproszeniem na prywatne przyjęcie w letniej rezydencji Anthony'ego w Little Hangleton. Bilecik był o tyle dziwny, że nie zawierał daty i przypominał bardziej wizytówkę z wypisanym jej imieniem i nazwiskiem. Na rewersie znajdował się wytłoczony symbol przedstawiający cielsko trójgłowego smoka.
– Czy zechciałabyś mi towarzyszyć na ślubie i weselu? Czuję się w obowiązku do mojego tragicznie zmarłego brata, zgodnie z tradycją, ale też, a może przede wszystkim, zgodnie z moim przekonaniem jesteśmy dalej rodziną. Myślę, że w ten sposób najłatwiej będzie Ci pojawić się znów na salonach, pokazać innym, że żyjesz. – zaproponował lekko, jakby pytał o kolejną filiżankę herbaty.

Jej odmowę przełknął gładko. Cóż, może to nie była najlepsza strategia, może nie powinien robić z siebie takiej tłustej muchy, w pajęczynie jej intryg. Nawet jeśli ów pajęczyna była porwana, czarna wdowa musiała lubić wyzwania. Rozmowa toczyła się gładko, nad stołem, nad herbatą i ciastkami, choć Anthony już po pierwszych minutach wiedział, że niewiele z tego będzie. A szkoda, rzeczoznawca, klątwołamacz w Gringocie... Byłaby cennym kamieniem w kolekcji. Po godzinie wymówił się nadchodzącą migreną, a w chwili gdy usłyszał zamykające się drzwi za pajęczycą, zdał sobie sprawę, że po jego ciele rozlewa się przyjemne rozluźnienie. Może i dobrze się stało. Może wcale nie miał ochoty na tę grę...

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (1712), Violet Shafiq (1028)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa