- Ale obawiam się, że cię nam porwą – stwierdziła do Patricka znad swojego kufla. – I potem będę tłumaczyć szefowej Biura Aurorów, gdzie jest jeden z jej najlepszych ludzi. Wie pani, pani Moody, zrobił wielkie wrażenie na wiłach podczas Ostary i tak jakoś wyszło… Nie wspominając już o tym, że potem rozczarowane spojrzenie Wielkiego Dropsa mogłoby mnie zabić. Mówię wam, ten wzrok jest jego najpotężniejszą bronią.
Wielkim Dropsem był oczywiście Dumbledore, którego Prawą Ręką był Patrick. Ot w tłumie Brenna nie chciała wypowiadać nazwiska, a już na pewno nie tłumaczyć, dlaczego ten mógłby się tak przejąć zniknięciem Stewarda w Kniej Godryka, ale ta dwójka powinna załapać...
Upiła łyk kremowego i mruknęła z wyraźnym zadowoleniem. Jeśli szło o słodycze, zdawało się, że żołądek Brenny Longbottom nie ma dna. Właściwie, to jeżeli szło o cokolwiek innego, też mogło się tak zdawać. Nie protestowała też przeciwko temu, by to Mavelle zapłaciła. Zdążyła już kiedyś odnotować, że jeżeli sama ciągle obsypuje innych różnymi rzeczami, to gdy będzie się wzbraniać ilekroć ktoś chciał się odwdzięczyć, jej własne gesty przestaną wielu osobom się jawić jako przyjacielskie, a staną się popisywaniem kogoś, kto ma fortunę i chce nią błyskać ludziom po oczach.
- Hm… - zastanowiła się, unosząc tę swoją nieszczęsną wygraną na loterii. Wysoko, trochę wyżej niż twarz i obserwowała ją przez moment, ze wszystkich stron, jakby bardzo poważnie rozważała pomysł ciskania nią w przypadkowego przychodnia. – Nieee. Wiecie, właściwie wymyśliłam dla niej lepsze zastosowanie. Rozumiecie, jak zobaczę jakiegoś przystojnego chłopaka, to cisnę nią w niego i pójdę przepraszać. Albo podejdę i spytam, czy to jego szyszka. To doskonały plan, nie uważacie? Jak rzucę nią teraz w tłum, to kto wie, albo trafię tę Ministrę Magii, albo jakiegoś czarodzieja po setce, z trójką wnuków, to będzie absolutnie zmarnowana okazja.
Szyszka trafiła do kieszeni. Czy Brenna faktycznie planowała użyć jej w ten sposób?
Z jednej strony prawdopodobnie była do tego zdolna, z drugiej wydawała się osobą absolutnie ślepą, jeśli szło o jakiekolwiek podrywanie. Mogło mieć to coś wspólnego z tym, że kolegowała się z wieloma mężczyznami i była zwykle raczej postrzegana jako "kumpel" niż "dziewczyna", więc i nawet nie wpadło jej do głowy z kimkolwiek flirtować.
- Czekoladowe gały i piwo kremowe brzmią jak doskonałe połączenie. I duże. Wszystko duże. Jesteśmy dużymi osobami, więc duże piwa, duże gały, duże ciasteczka... – oświadczyła, upijając kolejny łyk ze swojego kufla i przesuwając się nieco na bok, aby nie tamować przepływu ruchu.