• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany

1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#61
10.12.2022, 14:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.12.2022, 14:05 przez Brenna Longbottom.)  
- Pewnie, że jestem ciekawa, nigdy nie widziałam z bliska żadnej wiły. Chyba że liczy się moja szwagierka, ale ona jest półkrwi – powiedziała Brenna, przez „szwagierkę” mając rzecz jasna na myśli Faye Longbottom. Brygadzistka po prostu była osobą, która lubiła oglądać nowe rzeczy, próbować nowych smaków – i dlatego choćby zamówiła kremowe piwo w wersji z czekoladą, nigdy dotąd się na takie nie natknęła… - i poznawać nowe osoby.
- Ale obawiam się, że cię nam porwą – stwierdziła do Patricka znad swojego kufla. – I potem będę tłumaczyć szefowej Biura Aurorów, gdzie jest jeden z jej najlepszych ludzi. Wie pani, pani Moody, zrobił wielkie wrażenie na wiłach podczas Ostary i tak jakoś wyszło… Nie wspominając już o tym, że potem rozczarowane spojrzenie Wielkiego Dropsa mogłoby mnie zabić. Mówię wam, ten wzrok jest jego najpotężniejszą bronią.
Wielkim Dropsem był oczywiście Dumbledore, którego Prawą Ręką był Patrick. Ot w tłumie Brenna nie chciała wypowiadać nazwiska, a już na pewno nie tłumaczyć, dlaczego ten mógłby się tak przejąć zniknięciem Stewarda w Kniej Godryka, ale ta dwójka powinna załapać...
Upiła łyk kremowego i mruknęła z wyraźnym zadowoleniem. Jeśli szło o słodycze, zdawało się, że żołądek Brenny Longbottom nie ma dna. Właściwie, to jeżeli szło o cokolwiek innego, też mogło się tak zdawać. Nie protestowała też przeciwko temu, by to Mavelle zapłaciła. Zdążyła już kiedyś odnotować, że jeżeli sama ciągle obsypuje innych różnymi rzeczami, to gdy będzie się wzbraniać ilekroć ktoś chciał się odwdzięczyć, jej własne gesty przestaną wielu osobom się jawić jako przyjacielskie, a staną się popisywaniem kogoś, kto ma fortunę i chce nią błyskać ludziom po oczach.
- Hm… - zastanowiła się, unosząc tę swoją nieszczęsną wygraną na loterii. Wysoko, trochę wyżej niż twarz i obserwowała ją przez moment, ze wszystkich stron, jakby bardzo poważnie rozważała pomysł ciskania nią w przypadkowego przychodnia. – Nieee. Wiecie, właściwie wymyśliłam dla niej lepsze zastosowanie. Rozumiecie, jak zobaczę jakiegoś przystojnego chłopaka, to cisnę nią w niego i pójdę przepraszać. Albo podejdę i spytam, czy to jego szyszka. To doskonały plan, nie uważacie? Jak rzucę nią teraz w tłum, to kto wie, albo trafię tę Ministrę Magii, albo jakiegoś czarodzieja po setce, z trójką wnuków, to będzie absolutnie zmarnowana okazja.
Szyszka trafiła do kieszeni. Czy Brenna faktycznie planowała użyć jej w ten sposób?
Z jednej strony prawdopodobnie była do tego zdolna, z drugiej wydawała się osobą absolutnie ślepą, jeśli szło o jakiekolwiek podrywanie. Mogło mieć to coś wspólnego z tym, że kolegowała się z wieloma mężczyznami i była zwykle raczej postrzegana jako "kumpel" niż "dziewczyna", więc i nawet nie wpadło jej do głowy z kimkolwiek flirtować.
- Czekoladowe gały i piwo kremowe brzmią jak doskonałe połączenie. I duże. Wszystko duże. Jesteśmy dużymi osobami, więc duże piwa, duże gały, duże ciasteczka... – oświadczyła, upijając kolejny łyk ze swojego kufla i przesuwając się nieco na bok, aby nie tamować przepływu ruchu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#62
12.12.2022, 02:30  ✶  
Co złego mogłoby się stać? Biorąc pod uwagę, że Steward tego dnia najwyraźniej miał przeogromniastego pecha, to dosłownie wszystko. Była nawet posądzić wile o niebycie wilami, tylko podrabiańcami – znaczy się, pod piękną powłoką miałoby się chować coś paskudnie zębatego i pazurzastego, czyhającego na jakąś niewinną ofiarę pod płaszczykiem właśnie wili.
  Bo czego w nich nie lubić, nie? Piękne, pełne powabu i tak dalej, i tak dalej; aczkolwiek nie dało się ukryć, że przyciągały raczej panów niż panie. Te raczej trzymały swoje wałki w pogotowiu.
  - … na twoją odpowiedzialność – oświadczyła, ostatecznie się zgadzając; tak po prawdzie, w zasadzie sama była ciekawa tych istot, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl jak silny musi być ich urok, skoro ich potomkowie pół- czy ćwierćkrwi potrafią oczarować masy?. Jak to mugole mawiają: ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
  - To co, mam wyciągać kajdanki i przykuć do siebie, żeby nie miały jak go porwać? – zażartowała lekkim tonem znad piwa. Piana osadziła się na górnej wardze, tworząc wąsy; nie na długo wprawdzie, bowiem dość szybko się oblizała, jednakże przez chwilę prezentowała towarzystwu iście przekomiczny widok.
  Przewróciła ślepiami, gdy Steward zachęcił Brennę do rzucenia nieszczęsną szyszką; ba, mało tego, nie omieszkała sprzedać mu sójkę w bok. Nieszczególnie mocną, oczywiście, wszak nie chciała mu zrobić krzywdy; tylko tego brakowało, żeby znowu go musiały prowadzić do namiotu Bulstrode. Tyle że już nie z nogą, a z żebrem.
  - O proszę – parsknęła z wyraźnym rozbawieniem, gdy kuzynka podzieliła się iście przegenialnym planem odnośnie zastosowania szyszki. No dobra, nie był aż tak genialny, jak się tak zastanowić, ale wciąż tkwiło w nim coś, co zachwycało wewnętrznego chochlika Mavelle i jednocześnie szeptało „geniusz. Po prostu geniusz” – Ej, Bren, ale jeśli byś naprawdę coś takiego planowała zrobić, to ja chcę to zobaczyć, wiesz? – zastrzegła lekkim tonem. Zapewne na zasadzie „muszę to zobaczyć, albo nie uwierzę” – z nich dwóch, to Mavelle właśnie była tą, która nie pozostawała ślepą na podrywanie. Choć może i by się to jej przydało, nie czułaby dzięki temu oddechu byłego na karku i oszczędziła sobie wielu problemów. Cóż, skąd mogła wiedzieć, że mu coś odbije?
  - Och, błagam, zdefiniuj „dużych” – jęknęła cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że w przypadku Longbottomów sprawy miały się trochę inaczej. Tak, nawet trzymała u siebie parę naczyń kupionych z myślą o kuzynostwie, szczycących się ponadstandardowymi rozmiarami - Wiesz, nie każdy ma żołądek jak ty – przypomniała, ciągnąc towarzystwo w stronę straganu z łakociami – Ale tak, dla ciebie wszystko, co największe – obiecała. Sama jednak musiała zachować jakiś umiar, bowiem raz, ze nie chciała być toczona przez Brennę i Patricka w drodze powrotnej, a dwa… jej żołądek nie miał jednak takiej pojemności. Stąd też słodkościowe zakupy były głównie „na potem”, aczkolwiek nie odmówiła sobie poczęstowania się czekoladową gałą.
  - Czyyyli, wile? – upewniła się; w końcu przez te parę chwil mogli przemyśleć sprawę tak z kilka razy i zmienić zdanie.

477/1660
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#63
12.12.2022, 13:23  ✶  
Patrick przewrócił ostentacyjnie oczami. Już tam bez przesady. Szczerze wątpił by wile naprawdę miały sobie go upatrzeć za jakikolwiek cel. Było tu zbyt wielu samotnych mężczyzn. I chociaż nie miał kompleksów dotyczących tego jak wyglądał i co sobą reprezentował do przystojnego księcia na białym koniu wiele mu brakowało. A gdyby był wilą, skupiłby się raczej na porwaniu kogoś bogatszego, przystojniejszego i pozbawionego towarzystwa aż dwóch kobiet.
- Nie jestem twoim bratem – przypomniał Brennie, nawiązując w ten sposób do zawrotnej kwoty, którą rodzeństwo zdobyło podczas licytacji na balu, a która nierozerwalnie wiązała się z faktem, że jej lwią część zdobył Erik wystawiając kolację z samym sobą na licytację. O tym, że tak naprawdę zrobiła to jego siostra, Patrick nie wiedział (ale gdyby nawet się dowiedział, to pewnie uznałby to za rodzaj osobliwego żartu, który spłatać sobie może tylko bliskie rodzeństwo). – Ale to bardzo miłe, że uważasz mnie za jednego z najlepszych aurorów.
Pokręcił głową, gdy Mavelle zaproponowała przywiązanie go do siebie kajdankami. Innego dnia pewnie nawet pociągnąłby ten żart dalej, odruchowo skupiając się na tej jego najprostszej do zinterpretowania części.
Upił trochę kremowego piwa. Doceniał jego przyjemny smak, choć ten nierozerwalnie kojarzył mu się z latami spędzonymi w Hogwarcie i z wizytami w Hogsmeade. To skojarzenie pewnie powinno (razem ze słowami Brenny) zwrócić jego uwagę ku dyrektorowi, ale jakoś tego nie zrobiło. Ten dzień był zbyt jego, by obarczać go dodatkowo sprawami Zakonu Feniksa, gdy absolutnie nie było to konieczne.
- Ciągle tu jestem, skarbie. To niegrzeczne mówić o mnie w trzeciej osobie, gdy stoję obok ciebie – rzucił do Mavelle, udając obrażonego. – Wyobraź sobie jakby to wyglądało, gdybyśmy maszerowali przez ten jarmark połączeni parą kajdanek. Mijający nas ludzie nie wiedzieliby czy to jakiś performance czy też właśnie auror złapał brygadzistkę lub brygadzistka aurora na robieniu czegoś absolutnie skandalicznego – przekomarzał się.
Dopijał swoje kremowe piwo, słuchając o planach matrymonialnych Brenny i podrywie na szyszkę. Szczerze wątpił by kiedykolwiek zdecydowała się na tak radykalne kroki, ale to spodobało mu się, że przyłączyła się do jego wygłupów. Nawet jeśli zrobiła to odruchowo i bez wpływu na jego wcześniejsze słowa i zachowanie.
- Ciskanie nic nie daje – uprzedził lojalnie. Przecież tylko co ciskał szyszką w niewinną kobietę. Nie padła zniewolona u jego stóp. Nawet tu nie przyszła (z tego faktu, jak mu się wydawało, całą trójką nawet, byli bardzo, ale to bardzo zadowoleni). – Ale za czekoladowe gały ja zapłacę. I nie chcę słuchać żadnych, ale. Tylko co postawiłaś mi piwo – zauważył, patrząc na Mavelle. – Pamiętam też ciągle tamtego pączka, którego podrzuciłaś do biura, Brenno. No i to wy, moje bohaterki, wyciągnęłyście mnie z tego strasznego, mrocznego, pełnego zdradzieckich korzeni lasu. Także wiecie, nadszedł właśnie czas rewanżu.
I rzeczywiście gotowy był zapłacić za czekoladowe gały z własnych pieniędzy. Przy kasie okazało się zresztą, że gotów był zapłacić za wszystko co chciały kupić. Być może okazał się dzisiejszego wieczoru najgorszym łamagą w dziejach Ostary, ale przynajmniej stać go było na kupienie słodyczy.
- No to do will? – upewnił się.
I, o ile nie zgłosiły nagłego sprzeciwu, zamierzał razem z nimi podejść do wspomnianych magicznych istot.
Paprotka
Pierwsze, co rzuca się w oczy to nierówna pionowa blizna po lewej stronie ust. Zniekształca nieco delikatny uśmiech, który zawsze pełga na jej wargach, chociaż ciemne oczy wcale wesoło nie świecą. Spogląda na świat nieco smutno, trochę nieobecnie, jakby myślami zawsze wędrowała gdzieś indziej. Mierzy nieco ponad 170 centymetrów, a kilka centymetrów dodaje jej bujna i zawsze rozwiana czupryna ciemnobrązowych włosów. Jedyny czas, kiedy ogarnia chaos na swojej głowie, to kiedy pracuje w św. Mungu. Równie nieodłącznym aspektem jej wyglądu jest charakterystyczna zielona szata uzdrowiciela. Poza godzinami pracy w szpitalu zwykle nosi szare wełniane spodnie, swetry w zieleniach lub brązach oraz marynarki, lub (swoją ulubioną) brązową mugolską pilotkę.

Fernah Slughorn
#64
12.12.2022, 23:48  ✶  

Fernę zatkało. Wpatrywała się w ciemnowłosą kobietę i z każdym słowem, które ta wypowiadała, coraz szerzej otwierała oczy. Nigdy by nie pomyślała, że można do kogoś nieznajomego podejść w ten sposób i zrugać go za cokolwiek. Gdyby nie była w epicentrum całego tego zdarzenia, nie uwierzyłaby, że coś takiego się komuś przytrafiło.

— Ja… Nie… Co… Nie… — zająknęła się Paprotka, próbując wycisnąć z siebie jakkolwiek sensowną odpowiedź.
Otrząśnięcie się ze zdziwienia zajęło jej chwilę i najbardziej pomogło w tym pytanie o sprzedaż miotły. To jakoś przywróciło Fernie logiczne myślenie i nawet dodało odwagi, by zdecydowanym tonem odpowiedzieć.

— Nie. Ta miotła nie jest na sprzedaż, to prezent, zresztą nieważne, nie jest na sprzedaż i koniec. — pionowa zmarszczą, która pojawiła się pomiędzy jej brwiami i ton wskazały, że w pannie Slughorn zawrzało.— A co do dbania o miotłę, to nawet nie mam zamiaru odpowiadać na to pytanie! Ale zrobię to, owszem dbam!

Przyjaciele Ferny mogli zauważyć, że cała sytuacja wywołała w niej dziwne emocje. W końcu nie należała do emocjonalnych osób, wręcz przeciwnie zakopywała je głęboko w sobie i pozwalała im wypływać, kiedy była sama lub z bardzo bliską sobie osobą.

Teraz natomiast widać było, że knykcie zaciśnięte na miotle pobielały, usta zwęziły się do cieniutkiej i zdeformowanej przez bliznę linii. Szare oczy pociemniały, ale Ferna nie potrafiła za długo wpatrywać się w kogoś, a już na pewno nie w kogoś z kim wdała się w taką dyskusję.

— Przepraszam, ale… — zaczęła mówić do Ady, ale przerwała i zerknęła na Menodorę. — Chodźmy po prostu, złapiemy Camerona po drodze.


wiadomość pozafabularna
@Heather Wood @Menodora Crowley i główna sprawczyni całego zdarzenia @Ada Wrigh. Rozmowa rozgrywa się między Adą i Ferną, gdzie pod koniec Paprotka proponuje Dorze, żeby sobie stąd poszły i zgarnęły po drodze Camerona.


„Rękopisy nie płoną.”
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#65
13.12.2022, 16:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.12.2022, 16:58 przez Mackenzie Greengrass.)  
Zbyt wielu.
Ostara była chyba najmniej popularnym z sabatów, a napięta sytuacja w świecie czarodziejów sprawiła, że w tym roku pojawiło się jeszcze mniej ludzi niż zwykle. Mackenzie zdawało się jednak, że otacza ją nieprzebrany tłum. Niby przywykła do tłumów: na wielu meczach, zwłaszcza tych ważniejszych, pojawiało się mrowie czarodziejów, ale to było coś innego. W dodatku niezbyt często bywała na sabatach w Dolinie Godryka, które miały to do siebie, że uparcie odbywały się… cóż, w Dolinie Godryka właśnie.
A w Dolinie Godryka było zbyt wielu Greengrassów.
Mackenzie weszła pomiędzy stragany, nieco kurczowym gestem obejmując swoją miotłę. Nie było mowy, aby zostawiła ją gdzieś zaparkowaną: to był może nie najnowszy model (musiała ją zmienić przez rozgrywkami, chociaż podchodziła do tego niechętnie), ale jeszcze rok temu uchodził za najlepszy na rynku i był doskonale zachowany. Jeszcze ktoś by ją ukradł. Noszenie jej ze sobą w tłumie też jednak nie było idealnym rozwiązaniem, a Mackenzie przytulała ją do siebie z obawy, że ktoś o nią zawadzi, wpadnie i jeszcze połamie witki.
Wędrowała wzdłuż stoisk z bardzo jasno nakreślonym celem. Chciała kupić paczkę ziół – najlepiej lawendy albo melisy. Ostatnio roślinki hodowane na parapecie mieszkania zdechły, gdy Mackenzie spędziła dwa tygodnie na wyjeździe, podczas rozgrywek eliminacyjnych. A mieszkanie bez roślin zdawało się Green jakieś smutne i pustne. Nie obchodziły jej żadne wariatki z jeżami, gnomy z loteriami ani wiły z wiankami.
Ziółka.
Kupi szybko ziółka i stąd odleci ku zachodzącemu słońcu.
Wzrok Mackenzie przesunął się po kolorowych naczyniach na jednym ze stoisk. Przez ułamek sekundy rozważała zakup jakiegoś, ale właściwie to nie był przecież absolutnie niezbędny zakup i z tą myślą - mimo pełnej sakiewki - ruszyła z dalej.
Odetchnęła z ulgą, gdy dostrzegła na jednym ze straganów paczki z ziołami, i podeszła, wygrzebując z kieszeni sykla, by zapłacić za paczuszkę lawendy.
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#66
15.12.2022, 02:27  ✶  
@Trevor Yaxley Urodziwa wila nie chciała odkleić się od Yaxleya nawet po tym, jak została poproszona o chwilę oddechu. Najwyraźniej uznała, że odebrać nagrodę mogą razem. Nie mogło ulec uwadze mężczyzny wyraźne zainteresowanie otrzymaną przez niego nagrodą. Wyraz twarzy kobiety zmienił się momentalnie, ukazując narastające zamyślenie.
- Oddaj mi to, co wygrałeś.
Jej słowa nie brzmiały wcale jak prośba ani propozycja. Wila była zdecydowana - chciała otrzymać całość nagrody. Był to dla niego również szczęśliwy dzień - przechodzący obok Brygadziści nie zwrócili większej uwagi na mężczyznę obściskującego się ze swoją dziewczyną.

@Fergus Ollivander Kradzież w tak tłocznym miejscu była ryzykowna, ale powiodła się, nawet mimo tego, że nie była przeprowadzona idealnie. Gdyby nie to, że sprzedawca był rozproszony rozmową, prawdopodobnie zauważyłby czarodzieja próbującego odejść bez płacenia. Jedynym świadkiem przestępstwa była Mabel.

@Atreus Bulstrode Goblin zmierzył Atreusa zmęczonym spojrzeniem. Od samego początku czarodziej mógł wyczuć, że istota nabrała do niego stosownego dystansu. Najwyraźniej wzmianka o majstrowaniu przy kole nie przypadła mu do gustu. Najpierw poczerwieniał, później podniósł do góry swój kaszkiet i podrapał się po łysinie, a na końcu syknął:
- Nie będziesz kręcił żadnym kołem, nie interesuj się, znikaj stąd raz dwa trzy.
Ewidentnie nie podobało mu się nie tylko ponowne zakręcenie kołem loteryjnym, jak i w ogóle podchodzenie do niego. Być może nie chciał, aby mężczyzna przyjrzał się mechanizmowi z tyłu tarczy.

@Patrick Steward Jedną z ostatnich osób, które postanowiła nawiedzić Szeptucha, był Patrick. Kobieta ukazała się postaciom w jego otoczeniu jako ktoś, kto po prostu przeszedł obok i szepnął mu na ucho jedno słowo.
Patrick jednak dojrzał coś innego.
Szeptucha krążyła wokół jego grupy już od dłuższego czasu, stawiając koślawe kroki pomiędzy straganami. Kilka razy do niego mrugnęła. Posyłała mu dziwaczne spojrzenia. A kiedy wreszcie do niego podeszła, spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała:
- Przyda ci się młotek, Patricku.
Urwała sobie kawałek waty cukrowej i wsadziła go do ust.
- Albo coś innego, czym będzie można to rozbić. Czasami siłownie rozwiązanie problemu jest dobrym wyjściem z sytuacji.
A później wzruszyła ramionami i odeszła w stronę ścieżki. Niezatrzymana zniknęła pomiędzy drzewami.


there is mystery unfolding
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#67
17.12.2022, 04:20  ✶  
- No to do will? – upewnił się.
I chociaż ani Brenna, ani Mavelle nie zgłosiły sprzeciwu, to Patrick stracił nagle zainteresowanie wspomnianymi istotami. Jego uwagę odwróciła krążąca w pobliżu nich Szeptucha. Najpierw wcale nie przyszło mu do głowy, że kobieta mogłaby zechcieć zbliżyć się do któregokolwiek z nich. Traktował ją raczej jako element straganowego kolorytu, niegroźną – ale fascynującą osobliwość – która pojawiała się podczas Ostary.
Nawet nie przyszłoby mu do głowy, by ją samemu zaczepić. Ba, w pewnym momencie, gdy wreszcie zauważył skierowane w jego stronę mrugnięcia, posłał jej przyjazne i całkiem ciepłe spojrzenie. Nie próbował jej podrywać, raczej zainteresowało go jej istnienienie. Bo było w niej coś fascynującego, jakby stąpała jednocześnie w dwóch różnych światach. Patrick nie potrafił przewidywać przyszłości lub wróżyć. Był również pozbawiony zdolności widmowidzenia. Ale jako czarodziej – stykał się z tymi, którzy takie talenta posiadali. A jednak Szeptucha była jakby jeszcze trochę inna, choć sam nie umiałby określić, na czym się ta jej inność opierała.
Wciąż szedł obok swoich towarzyszek, gdy Szeptucha zbliżyła się do niego. Przystanął, nieświadomie pozwalając rozmawiającym Mavelle i Brennie na zrobienie kilku kroków bez niego. Poczuł się tak, jakby na chwilę wszystko zwolniło i stało się jakieś takie mniej wyraźne. Skupił pełną uwagę na kobiecie i na słowach, które do niego wypowiedziała.
- Co? – zapytał zaskoczony. Nic z tego nie zrozumiał. Zmarszczył brwi, jakby nie do końca wiedział, jak właściwie powinien teraz zareagować. Nawet nie próbował jej zatrzymywać. Po prostu stał, zamyślony, zastanawiając się do jakiej sytuacji powinien odnieść jej słowa i mimowolnie odnosząc je do Zakonu Feniksa. Choć może nie powinien, może czegoś nie zrozumiał, może to było tylko takie gadanie, do którego ludzie przywiązywali zbyt dużą uwagę…
Świat powoli zaczął wracać na swoje miejsce. Wróciła wrzawa panująca na straganach i spacerujący tu ludzie. Patrick chwilę jeszcze patrzył za oddalającą się Szeptuchą, wreszcie wyrwał do przodu, by dogonić Brennę i Mavelle.
- Ja… Właśnie rozmawiała ze mną Szeptucha – powiedział do nich. – Chyba próbowała mi coś przekazać. Myślę, że to może mieć związek z… - urwał, zdając sobie poniewczasie sprawę jak głupio i jak panicznie jednocześnie, zabrzmiały jego słowa. – Nie zauważyłyście jej? – zdziwił się, bo nagle to właśnie ten jeden fakt w niego uderzył.
One chyba naprawdę jej nie dostrzegły. Inaczej przystanęłyby razem z nim, prawda?
Pokręcił głową, niedowierzając samemu sobie. Posłał swoim towarzyszkom przepraszający uśmiech. Przecież to nie był ani czas, ani miejsce na takie dyskusje. Nawet jeśli jednocześnie sam właśnie w tym czasie, i miejscu został zaczepiony przez Szeptuchę.
- Ach, to pewnie nic ważnego – rzucił. I po krótkiej chwili zdecydował się opowiedzieć im o całym zajściu jeszcze raz. Tylko trochę innymi słowami. - Zaczepiła mnie Szeptucha. Jeśli dobrze zrozumiałem, co chciała mi przekazać to powinienem w jakiejś sytuacji zdecydować się na działanie siłowe. Wprost – opisał zbity z tropu. A potem znowu się uśmiechnął, tym razem wcale nie przepraszająco, ale wesoło, nawet nazbyt wesoło. – Naprawdę jestem dzisiaj królem dramatu, co? – zapytał swoje obydwie towarzyszki.
Na przyglądanie się wilom, kompletnie przeszła mu już ochota. Coraz bardziej chciał już opuścić Ostarę, odwiedzić cmentarz, złożyć kwiaty na grobie rodziców i zaszyć się w swoim domu. Ostatecznie jednak postanowił zaczekać na decyzję, którą podejmą Mavell z Brenną. Jeśli chciałyby, by powtórzył im słowo w słowo to, co powiedziała Szeptucha, wolałby jednak znaleźć jakieś ustronne miejsce.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#68
17.12.2022, 12:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.12.2022, 22:41 przez Brenna Longbottom.)  
- Tak, dlatego za ciebie nawet nie zapłacą, tylko bezczelnie porwą – westchnęła Brenna, decydując się nie wspominać, że tak naprawdę martwi się tym, bo dzisiaj Steward zdawał się mieć strasznego pecha. Bo to właściwie nie byłoby „wspominanie” a „wypominanie”.
- Mav, nie mogę ci tego obiecać - powiedziała poważnym tonem. - Co jeżeli zobaczę mężczyznę mojego życia akurat, gdy ciebie nie będzie obok? Mam wtedy wstrzymać się z rzucaniem szyszką aż dotrzesz na miejsce? A co jeżeli stracę przez to jedyną szansę na szczęście? Jeżeli podejdę do niego i powiem: "hej, słuchaj, postój tu chwilę, bo chcę coś zrobić, ale moja kuzynka koniecznie musi być świadkiem", może mnie uznać za kompletną wariatkę. Chociaż zaraz, za taką pewnie i tak mnie uzna, jak już rzucę szyszką, więc może i żadna różnica...
Nie oponowała przeciwko wyprawie ku stoisku wił, mimo odrobiny niepokoju. Ruszyła do przodu, znów kierując się w tamtą stronę.
A wtedy ktoś zaczepił Patricka.
Brenna zmarszczyła brwi, obserwując sytuację, chociaż z początku nie dostrzegła w niej niczego niepokojącego. Dopiero kiedy Steward powiedział, że zaczepiła go Szeptucha, jej oczy zrobiły się jakby odrobinę większe.
Nie dlatego, że kobieta podeszła do Patricka. A dlatego, że zrobiła to niezauważona. Brenna mieszkała w Dolinie, słyszała o niej i po tym wszystkim, co dziś spadało na głowę Stewarda, zapewne widząc Szeptuchę wędrującą w jego stronę, zaryzykowałaby oberwanie witkami po głowie i po prostu zastąpiła jej drogę. Tymczasem… coś jakby pomieszało jej zmysły. I to sprawiło, że Longbottom spojrzała w tłum, jakby próbowała wypatrzeć znikającą kobietę. Jasnowidzenie? Wróżbiarstwo? Norma w ich świecie. Nic nadzwyczajnego dla kogoś, kto regularnie dosłownie dawał nura w przeszłość.
Przejście niezauważonym obok dwóch Brygadzistek, z których jedna miała paranoję?
- Szlag – mruknęła. – Jeśli kiedyś ją wypatrzę, to chyba przykuję się do niej kajdankami, cokolwiek o nas nie powiedzą i zażądam wyjaśnień – mruknęła. – Nie ufaj jej za bardzo, Patrick. Ta kobieta podobno faktycznie… wiele widzi, ale jest szalona. Z powodu tych wizji albo pomimo ich. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek komukolwiek jakaś jej wróżba pomogła.
Oczywiście, Brenna znała tylko plotki.
Ale w tym przypadku miała uczucie, że w tych plotkach tkwi ziarno prawdy.
- Chodźmy gdzieś na bok – powiedziała, chyba odgadując, że Steward po tym wszystkim ma dość. Ciągnięcie go dalej na stragany i Dobrą Zabawę nie wydawało się już Brennie dobrym pomysłem. Schwyciła nawet lekko rąbek jego rękawa, drugą ręką złapała za nadgarstek Mavelle i była gotowa odejść spomiędzy straganów. Dowiedzieć się, co dokładnie powiedziała Szeptucha, a potem pozwolić Stewardowi się ulotnić, jeżeli to tego sobie życzył.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#69
18.12.2022, 01:45  ✶  
Zatrzepotała uroczo – przynajmniej taką miała nadzieję, że tak wyszło – rzęsami, rzucając przepraszające spojrzenie. Znaczy, z definicji to chyba miały być przeprosiny, bo poczucia winy jakoś nie za bardzo było w nim widać. Choć uwaga Patricka była jak najbardziej słuszna, czemu nawet nie próbowała zaprzeczać. Ot, zły dobór słów, każdemu czasem się zdarza…
  - Buziak na przeprosiny? – zasugerowała, ostatecznie rzeczywiście robiąc dość skruszoną minę (niemniej, jeśli wyraził aprobatę dla tejże sugestii, to faktycznie dostał buziaka. W policzek. Inaczej nie wypadało, nie publicznie), po czym zaśmiała się dość wesoło, usłyszawszy patrickową wizję. Była ona iście przekomiczna i… - No wiesz, teraz nie zniechęcasz, bo aż jestem ciekawa, jak by reagowali – rzuciła przekornie, również się przekomarzając. Rzeczywiste wyjęcie kajdanek i skucie ich ze sobą stanowiło oczywiście mrzonki; nie planowała naprawdę posuwać się do czegoś takiego.
  Chyba że w mocno innych okolicznościach i to za obopólną zgodą.
  - Nooo, tak by było najlepiej – rzuciła pod adresem Brenny, lekkim tonem, przekomarzając się również i z kuzynką. Jak to pięknie brzmiało: postój tu przez chwilę! - Ale dobrze, obiecuję się nie obrazić, gdybyś jednak zrobiła coś takiego nie na moich oczach! – pociągnęła żart dalej, ewidentnie będąc teraz w całkiem dobrym humorze. Zresztą, na dłuższą metę nie miała powodu, by się w takowym nie znajdować – a przynajmniej nie w tej chwili.
  No, chyba że przyjdą smutni panowie czy panie w maskach z mocnym postanowieniem popsucia wszystkiego; oczywiście po cichu liczyła na to, że nikt nie wpadnie na taki pomysł, żeby wszystko popsuć.
  - Oczywiście że daje – zaoponowała, po czym dodała z szelmowskim błyskiem w oku – Motywację do szybszego przebierania nogami i oddalania się w zupełnie innym kierunku – zwłaszcza że dokładnie to przed chwilą zrobili. Byle dalej od ofiary szyszki.
  Przy takim postawieniu sprawy nawet nie próbowała oponować przeciwko sponsoringowi gał, choć oczywiście to kusiło. Jakoś łatwiej kobiecie było komuś coś postawić niż pozwolić, by ktoś jej coś kupował. Skąd się to wzięło? Nawet nie potrafiłaby tego stwierdzić, gdyby wprost zapytać.
  - Do wili – potwierdziła całkiem dziarskim tonem, drepcząc w uzgodnionym kierunku. Tylko… co jest, czego Steward nie szedł obok? Po kilku krokach zorientowała się, że został w tyle, przez co przystanęła i zerknęła przez ramię. No bo chyba nikt im go nagle nie porwał…? Jaki to byłby wstyd! Auror porwany dosłownie sprzed nosa dwóch członkiń Brygady!
  - Że co? – zdumiała się. Znaczy, lepsza Szeptucha niż porwanie, ale wciąż. I jeszcze… jak mogła jej nie zauważyć, jak? Wstyd, nie powinna się była mienić brygadzistką, skoro nie wyłapała czegoś takiego!
  Cóż, najwyraźniej wile trafił szlag. Z jednej strony może to i lepiej, z drugiej zaś… westchnęła cicho. Faktycznie tego dnia nad Patrickiem ewidentnie musiało coś ciążyć, ale już powstrzymała się przed jakimkolwiek dodatkowym komentarzem, tylko po prostu dała się Brennie pociągnąć, bez najmniejszego oporu.
  Zdecydowanie należało to omówić na uboczu – o ile w ogóle Steward zechce się z nimi tym podzielić.

472/2132

Postacie opuszczają sesję
Stary Zabójca

Trevor Yaxley
#70
18.12.2022, 04:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.01.2023, 22:45 przez Trevor Yaxley.)  
Towarzystwo pięknej kobiety było naprawdę pożądane, chociaż nawet nie wiedział jak ona ma na imię. Ona też nie wiedziała, jak on miał na imię. Nie przedstawili się sobie. Powinno mu to pochlebiać, że nie chce się od niego odkleić. W chwili obecnej nawet nie przeszkadzało mu to, że chciała razem z nim odebrać tę nagrodę. Problemem stało się to, że najwyraźniej ta wygrana w loterii interesowała ją bardziej od jego jakże czarującej osoby. Wyglądała na zamyśloną. A potem wyszło szydło z worka. Mógł śmiało powiedzieć, że równowaga została zachowana. Na moment szczęście uśmiechnęło się do niego, bo udało mu się wygrać w tej loterii trochę grosza i Brygadziści do tej pory nie próbowali go aresztować. Po prostu nie zwracali na niego najmniejszej uwagi. Komu by się chciało ścigać groźnego przestępcę, kiedy można mieć spokojną i miłą służbę. Ciążący na nim pech dał o sobie znać, gdy ta piękność zażądała od niego całej wygranej w loterii kwoty. Udało się jej zaskoczyć go tym śmiałym żądaniem oraz wywołać na jego przystojnej twarzy pełen znużenia grymas. Mógł mieć pretensje tylko do i wyłącznie do sobie.
— Lubię, gdy poznawane przeze mnie kobiety wiedzą, czego chcą i są w stanie po to sięgnąć... ale lubię też mieć parę galeonów przy dupie, więc... na to nie licz — Odparł stanowczo, z przekornym uśmiechem na ustach. Był całkowicie pewien do swojego stanowiska. Wobec dam należało być miłym, ale nawet to miało swoje granice. Nikt nie będzie próbować go okradać. A raczej zmuszać do oddania tej wygranej. Dłoń z tymi monetami zamierzał schować do ukrytej w połach ubrania sakiewki. Ich wspólnie spędzony czas, choć nawet miły, prawdopodobnie dobiegał końca. Nie pasowali do siebie. A nie zaalarmuje Brygadzistów z powodu tak śmiałej próby obrobienia go w biały dzień. Nie pierwszy raz będzie samemu szukać wyjścia z tej sytuacji.

Słowa: 298
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (2673), Alastor Moody (667), Vakel Dolohov (1989), Mavelle Bones (2207), Ida Moody (794), Eunice Malfoy (2053), Seraphina Prewett (335), Brenna Longbottom (2018), Erik Longbottom (2149), Geraldine Yaxley (1989), Theseus Fletcher (725), Atreus Bulstrode (550), Nora Figg (2503), Florence Bulstrode (1975), The Tempest (324), Heather Wood (841), Timothy Fletcher (908), Trevor Yaxley (2230), Dora Crawford (1477), Sarah Macmillan (1934), Patrick Steward (2083), Julien Fitzpatrick (336), Stella Avery (591), Bard Beedle (646), Cameron Lupin (2369), Fernah Slughorn (1541), Fergus Ollivander (2341), Ada Wright (1413), Lyssa Dolohov (1031), Peregrin McGonagall (579), Alanna Carrow (1545), Mackenzie Greengrass (299), Peregrinus Trelawney (1100)


Strony (12): « Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 … 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa