• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany

1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#1
21.11.2022, 02:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:25 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Nora Figg - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV


Na ratunek przyszła wiosna


Sabat z okazji równonocy wiosennej odbywa się na polanie ognisk. Jest to położona niedaleko Doliny polana, na której odbywają się różnego rodzaju sabaty i obrzędy. Została z tego powodu zaklęta i odcięta od świata mugoli - osoby i istoty niemagiczne nie mogą wkroczyć na jej teren, nie widzą też tego, co się na niej dzieje. Na jej krawędzi ustawione zostały wielkie głazy z wyrytymi na nich runami. Kwiaty i trawa na polanie ognisk rosną w dziwny sposób, jakby jakaś niewidzialna siła kazała im pochylać się na bok i tworzyć kształt wielkiego wiru. Na samym jego środku nie rośnie już nic - znajduje się tam kupa wypalonej ziemi i kamieni, na których podczas sabatów rozpalane są wielkie ogniska. Postacie do Doliny mogły dostać się na miotle, za pomocą teleportacji, kominkiem lub innym, dowolnym środkiem transportu. Następnie podążają wytyczoną i oświetloną ścieżką na chronioną zaklęciami polanę. Z okazji Ostary na polanie ognisk rozstawiono wielkie stoły i wozy zastawione jedzeniem, suszonymi kwiatami i paczkami pełnymi nasion. Więcej podstawowych informacji fabularnych możecie znaleźć tutaj.


Wozy i stragany


Rozstawione są w różnych miejscach, od Doliny Godryka (gdzie najgęściej rozłożyły się wokół ogólnodostępnych kominków i najczęstszych miejsc teleportacji, przez co łatwo wpaść na nie czystym przypadkiem), wzdłuż ścieżek prowadzących na polanę, jak i wokół samej polany. To przepiękne, barwne i przyciągające spojrzenie stoiska sprzedawców, ale również osób zaangażowanych w organizację sabatu. Najwięcej przypadkowych handlarzy spotkać można w dolinie, natomiast im bliżej polany, tym bliżej rzeczom przygotowanym przez kowen Whitecroft - zastawione słodyczami, kwiatami i nasionami stoiska zostały oddane do użytku całkowicie bezpłatnie. Fabularnie możecie decydować o zawartości straganów wedle swojego uznania i potrzeb. Uczestnicząc w sabacie, możecie jednak nabyć przedmioty mechaniczne, o ile posiadacie odpowiednie przewagi.

Zielarstwo I-III - Paczka nasion I-III. Można z nich wyhodować składniki do eliksirów i maści.
Renowacja - Pęknięty dzban. Po jego naprawie okazuje się, że po wlaniu do niego wody, staje się niewyczerpywalnym źródłem. Do czasu, aż dzban znów nie pęknie.
Złodziejstwo - Jeżeli uda ci się rzut, udaje ci się ukraść dowolne z powyższych. Jeżeli nie - o twoim losie zadecyduje Mistrz Gry.

Wśród wszystkiego najbardziej wyróżnia się kram prowadzony przez trzy przepiękne wile. Ich uroda i czar tkwiący w spojrzeniu sprawiają, że wszyscy zatrzymują się w ich pobliżu i chociaż przez chwilę tańczą. Każdemu, kto dołączy do zabawy w rytmie melodii granej przez samogrającą harfę, kobiety zakładają wianek z polnych kwiatów. Jeżeli postać zatrzyma się przy nich na dłużej, poczęstują ją szarawym naparem - magicznym napojem, który smakuje tym, za czym najbardziej tęsknimy. Owieje ją niespodziewana nuta melancholii.


Szeptucha


Szeptucha przechadza się pomiędzy straganami, trzymając w dłoniach trzydzieści siedem chudych gałązek związanych czarną wstążką. Podchodzi do losowych osób i łapie ich za ramiona, szepcząc do nich na ucho rzeczy, od których bledną. Nie chce rozmawiać z nikim na jego wyraźne życzenie. Zagadana przez kogoś, kogo nie wybrała z tłumu sama, kończy się uderzeniem go w głowę kijami i odejściem Szeptuchy na bok. Wszyscy mówią, że ta kobieta nigdy nie przynosi dobrych wieści, ale jaka jest prawda? Tylko ci, do których podeszła, mogą przekonać się o tym na swojej własnej skórze. Uważajcie na siebie, czarodzieje. Nie wiadomo przecież, czy Szeptucha przewiduje rzeczy zapisane wam w gwiazdach, czy bezmyślnie ściąga na was nieszczęście... Mistrz Gry dobiera osoby, do których podchodzi Szeptucha sam. Jeżeli postać podejdzie do niej bez wcześniejszej interakcji Mistrza Gry - obrywa kijami. Gdyby któraś postać była bardziej natrętna, proszę oznaczyć mnie w swoim poście i poczekać na reakcję.


Szalona Sally


Szalona Sally dźwiga ze sobą swój kosz pełen zwierzaków i wesoło zaczepia zgromadzonych i oferuje im zagranie w dziwaczną grę. Wsadź dłoń w jej koszyk i poszukaj w nim jeża. Jeżeli uda ci się wylosować trzy jeże, Sally obdaruje cię wyjątkowym prezentem dostępnym tylko podczas tego wydarzenia. Aby losować, należy rzucić kością TakNie, która odpowiada na pytanie, czy postać znalazła w koszyku jeża. Jeżeli tak - szalona Sally piszczy radośnie. Jeżeli nie - Mistrz Gry poinformuje o tym, na co trafiła postać, wykonując tajny rzut. Kością rzucamy trzy razy na końcu fabularnego posta. Wyrzucenie trzech jeży oznacza niesamowity sukces. Po napisaniu posta poczekaj na reakcję Mistrza Gry.


Loteria fantowa


Tajemniczy goblin stoi przy wielkim kole i oferuje niesamowite nagrody za niewielką opłatę wpisową. Zaryzykujesz? Musisz wydać pięć punktów doświadczenia, a podobno można wygrać naprawdę fajne szyszki. W loterii możesz wziąć udział raz.

1 - przegrywasz wszystko
2 - wygrywasz wyjątkowo tajemniczą i podejrzaną szyszkę
3 - wygrywasz 3 punkty doświadczenia
4 - wygrywasz 5 punktów doświadczenia
5 - wygrywasz 8 punktów doświadczenia
6 - wygrywasz 15 punktów doświadczenia


there is mystery unfolding
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#2
21.11.2022, 17:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 14:23 przez Florence Bulstrode.)  
Długo po przebudzeniu Florence czuła jeszcze w ustach smak popiołu, a gdy korzystała z kominka, by dostać się do Doliny Godryka, podświadomie chyba oczekiwała, że nic z tego nie wyjdzie. W duchu zresztą obiecała sobie, że wróci Błędnym Rycerzem, a przez najbliższe dni do pracy będzie chodzić najpierw piechotą do Dziurawego Kotła, potem zaś przesiadać się choćby na mugolskie metro.
Był to pewnie zbytek ostrożności i sama przed sobą wstydziła się swojej reakcji, próbowała więc zepchnąć niechciane myśli i obawy do najciemniejszego zakątka umysłu. Przekonać samą siebie, że będzie się dobrzy bawić.
Chociaż tak naprawdę Florence nie była pewna, czy jeszcze pamięta, czym jest dobra zabawa. Czy liczył się ten moment, gdy kazała stażystom na wykładzie zdjąć klątwę z przeklętego posążka i czekała na to, który z nich pierwszy zorientuje się, że rzeźba wcale nie jest przeklęta...? W końcu sen był tylko snem. A symbole pojawiające się w snach nawet jasnowidzów rzadko były jednoznaczne.
(Co mogła jednak poradzić na ten niepokój? W dzieciństwie zdawało się jej śnić o własnej rodzinie i chyba to właśnie tego się bała. Że sen w jakiś pokrętny sposób ostrzegał, że na przykład któryś z jej braci ucierpi w pożarze. Ale że jasnowidzenie nie działało tak prosto, nie mogła po prostu jasno dostać ostrzeżenia "pilnuj swój brata", a było tak dziwne, że skojarzy je dopiero po fakcie...)
Do Doliny Godryka przyciągnęły ją przede wszystkim stragany, chęć rozejrzenia się i zobaczenia, jak inni świętują Ostarę. Bulstrode nie była odludkiem, ale i na pewno nie duszą towarzystwa - ciężko było zresztą oczekiwać tego od kogoś, kto zdecydowaną większość czasu spędzał w szpitalu, na salach wykładowych albo własnych eksperymentach z łamaniem klątw. Już w szkole jej socjalizowanie się zresztą sprowadzało się głównie do wspólnej nauki z rówieśnikami i pomocy młodszym uczniom, gdy nie radzili sobie z pracą domową. Wędrowała więc pomiędzy straganami, powoli przesuwając się od Doliny Godryka ku polanie i rozglądając się za znajomymi twarzami. Całkiem zresztą lubiła ten sabat: chyba nawet bardziej niż pozostałe, bo Beltaine na jej gust było zbyt... głośne, Samhain ponure, a Yule... cóż, Yule nieomal zawsze spędzała na dyżurze, którego nie chciał wziąć nikt inny.
Włosy, jak zwykle, związała ciasno, tym razem w warkocz. Tak idealny, że można by podejrzewać, że użyła magii, aby przypadkiem nie wydostał się z niego choćby jeden, kasztanowy kosmyk. Niewykluczone zresztą, że tak właśnie było. Odziana w strój schludny, ale nie zwracający uwagi, utrzymany w stonowanych barwach. Na razie głównie oglądała, zakupy mając zamiar zrobić później - chyba że coś przyciągnie jej wzrok na tyle, by zdecydowała się taszczyć to ze sobą przez całą Ostarę.
Nie pomyślała o pchaniu rąk do koszyka Sally. Uważała swoje dłonie za zbyt cenne na takie ryzyko, a kto wie, co ta wariatka tam trzymała? Może jakąś pułapkę na myszy na przykład. Nie zbliżyła się nawet do goblina, stojącego przy loterii. Jakby na przekór pochodzeniu od strony matki z rodziny Prewettów, Florence unikała tego typu rozrywek. Minęła więc to stanowisko obojętnie, wędrując dalej, aż przy jednym ze straganów dostrzegła znajomą twarz.
Po chwili wahania Florence ruszyła w stronę Loretty Lestrange - nie znały się może szczególnie dobrze, ale wpadły na siebie przy paru okazjach, ich rodziny miały ze sobą kontakty, Florence znała jej kuzynostwo, pomyślała więc, że może się przynajmniej z nią przywitać. I wspomnieć, że matka ostatnio zabrała ją na wystawę, gdzie miała okazję zobaczyć nowe prace panny Lestrange.
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#3
22.11.2022, 02:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.11.2022, 02:10 przez Sarah Macmillan.)  
Panna Macmillan należała do osób, które tego spokojnego dnia spędzonego w gronie chcących odpocząć czarodziejów, napawała niesamowitą wręcz dawką radości i optymizmu. Nie mogła i nie chciała ukrywać przed samą sobą, że wśród zamieszkujących Londyn czarodziejów, należała do grupy uprzywilejowanej w świetle politycznych napięć i wiszącej gdzieś z tyłu głowy świadomości o toczących się wciąż walkach, i to ją wielce dobijało. Bo skoro ona bała się tego, co nadejdzie jutro, jeżeli ona śpiąca co noc z głową ułożoną wygodnie na satynowej poduszce, chroniona idiotyczną koncepcją o czystości krwi i byciem w oczach magów i wiedźm ostoją wiary i porządku, ona - kapłanka kowenu, spoglądała za okno i jej plecy przeszywał zimny dreszcz - cóż mieli powiedzieć ci, którzy stali się potencjalnymi ofiarami szaleńców w zdobionych maskach tylko za sam fakt urodzenia się w złej rodzinie? Sarah nie mogła tego pojąć. Spoglądanie na dzieci Matki przez pryzmat urodzenia w odpowiedniej klasie społecznej wydawało jej się być czymś skrajnie niewłaściwym. Bo każdy mógł stać się tym, kim chciał - dlaczego coś tak błahego, jak nazwisko miało zadecydować o wszystkim?

Wóz i stoisko, które przygotowywała przez ostatni miesiąc, stały niemalże w centrum całego tego zgromadzenia. Dekorowała to wszystko żywymi kwiatami przez długie godziny. Składała papierowe ptaki, które doczepiała do świecących delikatnym światłem girland. Nieporadnie pomalowała farbami kilka dzbanków. Mogła pewnie poprosić kogoś o pomoc - pozbawiona talentów plastycznych, wykonała ilustracje przedstawiające drzewa magnolii w naiwny, dziecięcy sposób, ale miało to pewnie swój urok, o ile się przymknęło oczy na to, że od wielu lat mała dziewczynka pomagająca rodzicom w organizacji takich przyjęć, przestała być dzieckiem, a stała się dorosłą dojrzałą kobietą. Niepozorna, okrągła twarz i srebrne oczy należały do kogoś, kto powinien już dawno dorosnąć, ale się celowo zawiesił gdzieś na tej granicy, jakby postawienie kroku w stronę stania się kimś silnym przerażało ją o wiele bardziej od bania się podejmowania ważnych decyzji. Tutaj mogła się ukryć - wśród tych światełek, wśród przyciągających oczy ozdób, odziana w ręcznie szyte szaty. Gwiazdą programu tego, co panna Macmillan stworzyła w celu tworzenia klimatu tegorocznej Ostary, była szydełkowana kamizelka w jesiennych kolorach. Sarah była z niej aż zbyt dumna - kiedy tylko ktoś ją skomplementował, przybierała dziwaczne pozy i udawała onieśmielenie, w duchu myśląc sobie, że owszem - tym projektem przeszła samą siebie.

Na tym wcześniej przygotowanym stoisku, panna Macmillan ułożyła wszelkie ciasta, ciasteczka, rogaliki, potrawki, chlebki i wszelakie inne łatwe w poczęstunku dania, które wesoło rozdawała wszystkim tym, którzy poczuli potrzebę zatrzymania się na chwilę i zjedzenia czegoś dobrego. Zrobić to mogli przy jednym z trzech stolików, z czterema niziutkimi krzesełkami przy każdym. Miały obrusy w różnych kolorach, a właściwie to kilka warstw różnych obrusów, wystających spod siebie, w niektórych miejscach zszytych ze sobą w chaotyczny sposób, perfekcyjnie odzwierciedlający dziwaczny sposób myślenia ich autorki.

W tym momencie nikt nie stał obok niej. Stoliki były puste. Zastawiony stół z jedzeniem kusił obfitością, ale oczy wszystkich skupiły się na jej kuzynkach, które tańczyły nieopodal rytualny taniec odganiający deszczowe chmury. Sarah również spoglądała w ich kierunku. Oparta o swój wóz trzymała w dłoni metalową kadzielnicę na srebrnym sznurku i machała nią do rytmu, w którym jej ojciec uderzał w bęben. I niesamowicie im wszystkim zazdrościła. Gdyby była wśród nich, upadłaby przynajmniej dwa razy.


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#4
22.11.2022, 03:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.11.2022, 03:36 przez Alastor Moody.)  
Przepowiednie przepowiedniami, ale Depertament Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie mógł pozwolić sobie na to, aby tak wielkie zgromadzenie pozbawione było obecności służb bezpieczeństwa. I chociaż w poprzednich latach można było pozwolić sobie na obecność na sabacie samej Brygady, to odkąd Śmierciożercy zasiali w ludziach ziarno strachu, Harper była zdecydowana w postanowieniu, że przynajmniej jeden mundurowy z Biura Aurorów powinien się na Ostarze pojawić. Moody nie do końca się z nią zgadzał. Owszem - docierała do niego koncepcja tego, że obecność doświadczonego Aurora budowała jakieś poczucie spokoju wśród zgromadzonych - był on przecież niejako symbolem gotowości na wzięcie ciężaru ewentualnej potyczki z Naśladowcami „Czarnego Pana” na swoje barki... Alastor miał jednak wrażenie, że kiedy tak stał razem z Ashling i przyglądał się odpoczywającym w słońcu czarodziejom, jego obecność nie była tu do końca mile widziana. Nie przez bycie przeciwnym działaniom Ministerstwa. Po prostu srebrne zdobienia na jego mundurze przypominały wszystkim, dlaczego w ogóle Moody tu jest.

Bo jest potrzebny.

Bo jest niebezpiecznie.

Nie doczekał się więc szczególnie szerokiej gamy skierowanej do siebie uśmiechów - napotkani ludzie zdawali się raczej uciekać od niego spojrzeniem, jakby nie chcieli dopuścić do świadomości potrzeby tego, aby w wiarę bogów musieli mieszać się ci, których szkolono do ścigania czarnoksiężników. Koszula uwierała go jakoś bardziej niż zwykle. Czarna narzuta sprawiała, że się niemożebnie pocił (bo na pewno nie robił tego przez to, że go ta sytuacja zwyczajnie denerwowała). Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, jak wiele bodźców docierało do niego zewsząd. Moody, nawet jeżeli powoli osiągał obsesję na punkcie zachowywania czujności, wciąż pozostawał jedynie człowiekiem. Przyciągały go kolory, pachnące potrawy, taniec, zabawa, przypadkowe rozmowy o osiągnięciu eutierry, której sam nigdy nie doświadczył. Jednocześnie był tu na służbie. Udanie się w podróż w poszukiwaniu czekoladowych jajek było najgorszym, co mógł postanowić, a mimo tego - koncepcja przejścia się po kniei nie opuszczała jego myśli od dobrych kilku minut.

- Kram z wilami - rzucił nagle, upuszczając jedzone jabłko i chwytając za różdżkę o wiele szybciej niż powinien. Brodaty, podejrzany mężczyzna, który dziwacznie sięgał do swojej kieszeni, ostatecznie wyciągnął z niej portmonetkę. - Nieważne. - Odrobinę zażenowany schylił się po ten nieszczęsny owoc i otrzepał go z piachu. - Jest teraz pewnie w popiele po tych, którym nie udało się w ostatnią Lithę przeskoczyć nad ogniskiem. Chcesz gryza?

Odwrócił się w stronę Ashling i przyjrzał jej uważnie, chcąc odczytać z jej wyrazu twarzy to, jak zapatruje się na stanie tu przez następnych kilka godzin.

@Ashling Greyback


fear is the mind-killer.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
22.11.2022, 10:55  ✶  

Wiosna na dobre się już rozgościła w Londynie. Geraldine obudziła się wcześnie tego dnia, udało jej się przekonać Thesa, żeby wyrwał się z nią na sabat. Nie biegali dzisiaj po żadnym lesie. Spędzili razem całkiem miły poranek, zjedli wspólnie śniadanie - co nie zdarzało się zbyt często, bowiem zazwyczaj każde z nich gdzieś pędziło. Dzień ten też był dosyć ważny dla panny Yaxley - skończyła dwadzieścia dziewięć lat. Czy wiele to miało zmienić w jej życiu? Raczej nie, poza tym, że będzie musiała pamiętać o tym, że jest rok starsza. Będzie miała także wymówkę na ewentualne wytłumaczenie, gdyby przesadziła wieczorem z alkoholem.

Gerry ubrała się w luźne, brązowe spodnie, do tego nałożyła na siebie nieco za duży czarny sweter, a na wierzch narzuciła skórzaną, nieco sfatygowaną kurtkę. Włosy wyjątkowo pozostawiła rozpuszczone, niech wiatr je dzisiaj czesze. - Książę, gotowy?- Krzyknęła jeszcze stojąc w drzwiach, w lewej ręce trzymała miotłę. Postanowili skorzystać z tego, że pogoda była nie najgorsza i udać się na miejsce wydarzenia właśnie w ten sposób. Zresztą i Gerry i Thes najczęściej wybierali właśnie ten środek transportu.

Podróż minęła im całkiem szybko, szczególnie, że ścigali się przy tym, na całe szczęście nikt nie spadł z miotły. Dolecieli na miejsce. - Chyba tutaj możemy zaparkować.- Powiedziała do przyjaciela i zostawiła swoją miotłę na stojaku. Miała nadzieję, że zastanie ją tu później... - Jak miotła? Sprawdza się.- Spoglądała na tą Theseusa, bo sama była ciekawa. Wylicytowała mu ją podczas aukcji charytatywnej Longbottomów, nie chciała, żeby okazała się jakimś bublem.

- Jak co roku, jestem umówiona z Theonem na poszukiwanie jajek, jakoś tak wyszło, że trzymamy się tej tradycji od dziecka, wiesz urodziny... jedyna okazja do tego, żebyśmy się spotkali.- Właściwie to od dawna jej i bliźniakowi nie było po drodze, nie miała więc nic przeciwko temu, że kontynuowali tę tradycję, mogli się spotkać, a najważniejsze dla niej było to, że on również się tego trzymał - w jej mniemaniu świadczyło to o tym, że jeszcze siebie do końca nie skreślili. - THES, loteria, idziemy tam!- Zarządziła. Wzięła mężczyznę pod ramię i ruszyli w stronę loterii fantowej - liczyła na to, że uda im się wylosować coś ciekawego.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#6
22.11.2022, 15:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.05.2024, 09:22 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Cameron Lupin - osiągnięcie Piszę więc jestem

Z uwagi na dosyć intensywny tryb życia, jaki prowadził Cameron z uwagi na odbywany staż, nie podejrzewałby, że znajdzie czas, aby błąkać się w wolnej chwili po straganach podczas Ostary. Dużo bardziej prawdopodobne by było, że spędzi ten dzień w łóżku, jednak tego konkretnego dnia Matka najwidoczniej sprzeniewierzyła się mu, sprawiając, że bezsenność ponownie dała o sobie znać.

Pogoda, chociaż zdaniem większości pewnie uchodziła za całkiem niezłą, tak dla młodego czarodzieja jawiła się jako nieprzyjemna. Było mu chłodno, toteż po opuszczeniu lokum i wyjściu na ulicę, postanowił wrócić do siebie, bo wystarczył lekki powiew wiatru, aby od razu zmarzł i zamarzył o wygrzaniu się przy kominku. To całe zamieszanie znacznie opóźniło jego wypad, ale koniec końców zjawił się w Dolinie Godryka.

I to nie w byle jakim stylu! Był odziany w dopasowane, ciemne spodnie, a do tego zarzucił na siebie brązowy płaszcz, pod którym skrywał jeszcze dwie warstwy ubrań: czerwony sweter i kolorową, co by nie powiedzieć pstrokatą, koszulę, z której było jednak widać tylko kołnierzyk. Chłopak zmierzwił sobie włosy i pogwizdując cicho, ruszył w stronę centrum festynu.

— Najpierw zakupy, czy zabawa? — mruknął pod nosem, przeciskając się przez pochód ludzi, którzy jego skromnym zdaniem za wolno się poruszali, zamiast tego żywo dyskutując na temat dóbr oferowanych przez różnych handlarzy. Czy nie mogli się przesunąć gdzieś na bok?

Na pewno muszę kupić trochę nasion, pomyślał, modląc się w duchu, aby w roztargnieniu o tym nie zapomnieć. Wprawdzie mógł równie łatwo pozyskać je z domowej apteki, prosząc rodziców, aby zamówili mu parę paczek u ich sprawdzonych dostawców, jednak z tego, co kojarzył i tutaj można było znaleźć całkiem dobrej jakości produkty. Ostara do czegoś zobowiązywała, czyż nie? Poza tym musiał coś później załatwić razem z Heather i pewnym Julesem.

Cameron szedł przed siebie, zerkając co jakiś czas na boki, aż jego wzrok padł na goblina obsługującego koło loterii fantowej. Cóż, takie rozrywki były zdecydowanie bardziej na jego kieszeń niż aukcje ekskluzywnych przedmiotów w posiadłości Longbottomów. Kiedy udało mu się dopchać do stoiska, uiścił odpowiednią zapłatę. Chwilę poczeka, aż to koło w pełni się rozkręci i zatrzyma na którymś z pól. Kto wie, może dopisze mu szczęście? Nagle, dosłownie obok zauważył kątem oka znajomą sylwetkę i...

— Ferny? — Uśmiechnął się szeroko na widok panny Slughorn. Odsunął się na bok, aby objąć krótko dziewczynę. — Cholercia, nie spodziewałem się tu Ciebie! Jak to możliwe, że szpital jeszcze funkcjonuje, skoro nie ma tam ani Ciebie, jak i mnie?

Kto wie, może właśnie dlatego, że nas tam dzisiaj zabrakło, pomyślał z przekąsem. Ciężki był żywot stażysty, oj ciężki.


Loteria
Rzut 1d10 - 3

Efekt:  Wygrywam 3 punkty doświadczenia.

Loteria rozliczona
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#7
22.11.2022, 16:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 10:41 przez Morgana le Fay.)  
Zabieganie miało dopiero nadejść. Theseus po wydarzeniach na balu Longbottomów wolałby zaszyć się na długie chwile w swoim domowym warsztacie. Zwłaszcza, że miał parę rzeczy do wykończenia. Nie dane mu jednak było ani popracować, ani nawet pospać kilka minut dłużej.

Wiatr ciął go po twarzy, z której nie schodził uśmiech. Może dotarliby do polany nieco wcześniej, ale musieli jeszcze chwilę sobie podokuczać. I ta miotła…! Nie chciał jej przyjąć, ale Yaxley nie przepadała za jego manierą odmawiania na cokolwiek zostało zaproponowane. Właśnie dlatego nie mógł odmówić jej pójścia na sabat. Zresztą, kiedy parkowali już te miotły, to nie mógł odczepić od niej dłoni. Od miotły… nie Geraldine, oczywiście. Oczywiście.

- W drodze powrotnej możesz sama sprawdzić. – odparł, poprawiając włosy, które teraz żyły własnym życiem. – Jest świetna, dziękuję. I nie mów nie, kiedy ci się za nią odpłacę. – dodał, chowając ręce w kieszeniach wiosennej kurtki sztruksowej.

- Nie jest ci… - urwał zresztą, nie chciał o to pytać teraz. Dobrze, prawda. Chciał, ale starał się trzymać język za zębami. Miał zapytać, czy nie było jej przykro, jak się od siebie oddalili. Albo, że jej brat jest absolutnym dupkiem? Ale przecież znał odpowiedź na to pytanie. - …zimno? – dokończył, unosząc brwi w wyrazie szczerego zainteresowania.

Od brnięcia dalej uratowała go loteria.

Poprzepychali się przez ludzi, którzy udawali się w nieokreślonych dla niego kierunkach. Największym zainteresowaniem w okolicy cieszył się tajemniczy goblin, do którego zresztą zmierzali.

- Mało to eleganckie, ale… ja pierwszy.

Rzut 1d6 - 6


Loteria rozliczona
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
22.11.2022, 23:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 10:43 przez Morgana le Fay.)  

Gerry nie zdążyła wypytać jeszcze Theseusa o blondynkę, z którą widziała go na balu. Była ciekawa, czy to jakiś jego nowy obiekt westchnień, czy coś. To nie tak, że ją coś ukłuło, kiedy jej z nią mignął przed oczami, wcale nie tak... Może trochę nieswojo się poczuła widząc inną kobietę przy jego boku, ale tylko troszeczkę! Przecież nie mogła oczekiwać, że to zawsze ona będzie na pierwszym miejscu, prawda?

Policzki Geraldine zrobiły się różane po tej jakże intensywnej podróży. Włosy również jej się nieco poplątały, może jednak powinna była je związać? W sumie niepotrzebnie, kto miałby tu na nią patrzeć. Udało im się zaparkować te nieszczęsne miotły bez najmniejszego problemu, na całe szczęście, jeszcze tylko brakowało, żeby pojawiły się jakieś problemy z parkowaniem. Już wystarczy, że ostatnio dostała mandat za źle zaparkowaną miotłę, nie zamierzała tego powtórzyć tym razem.

- Chętnie przetestuję! Może też sobie taką sprawię, wtedy będę mogła Cię dogonić, moja najwyraźniej już ma dość.- Nie pamiętała kiedy ostatnio zmieniała przyrząd do latania, właściwie chyba powinna rzeczywiście zakupić nową.- Nie masz za co dziękować, jak tylko ją zobaczyłam, to stwierdziłam, że idealnie do Ciebie pasuje, tak po prostu.- Gerry nie miała tendencji do wydawania pieniędzy na głupoty, jednak, gdy coś przykuło jej uwagę - nie mogła się powstrzymać. Szczególnie, że stwierdziła, że będzie to idealny prezent dla Thesa, na to nigdy nie żałowała galeonów.

- Hmm?- Przyglądała się mężczyźnie uważnie próbując się domyślić, co chce jej powiedzieć. Zauważyła jego zawahanie. - Zimno?- Powtórzyła słowa Theseusa. Gdzieś w głębi czuła, że nie o to chciał zapytać, jednak nie zamierzała go ciągnąć za język. - Gorąco mi się zrobiło podczas tego lotu.- Odparła uśmiechając się szeroko. - Nie musisz się o mnie martwić Thes.

Tę chwilową niezręczność między nimi udało jej się zupełnie przypadkowo przerwać. Dobrze, że dostrzegła tego goblina. Fletcher całkiem zgrabnie przepchnął się przez tłum ciągnąć za sobą Geraldine i mogli już na spokojnie wylosować sobie fanty. - Niech Ci będzie, tylko nie losuj wszystkiego co najlepsze, ja też chcę trafić na coś fajnego! - Nie, żeby mu życzyła tego, żeby wylosował coś gorszego od niej... no ale lubiła trafiać na ciekawe przedmioty. Obserwowała przyjaciela i czekała na jego reakcję, jednak nic jej nie mówiła. No trudno, teraz czas na nią. Zamknęła jeszcze oczy, licząc na to, że może to jej pomoże.


Rzut 1d6 - 5


Loteria rozliczona
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#9
23.11.2022, 02:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 10:48 przez Morgana le Fay.)  
Ciężko było stwierdzić, czy Ostara należała do lubianych przed niego świąt, w ogólnym tego słowa znaczeniu, ale na pewno podobały mu się ustawiane z tej okazji stragany i organizowane atrakcje. Można było pozbierać czekoladowe jajka, spróbować wylosować jeże, albo wziąć udział w loterii fantowej. To ostatnie chyba najbardziej przypadło Atreusowi do gustu, kiedy stał wśród miejsca straganowego i rozglądał się dookoła. Nikt nie musiał go zachęcać do tego, żeby ruszył się z miejsca - nogi poniosły go same, niby to niechcący, niby wiedzione samą ciekawością.
Zbliżył się do koła, przyglądając mu przez chwilę i jakby zastanawiając, tak na prawdę z rozczarowaniem uświadamiając sobie, że może kupić tylko jeden los. Pewnie gdyby nie to, na loterię wydałby o wiele za wiele, umilając sobie w ten sposób czas oczekiwania na swoją narzeczoną.
Nie był w sumie pewien, jak ona zapatrywała się na organizowane przez kowen obchody, jarmarczne śmiechy i bieganie z koszykiem po lesie, ale pozostawało mieć nadzieję, że będzie się przy tym bawić zwyczajnie dobrze. W końcu skoro już ją tutaj zaprosił, ostatnie czego potrzebował, to jej skwaszona mina.
Wyłuskał z kieszeni kwotę, która pozwalała na zakręcenie kołem i podał ją zajmującemu się stoiskiem goblinowi. Następnie zatarł dłonie, przygotowując się do decydującego ruchu i wreszcie zamaszystym ruchem posłał machinę w ruch.

Rzut 1d6 - 5


Koło poszło w ruch, przez moment kręcąc się, aż w końcu zaczęło zwalniać, by finalnie zatrzymać się wreszcie. Strzałka wskazała wygraną, co przyjął z pewnego rodzaju ulgą i satysfakcją. Po chwili jednak westchnął, kręcąc nosem, kiedy tylko zdał sobie sprawę z tego, że nie była to najwyższa możliwa wygrana. Zapewne o ile nie przyklei goblina do koła i nim samym nie zakręci odpowiednio długo, ten raczej nie pozwoli spróbować mu jeszcze raz.

Loteria rozliczona
en vrac
The cold never bothered me anyway...
Przeciętnego wzrostu szatyn (177), o jasnobrązowych oczach. Na jego twarzy często maluje się znudzenie, zmieszane ze stanami zamyślenia. Zdaje się poruszać jakby niechlujnie, a mówić nerwowo, miejscami zbyt szybko, jakby usta nie nadążały za tym co ma w głowie. Niekiedy ma się wrażenie, że roztacza dookoła siebie aurę chłodu.

Timothy Fletcher
#10
23.11.2022, 03:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 10:51 przez Morgana le Fay.)  
Nigdy by się nikomu do tego nie przyznał, ale nawet lubił te wszystkie obchody świąt. Nie chodziło o jakąś rodzinną atmosferę czy spędzanie czasu z przyjaciółmi, ale o ogólny harmider jarmarków i wiążące się z tym atrakcje. Kiedy układał ozdobne jajka w witrynie pracowni, myślał o tym jak to dobrze będzie się bawił, kiedy pójdzie z koszykiem w las, zbierając te czekoladowe. Kiedy szedł do pracy po Horyzontalnej, gdzie co rusz było widać produkty deklarowane tylko na Ostarę, wyobrażał sobie jak to przechadza się między straganami sabatu w Dolinie Godryka i zwraca uwagę na co ciekawsze przedmioty, które się na nich znajdują. Miał zamiar próbować świątecznych specjałów i być najszczęśliwszym samotnikiem pod słońcem, licząc na to, że bliźniaki nie znajdą się w tym samym miejscu o tym samym czasie i nie będą zawracać mu dupy.
Jak więc sobie wymarzył, tak też zrobił. Zaczął od straganów, przechadzając się między nimi niczym największy koneser. Spróbował paru przekąsek (tych bez sera, jako że nie miał ochoty ścigać się z innymi do kibla), poprzewracał w dłoniach parę durnostojek, przyglądając im się z największą uwagą, a potem ruszał dalej, większą ilość monet wyłuskując tylko na pęknięty dzban, który wydał mu się obiecującym przedmiotem, o ile tylko poświęcić mu odrobinę uwagi i odrestaurować.
Trzymając swój nowy nabytek niczym dumny tata, przesunął się dalej, natykając na koło do losowania, którego pilnował jakiś goblin. W pierwszej chwili ruszył dalej, ale po paru minutach zawrócił, niby to tak przypadkiem znowu przyglądając się atrakcji. Zrobił jeszcze ze trzy ósemki między rozstawionymi straganami, zanim wrócił do koła losującego na dobre, ostatecznie wyciągając wymagając do kupienia losowania kwotę.

Rzut 1d6 - 4


Pokręcił nosem. Raz się przegrywa, raz wygrywa, a raz wychodzi na zero, jak było widać na załączonym obrazku. Żałował trochę, że nie wygrał szyszki, bo przymiotnik tajemnicza, brzmiał na prawdę... cóż... tajemniczo i tylko podsycał ciekawość. Musiał jednak obejść się smakiem, odbierając swoją nagrodę i ruszając dalej.
W pewnym momencie do jego uszu doszły dźwięki harfy, a im bardziej się do nich zbliżał, tym bardziej udzielał mu się dobry humor. Wyłapując wreszcie spojrzeniem znajdujące się przy stoisku wille, przystanął na dłuższą chwilę, ciesząc oczy czarującym widokiem. Im dłużej jednak stał i przysłuchiwał się skocznej melodii, tym nogi bardziej rwały mu się do tańca, w końcu też porwał swój dzban do tańca, pląsając przez dłuższą chwilę, podobnie jak inni przechodnie, którzy dali złapać się czarowi. W nagrodę został ukoronowany kwiatowym wiankiem i szarawym napojem, który przywiódł mu na myśl cynamonową herbatę, którą czasem parzyła jego matka, zostawiając po sobie posmak melancholii.
Rozpamiętując dzieciństwo i nieliczne momenty, które spędzał z matką w kuchni, kiedy przy dobrym humorze parzyła jedną z lepszych herbat, a także wciąż podrygując, ruszył dalej, oddalając się od stoiska will i grającej przez nich muzyki. Kiedy miał już wrażenie, że nie pozostało mu nic innego, jak ruszyć w las za jajkami, natrafił wreszcie na Sally i postanowił zagrać w nią w oferowaną grę, zanurzając dłoń w jej worku.

Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak

Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak

Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak


Loteria rozliczona
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (2673), Alastor Moody (667), Vakel Dolohov (1989), Mavelle Bones (2207), Ida Moody (794), Eunice Malfoy (2053), Seraphina Prewett (335), Brenna Longbottom (2018), Erik Longbottom (2149), Geraldine Yaxley (1989), Theseus Fletcher (725), Atreus Bulstrode (550), Nora Figg (2503), Florence Bulstrode (1975), The Tempest (324), Heather Wood (841), Timothy Fletcher (908), Trevor Yaxley (2230), Dora Crawford (1477), Sarah Macmillan (1934), Patrick Steward (2083), Julien Fitzpatrick (336), Stella Avery (591), Bard Beedle (646), Cameron Lupin (2369), Fernah Slughorn (1541), Fergus Ollivander (2341), Ada Wright (1413), Lyssa Dolohov (1031), Peregrin McGonagall (579), Alanna Carrow (1545), Mackenzie Greengrass (299), Peregrinus Trelawney (1100)


Strony (12): 1 2 3 4 5 … 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa