• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 14 Dalej »
[2-3.04.1972] Ulewa | Laurent & Basilius

[2-3.04.1972] Ulewa | Laurent & Basilius
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
20.04.2024, 21:26  ✶  

Nie wszystkie wyjazdy były przyjemne, chociaż większość mogła być odbyta w przyjemnym gronie. Bliskim. Rodzinnym. Wyjazd do ciotki, którą należało odwiedzić przed świętem Beltane, bo później nie będzie czasu, należały jedne do tych czynności, które większość chętnie by zostawiła daleko za plecami. Laurent wolał zająć się to i ściągnąć jedną rzecz z karbów Edwarda Prewetta niż przeżywać kolejną możliwość na napotkanie Aydayi, która zacznie się przechwalać, że znowu wyjeżdża do Turcji i gotowa jest zabrać wszystkich o nazwisku Prewett. Wszystkich tylko nie jego. Wyjazdy więc tego typu? W porządku. Do pewnego stopnia był przyzwyczajony i właściwie wcale mu to nie przeszkadzało. Kiedyś był nawet zadowolony, traktował to jako obowiązek, bo w końcu myślał o sobie jako o dziedzicu. Jak to ładnie mawiają: to było dawno temu i nieprawda. Dzisiaj pozostało przyzwyczajenie i poczucie obowiązku. Laurent uwielbiał przebywać z ludźmi, ale niekoniecznie zawsze były to spotkania wyczekiwane. Ta konkretna członki ich rodu przyprawiała go nieco o zawroty głowy. Na szczęście to tylko jedna noc wizyty w tamtych stronach i można będzie wracać. Więcej zamieszania powodowała sama podróż niż cokolwiek innego.

Zazwyczaj jechał sam, ale towarzystwo Basiliusa było więcej niż mile widziane. Może akurat miał coś do załatwienia w Birmingham? To była jego pierwsza myśl, kiedy zdecydował się z nim zabrać do Telford, ale podczas samego przygotowania abraksanów do podróży nawet nie zagaił, co go właściwie ściągnęło do odwiedzin. Może znał tę kobietę osobiście, może akurat z tamtego kręgu krewnych kogoś miał, a może robił jakiś interes. Wiele odpowiedzi na ledwo jedno pytanie. Gdy Basilius pojawił się w New Forest pokazał mu wóz, poprosił swojego skrzata, żeby w razie czego zajął się gościem i gościną, a sam przyprowadził dwa abraksany - Gabriela i Rafaela, żeby zaprząc je do powozu z pomocą swojego pomagiera, Alexandra. Jedyna osoba, jeśli nie liczyć Vincenta, której mógł zaufać jeśli chodziło o rezerwat.

- Co cię gna do Telford? Czyżby wizyta w Birmingham? - Zagaił, kiedy już usiedli w powozie i abraksany wystartowały, a on poinstruował je, gdzie dokładnie będą lecieć. Resztę mógł zostawić w ich rękach. Jeśli nie liczyć Michaela to były dwa jego najlepsze ogiery, własne życie by im powierzył, co dopiero dość rutynową wizytę w tamtych stronach. - Tylko nie mów, że też zostałeś zagoniony do ciotki Ethel. - Delikatnie się uśmiechnął, z rozbawieniem, rozsiadając na miękkiej sofie. Wóz był przestronny, ale przeznaczony do podróży w mniejszą ilość osób. Wziął większy wóz tylko ze względu na starszą ciotkę, która zawsze powtarzała, że skoro już tutaj był z abraksanami, to mógł ją zabrać na przejażdżkę. Ją, jej córkę, wnuki, męża i bogowie wiedzą, kogo jeszcze. Nie narzekał. Rozumiał to. Ethel może i była Prewettem, ale została odsunięta od rodziny przez brak zdolności do hodowli mówiących abraksanów. Przynajmniej ona sama tak utrzymywała. Edward zaś niekoniecznie był wylewny w takich sprawach, machał ręką, nie bardzo go to obchodziło. Miał oczy utkwione na bardziej istotny tematach. Jak na przykład Podziemne Ścieżki Nokturnu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#2
22.04.2024, 03:24  ✶  
Tylko nie mów, że też zostałeś zagoniony do ciotki Ethel.
Basilius obrzucił kuzyna bardzo ponurym spojrzeniem, zupełnie jakby ktoś właśnie mu powiedział, że jutro rano będzie martwy i bez słowa wyciągnął z kieszeni płaszcza dość sporych rozmiarów plik listów. Wszystkie były zaadresowane do niego od ciotki Ethel.
–Nie wiem jaka jest w tym jej logika, podejrzewam, że rzuca kostką i losuje krewnego, którego będzie nękać, a potem napastuje go listami, dopóki nie zgodzi się na wizytę. Najwyraźniej w tym roku uwzięła się na mnie.– Westchnął cicho I schował listy z powrotem do kieszeni. — A najgorsze jest to, że Icarusa oszczędziła. Planuję porozmawiać z kimś z jej bliskich. Może jakoś przemówią jej do rozsądku, by przestała tak robić. – Basilius sam nie do końca wierzył w te słowa. Ciotka Ethel była... Niekontrolowalna. A najlepsze, że nawet nie był pewny w jak sposób była z nimi spokrewniona. Równie dobrze mogła być przypadkowa kobietą, która uznała, że od dzisiaj będzie nazywać się Prewett i od tego czasu udało jej się oszukać całą rodzinę, źe jest ich daleką krewną... Co byłoby na swój sposób bardzo prewettowskie.
Cieszył się jednak, że nie będzie skazany na towarzystwo ekscentrycznej ciotki w pojedynkę. Lepiej zawsze było cierpieć razem. Poza tym przynajmniej mógł się po prostu zabrać razem z kuzynem wozem, zamiast musieć organizować coś samemu, a jednak lepiej było podróżować czymś, co mogło gwarantować odpoczynek, gdyby się gorzej poczuł.
– Mam tylko nadzieję, że nie będzie nam znowu pokazywała swojej kolekcji porcelanowych lalek – Były to najbrzydsze i najbardziej upiorne porcelanowe lalki, jakie kiedykolwiek widział. A przecież w Świętym Mungu widywało się przeklęte lalki i każda z nich wyglądała bardziej cywillizowanie, niż te ciotki Ethel. Basilius nie powiedział tego Laurentowi, ale jeśli czarownica zmusi ich do oglądania swojej kolekcji i poświęci na to więcej, niż pięć minut to był gotów upozorować omdlenie, byle tylko ukrócić swoje cierpienia.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
23.04.2024, 15:26  ✶  

W żadnym wypadku nie chciał zarzucać tematu tylko po to, żeby rozeźlić kuzyna czy sprawić mu przykrość. Nie cieszyło go cudze nieszczęście, raczej martwiło. Mogli poruszać ten temat mając wspólnie skwaszone miny, albo spróbować go poruszyć w taki sposób, żeby chociaż jedna strona mogła się uśmiechnąć i moooże akurat uda się tym uśmiechem zarazić drugą. Basiliusowi zdecydowanie do śmiechu nie było. Przez umysł Laurenta przemknęło ostrzegające powiadomienie, żeby lepiej nie wiercić w tym temacie za bardzo, a pewno żeby uważać na słowa, by nie zostały odebrane jako kpina czy coś podobnego. Podzielał przecież tę frustrację wiążącą się z Ethel. Tym bardziej kiedy zobaczył te wyciągnięte listy. Sytuacja była zabawna tym bardziej, że sam mógłby zrobić porządek na swoim biurku i powyciągać korespondencję, którą czasami go obdarzała. O ile większość nie została już zutylizowana, bo nie miał zwyczaju trzymać listów na zapiecku. Prywatne rozmowy powinny zostać prywatne, a chociaż przeświadczenie, że ktoś może się do nich dostać było mocno wyrośnięte z formy to Laurent miał kilka nieciekawych znajomości, które czyniły taką sytuację nader możliwą. Nawet jeśli był przekonany, że te znajomości są w lwiej części za nim i już przetrawił problem.

- Proszę, nie mów, że to korespondencja z ostatniego roku... - Zabrzmiał śmiech w jego głosie, ale jeszcze się kontrolował, żeby się nie roześmiać. Nie z Basiliusa, ale z całej sytuacji. Kiedy nie przybijałeś pieczątek zrozumienia głębi emocjonalnego problemu, jakiego stanowiła ta grafomania kobiety i jej potrzeba utrzymania kontaktu z ich częścią rodziny to naprawdę mógłby się pośmiać. Tymczasem zastanawiał się nad tym nie raz i w gruncie rzeczy uważał to za smutne. Jak samotnym i zgorzkniałym trzeba być, żeby zachowywać się tak jak ona? Choć Ethel wcale samotna nie była w sensie fizycznym - otoczona była swoją częścią rodziny. A jednak problem gdzieś tkwił. Jątrzył się i przeszkadzał, sprawiał, że wypisywała listy i żądała odwiedzin od takiego Basiliusa. - Nawet babka nie przysyła mi tylu listów... - Od kogo mógł dostawać takie pliki wiadomości? Tyle przelanego tuszu? Lubił konwersować i utrzymywać różne znajomości, a podtrzymanie ich poprzez napisanie paru słów było najprostsze, jeśli nie miało się odpowiednio wyrezerwowanego czasu na odwiedziny. Ciężko w końcu taki sam poziom utrzymywać ze wszystkimi, więc całkiem świadomie poświęcał niektórym tego czasu więcej - innym mniej. Z babką i dziadkiem spotykał się rzadko. Bardzo rzadko. Czasami dostawał listy od starszej kobiety, która kiedyś była królową Prewettów, a teraz z perspektywy emerytury spogląda na swoje wnuczęta. Niewiele więc listów od niej kończyło między jego palcami. Nie mógł powiedzieć, że go cieszą, nie mógł powiedzieć, że są nieprzyjemne. Za duża doza rezerwy była związana z niektórymi członkami rodziny Prewettów i nawet najspokojniejsze chwile spędzone na czytaniu takich konwersacji nie były wyolbrzymione do rangi przyjemności. Tak samo jak Basilius ewidentnie nie cieszył się z tego, że Ethel go sobie chyba upodobała. Ewidentnie musiała, skoro się tak dopraszała o odwiedziny. Czasami lepiej już sprostać wyzwaniu, wyjść naprzeciw temu, co napisano w liście, żeby tylko następnych przychodziło mniej. - Ona chyba chce się poczuć ważna. - I chyba chciała mieć więcej kontaktu z Londynem. Spróbował to ująć z dyplomatycznej strony - te stosy listów przedstawionych i to, jak kobieta domagała się poprzez nie uwagi. - Jesteś wyedukowanym, dorosłym mężczyznom parającym się szlachetnym zawodem medyka i to w Londynie. Sądzę, że nie mając własnego życia próbuje żyć trochę twoim. - Dlatego jej nawet współczuł.

Zaśmiał się na jego następne słowa.

- Na pewno będzie chciała. - Uśmiechnął się ciepło, z wyrozumiałością. Pierwsze, ciężkie krople deszczu zaczęły uderzać o szybę wozu. - Tak samo jak zawsze się doprasza przejażdżki wozem dla całej rodziny. - Były pewne punkty tych odwiedzin, które trzeba było zaliczyć i chyba nie było zmiłuj. - To tylko jeden dzień, Basiliusie. Daj tej starej kobiecie odrobinę przyjemności z życia, potem będziesz mógł odpocząć i... odpracować zszargane nerwy. - Mówił bardzo łagodnie, bardziej jakby dawał propozycję, podsuwał pomysł możliwy do wykonania.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#4
24.04.2024, 17:54  ✶  
– Z ostatniego roku? – Basilius zaśmiał się cicho, nieco zmęczonym śmiechem. – To są wszystko listy od niej z tego roku. – A przecież mieli dopiero kwiecień. I to początek kwietnia. – Czasami wysyłała codziennie jeden. A raz kilka kopert, w każdej było po słowie i całość składała się na jedno, jedno zdanie. – Gdyby nie to, że planował poruszyć ten temat, pewnie nie zabrałby listów ze sobą, ale wołał je mieć przy sobie ma wypadek, gdyby potrzebne były dowody odnośnie tego, jak poważny był problem ciotki Ethel. A najgorsze, że to prawie na pewno nie była to żadna klątwą. Ona po prostu taka była. A szkoda. Klątwę dałoby się raczej złamać.
Znowu się roześmiał, tym razem już bardziej szczerze.
– Wyedukowany, dorosły mężczyzna parający się szlachetnym zawodem? – spytał z nieco uniesionymi brwiami, bo chociaż miał dobra wiedzę, kiedy ostatni raz sprawdzał był dorosły i rzeczywiście raczej jego zawód cieszył się uznaniem, to ta zbitka wyrazowa, którą zafundował mu kuzyn zabrzmiała zabawnie.
– Ale masz rację. Na Merlina Laurent musimy jej znaleźć jakieś zajęcie. Tylko nie kolekcjonowanie tych lalek. I to szybko, bo pewnie będzie tylko coraz gorzej. – A w intencji każdego Prewetta było to, by nie było coraz gorzej. I to nie tak, że jej nie współczuł. Domyślał się, że ciotka Ethel miała po prostu przykre życie i próbowała robić cokolwiek, by było w nim trochę lepiej, co należało chyba trochę chwalić, bo hej, jego matka nawet tego nie próbowała, a jedynie siedziała na wsi i robiła wszystko, by udowodnić każdemu, że jej życie jest okropne. Po prostu Basilius naprawdę miał wiele własnych zmartwień na głowie, by ogarniać jeszcze stuknięta krewną, kiedy miała ona przecież bliższą rodzinę, która sama mogłaby coś zrobić.
– No dobrze – westchnął, uznając że nie będzie marudzić przynajmniej przez kolejny kwadrans. – Ale przysięgam jeśli ona znowu każe tym lalkom tańczyć, to udam, że zemdleję i twoja w tym głowa, byś przekonał ją, że jest że mną na tyle źle, że musimy iść, ale na tyle dobrze, by nie wzywać Munga – Tu już naprawdę żartował. Nawet jeśli często tym groził, to nie wykorzystywał swojej choroby, by uciekać z nieprzyjemnych spotkań towarzyskich. Rozważał to czasem, owszem. Ale nigdy tego nie robił. – A co u ciebie? Wiesz, miło jest spędzić z tobą czas, gdy akurat nie jesteś umierający.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
25.04.2024, 15:32  ✶  

Otworzył oczy szerzej, kiedy usłyszał, że to z TEGO roku. Sądził, że zagajenie o przedział całego roku to trochę przesada, ale z drugiej strony po co... ach, tak. Mógł taszczyć te listy, żeby potem jej wyrzucić: patrz, ile tego napisałaś! To jak dowody zbrodni, cały jego pot i tusz zmieszany ze sobą na papierze! Właśnie, mieli kwiecień. KWIECIEŃ! Chciał to aż powiedzieć słownie, ale zrezygnował. Dalsze tłumaczenie tylko utwierdziło go w przekonaniu, że żaden kwiecisty ani mądry komentarz do tego nie istniał. Niedowierzanie i rozbawienie były dominantami tańczącymi w parze na jego mimice, a żadna nie potrafiła wygrać. Forma tango, ot co, tylko miłości brakowało. Jednocześnie animuszu na powiedzenie: ona jest nienormalna. Była. Coś poszło nie tak, gdzieś poprzewracało się jej życie, skończyła pisząc dwadzieścia listów po jednym słowie, czy po jednym zdaniu. Mówienie tego na głos było nie tylko niegrzeczne, ale i niemiłe. Ilu ludzi wybiera sobie szaleństwo? Chyba nikt. Szalonym się też było, a nie bywało, pozostawało to najczęściej poza naszą kontrolą i tak z żartu przechodziło się na współczucie. Współczuł też Basiliusowi, że był na to narażony, bo jemu aż takich problemów nie robiła. Może to dlatego, że czasem do niej jeździł.

- Jedynie ubieram prawdę w eleganckie zdanie. - Och tak, Laurent uwielbiał towarzystwo, szczególnie osób, z którymi można było swobodniej porozmawiać i nie trzeba było się aż tak pewnymi normami przejmować, nie trzeba być aż tak uważnym, nie będą cię rozliczać z każdego słowa. Laurent miał za duże skłonności do patosu, a niektóre rzeczy opisywał nie raz i nie dwa zbyt barwnie i poetycko, a innymi momentami miewał problem z wyjaśnieniem czegoś krótko i zwięźle, skoro jego umysł sam pracował na poziomie malowania słowem. - Bycie animatorem czasu Ethel jest wyzwaniem, ale chyba wystarczy mi energii, żebyś mógł odetchnąć. - Basilius wydawał się wręcz zdesperowany myślą, żeby mieć szansę odsunięcia się od niej, a Laurent chciał mu pomóc. Sam fakt, że teraz miał towarzystwo, pomagało jemu, tak i na pewno pomoże na miejscu. W końcu uda im się gdzieś ulotnić, ale... blondyn miał trochę za wielkie serce i nie potrafiłby zostawić Ethel. Uważał swoje życie za bajkowe, choć wcale takie nie było, czuł się więc w powinności przeniesienia swojego ciepła na innych i podzielenia się nim. Tak właśnie potem kończył ciągle w jakichś problemach, bo sam problemu nie widział w tym, że prawie urwali mu obie ręce, skoro sam uratował ręce kogoś innego. Zaśmiał się dźwięcznie na jego przyobiecanie udawanego omdlenia. Prawdę mówiąc nie był w stanie nawet przewidzieć reakcji Ethel. Zdenerwowałaby się, zestresowała, czy może zirytowała, że ona nie ma czasu na takie pierdoły? Każda z opcji zdawała się prawdopodobna.

- Bardzo spokojnie. - Ostatnie miesiące były dla niego sprzyjające, jeśli nie liczyć regularnych spięć z Aydayą, ale te były zupełną normą wpisane w każde ich spotkanie. Zimna wojna, w której nikt nie potrafił odpuścić. Rozchylił nawet wargi, żeby kontynuować, kiedy burza zamruczała za oknem, a deszcz stał się bardziej agresywny i ciężki.

Odsunął firankę i wyjrzał na świat. Było tak ponuro i ciemno, że chyba niczego by nie widział gdyby nie przebłyski między czarnymi chmurami. Szyba była rozmazana od deszczu, który nabierał na sile powoli, ale uparcie.

- Być może bogowie wysłuchali twoich modlitw o krótszy czas spotkania z Ethel. - Puścił firanę i obejrzał się na drzwi prowadzące na woźnice. - Będziemy musieli wylądować. Lecimy w samo serce burzy. - Nie zamierzał ryzykować, że abraksanom coś się stanie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
26.04.2024, 23:37  ✶  
– Spróbujmy po prostu razem przeżyć, dobrze? – Nie było sensu, by Laurent przejmował się głupstwami ciotki i jeszcze tym, czy Basilius będzie mógł mieć chwilę spokoju dla siebie z dala od Ethel i jej pomysłów. Starszy Prewett, już jadąc tutaj, nie jako się pogodził z tym, że nie będzie to dla niego przyjemny dzień. Na całe szczęście tylko jeden, a potem będzie mógł w spokoju wrócić do swoich spraw i liczyć na to, że ciotka zapoluje na innego członka rodziny do nękania. Chociaż jeśli rzeczywiście nadarzy się okazja, podczas której będzie mógł zyskać nieco spokoju to Basilius nie obiecywał, że z niej nie skorzysta. Tylko, że chyba jednak nie miał serca zostawić Laurenta sam na sam z tą poczwarą. Na całe szczęście potrafił udawać, że się dobrze bawił, nawet gdy prawda była zupełnie inna.
– Spokojnie? – Uniósł brwi do góry i nawet nie krył zdziwienia w głosie. – Naprawdę? W takim razie miło to usłyszeć. – Nie ważne ile by nie marudził podczas ogarniania kuzyna, Basilius naprawdę się o niego martwił i wolał, by te spokojniejsze okresy w życiu zdarzały się znacznie częściej. I jasne, rany dało się załatać. Ale co jeśli Laurent wpakuje się w takie kłopoty, że Basilius nie będzie w stanie mu pomóc? Nie wspominając już o tym, że nie wygladał nigdy jakby cieszył się najlepszym zdrowiem i naprawdę powinien uważać. (Ha. Przyganiał kocioł garnkowi.) Już miał mu zadać pytanie o to, co w takim razie porabiał, kiedy przerwała im pogoda we własnej osobie.
Skinął głową.
– Tak, najwyżej przeczekamy gdzieś kilka godzin i przylecimy do niej późnym wieczorem. – O jaką szkoda. Ah ta burza. Zrobiła im strasznie na złość. No i jak oni teraz przeżyją te kilka godzin krócej w tak wspaniałym towarzystwie? – Lepiej nie ryzykować. — Gdyby im coś się stało, to jeszcze pół biedy. Nie pozwoliłby jednak na to, by abrakasany zostały narażone na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. A kto wie? Może gdzieś tam na dole był jakiś miły lokal, w którym można byłoby chwilę pograć w karty?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
29.04.2024, 18:28  ✶  

Zaśmiał się cicho i przytaknął głową słysząc to jakże odpowiednie pytanie w odpowiedniej sytuacji. Po prostu przetrwać.

- Brzmi już jakbyśmy wyprawiali się na wojnę. - Zauważył żartem, chociaż prawdziwa wojna to działa się właśnie za oknem i zrobienie z nią porządku - czyli wylądowanie na ten moment - było wręcz obowiązkowe. Opóźni podróż, a niekoniecznie siedzieli w najbardziej komfortowych warunkach, ale przynajmniej wszyscy będą bezpieczni - włącznie z abraksanami. - Zaraz wrócimy do planów wojennych i przetrwania, albo spokojnych opowieści o życiu. - Zapewnił mężczyznę całkiem spokojnie, bo nie spodziewał się kłopotów. Jeszcze. Napięcie się w nim pojawiło, ale nie takie, żeby nim wstrząsać. Ledwo to, które nakazywało się spiąć i zrobić to, co robić potrafił - pokierować abraksanami do bezpiecznego lądowania.

Przeszedł na przód powozu zostawiając chwilowo Basiliusa samego sobie. Tak, tak, na pewno BARDZO było mu przykro! Pewnie by się nie obraził nawet jakby mieli całą noc w wozie spędzić, jeśli to oznaczało x godzin mniej spotkania z pewną starą kobietą. Złapał lejce przymocowane do pałąku na miejscu woźnicy i przymrużył oczy od chłostającego, zimnego deszczu wpadającego na jego twarz.

- Szukajcie miejsca do lądowania! - Krzyknął do abraksanów i ściągnął im lejce, żeby zwolniły. Wóz skierował się w dół, chociaż w samym wozie było to praktycznie niewyczuwalne. Można było tam postawić herbatę na stoliczku i by się nie wylała z filiżanki. Gdyby tylko taką mieli, bo Laurent nie przewidział takiej burzy. Zresztą gdyby wiedział, że będzie, to by się nie wybierał w ten sposób w podróż, a sprawdzał pogodę za każdym razem.

Chwila szarpania z wiatrem i deszczem w towarzystwie błysków piorunów w końcu zawiodła ich na drogę. Drogę, która biegła przy jednorodzinnym domu - ładnym, z cegły, otoczonym płotkiem, ale brama była otworzona. Laurent zwątpił, czy to dom mugoli czy nie - co prawda wóz był zabezpieczony, ale nadal... Przez moment spoglądał niepewnie na budynek. Padało coraz mocniej. Wsunął się, mokry cały, do wnętrza wozu.

- Wylądowaliśmy. - Otarł wodę z twarzy, drżąc z zimna. - Jesteśmy koło jakiegoś jednorodzinnego domu, może poprosimy o schronienie na czas burzy? - Jeśli odmówią to trudno, ale warto spróbować. - Nie zapowiada się na to, żeby miała się szybko skończyć. Nie wiem, s-skąd się wzięła. - Z chłodu aż się zająknął. Wyciągnął różdżkę, żeby trochę się ogrzać, spoglądając z niesmakiem na to, ile wody wniósł ze sobą do środka. Wszystko z niego kapało. - Jest czarno jakby nas noc zastała. - Głęboka, ponura noc, w której krzątanie się po bezdrożach nie brzmiało w najmniejszym wypadku zachęcająco.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#8
08.05.2024, 22:42  ✶  
– Obawiam się, że czasem wojna i rodzinne wizyty wizyty mają ze sobą wiele podobieństw. – Na przykład w obu przypadkach można było doznać uszczerbku na zdrowiu fizycznym, lub psychicznym. Przecież niecałe dwa tygodnie temu trafiła do nich na oddział całą rodzina, ubrana w identyczne czerwone od krwi i wina sweterki, bo zjazd rodzinny nie poszedł tak dobrze, jak planowano.
Ponownie zerknął na okno nieco zmartwiony pogodą. Tak, nie chciał jechać do ciotki Ethel, ale też bardzo nie chciał, by nieplanowana burza zrobiła coś abrakasanom, zwłaszcza że nie wyglądało to najlepiej.
Pozwolił kuzynowi pokierować powozeknjednocześnie będąc gotowy mu pomóc w każdej chwili.
– Potrzebujesz pomocy? – spytał, nerwowo zerkając to na burzę, to na próbującego wylądować kuzyna i abrakasany.
Wreszcie bo niesamowicie długo ciągnących się minutach udało im się wylądować. Niestety w pobliżu był jedynie jednorodzinny dom o czym poinformował go Laurent. Zerknął dość niepewnie na budynek, wychodząc z powozu na silny deszcz. Najlepiej byłoby się teraz przeteleportować, ale problem był taki, że przecież nie mogli zostawić abrakasanów samych. Najgorsze, że nie wiedział, czy to dom mugoli, czy czarodziei.
Ale burzą nie ustąpywała, zrobiło się nagle strasznie ciemno, a poza tym Laurentowi było zimno, więc nie mieli zbyt dużego wyboru.
– Dobrze. Zaryzykujmy – powiedział, przecierając spływająca mu na twarz i kręcące się włosy, teraz pewnie w nieładzie, wodę. Chyba zaczynało padać jeszcze mocniej. – Najwyraźniej rzucimy na Gabriela i Rafaela czar maskujący – Tu spojrzał przepraszająco w kierunku wierzchowców, a następnie ruszył do drzwi, by zapukać do drzwi, ale jeszcze zanim to zrobił odwrócił się w stronę Laurenta.
– Może poczekać na razie w powozie? Powiem ci jak wygląda sytuacja i wtedy wyjdziesz. W mojej torbie w apteczce powinien był eliksir rozgrzewający. Chyba, że koniecznie chcesz iść ze mną.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
10.05.2024, 11:05  ✶  

Skinął głową, wyciągając różdżkę, gotowy do tego, żeby zamaskować wielkość rumaków i przede wszystkim ich skrzydła. Rozejrzał się wokół za jakimś bezpiecznym zakątkiem dla koni, ale w tej ciemnicy burzy, w tych ostrych strugach deszczu, niewiele było widać. Rozświetlony dom pysznił się przed nimi, zasłonięte firany nie pozwalały dokładnie dojrzeć też, co dzieje się w środku. Dom mugoli czy czarodziei? Napotkanie mugoli było zawsze niebezpieczne. Laurent nie miał z nimi doświadczenia, nie miał z nimi do czynienia. Byli obcymi kreaturami, które wyglądały jak czarodzieje, ale wcale nimi nie były. I jednocześnie nie uważał, żeby mieli się wielce od nich różnić, choć napawali lekkim niepokojem - człowiek zwykł w końcu bać się tego, czego nie rozumie. A Prewett miał małe zrozumienie dla mugoloznastwa, na które nawet nie uczęszczał w Hogwarcie. W końcu nie wypadało. Miał być dziedzicem swojego rodu, bardzo wiele rzeczy mu wtedy nie wypadało.

- Dobry pomysł. - Jeśli burza pójdzie o kilka kroków dalej to niedługo będą się musieli przekrzykiwać, żeby w ogóle słyszeć samych siebie. Stali przecież dość blisko. - Zabezpieczę wóz z końmi. - Jeżdżenie powozem w tych czasach wśród mugoli nie było nadmiernie popularne? Przenosili się na te stalowe maszyny, w miastach budowane były machinerie pozwalające się przemieszczać. Coraz mniej koni pokazywało się wszem i wobec. Tym nie mniej nadal bywały w obiegu. Konie - nie pegazy. Dla świata mugoli to były przecież ledwie mity wyciągnięte z mitologii. Pozwolił więc kuzynowi przejąć baczenie nad sytuacją, kiedy sam zajął się abraksanami. Niespokojnymi, zjeżonymi, zmęczonymi walką z żywiołem nawet pomimo siły, jaką posiadały. W powietrzu wiatr miotał nimi i dawały z siebie wszystko, żeby utrzymać prosty kurs i nie dać się ściągnąć gdzieś w bok, gdzie jeszcze mogliby się zgubić albo w najgorszej wersji - rozbić gdzieś w lesie.

Kiedy Basilius zapukał do drzwi mógł usłyszeć jakiś głos nawołujący z wnętrza, którego sens rozpływał się w łopotaniu wiatru i stukocie kropel o wypalane dachówki. W końcu ktoś otworzył. Śliczna dziewczyna - choć chyba już kobieta? - o kasztanowych oczach i brązowych włosach, której natura nie poskąpiła walorów, ale i nie przesadziła z dostatkiem. Niewiasta o owalnej twarzy uśmiechnęła się ciepło, ale zaraz ten ciepły uśmiech przeszedł w szok i zmartwienie, gdy przyszło jej zobaczyć przemokniętego do cna gościa i zawieruchę, jaka dzieje się na dworze.

- Och nie, nie..! - Wyciągnęła rękę prawie jakby chciała Basiliusa wciągnąć do środka, ale zaraz się po prostu cofnęła. - Proszę wejść, szybko! Nie będzie pan tutaj tak moknął na tym ziąbie! - Machnęła zachęcająco ręką, żeby go wciągnąć do wnętrza. Wystarczyło dobrze spojrzeć po wnętrzu, żeby przekonać się, że miało się do czynienia z czarodziejską rodziną, jeśli tylko wiedziało się, na co patrzeć. Basilius wiedział.

- Kto przyszedł? - Blondwłosa piękność wychyliła się z jednego z pokoi, opierając dłonią o framugę drzwi. - O, goście! Papciu! Znowu mamy gości! - I zniknęła z pola widzenia. Basilius mógł dosłyszeć wymianę zdań starszego, męskiego głosu z tym słodkim głosem blondyneczki.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#10
14.05.2024, 18:11  ✶  
Basilius skinął głową i ruszył w stronę drzwi w głowie już sporządzając historyjkę, którą miał przedstawić lokatorom tego miejsca na wypadek, gdyby mieszkańcy domostwa okazali się ludźmi. Sam nie miał zbyt dużej wiedzy o mugolach, nie chodził przecież na mugoloznawstwo, ale wiedział co nieco ze względu na to, że przecież rozmawiał ze znajomymi, pracownikami Munga, czy też pacjentami o różnym pochodzeniu. Na przykład ostatnio zajmował się taką przemiłą staruszką, która niechcący kupiła przeklęty dzbanek i która przez całą swoją wizytę o klątwołamacza opowiadała mu, że jej córka wyszła za mugola i jak im się teraz żyło. Zresztą czasem chodził do kina.
Zapukał do drzwi. No dobrze. Byli po prostu dwójką kuzynów z parą konii. Laurent miał stadinę konną, oferował wycieczki powozem w ramach atrakcji turystycznej i postanowił go na jedną zabrać. Wtedy złapał ich deszcz. A jeśli powiedzą, że nie widzieli nigdy stadiny w tej okolicy trzeba będzie zrobić wszystko, by myśleli, że to z nimi i ich pamięcią jest coś nie tak. Proste.
Drzwi się otworzyły, a przed nim stanęła młoda kobieta o brązowych oczach. Uśmiechnął się nieco przepraszająco, jak ktoś, kto wiedział, że ich obecność może być jedynie dodatkowym kłopotem.
– My... – zaczął, nie mogąc sobie nie pozwolić na to, by nie zerknąć do środka i od razu się nieco uspokoił. W korytarzu wisiał portret jakiegoś starszego mężczyzny, który nie dość, że był w czarodziejskiej szacie, to jeszcze, zaciekawiony gościem, ruszał się i zerkał w jego stronę. Poza tym obok portretu stały przeznaczone do latania miotły. No dobrze. Zdecydowanie to nie był dom jedynie mugoli. – Dziękuję. Przepraszamy za najście. Złapała nas burza. Jestem z kuzynem. Potrzebujemy też schronienia dla pary abrakasanów. Macie może stajnie? Lub chociaż szopę?
Zerknął na kobietę, mając nadzieję, że jej towarzyszka przekona mężczyznę zza ściany, by mogli zostać, jeśli byłby niechętny, a następnie machnął ręką na Laurenta, by i on do nich podszedł.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (4390), Basilius Prewett (2232)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa