05.05.2024, 22:10 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.05.2024, 12:52 przez Lorraine Malfoy.)
- Uważasz, że dzieci tragicznie zmarłej siostry, szukające zaginionego wujka-dobrodzieja, wzbudzą wystarczająco dużo współczucia? Czy powinniśmy rozpalić wyobraźnię miejscowych, i powiedzieć, że Greyback to nasz zaginiony ojciec, którego tożsamość po latach ujawniła na umierająca matka? - Lorraine ostatni raz poprawiła splątane, ciemnobrązowe włosy, i podała niewielkie, podręczne lusterko Rodolphusowi, tak, by ten mógł odpowiednio dopracować kształt swojego nowego nosa, pod kątem, którego nie pokazywało duże lustro zawieszone na ścianie.
Talenty Lestrange'a okazały się więcej niż przydatne. Teraz rozumiała dreszczyk emocji, jaki towarzyszył Maeve podczas przemian. Lorraine była aktorką o wielu twarzach, ale zawsze grała siebie, zaś metamorfogini zmieniała tożsamości jak rękawiczki. Wiele razy obserwowała ukochaną przy pracy, z fascynacją przyglądając się, jak z niewielkich poszlak, skrawków cudzego życia, odtwarza realnego człowieka.
Na szczęście Lorraine i Rodolphusa czekało łatwiejsze zadanie. Grali wymyślone postacie, które istniały tylko w ich wyobraźni.
Przyjrzała się krytycznie swojej mugolskiej koszulce. Zmięła ją. Tak lepiej. Młoda dziewczyna, której twarz odbijała się w lustrze w miejsce tej należącej do Lorraine, nie wyglądała na kogoś, kto przejmowałby się zanadto swoim wyglądem. Jesteś tak zwaną Fajną Laską, zdecydowała po namyśle Lorraine, nie taką jak inne dziewczyny. Ty jesteś seksowną, błyskotliwą, dowcipną kobietą, która uwielbia piłkę nożną, pokera i bekanie, chętnie wypije tanie piwo w lokalnym barze, głośno śmieje się ze świńskich dowcipów starszych panów, i wpycha sobie do gęby hot dogi i hamburgery, jakby była ochoczą ofiarą największego na świecie kulinarnego gwałtu zbiorowego, ale udaje jej się, o dziwo, wciąż nosić rozmiar XS. Jesteś... To znaczy jestem Fajną Laską*, uśmiechnęła się pod nosem, zaciskając na biodrach szeroki pasek, który zgarnęła Otto, przytrzymujący spodnie pożyczone z kolei od Maeve. Ubrania wisiały na wychudzonej Lorraine jak na strachu na wróble, spod przypominających gniazdo, poczochranych, ciemnobrązowe włosów świeciły się czarne oczy, a nie dość, że miała dziwnie końską twarz, to jeszcze z nosa przypominała świnkę... Wspaniale. Wyglądała tragicznie.
Niemożliwe, by ktokolwiek ją rozpoznał.
Przysiadła nad zestawem kociołków, w którym bulgotał eliksir trzeźwości umysłu. Jego uwarzenie nie zajmowało wiele czasu - nie był to trudny przepis - wywar wymagał jednak precyzji przy odmierzaniu poszczególnych składników i w tempie mieszania. Lorraine przeniosła wzrok na zegar. Zawartość pierwszego kociołka zaraz powinna zabulgotać. W razie pomyłki, zostawały jeszcze dwa kociołki; mogła też zacząć od początku, bo dzięki uprzejmości Roberta Mulcibera, miała wystarczające fundusze, by zawczasu zaopatrzyć się w niezbędne składniki. I tak wystarczy na cały dzień, pomyślała, mieszając czerwonkawą miksturę, choć na wszelki wypadek warto byłoby mieć trochę w zapasie. Planowali wypytać miejscowych o Greybacka, a jakie miejsce nadawałoby się do tego lepiej niż lokalny bar? Alkohol potrafił rozwiązać nawet najbardziej oporne języki, zgodziła się z Lestrange'm, kiedy ustalali plan operacji. Czekała ich też wycieczka do archiwum, lokalnej parafii, na cmentarz... Wszystko, by dowiedzieć się o powiązaniach Greybacka jak najwięcej.
na poprawne uwarzenie eliksiru
Pociągnęła nosem, rozlewając eliksir do fiolek. Zapach wywaru był jakiś słaby... Ale wszystko wydawało się w porządku. Wachlującym ruchem skierowała opary w swoją stronę. Zmarszczyła brwi.
Przeklęty Lestrange chyba zaopatrzył ją w przekrzywioną przegrodę nosową i nie trafiła na dobry moment z mieszaniem.
Dobrze, że przygotowała więcej.
Robert Mulciber za mało jej płacił jak na takie poświęcenia.
na poprawne uwarzenie eliksiru
- Możesz mi poprawić nos? - rzuciła ostro w stronę Rodolphusa pindrzącego się przed lustrem.
na poprawne uwarzenie eliksiru
Wreszcie, pomyślała ze zniecierpliwieniem. Skończyła nalewać eliksir do fiolek, spakowała go do plecaka (kupił go jej znajomy ulicznik, któremu sypnęła parę knutów za fatygę) i podniosła się znad stanowiska roboczego.
- Wyglądasz okropnie. Doskonale. - Uśmiechnęła się ironicznie do mężczyzny, kiedy ten skończył przemianę. Musiała w końcu ćwiczyć bycie dziarską, szalenie sympatyczną i pełną osiemnastoletniej naiwności Anną Greyback. - Chcesz jeszcze coś omówić? Któryś element planu jest niejasny? - spytała bardzo konkretnym tonem. Wcześniej już zdążyli przejść przez kolejne punkty ustalonego modus operandi. Byli niemal gotowi do drogi.
* trochę przerobiony cytat z Gone Girl Gillian Flynn xDD
Talenty Lestrange'a okazały się więcej niż przydatne. Teraz rozumiała dreszczyk emocji, jaki towarzyszył Maeve podczas przemian. Lorraine była aktorką o wielu twarzach, ale zawsze grała siebie, zaś metamorfogini zmieniała tożsamości jak rękawiczki. Wiele razy obserwowała ukochaną przy pracy, z fascynacją przyglądając się, jak z niewielkich poszlak, skrawków cudzego życia, odtwarza realnego człowieka.
Na szczęście Lorraine i Rodolphusa czekało łatwiejsze zadanie. Grali wymyślone postacie, które istniały tylko w ich wyobraźni.
Przyjrzała się krytycznie swojej mugolskiej koszulce. Zmięła ją. Tak lepiej. Młoda dziewczyna, której twarz odbijała się w lustrze w miejsce tej należącej do Lorraine, nie wyglądała na kogoś, kto przejmowałby się zanadto swoim wyglądem. Jesteś tak zwaną Fajną Laską, zdecydowała po namyśle Lorraine, nie taką jak inne dziewczyny. Ty jesteś seksowną, błyskotliwą, dowcipną kobietą, która uwielbia piłkę nożną, pokera i bekanie, chętnie wypije tanie piwo w lokalnym barze, głośno śmieje się ze świńskich dowcipów starszych panów, i wpycha sobie do gęby hot dogi i hamburgery, jakby była ochoczą ofiarą największego na świecie kulinarnego gwałtu zbiorowego, ale udaje jej się, o dziwo, wciąż nosić rozmiar XS. Jesteś... To znaczy jestem Fajną Laską*, uśmiechnęła się pod nosem, zaciskając na biodrach szeroki pasek, który zgarnęła Otto, przytrzymujący spodnie pożyczone z kolei od Maeve. Ubrania wisiały na wychudzonej Lorraine jak na strachu na wróble, spod przypominających gniazdo, poczochranych, ciemnobrązowe włosów świeciły się czarne oczy, a nie dość, że miała dziwnie końską twarz, to jeszcze z nosa przypominała świnkę... Wspaniale. Wyglądała tragicznie.
Niemożliwe, by ktokolwiek ją rozpoznał.
Przysiadła nad zestawem kociołków, w którym bulgotał eliksir trzeźwości umysłu. Jego uwarzenie nie zajmowało wiele czasu - nie był to trudny przepis - wywar wymagał jednak precyzji przy odmierzaniu poszczególnych składników i w tempie mieszania. Lorraine przeniosła wzrok na zegar. Zawartość pierwszego kociołka zaraz powinna zabulgotać. W razie pomyłki, zostawały jeszcze dwa kociołki; mogła też zacząć od początku, bo dzięki uprzejmości Roberta Mulcibera, miała wystarczające fundusze, by zawczasu zaopatrzyć się w niezbędne składniki. I tak wystarczy na cały dzień, pomyślała, mieszając czerwonkawą miksturę, choć na wszelki wypadek warto byłoby mieć trochę w zapasie. Planowali wypytać miejscowych o Greybacka, a jakie miejsce nadawałoby się do tego lepiej niż lokalny bar? Alkohol potrafił rozwiązać nawet najbardziej oporne języki, zgodziła się z Lestrange'm, kiedy ustalali plan operacji. Czekała ich też wycieczka do archiwum, lokalnej parafii, na cmentarz... Wszystko, by dowiedzieć się o powiązaniach Greybacka jak najwięcej.
na poprawne uwarzenie eliksiru
Rzut Z 1d100 - 31
Akcja nieudana
Akcja nieudana
Rzut Z 1d100 - 4
Akcja nieudana
Akcja nieudana
Pociągnęła nosem, rozlewając eliksir do fiolek. Zapach wywaru był jakiś słaby... Ale wszystko wydawało się w porządku. Wachlującym ruchem skierowała opary w swoją stronę. Zmarszczyła brwi.
Przeklęty Lestrange chyba zaopatrzył ją w przekrzywioną przegrodę nosową i nie trafiła na dobry moment z mieszaniem.
Dobrze, że przygotowała więcej.
Robert Mulciber za mało jej płacił jak na takie poświęcenia.
na poprawne uwarzenie eliksiru
Rzut Z 1d100 - 7
Akcja nieudana
Akcja nieudana
Rzut Z 1d100 - 20
Akcja nieudana
Akcja nieudana
- Możesz mi poprawić nos? - rzuciła ostro w stronę Rodolphusa pindrzącego się przed lustrem.
na poprawne uwarzenie eliksiru
Rzut Z 1d100 - 57
Sukces!
Sukces!
Rzut Z 1d100 - 49
Sukces!
Sukces!
Wreszcie, pomyślała ze zniecierpliwieniem. Skończyła nalewać eliksir do fiolek, spakowała go do plecaka (kupił go jej znajomy ulicznik, któremu sypnęła parę knutów za fatygę) i podniosła się znad stanowiska roboczego.
- Wyglądasz okropnie. Doskonale. - Uśmiechnęła się ironicznie do mężczyzny, kiedy ten skończył przemianę. Musiała w końcu ćwiczyć bycie dziarską, szalenie sympatyczną i pełną osiemnastoletniej naiwności Anną Greyback. - Chcesz jeszcze coś omówić? Któryś element planu jest niejasny? - spytała bardzo konkretnym tonem. Wcześniej już zdążyli przejść przez kolejne punkty ustalonego modus operandi. Byli niemal gotowi do drogi.
* trochę przerobiony cytat z Gone Girl Gillian Flynn xDD