• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[6.08.1972] Doppelganger. Istna tragikomedia | Laurent & Isaac

[6.08.1972] Doppelganger. Istna tragikomedia | Laurent & Isaac
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
09.05.2024, 17:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.05.2024, 17:06 przez Laurent Prewett.)  

To, co działo się w New Forest, przerastało jego zdolność akceptacji rzeczywistości. Było absurdalne. Tragiczne. Żart? Tak, dla kogoś to był żart. Nie było w tym żarcie jednak zupełnie niczego śmiesznego. Mógłbym pisać, że był tym zmęczony, ale zmęczenie nie ujmowało uczuć, które piętrzyły się i zbierały, by potem wieczorną porą rozpływać w myśli, że ten stres był bezcelowy. Że człowiek jest bezbronny wobec niektórych zabiegów i nie jest w stanie nic na nie zaradzić, nawet jeśli masz fortunę i zaczynasz płacić ludziom, żeby pilnowali porządku, jeśli masz po swojej stronie niezłego złodupca z Podziemnych Ścieżek - nic to nie daje. Znajdzie się ktoś, kto jest sprytniejszy, mądrzejszy, kto zna te wszystkie sztuczki, albo jest po prostu aż tak zajebiście dobrym magiem. Nie wiem. Laurent też tego nie wiedział i tego nie rozumiał. Chyba nigdy wcześniej nie czuł aż takiej newralgiczności tego miejsca, które nakazywało tak walczyć o to, żeby załatać dziury, przez które się przedostawali tacy jak ten Żartowniś, jak i zarazem zachęcało do tego, żeby tym bardziej wszystko zostawić. Zająć się swoim domem, który miał zostać urządzany i tam na stałe się przenieść. A to wszystko? To wszystko chyba mógł od niego otrzymać Vincent. Albo mógł nadal tego doglądać, ale trybiki już wystarczająco samodzielnie się kręciły, żeby nie wymagały jego ciągłego doglądania. Nawet, jak się okazuje, niewiele to zmieniało. Był, czy nie był - co za różnica. Tragedie i tak się działy.

Kolejna z takich tragedii sprawiła, że Laurent siedział na trawie i trzymał łeb jednego z rumaków, który rżał żałośnie i nie miał już w sobie nawet siły na to, żeby się smucić, płakać, czy użalać na tym wszystkim. Świat pozostawił go pustym i był tylko żal tego, co widział. Zielona trawa pachniała intensywnie latem, które zmierzało nieubłagalnie ku jesieni, a te stworzenia nie potrafił znaleźć ukojenia w jego ramionach. Pracownicy biegali kawałek dalej, już Alexander poleciał po weterynarza, żeby to odczarować, żeby coś zrobić. Połamane kończyny to jedno, ale wyglądały, jakby zaraz miały skonać. To tylko zwierzęta - wiele osób tak mówiło. On sam wiedział najlepiej, że człowiek był ważniejszy od życia jakiegokolwiek czworonoga. Tylko co to dla człowieka oznaczało? Na pewno nie dawało zezwolenia na to, żeby niebezpieczeństwo przeciągać na bogom winne istoty. Żadna z nich nie powinna tutaj leżeć w tym żałosnym stanie, a on nie powinien gładzić ich szyi, kiedy nie mogły unieść się w swojej dumie i majestacie. Pomalowana bielą, zdobiona różdżka Laurenta leżała obok niego - nie było z niej użytku. Mógłby tylko wykańczać samego siebie, a w gruncie rzeczy trzymał ją po to, żeby je dobić. Kiedy już nie będzie innego rozwiązania, jeśli weterynarz sobie nie poradzi... Miał pustkę w głowie. Może powinien powiadomić Florence? Ten poranek był jeszcze młody, ale niewystarczająco, żeby nie myśleć, że nie była w pracy. Więc głaskał je dalej. Ciii... Uspakajający dźwięk wydobywał się z jego ust. Czarne oczy zwierzęcia patrzyły na niego ufnie - szukały pomocy. Chciały pomocy. Gdybym go zabił... Tego konia i tego, który wprowadzał ten chaos w tym miejscu. Krew. Czerwona, obrzydliwa, która doprowadzała do mdłości. Śmierdząca, ciepła krew. Gdybym go zabił... Zabić człowieka - ile trzeba było poświęcić, żeby tego dokonać?

Wydawało się teraz łatwiejsze niż zabić tego konia.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#2
10.05.2024, 20:38  ✶  
Wysyłanie listów nie było najlepszym pomysłem. To, o czym chciał porozmawiać z Laurentem, wymagało spotkania w cztery oczy i dokładnego omówienia szczegółów. Tym razem postanowili spotkać się więc na “terenie” Prewetta. Isaac ciekawy był otoczenia w jakim chłopak żył. Na ostatnim spotkaniu nie mieli wiele czasu żeby porozmawiać, więc może tym razem uda im się wymienić coś więcej niż tylko ślinę oraz inne płyny? Miło by było móc pogawędzić i lepiej się poznać. Bagshot był bardzo ciekawy każdego napotkanego na swojej drodze człowieka, a Laurent był naprawdę interesujący.
Pogoda dopisywała, okolica była urokliwa, więc nastrój Isaaca jak zwykle był wyborny. New Forest znajdowało się nad morzem, więc tym razem ubrał na głowę słomkowy kapelusz, białą koszulę w granatowe kotwice oraz czarne, proste spodnie. Chciał się poczuć jak na wakacjach i pasować do klimatu. Myślał nawet, żeby założyć kapelusz mugolskiego kapitana statku, ale w ostatnim momencie dał sobie spokój!
Teleportował się przy leśnej ścieżce, gdzie polecił mu Laurent. Miał tam na niego czekać, jednak Isaac nie zobaczył żywej duszy. Odczekał więc kilka minut podziwiając leśne widoki, aż w końcu stwierdził, że przejdzie się drogą i może w końcu na siebie wpadną. Tak się jednak nie stało. Doszedł do końca ścieżki i zobaczył ogrodzony wybieg dla koni, oraz usłyszał budzące niepokój rżenie. Idąc wzdłuż ogrodzenia, czuł że coś było nie tak. Zwierzęta... wyglądały nie jak konie, a jak coś upiornego! Coś się z nimi stało, ale jego mózg nie potrafił się przestawić i z początku nie rozumiał tego na co patrzył. Przystanął, opierając dłoń na drewnianej belce oddzielającej stadninę od reszty terenu.
- Co do cholery... - Szepnął sam do siebie i zbladł lekko. Takie widoki przypominały mu o tym, co widział we wspomnieniach czarodziejów oraz mugoli, którzy przeżyli obozy zagłady. Nieludzkie eksperymenty przeprowadzane na więźniach... cyganka wrzeszcząca nad swoimi dziećmi, które wytypowano do przerażającego eksperymentu. Nadal żywe, płaczące bliźniaki, zaledwie trzyletnie dzieci! bestialsko rozprute i połączone ze sobą plecami oraz żyłami. Zaropiałe rany, smród którego nie miał prawa czuć, ale mimo to dochodził do jego nozdrzy. I ta kobieta - matka tych dzieci, która na ich widok rzuciła się z rozpaczy na podłączone pod napięcie ogrodzenie... Isaac zmrużył oczy, przeskoczył przez płot i wyciągnął różdżkę. Najszybciej jak tylko mógł, podbiegł do Laurenta który klęczał przed zwierzęciem. Chciał nim szarpnąć i zapytać co to wszystko ma znaczyć, czy postradał zmysły?! Czy to jakieś chore eksperymenty którymi się zajmował? Czy Bagshot źle go ocenił? Nie, to niemożliwe. Prewett był wrażliwy i zraniony, miał miękkie serce i potrafił rozczulić się nad różami wokół których leżało kilka niedopałków od papierosów. Coś się musiało wydarzyć, coś przerażającego... i na pewno nie z jego winy!
-Laurent? Co tu się stało? - Isaac wstrzymał oddech i kucnął obok chłopaka, łapiąc go delikatnie za ramię. W drugiej dłoni kurczowo ściskał różdżkę.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
10.05.2024, 21:12  ✶  

New Forest było takie spokojne. Jak zawsze zresztą, prawda? Były niektóre bardziej gorące okresy, szczególnie podczas wakacji od Hogwartu, gdzie rodziny przychodziły pojeździć po obrzeżach rezerwatu i tutejszych pięknych terenach. Bywały tygodnie przed zawodami, gdy zawodnicy przyjeżdżali, żeby ćwiczyć na abraksanach czy koniach, bywały te, gdy odbywały się prezentacje. Były też jednak całkiem ciche, głuche i puste. Takich dni było coraz więcej w życiu Laurenta, ale nie w życiu New Forest. Nie było dla nich czasu, przecież pieniądze, które Laurent tak ukochał, musiały się cały czas zgadzać. Takie dni jak ten były jednak chyba ostatnio po prostu normą. Zdarzali się ci, którzy chcieli mu uprzykrzyć krwi, którym on sam się naprzykrzył, ale chyba jeszcze nigdy nikt nie popisywał się taką sztuką czarodziejstwa tylko dla zabawy. Powinien znaleźć w sobie więcej empatii dla tego wydarzenia, prawda? Więcej łez, przecież był straszną beksą. Więcej głębokiego smutku, nawet rozpaczy. Wyjałowione wnętrze odciągało umysł od ducha. Spoglądał na to niby własnymi oczami, a jednak z dala. Nawet palce miał skostniałe, kiedy przesuwał je po lśniącym futrze istot. Niczego więcej nie mógł zrobić. Zaraz przejdzie. Tylko że nie przechodziło. Jeśli to byłoby zwykłe zaklęcie to zaraz by przeszło, ale to nie przechodziło. Ciągle trzymało się zębiskami nóg tych stworzeń skazując je na śmierć. Zaraz przejdzie... Chciał im to szeptać wraz z innymi czułymi słówkami, które szeptem opuszczały jego wargi. Będzie dobrze, już nie płacz, nie będzie boleć - wszystko to było słodkie kłamstwo. Oprócz tego, że zaraz przejdzie. Bo jeśli nie przejdzie zaklęcie to zakończą swoje życie.

- Proszę pana... nie powinien pan teraz... - Jedna z pracownic chciała zatrzymać Isaaca, kiedy biegnąc z jakimiś ścierkami czy innymi materiałami w rękach dojrzała obcego na terenie stadniny. Obcego, którego teraz tutaj rzeczywiście nie powinno być. Przyśpieszyła kilka kroków, ale z racji obciążenia tym, co niosła, nie zdążyła przekroczyć odpowiedniej odległości, żeby próbować odciągnąć niespodziewanego [dla niej] gościa. - Proszę pana! - Zawołała głośniej, kiedy Isaac ruszył dalej w kierunku Laurenta i przeszedł przez ogrodzenie.

Laurent uniósł zmęczone spojrzenie na mężczyznę dopiero wtedy, kiedy ten złapał go za ramię. Jego wyraz twarzy dopowiadał o wspomnieniach obojętności na ludzkie cierpienia - a teraz na cierpienie zwierząt. Bo twarz blondyna wyrażała tylko znużenie, może wręcz obojętność w całym wyzuciu z emocji. Zaraz ten wzrok zwrócił z powrotem na zwierzę. No tak. Miał się tego ranka rzeczywiście spotkać z Isaaciem, w końcu obiecał mu to śmieszne drukowanie... cokolwiek chciał robić i drukować. Niemal o tym zapomniał w chaosie codzienności, jaka rozwijała się nad jego głową, między przekleństwami i obskurnością Edga i zupełną ciszą i obojętnością Nicholasa. W tych klęskach ponoszonych jedna po drugiej. Nie odpowiadał.

- Nie wiem. - Lecz w końcu ta odpowiedź padła. Odetchnął ciężko. - Przepraszam, Isaacu, nie mam teraz czasu... - Nie miał głowy przede wszystkim do tego, czym Isaac chciał ją zająć - na co się umawiali.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#4
11.05.2024, 22:48  ✶  
Isaac w bardzo niegrzeczny sposób zignorował pracowników stadniny. Musiał porozmawiać z Laurentem i mieć sto procent pewności, że to nie on stał za tym okrutnym zjawiskiem.
- Nie wiesz? - Powtórzył głucho, spoglądając to na Prewetta, to na skrzywdzone zwierzę. Wstał, nadal trzymając chłopaka za ramię. Rozejrzał się, żeby upewnić się, czy wszystkie konie były w podobnym stanie. To wyglądało naprawdę upiornie.
- Laurent, posłałeś po jakąś pomoc? Czy ten, kto to zrobił, nadal może gdzieś tutaj być? Kiedy to się stało?- Pytał, z powrotem kucając obok chłopaka. Złapał go lekko za podbródek, żeby skierować jego twarz w stronę swojej.- Możemy uspokoić konie, pomogę ci. Tylko wyjaśnij mi, o co w tym wszystkim chodzi. - Poprosił, patrząc na niego zatroskanym wzrokiem. Miał o wiele więcej pytań, jednak przede wszystkim musiał uspokoić jakoś Laurenta. Magia byłaby najlepszym rozwiązaniem, ale nigdy nie odważyłaby się podnieść różdżki na gospodarza. Mógłby uspokoić konie, ale na to również potrzebował jego zgody. Nie wiedział jak zareaguje, jeśli zacząłby nagle machać różdżką w stronę zwierząt.
- Czy mogłaby pani przynieść panu Prewettowi coś do picia? Nazywam się Isaac Bagshot, jestem przyjacielem gospodarza. - Zawołał do kobiety, którą wczesniej w brzydki sposób zignorował. Przedstawił się, żeby miała pewność, że nie jest tutaj przez zupełny przypadek. Uznał, że jeśli Laurent nie będzie sobie życzył jego obecności, to mu o tym powie.
- Czy wezwałeś jakąś pomoc i chcesz uspokoić zwierzęta? - Zapytał ponownie i pogładził go uspokajająco po policzku. W drugiej dłoni trzymał różdżkę, żeby w razie czego być w gotowości. Domyślił się już jednak, że tego kto to zrobił, na pewno nie było już w pobliżu. Pozwolił sobie na ten czuły gest, mając w pamięci noc którą jakiś czas temu razem spędzili. Isaac zawsze miał pewną słabość do osób, z którymi łączyła go pewna intymność. Nawet, jeśli trwało to tylko kilka godzin i było jednorazowe. Chociaż kto wie co może przynieść przyszłość?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
11.05.2024, 23:16  ✶  

Jak bardzo niezrozumiałe mogło być sformułowanie "nie wiem"? Jednocześnie jak było głupie, kiedy w gruncie rzeczy wiedział... coś. Cośkolwiek. Nie wiedział, co im się przydarzyło, jaki to kolejny durny rodzaj zaklęcia czy innego działania - może coś dolanego do ich paszy? Zatruta woda? Albo jeszcze coś innego, co doprowadziło do skrętu nóg tych zwierząt, żeby już nigdy nie mogły wstać. To jednak, co było widoczne przecież nie wymagało tłumaczenia, tak? Czy teraz każdemu musiał odpowiadać na pytanie, które grzmiało już wielokrotnie zewsząd? Czy miał stać się wszechwiedzący i przynieść im wszystkim ukojenie i spokój? Robił to ciągle. Nieustannie. I miał tego serdecznie dość.

- Tak, nie wiem. - Odpowiedział z lekką irytacją i miał nadzieję, że Bagshot sobie stąd po prostu pójdzie, zostawi go w spokoju, odpuści mieszanie jego - obcego - do tego planu, który sobie obmyślił i zajmie się innymi ludźmi, których na pewno było mnóstwo wokół niego i w jego życiu. Był tak przyjazny i otwarty, że było oczywistym, jak szybko musi łapać kontakty. Więc... niech idzie. Niech zajmie się ważniejszymi dla siebie sprawami i zostawi go tutaj samego. Isaac jednak nie odszedł. Kucnął ponownie i nawet wyciągnął do niego swoją dłoń. Tą przystosowaną do trzymania pióra, dziś bez rękawiczki. Miękką, czystą, delikatną w swoich muśnięciach. Laurent chciał odnaleźć w sobie złość na tę chwilę, chciał odtrącić tę dłoń i naprawdę kazać mu stąd zniknąć. Może gdyby znów napisał do Edga to coś by się zmieniło? Coś by się poprawiło? I cóż, teraz miałby polegać na tym człowieku ze Ścieżek, kiedy otoczony był rodziną aurorów i mafią? Zamiast tego spoglądały na niego zmartwione oczy historyka, badacza, pisarza. Ciekawskiego jegomościa, którego ciekawość była bronią, ale obusieczną. Niebezpiecznie było pomagać mu wyciągać ją z kabury.

- Za kogo ty mnie uważasz? - Wzrok Laurenta nabrał nieco skupienia, tak i zabrzmiał nieco szorstko. - Oczywiście, że posłałem. - Na ostatnie pytanie tylko pokręcił głową, bo dokładnej godziny nawet nie mieli. Była tylko przybliżona. - Isaacu powtórzę, że nie wiem, co się tu stało. - Aż się cały napiął od nerwów i stresu, który od nowa w niego uderzył. Przynajmniej coś zostało osiągnięte - został obudzony z tego marazmu, w jakim się zatopił. - Próbuję je uspokoić. Jeśli możesz - pomóż. Cierpią. - Nie zamierzał odtrącać pomocy, skoro już mężczyzna się zaoferował. Machnął ręką w bok, wskazując ułożone na trawie konie. Nie był w stanie się rozdwoić, roztroić. Nie był w stanie ich zaklinać wszystkich na raz - nie był nawet dobry w tej sztuce magicznej.

Odetchnął, kiedy służąca weszła do zagrody, a Isaac zaraz poprosił ją o coś do picia. Zwiesił głowę bez siły i z rezygnacją. Isaac nie zasłużył na to, żeby wylewać na nim swoje żale, a on nie mógł i nie miał czasu się teraz rozklejać. Aż zadrżały mu dłonie z próby zatrzymania łez, aż zachłysnął się powietrzem. Na niewiele się to zdało. Zapłakał. Słone łzy skapnęły na sierść zwierząt. Więc w odpowiedzi na ponowne pytanie Isaaca i jego czuły gest tylko pokiwał głową. Otarł swoje policzki i sam złapał swoją różdżkę, żeby się podnieść, delikatnie kładąc koński łeb na ziemi.

- Trzeba okryć ich oczy. - Pokazał te materiały, które teraz leżały obok nich, bo pracownica pognała ochoczo po "coś do picia" za prośbą Isaaca i kiedy Laurent ją oddelegował z przyzwoleniem machnięciem dłoni. - I... jeśli możesz... - brał głębsze wdechy przez ten płacz, nad którym starał się zapanować - ulżyć im zaklęciem - będę zobowiązany. - Ocierał ciągle te policzki i odwracał wzrok od Isaaca. Całego siebie nawet. Nie lubił, kiedy inni oglądali go w takim żałosnym stanie, a już na pewno nie osoby, które były dla niego, w zasadzie, nowe. Sam zresztą zamierzał się do tego zabrać. - Weterynarz powinien niedługo się pojawić. Nie wiadomo, co się stało. Nie było nikogo w pobliżu, stajenny przybiegł na padok jak konie zaczęły rżeć. - Głośno, żałośnie. Tak jak teraz.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#6
15.05.2024, 17:51  ✶  
Isaac starał się myśleć trzeźwo i nie panikować. Nie zastał tutaj jednak tego, czego spodziewał się zastać. Co prawda sam nie wiedział, czego się spodziewać po odwiedzinach u Laurenta, ale... no na pewno nie "tego"! Myśli kotłowały mu się w głowie, ale jeśli we dwoje tutaj usiądą i będą wylewać łzy nad losem koni, to nic nie zdziałają. Nie krytykował oczywiście Prewetta. Zauważył już, że Laurentnbył na swój własny sposób wrażliwy, i na swój własny sposób te emocje okazywał. Dlatego on, Isaac, musiał właśnie w TYM momencie postawić go trochę do pionu. A dlaczego? Ponieważ trzeba sobie pomagać, na tym właśnie powinny polegać relacje międzyludzkie. Uważał, że mając przyjaciół, sąsiadów, współpracowników czy kochanków, powinien o nich dbać. Każdy był dobry w czymś innym i ludzie powinni się uzupełniać, oferując swoje mocne strony społeczności w której żyli. Znał większość słabych stron czarodziejów z którymi trzymał kontakt. Nie wykorzystywał jednak tej wiedzy po to, żeby z nich drwić lub podcinać im skrzydła. Potrzebował tego, żeby widzieć jak im pomóc i jak się zachować.
- Przepraszam, nie złość się na mnie...- Odłożył różdżkę na trawę i przeczesał chłopakowi włosy. Ponownie pogładził go uspokajająco po policzku. Nie miał w zamiarze wzbudzić w nim irytacji. Po prostu słowa tym razem wyprzedziły jego myśli.
Kiedy Laurent zaczął zbierać się z trawy, Isaac również wstał, pamiętając również o swojej różdżce. Wyciągnął z kieszeni materiałową chusteczkę z haftem I.B oraz ładnie wyszytym logiem Gryffindoru. Wyglądała na starą, ale była czysta. Podał ją chłopakowi, żeby mógł otrzeć twarz.
-Uspokoimy je, zanim przyjdzie weterynarz.- Obiecał. Widząc jego zamieszanie, nie powiedział już nic więcej. Zabrał się do pomocy. Kucnął po materiały i część z nich przerzucił sobie przez ramię. Nie miał pojęcia, czy wybrał dobrą kolejność uspokajania zwierząt, jednak najpierw postanowił użyć magii. Nie zmusi koni do spania czy wykonywania swoich poleceń, tak jak potrafił to robić z ludźmi, ale będzie w stanie przynajmniej wyczarować dla nich iluzje bezpieczeństwa. Dopiero kiedy wyraźnie widział, że zwierzęta przestają tak głośno rżeć i zaczynają być lekko otumanione przez magię, podchodził bliżej. Gładził lśniąca sierść, aby potem zakryć im oczy, tak jak przykazał Laurent. Nie odzywał się przy tym, nie licząc cichych mrukniec skierowanych do zwierząt. Nie zaczepiał też Prewetta. To nie był czas na pogaduszki.

Rzut PO 1d100 - 34
Slaby sukces...

Rzut PO 1d100 - 16
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 18
Akcja nieudana
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
16.05.2024, 11:59  ✶  

Panika niczemu nie służyła, nikomu nie pomagała. Nie panikował na tamtym statku, gdzie jeden z trupów rozdarł jego nogę i nie panikował, kiedy jeden z naśladowców Śmierciożerców wpadł do jego lasu. Nie panikował też tutaj. Nie było nad czym panikować, za to było nad czym płakać. Te konie, ich los, to wszystko, co działo się wokół i co było jakimś głupim, śmiesznym żartem jednego człowieka, a co zamieniało się w tragedię drugiego. Niektórych cieszyło właśnie to - ludzkie cierpienie. Bawili się dobrze tylko wtedy, kiedy mogli jak kleszcze pożywić się na czyimś szczęściu, na ich energii, na zdolności przetrwania nastawionej na proste życie. Nie, Laurent prosto nie żył, bo prostota jakoś nigdy nie wystarczyła. Ciągle czegoś brakowało, jakiejś ciepłej dłoni. Tej samej, która teraz go uspakajała i ścierała palcami łzy z policzków. Albo i innej. Jakiejkolwiek. Byle ta dłoń była w zasięgu, żeby dzieliła się tym swoim ciepłem z drugą osobą.

Chciał tak odtrącić tę dłoń jak i dalej do niej przylegać. Odtrącić, bo przecież kto by powiedział ktoś, kto zobaczyłby ich przy wymianie TAKICH gestów w nadmiarze? Pewne scenariusze pisały się same. Plotka do plotki, jedno czy drugie niedopowiedzenie. Ludzie kochali gadać. Kochali też dopisywać sobie scenariusze i tworzyć zupełne nowe w miejsca tych, które już istniały. Nic go w końcu nie łączyło z Isaaciem oprócz ewidentnej chęci poznania siebie wzajem. Na jakiej teraz płaszczyźnie? Skonfundowanie w głowie i chęć zakończenia pewnego etapu swojego życia, żeby wejść w nowy rozdział była kusząca. Tylko jak kusić siebie samego, kiedy bardziej kusiła taka dłoń..?

Przyjął chustkę z podziękowaniem i dał sobie drobną chwilę na odtajanie, zebranie się w sobie i otarcie twarzy. Otarł te słone łzy, element chyba boskości, skoro oceany również były słone, ale nie mógł teraz mu tej chustki zwrócić. Przecież wypadało, żeby najpierw ją wyprał. Poinstruował swojego obecnego pomocnika, jak to robić i sam zajął się resztą rumaków. Nie musieli bardzo długo czekać na to, aż zjawi się magiweterynarz. Laurent już z większym spokojem, dystansem wręcz, opowiedział, co się stało, choć nie miał wiele więcej do powiedzenia niż Bagshotowi. To wszystko trwało. Trwało to, jak Prewett skupił się na zwierzętach i tym, co robi sam medyk, żeby im pomóc, a co skutecznie odsuwało jego uwagę od gościa. Przeprosił raz jeszcze tylko Isaaca i obiecał, że zaraz do niego przyjdzie. I że jeśli zechce to może poczekać w jego biurze, dokąd gotowa byłą go poprowadzić ta sama pracownica, która wróciła z dzbankiem lemoniady i dwoma szklankami - jednym dla Isaaca, drugim dla samego Laurenta.

Ten czas więc płynął i umykał przez palce, ale przynajmniej koń jeden po drugim wstawały na nogi. Poczucie ulgi było wręcz wszechogarniające. Laurent przez moment podparł się o płot tak, jakby sekunda dłużej bez tej podpórki miała sprawić, że straci oparcie własnych nóg i kolana się pod nim ugną.

Dopiero, kiedy miał pewność, że koniom nic nie będzie i była to już tylko i wyłącznie dokończenie zaklęć i podanie mikstur przez weterynarza zwrócił się do Isaaca. O ile ten w ogóle miał cierpliwość tutaj czekać.

- Jeszcze raz cię przepraszam... chyba dziesiąty dzisiaj raz. - Uśmiechnął się ze zmęczeniem, przymykając na chwilę oczy. Podparł głowę na dłoni i pociągnięciem palców poprawił włosy. - Jeśli nadal masz czas i ochotę porozmawiać to zapraszam do siebie na herbatę, kawę lub cokolwiek mocniejszego, na co miałbyś ochotę. - Nie musieli już rozmawiać tutaj. Blondyn obejrzał się przez ramię i złapał łeb konia, który za nim przywędrował i zaczepiał go teraz, trącając lekko chrapami. Pogłaskał go po pysku i skierował się do swojego domu, który znajdował się przy samej plaży zaledwie ze 3 minuty drogi stąd.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#8
17.05.2024, 20:48  ✶  
Isaac starał się pomóc jak tylko mógł. Odetchnął jednak w duchu, kiedy pojawił się weterynarz, który sprawnie opanował całą sytuację. Oglądanie zwierząt w takim stanie było bardzo przygnębiające. Laurent musiał czuć się jeszcze gorzej - w końcu to jego konie i na pewno był z nimi bardzo związany. Mimo że Bagshot lubił jeść mięso, to jednak nie chciałby patrzeć jak cierpią lub są zabijane jakkolwiek zwierzęta. Nawet te przeznaczone na rzeź. Ot, taka hipokryzja. Mieszkając na wsi w Polsce trochę się jednak tego naoglądał. Jego przyjaciele - Edmund oraz Tereska mieli farmę - krowy, kury i świnie. Nigdy się nad nimi nie znęcali, jednak trzymali je u siebie z wiadomych względów.
Kiedy jego pomoc przestała być potrzebna, wycofał się pod ogrodzenie i oparł o nie plecami. Wyciągnął papierosa i zapalił, wzdychając pod nosem. W dłoni trzymał lemoniadę którą podała mu pracownica Laurenta. Kiedy gospodarz do niego podszedl, uśmiechnął się niepewnie. Nie wiedział, czy chłopak czuje się lepiej, i czy będzie podzielał jego pozytywne spojrzenie na sprawę. W końcu wszystko skończyło się dobrze. Nie zaproponował mu papierosa. Prewett nie palił.m
- Teraz już wszystko będzie dobrze. I nie przepraszaj, nie masz za co.- Mówił.- I pewnie, że mam ochotę porozmawiać. Pytanie, jak ty się czujesz? Jeśli potrzebujesz pobyć sam, to po prostu powiedz.- Isaac nie miałby z tym problemu. Wiedział, że ludzie różnie odreagowują stresujące sytuacje. On na pewno potrzebowałby towarzystwa, żeby zająć czymś głowę. Potrzebował ludzi, żeby móc naładować baterie.
Ruszył za Laurentem, zerkając na konie które odzyskały swój normalny kształt. Pewnie minie dobrych kilka dni, zanim zwierzęta dojdą do siebie.
-Posprzątałem pety, które rzucałem pod róże w ogrodzie.- Powiedział nagle, mrużąc lekko oczy. Spojrzał na Laurenta. Przyjemny widok. W jego oczach chłopak był po prostu piękny. Nigdy nie sądził, że jakikolwiek mężczyzna będzie w stanie wzbudzić w nim takie emocje. Prawie każda kobieta z którą kiedyś był blisko, działała na niego podobnie. Ale mężczyzna?- Jeśli masz siłę, to pójdziemy nad morze?- Poprosił. Na pewno nie będzie chciał rozmawiać o tym, o czym mieli dzisiaj rozmawiać. Nie po tym, co się wydarzyło.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
17.05.2024, 22:07  ✶  

Isaac Bagshot był niezwykle urodziwym mężczyzną. Nie chodziło tylko o to, jak szlachetne miał rysy twarzy - mógł uchodzić z powodzeniem za syna rodziny Black, tylko brakowało mu tych zimnych oczu, tylko brakowało czarnej krwi... a może nie? Może posiadał ją w żyłach, tylko krył przed światem pod nazwiskiem Bagshot? Ludzkie historie potrafiły szokować i zadziwiać. Pozornie najbardziej uśmiechnięta twarz potrafiła kryć za sobą całe morza wylanych łez. Wypłakanych na skalnych klifach, oddanych w nicość, za nic, za wszystko, za błędy przeszłości i za to, że jeszcze niejeden zostanie popełniony. Nie życzył Isaacowi temu, żeby płakał. Nie chciał, żeby jego oczy zapełniały się łzami i by te gorzkie żale wylewał do kieliszka whiskey czy innego trunku... co on wtedy właściwie pił w tym barze? Nie mógł sobie przypomnieć - teraz, kiedy niósł tę lemoniadę, automatycznie jego głowa powędrowała do tamtej knajpy, do której Laurent nie pasował wcale. Ale to nic. W jego mniemaniu pasował wszędzie tam, gdzie się znalazł, musiał się tylko gdzieniegdzie odpowiednio postarać, żeby nie dać po sobie poznać, że rzeczywistość przedstawia się inaczej. Isaacowi nie brakowało charyzmy - mógł należeć do tych osób, które za tymi ciepłymi spojrzeniami i uśmiechami kryją wiele. I tak było. On krył - ukrywał wiele historii, które poruszyły jego serce i przez które wybrał niesienie dobra ponad innymi atrybutami, jakie mógł sobą reprezentować i po jakie mógł sięgać. Zabawa w narkotyki i hulanki po nocach - czy to nie o nich opowiadał? Wyjechał, bawił się, korzystał z życia. Potem wiedział, kiedy bawić się należało przestać i wyrazić szacunek wobec ludzi wokół i pieniądza.

- Twój optymizm jest jak gwiazda Syriusza na niebie dla żeglarza. - nie, Laurent nie był żeglarzem, nie był też astrologiem, ale lubił czytać. Epika, liryka i dramat. Poezja była czymś, co rozjaśniało jego duszę, a opowieści o rycerzach i damach czekających na nich w swojej wieży rumieniła mu policzki. Wszystko to było obdarte z codzienności okrucieństwa i pozwoliło uwierzyć w utopijny świat, o którym chciał śnić. Raz wyśnił go aż zbyt intensywnie. Tak i teraz wolał podryfować myślami w tym kierunku i zostawić chwilowo ten padok za sobą. Nawet jeśli obejrzał się za swoje plecy raz jeszcze, gdy się oddalali, a on już dopełnił formalności, żeby móc zostawić wszystko w rękach jego zastępcy - Alexandra. - Nic mi nie jest. Dziękuję za troskę. - Upierał się, że kiedy potrzebował pomocy to się o nią ubiegał. Radzenie sobie z emocjonalnym problemem tego typu, jego zdaniem, pomocy nie wymagało. Nie dla niego samego. Wolał, żeby nikt nie oglądał jego kolejnego załamania i żeby wszyscy sądzili, że jest naprawdę w porządku u niego. Wolał nikogo nie martwić. - Zawsze przyjemniej jest spędzić czas w towarzystwie. - Niż gapiąc się w cztery ściany, albo znów biegnąc do morza, żeby cię pochłonęło, pojmało, utopiło. Lecz nie mogłeś się utopić. Zawsze było na to za mało wody.

- Posprzątałeś... - Oznajmienie, jakie usłyszał, było tak niespodziewane, że automatycznie chciał zapytać: "co?". "Posprzątałeś co?". Pytanie nie zostało dokończone, bo przyszła do jego ciężkiej głowy realizacja. Róże. Ogród. Uśmiechnął się. - Tak? Skąd ta myśl, żeby to zrobić? - Albo robił to zawsze i nie było w tym żadnej zmiany? Może przyłapał jego sceptyczne spojrzenie, kiedy blondyn obserwował ten skandaliczny ruch wyrzucenia niedopałka do tych dumnych kwiatów. - Nigdy nie odmawiam wycieczki nad morze, drogi Isaacu. - Uśmiechnął się łagodniej. To był bardzo dobry kierunek wędrówki.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#10
25.05.2024, 19:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.05.2024, 19:57 przez Isaac Bagshot.)  
Isaac bardzo rzadko płakał. Ostatni raz zdarzyło mu się to kiedy zbierał materiały do swojej drugiej książki. Wszystko przez legilimencję i potworności jakie dzięki niej miał nieprzyjemność oglądać. Szybko jednak doszedł do siebie. Musiał wtedy zmienić swoje myślenie - nie myśleć o tym, co złe, a o tym, co dobrego miało miejsce podczas tych mrocznych i bezwzględnych czasów. Myślał o świetle ukrytym w mroku. O ludziach, którzy byli tym światłem. To dawało mu nadzieję, że dobro zawsze zwycięży nad złem. I ostatecznie właśnie tak się stało. Zawsze tak się dzieje! Chciałby, żeby Laurent również potrafił złapać się pozytywnej myśli. Nawet w swoich najgorszych czasach.
- To prawda, że zawsze staram się patrzeć na wszystko z odrobiną pozytywnego myślenia.- Uśmiechnął się lekko, na porównanie do gwiazdy. Gdyby tylko mógł wypowiadać się w tak poetycki sposób jak Laurent, to może napisałby własny tomik wierszy?
- Taaak, nadal rzucam pod róże niedopałki, ale zawsze po kilku dniach je sprzątam. Twoje zmarszczone brwi mnie do tego przekonały. Szanujesz piękno. - Mówił, kiedy szli już po piasku.- Piszesz poezję? Ja piszę bardzo dużo o różnych rzeczach, ale nigdy nie byłem w stanie napisać wiersza. Bardzo pięknie się wypowiadasz. - Powiedział. Chciał podejść bliżej wody i sprawdzić palcami jej temperaturę. Wybrał ten kierunek ponieważ miał nadzieję, że szum fal oraz widok morza pozwolą Laurentowi jeszcze bardziej uspokoić umysł. On sam nie potrzebował wiele, żeby przegonić smutek spowodowany tym, co działo się jeszcze przed chwilą.
- Są dni, kiedy czujesz zew morza?-Zapytał, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów żeby znów zapalić. Spojrzał na chłopaka niebieskimi oczami, które na pewno nie należały do żadnego z Blacków. Były identyczne, jak oczy jego ojca. Isaac  na szczęście urodę odziedziczył po matce, która była bardzo urodziwa. Dzięki temu nie był niski, otyły oraz łysy. Gdyby nie to, że uśmiechem, łagodnym charakterem oraz mimiką przypominał pana Bagshota, to cały świat poddałby w wątpliwość, czy mężczyzna na pewno był jego ojcem. A kogo przypominał pan Prewett?
Uśmiechnął się do Laurenta pokazując zęby.
- Czuje się głupio stojąc tu przed tobą w tej głupiej koszulce w kotwice. - Zaciągnął się papierosem i ponownie nie zaproponował żadnego Prewettowi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (3177), Isaac Bagshot (2011)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa