• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 14 Dalej »
[3.04.1972] Dziwna ciotka kontraatakuje

[3.04.1972] Dziwna ciotka kontraatakuje
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#1
29.05.2024, 13:08  ✶  
Silne burze i znikające domu, silnymi burzami i znikającymi domami, ale niestety ciotkę Ethel i tak należało odwiedzić. Niestety
Gdy już się ogarnęli i ruszyli dalej Basilius sprawdził na szybko, czy żadna klątwa przypadkiem nie przykleiła się, ani do niego, ani tym bardziej Laurenta i dopiero wtedy odetchnął z ulgą chociaż cała sprawa dalej mu się nie podobała. Nerwy musiały go jednak trzymać bardziej, niż przypuszczał, bo  jak już ruszyli, a on uspokoił się, że to dziwne przeżycie raczej nie przyniesie ze sobą żadnych negatywnych dla nich konsekwencji, poczuł się na tyle zmęczony, że przysnął i doświadczył tego nieprzyjemnego uczucia, w  którym w jednej chwili zamykasz w oczy, a w drugiej budzisz się i dowiadujesz się, że przyszedł czas na zmierzenie się ze starą ciotką.
– Oho. Szykuj się – mruknął do Laurenta, gdy tylko wylądowali. I oto stała i ona. Ich utrapienie przez najbliższy dzień w białej szacie z wzorkiem w cytryny i bardzo kwaśną miną, która jedynie potwierdzała Basiliusowi, że lepiej, by było gdyby rozmyli się w powietrzy wraz z ich gospodarzami z zeszłej nocy. Niestety najwyraźniej nie mieli takiego szczęścia w życiu. – Jeszcze raz przypomnij mi czemu nie mogliśmy napisać, że wczoraj zatrzymała nas burza, a dzisiaj, chociaż bardzo nad tym ubolewamy, musieliśmy już wrócić do swoich obowiązków? – spytał jeszcze szeptem, a potem odetchnął głęboko i otworzył drzwi gotowy by zmierzyc się ze starą, zdziwaczałą Ethel Prewett.
– Ciociu Ethel jak miło...– zaczął z uśmiechem na  ustach, ale czarownica nie dała mu dokończyć
– Basil! Laurie! – wykrzyknęła kobieta, pędząc do nich szybciej, niż ściągający za zniczem. – Na bogów wszystko w porządku? Tak się martwiłam, gdy się nie pojawiliście. Już chciałam pisać do Ministerstwa Magii by wysłali jakąś ekipę poszukiwawczą. Naprawdę. Starą ciotkę tak straszyć. Co się stało? Zapomnieliście? Może to oznaki jakiejś choroby? Może macie motyle w mózgu? Napisze o tym komuś  z rodziny, by się wam przyjrzeli. Może Florence. No ale to nie ważne. Zresztą nawet jakbyście mieli dziury w mózgu przez motyle to dalej jesteście przystojni. Zwlaszcz ty Laurie. Chyba jeszcze bardziej wpyrzystojniałeś. Strasznie mi przypominasz jakiegoś aktora… Albo polityka. A może tego jednego mleczarza z mojej młodości. No w każdym kogoś z tej trójki. Jesteście chłopcy głodni? Na pewno jesteście. Nie rozumiem czemu za każdym razem, gdy was widzę wyglądacie, jakby was nikt nigdy nie karmił. Pewnie jecie za mało mięsa, a za dużo ziemniaków. No już, już. Chodźcie do jadani. Mam dla was przygotowane placki ziemniaczane z warzywami.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
09.06.2024, 17:58  ✶  

Mogliby tutaj spędzić kolejne godziny i nie znaleźliby odpowiedzi na to pytanie. Żadnej czarnej magii, żadnego wrażenia, że duchy zamieszkiwały to miejsce i krążyły po tym terenie, żadnych zjaw, niczego... było tu jedno wielkie nic. Laurent tego zupełnie nie rozumiał, ale najwyraźniej nie miał tego rozumieć. Basilius też nie miał się tego dowiedzieć. Ulżyło mu trochę, że nie dotknęła ich też żadna klątwa i że nic im się nie stało... nawet i fizycznie. Miał już najdziwniejsze myśli, że może, cholera, rozbili się, potłukli, coś w powietrzu sprawiło, że wypali z cholernej karocy! Ale nie. Bo przecież wtedy nie leżeliby w tym, co było kiedyś łóżkami, a teraz już tylko brudnymi szmatami.

Zanim dobrze wyruszyli Laurent podjął temat, czy jadą dalej do ciotki Ethel. Mogliby się w końcu wymówić bardzo konkretnie - nie na co dzień miewało się TAKĄ przygodę, po której człowiek, delikatnie mówiąc, niekoniecznie musi się czuć najlepiej. Troszkę manipulacja, troszkę niedopowiedzenie, bo przecież obu panom nic nie było. Nie szkodziło jednak coś podkoloryzować, żeby zapewnić sobie komfort w domowym zaciszu... Po krótkiej dyskusji temat stał się jasny - nie pojadą teraz to niedługo będą musieli jechać tak czy siak. Więc w zasadzie, równie dobrze, można tę bolączkę dokończyć tego dnia.

Laurent niekoniecznie poganiał abraksany, ale nie chciał ich agonii wyczekiwanego spotkania z Ethel i resztą rodziny przeciągać w nieskończoność. Już i tak kazali tej kobiecie czekać i chociaż Laurent próbował się nastawić jak najbardziej pozytywnie to po tym dziwnym wydarzeniu był trochę rozkojarzony. Myśli mu wciąż uciekały do tego, że przecież pili herbatę, jedli z nimi kolację, gadali z ich psem... Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że są w domu czarodziei, którzy mieszkali na uboczu. To dziwne nie było - wiele rodzin wybierało takie mieszkanie ponad ryzykowanie zamieszkania przy siedzibach mugoli, a niewielu potrafiło się dopasować do mugolskich ograniczeń, żeby nikt nie zobaczył kłaniającego się elegancko wieszaka przez okno.

- Czy ona tu czekała całą noc... - Odetchnął ciężko, ale postarał się przybrać jakikolwiek uśmiech na twarz (byle nie cierpiętniczy). - Paskudna burza, sowy bały się lecieć, Rafael kiepsko się czuje i trzeba mu pomóc w New Forest... i sprawdzić, czy burza nie wyrządziła tam szkód... - To trochę pytanie, trochę stwierdzenie w jego tonie, kiedy nachylał się do Basiliusa, układając ten plan działania. Plan awaryjny, żeby jak najszybciej zniknąć z tego miejsca, zanim Ethel wpadnie na pomysł, że przecież skoro nie było ich poprzedniej nocy to mogą być teraz noc dłużej! Nie. Nie mogli, ale ta kobieta niekoniecznie chciała też fakty akceptować. O tym wiedzieli wszyscy poza nią samą. Syndrom wyparcia to coś do leczenia, ale niekoniecznie sięgało to (niestety) ekspertyzy jego kochanego kuzyna.

Wyszedł jako pierwszy i uśmiechnął się już bardziej czarująco, otwierając ramiona. Też chciał się odezwać zaraz za Basiliusem. Tylko że kiedy chcieli się przywitać, to rozpętała się kolejna burza. Tym razem w bardzo ludzkiej postaci. Jedyne, co mógł zrobić to mrugać. Z niezrozumieniem. Albo rozumieniem, tylko niedowierzaniem. Albo czymś jeszcze innym.

Dzięki Ethel skrót jego imienia zabrzmiał nagle jak jakaś choroba. I to weneryczna.

- Ach, ciociu, jak dobrze cię widzieć..! - W końcu przerwał ten sztywny bezruch i opatulił ją swoimi wątłymi ramionami, przytulił czule, kuśkańca dał Basiliusowi, żeby też to zrobił. - Ta okropna burza, która była wczoraj, nie pozwoliła nawet moim abraksanom lecieć. Rafael źle się czuje, będzie potrzebował magizoologa. - Laurent zerknął kontrolnie na Bazyla za plecami ciotki.

- Wątłe to takie jak wy! Ta Aydaya to taka dama, a nic nie dba o swoich krewniaków. Osiadła się, wielka pani z pustyni, na włościach i już nic ją nie interesuje poza tymi jej farbkami! - Kobieta machnęła dłonią zakończoną różowymi paznokciami i poprawiła swój kapelusik z orlim piórem. Każdy jej krok falował jej śliczną sukienką z falbankami. - Basilius wybrał zły zawód, mówiłam ci, że powinieneś wybrać weterynarię to by cię tak nie odtrącali ci Prewettowie, a tak masz co żeś nagotował! Na szczęście ja też nagotowałam, ale wszystko ostygło, będziemy musieli je podgrzać...



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#3
10.06.2024, 14:58  ✶  
– Tak, Rafael zdecydowanie się źle czuje. Biedny. – Skinął głową, licząc na to, że abrakasan, jak przystało na wierzchowca tej konkretnej rodziny, rzeczywiście będzie udawał gorszy stan, niż ten w którym rzeczywiście był. Basilius jednak naprawdę nie zamierzał zostawać tutaj dłużej, niż to było potrzebne. Tak wiedział, że ciotka Ethel potrzebowała towarzystwa i pewne zachowania nie były koniecznie jej winą... Ale Prewett po pierwsze naprawdę nie mógł zostać na noc, bo jutro z samego rana musiał się zjawić w pracy, a po drugie obawiał się, że nie będzie mieć tyle cierpliwości do tej kobiety. A jednak nie wypadało się kłócić z walniętą ciotką.
Gdy już ciotka ich pochwyciła swoich gadaniem, Basilius westchnął, dosłyszalnie jedynie dla kuzyna, który trącił go, i grzecznie objął czarownicę, mając wrażenie, że zaraz udusi się jej perfumami. Nie zdziwiłby się, gdyby ich flakonik miał na sobie podobiznę wampira, bo były tak samo gryzące, jak stwory nocy.
– Tak, niestety nie chcemy ryzykować, że mu się pogorszy. – Potaknął głową, udając szczere zmartwienie, które potem zniknęło, na rzecz ciepłego uśmiechu, bo przecież BARDZO się cieszył, że wreszcie się spotkał z ciotką.
– Słucham? – Zmarszczył brwi, mrugając kilka razy, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszał, kiedy kobieta już go puściła i zrobiła mu wyrzut, że powinien zostać magizoologiem. Tak, już widział, jak leczy sowy. Na pewno. – Ciociu jestem zadowolony ze swojej pracy i nie kojarzę, aby rodzina miała z nią jakieś szczególne problemy.
Spojrzał na Laurenta, bo jeśli Basilius był odtrącony i o tym nie wiedział, to może jego kuzyn, z którym tu wspólnie przyszedł, bardziej orientowal się w temacie, o którym oboje pewnie pierwszy raz słyszeli. Jednak kiedy ostatnio sprawdzał to jedyna osoba, która miała problem z jego nazwiskiem, była jego własna matka, która, mając słuszny żal do zmarłego męża, najchętniej by chciała, aby syn zmienił sobie nazwisko na jej panieńskie. Jednak afery rodzinne jego rodziców, o których niby się nie mówiło, ale zakładał, że każdy coś w rodzinie kojarzył, nie były tematem, o którym chciałby dzisiaj myśleć. Ani w ogóle.
Ciotka nagle ich wyprzedziła, by wprowadzić ich do, zaskakująco przytulnej jak na jej gust, kuchni, a Basilius skorzystał z okazji, że zostali nieco w tyle i nachylił się do Laurenta.
– To co? Gramy komu się uda wyciągnąć od niej jak tak właściwie jesteśmy spokrewni? – szepnął z błyskiem w oku. Jakoś trzeba było sobie ten czas umilić. – Mozesz wymyślić, co dostaje wygrany.
– Chłopcy. Co tak zostajecie z tyłu? Na bogów może i wy już chodzić nie macie siły? Ja chyba naprawdę muszę napisać do Florence w tej sprawie.
Basilius skrzywił się.
– Nie ciociu, po prostu podziwiamy kolory ścian. Przemalowałas je, prawda?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
11.06.2024, 09:19  ✶  

Wtajemniczony w plan Rafael wielkim aktorem nie był, ale słysząc hasło klucz wydał z siebie żałosne rżenie i dramatycznie zamachał głową, żeby zaraz po tym się położyć na trawie z wielce cierpiętniczo opuszczoną szyją i przymkniętymi ślepiami. Zwykłego konia nie dało się w ten sposób ruszyć, a co dopiero wielkiego abraksana. Stajenni nieco przestraszeni odsunęli się, pełne zwątpienia spojrzenie posłali po sobie, śledzili też i potem Prewettów oczami, bardzo chcąc uzyskać odpowiedź na pytanie, co oni mają robić? Właśnie byli odpowiedzialny za tę dwójkę stworzeń, tymczasem jeden z nich zachowywał się co najmniej nie wpisując się w schemat, do jakiego byli przyzwyczajeni. Schemat zaś był prosty - grzeczna wędrówka do stajni, gdzie abraksany mogły odpocząć po podróży.

- Och na brodę Merlina... - Kobieta obróciła się w kierunku konia, nie wiadomo, czy zła, czy bardziej zaniepokojona w sumie, chyba obie te emocje. Laurent zaś nie chciał zgadywać, czy czasem zła nie jest na samego abraksana, że śmiał zachorować. - Trenowałeś je ostatnio? Może smucikonie pióra im podgryzają? - Dobrym określeniem na to, co poczuł Laurent, było słowo "cringe". - Zajmijcie się nimi dobrze! Whiskey mu przynieście! - Machnęła ręką w stronę stajennych, ale nawet się nie zatrzymała.

- Nie, zapewniam, że nikt im piór nie podgryza... - Powiedział z lekkim dystansem, chociaż bardzo starał się nie brzmieć, jakby odpaliło to w nim niechęć. Pokręcił za plecami ciotki głową w kierunku Basiliusa dając mu znać, że nic nie wie na ten temat, żeby panował jakikolwiek... zawód zawodem Basiliusa. Przynajmniej on w swoim otoczeniu o tym nie słyszał, ale też Basilius był raczej tą stroną, która nie kręciła się wokół Keswick, to i niekoniecznie był w kole zainteresowań tymi wszystkimi... kasynami i innymi zakładami bukmacherskimi.

- Nie chciałbym jej sprawić przykrości... - Nachylił się do Basiliusa, z lekkim zaskoczeniem przyjmując te słowa. I tak, nie chciał jej przykrości sprawiać, ale z drugiej strony mogli spróbować. Najwyżej się wycofają? Gdzieś musiała leżeć granica żartu i dobrego smaku, wystarczyło być na nią wyczulony. Więc uśmiechnął się półgębkiem i skinął głową.

- Zauważyłeś! - Dumna jak paw kobieta klepnęła w oparcie krzesła, chyba sugerując, żeby Basilius na nim usiadł. - Twoja przyszła żona będzie zachwycona - dobry zawód, bystre oko, zwraca uwagę na szczegóły... Jeszcze gdybyś się tak nie spóźniał, jak mój były mąż... albo ten listonosz jak miałam dwadzieścia lat... to naprawdę... coś byś zdziałał wśród tych kobiet, może by jaka panna nawet spódnicę dla ciebie uniosła.

- Jak ty właściwie skończyłaś tutaj, ciociu? Co cię przywiało, wydawało mi się, że kochasz Londyn. - Zaczął ostrożnie. Później będzie wymyślać, o co się właściwie założyli, równie dobrze może być o samą satysfakcję wygranej. Chociaż Laurent nigdy nie miał w żyłach tego przymusu do wygrywania w takich rzeczach. Usiadł obok Basiliusa, kiedy kobieta zaczęła sama robić herbatę i rzeczywiście wyciągnęła te placki z lodówki, nastawiać patelnię i tak dalej... chociaż skrzat był jak najbardziej obecny w domu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#5
14.06.2024, 13:20  ✶  
– Nie, nie. Żadnej whiskey – wtrącił sie szybko, bo może magizoologiem nie był, ale był wręcz przekonany, że abrakasany i whiskey to nie było dobre połączenie.
Plus był taki, że przedstawienie abrakasana przekonało ciotkę, że naprawdę nie mogą tutaj zostać, tak długo, jakby chciała. Przynajmniej jeden problem z głowy. Teraz trzeba było tylko to jakoś przetrwać.
A więc tak jak myślał. Jeśli kiedykolwiek dostanie od ciotki listy, że został wydziedziczony, to nie powinien się nimi przejmować, zresztą, nawet jeśli jego geny obawiały się tym, że raczej tym, że po prostu przesiadywał w kasynach, a nie rodzinnym biznesie, to przecież na spotkania i święta był zapraszany. Zaraz... Czy to dlatego ciotka tak naciskała na jego wizytę? Bo myślała, że nikt inny nie chciał go zapraszać? Na Matkę...
– Przecież na pewno sama będzie chętna do opowiadania o sobie – zachęcał kuzyna dalej, bo naprawdę potrzebował jakoś przetrwać ten obiad, a nic tak nie dodawało siły, jak dobry zakład i potencjalna wygrana. Na całe szczęście nie znał myśli Laurenta, że mogliby grać dla samej satysfakcji wygrania, bo wtedy chyba naprawdę on sam zasugerowałby mu, że ma dziury w mózgu.
Eh, czy był jakiś podręcznik, jak się odpowiadało na tego typu komentarze z ust starych ciotek? Bo Basilius zawsze miał wrażenie, że takie teksty brzmiały jedynie znacznie bardziej niezręcznie, niż gdyby wypowiedział je ktokolwiek inny. Poza tym normalnie zawsze był na czas. Nie jego wina, że wczoraj wydarzyło się to, co się wydarzyło.
– Eee... Dziękuję? – powiedział, siadając na jednym z kolorowych krzeseł, znajdujących się w kuchni. Całe pomieszczenie, było przytulne, ale jednak wyglądało bardziej, jak pokój wyjęty z jakiejś książki dla dzieci, niż prawdziwa kuchnia. To chyba była kwestia tych zasłon w truskawkowy wzór i różowego czajnika w kwiatki.
— Oh Laurie, to jest strasznie długa historia kochany. – Kobieta na chwilę odsunęła się od patelni, aby nalać im obojgu herbaty do niebieskich kubków w stokrotki. – Wiesz, jak to jest kiedy, raz budzisz się w swoje urodziny i... O! Właśnie. Laurie czy mógłbyś przekazać swojemu tacie, że jako prezent urodzinowy życzę sobie grupowe zdjęcie Prewettów w pasujących ubraniach? Naprawdę, od pięciu lat czekam, aż domyśli się, że to jest to czego pragnę, ale on jak na złość nic z tym nie robi.
Basilius niemal zaksztusił się swoją herbatę i zerknął na Laurenta. Dobra. Jednak chcę być wydziedziczony zdawało się mówić spojrzenie starszego Prewetta.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
16.06.2024, 21:19  ✶  

Laurent spojrzał na Basiliusa kątem oka, ciotka spojrzała na Basiliusa wymownie i przez moment oboje spoglądali na niego tak, jakby nie byli pewni, czy mężczyzna wie, o czym mówi. Ale komentarz się nie pojawił. To jest - pojawił, tylko nie słowny. Czasami jedno spojrzenie wyraża więcej niż tysiąc słów. Abraksany Prewettów uwielbiały whiskey, chociaż większość osób brała to za plotkę. Baislius w sumie nie wychowywał się wśród nich, więęęc... mógł nie wiedzieć? Dla Laurenta ta wiedza była tak oczywista jak oddychanie, dlatego potrzebował chwili, żeby sobie przetłumaczyć odpowiedź mężczyzny. Żeby było zabawniej to w pierwszym momencie pomyślał, że to jakieś faktycznie zalecenie lekarskie, ale przecież weterynarzem nie był, cała ta głupia gadka sprzed chwili od Ethel... Przez sekundę myślał, że może to po prostu żart? Ale to przeminęło jak fala na plaży. A później już musiał sobie odpowiedzieć samodzielnie na pytanie, skąd ta reakcja. I że ta wiedza wcale nie jest taka oczywista, jak jemu się wydaje, że jest.

Dlatego też Laurent przy stole starał się robić to, co robił zazwyczaj - ładnie wyglądać, uśmiechać się i skupić na osobie Ethel. Skoro już podjął wyzwanie to wypadało mu sprostać i stawić czoła? Przy okazji nie przesadzając, bo rzeczywiście - czuł się przekonany argumentem Basiliusa... chyba kobieta gotowa była opowiadać o wszystkim, byleby tylko mówić i być w centrum zainteresowania. Fakt, że jej współczuł, bardzo pomagał w utrzymaniu rozmowy. Niestety Ethel miała talent do wybijania człowieka z... ze wszystkiego właściwie. Nie istniała taka tarcza, którą postawisz i będziesz mógł się za nią poczuć bezpiecznie i komfortowo. Zawsze się pod nią wgryzała, albo wręcz rozbijała ją na opiłki.

- Oooczywiście, ciociu. Przekażę mu bez problemu... wiesz, jaki jest Edward... - Postanowił od razu wkroczyć z chociaż malutkim wyprostowaniem, wyjaśnieniem ojca. Albo nie powinien? Mówienie czegokolwiek w imieniu Edwarda zawsze sprawiało, że się spinał. Nie było inaczej i teraz. Może i nie był dziedzicem, bo była nim jego siostra, ale nadal był jego synem i miał obowiązek reprezentować Prewettów. Edward zaś potrafił być bardzo surowy. Bardziej surowa była dla niego tylko sama Aydaya. Nie chciał, naprawdę nie chciał, żeby jakieś niedopatrzenia z tego spotkania do niego dotarły. - Domyślanie się nie jest jego mocną stroną, a jest taki zajęty biznesem... tyle stajen w całej Anglii... - Spróbował zagaić od tej strony, zerknął kontrolnie na Basiliusa, pokazał mu wzrokiem Ethel z nadzieją, że wkroczy i jednak się odezwie. - Aaale ciociu, to co z tym przyjazdem tutaj? Jak to się stało, że tu osiadłaś?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#7
27.06.2024, 00:46  ✶  
Basilius spojrzał na Laurenta, który się na niego patrzył. Potem się spojrzał na ciotkę, która również się na niego patrzyła i pewność w wyrazie jego twarzy nieco zniknęła. Zamrugał oczami i spojrzał na abrakasany.
Zaraz...
Ale...
Naprawdę?
Nie...
I nagle dwadzieścia dziewięć lat życia w przekonaniu, że to całe gadanie o abrakasanach to tylko żarty, runęło mu w gruzach, bo wychodziło na to, że to jednak nie były żarty. A jeśli to nie były żarty, to czemu wszyscy kurwa pozwolili mu żyć tak długo w tym błędnym przekonaniu? Będzie się musiał spytać o to Florence. Na Matkę, miał nadzieję, że kuzynka też o tym nie wiedziała i nie był jedynym głupim w tym temacie w tej rodzinie.
Gorsza była jednak świadomość tego, że najwyraźniej nawet jego własny abrakasan, Sylvaine, nie chciał wyprowadzać go z błędu najprawdopodobniej w obawie, że zrani to jego uczucia.
– Oh naprawdę Laurie? To cudownie. Taki złoty z ciebie chłopiec. To znaczy nie złoty, bo złoto jest cieżkie, a ty wyglądasz, jakbyś miał zaraz zostać porwany przez wiatr, ale wiesz o co chodzi mój kochany. – Ciotka najwyraźniej była bardzo uparta, aby zrealizować swoją wymarzoną sesję fotograficzną, a Basilius już sobie obiecał, że gdyby jakimś cudem doszła ona do skutku, zadba o to, aby akurat w tym terminie wypadły mu sprawy zawodowe, czy też zdrowotne.
– Tak, właśnie ciociu – powiedział wspierając kuzyna. – Zaczęłaś coś mówić o swoich urodzinach.
Ciotka, zamyśliła się na chwilę i przekręciła różdżką placki na patelni.
– Ah, no wiecie chłopcy. Obudziłam się pewnego dnia w swoje urodziny i uznałam, że mam dosyć Londynu. Że zdecydowanie za długo w nim już mieszkałam. Całe moje życie! Tak samo jak moja matka i jej matka. Zresztą wiecie jaki jest Londyn. Zbyt... Londyński. Źle wpływa na zdrowie i nerwy. To pewnie dlatego, moja prababka uciekła z jednym cyrkowcem. Mówiłam kiedyś twojemu ojcu Basiliusie, że to pewnie przez to miasto jesteś z matką taki blady, ale nie chciał słuchać.
Basilius z całych sił powstrzymał się, by nie westchnąć głośno, zanim zadał kolejne pytanie.
– I czemu ciocia osiedliła się akurat tutaj?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
01.07.2024, 19:52  ✶  

Niekiedy (doprawdy) wiedza przychodziła do nas w najmniej oczekiwanym momencie i najmniej oczekiwanej formie.

Uśmiechał się na słowa ciotki, która karmiła jego ego - pewność siebie co do tego, jak wyglądał, towarzyszyła mu chyba od dziecka. Nie zmieniło się to nijak teraz - teraz jedynie było podszyte kompleksami co do tego, że skoro złotem jest to, co prezentuje się na zewnątrz... czy w ogóle cokolwiek widać poza tym? To nie było miejsce do takich rozważań, a chociaż mieli za sobą przedziwną noc to też nie ciotka Ethel nie zagrała na tych strunach, które wyciągałyby spod szafy jego koszmary. Nie, było w porządku. Nawet więcej niż dobrze, gdy te komplementy się sypały. Mógł nawet zaprzeczyć, że prawdziwym złotem nie był - możliwość uświęcenia swojej skóry tym szlachetnym metalem nie byłoby potwarzą, byłoby błogosławieństwem. Na szczęście umiłowanie do błyskotek nie sięgało aż takiej wysokości, żeby robił głupoty tego typu.

Półprawdy były potężniejszym narzędziem niż kłamstwo. Kiedy cię okłamują to w końcu można wywęszyć nieprawidłowości. Nie znajdziesz ich teraz, może nawet nigdy, ale prawdopodobieństwo było większe. Kiedy mówisz półprawdy... ooo, wtedy możesz malować niesamowity obraz - przekłamaną rzeczywistość, która nakłada się na prawdziwą. Ethel była taka... niepozorna. Ludzie mieli ją za szaloną, ignorowali ją. W teorii spiskowej Laurent dopisywał, że to mógł być jakiś akt! Udawanie! Tak naprawdę ciotka Ethel to niezwykła osobistość pełna polotu, że to wszystko zaplanowane, a na koniec wyskoczy, że jest agentem korony! Dopisywał to żartobliwie, ale już nie żartobliwie zastanawiał się, gdzie kończyło się jej szaleństwo. I ile tak naprawdę te oczy widziały. Jak była w tym poszkodowana, jak samotna, a jak starała się utrzymywać na powierzchni. Albo nie starała już wcale.

- Kiedyś znalazłam czupakabrę, kiedy podróżowałam po okolicach Leeds, straszne stworzenie, jak ono się tam znalazło... Pewnie z Edwarda też krew wyssało, dlatego taki nieczuły jest i zapomina o rodzinie... - Nie dało się nie usłyszeć dozy urazy w jej głosie. - Prawie ubiłam tam interes stulecia! Stulecia! Gdyby nie ta czupakabra... ale dzięki niej poznałam swojego świętej pamięci męża! Niech mu ziemia lekką będzie, a Matka ma w swojej opiece, pewnie herbatę w Limbo pije. - Ciotka w końcu postawiła przed nimi talerze z jedzeniem. - Gdyby mógł, to by z nami jadł, a że nie może, to... niech spoczywa w pokoju. - A tutaj wcale nie brzmiała na smutną. Powiedziała to tak lekkim tonem, jakby jej to w zasadzie wszystko jedno było.

- I co się stało z tą czupakabrą? - Zachęcił ją Laurent. Nie był pewien, czy w ogóle ta historia była prawdziwa, czy wyssana z palca. Brzmiała jak wyssana z palca. Chociaż może było w niej jakieś ziarenko prawdy...

- Zemdlałam z utraty krwi prosto w silne ramiona tego młodzieńca! Ledwo ode mnie tę czupakabrę oderwali! Wtedy sama byłam jak ta gałązka wierzby na wietrze... Gdybyś tam był, Basiliusie, na pewno szybciej wróciłabym do zdrowia. - Laurent zrobił trochę nietęgą i niepewną minę, ale co miał powiedzieć, że jej nie wierzy?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#9
03.07.2024, 14:20  ✶  
Basilius nie miał pojęcia, czemu nagle rozmawiali o czupakabrze, ale naprawdę nie dziwił się, że chyba nikt nie wiedział, jak była z nimi spokrewniona, skoro najwyraźniej nagle rozmawiali o czupakabrze. A może to jej mąż był z nimi spokrewniony, a nie ona? To by wyjaśniało jej wyjątkowy antytalent w kwestii podejścia do abrakasanow, ale kto tam ją naprawdę wiedział? On przecież kochał ich wierzchowce, ale najwyraźniej nie wiedział o nich podstawowych rzeczy, jak to że lubiły whiskey. A ciotka wiedziała.
Chyba jeszcze długo będzie to przeżywać.
Basilius uśmiechnął się do ciotki, na jej ostatnie słowa, a potem, gdy ta się odwróciła by przywołać solniczkę, zerknął ukradkiem na Laurenta, by upewnić się, że on też nie wierzył w to co wygadywała.
– Szybko wzięliście ślub z wujkiem po tym wydarzeniu? Duża to była uroczystość? – spytał, biorąc kęsą, zaskakująco smaczengo, placka z warzywami, by zapunktować o ciotki. Może jeśli dowie się, kto był zaproszony, jakoś wywnioskuje z kim była spokrewniona. Zerknął na drzwi. Nigdzie jeszcze nie widział córek Ethel, najprawdopodobniej nie było ich jeszcze w domu, w sumie to nie wiedział, czy jeszcze z nią mieszkały, ale wiedział, że same nie lubiły, gdy wypytywało się ciotkę o jej pochodzenie, skoro nie życzyła sobie rozmów na ten temat.
– Oh bardzo szybko. W przeciągu tygodnia od tamtego zdarzenia. Poszliśmy do najbliszego kapłana i wzięliśmy szybki ślub, a dopiero potem ogłosiliśmy każdemu dobrą nowinę. Wiecie, byliśmy zakochani w sobie i uważaliśmy, że nie ma co czekać. – Ciotka zamilkła na chwilę i spojrzała się na nich jakoś tak podejrzliwie. – Właśnie chłopcy. A co z wami? Naprawdę to już najwyższy czas, abyście przestali być kawalerami. Żadnych panien na horyzoncie? Może powinnam wam pomóc. Mam taką sąsiadkę, która ma córkę, która ma kuzynkę, której pies jest przyjacielem z psem takiej jednej sympatycznej, czystokrwistej czarownicy...
No i skucha. Złe pytanie. Bardzo złe pytanie.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
04.07.2024, 18:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.07.2024, 18:45 przez Laurent Prewett.)  

Niektóre sytuacje były pułapkami bez wyjścia. Wydaje ci się, że stąpasz bardzo ostrożnie po tych lochach a tu jeden krok..! Tylko jeden i BACH! Nie ma! Droga się skończyła, bo wpadasz w jakąś dziurę, gdzie na dole już tylko ostre kolce albo jakieś pełzające żmije, które nawet nie wiesz, jakim cudem przetrwały w tym opuszczonym grobowcu. Mniej więcej taka była właśnie rozmowa z Ethel - zawsze coś ryzykowałeś. Czasem udaje się przewidzieć potencjalne ryzyko, niekiedy daje radę umknąć przed główną odpowiedzialnością postawionych słów, ale ta kobieta była w końcu nieobliczalna. Powiesz słowo "kotek!", bo właśnie jakieś puchate stworzono wskoczy na płot i spojrzy na ciebie z politowaniem godnym tych królewskich stworzeń, a zaraz usłyszysz, jak Ethel opowiada o kociej grypie, na którą umarł jej pięćdziesiąt mąż czy inny kochanek. Ona to wszystko wymyślała, prawda? Musiała wymyślać... Laurent miał bujne życie towarzyskie, ale przy Ethel rozkładał w beznadziei ramiona.

Czując ich wspólną przegraną uśmiechnął się już tylko, poddaną miał w oczach - mieli się raczyć wspaniałą opowieścią, bajką w zasadzie, ale na pewno było to jak z legendami - w każdej z nich drzemało ziarenko prawdy. Czasami te ziarenko było bardzo małe i trzeba było lupy, żeby je wypatrzeć wśród kłosów traw.

Tonąc w tej opowieści Laurent parę razy próbował się wtrącić, podpytać, nakierunkować na powrót, ale w końcu nawet przestał próbować, to nic nie dawało! Nawet te chwilowe zainteresowanie, które na nich kładła, było bez znaczenia - niby pytanie zadawała, ale w następnej chwili już mówiła o czymś zupełnie innym. Więc tak, przestał próbować. Zjadł tego swojego placka - akurat gotować potrafiła, może to dlatego żyła w takiej wygodnej willi i cieszyła się swoimi przywilejami, zamiast skończyć gdzieś... gdzieś poza obrębem miejsc określanych jako "godne do życia". Przez żołądek do serca? Tak to było?

Zgodnie z przewidywaniami, kiedy tylko zjedli, kobieta bardzo chciała pooglądać te abraksany i się przejechać. Rafael był taaaki choory, no to będzie truudne, ale Laurent dołożył wszelkich starań, żeby "łaskawie" zgodzić się pod naporami mocnych argumentów jak "nie daj się prosić". Basilius miał przynajmniej chwilę dla siebie w całym tym szaleństwie. Nie było jednak co liczyć na to, że ich pobyt u ciotki się jakoś szczególnie poprawi, a Laurent naprawdę potrzebował odpocząć. Czuł się... wyzuty. Ten dom z jego felernymi mieszkańcami wcale nie dawał mu spokoju, a Ethel... Ethel zaś sama była kwintesencją "niepokoju". Zaznanie przy niej chwili wytchnienia było jak podróż przez pustynię bez wody i napotkanie na oazę. Bardziej cud niż prawdopodobieństwo. 


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (2457), Basilius Prewett (1898)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa